"Wielkie zatrzymanie" - recenzja Janusza Andrzejczaka
Janusz Andrzejczak
OPĘTANIE i NIEZŁOMNOŚĆ
Nie, nie przeczytałem książki prof. Aleksandra Nalaskowskiego Wielkie zatrzymanie. Co się stało z ludźmi „jednym tchem” i bynajmniej nie dlatego, że jest ona napisana „po profesorsku”, że nie da się jej czytać z powodu hermetycznego, naukowego języka. Przeciwnie, czyta się ją z łatwością i po zakończeniu kolejnego rozdziału z trudem nie zaczyna się nowego. Ale przecież są wakacje, rowery wystawione, lasy czekają, a w lesie grzyby, poziomki, jagody… Ale nawet gdyby pogoda wykluczała leśne wędrówki, nie dałbym rady czytać tej intrygującej książki wspomnianym „jednym tchem”, z powodu… rąk. Otóż w miarę czytania, moje dłonie powoli, powoli, zaciskały się w pięści. Czy można pięściami przewracać kartki?
Musiałem sobie tę pasjonującą lekturę dozować, bo wzbierała we mnie zbyt wielka złość na to, co się na świecie i w Polsce wyprawia.
„Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?”- pisał w poemacie „Dziewczyna” Bolesław Leśmian. Podczas czytania Wielkiego zatrzymania, dopadała mnie tak intensywna mieszanina złości z bezradnością na ten „niedobry świat”, że musiałem co jakiś czas odkładać lekturę, by po niedługiej przerwie, znów ją czytać z ciekawością.
Profesor wyszczególnia trzy, zawarte w tytule ZATRZYMANIA: śmierć papieża św. Jana Pawła II, Katastrofę Smoleńską i pandemię COVID – 19. Nie będę tu jednak odnosił się do kolejnych zatrzymań, bo zrobiło to przede mną wielu recenzentów. Dla mnie, jest to książka o WIELKIEJ BEZRADNOŚCI. Nie, żadną miarą nie chodzi tu o bezradność Profesora, ale o moją własną i zapewne wielu mnie podobnych, którzy mają tradycyjne, konserwatywne poglądy.
I zaciśnięte w pięści ręce, mogą zwisać bezradnie.
Wygrywają bitwę za bitwę! Kiedyż to się wreszcie skończy?!- krzyczałem w sobie.
Czy Profesor też ma w sobie ten krzyk, ten skowyt? Być może, ale z książki to absolutnie nie wynika. Zresztą on, który nieomal codziennie, po kilka(naście) godzin spędza w swojej stolarni, gdzie wali młotkiem, hebluje, szlifuje, posługuje się dłutem, frezuje, toczy, skrawa i on tylko wie najlepiej co tam jeszcze wyprawia przy pomocy swoich rąk, czy może on pozwolić sobie na jakąkolwiek słabość? Oczywiście Profesor bije równo i mocno nie fizycznie, ale przy pomocy argumentów. Nikogo przy tym nie obraża, nie osądza, nie oskarża!
Jak to możliwe, by bić mocno i jednocześnie delikatnie? Tego zapewne nauczył się, będąc ciąganym przez swoich przeciwników po sądach…
Nie wiem, czy ktokolwiek z czytelników, zwrócił uwagę na podpis pod fotografią ze strony 130: „ Lata 1980. Dzielna wiejska kobieta transportuje produkty, które zamierza sprzedać na krakowskim Kleparzu, aby zarobić parę groszy. Dla wielu osób było to nieocenione źródło dochodu, a dla innych zaopatrzenia”. Fotografia przedstawia starsza panią w chuście, obładowaną czterema wielkimi, wiklinowymi koszami pełnymi produktów. Pamiętam te czasy i wiem co w tych koszach bywało: masło, mleko, twaróg, śmietana, jaja, kury na rosół i prawdziwy, wiejski chleb. Pełne, ciężkie kosze trzyma w obu rękach, ma także po jednym na piersiach i plecach. Ta kobieta zapewne przyjechała dla tych paru groszy, z tymi wielkimi koszami, z tym ciężarem, przepełnionym autobusem PKS! Niech sobie ktoś spróbuje wyobrazić, jak się przy tym umęczyła! Nie sądzę, by sam Profesor jakoś specjalnie zastanawiał się nad tym komentarzem, a mówi on wszystko o nim samym i o szeroko pojętej prawicy. Czy komukolwiek z lewej, liberalnej strony przyszłoby w ogóle do głowy, by zamieścić zdjęcie prostej, wiejskiej kobiety i jeszcze nazwać ją - dzielną?!
Oto wybitny profesor, nie z „partii chłopskiej”, ale pochodzący z inteligenckiej rodziny, z tradycjami naukowymi, zamieszcza w swej książce zdjęcie człowieka z ludu, w całym mozole pracy! A komentarz zdradza jego etos!
Jeszcze jeden maleńki szczególik z książki zatrzymał mnie na chwilę przy czytaniu. Na stronie 124 pisze Profesor o przekraczaniu granic w kontekście ludzkiej seksualności. Powołuje się przy tym na tajemnicę życia, której nigdy nie pojmiemy, wobec której ludzkość zawsze będzie bezradna. Jest w Wielkim zatrzymaniu podniesiony problem kompletnej nieznajomości filozofii wśród wielu pracowników naukowych pedagogiki. Czy są oni w stanie choćby pomyśleć o owej tajemnicy życia? Refleksje nad ową tajemnicą mogą się przydarzyć tylko komuś, kto w swojej bezradności wobec niej zaufał Sile Wyższej. Autor posiada tę ufność, nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Tylko dlatego w książce prof. Nalaskowskiego nie ma ani słowa o poddaniu się nieporządkowi współczesnego świata.
Wszystko już było. Tak, ponad 2 tysiące lat temu rzekł rabin Akiba ben Josef. Moim zdaniem, mylił się. Człowiek dotąd nie ważył się zła nazywać dobrem, brzydoty pięknem, kłamstwa prawdą. Odwrócenie naturalnego porządku stało się dogmatem, o którym się nie dyskutuje. Mało tego, dyskutować - NIE WOLNO! Jeśli ośmielisz się polemizować z tą ideologią, stracisz pracę, będziesz zaszczuwany, hejtowany do końca swoich dni, będą szarpać twoich najbliższych, a nawet - znajdziesz się w więzieniu! Ideolodzy neo - Wolności, Równości i Braterstwa (TYLKO dla swoich!), z całą pewnością mają już przygotowane gilotyny…
Głowa profesora Aleksandra Nalaskowskigo nie od dziś, kładziona jest pod jej ostrze. Udaje mu się spod niej uciekać tylko dlatego, że jego tęgi umysł genialnie współpracuje z mocnymi, sprawnymi rękoma, które już pod szafotem, mają moc uwalniania się z pęt.
Obejrzałem dziś przerażające sceny, jakie miały miejsce w 2013 roku w Argentynie. Opętana horda siedmiu tysięcy bezbożnych lewaków, pod feministycznymi i tęczowymi flagami, próbowała wejść do jednego z kościołów w San Juan. Kościół otoczył szczelny, modlitewny pierścień ludzi wierzących. Byli bici, lżeni, opluwani, malowani sprayami, popychani, ogłuszani… A jednak - trwali! Trwali, obroniwszy świątynię przed straszliwą profanacją. Poraża zachowanie tłumu i tej nielicznej garstki. Pierwsi, dokonując kryminalnych aktów agresji na bezbronnych - śpiewają, tańczą, słowem – bawią się, drudzy – ze wzrokiem utkwionym w Boga, modlą się. Z jednej strony opętana tłuszcza, z drugiej - niezłomni.
Gdyby w tym miejscu i czasie znalazł się prof. Nalaskowski, z pewnością łańcuchowi Wiary przybyłoby jedno oczko, albo paciorek Różańca.
Jak zachowałoby się wobec niego jego środowisko naukowe uniwersytetów? Jedni dołączyliby do „wesołków”, a drudzy - poszliby do domów. Wielu, dzwoniłoby potem do niego, by wyrazić mu swoje poparcie, z zastrzeżeniem, by o tym nikomu nie mówić. Znaleźliby się i tacy, którzy zobaczywszy profesora wśród modlących się, zawiesiliby go w czynnościach profesora uniwersytetu. Gdyby tańczył, śpiewał, pluł, bił wierzących, może umieszczono by jego portret w logo Alma Mater?
Jak wspomniałem na początku – jednym tchem nie przeczytałem Wielkiego zatrzymania. Co się stało z ludźmi. To książka w swej wymowie porażająca. Trzeba ją jednak przeczytać, bo jest zaproszeniem do grona niezłomnych, a oni, opętani,
oni się
NIE ZATRZYMUJĄ!!!
Wielkie Zatrzymanie
Najbardziej prześladowany w Polsce profesor, Aleksander Nalaskowski, ciętym piórem, z wielką erudycją i przenikliwością rysuje niepokojącą wizję świata XXI wieku. Nasz zabiegany i ogłupiały glob ziemski przestał się kręcić na kilka miesięcy – nastąpiło Wielkie Zatrzymanie, jak trafnie nazywa to Autor. Gdy opadł pierwszy kurz wzniecony pandemią i globalnym zamieszaniem, pojawił się ponoć nowy obraz świata.