Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
liczba stron: | 496 |
obwoluta: | nie |
format: | 19,5 cm x 24 cm |
papier: | offset |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 10.11.2023 |
ISBN: | 978-83-7553-394-1 |
EAN: | 978837553941 |
Najgroźniejszy agitator sprawy polskiej.
Narodziny potęgi. Dziedzictwo Kazimierza Wielkiego
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła. Na dodatek, ileż znajomych miejsc spotykamy, ileż bliskich postaci – rozpoznawalnych z wielkiego narodowego dzieła, z „Trylogii” Henryka Sienkiewicza, jak np. Skrzetuski, Wołodyjowski, Kmicic, Bohun, Jeremi Wiśniowiecki…
Wraz z Autorem śledzimy, jak zmienia się Rzeczpospolita szlachecka. Nie zmienia się na lepsze. Przekształca się w Rzeczpospolitą magnacką. Słabnie pozycja króla, a królować zaczyna swawola, sobiepaństwo, a nawet zdrada. Powoli degeneruje się szlachta, na której przez tyle wieków opierała się obrona Ojczyzny. Degeneruje się wolna elekcja, ten symbol, już tylko pozorny, szlacheckiej wolności albo, jak byśmy dziś powiedzieli, demokracji. Osłabienie kraju natychmiast skłania sąsiadów do najazdów i łupiestwa – istny potop! Pierwszy raz mamy do czynienia z poważnym planowaniem rozbioru Rzeczypospolitej. Król Jan Kazimierz abdykuje i „na odchodnym” rzuca sejmowi i senatowi prorocze słowa: „Moskal i Ruś przy ludach swojego języka opowiedzą się i W. Ks. Lit. sobie przeznaczą. Brandenburczykowi staną otworem granice Wielkopolski i o Prusy z Szwedami albo się zgodzi, albo rozerwą na kawałki. Dom rakuski [Austria] choćby najświętsze miał intencyje, przy takiej szarpaninie Krakowa dla siebie nie pominie, bo każdy będzie wolał mieć część Polski zbrojnie pozyskaną niżeli całą, dawnymi wolnościami przeciw obcym – bezpieczną”.
Choć Rzeczpospolita jeszcze jest potężna, to gwałtownie rosną w kraju wpływy zagranicy, co oznacza dalsze osłabienie królestwa. Niektórzy dostojnicy pobierają pensje od zagranicznych dworów. Dochodzi do rzeczy u nas niespotykanej: do krwawej wojny domowej. Wtedy na horyzoncie pojawia się silna osobowość, niezwykle utalentowany wódz Jan Sobieski – w nim nadzieja.
Wyjaśnienie |
6 |
Część 1 |
9 |
ROZDZIAŁ I |
11 |
ROZDZIAŁ II |
35 |
ROZDZIAŁ III |
63 |
ROZDZIAŁ IV |
99 |
ROZDZIAŁ V |
123 |
Część 2 |
153 |
ROZDZIAŁ VI Głębokie bagno, czyli rok 1648 |
155 |
ROZDZIAŁ VII |
177 |
ROZDZIAŁ VIII |
207 |
ROZDZIAŁ IX |
227 |
ROZDZIAŁ X |
259 |
ROZDZIAŁ XI |
283 |
Część 3 |
321 |
ROZDZIAŁ XII |
323 |
ROZDZIAŁ XIII |
365 |
ROZDZIAŁ XIV |
409 |
Źródła i bibliografia |
469 |
Indeks osób |
478 |
Indeks nazw geograficznych |
488 |
Indeks nazw geograficznych – tom V |
492 |
Wstęp do upadku
„Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. Tak kończy się ostatni odcinek drukowanej w 1884 roku w warszawskim dzienniku „Słowo” powieści Henryka Sienkiewicza: Ogniem i mieczem. Nie było wtedy na mapie ani Polski, ani Ukrainy. Były w Europie środkowej i wschodniej tylko trzy imperia, które 89 lat wcześniej podzieliły między siebie resztkę Rzeczypospolitej: carska Rosja, habsburska Austria oraz Prusy, tworzące niemiecką II Rzeszę. Dla kilku pokoleń Polaków, przynajmniej między 1884 a 1984 rokiem, opowieść Sienkiewicza o tragedii czasów króla Jana Kazimierza była bramą główną do krainy wyobraźni historycznej. Wprowadzała w zagadnienie upadku wspólnoty politycznej, utraty niepodległości, ale zarazem miała – wedle intencji autora – „krzepić serca”, dawać nadzieję, że z upadku można się podźwignąć. Dla zagranicznych czytelników powieści pierwszego polskiego laureata literackiej nagrody Nobla (a Ogniem i mieczem przełożono na blisko trzydzieści języków) była ona – i pozostaje może nadal – cudowną gawędą o przygodach wolności, o odwadze, przemocy i słabości. O miłości, buncie i nienawiści; o upadaniu i powstawaniu.
Kiedy w roku 2023 przepisuję słowa Sienkiewicza, zdają się one być nie historyczną fikcją, ale podsumowaniem aktualnego reportażu. Ukraina znów jest pustoszona, gdy zaczynam opowieść kolejnego tomu Dziejów Polski. Hulajpole, Konotop, Czarnobyl, Zaporoże i tyle innych miejsc, znanych z krwawych dziejów wieku XVII, znowu krwawi. Nie wiem, czy kiedy brać będą do ręki tę książkę jej Czytelnicy, będą cieszyli się spokojem, którego wspomnienie żadnej wojny nie będzie już zakłócało. Czy historia tu opisywana będzie mogła być potraktowana jako dziwna baśń z czasów, które nic wspólnego z ich doświadczeniem już nie będą miały? W tym momencie jednak lęk przed imperialnym najazdem i panowaniem znowu powrócił na obszar dawnej Rzeczypospolitej. I wraca pytanie o jej wspólnotę, ponad doświadczeniem wewnętrznych konfliktów, wobec aktualnej agresji, która przychodzi z zewnątrz. Pytanie o wspólnotę losu, wartości, interesów? Historia, także historia Rzeczypospolitej i jej wrogów, najwidoczniej jeszcze się nie skończyła.
Jak więc mamy opisywać ten jej fragment, w którego centrum nieuchronnie znaleźć się musi kozacki bunt Chmielnickiego (rewolucja społeczna czy powstanie narodowe?), czas „potopu” – czyli najazdu moskiewskiego najpierw, potem szwedzkiego i siedmiogrodzkiego na Rzeczpospolitą (1654–1660), kronika najbardziej zapalczywych konfliktów między dworem królewskim i obrońcami „złotej wolności”, w końcu inwazji tureckiej i kapitulacji Kamieńca Podolskiego? Jak opisać drogę Rzeczypospolitej od wielkiego zwycięstwa pod Smoleńskiem w roku 1634 do załamania jej pozycji w Europie Wschodniej? To jest czas Trylogii Sienkiewicza, słodzony ostatnimi triumfami orężnymi – aż po Chocim, a później jeszcze Wiedeń, ale przecież zarazem czas niewątpliwego kryzysu gospodarczego, społecznego i – chyba można również powiedzieć – moralnego tej wspólnoty, ujawniający zepsucie jej politycznego systemu. Pisał o nim gorzko sam autor Trylogii. Włożył te słowa w rachunek sumienia bohatera Ogniem i mieczem, księcia Jeremiego Wiśniowieckiego: „Wróg najgorszy to nie Chmielnicki, ale nieład wewnętrzny, ale swawola szlachty, ale szczupłość i niekarność wojska, burzliwość sejmów, niesnaski, rozterki, zamęt, niedołęstwo, prywata i niekarność – niekarność przede wszystkim. Drzewo gnije i próchnieje od środka. Rychło czekać, jak burza pierwsza je zwali – ale parrycyda [ojcobójca] ten, kto do takiej roboty ręce przykłada, przeklęty ten, kto przykład daje, przeklęty on i dzieci jego do dziesiątego pokolenia!!…”.
To nie jest jednak historia próchnicy, procesów chemicznych z udziałem grzybów czy bakterii. To jest historia relacji między ludźmi i ludzkimi wspólnotami. Jak one się układają i jak się psują? Kiedy spaja je interes, kiedy pewnego rodzaju poczucie braterstwa czy przyjaźni, a kiedy najsilniejszym katalizatorem wspólnoty, a wcześniej motywem pobudzającym działanie jednostki staje się nienawiść – wobec innych?
Narzędzia, których używamy do rozpoznania tak delikatnej i złożonej materii, nie są bez znaczenia dla wyniku badań. Można na przykład w tkankę takiej materii jak dzieje Rzeczypospolitej XVII wieku wrzynać się kategoriami wprowadzanej od niedawna do nauk społecznych „analizy intersekcjonalnej”. Stworzona przez czarnoskóre feministki w Ameryce, badaczki pojęcia rasy i rasizmu, jako klucz do rozumienia wszelkiej historii próbuje ona uchwycić współzależność i hierarchie różnych form przywilejów oraz opresji: klasowej, rasowej, płciowej, etnicznej (a także wielu innych rodzajów), a wreszcie „strategii oporu”, które ostatecznie mają obalić system ucisku. Odpowiada w taki, rewolucyjny, sposób na dziedzictwo kolonializmu i niewolnictwa. W amerykańskich stanach (jeszcze wówczas nie zjednoczonych) zaczęło się ono w sierpniu 1619 roku, wraz z wysadzeniem w Port Comfort w Virginii pierwszej grupy mieszkańców czarnej Afryki, którzy zostali uprowadzeni z Angoli przez portugalskich handlarzy, przeżyli drogę przez Atlantyk i zostali sprzedani angielskim kolonistom. 250-letnie doświadczenie amerykańskiego niewolnictwa i rasizmu oraz kolejnych 150 lat jego skutków formuje wrażliwość i emocjonalność metody intersekcjonalnej. Nieco paradoksalnie, kolonizuje ona teraz umysły badaczy innych krajów i tradycji, starających się dopasować odmienne często warunki i hierarchie „wiktymizacji” w społeczeństwach pozaamerykańskich do najnowszego wzoru badawczo-moralnego postępu (może nawet odwetu?). Jakie będą nowe mody i trendy ideologicznej interpretacji historii za lat 20, 50 albo 100? Czy w całości zostanie przeszłość przekreślona jako „niesłuszna”, jeszcze do „wyleczenia” albo już do ostatecznego wyrzucenia na śmietnik przyszłości? To może zobaczą Czytelnicy tej książki, jeśli tacy jeszcze będą.
Ostrożnie zatem podchodząc do udziału w owym wyścigu o tytuł odkrywcy najgłębiej ukrytej krzywdy, warto jednak zastanawiać się nad powracającymi przy jego okazji pytaniami badawczymi. Kto był najbardziej uciśniony w Rzeczypospolitej? Chłop czy raczej chłopka, gnębiona przez chłopa-męża (ojca, krewniaka) – czy przez pana gruntowego? Czy (i jak) ze względu na płeć i wyznanie oprymowana była np. matka Jeremiego Wiśniowieckiego, prawosławna księżna Raina, z domu Mohylanka? Czy bardziej jednak katolik-zagrodnik w jednej z setek wsi należących do latyfundium jej męża, Michała? Czy na „spodzie” (a więc w istocie – na szczycie) tej hierarchii ucisku był Żyd? Ostatnio, zauważmy, bardzo interesujące studium przypadku, wykorzystujące elementy intersekcjonalnej analizy, w odniesieniu do pierwszej połowy XVIII wieku co prawda, przedstawił badacz warszawski, Tomasz Wiślicz. Bohater jego monografii, Zelman Wolfowicz, trząsł przez ćwierć wieku (1728–1752) dochodowym starostwem drohobyckim, korzystając jako faktor z wyjątkowej przychylności starościny-wdowy, pani Doroty Chomętowskiej. Najbardziej kłuło to w oczy, jak się okazuje, nie miejscowych chrześcijan, ale współwyznawców Zelmana, oburzonych wyniesieniem jednego spośród nich poprzez układy z „sarmacką elitą władzy”. Kobieta i Żyd na wierzchu systemu przemocy i korupcji, jaką charakteryzowały się owe drohobyckie rządy? Przez pewien czas, w pewnych okolicznościach – tak być mogło. Nie tylko stan, klasa, płeć, pochodzenie etniczne czy religia, ale także przynależność do klienteli potężnego pana (czasem mogła to być w praktyce – pani) określała położenie w przestrzeni geografii społecznej Rzeczypospolitej. Warto o tych i o wielu innych „szczegółach” pamiętać, nie tracąc z oczu specyfiki konkretnego czasu i miejsca.
Opinie o produkcie (3)
Sylwester Woroniecki
Wspaniale opowiedziana HISTORIA!!!
Jerzy Dubiel
Serdecznie proszę tom VI z autografem Prof. A. Nowaka. Będę zaszczycony
Jadwiga Golemo-Strzałka
Będę bardzo wdzięczna i szczęśliwa z dedykacji Pana Profesora. Mam 4 dzieci ,które żyją treściami zawartymi w Historii Polski.Czytamy,przeżywamy i uczymy się ze źródła.