Drugi tom bestsellerowych "Dziejów Polski" pióra znakomitego historyka prof. Andrzeja Nowaka. Kontynuacja opowieści o burzliwych losach naszego kraju w okresie rozbicia dzielnicowego. Tom obejmuje okres od śmierci księcia Mieszka Starego w 1202 r. i objęcia władzy w Krakowie przez Władysława Laskonogiego, aż do wkroczenia Kazimierza Wielkiego na Ruś w 1340 r. Autor w fascynujący sposób przybliża wysiłki zmierzające do odnowienia Królestwa Polskiego podjęte w XIII w. przez Henryka IV Probusa, Przemysła II i Władysława Łokietka. Śledzi ich wytrwałe starania, opisuje przemiany polityczne, cywilizacyjne i kulturalne na ziemiach polskich, ścieranie się wpływów niemieckich, czeskich, mongolskich i litewskich, wzrost i upadek sąsiadów Polski. Podobnie jak w poprzednim tomie pokazuje kolejne etapy formowania się nad Wisłą, Wartą i Bugiem wspólnoty politycznej, kulturalnej i językowej, która w przyszłości przekształci się w naród polski.

Ta książka powinna znaleźć się w każdym polskim domu!

 

Wstęp: Miejsce w czasie   9


Część I BURZLIWE ŻYCIE DZIELNIC (1202-1279)

ROZDZIAŁ I Rewolucje XIII stulecia   17

ROZDZIAŁ II W cieniu gnieźnieńskiego „interrexa” (1202-1219)   47

ROZDZIAŁ III Między Rusią a Prusami – geopolityka Leszka Białego (1219-1227)   63

ROZDZIAŁ IV „Monarchia” Henryków śląskich (1228-1240)   83

ROZDZIAŁ V Co nam mówi głowa Henryka Pobożnego?   107

ROZDZIAŁ VI Dom podzielony (1241-1279)   127

ROZDZIAŁ VII „Ulepszanie ziemi” – modernizacja XIII wieku   163


Część II ODBUDOWA KRÓLESTWA (1279-1340) 

ROZDZIAŁ I Pretendenci i biskupi (1279-1288)   199

ROZDZIAŁ II O krakowski tron i polską koronę (1288-1296)   223

ROZDZIAŁ III Łokietek i monarchia czeskich Wacławów (1296-1306)   247

ROZDZIAŁ IV Między Pomorzem a Wawelem (1306-1320)   275

ROZDZIAŁ V Szczerbiec podniesiony (1320-1333)   303

ROZDZIAŁ VI Wielki zwrot (1333-1340)   339

ROZDZIAŁ VII Zamiast podsumowania – otwarcie na wschód   359


Indeks osób   369

Indeks nazw geograficznych   378

Rozdział III

Między Rusią a Prusami – geopolityka Leszka Białego (1219-1227)

 

Polska miała jednak piastowskich książąt, którzy nie chcieli oddawać politycznego pola. W roku 1219 zostali na nim trzej najważniejsi. Leszek Biały, umocniony sojuszem z „seniorami” z Wielkopolski i Śląska, mógł pomyśleć z kolei poważniej o wypełnieniu praktyczną treścią honorowej roli księcia zwierzchniego Polski wobec nierozwiązanej wciąż kwestii Prus, a także wobec Pomorza Gdańskiego, gdzie całkowicie uniezależnić próbowała się dynastia lokalnych namiestników. W obu przypadkach istotnym oparciem dla niego mógł być młodszy brat, Konrad mazowiecki. Władysław Laskonogi w zjednoczonej Wielkopolsce, opierając się na odzyskanej ziemi lubuskiej, mógł myśleć na nowo o bardziej energicznej polityce wobec swoich krewniaków na Pomorzu Zachodnim, coraz mocniej zagrożonym dominacją duńską (przypomnijmy, książę zachodniopomorski Bogusław II, siostrzeniec Laskonogiego, musiał złożyć w 1216 roku hołd lenny królowi Waldemarowi II). Wreszcie książę śląski, Henryk Brodaty, chyba najbardziej dalekowzroczny z uczestników tego porozumienia, dyskretnie „przydzielający” zadania swoim partnerom i patrzący w dalszą przyszłość.

Przyjrzyjmy się najpierw poczynaniom księcia Leszka Białego, do tej pory nieco zmarginalizowanego w naszej opowieści. Leszek nie był tylko marionetką swoich wojewodów ani arcybiskupa Kietlicza. Miał też jako książę krakowsko-sandomierski swoje ambicje i polityczne zamysły. Syn Kazimierza Sprawiedliwego próbował od początku swoich rządów nawiązywać do tradycji ruskiej polityki swego ojca: osadzania podporządkowanych Polsce książąt ruskich na sąsiednich ziemiach halickiej i włodzimierskiej (wołyńskiej). Młodziutki Leszek brał udział już w wyprawie z roku 1199, popierającej starania dawnego podopiecznego Kazimierza Sprawiedliwego, księcia Romana, do tronu halicko-włodzimierskiego. Wiemy, że Roman umocnił się na tym tronie tak bardzo, że uniezależnił się całkowicie od polskich sprzymierzeńców, a nawet w końcu zwrócił swój oręż przeciw Leszkowi – i zginął pod Zawichostem. Leszek nie zdecydował się wykorzystać swego zwycięstwa do odnowienia wpływów za Sanem, bo zajmowały go jeszcze starania o umocnienie swego panowania w Krakowie po wygnaniu Władysława Laskonogiego. Wdowa po księciu Romanie oddała wtedy swoich małoletnich synów – na spotkaniu w Sanoku – pod opiekę węgierskiego króla, Andrzeja II. Ten rywal Polski w walce o wpływy na zachodniej Rusi przyjął wówczas tytuł „króla Galicji i Lodomerii”, czyli Halicza i Włodzimierza, tak złowrogo odciskający się w usprawiedliwieniu austriackiego rozbioru Rzeczypospolitej sześć wieków później. Leszek zareagował w roku 1206, wyprawiając się na ziemię włodzimierską. Król węgierski podążył tam także, by zatrzymać akcję polskiego księcia. Do wojny nie doszło. Obaj władcy porozumieli się pod Włodzimierzem, najprawdopodobniej rozgraniczając między sobą wpływy w ten sposób, iż król Andrzej utrzymał kontrolę na Haliczem, a książę Leszek odzyskał wpływy na Wołyniu, gdzie pod jego opieką osiąść mieli wdowa po Romanie i młodzi Romanowicze: Daniel i Wasylko. Już jednak na początku 1207 roku zostali oni wyparci z Włodzimierza przez rywali z innej linii ruskich książąt i zmuszeni do emigracji – wdowa po Romanie udała się do Krakowa, a mały Daniel na Węgry. Leszek interweniował ponownie, decydując się osadzić we Włodzimierzu panującego na wschodzie Wołynia, w Łucku, księcia Ingwara. Leszek ożenił się z jego córką, Grzymisławą (część nowszych badaczy próbuje dowodzić, że Grzymisława była drugą, później pojętą żoną Leszka, córką nie Ingwara, ale księcia nowogrodzkiego Jarosława). Na pewno możemy stwierdzić, że Leszek świadomie umacniał swoje ruskie koligacje. Podobnie zresztą, jak współpracujący ściśle z nim na tym wschodnim odcinku młodszy brat, Konrad mazowiecki, który poślubił wówczas także ruską księżniczkę, Agafię, córkę księcia Światosława Igorewicza (polscy książęta pomogli mu w roku 1209 wywalczyć panowanie w Przemyślu). Widać z tych ożenków ponad wszelką wątpliwość, że dla Leszka i Konrada „polityka wschodnia” była priorytetem. Dla wdowy po Romanie i jej młodszego syna, Wasylka, polski książę przeznaczył niewielkie władztwo z ośrodkiem w Brześciu nad Bugiem, które niedługo później zamienił im na księstwo bełskie, zaś Brześć podporządkował bezpośrednio sobie.

Wszystkie te ruchy na bardzo niestabilnej scenie księstw rusko-piastowskiego pogranicza nie przynosiły trwałych rezultatów. Leszek próbował znowu bliższej współpracy z Węgrami, co wyraziło się we wspólnej, węgiersko-polskiej wyprawie na próbujące się uniezależnić, rozdrobnione księstwa halickie w roku 1211. Na chwilę wspólnym kandydatem do tronu halickiego został 10-letni Daniel Romanowicz, pod faktyczną regencją wdowy po Romanie. I ta akcja nie przyniosła uspokojenia. Król węgierski postanowił mocniej schwycić cugle kontroli nad Haliczem w roku 1213. Węgierska wyprawa zbrojna już nie oddała władzy wdowie po Romanie, ale ustanowiła własnego namiestnika w Haliczu. Daniel wraz z matką udali się wtedy po pomoc do Leszka Białego. Ten oczywiście nie chciał, żeby za wschodnią granicą umocniło się panowanie potężnego węgierskiego władcy i odważył się interweniować tym razem przeciwko niemu. Wyprawa na Halicz w 1214 roku, mimo zwycięstwa odniesionego nad halickimi siłami węgierskiego namiestnika w bitwie nad rzeką Bóbrką, nie przyniosła powodzenia. Halicza nie udało się zdobyć, a na Leszka spadło odwetowe uderzeniem króla węgierskiego.

Część krakowskich możnych naciskała na rozpoczęcie negocjacji z Węgrami, ku którym kierował ich zarówno respekt wobec potęgi tego królestwa, jak też oczywiste interesy gospodarcze, uzależnione od handlu prowadzonego na szlakach między Polską a Węgrami. Wojewoda krakowski i najbliższy współpracownik polskiego księcia, Pakosław Awdaniec (z tego rodu, któremu początek dał pamiętny Skarbimir, wojewoda Krzywoustego), został wysłany latem 1214 roku na Węgry, by przedstawić propozycję ugody. Porozumienie zostało wkrótce zawarte w czasie spotkania króla Andrzeja i księcia Leszka, jesienią tego roku na Spiszu. Przewidywało ono małżeństwo córki Leszka – Salomei z synem Andrzeja, sześcioletnim wówczas Kolomanem oraz oddanie temu ostatniemu władztwa w Haliczu. Dotychczasowego ruskiego namiestnika zbrojnie usunięto z Halicza i zastąpiono węgierskim. Koloman został w pierwszej połowie 1215 roku formalnie koronowany na halickiego króla. Papież Innocenty III zgodził się na tę koronację, żywo zainteresowany perspektywą podporządkowania Kościoła prawosławnego w zachodniej Rusi rzymskiej jurysdykcji. Czy była to pierwsza próba unii podzielonych Kościołów – ledwie 10 lat po straszliwej ranie, jaką stosunkom między zachodnim i wschodnim chrześcijaństwem zadało spustoszenie Bizancjum przez IV wyprawę krzyżową? W każdym razie nie była to próba udana. Biskupi ruscy nie przybyli na Sobór Laterański IV, choć król Andrzej obiecywał to papieżowi. Prawosławni poddani Kolomana szybko podnieśli bunt przeciwko wprowadzaniu łacińskiego obrządku.

Król Andrzej poprosił wtedy o pomoc Leszka. Ten jednak po raz kolejny dokonał taktycznego zwrotu w swojej polityce wschodniej. Odmówił węgierskiemu królowi. Czy nie podobała się krakowskiemu władcy, synowi i mężowi ruskich księżniczek, idea nawracania ruskich sąsiadów na łaciński obrządek? Mógł dostrzec niebezpieczny potencjał konfliktu, który w praktyce takiego nawracania się ujawniał – konfliktu nie „zwyczajnego”, międzysąsiedzkiego, który był chlebem codziennym jego czasów i jego panowania, ale sporu o najważniejszą dla ludzi tego czasu tożsamość: religijną, symboliczną, obrzędową. Pewnie jednak nie ten motyw, a raczej nie tylko on, wpłynął na decyzję Leszka Białego w roku 1215. Książę Polski chciał znowu próbować zagrać na wschodzie o więcej niż tylko o podział stref dominacji z silniejszym węgierskim partnerem. I spróbował – z fatalnym skutkiem. Leszek liczył zapewne na to, że Węgry, pogrążone po zamordowaniu królowej Gertrudy w wewnętrznym chaosie, nie zdobędą się na nową energiczną akcję w Haliczu. Odmawiając pomocy Andrzejowi, mógł otworzyć na nowo drzwi polskim wpływom do Halicza. Ale nie otworzył. Skoro układ spiski został praktycznie wypowiedziany przez Leszka, oddziały węgierskie uderzyły na ziemie pogranicza halicko-polskiego, kontrolowane dotąd przez księcia polskiego. Węgrzy zagarnęli w 1215 roku Przemyśl i Lubaczów.

Nie opanowali jednak sytuacji na długo. Król Andrzej II przygotowywał się do udziału w V krucjacie, na którą ruszył w 1217 roku, kiedy na królestwo halickie jego syna spadło uderzenie ze strony nowego uczestnika gry o tę ziemię: księcia nowogrodzkiego Mścisława II Udałego. Mścisław miał w swojej akcji poparcie kilku innych książąt ruskich, ale także Leszka Białego. Na progu lata 1217 roku Mścisław zdobył Halicz. Chcąc umocnić tę zdobycz, oddał rękę swej córki księciu Danielowi, dziedzicowi ostatniego wybitnego władcy zachodniej Rusi, Romana. Daniel Romanowicz nie był już polskim podopiecznym. Już w roku 1217 zerwał ten związek, wraz ze swoim bratem Wasylką zajmując należący do Polski od kilku lat Brześć oraz kilka innych grodów na pograniczu Wołynia i ziem piastowskich. Odwetowa wyprawa bardzo tym aktem nielojalności rozgniewanego Leszka, podjęta w roku 1218, zakończyła się polską klęską. Teraz jeszcze Daniel Romanowicz wiązał się ściślej z nowym władcą Halicza, Mścisławem. Leszek Biały zmienił w tej sytuacji raz jeszcze swoją politykę i znów zwrócił się ku Węgrom. Obawiał się najwidoczniej odbudowy pod swoim bokiem znowu silnego, niezależnego księstwa ruskiego, mającego wówczas – poprzez Mścisława – oparcie m.in. w Nowogrodzie, Smoleńsku, Czernihowie, a nawet w Kijowie. Nowa ugoda polsko-węgierska, zawarta w drugiej połowie 1218 roku, została potwierdzona wysłaniem małej Salomei do jej przyszłego męża, Kolomana. Polska miała zrezygnować z Przemyśla, który miał dołączyć do halickiego władztwa Kolomana, w zamian za co Leszek miał odzyskać panowanie nad częścią Wołynia. Wspólna polsko-węgierska wyprawa w roku 1219 zadała pod Gródkiem (później nazwanym Jagiellońskim) klęskę wojom Mścisława i Daniela. Do Halicza wprowadzony został ponownie Koloman – wraz ze swoją żoną Salomeą.

Mścisław i Daniel nie zamierzali jednak rezygnować. Daniel wciągnął do swej rozgrywki nowy czynnik: Litwinów. To bałtyjskie plemię, które miało odegrać tak wielką rolę w dziejach Europy Wschodniej, spokrewnione ze znanymi nam już Prusami i Jadźwingami, wychodziło właśnie ze swoich siedzib w puszczach na wschód i północ od Jadźwingów położonych, by wkroczyć na karty historii. Nie było jeszcze zjednoczone. Dzieląc się na trzy większe grupy plemienne: Litwinów właściwych – na terenie dzisiejszej Wileńszczyzny, na północ od nich – Auksztotę, wreszcie na zachodzie, w puszczy przylegającej do wybrzeża Bałtyku – Żmudź, w istocie rozdrobnione było na początku XIII stulecia jeszcze bardziej. Rozpierająca pogańskie plemiona energia wyrażała się w łupieżczych najazdach na sąsiadów. Najpierw na sąsiadów ruskich – pierwszy raz pojawiają się Litwini w kronikach już w końcu XII wieku, kiedy najeżdżają na ziemię nowogrodzką. By się przed Litwinami zasłonić, nowogrodzianie zbudowali wtedy przeciw nim twierdzę Wielkie Łuki. Na północy plemiona litewskie weszły naturalnie w konflikt z mającymi ich nawracać na chrześcijaństwo Kawalerami Mieczowymi, którzy zorganizowali się u ujścia Dźwiny w 1202 roku. Nas interesująca tutaj ekspansja na południe zaczyna się od wspólnego litewsko-jaćwieskiego rajdu na Wołyń w roku 1208 lub 1209. Litwini dotarli wówczas aż do Brześcia nad Bugiem. Ponieważ Brześć należał wtedy do Leszka, można uznać ten rajd za początek stosunków polsko-litewskich. Dopiero jednak od roku 1219 wolno mówić o początku politycznych relacji. Niestety, Polska występuje w tym debiucie w roli upatrzonej ofiary, przeciw której wschodni sąsiedzi łączą swoje siły. W tym roku bowiem 21 „książąt” litewskich, w tym pięciu „starszych” (wśród nich Mendog) oraz 16 „młodszych”, zawarło układ z Danielem i Wasylką Romanowiczami, którzy panowali dalej we Włodzimierzu i myśleli o odzyskaniu Halicza. Skutkiem tego układu był dokonany w następnym roku najazd litewski na Mazowsze i wschodnie posiadłości Leszka Białego. Zniszczenia były wielkie, skoro w roku 1221 papież Honoriusz zwolnił z ich powodu Leszka Białego i Konrada mazowieckiego od udziału w wyprawie krzyżowej.

Owa litewska dywersja miała zapobiec ewentualnej pomocy Leszka dla króla Kolomana w Haliczu. Halickiego króla zaatakowali bowiem jednocześnie książę Mścisław i jego południowi sojusznicy, stepowi koczownicy – Połowcy. W roku 1220 węgierskie załogi obroniły jeszcze władzę Kolomana. W kolejnym roku Mścisław (z posiłkami Daniela) zdobył jednak Halicz i uwięził królewską parę. Był gotów wypuścić Kolomana i Salomeę za cenę uznania przez Węgry swojego panowania w księstwie halickim. Król Andrzej II zgodził się na taki układ pod przymusem, żeby ratować starszego syna. Młodszy syn, także Andrzej, miał zostać gwarantem nadziei, że wpływ Węgier na spornej ziemi zostanie w przyszłości odnowiony. Andrzej młodszy zaręczył się z córką Mścisława i to on miał po śmierci ruskiego księcia odziedziczyć Halicz. To oczywiście uderzało w interesy i nadzieje Daniela i Wasylki Romanowiczów. Polska także wyszłaby z tego układu z pustymi rękami. Zmęczony najazdami Prusów i Jadźwingów, a teraz jeszcze Litwinów, książę Konrad mazowiecki namawiał w tej sytuacji swego brata do zgody z Romanowiczami. Leszek Biały szykował się do poprowadzenia wielkiej wyprawy na nękających północne granice Prusów, przyjął więc radę brata. Nowy układ został zawarty w 1221 roku. Daniel i Wasylko Romanowicze rezygnowali z sojuszu z pogańskimi Litwinami, w zamian za co mogli utrzymać sporne z Polską pogranicze (ziemie między Bugiem a Wieprzem). Był to oczywisty sukces Daniela, prowadzącego politykę obu Romanowiczów. Dla Leszka Białego był to raczej wybór „mniejszego zła”.

Okazało się, że nie da się rozdzielić polityki polskiej na wschodzie, wobec księstw ruskich, od tej, która musiała być jakoś wypracowana wobec pogańskich, bałtyjskich sąsiadów z północy. Na Leszku, jako władcy niegdyś senioralnej dzielnicy, a więc zwierzchniku namiestników-książąt Pomorza Gdańskiego, spoczywał obowiązek połączenia tych dwóch odcinków geopolityki piastowskiego państwa. Arcybiskup Kietlicz, jak pamiętamy, starał się utrzymać możliwość polskich wpływów w podjętej po 1212 akcji chrystianizacyjnej wobec Prus. I pamiętamy, że nie bardzo mu się to udało. Chrystian, cysterski mnich, uzyskał od papieża tytuł samodzielnego biskupa misyjnego Prus, niezależnego od Gniezna. Polscy książęta zostali zobowiązani do przyjścia mu z pomocą. W pewnym sensie było to dla nich wygodne, bowiem mogło stać się ekwiwalentem o wiele bardziej kosztownego wysiłku, do jakiego zobowiązali się (przynajmniej Leszek, Konrad, Odonic i Kazimierz opolski) na zjeździe w Wolborzu w roku 1215. Była to obietnica udziału w V krucjacie do Ziemi Świętej, zawieziona przez arcybiskupa Kietlicza na Sobór Laterański do papieża Innocentego III. Ten ślub wypełnił dosłownie tylko Kazimierz opolski, który zdaje się na krucjatę wyruszył i nawet przywiózł sobie z niej żonę – bułgarską księżniczkę Wiolę. Tak to przynajmniej zapisał Jan Długosz. Dodajmy, że dzielnie w tej krucjacie stawał także książę dymiński (najdalej wysuniętej na zachód części Pomorza Zachodniego), Kazimierz II z lokalnej dynastii Gryfitów, wraz z orszakiem pomorskiego rycerstwa walcząc o Damiettę w Egipcie, na swoistym drugim froncie piątej wyprawy krzyżowej. Arcybiskup Kietlicz prosił w tym czasie nowego papieża, Honoriusza III, by ten pozwolił wykonać pozostałym polskim książętom misyjny obowiązek na bliższym, pruskim terenie.

Konrad mazowiecki toczył walki, najczęściej obronne, przeciw Prusom, przez wiele lat. Osłabił jednak bardzo swoją militarną pozycję na tym odcinku, kiedy w roku 1217 kazał oślepić, a następnie udusić swojego wojewodę, Krystyna, o którym wiemy, że bił się dzielnie pod Zawichostem i umiał dobrze organizować system obronny, zasłaniający Mazowsze od pruskich napadów. Dlaczego Konrad mazowiecki postąpił tak okrutnie ze swoim najlepszym wojownikiem? Nie wiemy. Wiemy, że kilka razy jeszcze da znać o sobie gwałtowny, a nawet wprost skłonny do okrucieństwa charakter Konrada. Skutek zabicia Krystyna był w każdym razie opłakany. Najazdy pogańskich Bałtów pustoszyły w kolejnych latach (na pewno w 1218 i 1220) północne Mazowsze i ziemię chełmińską tak strasznie, że – jak informował dokument Konrada z 1222 roku – ziemia ta była „przez wiele lat […] całkowicie opuszczona”. Zgoda z Danielem i Wasylką Romanowiczami pozwalała w końcu pomyśleć poważniej o wspólnej akcji Leszka i Konrada przeciw Prusom.

Papież Honoriusz III mobilizował także Leszka do wypełnienia wreszcie krucjatowej obietnicy. W liście z kwietnia 1221 roku papież przypomniał o dawnym, nie wypełnionym dotąd ślubie polskiego księcia. W liście tym papież rozważał pogłoski, które miały usprawiedliwiać Leszka Białego ze zwłoki w wypełnieniu tej misji: „Niedawno podano nam jako rzecz pewną, że tenże książę ociężały tuszą swego ciała, z trudem tylko lub wcale nie mógłby przypłynąć ku wspomożeniu Ziemi Świętej, zwłaszcza gdy przyzwyczajenie zmieniwszy w naturę ani wina, ani zwykłej wody pić nie może, przywykłszy do picia jedynie piwa lub miodu…”. Trochę dziwny, niegodny ten wykręt – grubemu Leszkowi nie chce się oderwać od beczki piwa? Papież gotów jest jednak ten powód uznać za wystarczający – jeśli tylko Leszek zrealizuje „co prawdziwie przyrzekł”, czyli misję w niedalekich Prusach, gdzie widocznie piwo albo miód można znaleźć, a choćby i przywieźć z pobliskiego Mazowsza. List papieża informował również o możliwości wypełnienia misyjnego zamiaru w szczególny sposób, jaki podobno proponował sam Leszek. „Zamierza [Leszek] w środku ich [to jest Prusów] ziemi założyć nowe miasto i w nim urządzić targ soli i żelaza, których brak cierpią poganie, ażeby przebywając tamże dla zaspokojenia tej potrzeby, łatwiej z ust kaznodziejów słuchali i skuteczniej wysłuchiwali słów żywota wiecznego”. Na tym liście zbudowane całe teorie i barwne opowieści: a to o nałogowym pijaństwie Leszka, a to piwie jako narodowym napoju Lechitów, to znowu o wyjątkowej w skali całej Europy koncepcji pokojowej misji – przez handel, nie przez miecz. Odrobina humoru i autoironii w spojrzeniu na nas samych na pewno nie zawadzi. Nie samymi wzniosłościami Polak żyje. Nie powinniśmy jednak też lekceważyć wyjątkowości idei, jaką z głębi naszych dziejów wydobył dokument Honoriusza III. Pomysł połączenia misji z oddziaływaniem bezpośrednich, pokojowych kontaktów handlowych rzeczywiście zasługuje na uwagę. Przynajmniej w dzisiejszych, przenikniętych duchem ekonomicznego liberalizmu i wiary w niewidzialną rękę rynku. Miałżeby sam rynek tą ręką nawrócić pogańskich Prusów?

Cóż, trzeba go było najpierw ustawić, wejść do „środka ich ziemi”. A tego niestety bez broni nie dało się zrobić. Do podniesienia tej broni przez wspólną wyprawę koalicji piastowskiej najwidoczniej namawiał książę Henryk Brodaty. To „jego” biskup wrocławski, Wincenty, a także prepozyt głogowski byli adresatami listu papieskiego, a zatem widocznie ze Śląska musiała wyjść ta inicjatywa przypomnienia Leszkowi Białemu o jego ślubach misyjnych i ogólnopolskich obowiązkach. Henryk Brodaty sam próbował już od pewnego czasu wspomagać pruską misję biskupa Chrystiana, z którym spotkał się w tej sprawie na zjeździe w Trzebnicy w roku 1219. Po napomnieniu papieża, ruszyła w końcu wspólna wyprawa. Wzięli w niej udział, w roku 1222, najprawdopodobniej Leszek, Konrad i Henryk. Spotykamy ich w każdym razie na wiecu w Łowiczu, zaraz po wyprawie, w towarzystwie całego niemal episkopatu polskiego. Rezultaty były jednak mizerne, bowiem uczestnicy wiecu zdecydowali się powtórzyć wyprawę, w większej skali, w następnym roku. I rzeczywiście, latem 1223 roku ruszyła ekspedycja, tym razem już na pewno z udziałem Leszka, a także Konrada, głównej sprężyny całego przedsięwzięcia – Henryka Brodatego, jak również książąt Pomorza Gdańskiego – Świętopełka i Warcisława oraz czterech biskupów. I ta wyprawa nie osiągnęła jednak wiele. Uzgodniono tylko na przyszłość zorganizowanie stałego systemu obrony odzyskanych i zajętych na Prusach terytoriów. W jego skład miało wchodzić rycerstwo z księstw Leszka, Konrada, a także zapewne Henryka Brodatego.

Uderza nas tutaj nieobecność księcia wielkopolskiego. Władysław Laskonogi jakby przespał ten wygodny dla siebie czas, kiedy już – w roku 1218 – pozbył się Odonica ze swojej dzielnicy. Nie widzimy jego aktywności na tym odcinku, którego z natury położenia geograficznego swojej dzielnicy, a także poprzez swoje rodzinne powiązania, powinien był pilnować jak najczynniej: na Pomorzu Zachodnim. Tu umacniała się dominacja duńska, którą musieli, wobec bezczynności Laskonogiego, uznać jego siostrzeńcy, wspomniany przed chwilą dzielny krzyżowiec Kazimierz i jego brat Bogusław II. Władysław Laskonogi nie wykorzystał pierwszego zachwiania tej duńskiej przewagi, kiedy w 1223 roku król Waldemar II został podstępnie uwięziony przez sąsiada z meklemburskiego Schwerinu. O ile w akcjach Leszka Białego wobec ruskiego pogranicza możemy dopatrywać się nawet pewnej nadaktywności, za której sensem nieraz trudno nam nadążyć, w postawie Laskonogiego wobec Pomorza Zachodniego po 1218 roku trudno dopatrzeć się czegokolwiek innego niż bierności. Czy Laskonogi książę zażywał odpoczynku i w jakiej formie – nie wiemy.

Z drzemki wyrwał go najpóźniej w 1223 roku, powracający jak fatum, jego nieposkromiony bratanek. Odonic pojawił się tym razem na Pomorzu Gdańskim. Schronienia i pomocy udzielił mu nowy, po śmierci Mściwoja, namiestnik-książę tej dzielnicy, Świętopełk. Ten, dążąc do zabezpieczenia swojego władztwa i uzyskania w nim suwerenności, musiał także, przynajmniej do 1223 roku, liczyć się z groźbą duńskiej dominacji. Dlatego nie zrywał otwarcie związków z polskimi książętami, którzy mogli służyć mu w tej sytuacji za przeciwwagę. Kiedy jednak duński król Waldemar zniknął w lochach Schwerinu, Świętopełk zdecydował się użyć swojej nowej broni, która miała z kolei osłabić piastowską zwierzchność nad Gdańskiem. Tą bronią był Odonic, szwagier Świętopełka (pomorski książę był żonaty z Odonicową siostrą, Eufrozyną), a może nawet podwójny szwagier – bowiem Odonic ożenił się z księżniczką Jadwigą, najprawdopodobniej siostrą Świętopełka. Być może, po ucieczce na Węgry w roku 1218, Odonic wrócił już w następnym roku – właśnie na pomorski dwór Świętopełka. Jak informuje nas Kronika Wielkopolska, w październiku 1223 roku szwagier pomógł Odonicowi uderzyć zbrojnie na strategicznie ważny gród Ujście, strzegący nad Notecią drogi w głąb księstwa Laskonogiego od strony Pomorza Gdańskiego. Niedługo potem (a może dopiero w 1225 roku) Odonic opanował także drugi istotny punkt oparcia na północnym wschodzie Wielkopolski – Nakło. W ten sposób podporządkowane Świętopełkowi Pomorze Wschodnie (Gdańskie) uzyskało swoisty bufor od strony wielkopolskiego seniora piastowskiego rodu.

 

 

Łukasz Ścisłowicz, histmag.org

Prof. Nowak to jedna z nielicznych postaci w polskiej historiografii, która może liczyć nie tylko na podziw i uznanie osób identyfikujących się z jego przekonaniami, ale i na szacunek adwersarzy, zajmujących biegunowo odmienne pozycje ideologiczne i światopoglądowe. Autor zasłużył sobie na to własnym profesjonalizmem i wzorowym warsztatem wieloletniego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niezależnie od ideologicznych sporów i animozji polskiej codzienności, autor „Dziejów Polski” po raz kolejny zdobywa się na godną podziwu rzetelność. Recenzowanej pracy – nawet przy wyjątkowo złej woli – nie sposób zaszufladkować jako taniej apologii historii Polski. Podjęta przez autora analiza odległych procesów, nierzadko przybierająca konwencję eseju (nigdy jednak nie zarzucająca naukowych standardów), czyniona jest oczywiście z perspektywy Polski i jej interesów.

wPolityce.pl

Podobnie jak w pierwszym tomie, tak i w drugiej części „Dziejów Polski” prof. Andrzej Nowak nie przedstawia suchych faktów, ale literackim językiem przedstawia polskość naszej historii. Polskość, która w żadnym wypadku nie jest nienormalnością, ale z której autor jest dumny. „Imperium to niekoniecznie krew, pot, łzy i nieszczęścia tych, którzy stają się przedmiotem w imperium,” wyjaśnia prof. Nowak. To także praca i współpraca tych, którzy stają się częścią imperium i dorastają do roli jego współgospodarza, jak stanie się przecież z Rusinami.

pp, polskieradio.pl

Czytając książkę (wyd. Biały Kruk) profesora Andrzeja Nowaka (drugi tom miał obejmować okres od 1202 do 1492 r., ale ostatecznie zakończył się na roku 1340) ciężko nie zgodzić się z jego słowami, że sprawy w niej zawarte są „godne przypomnienia zwłaszcza w dzisiejszym, współczesnym kontekście”. Jego dzieło czyta się raz jak dobry kryminał, innym razem jak wspaniałą, wielowątkową powieść – chociaż wszystko to zamknięte jest w naukowych ramach, poprzedzone chłodną analizą, zniuansowaniem tak wielu racji, próbą dotarcia do nieraz bardzo zagmatwanej prawdy.

Czytelników, którzy kupili tę książkę, zainteresowało również:

Opinie o produkcie (0)

do góry

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl