Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL - komunistyczne piekło na Rakowieckiej
Wystarczy stanąć przed bramą, spojrzeć na razie tylko od strony ulicy na szary mur, na oplątaną zwojami drutu kolczastego budkę strażniczą, a za chwilę dostrzec nieco w głębi osławiony budynek, z którego najczęściej nie było już wyjścia. Wystarczy, by ciarki przeszły po plecach. A potem stan grozy i przerażenia narasta już coraz bardziej, napędzany kotłowaniną emocji i myśli: jakże mogło do tego wszystkiego dojść, by powodowani nienawiścią słudzy bolszewizmu żyli bestialstwem i z bestialstwa przez tyle lat? Czując się przy tym zupełnie bezkarni – nie tylko wtedy. Jak to się stało, że wciąż znajdowano nowych naśladowców sowieckich enkawudzistów, chętnych do znęcania się, katowania, wymuszania zeznań, upodlania drugiego człowieka, mordowania? To zupełnie co innego wiedzieć o tych zbrodniach, znać nawet pokrótce losy Żołnierzy Wyklętych, a co innego zostać z tym miejscem – złowieszczym symbolem wprowadzania i utrwalania komunistycznej władzy – bezpośrednio skonfrontowanym.
To zupełnie co innego zobaczyć na własne oczy gmach główny, Pawilony X i XI – a w nich niezliczone korytarze, ciasne cele z judaszami, karcery, kraty, bramy, śluzy, cele śmierci, tzw. spacernik. Zobaczyć będący właściwie jednym wielkim cmentarzem tzw. pałac cudów – czyli areszt śledczy, w którym torturami wymuszano na więźniach każde zeznanie. Zobaczyć poharataną odłamkami kul ścianę śmierci. Wszystko to są miejsca niewysłowionego męczeństwa najgorętszych, niezłomnych polskich patriotów, którzy nie zgadzali się na Polskę bolszewicką.
Przez Rakowiecką 37 przeszli wspaniali bohaterowie Polski Podziemnej – żołnierze Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i innych organizacji niepodległościowych. „Jest swoistym paradoksem – czytamy na stronie internetowej mokotowskiego muzeum – że dziś w specjalistycznych periodykach publikuje się sowieckie dokumenty dotyczące pochówków przyłagrowych, podczas gdy analogiczna polska dokumentacja nadal pozostaje nieznana! A przecież wiemy o ponad 5 000 osób straconych na mocy wyroków sądowych, blisko 22 000 osób zmarłych w więzieniach i obozach, nie licząc trudnej do określenia liczby osób zamordowanych w śledztwie lub w wyniku innych działań pozaprawnych. Wiedza o komunistycznym okresie funkcjonowania więzienia przy Rakowieckiej w Warszawie jest już dość duża, nadal jednak niepełna”. Jak dotąd ustalono, że zmarło tu lub zostało zamęczonych około 3000 osób.
Tu, gdzie wcześniej działało otoczone jak najgorszą sławą więzienie mokotowskie, istnieje od 2017 r. Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Jest to jedno z tych miejsc, które w Warszawie koniecznie trzeba odwiedzić i koniecznie polecać do odwiedzenia krewnym, przyjaciołom i znajomym, nawet jeśli wizyta ta pociągnie za sobą nieuniknienie ogromny wstrząs i ciąg nieprzespanych nocy…
Wchodzimy do gmachu głównego. Na oryginalnej, zachowanej posadzce widnieją daty 1902 i 1904, świadczące o powstawaniu tego więzienia, które carat wybudował jako poprawcze. Oprócz gmachu więziennego powstały tam szpital i budynek mieszkalny dla administracji i pracowników, z piekarnią i pralnią. Niemal od początku więzienie zyskało opinię ciężkiego, a wkrótce zaczęli tu trafiać działacze rewolucji w Rosji lat 1905–1907, nad którymi się znęcano; wielu umierało w wyniku tortur. W latach 1908–1915 przetrzymywano tu od 1600 do 1800 więźniów, w tym ok. 1300 skazanych na katorgę. Kiedy w sierpniu 1915 r. Warszawę opuściły wojska rosyjskie, na ich miejsce weszła armia niemiecka, przejmując więzienie. Warunki na Mokotowie jeszcze się pogorszyły, a metody śledcze stały się brutalniejsze. Np. w karcerze ściany i podłogi były tak ostre, że przetrzymywani tam nago więźniowie kaleczyli sobie o nie całe ciało.
Władze polskie przejęły więzienie mokotowskie 1 września 1918 r., przeznaczając je „do odbywania kar: ciężkiego więzienia, więzienia zastępującego dom poprawczy i kar więzienia wymierzonych na czas powyżej trzech lat”. 21 lat później, 29 września 1939 r., wkroczyli do stolicy Niemcy i przejęli zarząd nad więzieniem. Przetrzymywali tu m.in. bohaterskiego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego oraz grupę oficerów Wojska Polskiego, których oskarżono o rzekome okrucieństwa wobec dywersantów niemieckich w czasie kampanii wrześniowej. W marcu 1940 r. trafił tu polski olimpijczyk Janusz Kusociński. W tym też czasie Niemcy uczynili z Rakowieckiej więzienie koedukacyjne.
Kiedy zaczęło się Powstanie Warszawskie, Niemcy 2 sierpnia 1944 r. postanowili wymordować wszystkich więźniów i polską obsługę więzienia. Egzekucji dokonywali na placu spacerowym, każąc ofiarom wcześniej wykopać rowy. Nielicznym udało się uciec. Potem, przez cały sierpień, teren więzienia służył niemieckim oprawcom jako miejsce masowych straceń mieszkańców Mokotowa.
Po tzw. wyzwoleniu Warszawy w styczniu 1945 r. przez Armię Czerwoną, w połowie marca 1945 r. Sowieci przekazali więzienie mokotowskie Departamentowi Więziennictwa i Obozów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Ponura sława tego miejsca miała teraz osiągnąć swe apogeum. A też i jego przeznaczenie zmieniło się całkowicie z więzienia kryminalnego na polityczne. W okresie największego terroru stalinowskiego przetrzymywano tu w nieludzkich warunkach od 3 do 7 tysięcy osób.
Na ekspozycji w gmachu głównym dostrzegam sutannę i pas do niej ks. jezuity Władysława Gurgacza (1914–1949) ps. „Ojciec” – wątłej postury, ale wielkiej odwagi i prawości kapelana oddziału „Żandarmeria” Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców. Nie darowano temu młodemu księdzu, że w czasie nauk rekolekcyjnych przed Wielkanocą 1948 r. nie wahał się podkreślać rozbieżności między nauką Chrystusową a rzeczywistością komunistyczną. Mawiał ponadto: „Niekiedy trzeba być stanowczym… Cnota to nie synonim ciepłego masła”. Przedmioty, które można skonfrontować z konkretnym człowiekiem, wprost ściskają za gardło. W terminologii komunistycznych oprawców ks. Gurgacz stał na czele „bandy”, wszyscy walczący z komunizmem byli „bandytami”, a ich rodziny „rodzinami bandytów”. To okrutne piętno, pociągające za sobą nieustanne komunistyczne najbrutalniejsze szykany, uniemożliwiało życie! Sutannę zamordowanego w wieku 35 lat ks. Gurgacza udało się zachować potajemnie tylko dlatego, że jego siostra przerobiła ją na spódnicę.
Sprawa ujętego przez komunistów pododdziału PPAN, dowodzonego przez Stefana Balickiego „Bylinę”, w którym młody jezuita był kapelanem, stała się oficjalnie „procesem księdza Gurgacza”. Przed wykonaniem na nim wyroku śmierci na podwórku krakowskiego więzienia przy ul. Montelupich, odważny kapłan ze spokojem powiedział: „(…) ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy Ojczyzny! Nie żałuję tego, co czyniłem. Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?… Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę”. Egzekucja ks. Władysława Gurgacza nastąpiła 14 września 1949 r. – w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Pochowano go potajemnie na cmentarzu Rakowickim w Krakowie; jego szczątki odnaleziono dopiero w październiku 2018 r. podczas prac poszukiwawczych IPN.
W gablocie pocerowana oficerska kurtka mundurowa mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, który w wieku 31 lat stracony został 7 marca 1949 r. na Rakowieckiej wraz z sześcioma podkomendnymi strzałem katyńskim – w tył głowy. Był skazany na siedmiokrotną karę śmierci. Razem z nim, w pięciominutowych odstępach, zamordowani zostali: kpt. Stanisław Łukasik „Ryś”, por. Roman Groński „Żbik”, por. Edmund Tudruj „Mundek”, por. Tadeusz Pelak „Junak”, por. Arkadiusz Wasilewski „Biały” i por. Jerzy Miatkowski „Zawada”. „Wujek miał wtedy [w 1948 r.] 30 lat, ale jego wygląd bardzo ją [siostrę Hieronima Dekutowskiego – przyp. JS] zszokował – mówiła dla portalu wPolityce.pl Krystyna Frąszczak, siostrzenica płk. „Zapory”. – Opowiadała, że na widzenie przyszedł starzec. Ręce miał skute i połączone łańcuchami z nogami, szedł z wielkim trudem. Miał siwe włosy, wybite zęby, był przygarbiony. To efekt tortur, którym był poddawany. Wujkowi przecież łamano kości, miażdżono palce, zdzierano paznokcie, wybijano zęby, podtapiano. Moja mama, wiedząc, jak cierpiał przed śmiercią, nigdy o tym nie mogła mówić ze spokojem, zawsze płakała”.
Wzruszeniem napełniają także inne przedmioty – wyhaftowana koniczynka z imionami więźniarek, otrzymana od koleżanek z celi 7 grudnia 1947 r., wykonane z czarnego chleba przez więźniów różaniec, mała szopka, kostki domina…
W dawnych celach gmachu głównego (nie mają już oryginalnego wyglądu, zostały w latach 1980. przebudowane) możemy zobaczyć historię zmagań opozycji antykomunistycznej, w tym Komitetu Obrony Robotników, NSZZ „Solidarność”, Konfederacji Polski Niepodległej, Solidarności Rolników, Federacji Młodzieży Walczącej. W sposób szczególny zaprezentowana została Solidarność Walcząca i jej założyciel Kornel Morawiecki. Mijamy konspiracyjne drukarnie umiejscowione w domowych kuchniach i piwnicach, w których natrafiamy na powielacze elektryczne, ręczne, spirytusowe, maszyny do pisania, gilotyny do cięcia papieru, rakle, farby drukarskie, paczki z tajną bibułą. Jedną z maszyn do druku książek, ulotek, gazetek wykorzystywał Oddział Solidarności Walczącej Trójmiasto. Ciekawy, przenośny, ręcznie robiony rurkowy zestaw do sitodruku stworzyli działacze wrocławskiej Solidarności Walczącej – łatwy w transporcie i nie wzbudzający podejrzeń, bowiem nie kojarzył się z drukarnią. Na sitodruku można było drukować 2–4 kolory. Niektóre tajne domowe drukarnie mieściły się w samym oku cyklonu, co dobitnie świadczy o odwadze działaczy antykomunistycznej opozycji. Np. we Wrocławiu punkt taki znajdował się na ul. Czajkowskiego 35a/4; naprzeciwko były koszary sowieckiej armii, drzwi w drzwi mieszkał pułkownik MO, a piętro niżej i piętro wyżej oficerowie LWP i MO.
Bogata jest kolekcja pism, ulotek, biuletynów Solidarności Walczącej – jej Poczty i Agencji Informacyjnej. Uwagę zwraca egzemplarz prototypowy amerykańskiego pistoletu wykonany na podstawie uproszczonych planów przez działaczy SW w Stoczni im. Komuny Paryskiej, a także inna broń, w tym granaty i samopały. Uzbrojenie opozycjonistów stanowiły też kolczatki do przebijania opon, rzucane pod pojazdy ZOMO i SB. Kontrwywiad Solidarności Walczącej zaopatrzony był m.in. w skanery do nasłuchu SB, radioodbiorniki z konwerterami do nasłuchu milicji i służb, radiotelefony. Podziemnym radiostacjom służyły magnetofony, nadajniki, odbiorniki, jak również wykonywane przez działaczy zagłuszarki fal nadajników MO i SB.
Na ekspozycji poświęconej tajnym technikom PRL-owskiej bezpieki oglądamy m.in. sprzęt, który służył im do permanentnego inwigilowania obywateli, ich podglądania, podsłuchiwania, śledzenia – w tym pluskwy, lornety, aparaty fotograficzne, magnetofony, dalekopisy, telefaksy.
W trzykondygnacyjnym Pawilonie X przerażające wrażenie robi zbryzgana krwią cela nr 37 rotmistrza Witolda Pileckiego (1901–1948), zastępcy dowódcy brygady Kedywu AK. Dziś upamiętnia go tam stojący na oknie jego portret, mała biało-czerwona chorągiewka i niewielki biały krzyżyk. Przy wejściu otwarty sedes z bieżącą wodą, w którym w czasach terroru stalinowskiego myli się więźniowie, i późniejszy zardzewiały metalowy zlew. W celach o wymiarach ok. 2 na 3,5 m, które w okresie międzywojennym były jednoosobowe, przetrzymywano w okresie stalinowskim od sześciu do ośmiu osób. Więźniowie spali na siennikach na betonowej podłodze. Małe okno pod sufitem z grubymi kratami zabezpieczone jest od zewnątrz blachą, tzw. blindą.
W pawilonie X jest też cela abp. Antoniego Baraniaka, który przetrzymywany był na Rakowieckiej 3 lata. Aresztowano go w nocy z 25 na 26 września 1953 r., a wypuszczono 30 października 1956 r. Został poddany 145 brutalnym przesłuchaniom, w czasie których był katowany. Trzymano go w ciemnicy i karcerach, pozbawiano snu, głodzono, by wymusić zeznania przeciwko Prymasowi Tysiąclecia. Wszystko to wytrzymał, powtarzając sobie: „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. W zrekonstruowanej, dziś muzealnej, celi – schludnej, świeżo otynkowanej, zupełnie innej niż w latach 1950. – stoi żelazne łóżko, taboret, na manekinie wisi uroczysty strój arcybiskupi. W dawnej sali widzeń zaprezentowano rzeczy osobiste arcybiskupa – kielich mszalny, dwa świeczniki, piuskę, haftowaną palkę do przykrywania kielicha, zdjęcia, które robił z wielkim upodobaniem, narty. Duża dębowa szafa kryje zakonspirowany ołtarz, który był przykryty wiszącymi na wieszakach ubraniami. Przy nim abp Baraniak odprawiał Eucharystię po wypuszczeniu z więzienia, kiedy przebywał w areszcie domowym i komunistyczne władze zabroniły mu sprawowania Mszy św.
Nad schodami na dawnym więziennym korytarzu wisi obraz Pani Jasnogórskiej, Królowej Polski. Myślę, że wyprasza Ona stąd u Swego Syna miłosierdzie, by wszystkie mokotowskie ofiary otrzymały szczęście wieczne, a wszyscy sprawcy dokonanych w tym miejscu zbrodni – sprawiedliwą, najsurowszą karę. Proszą też o to niejako umieszczone w całym pawilonie portrety osób tu więzionych, katowanych i straconych, m.in. dowódcy 5. Brygady Wileńskiej mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” (zamordowany 8 lutego 1951 r. w wieku 41 lat), szefa Kedywu KG AK gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” (zamordowany 24 lutego 1953 r. w wieku 57 lat), komendanta eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK i Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego” (zamordowanego 8 lutego 1951 r. w wieku 46 lat), prezesa IV Zarządu Głównego WiN ppłk. Łukasza Cieplińskiego „Pługa” (zamordowany 1 marca 1951 r. w wieku 37 lat), komendanta Okręgu XXIII Narodowego Zjednoczenia Wojskowego por. Stefana Bronarskiego „Liścia” (zamordowany 18 stycznia 1951 r. w wieku 34 lat), czy Jana Czeredysa (zamordowany 28 grudnia 1948 r.), Ludwika Świdra ps. „Johann Puk” (zamordowany 19 grudnia 1952 r.), Stanisława Konczyńskiego ps. „Kunda” (zamordowany 29 marca 1950 r. w wieku 36 lat), por. Wacława Walickiego ps. „Tesarro” (zamordowany 22 grudnia 1949 r. w wieku 46 lat), a także wielu, wielu innych, znanych z nazwiska i bezimiennych.
Bodaj największą grozę budzi tzw. pałac cudów, miejsce kaźni i męczarni. Jedno z pomieszczeń do zabijania ma w podłodze zapadnię. Na posadzce płonący znicz, wysoko na ścianie ktoś litościwie powiesił mały krucyfiks. Na ścianach ślady krwi. Oto fragment zeznania jednej z przesłuchiwanych: „śledczy (…) często bił mnie rękoma po twarzy i całym ciele. Szarpał za włosy, wyrywając całe pęki. (…) złapał mnie za włosy i moją głową uderzał w ścianę i kaloryfer. (…) wykręcał mi ręce tak, że musiałam klękać i sadzał mnie na nogę odwróconego taboretu. (…) zlecał umieszczenie mnie w karcu. Było to małe, zimne pomieszczenie bez okien i wentylacji, na podłodze którego znajdowały się ludzkie fekalia. W karcerze przebywałam nago. (…) Oficer śledczy podkutymi butami deptał mi palce u nóg, tak, że gdy wracałam do celi, miałam w pantoflach krew”.
Wyroki śmierci wykonywane były podczas wieczornego apelu albo późnym wieczorem m.in. pod ścianą straceń, w przejściu podziemnym łączącym Pawilon X z „pałacem cudów”, w piwnicy jednego z pawilonów, w kotłowni, w łaźni… Znamy do dzisiaj nazwiska tylko dwóch katów z Rakowieckiej. Jednym z nich był Piotr Śmietański, zaprzedany komunista, a przy tym alkoholik, który mordował w latach 1945–50. Na bieżąco dostawał 1000 zł za wykonanie wyroku; miesięczna pensja nauczyciela wynosiła 600 zł. Zamordował m.in. Witolda Pileckiego (zachował się protokół z podpisem Śmietańskiego), Jerzego Miatkowskiego, Tadeusza Pelaka, Edmunda Tudruja. Drugim znanym z nazwiska katem był Aleksander Drej, były żołnierz Armii Ludowej, który wykonywał wyroki w latach 1947–1954; za „ofiarne zwalczanie wrogiego podziemia” w tym czasie otrzymał premię w wysokości 30 tys. zł. 8 lutego 1951 r. dokonał egzekucji na Zygmuncie Edwardzie Szendzielarzu ps. „Łupaszka”, a 1 marca 1951 r. strzałem w tył głowy przy Ścianie Śmierci zamordował działaczy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość: prezesa ppłk. Łukasza Cieplińskiego ps. „Pług”, szefa łączności zewnętrznej kpt. Józefa Batorego ps. „Argus”, doradcę politycznego por. Karola Chmiela ps. „Grom”, szefa wydz. Informacji mjr. Mieczysława Kawalca ps. „Iza”, wiceprezesa mjr. Adama Lazarowicza ps. „Klamra”, szefa Dz. Propagandy por. Franciszka Błażeja ps. „Tadeusz” i szefa Dz. Politycznego kpt. Józefa Rzepkę ps. „Krzysztof”. To właśnie wydarzenie zdecydowało, że 1 marca jest Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Nie znamy dokładnej liczby ofiar mokotowskiego więzienia i miejsc ich pochówku. Mieli być dosłownie wdeptani w ziemię, aby wszelki ślad po nich zaginął. Dzięki Bogu stało się inaczej. Trzeba w tym miejscu wspomnieć Kwaterę Żołnierzy Wyklętych na Powązkach i prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który od kilku lat kieruje w IPN zespołem poszukiwań tajnych miejsc pochówku ofiar reżimu komunistycznego. Dzięki nim ciała wielu bohaterów zostały odnalezione i doczekały się godnego pochówku. Ich losy symbolizują brzozowe krzyże, każdy opatrzony fotografią, imieniem i nazwiskiem oraz adnotacją – „Tu zostałem odnaleziony”, albo „Jeszcze nie zostałem odnaleziony”. Na Kwaterze na Łączce, gdzie od połowy 1948 r. chowane były potajemnie ciała ofiar więzienia mokotowskiego, urządzono potem kompostownię, następnie śmietnik, a w 1964 r. włączono ten teren do Cmentarza Wojskowego. Stojący tam dziś Panteon – Mauzoleum Wyklętych-Niezłomnych, zaprojektowany przez artystę rzeźbiarza Jana Kukę i architekta Michała Dąbka, został odsłonięty 27 września 2015 r.
Myślę, że również krew męczenników z Rakowieckiej stanie się nasieniem chrześcijan. Każdy Polak patriota powinien tu przybyć, by szerzyć wiedzę o dokonanych tu zbrodniach. Gdyby wiedza ta była powszechna, lewacy nie mieliby szans dojścia do władzy. Rację ma krakowski metropolita abp Marek Jędraszewski w liście na tegoroczny Wielki Post: „W imię laickich ideologii i w imię życia ‘jakby Boga nie było’ pragnie się powrócić do nieszczęsnych dziesięcioleci PRL-u, o których św. Jan Paweł II mówił w 1991 r. w Lubaczowie jako o czasie, gdy ‘doświadczyliśmy (…) wielkiego, katolickiego getta, getta na miarę narodu’. Stąd rodzi się dramatyczne pytanie: dlaczego po raz kolejny w naszych najnowszych dziejach o obliczu ideowym i o wierze zdecydowanej większości obywateli Rzeczypospolitej Polskiej ma decydować ich wyraźna mniejszość?”.
Na tej samej ul. Rakowieckiej znajduje się Sanktuarium św. Andrzeja Boboli, patrona Polski, okrutnie męczonego przez carat i poniewieranego jeszcze po śmierci. Bliskość obu tych miejsc to na pewno nie przypadek…
Fotografie Adam Bujak, tekst Jolanta Sosnowska
Artykuł ukazał się w najnowszym, drugim w 2024 r. numerze miesięcznika "Wpis". Bądź z nami każdego miesiąca i zakup prenumeratę na cały 2024 rok! Zapraszamy poniżej do obejrzenia zdjęć.
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2024. Wydanie papierowe
"WPIS" to najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku.
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Marek Deszczyński, Marek Klecel, Antoni Macierewicz, Krzysztof Masłoń, Andrzej Nowak, ks.
Prenumerata miesięcznika WPiS na cały 2024 rok - wydanie drukowane + wydanie elektroniczne
Roczna prenumerata papierowej i elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc w Twojej skrzynce pocztowej i jednocześnie na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.
Prenumerata elektroniczna WPiSu na cały 2024 rok (11 numerów, w tym jeden podwójny)
Roczna prenumerata elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.
Najmłodsi bohaterowie. Historia polskich dzieci X - XXI w. Opowieści o walce i cierpieniu.
Dzieci nie kojarzą nam się ani z wielkimi wyzwaniami, ani z bronią, walką i śmiercią. A jednak… Prawie jedenaście wieków naszej historii obfituje w tysiące przykładów heroizmu tak duchowego, jak i fizycznego polskich dzieci oraz polskiej młodzieży. Niewielu wie, że już Mieszko I musiał zaryzykować wolnością i życiem swego potomka Bolesława, oddając go cesarzowi jako zakładnika.
Obrońcy stolicy. Energetycy w Powstaniu Warszawskim
Historia Powstania Warszawskiego to historia tysięcy różnych bohaterów. Bez wątpienia należą do nich także ci mężczyźni i kobiety, których Michał Tomasz Wójciuk przedstawia na kartach tej książki, czyli energetycy stołecznej Elektrowni. 1 sierpnia 1944 r. zorganizowali oni brawurowy szturm na zakłady, dzięki którym Warszawa czerpała prąd.
Pamięć Warszawy
Warszawa – dumna stolica naszego narodu nie miała łatwej historii, zwłaszcza w XX w. Równocześnie jednak Warszawa stała się symbolem niezłomnej polskiej niepodległości. Tu w 1918 r. siedzibę znalazły najwyższe polskie władze. Stąd grzmiały w 1939 r. słowa, że polski honor jest bezcenny, a mieszkańcy naszej stolicy powstali w 1944 r. przeciw okupantom, nie mogąc dłużej znieść zniewolenia.
Stolica niezłomna. Warszawa historyczna, patriotyczna, nowoczesna
Piękno, tradycja, patriotyzm, historia, rozmach, wiara – tymi słowami można określić Warszawę, jaka wyłania się z albumu „Stolica niezłomna”. Tej niezłomnej Warszawy nie pokazują nam warszawiacy – to spojrzenie krakowiaków – fotografa Adama Bujaka oraz wydawcy i grafika Leszka Sosnowskiego. Może dlatego właśnie widzimy stolicę zupełnie inną. Są tu obiekty niespotykane w innych albumach, jak np.
Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła.
Nikczemność i honor. Stan wojenny w stu odsłonach
Pisząc o stanie wojennym, można, wbrew pozorom, podkreślać także zachowania pełne honoru i godności. I nie chodzi tu bynajmniej o zachowania gen. Jaruzelskiego, określanego przez niektórych mianem „człowieka honoru”, co należy uznać za rzecz wielce haniebną. Chodzi tu o pełną godności postawę osób gnębionych i prześladowanych, którzy potrafili zachować ją nawet w warunkach ekstremalnych.
Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni
Książka ta dowodzi, jak szybko może rozprzestrzeniać się zło, jeśli nie napotka od razu zdecydowanego sprzeciwu. Komunizm nie zaczął się od łagrów, mordów i zniewolenia narodów. Zaczął się od teorii – zupełnie utopijnej, ale pozornie niezwykle zatroskanej o dobro całej ludzkości. Wielu dało się nabrać; jak się to skończyło, to Polacy wiedzą najlepiej.
Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość
Andrzej Bobola herbu Leliwa, ksiądz, zakonnik, dziś patron Polski, żył w latach 1591–1657 w niebywale burzliwym czasie wielkich zagrożeń dla Ojczyzny i Kościoła katolickiego. Zginął w sposób szczególnie okrutny z rąk Kozaków, którzy chcieli mu nawet darować życie pod warunkiem wyrzeczenia się przezeń wiary katolickiej. Mimo wyjątkowo bestialskich tortur – odmówił. Umierał w strasznych męczarniach.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.