Zamęczyli go komunistyczni siepacze. Ks. Michał Rapacz był niewygodny dla niewierzących i zwalczających Kościół

Nasi autorzy

Zamęczyli go komunistyczni siepacze. Ks. Michał Rapacz był niewygodny dla niewierzących i zwalczających Kościół

„Każde pokolenie chrześcijan musi przejść swój czas próby” – powiedział 11 maja 2021 r. bp Damian Muskus w sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin w Płokach, podczas Mszy św. odprawionej w 75. rocznicę zamordowania Sługi Bożego ks. Michała Rapacza. Fot. Sanktuarium w Płokach /fb.com

„Każde pokolenie chrześcijan musi przejść swój czas próby” – powiedział 11 maja 2021 r. bp Damian Muskus w sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin w Płokach, podczas Mszy św. odprawionej w 75. rocznicę zamordowania Sługi Bożego ks. Michała Rapacza. Fot. Sanktuarium w Płokach /fb.com

U zbiegu Krzeczówki i Tenczyńskiego Potoku w urokliwej kotlinie otoczonej trzema górskimi masywami Beskidu Wyspowego leży wieś Tenczyn. To tam w 1904 r., w rolniczej rodzinie Rapaczów, przyszedł na świat Michał, którego powołaniem miało stać się kapłaństwo. Pierwsza dekada XX w. nie była łatwa dla wiejskiej ludności Galicji, zwłaszcza dla beskidzkich i karpackich górali. Postępująca pauperyzacja i katastrofalne susze niszczące uprawy zmuszały liczne chłopskie rodziny do emigracji „za wielką wodę”. Niewiele też wskazywało na odzyskanie przez Polskę niepodległości, choć pod tym względem sytuacja miała zmieniać się bardzo dynamicznie. Za życia Michała Rapacza przewaliła się krwawa zawierucha wielkiej wojny, a niepodległa Polska, po ponad 100 latach narodowej niewoli, pokonała hordy czerwonych sołdatów. Szczęśliwy, krótki sen wolności zaowocował wówczas niespotykaną dotąd liczbą powołań kapłańskich.

Michaś urodził się jako drugi syn Jana i Marianny Rapaczów – dość dobrze sytuowanych, a przy tym zapobiegliwych i pracowitych gospodarzy z Tenczyna. Od dzieciństwa szczególna więź połączyła chłopca ze starszą, przyrodnią siostrą Katarzyną z pierwszego małżeństwa matki; to ona, rezygnując z założenia własnej rodziny, przyjmie w przyszłości rolę św. Marty i zostanie jego gospodynią. Michaś miał jeszcze dwóch braci, Janka i Franciszka, którzy zapowiadali się na porządnych gospodarzy. Rodzice wcześnie zauważyli, że chłopiec bardzo różni się od reszty rodzeństwa. W polu bardziej niż praca na roli interesowało go piękno beskidzkiej przyrody, był ciekawy świata. Zajęty swoimi myślami, nie potrafiłby upilnować pasącego się bydła, żeby nie poszło w szkodę. Bardzo lubił za to chodzić z mamą do urokliwego, zabytkowego kościoła parafialnego w Lubniu, choć nieco się wiercił, kiedy ksiądz odprawiał nabożeństwo po łacinie. Zapytał więc kiedyś mamę: „czy Pan Jezus nie rozumie po góralsku?”.

Kiedy w 1910 r. dotarły do Tenczyna wieści o urządzonych z rozmachem krakowskich uroczystościach grunwaldzkich, Michał zaczął zarzucać rodziców tysiącami pytań o wydarzenia sprzed wieków. Wtedy postanowili posłać chłopca do szkoły. Po ukończeniu dwuklasowej szkółki ludowej Michaś, pokazując tacie świetną cenzurkę, wyznał, że pragnie uczyć się dalej. Ojciec wiedział, że skrzywdziłby syna, uniemożliwiając mu dalszą naukę. Postanowił zatem wysłać go do szkoły w Lubniu; w razie złych warunków pogodowych chłopiec miał nocować u chrzestnej. W 1915 r. ukończył ze znakomitym wynikiem czwartą klasę, co dawało mu szansę na dalszą edukację w myślenickim gimnazjum, założonym w 1908 r. Jednak trwająca wielka wojna wymusiła przerwę w dalszej nauce pilnego Michasia. Wznowił ją po trzech latach, w 1918 r.

Zarówno kadra nauczycielska, jak i uczniowie gimnazjum w Myślenicach zapisali piękną kartę w walce o niepodległość Polski. Założycielem i dyrektorem tej prestiżowej szkoły, dorównującej poziomem nauczania najlepszym krakowskim i lwowskim gimnazjom, był zasłużony działacz Stanisław Pardyak, postać ze wszech miar interesująca. Ten znakomity filolog klasyczny, biegle posługujący się łaciną i greką, był także świetnym taternikiem. W latach poprzedzających wybuch wielkiej wojny niestrudzenie pracował jako założyciel i wychowawca Drużyn Sokolich; jego wychowankowie szlak do wolnej Polski przeszli w strukturach 4. Pułku Piechoty Legionów Polskich, zaś on sam służył jako sekretarz Naczelnego Komitetu Narodowego i nadporucznik obrony krajowej. Z kolei ksiądz Józef Nodzyński, pełniący w myślenickim gimnazjum funkcję katechety, otrzymał powołanie na kapelana legionowych oddziałów i służył jako frontowy sanitariusz.

Michał nie mógł lepiej trafić. Przykład znakomitych pedagogów, podobnie jak starszych kolegów, którzy w 1918 r. dołączyli do Orląt Lwowskich, wspierając je w walce o stolicę Galicji, miał znaczący wpływ na ukształtowanie jego życiowej postawy, zarówno religijnej, jak i patriotycznej. Póki co, robił zadziwiające postępy w nauce. Wzrosła też jego pozycja w rodzinnej wsi, choć najstarszy brat Janek i koledzy z Tenczyna pokpiwali z niego, choć bez szczególnej złośliwości, jako z „pana inteligenta”. Kasia natomiast wyraźnie dumna była z brata.

Ulubionym miejscem modlitw Michała była kaplica Chrystusa Ukrzyżowanego w myślenickim kościele, gdzie przed laty przyprowadził go ojciec, kiedy po raz pierwszy przywiózł go do Myślenic. Niestety, chłopiec nie cieszył się długo ojcowską opieką. Jan Rapacz, mimo że był jeszcze mężczyzną w pełni sił, zmarł nagle w 1921 r. Dla Michała, najmłodszego z rodzeństwa, był to dotkliwy cios. Ogromne wsparcie okazał mu wtedy ks. Nodzyński, który potrafił podnieść go na duchu oraz ukazać prawdziwy sens cierpienia i ofiary. Trudno orzec, czy to pod jego wpływem dojrzała w młodym człowieku myśl o powołaniu do kapłaństwa, tym bardziej że już rok później ks. Nodzyński został przeniesiony do Krakowa.

W każdym razie, kiedy w 1926 r. Michał zdał maturę, wiedział już na pewno, że wstąpi do krakowskiego seminarium, że – jak pięknie napisał jego biograf Janusz Jaśniak: „Jezus powołał go od pola, jak Szymona z Cyreny do niesienia krzyża”.

Ponownie trafił bardzo dobrze, gdyż jego rocznik był jednym z najliczniejszych w historii Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie (38 alumnów!). Rektorem był wówczas ks. dr Stanisław Rospond, późniejszy biskup pomocniczy krakowski, a opiekunem duchowym kleryków – ks. Czesław Lewandowski, duchowy przewodnik do świętości tak wielkich postaci jak książę metropolita abp Adam Sapieha, św. Brat Albert Chmielowski czy bł. matka Bernardyna Jabłońska. Kolegą Michała z roku był bł. ks. Piotr Dańkowski, który stanie się męczennikiem KL Auschwitz.

Wspaniała atmosfera akademicka międzywojennego Krakowa, w którym do tradycji należały spotkania kleryków ze studentami innych kierunków oraz gorące dyskusje na tematy naukowe, podobnie jak rewelacyjna kadra profesorska, sprzyjały rozwojowi intelektualnemu i duchowemu młodego alumna. Michał należał do najlepszych studentów. W tym też czasie pogłębiał w sobie przekazaną mu w dzieciństwie przez matkę pobożność maryjną. W końcu nadszedł wielki dzień 1 lutego 1931 r., kiedy to w wigilię święta Matki Bożej Gromnicznej, w uniwersyteckim kościele św. Anny Michał, wraz z 28 diakonami, przyjął święcenia kapłańskie. Udzielił im ich metropolita krakowski abp Adam Sapieha. Uroczystości prymicyjne 27-letniego neoprezbitera Michała Rapacza odbyły się już w rodzinnym Lubniu, w pięknym wiejskim kościółku, który 8 lat później spłonie w płomieniach pamiętnego września…

Pierwszą placówką, którą księdzu Michałowi wyznaczył książę metropolita, stały się Płoki koło Trzebini, położone na styku Śląska i Małopolski. Było to trudne wyzwanie dla młodego kapłana. Nie tylko z uwagi na rozległość parafii – poza Płokami obejmowała ona jeszcze cztery wsie (Psary, Czyżówkę, Lgotę i Ostrężnicę), ale też na specyficzny charakter środowiska robotniczego, w którym miał posługiwać. Choć Płoki były już od XV w. znanym miejscem pielgrzymek, dzięki łaskami słynącemu obrazowi Matki Bożej, to jednak wśród robotników nie brakowało zwolenników idei socjalizmu, podobnie jak różnego rodzaju sekt, co przejawiało się w niechętnej, a nawet agresywnej postawie wobec katolicyzmu. Wikaremu wiadomo było zatem od początku, że będzie to wyjątkowo trudna placówka. Nawet ówczesny proboszcz, energiczny ks. Wawrzyniec Wojdyła, były kapelan wojskowy, nie był sobie w stanie poradzić z narastającym bezbożnictwem oraz nastrojami antyklerykalnymi.

Dla wychowanego wśród pobożnych beskidzkich górali ks. Rapacza niełatwą sprawą było wypracowanie odpowiedniej metody duszpasterskiej. Wyszedł zatem z założenia, że musi zapoznać się z psychiką i mentalnością środowiska robotniczego oraz okazać troskę parafianom. Uznał ponadto, że najlepszym świadectwem będzie osobisty przykład. W szczególny sposób zajął się dziećmi i młodzieżą. przygotowując ich do sakramentów świętych – spowiedzi, Komunii św. i bierzmowania. Organizował im też naukę religii, objeżdżając furmanką wszystkie należące do parafii wsie. Był niestrudzony w udzielaniu sakramentu pokuty i w nawiedzaniu chorych. Zapamiętano go w Płokach jako człowieka modlitwy, kapłana oddanego pracy duszpasterskiej, a także utalentowanego kaznodzieję o pięknym, donośnym głosie.

W 1933 r. ks. Rapacz został przeniesiony na wikarego do Rajczy na Żywiecczyźnie. Nowa parafia w pięknie położonej letniskowej miejscowości wydawała się młodemu księdzu wdzięcznym polem do działania. Wśród dumnych, odważnych i szczerych, a przy tym bardzo pobożnych i przywiązanych do ojczyzny górali czuł się jak wśród swoich. Urokowi dodawała Rajczy i jej mieszkańcom piękna historia malowanego na blasze cudownego obrazu Matki Bożej Kazimierzowskiej. Ofiarował go król Jan Kazimierz, który żywił szczególne nabożeństwo dla Najświętszej Marii Panny. Monarcha pamiętał o postawie beskidzkich górali, którzy w najczarniejszych latach szwedzkiego potopu pozostali mu wierni. Dlatego kiedy w 1669 r. po abdykacji opuszczał na zawsze Rzeczpospolitą, zatrzymał się w Żywcu, wyraził zgodę na budowę kościoła w Rajczy i podarował góralom swój ukochany wizerunek Matki Bożej, który towarzyszył mu na polach bitew.

Pobożność maryjna i wierność Rzeczypospolitej mieszkańców Rajczy przetrwała próbę dziejową zaborów, szczególnie żywa była w dwudziestoleciu międzywojennym. Gorliwym czcicielem Najświętszej Marii Panny był także ks. Michał Grodziński, nowy proboszcz ks. Rapacza. W Rajczy młody wikary mógł już w pełni rozwinąć skrzydła. W 1933 r. założył Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej, przekształcone później w Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej. Jego wychowankowie wspominali, że był bardzo wymagający, a jednocześnie nie dało się go nie lubić. Był bowiem typem gawędziarza, godzinami można było słuchać jego opowieści i piosenek, szczególnie podczas górskich wycieczek, na które chętnie zabierał swoich podopiecznych. Niestrudzenie organizował dla młodzieży zarówno lekcje religii, jak i spektakle teatralne, przede wszystkim o tematyce patriotycznej i religijnej, a nawet zawody sportowe, w tym wyścigi narciarskie. „Był gorliwym w słuchaniu św. spowiedzi, gorliwym w głoszeniu Słowa Bożego, gorliwym w nauczaniu dzieci w szkołach, słowem bardzo gorliwym w wypełnianiu swoich obowiązków kapłańskich. (…) Na każdym kroku pamiętał o godności kapłańskiej, zawsze przyświecał dobrym przykładem i zjednał sobie prawdziwą miłość w parafii” – takie świadectwo wystawił ks. Michałowi ks. prob. Michał Grudziński. Któryś z parafian wspominał z kolei, że: „Był stanowczy, ale grzeczny, surowy, ale miał serce”. Nic zatem dziwnego, że kiedy w 1937 r. – w związku z rezygnacją ks. Wojdyły z pracy w parafii w Płokach – abp Adam Sapieha odwołał ks. Michała z Rajczy, jego parafianie wystosowali do księcia metropolity pismo o pozostawienie go na dotychczasowej placówce. Arcybiskup nie zmienił jednak zdania.

Ks. Rapacz powrócił zatem do Płok, wyjeżdżając z Rajczy niemal ukradkiem, w obawie, że przywiązani do niego, a jednocześnie temperamentni górale zechcą zatrzymać go siłą. Korzystając ze zdobytych doświadczeń, przez następne dwa lata gorliwie pracował w Płokach jako administrator parafii, niestrudzenie przeciwstawiając się wpływom socjalistycznym, pomagając najbiedniejszym oraz przygotowując dzieci i młodzież do sakramentów. Udało mu się nawet zainteresować teatrem młodych, którzy podołali nawet wystawieniu tak wymagającego dramatu religijnego jak „Triumf krzyża”. W Płokach, położonych tuż przy granicy z III Rzeszą, coraz bardziej dawało się odczuć napięcie poprzedzające wrześniową katastrofę. Potężne oddziały Wehrmachtu stały nad polską granicą.

1 września 1939 r., który był także pierwszym piątkiem miesiąca, ks. Michał Rapacz odprawiał Mszę św. w pustej niemal świątyni. Miał złe przeczucia. Od granicy słychać było potężną kanonadę wybuchów, wkrótce także pobliska droga na Chrzanów zapełniła się uciekinierami. Niemcy w Płokach byli już 4 września; na uwagę leśniczego Kazimierza Barczyka, że przecież Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę, ks. Rapacz przenikliwie odpowiedział, że nie wiadomo, jaki ruch zrobi Rosja, a wówczas reakcja zachodnich potęg może mieć dla Polski tragiczne skutki. Niestety, nie mylił się.

Po kapitulacji Warszawy, Helu, aż w końcu ostatnich oddziałów gen. Kleeberga pod Kockiem dopełniła się wrześniowa tragedia Polski. Do ks. Michała dotarła tragiczna wiadomość o spaleniu jego domu rodzinnego w Tenczynie. Niemcy nie oszczędzili także zabytkowego kościółka w Lubniu. Płoki znalazły się na terenie wcielonym do III Rzeszy. Oznaczało to oddzielenie kordonem granicznym od Krakowa, gdzie znajdowały się władze kościelne, gdyż po ewakuacji prymasa Augusta Hlonda faktycznym zwierzchnikiem Kościoła w okupowanej Polsce stał się książę metropolita Adam Sapieha.

Mimo wprowadzonej godziny policyjnej ks. Rapacz nie odwołał październikowych nabożeństw różańcowych. Nadal także, ryzykując rozstrzelanie, odwiedzał chorych i umierających. Na początku października na plebanii zjawili się Niemcy i aresztowali go wraz z kościelnym pod zarzutem posiadania broni. Dzielnego kapłana uratowała tym razem świetna znajomość języka niemieckiego. Niedługo później Niemcy rozstrzelali dwóch księży z pobliskiej Trzebini, matkę jednego z nich, a także kościelnego.

Wzmagający się niemiecki terror nie zniechęcił jednak ks. Rapacza do pełnienia posługi. Nadal odprawiał nabożeństwa, odważnie wzywając do modlitwy za poległych i pomordowanych. Ryzykując życiem, udzielił na plebanii schronienia uczestnikowi obrony Wybrzeża. Jadąc lasem nocą do umierającej kobiety, ukrył w furmance na sianie wyczerpanego żołnierza ZWZ, ściganego przez niemiecki patrol. Ks. Michał angażował się także w konspiracyjne nauczanie religii i przygotowywanie dzieci do I Komunii, za co groziło co najmniej zesłanie do KL Auschwitz, gdzie od 1941 r. trafiało coraz więcej kapłanów. Jak wspominał wikariusz, ks. Jan Sikora, ks. prob. Rapacz, mimo śmiertelnego znużenia coraz liczniejszymi obowiązkami, zawsze znajdował czas na adorację Najświętszego Sakramentu, zaś w homiliach odważnie mówił o cierpieniu Polski wpisanym w Chrystusowy Krzyż. W tragicznym kontekście wojny szczególnego znaczenia nabrały uroczystości erygowania stacji Męki Pańskiej w kościele w Płokach.

Ks. Michał, podobnie jak wielu polskich kapłanów, rozpoczął także współpracę z chłopcami ze zbrojnego podziemia, bowiem w leśnych terenach w pobliżu Płok działał oddział Gerarda Woźnicy „Hardego”; okolice Myślachowic były z kolei rejonem działania Antoniego Wydry „Górala”. Znający osobiście ks. Rapacza Stanisław Grondal był pewien, że niezłomny kapłan złożył akowską przysięgę. Nie mogąc jednak pełnić funkcji kapelana jednego z oddziałów Okręgu Śląskiego ZWZ, później zaś AK, bo to wymagałoby porzucenia parafii, wspierał partyzantów przekazując im istotne informacje, a także dostarczając prowiantu. W oddziałach „Hardego” służyło wielu młodych mieszkańców Płok. Wydarzeniem, które w ich rodzinnych stronach odbiło się szerokim echem, był brawurowy atak oddziałów „Hardego” na Wolbrom w nocy z 25 na 26 lipca 1944 r.

Zbliżający się koniec wojny miał przynieść Polsce jednak nowe zniewolenie. Ostatni Niemcy opuścili Płoki 24 stycznia 1945 r. Okupant spod znaku czerwonej gwiazdy znany był ze szczególnej nienawiści do Kościoła katolickiego i kapłanów. Sytuacja „wyzwalanej”, a w rzeczywistości zniewalanej na nowo Polski była ekstremalnie trudna; nie było rodziny, która by nie utraciła kogoś bliskiego. Warszawa leżała w ruinach, w zniszczonym wojną kraju brakowało wszystkiego, ludzie cierpieli głód. W tak trudnym momencie dziejowym ks. Michał Rapacz nawoływał jednak do… przebaczenia Niemcom. „Nasz Zbawiciel cierpiał najstraszniejsze męki, ale nie potępił swoich nieprzyjaciół, ale im przebaczył na krzyżu – mówił z ambony w Środę Popielcową 1945 r. – Jesteśmy wyznawcami Chrystusa Ukrzyżowanego i powinniśmy zło dobrem zwyciężać”.

Kapłan nadal też pomagał ukrywać się byłym żołnierzom AK, zwłaszcza tym, których nowa władza próbowała „pozyskać do współpracy”, co oznaczało zdradę i donoszenie na towarzyszy broni. Ks. Rapacz umacniał ich w wytrwaniu wierności ideałom, organizował dla nich przerzuty na tereny, gdzie łatwiej było zniknąć w tłumie. Bolesnym ciosem stała się dla niego w 1946 r. śmierć matki; nie przeczuwał, że jadąc na jej pogrzeb do Tenczyna, widzi rodzinne strony po raz ostatni… W tym samym roku nasiliły się bowiem komunistyczne ataki na wszystkich, których czerwoni uznawali za „przeciwników nowego porządku”. Wojska Korpusu Bezpieczeństwa organizowały w lasach prawdziwe polowania na Żołnierzy Niezłomnych, dochodziło do licznych aresztowań księży. Przyjaciele ks. Rapacza, którzy mieli urzędowe kontakty z przedstawicielami nowej władzy, ostrzegali go, że dalszy pobyt w Płokach może być dla niego bardzo niebezpieczny. Proponowali mu wyjazd, na co on stanowczo odpowiadał, że nie porzuci swojej owczarni, nawet jeśli przyjdzie mu ponieść za to najwyższą ofiarę. „Nie zniszczyła wiary ideologia nazizmu – mówił w jednej z homilii – więc i bolszewicy nie pokonają Chrystusowego Krzyża, chociaż rewolucja w Rosji niszczyła cerkwie i kościoły, posyłała duchownych na Sybir, to z serc ludzkich nie wygnała Boga”.

W pierwszą niedzielę maja 1946 r., kiedy ks. Rapacz modlił się, dziękując Bogu za powrót ołtarza Wita Stwosza do Krakowa, zjawił się na plebanii posłaniec od leśniczego z listem zawierającym kolejne ostrzeżenie: „przed referendum władza postanowiła oczyścić teren z wszelkich elementów reakcyjnych”. Kapłan wiedział, że partyjni działacze z Chrzanowa to ludzie wyjątkowo prymitywni, a jednocześnie nadgorliwi w wykonywaniu rozkazów władz. Podczas zebrania partyjnego w Trzebini otwarcie już mówiono o planach zamordowania odważnego duszpasterza.

W sobotę 11 maja przed północą, kiedy ks. Rapacz przygotowywał się w swoim pokoju do niedzielnego kazania, jego siostra Katarzyna dostrzegła w ogrodzie jakieś podejrzane postacie. Na plebanię wtargnęła grupa kilkunastu uzbrojonych mężczyzn, podających się za „chłopców z lasu”. Kim byli naprawdę, okazało się już po chwili, kiedy sterroryzowali chłopca gospodarskiego i pomagającą Katarzynie dziewczynę, każąc im położyć się twarzą do ziemi. Katarzynę zawlekli do pokoju i zamknęli na klucz, zaś samego księdza zaciągnęli na górę i rozpoczęli brutalne przesłuchanie, żądając wydania „ukrywających się bandytów”, czyli Żołnierzy Niezłomnych, a także plądrując pokój w poszukiwaniu broni.

Było już po północy, kiedy Katarzyna usłyszała przez ścianę, jak brat powtórzył kilkakrotnie: „O Maryjo, Matko Boża!”. Oprawcy musieli mu powiedzieć, że zostanie na nim wykonany wyrok śmierci. Siostra księdza usłyszała jeszcze, że kiedy wyprowadzili go z plebanii, powiedział po łacinie: Fiat voluntas Tua Domine (Bądź wola Twoja, Panie).

Przez całą drogę do pobliskiego lasu był brutalnie bity przez komunistycznych bandytów. Kiedy doprowadzili go na miejsce kaźni, jeden z oprawców oddał do niego strzał z broni krótkiej – metodą katyńską, w tył głowy. Kapłan jednak przeżył, zatem kolejny zbir dobił go strzałem w czoło z bliskiej odległości.

Katarzyna, która usłyszała te dwa strzały, zarządziła poszukiwania brata, kiedy tylko pozostali bandyci opuścili plebanię. „Tak ksiądz Michał po odbyciu 500-metrowej przeszło drogi z plebanii do lasku plebańskiego, która była dla niego wyjściem na Kalwarię, śmiercią [męczeńską] zszedł z tego świata, zostawiwszy swe zwłoki na świadectwo zbrodni z jednej strony, a świadectwo prawdy ewangelicznej i że dobry pasterz duszę swoją daje za owce swoje z drugiej strony” – napisał ks. Leon Bzowski, znający męczennika osobiście.

Ciało niespełna 42-letniego ks. Michała Rapacza odnaleźli rano w lesie pasterze, kiedy ok. 7.30 pędzili bydło na pastwisko. Zgodnie z wolą Katarzyny pochowano niezłomnego kapłana w rodzinnym Lubniu, jednak w latach 1980. przeniesiono go do Płok. Wszyscy, którzy go znali, uważali, że jego śmierć była męczeńska, godna świętego: „Zginął jedynie za wiarę. Coś innego nie mogło być powodem. Komuś się nie podobał i przeszkadzał. Zginął śmiercią męczeńską” – powiedział jeden z jego parafian.

Był jednym z pierwszych polskich kapłanów-męczenników reżimu komunistycznego, zawleczonego do Polski na sowieckich bagnetach. Prowadzone w tej sprawie śledztwo zostało, jak to zwykle w tym systemie, podejrzanie szybko umorzone z powodu „niewykrycia sprawców”. Dopiero w 1993 r. w Kurii Metropolitalnej w Krakowie przeprowadzono kanoniczne dochodzenie w sprawie życia i męczeńskiej śmierci ks. Michała Rapacza. Następnie akta jego sprawy przekazano do watykańskiej Kongregacji ds. Świętych. Dekret o jego męczeństwie został podpisany przez papieża 24 stycznia 2024 r., a 15 czerwca br. niezłomny kapłan zostanie ogłoszony błogosławionym.

Artykuł ukazał się w najnowszym, kwietniowym numerze miesięcznika "Wpis". Bądź z nami każdego miesiąca i zakup prenumeratę na cały 2024 rok!

Dr Monika Makowska

Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość

Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość

Czesław Ryszka

Andrzej Bobola herbu Leliwa, ksiądz, zakonnik, dziś patron Polski, żył w latach 1591–1657 w niebywale burzliwym czasie wielkich zagrożeń dla Ojczyzny i Kościoła katolickiego. Zginął w sposób szczególnie okrutny z rąk Kozaków, którzy chcieli mu nawet darować życie pod warunkiem wyrzeczenia się przezeń wiary katolickiej. Mimo wyjątkowo bestialskich tortur – odmówił. Umierał w strasznych męczarniach.

Święty Prymas. Wyd. II 2021

Święty Prymas. Wyd. II 2021

Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Ryszard Rzepecki, Karol Wojtyła

Był nie tylko wielkim prymasem i wielkim patriotą. Był wielką nadzieją Polaków, tej olbrzymiej większości narodu, która nie zamierzała ulegać bolszewizacji. Był naszą ostoją. Nie lękał się ani komunistycznych gróźb, ani więzienia, ani życia w nieustannej walce. Zawierzył swój los Maryi, Pani Jasnogórskiej, w niej szukał wzmocnienia oraz pociechy – i znajdował! Również przyszłość całego narodu oddał Jej w opiekę.

 

Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2024. Wydanie papierowe

Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2024. Wydanie papierowe

 

"WPIS" to najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku. 
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Marek Deszczyński, Marek Klecel, Antoni Macierewicz, Krzysztof Masłoń, Andrzej Nowak, ks.

 

Święty Prorok. Karol Wojtyła – Jan Paweł II

Święty Prorok. Karol Wojtyła – Jan Paweł II

Jolanta Sosnowska

Św. Jan Paweł II bywał nazywany prorokiem naszych czasów, nikt jednak do tej pory nie spojrzał w tym kontekście na całe jego życie. Próby takiej dokonuje w tej książce Jolanta Sosnowska (autorka czterotomowej biografii Papieża Polaka „Hetman Chrystusa”), śledząc pod tym kątem życiorys Karola Wojtyły – Jana Pawła II.

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.