„Nie zginęłaś, Polsko. Bo nie umarł Bóg!”. 76. rocznica śmierci kard. Augusta Hlonda
Kard. August Hlond, prymas Polski w latach 1926-1948, przeszedł do historii jako Wielki Prymas. Pochodził z robotniczej, bardzo pobożnej śląskiej rodziny, miał jedenaścioro rodzeństwa. Oprócz niego jeszcze trzech braci wybrało stan duchowny, wstępując do zgromadzenia salezjanów. fot. Miesięcznik WPiS Ks. August Hlond – salezjanin, przyszły kardynał i prymas II Rzeczypospolitej – był kapłanem, który położył podwaliny pod przyszłą diecezję katowicką, został jej pierwszym biskupem. (...) Czy faktycznie dzisiaj większości Polaków, zwłaszcza młodych, nazwisko kardynała Augusta Hlonda tylko obiło się o uszy i nic więcej nie mogą na jego temat powiedzieć?
Jeśli taka byłaby prawda, to sprawiły to lata milczenia, co więcej, opluwania Prymasa w latach PRL-u. Dość wspomnieć, że w „Śląskim Słowniku Biograficznym”, obejmującym tysiące nazwisk, wydawanym w latach 1977-1981, nie umieszczono w ogóle jego nazwiska. Komunistyczna propaganda zarzucała mu m.in. porzucenie kraju w 1939 r. – w rzeczywistości był on jedynym hierarchą w okupowanych przez Niemców krajach, który nie poszedł na najmniejszą współpracę z okupantem, co więcej, rozgłaszał na cały świat o zbrodniach wojennych i wszelkich niegodziwościach, dokonywanych przez Niemców w Polsce podczas II wojny światowej.
Komuniści po 1945 r. nie mogli darować kardynałowi Hlondowi, że zachował dystans wobec nowego ustroju. A powinni go dosłownie „nosić na rękach” za ustanowienie organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. To był największy dowód jego patriotyzmu i umiłowania Ojczyzny. To z tego powodu z kolei środowiska niemieckie oskarżyły go o współpracę z władzami komunistycznymi, ponieważ usunął biskupów niemieckich i mianował na ich miejsce polskich administratorów apostolskich.
Zamiast nagrody, w ludowej Polsce nie pozwalano drukować wystąpień, kazań i listów pasterskich Prymasa Hlonda. Znamienne jest, że kiedy w 1950 r. wydano w USA pierwszy wybór jego pism, zatytułowany „Na straży sumienia Narodu”, książki tej nie wolno było przywozić do kraju. Mało tego; choć komuna minęła, to tylko z wielkim trudem udało się postawić Wielkiemu Prymasowi w 2002 r. pomnik w jego rodzinnych Mysłowicach. Stanął na centralnym Placu Wolności z inicjatywy „Akcji Katolickiej dla Dzieła ks. Augusta Hlonda”. Prymas z pomnika spogląda w stronę Przemszy, rzeki, która w dziejach regionu odegrała niebagatelną rolę. Tutaj łączyły się granice trzech państw zaborczych: pruskiego, rosyjskiego i austriackiego. W tym zapatrzeniu Kardynała tkwi wyzwanie, przed jakim stanął w swojej biskupiej i prymasowskiej posłudze, streszczającej się w dewizie ks. Jana Bosko: Da mihi animas, caetera tolle (Zostaw dusze, resztę zabierz).
Nie dożył sędziwego wieku, zmarł mając 67 lat. Ale życie jego przypada na ważne okresy najnowszej historii Polski. I tak dzieciństwo i wczesną młodość (1881-1893) spędził na polskim Górnym Śląsku, należącym od 100 lat do Prus. Kolejne siedem lat przebywał we Włoszech, dojrzewając w wierze, ucząc się i studiując. Z kolei w latach 1900-1909 kierował salezjańskimi zakładami w Oświęcimiu, Krakowie i Przemyślu. Następnie przez kolejnych 13 lat pracował w Wiedniu, pełniąc m.in. ważną funkcję prowincjała rozległej salezjańskiej inspektorii austriacko-niemiecko-węgierskiej.
Po ostatecznym ustaleniu granic II Rzeczypospolitej został mianowany przez papieża Piusa XI administratorem apostolskim polskiej części Górnego Śląska (od 1922 r.) i wkrótce został jej pierwszym biskupem (1925-1926). Niespełna pół roku później został arcybiskupem metropolitą gnieźnieńsko-poznańskim i Prymasem Polski (od 1926 r.) oraz kardynałem (od 1927 r.). Okres II wojny światowej spędził na przymusowej emigracji we Włoszech, Francji, Szwajcarii, a na koniec 14 miesięcy w więzieniu w Niemczech. Był w tym czasie jedynym polskim hierarchą w randze kardynała. Po powrocie do kraju w 1945 r. został rok później arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim. W nowej rzeczywistości ustrojowej państwa do swej śmierci w 1948 r. budował i wzmacniał zręby kościelnej administracji i wiary, co oczywiście nie spotkało się z aprobatą komunistycznych władz.
Administrator apostolski
Nominacja nieznanego w Polsce księdza ze zgromadzenia salezjanów na administratora apostolskiego Górnego Śląska w 1922 r. spotkała się wśród rządzących w Warszawie z dużym zaskoczeniem. Mało kto wiedział, że ksiądz August Hlond, będąc prowincjałem salezjanów w Wiedniu, gościł wielokrotnie nuncjusza apostolskiego mons. Achillesa Ratti, przyszłego papieża Piusa XI, gdy ten przez Wiedeń udawał się do Warszawy. To wówczas przyszły papież poznał walory polskiego kapłana, jego oddanie Stolicy Apostolskiej na wzór księdza Bosko. Zapewne te spotkania i rozmowy wpłynęły na wspomnianą nominację urodzonego Ślązaka.
Kilka lat pracy księdza Hlonda dla Kościoła na Górnym Śląsku było heroicznym budowaniem od podstaw przyszłej diecezji katowickiej. Początki były niezwykle trudne; ani mieszkania, ani biura… Nawet jak potrzebny był samochód, to któryś z księży musiał biegać po mieście, aby go pożyczyć. Raz tylko ksiądz Hlond zezwolił, aby wzięto miarę na jego sutannę. Gdy krawiec zgłosił się ponownie na przymiarkę, odmówił, stwierdzając: „Kto się będzie interesował tym, jak skrojona jest moja sutanna”.
Ksiądz administrator zwrócił natomiast całą swą uwagę na sprawy organizacyjne: otoczył się oddanymi, wybitnymi kapłanami, poczynił pierwsze kroki dla budowy kurii, katedry oraz założenia śląskiego Seminarium Duchownego (zlokalizowane je w Krakowie). Jego staraniem powstał tygodnik „Gość Niedzielny”, a dla Niemców odpowiednio „Sonntagsbote”. Kto w tym czasie spotkał się z księdzem Hlondem, odnosił wrażenie, że jest to rotmistrz w sutannie. Tak scharakteryzował Hlonda ksiądz Józef Gawlina, przyszły biskup polowy Wojska Polskiego: „Smukły, wysoki, o wyrazistej, jasnej twarzy, o ruchach jednocześnie zdecydowanych i eleganckich, nie przyprószonych jeszcze siwizną włosach, urzekał życzliwością”. Ale przecież nie o wygląd chodziło. Ksiądz administrator intensywnie duszpasterzował, organizował Zjazdy Katolickie, wizytował parafie, założył Śląską Ligę Katolicką, poświęcił Śląsk Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, doprowadził do koronacji łaskami słynącego obrazu Matki Bożej w Piekarach Śląskich.
Jego listy pasterskie miały ogromny wpływ na odnowienie wiary Ślązaków. W liście zatytułowanym „O życie katolickie na Śląsku” (1924 r.), zauważył m.in. niekorzystne dla katolickiego ducha zmiany w kulturze i obyczajach na Śląsku, podkreślając, że „kultura bez wiary, to kształt bez duszy”. W sposób trafny – pasujący i do dzisiejszych czasów – pisze o pojawieniu się jakby odwróconej idei katolicyzmu, która w przeciwieństwie do naszej wiary jest mglista i ciemna: „Jakiś katolicyzm nieuchwytny (…) skostniały i niepraktykujący. Jakiś katolicyzm zwyczajowy, niby produkt tradycji narodowych i rodzinnych, który zna jeszcze opłatek wigilijny i święcone wielkanocne, i pasterkę na Boże Narodzenie, ale prawie nic poza tym. Jakiś katolicyzm okolicznościowy, (…) wystąpić wypada w święta narodowe i na niektórych ustalonych obchodach. Jakiś katolicyzm modny, z którym nie można nie pokazać się na pogrzebie i na ślubie znajomych. Jakiś katolicyzm obliczony, którym partie posługiwać się mogą jako środkiem propagandy”.
Kiedy 28 października 1925 r. papież Pius XI bullą Vixdum Poloniae unitas dokonał przekształcenia dotychczasowej administracji apostolskiej, ustanawiając nową diecezję górnośląską, ksiądz August Hlond został jej pierwszym biskupem. Niedługo pracował jednak w diecezji katowickiej. 20 czerwca 1926 r. ogłoszona została jego nominacja na arcybiskupa Poznania i Gniezna, a zarazem Prymasa Polski. Na Śląsku przyjęte to zostało z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony był żal wiążący się z odejściem umiłowanego pasterza ludu śląskiego, a z drugiej – duma z powołania go na stolicę prymasowską.
Zwornik jedności
Papież Pius XI wiedział dokładnie, co chciał osiągnąć. Gdy nominat dziękował papieżowi za swój wybór, ten miał oświadczyć: „Mianuję syna ziemi śląskiej na prastary stolec biskupi, czym pragnę dać dowód, jak bardzo zależy mi na jedności Polski”. Pius XI – uprzednio komisarz plebiscytowy oraz nuncjusz apostolski w Polsce – dobrze poznał historię naszego kraju, a zwłaszcza ciemną noc rozbiorów. Zależało mu, aby powstało silne państwo polskie, aby naród jednoczył się wokół Kościoła. Dlatego już rok później Pius XI mianował arcybiskupa Hlonda kardynałem.
Niektórzy historycy akcentują, że na wybór Augusta Hlonda miał wpływ jego brak powiązań z kołami politycznymi Polski, a skądinąd wiadomo, że Pius XI był przeciwnikiem bezpośredniego angażowania się duchowieństwa w działalność partii politycznych. Dużo w tym prawdy. Kiedy 6 października 1926 r. nowo mianowany Prymas Polski składał na Zamku Królewskim w Warszawie przysięgę na ręce prezydenta Ignacego Mościckiego – a było to świeżo po tzw. zamachu majowym, dokonanym przez marszałka Józefa Piłsudskiego – powiedział z odwagą, że przemiany nie powinny być rewolucyjne, „bo nie chodzi o glinkę do modelowania, lecz o państwo, a w państwie o żywych ludzi, których krzywdzić nie wolno” („Z notatnika…”, 1926 r.).
Prymas doskonale wiedział, że z przemianą ustrojów nie idzie w parze zmiana duchowa. Nowe ustroje – podkreślał – tworzą instytucje bez duszy, organizacje bez wiary, formy bez moralności, milionowe bojówki bez sumienia. Prymas August Hlond podczas wizyty w Londynie w październiku 1930 r. Z lewej ambasador RP, Konstanty Skirmunt. Fot. arch. z książki „Czas walki z Bogiem”. Dlatego „przemiany polityczne i socjalne w dziedzinie ustrojowej bez odbudowy sił ducha i prawa moralnego – to próżna praca. A dokonane na zasadach materialistycznych – to dalsze wszczynanie głębokiego kryzysu stosunków i ducha o nieobliczalnych a pewno katastrofalnych następstwach”.
Obejmując urząd prymasowski w Poznaniu, August Hlond był w sile wieku, liczył niespełna 46 lat, posiadał wyraźnie zakreśloną wizję swojej służby dla Kościoła i Ojczyzny. Miał opinię wybitnej indywidualności, o ujmującej postawie, szczerym uśmiechu, cechowała go bezpośredniość, pokora i prostota. W pracy nikt mu nie dorównał. Jego zainteresowania były wszechstronne: czarował bystrością umysłu i sądu, zdolnością szybkiej orientacji i wielką serdecznością wobec ludzi. Był wówczas jedynym z bardzo nielicznych dostojników kościelnych, który podróżował samolotem. Kiedy inni hierarchowie uważali, że na nich można czekać, on imponował punktualnością. Czuło się w nim pewien naturalny majestat z równoczesną nadzwyczajną uprzejmością wobec każdego bez wyjątku. Sprawiał wrażenie, jakby zawsze był w dobrym humorze, stale uśmiechnięty, często wybuchał salwami śmiechu, klaszcząc w dłonie.
Znamienne było i to, że piastując tak wysoką godność, życie osobiste prowadził Prymas w ubóstwie klasztornym. Fundusze prymasowskie nie szły nigdy do jego rąk, lecz na konto bankowe i były przeznaczane na wspieranie akcji charytatywnych. Już bodaj z tego tytułu cieszył się wśród wiernych wielkim uznaniem. Nie robił tajemnicy ze swoich poglądów np. na konieczność reformy rolnej. Nie bolał z powodu parcelacji majątków kościelnych, uważał, że księża będą się przez to mogli oddać bardziej duszpasterstwu. Pośród Episkopatu Polski wyróżniał się poglądami i otwartością, energicznie i ze znawstwem prowadził obrady, zdecydowanie bronił spraw Kościoła, uznając za pierwszorzędne sprawy duszpasterskie. Ale też zagadnienia społeczne i kulturalne leżały mu bardzo na sercu. Dowodem jest założona przez niego Rada Społeczna przy Prymasie Polski, dla wprowadzenia w życie dyrektyw papieskich encyklik społecznych. W tym celu powołał też do życia Szkołę Społeczną, jedyną tego rodzaju w Polsce.
Akcja Katolicka miała w Kardynale Hlondzie swego promotora i protektora. Prymas starał się pozyskać do Akcji Katolickiej grupy inteligencji, temu celowi służyły tak zwane Studia Katolickie. Miały na celu pogłębienie wiedzy w sprawach rodziny, wychowania, nauki społecznej Kościoła. Pierwsze takie studium odbyło się pod protektoratem Prymasa w 1935 r. w Poznaniu i poświęcone było rodzinie, drugie – w Wilnie w 1936 r., zajmowało się katolicką myślą wychowawczą, trzecie – w Warszawie w 1937 r., zajęło się katolicką nauką społeczną, ostatnie – w Katowicach w 1938 r., zajęło się posłannictwem katolików w świetle uchwał Synodu Plenarnego.
Wielką manifestacją religijną był Pierwszy Krajowy Kongres Eucharystyczny w Poznaniu (26-28 kwietnia 1930 r.). Wziął w nim udział cały Episkopat i liczne rzesze wiernych. Cztery lata później Poznań gościł uczestników Kongresu Tomistycznego, a w czerwcu 1937 r. odbył się tam Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla, któremu przewodniczył Kardynał Hlond jako legat papieski. Warto nadmienić, że była to największa w dziejach Poznania manifestacja religijna oraz że uczestniczyli w niej, obok licznych rzesz Polaków, przedstawiciele 28 narodowości.
Podróżując po świecie, interesował się żywo apostolstwem misyjnym. W 1927 r. zorganizował w Poznaniu Międzynarodowy Kongres Misyjny. W tym duchu trzeba widzieć również jego troskę o duszpasterstwo emigracyjne i założenie Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców.
Będąc do głębi salezjaninem, żywił wyjątkową cześć dla Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, widząc w Niej Hetmankę ludu polskiego, prowadzącą Kościół do zwycięstwa. Jednak jako Ślązak i Polak eksponował rolę Matki Bożej Jasnogórskiej, której kult integrował wszystkie polskie krainy. Pamiętając jak czynnie Jasna Góra zaangażowała się w sprawę plebiscytu na Śląsku, goszcząc m.in. w swych murach ówczesnych polityków z nuncjuszem A. Rattim na czele, Prymas związał pracę całego Kościoła z jasnogórskim sanktuarium.
Zdając sobie sprawę z potrzeby ożywienia życia religijnego w państwie, które powstało po 123 latach zaborów, kardynał Hlond dążył do jak najczęstszego osobistego kontaktu z kapłanami i wiernymi. Służyły temu częste wizytacje kanoniczne parafii, poświęcanie świątyń, uczestniczenie w różnych zjazdach kościelnych, udzielanie święceń kapłańskich itp. W latach 1926-1939 ks. Prymas konsekrował siedmiu biskupów.
W liście pasterskim: „O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem” (1932 r.) przestrzegał, że „w pojęciu liberalnym państwo nie uznaje Boga, nie liczy się z Nim pod żadnym względem, nie przyjmuje Jego praw etycznych, nie zważa na Jego religię, czyli jest zasadniczo bezwyznaniowe. Zwykle posuwa się dalej, staje się bezbożne: wykreśla Boga z Konstytucji, ruguje ze szkoły, wyrzuca z ustawodawstwa, a nawet kult Jego i wiarę prześladuje”. Jakby dziś napisane…
Podobnie w słynnym liście pasterskim „O katolickie zasady moralne” (1936 r.) pisał, że „jedynie etyka katolicka ma elementy, które mogą skutecznie przeciwstawić się etyce bolszewickiej. (…) Etyki, wahające się między katolicyzmem a bolszewizmem, zawiodą i ulegną w wielkiej rozprawie o ducha świata. W walce ideowej z rewolucją bolszewicką tylko katolicyzm jest niepokonany”.
Nie milczał Prymas Hlond wobec aresztowania i osadzenia w Berezie czołowych przywódców antysanacyjnej opozycji. Pisząc list pasterski w tej sprawie, napominał: „Tak zwane silne rządy są uzasadnione, o ile są sprawiedliwe. Każdy rząd bowiem powinien być sprawiedliwy i pierwszy powinien szanować słuszne prawa, nawet celować w ich przestrzeganiu”.
Słowa te poprzedziła osobista interwencja Prymasa u prezydenta Ignacego Mościckiego w sprawie więźniów brzeskich i przynajmniej Wojciech Korfanty zawdzięczał Prymasowi zwolnienie z więzienia. Nie była to zresztą jedyna interwencja, bowiem kardynał August Hlond czynił również starania o zwolnienie niektórych innych osób więzionych w Berezie Kartuskiej, zaś w 1937 r. interweniował w sprawie represjonowania chłopów w Małopolsce za ich udział w sierpniowym strajku. Czynił to w poczuciu odpowiedzialności za los państwa, jako Polak i patriota.
Więzień stanu
Po wybuchu II wojny światowej Prymas Hlond za namową prezydenta Mościckiego i marszałka Rydza-Śmigłego opuścił Polskę i udał się do Rzymu. Przywódcy państwa byli przekonani, że Niemcy uczynią Prymasa, w przypadku jego pojmania, zakładnikiem albo nawet – za jego śląskie pochodzenie – zamordują. Dlatego po rozmowie z nuncjuszem kard. Hlond 13 września z ciężkim sercem wyjechał przez Zaleszczyki i Bukareszt do Rzymu. W drodze kilkakrotnie uniknął śmierci, choć i tak koło Siedlec, podczas nalotu lotniczego, odłamki bomby zraniły go w nogę.
28 września po raz pierwszy za pośrednictwem Radia Watykańskiego Prymas przemówił do Rodaków. Powiedział wówczas m.in. „Nie zginęłaś Polsko. Bo nie umarł Bóg! Bóg nie umarł i w swoim czasie wkroczy w wielką rozprawę ludzi i po swojemu przemówi. Z Jego woli w chwale i potędze zmartwychwstaniesz i szczęśliwa żyć będziesz – najdroższa Polsko – męczennico (…)”.
Będąc za granicą Prymas stał się głosem podbitego narodu. Jego obecność we Włoszech i Francji była opatrznościowa. Broniąc Ojczyzny, demaskował fałszywą propagandę hitlerowsko-goebbelsowską, która usiłowała obarczyć Polskę winą za wybuch wojny, opiekował się uchodźcami i żołnierzami, troszczył się o jeńców w obozach niemieckich, zajmował się emigrantami. W swoich raportach wysyłanych różnymi kanałami do Piusa XII i do ówczesnego cywilizowanego świata wykazywał, jak barbarzyńsko, nieludzko i ludobójczo postępowali hitlerowcy podczas II wojny światowej, jak mordowali bezbronnych jeńców, Polaków i Żydów, kobiety, dzieci.
3 lutego 1944 r. Prymas został aresztowany przez gestapo. Przez 14 miesięcy przebywał kolejno w trzech niemieckich więzieniach, w których hitlerowcy usiłowali wymusić na nim kolaborację z Trzecią Rzeszą, którą Kard. August Hlond w czerwcu 1926 r. podczas VIII Zjazdu Katolickiego w Inowrocławiu w towarzystwie prezydenta miasta, Józefa Krzymińskiego. Fot. arch. z książki „Czas walki z Bogiem”. zdecydowanie odrzucił. Tylko dzięki interwencji papieża ocalił życie.
Ostatnie trzy lata dla Kościoła i Ojczyzny
Po uwolnieniu 1 kwietnia 1945 r. przez oddziały amerykańskie kard. Hlond natychmiast udał się do Rzymu, gdzie m.in. opracował projekt zarządu diecezjami w nowych granicach Polski. Wracając do kraju, otrzymał od Piusa XII nadzwyczajne pełnomocnictwa, pozwalające m.in. na to, aby w szczególnych wypadkach mógł mianować administratorów apostolskich z prawami biskupów ordynariuszy.
15 sierpnia 1945 r., Prymas wydał pierwszy ważny dekret, powołujący polską organizację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych. W porozumieniu z arcybiskupem krakowskim Adamem Sapiehą wybrał kandydatów na administratorów i wręczył im nominacje. Uzyskał także zrzeczenie się jurysdykcji od dotychczasowych niemieckich rządców Ziem Zachodnich i Północnych, z wyjątkiem kard. Konrada von Preysinga z Berlina, którego część diecezji leżała na wschód od Odry. 4 marca 1946 r. został mianowany metropolitą warszawskim i jednocześnie objął stolicę prymasowską w Gnieźnie. Na progu nowych czasów uznał, że należy odnowić przymierze Polski z Jej Królową, błagając Ją: „by ludzkość wydźwignęła z toni, a Kościół osłoniła swym ramieniem”. Ten wielki Akt Poświęcenia Narodu Niepokalanemu Sercu Maryi dokonał się na Jasnej Górze 8 września 1946 r. Warto dodać, że nieco wcześniej, 12 maja 1946 r., Prymas konsekrował na Jasnej Górze ks. Stefana Wyszyńskiego na biskupa lubelskiego.
Gdy po wyborach w 1947 r. ukonstytuował się Sejm, który miał następnego dnia „wybrać” na prezydenta Bolesława Bieruta, Prymas z odwagą powiedział: „Wybory do tego sejmu są największym oszustwem w dziejach Polski. Kościół tego akceptować nie może”. Nie zgodził się też na odprawienie uroczystego nabożeństwa z dziękczynnym Te Deum po wyborze bolszewickiego prezydenta.
W tych trudnych, tragicznych tużpowojennych latach Prymas stał się mężem opatrznościowym dla Polski, wzorem zachowania honoru wobec szalejącego komunizmu. Będąc od początku przekonany, iż ugoda z komunistami nie jest możliwa do osiągnięcia, wiedział także, że trzeba się nastawić na długie trwanie w nowej sytuacji politycznej, dlatego gdy np. władze przystąpiły do usuwania religii ze szkół, w liście pasterskim o wymownym tytule: „O chrześcijańskie wychowanie młodzieży”, wezwał rodziców do wzmożenia troski o chrześcijańskie wychowanie dzieci i nieposyłanie ich do szkół bez nauki religii.
Nie mogąc wiele uczynić w kwestiach politycznych, wobec panującej biedy apelował o dobroczynność Kościoła, sam też nikomu nie pozwolił się wyprzedzić w pomaganiu potrzebującym. Mając kontakty z różnymi zagranicznymi instytucjami charytatywnymi, osobiście rozdzielał dary biednym, którzy mieszkali w pobliżu jego rezydencji.
Zwycięstwo przyjdzie przez Maryję
14 października 1948 r. kard. Hlond przeszedł operację wycięcia wyrostka robaczkowego. Niemal natychmiast wystąpiły komplikacje; 22 października zmarł. W przeddzień, w obecności najbliższych współpracowników wypowiedział znane proroctwo: „Nie rozpaczajcie! Zwycięstwo, gdy przyjdzie – będzie zwycięstwem Błogosławionej Maryi Dziewicy”. Należy jeszcze dodać, że wcześniej powiedział, że czeka nas większe zwycięstwo niż to pod Lepanto i Wiedniem, w czym zawarł przekonanie o zwycięstwie nad sowieckim komunizmem. W ostatnim słowie powiedział też: „Zawsze pracowałem dla Kościoła Świętego dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra Narodu Polskiego” oraz „Zawsze kochałem Polskę i będę się w niebie za nią modlił”. Miał dodać: „Moim następcą biskup Wyszyński”.
Minęło 30 lat od śmierci ks. kard. Hlonda i spełniło się jego proroctwo o zwycięstwie Matki Najświętszej. 22 października 1978 r. w Rzymie odbyła się inauguracja pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II, który w swoim herbie papieskim umieścił słowa „Totus Tuus” – Cały Twój, Maryjo! Podczas uroczystej inauguracji na Placu św. Piotra, 22 października o godz. 10.00 (30 lat wcześniej w tej godzinie umierał kard. A. Hlond…), Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński mógł więc powiedzieć: „Wypełnia się testament kardynała Hlonda. (…) Wszystkie uczucia wiążemy z aktem dziękczynnym za tę proroczą wizję Kardynała Prymasa, (…) Meldujemy Tobie, radosny przyjacielu z Ojczyzny niebieskiej, trwający dzisiaj na kolanach przed Świętą Bożą Rodzicielką: zwycięstwo, które ukazałeś, krzepiąc nas na duchu – przyszło!”.
Proces beatyfikacyjny „Wielkiego Prymasa II Rzeczypospolitej” – jak nazwał kard. Hlonda Jan Paweł II – jest dla Kościoła w Polsce jedną z form ukazania go jako wzoru postępowania nowych uczniów Chrystusa. Coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że Sługa Boży kard. August Hlond, wielki wychowawca Narodu Polskiego, który wytyczał drogę polskiemu duszpasterstwu w świecie, po wyniesieniu na ołtarze powinien zostać ogłoszony duchowym Opiekunem Polaków w kraju i za granicą.
***
Powyższy tekst pochodzi z artykułu Czesława Ryszki, który ukazał się w miesięczniku "WPiS. Wiara, patriotyzm i sztuka" nr 35.
(AD)
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po prenumeratę miesięcznika "WPiS" oraz po książki o roli Kościoła w polskich dziejach:
Prenumerata elektroniczna WPiSu na drugie półrocze 2024 roku (5 numerów od lipca do grudnia włącznie w tym jeden podwójny)
Prenumerata elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2024. Wydanie papierowe
"WPIS" to najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku.
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Marek Deszczyński, Marek Klecel, Antoni Macierewicz, Krzysztof Masłoń, Andrzej Nowak, ks.
Polska i Krzyż
Piękno, niezachwiana moc i potęga Krzyża. Związanie losów Rzeczypospolitej, od narodzin po dzień dzisiejszy, z Krzyżem oraz nieprzemijająca nadzieja pokładana w Chrystusie – to temat tej książki. Wybitni autorzy i uczeni, wielcy patrioci, utrwalają słowem, a mistrz Adam Bujak obrazem wizerunek Polski wiernej Bogu od jedenastu wieków. Bez chrześcijaństwa nie byłoby ani naszego państwa, ani naszego narodu.
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach
Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.
Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei
Agentura wpływu nazywana nie tak dawno sowiecką, a dziś rosyjską, poczyna sobie śmiało także w III RP. Jej dziełem jest narzucana Polakom od kilkunastu lat przez media głównego nurtu (wszystkie w rękach zagranicznych decydentów) i przez niektórych polityków tzw. polityka wstydu.
Kościół na straży polskiej niepodległości
Kiedykolwiek niepodległość Ojczyzny była zagrożona, Kościół stawał po stronie Polski. Czas próby nigdy nie był jednak większy niż w XIX i XX w., kiedy Polska na 123 lata zniknęła z map świata, a następnie musiała się zmierzyć z zabójczą nawałnicą niemieckiego i sowieckiego totalitaryzmu. Przez te trudne czasy Polska nigdy się nie poddała.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.