Dzięki niemu powstało 26 zgromadzeń zakonnych. Dziś wspominamy bł. o. Honorata Koźmińskiego
Portret olejny Bł. Honorata Koźmińskiego, autor: Zbigniew Kotyłło. fot. Zkoty - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=66261967 W każdym z zaborów odpowiedzią na prześladowania stało się odnowienie życia religijnego katolików: jeszcze liczniej odbywano pielgrzymki do sanktuariów maryjnych, głównie na Jasną Górę, rozwinął się w ukryciu Trzeci Zakon św. Franciszka (tercjarze), krzewiono bractwa kościelne, w tym Żywy Różaniec. Z raportu jednego z funkcjonariuszy carskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych do sekretarza stanu w Królestwie Polskim wiemy, że ostrzegano gubernatora w Warszawie przed działalnością tercjarzy, do których oprócz szlachty należeli również magnaci i senatorowie. Urzędnik pisał we wnioskach: „Zakony tak zwane żebrzące są najbardziej niebezpieczne, ponieważ z samego ich powołania i Konstytucji są obowiązani do chodzenia po wioskach i miastach. Szczególnie dzięki nim Kościół Rzymski ma wpływ na prosty lud i dlatego w zamykaniu klasztorów wydaje się konieczne, w miarę możności starać się od nich uwolnić”.
Najaktywniej działały dwa ośrodki w Warszawie: księży misjonarzy przy kościele Świętego Krzyża oraz ojców kapucynów przy ich kościele i klasztorze na ul. Miodowej. W tym drugim działał apostolsko Wacław Koźmiński, w zakonie o. Honorat. Zorganizował on aktywnie działające koło Żywego Różańca oraz wspólnoty Trzeciego Zakonu św. Franciszka, z których powstały liczne zgromadzenia zakonne, oparte na duchowości franciszkańskiej.
Młodość Wacława Koźmińskiego, późniejszego o. Honorata
O. Honorat pochodził z Białej Podlaskiej z rodziny bardzo religijnej i patriotycznej. Jako uczeń liceum uległ pod koniec lat szkolnych wpływom kolegi i utracił wiarę. Odzyskał ją kilka lat później, kiedy za udział w spisku antyrządowym został osadzony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej, przeznaczonym dla skazanych na śmierć. Jako 17-letni młodzieniec stoczył tam podwójną walkę: fizyczną i duchową. Początkowo źle znosił sytuację i wszystkiemu stawiał opór. W późniejszych wspomnieniach zapisał: „Będąc w rękach Boga, ośmieliłem się bluźnić przeciw Niemu (…). Pogrążałem się w delirium… Byłem już w paszczy szatana, który chyba mnie posiadł”. Po długim okresie ciemności nastał wreszcie koniec walki, Pan Bóg odjął mu całą gorycz życia, „że mi się w raj ono zamieniło i tam pokochałem samotność i zacząłem życie duszy”. W tajemniczej wizji zobaczył wówczas Chrystusa, co zadecydowało o wewnętrznej przemianie i wstąpieniu do zakonu kapucynów.
Gorliwy duszpasterz
Od pierwszych dni w zakonie umiłował ewangeliczne ideały św. Franciszka z Asyżu i wcielał je w swoje życie. Pragnął zostać bratem, przełożeni polecili mu jednak przygotować się do kapłaństwa. Kiedy w 1852 r. otrzymał święcenia, szybko dał się poznać jako dobry kaznodzieja, spowiednik, a zwłaszcza kierownik dusz. O. Honorat nie należał do tych, którzy z założonymi rękami czekali na lepsze czasy. Tragiczna sytuacja Kościoła katolickiego domagała się działania, dlatego jego odpowiedzią na szykany i represje było tworzenie ukrytych zgromadzeń zakonnych. Powstawały one z naglącej potrzeby duszpasterskiej. Od samego początku przyświecała o. Honoratowi idea odrodzenia ducha religijnego w społeczeństwie polskim. Krzewił nabożeństwo do Matki Bożej, zwłaszcza przez koła Żywego Różańca, nadając im charakter nie tylko dewocyjny, ale i społeczny. Czynnie oddał się pracy w Trzecim Zakonie, który od lat istniał przy kościele warszawskich kapucynów, co zaowocowało powstaniem 26 zgromadzeń zakonnych. Pierwszym były siostry felicjanki, które założył w 1855 r. razem z m. Angelą Truszkowską. Z ruchu felicjańskiego powstał w 1860 r. odłam klauzurowy, z którego z czasem uformowały się Mniszki Klaryski Kapucynki.
Carskie represje i odpowiedź o. Honorata
Felicjanki zajmowały się opieką nad dziećmi, studentami, staruszkami i chorymi wśród ludności wiejskiej. Carskie władze poznały się na propolskiej działalności nowego zgromadzenia kasując je po Powstaniu Styczniowym. Niektóre zakonnice udały się do Galicji, gdzie odbudowały zgromadzenie, inne pozostały w Królestwie, prowadząc działalność apostolską w ukryciu. Carskie represje poddały o. Honoratowi myśl tworzenia zgromadzeń bezhabitowych, działających potajemnie. Zresztą inaczej się nie dało, gdyż z powodu kolejnych, bardziej radykalnych rozporządzeń groziło całkowite wymarcie zakonów na ziemiach polskich zagarniętych przez rosyjskie imperium. Doszło do tego, że po Powstaniu Styczniowym nie było już w stolicy ani jednego klasztoru czy domu zakonnego. Także klasztor ojców Kapucynów został zlikwidowany, a zakonników deportowano do Zakroczymia, Nowego Miasta nad Pilicą oraz Łomży.
W 1864 r. o. Honorata przeniesiono do Zakroczymia, gdzie u kratek jego konfesjonału pojawiły się opatrznościowo dawne tercjarki franciszkańskie z Warszawy, a także licznie inni, którzy pragnęli poświęcić swe życie Bogu. Okazało się, że żadne carskie zakazy nie były w stanie ugasić duchowego ognia, jaki ogarnął zainicjowane przez o. Honorata nowe zgromadzenia bezhabitowe, oparte na Regule Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Tysiące osób uformowanych przez niego duchowo, nie będąc oficjalnie członkami zgromadzeń, nie tylko łatwiej wymknęło się carskiej kontroli, ale też zaczęło wypełniać apostolską działalność.
W tajemnicy przed władzami
Zazwyczaj w święta Matki Bożej o. Honorat zbierał potajemnie w Zakroczymiu zaufane osoby chcące swe życie poświęcić Bogu i przyjmował od nich zakonne śluby. W ten sposób w tajemnicy przed władzami carskimi rozrastały się nowe zgromadzenia zakonne, które różniły się w sposób zasadniczy od tych tradycyjnych. Przede wszystkim ich członkowie nie nosili habitów ani innych zewnętrznych oznak przynależności do zgromadzenia. Głęboko przemyślana była też ich organizacja wewnętrzna. Obejmowała trzy rodzaje członków: tych, którzy mieszkali wspólnie, tworząc określoną wspólnotę (ich życie było zbliżone do życia w klasztorach); tych, którzy ze względu na przeszkody, np. opiekę nad rodzicami, pełnienie innych obowiązków, nie mogli prowadzić życia wspólnego, a pragnęli żyć radami ewangelicznymi i pełnić zadania zgromadzenia – byli to członkowie zjednoczeni; oraz tych, którzy jako członkowie stowarzyszeni pragnęli włączyć się w działalność zgromadzenia i pozostawać w częściowej zależności od przełożonych.
Kontakty z członkami nowych zgromadzeń wymagały od o. Honorata ogromnej czujności, gdyż klasztor zakroczymski był nieustannie śledzony, a rewizje, śledztwa i przesłuchania były tam niemal na porządku dziennym. By strzec ojców kapucynów, podwojono liczbę żandarmów i policjantów. Zamieszkując w domach wokół klasztoru, obserwowali i kontrolowali każdego, kto przychodził do kościoła. W samym zaś kościele liczyli osoby przystępujące do komunii, słuchali nauk katechizmowych (kazań zabroniono kapucynom wygłaszać), śledzili osoby kontaktujące się z klasztorem, podejrzewane o przynależność do ukrytego zgromadzenia.
O. Honorat wybierał osoby z tego samego środowiska i zawodów, z podobnymi zainteresowaniami, dzięki czemu każde nowe zgromadzenie, włączając się czynnie w życie społeczne, wpływało na odrodzenie danej grupy, w której apostolsko działało. Również zgromadzenia bezhabitowe, jak każdy inny instytut zakonny, miały za główny cel osiągnięcie doskonałości przez zachowywanie ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. W ten sposób rozpoczęty przez o. Honorata ruch zakonotwórczy przekształcił się w głęboki nurt odnowy życia religijnego w Polsce. Według relacji o. Koźmińskiego, przekazanej w 1897 r. do Watykanu, w latach 1855–1895 wzięło początek z jego inspiracji w Królestwie Polskim 26 zgromadzeń zakonnych. Niektóre przestały istnieć po krótkim czasie, inne połączyły się. Ostatecznie 18 instytutów zdołało rozwinąć swoją działalność, docierając do różnych środowisk społecznych.
Duchowość Polaków w czasie zaborów
Przedziwne są doprawdy losy narodu polskiego: im było trudniej, tym rodzili się ludzie bardziej niezłomni i prawi, oddani sprawom Kościoła i ojczyzny. Dowodem na to jest fakt, że pod trzema zaborami powstało 38 nowych zgromadzeń zakonnych polskich (w zaborze pruskim i austriackim 10, natomiast w zaborze rosyjskim aż 28, z czego 26 pochodzi od o. Honorata). Wśród założycieli było wielu kapłanów diecezjalnych: Jan Schneider, Robert Spiske, Zygmunt Gorazdowski, Ignacy Kłopotowski, Zygmunt Szczęsny Feliński i Józef Sebastian Pelczar (dwaj ostatni zostali później biskupami); dwóch zakonników: Honorat Koźmiński i Bronisław Markiewicz; dwóch mężczyzn świeckich: Edmund Bojanowski i Adam Chmielowski (został potem zakonnikiem, Bratem Albertem); wiele kobiet, w tym: Celina Borzęcka, Urszula Ledóchowska, Antonina Mirska, Marcelina Darowska, Franciszka Siedliska, Kolumba Białecka, Maria Karłowska, Maria Merkert, Zofia Truszkowska, Bernardyna Jabłońska i Łucja Szewczyk. Większość z nich odbiera już chwałę ołtarzy.
Niebagatelny wpływ na owe osoby miało ich pochodzenie. Otóż Polacy z tzw. Kresów Wschodnich jakby mocniej zapisali się dla ojczyzny swoją wiernością, geniuszem intelektualnym, a także świętością. Nie twierdzę, że pochodzenie jest czymś decydującym, jednak z potocznej wiedzy wiadomo, że ziemię czyichś narodzin da się odczytać nie tylko w mowie i kulturze, ale także w osobowości i charakterze człowieka. Jest bowiem tak, że zanim osobowość ludzka i chrześcijańska dobrze się ukształtują, czerpią wpływy z miłości rodziców, z wychowania, ze środowiska i klimatu otoczenia. Chodzi o to bogate ewangeliczne wzrastanie „w mądrości, w latach i w łasce u Boga i ludzi” (Łk 2, 52).
Polscy rodzice okresu zaborów traktowali wychowanie i nauczanie domowe jako pierwszą linię frontu w batalii o duchową wolność swoich dzieci. Powtarzano słowa Hugona Kołłątaja z 1803 r., że „edukacja prywatna nierównie jest pożyteczniejsza i naturalniejsza, gdy ją przyrównać chcemy do potrzeb wychowania kobiet. Każda matka jest najlepszą i najpierwszą mistrzynią swoich córek. Dom rodziców i całe gospodarstwo jest najprzyzwoitszą dla nich szkołą (…), aby oderwane na czas edukacji nie odwykły od życia domowego, aby się nim nie nudziły, będąc zwłaszcza przeznaczone iść za losem swych mężów”.
Aż prosi się zaapelować do dzisiejszych rodziców o to samo.
***
Powyższy tekst Czesława Ryszki to fragment artykułu, który w całości ukazał się w miesięczniku WPiS nr 163; śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej, gdzie można znaleźć książki obrazujące znaczenie wiary katolickiej dla Polski, dla naszej historii i niepodległości:
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach
Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.
Polska i Krzyż
Piękno, niezachwiana moc i potęga Krzyża. Związanie losów Rzeczypospolitej, od narodzin po dzień dzisiejszy, z Krzyżem oraz nieprzemijająca nadzieja pokładana w Chrystusie – to temat tej książki. Wybitni autorzy i uczeni, wielcy patrioci, utrwalają słowem, a mistrz Adam Bujak obrazem wizerunek Polski wiernej Bogu od jedenastu wieków. Bez chrześcijaństwa nie byłoby ani naszego państwa, ani naszego narodu.
Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei
Agentura wpływu nazywana nie tak dawno sowiecką, a dziś rosyjską, poczyna sobie śmiało także w III RP. Jej dziełem jest narzucana Polakom od kilkunastu lat przez media głównego nurtu (wszystkie w rękach zagranicznych decydentów) i przez niektórych polityków tzw. polityka wstydu.
Kościół na straży polskiej niepodległości
Kiedykolwiek niepodległość Ojczyzny była zagrożona, Kościół stawał po stronie Polski. Czas próby nigdy nie był jednak większy niż w XIX i XX w., kiedy Polska na 123 lata zniknęła z map świata, a następnie musiała się zmierzyć z zabójczą nawałnicą niemieckiego i sowieckiego totalitaryzmu. Przez te trudne czasy Polska nigdy się nie poddała.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.