Ksiądz po kolędzie – tradycja stara jak Polska. O historii wizyt duszpasterskich w Rzeczypospolitej
Metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski odprawia Mszę św. podczas spotkania kolędowego w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Fot. Archidiecezja Krakowska Ze świętowaniem Bożego Narodzenia wiąże się piękna polska tradycja przyjmowania w domach i mieszkaniach kapłana chodzącego z duszpasterską wizytą po kolędzie. Należy ona do najstarszych w naszej chrześcijańskiej kulturze, bowiem pierwsze wzmianki ze źródeł historycznych o kapłańskiej kolędzie sięgają początku XIII w. Wtedy dokonywał się proces upowszechnienia i zakorzenienia się wiary chrześcijańskiej w społeczeństwie Polski piastowskiej poprzez powstanie sieci parafialnej, która umożliwiała dotarcie ze stałą posługą duszpasterską także do ludności mieszkającej poza ośrodkami grodowymi (miejskimi).
Rozwój sieci parafii w Polsce
Wspierany przez Piastów i możnowładztwo proces rozwoju osadnictwa na ziemiach polskich doprowadził w XIII stuleciu do założenia, tj. lokacji setek wsi oraz ponad 200 miast na prawie niemieckim, a w ślad za tym kościołów i kaplic. Oblicza się, że u schyłku XII w. było w Polsce ok. 800-1000 kościołów spełniających funkcje parafialne, zaś sto lat później istniało już ok. 3000 parafii. Ta dynamika zagęszczania się sieci parafialnej utrzymała się do końca wieków średnich, bowiem na przełomie XV i XVI w. w Królestwie Polskim liczba parafii sięgnęła już ponad 5000. W największej pod względem terytorialnym diecezji krakowskiej w pierwszych dekadach XVI w. funkcjonowało ok. 900 parafii, natomiast u schyłku XVIII w. było ich tylko o kilkadziesiąt więcej, tj. ok. 960.
Parafie różniły się pod względem terytorium, co zależało w dużej mierze od skali zaludnienia. Na obszarach Małopolski o dużej liczbie ludności i gęstej sieci parafii średnia powierzchnia okręgu parafialnego wynosiła ok. 120 km kw., zaś maksymalna odległość od kościoła ok. 8-9 km. Natomiast przy rzadszym osadnictwie, np. w ziemi lubelskiej, parafie miały znacznie większą powierzchnię, a odległość od świątyni parafialnej sięgała nawet do 20 km. Z kolei w dużym ośrodku miejskim jak trójmiasto Kraków-Kazimierz-Kleparz w pierwszej połowie XVI w. zamieszkiwało, licząc z przedmieściami, ok. 30 tys. ludzi, należących do 11 parafii. Przy czym w najludniejszej parafii mariackiej przy farze Najświętszej Maryi Panny posługiwało kilkudziesięciu duchownych, co umożliwiało im intensywną działalność duszpasterską wśród krakowian.
Historia wizyt kolędowych
W XIII w. wytworzyły się podstawowe zręby kapłańskiej kolędy w domach wiernych. Sama nazwa „kolęda” „Pokój temu domowi!”. Kapłan odwiedzający polską rodzinę. Rycina według rysunku Michała Elwiro Andriollego. Fot. MNK wywodziła się z łacińskiego słowa „calendae” – kalendy, oznaczającego pierwszy dzień miesiąca. Przede wszystkim związała się ona na trwałe z osobistą wizytą proboszcza lub wikariusza w okresie Bożego Narodzenia w domach wszystkich parafian. Taka wizyta miała oprawę religijną, swoisty ceremoniał oraz charakter duszpasterski.
Późnośredniowieczne przekazy obrazują nam ten kolędowy obrzęd, który w pewnych szczegółach był zróżnicowany. Kapłan, odziany w komżę ze stułą, w towarzystwie scholarów, uczniów szkoły parafialnej, ówczesnych ministrantów, obchodził domy. Uczniowie dzwonkiem oznajmiali przyjście księdza. Nieśli oni relikwiarz lub Krzyż św., lub też obraz z Narodzonym Zbawicielem oraz świece. Przy wejściu śpiewali pieśń o Narodzeniu Jezusa Chrystusa (kolędę), zaś domownicy klękali i całowali wspomniany relikwiarz lub Krzyż św., lub też obraz. Po modlitwach kapłan okadzał dom lub kropił go święconą wodą, aby wypędzić zeń szatana i podkreślić w nim panowanie Chrystusa. Po czym jego mieszkańcy wręczali datki kapłanowi i scholarom, którzy odchodząc, śpiewali kolejną pieśń bożonarodzeniową.
Średniowieczne statuty synodalne, określające partykularne prawo w poszczególnych diecezjach, regulowały niektóre elementy kapłańskiej kolędy. Stanowiły one, że powinna się ona odbywać od Wigilii Bożego Narodzenia do święta Matki Bożej Gromnicznej (obecnie Ofiarowania Pańskiego), tj. do 2 lutego. Pierwotnie z wizytą kolędową księża udawali się tylko w Wigilię Bożego Narodzenia i jego oktawę, a następnie w okresie od tej wigilii do oktawy, po czym rozciągnięto ją na 40 dni.
Statuty ogłoszone przez biskupa krakowskiego Nankera w 1320 r. zawierały uzasadnienie dla datku kolędowego, zwanego po łacinie „columbatio”, podkreślając, że jest on składany na wzór darów, jakie złożyli Królowie Tarszisz (reges Tharsis) narodzonemu Chrystusowi w Betlejem. Natomiast samo pojęcie „columbatio” urobione zostało w średniowieczu od słowa „columbus”, to znaczy gołąb. Chodziło o to, że Maryja z Józefem, zgodnie z prawem przedstawiając Bogu Jezusa w świątyni jerozolimskiej czterdziestego dnia po narodzinach, złożyli w ofierze dwa młode gołębie lub parę synogarlic. Tak więc ofiara świątynna i dar Mędrców stały się biblijnym uzasadnieniem daru kolędowego ściśle powiązanego z Bożym Narodzeniem.
Ponadto wspomniany biskup starał się określić wysokość kolędy w zależności od kondycji społecznej poszczególnych grup wiernych, co spotkało się z oporem z ich strony, bowiem datek miał dotychczas charakter dobrowolnej ofiary. Jego następca na biskupstwie krakowskim, Jan Grotowic, odwołał decyzję Nankera w tej sprawie, zaznaczając, że zgodnie ze starym zwyczajem datek kolędowy dla księdza i scholarów zależy od woli parafianina. Niemniej jednak na początku XVI w. w niektórych diecezjach, w tym krakowskiej, „columbatio”/kolęda wynosiła zwyczajowo od kmiecia posiadającego gospodarstwo jednołanowe (ok. 17 lub 24 ha) 1 grosz, zaś od zagrodnika z małym gospodarstwem pół grosza. Bogatsi kmiecie dawali nawet po 2,5 grosza. Za 1 grosz u schyłku średniowiecza można było kupić np. 30 jaj.
Szczególne zadania odwiedzin kolędowych
W czasie reformacji zachwianiu uległo wiele katolickich zwyczajów i praktyk religijnych, także w polskim Ta dziewczyna prawdopodobnie nie ma już nikogo; samotnie spędza wigilię… Ksawery Pilatti, „Wigilia sieroty”. Fot. MNK społeczeństwie. Dlatego też po soborze trydenckim (1545-1563) pojawiła się w kręgu biskupów zatroskanych o odrodzenie wiary katolickiej w Rzeczypospolitej idea silniejszego wykorzystania starej tradycji kolędy kapłańskiej do celów duszpasterskich. W szczególności do rozpoznania sytuacji religijnej, moralnej i materialnej parafian, aby następnie pogłębiać ich wiarę katolicką przez katechezę, wykorzeniać błędne przekonania, zabobony i praktyki magiczne, wzmacniać życie zgodne z zasadami wiary oraz otaczać troską i nieść pomoc potrzebującym materialnego i duchowego wsparcia.
Najpełniej nowe zadania kolędy sformułował biskup krakowski Bernard Maciejowski w 1601 r. w liście pasterskim (Epistola pastoralis), zwanym Pastoralną, skierowanym do duchowieństwa w diecezji, szczególnie zaś proboszczów. Cały rozdział w Pastoralnej został poświęcony temu zagadnieniu. Najpierw biskup Maciejowski podkreślił, jak duże znaczenie dla duszpasterza ma dobra znajomość własnych parafian. Jego kontakty z wiernymi nie powinny ograniczać się tylko do spotkań w kościele, ale winien poznać ich indywidualnie w domach i zobaczyć jak żyją, jakie mają zwyczaje, troski oraz problemy. Dlatego kapłan odwiedzający parafian po takiej wizycie zobowiązany był zanotować dane o każdej rodzinie w specjalnie przeznaczonej do tego celu księdze. Miało to ułatwić duszpasterzowi orientację w sytuacji życiowej wiernych, aby odpowiednio reagować na najważniejsze problemy duchowe i materialne parafian.
Według Pastoralnej proboszcz osobiście lub poprzez wikariusza powinien odwiedzać domy parafian – nie dla korzyści materialnych, ale dla „chwały Bożej”. Przy wejściu do domu kapłan ma według zalecenia samego Chrystusa rzec „Pokój temu domowi” albo użyć jednej z formuł błogosławieństwa, wybranej z listów św. Pawła Apostoła. Następnie zwołuje wszystkich domowników, aby wybadać, czy potrafią się poprawnie przeżegnać, odmówić pacierz oraz czy znają Skład apostolski, przykazania Boże i kościelne. Gdyby duszpasterz wykrył ludzi żyjących w grzechach (pijaków, złodziei, lichwiarzy, rozpustników, guślarzy, świętokradców itd.), powinien z wielką łagodnością napomnieć ich na osobności i nakłonić do nawrócenia oraz porzucenia złej drogi życia. W przypadku zatwardziałych grzeszników ma on obowiązek ponownie ich upominać przy świadkach, a jeśli i to by się okazało bezskuteczne, powinien przekazać sprawę ordynariuszowi diecezji lub jego wizytatorom.
Następnie biskup Maciejowski zalecał kapłanom, żeby odwiedzając parafian, upominali ich stosownie do stanu i wieku. Wyróżnił przy tym starców, starsze niewiasty, wdowy, żony, mężów, rodziców, dzieci, sługi, poddanych i panów. Powołał się w tej kwestii w Pastoralnej na kilka fragmentów z listów św. Pawła, w których znajdują się tego rodzaju stanowe upomnienia. Warto m.in. podkreślić, że biskup zabraniał matkom brać na noc do łóżka niemowlęta z obawy, ażeby nie zostały uduszone.
W zakończeniu rozdziału o kolędzie Bernard Maciejowski zalecał kapłanom, żeby przy odwiedzinach kolędowych dowiadywali się o osobach chorych, ułomnych, małoletnich i innych potrzebujących miłosierdzia i wsparcia, aby przyjść im ze skuteczną pomocą materialną i duchową. Dopiero po tym duszpasterskim działaniu w odwiedzanym domu może kapłan przyjąć podarek kolędowy. Strona materialna duszpasterskiej kolędy została potraktowana bardzo krótko, z odwołaniem się do Chrystusa, który zarządził, że „ci, którzy głoszą Ewangelię, z Ewangelii żyją”.
Według zamysłu biskupa Maciejowskiego kolędowa wizyta miała być nie tylko źródłem informacji o stanie moralnym, duchowym i materialnym ludności zamieszkującej daną parafię, ale również punktem wyjścia do systematycznej pracy duszpasterskiej dla zaradzenia pilnym potrzebom wiernych w sprawach wiary i moralności, a także dla okazania skutecznej pomocy materialnej osobom potrzebującym.
Pastoralna biskupa Maciejowskiego upowszechniła się w Rzeczypospolitej, bowiem została wprowadzona do statutów prowincjonalnych kościelnej metropolii gnieźnieńskiej na synodzie piotrkowskim w 1607 r. Dwie dekady później, w 1628 r., ponownie umieszczona w statutach prowincjonalnych, ogłoszonych przez prymasa Jana Wężyka, została zatwierdzona przez Stolicę Apostolską. Przywoływano jej treść o kolędzie w listach pasterskich i statutach poszczególnych diecezji polskich i litewskich.
Owoce wizyt duszpasterskich
Duszpasterskie walory kolędy były powszechnie doceniane w parafiach Rzeczypospolitej, bowiem ułatwiała ona podjęcie bardziej systematycznej katechezy wśród najbardziej zaniedbanych grup wiernych, zachęcanie parafian do systematycznego praktykowania wiary i życia sakramentalnego oraz propagowanie wśród umiejących czytać literatury religijnej. Ponadto w sensie społecznym kolęda wpływała na relacje międzysąsiedzkie w parafii, ponieważ wizyty duszpasterza często przyczyniały się do godzenia zwaśnionych sąsiadów.
Interesujące świadectwo o kolędzie zawarł ks. Jędrzej Kitowicz w Opisie obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III: „Kolęda to jest obrządek kościelny pewny, który zaczyna się od Nowego Roku i trwa do Wielkiego Bernard Maciejowski herbu Ciołek (1548–1608) – biskup łucki i krakowski, arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w l.1606–1608. Fot. Wikimedia Postu. Księża plebani lub ich wikariuszowie, w te czasy jeżdżą po dworach i wsiach, albo po miastach chodzą po domach, ogłaszają w krótkiej przemowie, przyjście na świat Słowa Wcielonego, życzą błogosławieństw wszelkich niebieskich i ziemskich; i po skończonej perorze, egzaminują czeladź domową i służących z katechizmu. Asystujący księdzu do tej kolędy organista z bakałarzem, gdzie jest i kilku chłopców, śpiewają na wchodzeniu i wychodzeniu jaką pieśń o Bożym Narodzeniu. Po wyjściu księdza dziewki ubiegają się do stołka, na którym ksiądz siedział, która pierwsza usiądzie, ma sobie za wróżbę, że tego roku za mąż pójdzie. Po wsiach chłopi w wielkiej i małej Polszcze dają księdzu kawałki słoniny, serki, suche grzyby, owoce, kokosze, a prócz tego po kilka groszy. Po miastach zaś, tylko same pieniądze na jakie kogo stać, toż samo i po dworach szlacheckich, w których pospolicie po odbytej kolędzie, raczą się gospodarz z księdzem, obchodząc dzień kolędy bankietem według przepomnożenia”.
Przywołane przez Kitowicza chłopskie świadczenie kolędowe w naturaliach zależało od regionu, np. w diecezji poznańskiej w dekanacie czarnkowskim w połowie XVII w. ludność dawała na kolędę „farcinem alias kiełbasę niemałą”.
Wielkopańska duma
Za panowania Augusta III magnaci zaczęli zamykać drzwi przed kolędą duszpasterską, o czym napisał ks. Kitowicz: „kolęda została usunięta z domów pańskich. Pierwszy książę Michał Czartoryski, na ten czas podkanclerzy w. litewski, nie kazał puszczać do siebie z kolędą. Za przykładem jego inni panowie, poczęli przed księżmi z kolędą chodzącymi drzwi zamykać. I tak duchowni wzgardzeni od panów nie noszą więcej do nich, tego niegdyś od dawnych chrześcijan szacownego błogosławieństwa”. Według anonimowego autora traktatu zatytułowanego „Wywód i obrona kolędy, czyli tey ceremonii kościelney, którą kapłani w Polszcze w czasie świąt Chrystusowych narodzin odprawiać zwykli” możni panowie zamykający swe siedziby przed duszpasterzem byli powodowani wielkopańską dumą, której miało uwłaczać asystowanie przy obrzędzie kolędowym sprawowanym przez zwykłego kapłana.
Niewątpliwie wpływ na taką postawę polskiej arystokracji miały oświeceniowe nowinki płynące z Francji. Szczęśliwie poza warstwą magnacką kolęda utrzymała się w polskim społeczeństwie do upadku Rzeczypospolitej, a potem także w okresie rozbiorów. Zachowany został jej duszpasterski charakter, który pod zaborami wzmocniony został elementami narodowymi.
Kolęda po odzyskaniu niepodległości do dzisiaj
Po odzyskaniu niepodległości tradycja staropolskiej kolędy była kontynuowana i trwa do dziś. Nawiązuje do niej pięknie kanon 529 § 1 Kodeksu prawa kanonicznego z 1983 r., wprowadzonego przez św. Jana Pawła II: „Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś niedomagają – roztropnie ich korygując. Gorącą miłością wspiera chorych, zwłaszcza bliskich śmierci, wzmacniając ich troskliwie sakramentami i polecając ich dusze Bogu. Szczególną troską otacza biednych, cierpiących, samotnych, wygnańców oraz przeżywających szczególne trudności. Stara się wreszcie o to, by małżonkowie i rodzice otrzymali pomoc do wypełniania własnych obowiązków oraz popiera wzrost życia chrześcijańskiego w rodzinach”.
W tym kanonie wyraźnie pobrzmiewają doświadczenia polskiego Kościoła wynikające z wielowiekowej tradycji kolędy duszpasterskiej. Oby ta tradycja nie została zaprzepaszczona przez współczesne pokolenia Polaków.
Prof. Krzysztof Ożóg
*
Powyższy artykuł ukazał się w miesięczniku WPiS nr 146; śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po książki o polskiej historii pisanej wiarą:
Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach
Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Polska i Krzyż
Piękno, niezachwiana moc i potęga Krzyża. Związanie losów Rzeczypospolitej, od narodzin po dzień dzisiejszy, z Krzyżem oraz nieprzemijająca nadzieja pokładana w Chrystusie – to temat tej książki. Wybitni autorzy i uczeni, wielcy patrioci, utrwalają słowem, a mistrz Adam Bujak obrazem wizerunek Polski wiernej Bogu od jedenastu wieków. Bez chrześcijaństwa nie byłoby ani naszego państwa, ani naszego narodu.
Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei
Agentura wpływu nazywana nie tak dawno sowiecką, a dziś rosyjską, poczyna sobie śmiało także w III RP. Jej dziełem jest narzucana Polakom od kilkunastu lat przez media głównego nurtu (wszystkie w rękach zagranicznych decydentów) i przez niektórych polityków tzw. polityka wstydu.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.