Bezbronne ofiary niemieckiej nienawiści. Dziś rocznica Czarnej Soboty, najstraszniejszego dnia Rzezi Woli

Nasi autorzy

Bezbronne ofiary niemieckiej nienawiści. Dziś rocznica Czarnej Soboty, najstraszniejszego dnia Rzezi Woli

Cywilna ludność Warszawy podczas rzezi Woli pędzona ul. Wolską. fot. autorstwa Bundesarchiv, Bild 101I-695-0412-15 / Gutjahr / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5477440 Cywilna ludność Warszawy podczas rzezi Woli pędzona ul. Wolską. fot. autorstwa Bundesarchiv, Bild 101I-695-0412-15 / Gutjahr / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5477440 Wskutek przeprowadzonej w ciągu dziesięciu dni pomiędzy 2 a 12 sierpnia 1944 r. przez oddziały SS i policji niemieckiej eksterminacji ludności warszawskiej dzielnicy Wola zginęło ponad 50 tysięcy jej mieszkańców (niektóre szacunki mówią nawet o 65 tysiącach zabitych).

Czarna sobota

Punktem kulminacyjnym zbrodni były dni między 5 a 7 sierpnia. Najtragiczniejsza była „czarna sobota” 5 sierpnia, kiedy w masowych mordach zginęło 20–30 tysięcy osób. Do dzisiaj liczba ofiar jest trudna do oszacowania, mordowane bowiem były całe rodziny, składane potem w bezimiennych grobach lub palone na miejscu kaźni przez swoich oprawców. Na terenie Fabryki Makaronu i Sztucznej Kawy „Bramenco”, mieszczącej się przy ul. Wolskiej 60, będącej miejscem kaźni około 500 osób, już po wyzwoleniu Warszawy odnaleziono ponad tonę ludzkich prochów.

Zbrodniczy rozkaz

Dla Niemców wówczas liczył się jeden cel i nie było to ujarzmienie zbrojnych grup powstańczych, ale eksterminacja ludności cywilnej bez wyjątku – mężczyzn, kobiet, dzieci, nawet niemowląt. Zbrodnia była pokłosiem szaleńczego rozkazu Hitlera, który na wieść o wybuchu powstania w Warszawie rozkazał zrównać z ziemią miasto i wymordować wszystkich jego mieszkańców. Zgodnie z relacją SS-Obergruppenführera Ericha von dem Bach-Zelewskiego, którego mianowano dowódcą sił wyznaczonych do spacyfikowania stolicy Polski, rozkaz brzmiał następująco:

„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

 Od domu do domu

Niemieccy żołnierze chodzili od domu do domu, mordując wszystkich napotkanych tam ludzi. Śmierć zastawała mieszkańców Woli wszędzie: ginęli na podwórkach, placach i ulicach od kul z karabinów maszynowych, ginęli zabarykadowani we własnych piwnicach, do których Niemcy wrzucali granaty, płonęli żywcem zamykani w swoich mieszkaniach lub siłą wrzucani do ognia palących się domów.

Za przeprowadzenie masakry na Woli odpowiedzialne są: grupa uderzeniowa dowodzona przez SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA) dowodzony przez SS-Brigadeführera Bronisława Kamińskiego (który mimo częściowo polskich korzeni uważał się za Rosjanina), pułk SS dowodzony przez SS-Standartenführera Oskara Dirlewangera, dwa bataliony azerbejdżańskie oraz Pułk Ochrony z Wrocławia pułkownika Willy’ego Schmidta; łącznie ok. 600 ludzi.

Świadectwa ocalałych

Marian Krygiel, mieszkający wówczas na ulicy Wolskiej, wspominał: „5 sierpnia 1944 o godz. 10.00, przebywając w schronie na drugim podwórzu, posłyszałem podniecone wołanie: raus!, krzyki kobiet i dzieci, strzały. Po około 10 minutach wszystko ucichło. Z mieszkania naszego na pierwszym piętrze od frontu przybiegły do schronu moje córki i opowiadały, że oddział ‘Ukraińców’ (żołnierzy w mundurach niemieckich mówiących po rosyjsku czy ukraińsku) wpadł na pierwsze podwórze, wydając rozkaz, by ludność wychodziła (raus!). Część mieszkańców wyszła i ci zostali rozstrzelani pod ścianą na podwórzu. Żołnierze wpadli do mieszkań, grabiąc i zabijając spotkanych ludzi. W krótkim czasie żołnierze rzucili do mieszkań parterowych granaty i odeszli. Córki ocalały, może dlatego, iż w chwili wejścia żołnierzy na schody drzwi mieszkania były otwarte i mogły nasunąć podejrzenie, iż mieszkanie już jest splądrowane”.

Świadkowie tamtych wydarzeń, ci którzy cudem przeżyli tę hekatombę, mówią o dramacie odnajdywania ciał najbliższych wśród setek innych zabitych, męczeństwie dzieci, świadomych, że za chwilę zostaną zamordowane, i o bezwzględności oprawców dokonujących tych straszliwych zbrodni.

Historia "Polskiej Niobe"

Jednym z dramatyczniejszych, ale zarazem stanowiących symbol tego, co działo się na Woli 5 sierpnia 1944 roku, jest wspomnienie Wandy Lurie nazywanej „Polską Niobe”:

Wypędzeni z domu

„Do 5 sierpnia przebywałam w piwnicy domu z trojgiem dzieci w wieku lat 11, 6 i 3,5, sama będąc w ostatnim miesiącu ciąży. Tego dnia o godzinie 12.00–13.00 wkroczyli na podwórko żandarmi niemieccy oraz Ukraińcy, wzywając ludność do natychmiastowego opuszczenia domu. Kiedy mieszkańcy piwnic od strony podwórza wyszli, żandarmi wrzucili do piwnic granaty zapalające. Zapanował popłoch i pośpiech.

Nie mając przy sobie męża, który nie powrócił z miasta, ociągałam się z opuszczeniem domu, miałam nadzieję, że pozwolą mi zostać. Musiałam jednak opuścić dom. […]

Droga była ciężka. Na ulicach leżało pełno kabli, drutów, resztek barykad, gumy, trupy. Domy paliły się po obu stronach ulic. Na Wolskiej i na Skierniewickiej wszystkie domy były już spalone. Na rogu Działdowskiej i Wolskiej widziałam pojedyncze trupy młodych mężczyzn w cywilnych ubraniach. Na Wolskiej podeszłam do grupy osób z naszego domu.

Ogółem było nas pod fabryką ponad 500 osób.

Fabryka śmierci

Z rozmów współtowarzyszy zorientowałam się, że w fabryce zgromadzono mieszkańców domów z ulic Działdowskiej, Płockiej, Sokołowskiej, Staszica, Wolskiej i z ul. Wawelberga. Staliśmy przed bramą fabryki ‘Ursus’ położonej przy ul. Wolskiej 55. Fabryka ta stanowi warszawski oddział państwowej fabryki położonej w miejscowości Ursus pod Warszawą. Przed bramą czekaliśmy około godziny. Z podwórza słychać było strzały, błagania i jęki.

Do wnętrza fabryki Niemcy wpuszczali, a raczej wpychali przez bramę od ul. Wolskiej, po sto osób. Chłopiec około lat 12, ujrzawszy przez uchyloną bramę zabitych swoich rodziców i brata, dostał wprost szału, zaczął krzyczeć, wzywając matkę i ojca. Niemcy i Ukraińcy bili go i odpychali, gdy usiłował wedrzeć się do środka. Nie mieliśmy wątpliwości, że na terenie fabryki zabijają. Nie wiedzieliśmy, czy wszystkich. Ja trzymałam się z tyłu, stale się wycofując, w nadziei, że kobiety w ciąży przecież nie zabiją.

Zostałam wprowadzona w ostatniej grupie. Na podwórku fabryki zobaczyłam zwały trupów do wysokości jednego metra. Trupy leżały w kilku miejscach, po całej lewej i prawej stronie pierwszego podwórza. Trupy leżały na prawo i na lewo, w różnych pozycjach. Naszą grupę skierowano w kierunku przejścia między budynkami. Leżały tam już trupy. Gdy pierwsza czwórka dochodziła do miejsca, gdzie leżały trupy, strzelali Niemcy i Ukraińcy w kark od tyłu. […] Przy ustawianiu ludzie krzyczeli, błagali lub modlili się.

Żywa wśród trupów

Ja byłam w ostatniej czwórce. Błagałam otaczających nas Ukraińców, by ratowali dzieci i mnie. Któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić. Dałam mu trzy złote pierścienie. Zabrawszy to, chciał mnie wyprowadzić, jednak kierujący egzekucją Niemiec, oficer żandarm, który to zauważył, nie pozwolił i kazał mnie dołączyć do grupy przeznaczonej na rozstrzelanie. Zaczęłam go błagać o życie dzieci i moje, mówiłam coś o honorze oficera. Odepchnął mnie jednak tak, że się przewróciłam. Uderzył też i pchnął mojego starszego synka wołając: ‘prędzej, prędzej, ty polski bandyto’. W międzyczasie wprowadzono nową partię Polaków. Podeszłam więc w ostatniej czwórce razem z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji i trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą rączkę starszego synka. Dzieci szły, płacząc i modląc się. Starszy, widząc zabitych, wołał, że i nas zabiją. W pewnym momencie Ukrainiec stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie. Przewróciłam się na prawy bok. Strzał oddany do mnie nie był śmiertelny. […] Byłam jednak przytomna i, leżąc wśród trupów, widziałam prawie wszystko, co się działo dookoła.

Obserwowałam dalsze egzekucje. Wprowadzono nową partię mężczyzn, których trupy padały i na mnie. Przywaliło mnie około czterech ciał. Wprowadzono dalszą partię kobiet i dzieci. I tak grupa za grupą rozstrzeliwano aż do późnego wieczoru.

Było już ciemno, kiedy egzekucje ustały. W przerwach oprawcy chodzili po trupach, kopali, przewracali, dobijali żyjących, rabowali kosztowności. […] W czasie tych okropnych czynności pili wódkę, śpiewali wesołe piosenki, śmiali się. […]

Leżałam tak trzy dni, to jest do poniedziałku (egzekucja odbyła się w sobotę). Trzeciego dnia poczułam, że dziecko, którego oczekiwałam, żyje. To dodało mi energii i podsunęło myśl o ratunku”.

Zorganizowane ludobójstwo

Świadectwo Wandy Lurie (1911–1989) dotyczy już tego okresu, kiedy zbrodnicza akcja przyjęła bardziej zorganizowany charakter. Niemcy bowiem ludność dzielnicy spędzali odtąd do kilku wydzielonych miejsc egzekucji w rejonie ulicy Wolskiej i Górczewskiej. Były to duże zabudowania: fabryki, place fabryczne, dziedzińce kamienic, tereny przykościelne, parki, cmentarze. Szacuje się, że tam, gdzie zginęły dzieci Wandy Lurie – w fabryce „Ursus” mieszczącej się przy ul. Wolskiej 55, Niemcy zabili nawet 7,5 tysiąca mieszkańców. Podobna skala zbrodni miała miejsce przy ulicach Górczewskiej i Moczydło, gdzie mogło zginąć od 4,5 do 10, a nawet 12 tysięcy osób. Miejscem masowej zagłady były także m.in.: zajezdnia tramwajowa na Woli, gdzie zginęło blisko tysiąc osób, Fabryka Obić i Papierów Kolorowych Józefa Franaszka, gdzie szacuje się, że zginęło 4–6 tysięcy osób.

Nie oszczędzali nawet szpitali

Niemcy w okresie trwania Powstania Warszawskiego nie oszczędzili szpitali i znajdujących się w nich pacjentów. Dokonali m.in. masakry Szpitala Wolskiego przy ul. Płoskiej. Dnia 5 sierpnia 1944 r. śmierć w jego murach poniosło blisko 360 osób – w tym około 300 pacjentów, a także część personelu z dyrektorem Józefem Piaseckim i księdzem Kazimierzem Ciecierskim – kapelanem szpitalnym. Zaatakowano i zniszczono kompleks szpitalnych budynków u zbiegu ulic Leszno i Karolkowej. Liczba ofiar w mieszczącym się tam Szpitalu św. Łazarza szacowana jest na 1,2 tys. osób. Niemcy dokonali także masakry Szpitala Dziecięcego im. Karola i Marii. Jan Bogdanowicz, jeden z pediatrów, wspominał:

„Po spaleniu oddziału chirurgicznego Niemcy podpalili (po obrabowaniu go) oddział gospodarczy z mieszkaniami pielęgniarek, potem oddział dyfteryczny i oddział obserwacyjny (oba puste, bez chorych)."

***

Powyższe framenty pochodzą z książki "Zbrodnia i grabież" prof. Wojciecha Polaka i prof. Sylwii Galij - Skarbińskiej. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD. 

Wiadomości o premierach nowych książek Białego Kruka i spotkaniach autorskich prosto na Twoją skrzynkę mailową, a do tego jeszcze prezent - bon 50 zł na zakupy w naszej księgarni internetowej! Dołącz już dziś do grona Czytelników Biuletynu Białego Kruka! Aby to zrobić, kliknij TUTAJ.

Zbrodnia i grabież. Jak Niemcy tuszują prawdę o sobie.

Zbrodnia i grabież. Jak Niemcy tuszują prawdę o sobie.

Wojciech Polak, Sylwia Galij-Skarbińska

Książka Wojciecha Polaka i Sylwii Galij-Skarbińskiej „Zbrodnia i grabież. Jak Niemcy tuszują prawdę o sobie” jest dramatyczną panoramą trudnych relacji polsko-niemieckich po 1939 r.

 

 

Pamięć Warszawy

Pamięć Warszawy

 

Warszawa – dumna stolica naszego narodu nie miała łatwej historii, zwłaszcza w XX w. Równocześnie jednak Warszawa stała się symbolem niezłomnej polskiej niepodległości. Tu w 1918 r. siedzibę znalazły najwyższe polskie władze. Stąd grzmiały w 1939 r. słowa, że polski honor jest bezcenny, a mieszkańcy naszej stolicy powstali w 1944 r. przeciw okupantom, nie mogąc dłużej znieść zniewolenia.

 

 

III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść

III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść

Grzegorz Kucharczyk

Rzesza Niemiecka istniała tylko w okresie 1933–1945, ale bardzo mocno zapisała się w historii. Mocno i wyjątkowo niechlubnie. Gdy się ją wspomina, przychodzą na myśl druty kolczaste, niemieckie obozy zagłady, wojenna pożoga, grabież, ruiny. Do tego dochodzi pogarda dla tych, których zbrodnicza ideologia nazistowska określała jako „podludzi” i których należało likwidować w imię czystości rasy.

 

 

Obrońcy stolicy. Energetycy w Powstaniu Warszawskim

Obrońcy stolicy. Energetycy w Powstaniu Warszawskim

 

Historia Powstania Warszawskiego to historia tysięcy różnych bohaterów. Bez wątpienia należą do nich także ci mężczyźni i kobiety, których Michał Tomasz Wójciuk przedstawia na kartach tej książki, czyli energetycy stołecznej Elektrowni. 1 sierpnia 1944 r. zorganizowali oni brawurowy szturm na zakłady, dzięki którym Warszawa czerpała prąd.

 

 

Stolica niezłomna. Warszawa historyczna, patriotyczna, nowoczesna

Stolica niezłomna. Warszawa historyczna, patriotyczna, nowoczesna

Adam Bujak, Władysław Bartoszewski

Piękno, tradycja, patriotyzm, historia, rozmach, wiara – tymi słowami można określić Warszawę, jaka wyłania się z albumu „Stolica niezłomna”. Tej niezłomnej Warszawy nie pokazują nam warszawiacy – to spojrzenie krakowiaków – fotografa Adama Bujaka oraz wydawcy i grafika Leszka Sosnowskiego. Może dlatego właśnie widzimy stolicę zupełnie inną. Są tu obiekty niespotykane w innych albumach, jak np.

 

 

Opuszczeni bohaterowie Powstania Warszawskiego (niem) // Verlassene Helden des Warschauer Aufstands

Opuszczeni bohaterowie Powstania Warszawskiego (niem) // Verlassene Helden des Warschauer Aufstands

Adam Bujak, Władysław Bartoszewski

Żywa lekcja historii i patriotyzmu! Frapujący tekst prof. Władysława Bartoszewskiego przybliżający i analizujący Powstanie Warszawskie. Ponad 100 emocjonujących fotografii: Adama Bujaka oraz powstańczego fotoreportera Eugeniusza Lokajskiego "Broka". Na zdjęciach m.in.

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.