Historia zachęca nas do nieustannej walki – o niepodległość. Z prof. ANDRZEJEM NOWAKIEM rozmawia Leszek Sosnowski
Leszek Sosnowski: Rozbiory różnych krajów nie są, jak wiadomo, tylko polskim „wynalazkiem”. Dotykały też innych. Całkiem nowy ich przykład to podział Francji w roku 1940 dokonany pod dyktando hitlerowskich Niemiec. Rozbiorów doznała cała Europa Środkowo-Wschodnia po 1945 r. – na rzecz Związku Sowieckiego. Przenosząc się do wieków dawnych, można wspomnieć o niemal zagładzie politycznej takiego dzisiejszego mocarstwa jak Francja, która na początku XV wieku została po wielkiej klęsce pod Azincourt całkowicie opanowana przez Anglików, oprócz maleńkiego skrawka wokół Orleanu. Węgry doznały jakby podwójnie rozbiorów; najpierw po klęsce pod Mohaczem w 1526 r. – na długie lata, a w 1920 r. po układzie w Trianon, który ich pozbawił ok. 70 proc. kraju – do dziś. Pytanie zatem: czy wyciągamy lekcje z historii, bo ona przecież się powtarza, choć w innych warunkach?
Prof. Andrzej Nowak: Choć nie każdy kraj jest położony pomiędzy Rosją a Niemcami, o tym też nie można zapominać. Pytasz, czy wyciągamy lekcje z historii? Oczywiście powinniśmy wyciągać, dlatego też piszę „Dzieje Polski”, aby na ich przykładzie łatwiej było nam zrozumieć i nasze korzenie, i naszą teraźniejszość.
A więc historia i teraźniejszość – jak nowy przedmiot oraz nowy do niego podręcznik, o który toczy się straszny bój z tymi, którym na rękę jest niewyciąganie żadnych wniosków z naszych najnowszych dziejów.
To niestety jest postawa, która też się powtarza. Tutaj wrócę do dwóch przykładów, w których najwyraźniej widać, jak historia przeszkadza tym, którzy chcą rządzić ludźmi jak bezmyślnym stadem. Przykład pierwszy to historia jeszcze z III wieku przed narodzeniem Chrystusa. Chodzi o rozkaz pierwszego cesarza zjednoczonych (poprzez podbój) Chin, Qin Shi Huanga, rozkaz spalenia wszystkich książek historycznych w jego państwie. Jaki był cel tej operacji? Trzeba było zebrać i zlikwidować wszystkie książki mówiące cokolwiek o przeszłości, żeby nie dało się porównać aktualnego panowania z niczym poprzednim. Bo przecież możemy porównywać teraźniejszość tylko z historią – przyszłości nie znamy, więc przeszłość jest jedynym obszarem porównania do tego, jak oceniamy naszą rzeczywistość. Możemy ją oceniać dobrze albo źle, możemy powiedzieć: „jest dużo lepiej niż było” albo możemy powiedzieć: „jest dużo gorzej niż było”, możemy wyciągać w związku z tym jakieś wnioski. Natomiast jeżeli nie mamy dostępu do wiedzy o przeszłości, to ci, którzy rządzą nami tu i teraz, mogą z nami zrobić wszystko. Mogą nam codziennie mówić: „żyjecie w najlepszym ze światów, nie było lepszych rządów, nie ma i nie będzie. To są jedynie dobre rządy i z niczym tego nie da się porównać”. Drugi przykład, znacznie nam bliższy, to ojciec założyciel liberalizmu europejskiego – Thomas Hobbes, żyjący w latach 1588–1679. Twierdził on, że największym zagrożeniem dla stabilności władzy jest właśnie nauczanie historii. Tak historii starożytnej, jak i w ogóle historii, bo pojawiają się w niej ciągle przykłady jakiejś walki o wolność. A to jest ryzykowne, to destabilizuje władzę. Można przecież w historii przeczytać o jakimś Brutusie, który zabił Cezara, czy też może o tym, że są tacy, którzy uważają, iż aktualny system rządzenia nie jest najlepszy i może warto by go zmienić. Hobbes zmierza w gruncie rzeczy do tego samego, do czego zmierzał żółty cesarz, tzn. nie uczyć historii, bo historia destabilizuje władzę absolutną, a władza absolutna jest najważniejsza dla porządku. I to jest także maksyma dzisiejszych dyktatorów rzeczywistości – oni nie chcą, żeby ludzie cokolwiek wiedzieli poza tym, co im podaje telefon komórkowy do wierzenia w każdej chwili, w każdej sprawie. To jest, myślę, szczególnie niebezpieczne, i dlatego właśnie sposobem obrony przed manipulacją jest wiedza – wiedza, którą mamy w głowie, nie w komórce, nie w komputerze, tylko w głowie. Wiedza, którą przyswoimy z uczciwych źródeł, przemyślimy. Wiedza o przeszłości jest bardzo ważną częścią tej wiedzy ogólnej, bez której jesteśmy bezradni wobec manipulacji współczesnych dyktatorów. Bez tej wiedzy faktycznie czekają nas kolejne rozbiory.
Nawiążę tu do ostatniego, szóstego tomu „Dziejów Polski”, który pozwala odbiorcy na snucie wielu analogii do czasów nam współczesnych. Czytając go, uświadomiłem sobie, jak wiele nieszczęść w tamtym okresie dotknęło Rzeczpospolitą za sprawą ludzi, którzy odeszli od Kościoła katolickiego, z którym nasza państwowość była od zarania tak silnie związana. Przestali się identyfikować ze swoją ojczyzną; zwalczali ją w imię swojej konfesji. Protestantami było wielu najważniejszych dostojników państwowych, magnatów. Osłabienie wiary katolickiej, zwłaszcza wśród elit, wpłynęło na załamanie wiary w Rzeczpospolitą. Zrozumiał to chyba ówczesny władca Jan Kazimierz, może po obronie Jasnej Góry, skoro zawierzył ojczyznę Maryi?
Mówimy dużo o całej tej epoce jako o przełomie. Ale jednocześnie w ramach tej epoki warto zwrócić uwagę także na przełomy pozytywne, te, które ratowały Rzeczpospolitą przed zupełnym upadkiem, klęską. Mówimy o roku 1655, końcu tego roku, kiedy Szwedzi z jednej strony, a Moskwa z drugiej razem z Kozakami Chmielnickiego zajęli prawie 99 proc. terytorium Rzeczypospolitej. Lublin, Warszawa, Kraków, wszystko okupowane, poza Gdańskiem, Jasną Górą, Lwowem i Zamościem. Z tych czterech, powiedziałbym, twierdz składała się w pewnym momencie cała Rzeczpospolita. Mówię o tym dlatego, żebyśmy właśnie uświadomili sobie znaczenie nie tylko obrony Jasnej Góry, która jest kapitalna i o której piszę obszernie. Odrzucam przy tym takie tezy, powiedzmy publicystyczne, które całkowicie nie mają pokrycia w źródłach, że obrona Jasnej Góry była mitem, że nie miała znaczenia itp. Miała zasadnicze znaczenie duchowe wtedy – dokładnie wtedy, czyli w 1655 r. Ale oprócz obrony Jasnej Góry, to właśnie Lwów jest drugim takim ośrodkiem bardzo ważnym zarówno duchowo, moralnie dla przełomu pozytywnego, jakim była mobilizacja do obrony Rzeczypospolitej, po wcześniejszych aktach kapitulacji i zdrady. Także praktycznie, powiedziałbym logistycznie, operacyjnie był to bardzo ważny rejon, bo to było jedyne miejsce, w którym można było się zebrać: wokół Lwowa. Zebrać tysiące ludzi, żołnierzy, którzy porzucili służbę Szwedowi, którzy powrócili do nadziei, że można walczyć o niepodległość Rzeczypospolitej. Że nie wszystko przegrane. I tak właśnie tworzy się 29 grudnia 1655 r. konfederacja zwana tyszowiecką.
Pod przewodem doświadczonego wodza, hetmana wielkiego koronnego Stanisława Rewery Potockiego, nawróconego z kalwinizmu na katolicyzm…
Dla konfederacji najważniejsze było, że dołączył do niej król, który powrócił z emigracji na Śląsku Opolskim. Wtedy konfederacja nabrała zupełnie nowego znaczenia, bo konfederacja z królem to już zupełnie coś innego, to już jest po prostu Rzeczpospolita. Łączą się ludzie, którzy chcą bronić kraju, ojczyzny, co znajduje swoje ukoronowanie w akcie Ślubów Lwowskich Jana Kazimierza na początku wiosny 1656 r. Król dziękuje za opiekę Matki Bożej, którą nazywa Królową Korony Polskiej, i Opatrzności, która pozwoliła nie załamać się, nie stracić nadziei, tylko wrócić do walki o Rzeczpospolitą. Jan Kazimierz także obiecuje zmianę, która jest potrzebna, to znaczy zmianę polegającą na poprawieniu losu poddanych. Jak wiadomo, ta obietnica nie została spełniona od razu – nie ze złej woli Jana Kazimierza, ale zniszczenia, które trwały i które będą coraz bardziej gnębiły Rzeczpospolitą dodatkowo jeszcze po najeździe siedmiogrodzkim, sprawią, że kraj po prostu musiał najpierw dźwigać się z strasznych zniszczeń. Ale ten moralny testament Ślubów Lwowskich pozostaje bardzo ważnym kierunkiem dla myślenia o Rzeczypospolitej jako o wspólnocie ponadstanowej, składającej się nie tylko ze szlachty, ale przede wszystkim z chłopstwa. Chłopstwa, które, dodajmy, w niemałej części wtedy wystąpiło w 1655/1656 r. w obronie kraju. I to jest coś bardzo ważnego, co trzeba przypomnieć wobec modnej tzw. historii ludowej, która podkreśla wyłącznie układ „chłopi przeciwko Polsce”, „chłopi uciśnieni przez Polskę”. Rok 1655 i 1656 udowodnił – na Podkarpaciu, w Wielkopolsce, w całej Małopolsce, że dziesiątki tysięcy chłopów brało udział z bronią w ręku w walce w obronie Rzeczypospolitej przed najeźdźcami. Podobnie na Kurpiach, na północy i na Mazowszu, gdzie ten przedział chłopi-szlachta był prawie niewidoczny, bo żyło tam mnóstwo ubogiej szlachty. A chłopi też nie chcieli, żeby rządził nimi Szwed, który szwargocze po niemiecku, jak to w uszach chłopskich brzmiało, który plądruje kościoły katolickie w imię swojej luterskiej wiary. A więc bronili swojego dobytku, ale i swojej wiary przed najazdem obcych. Tak najprościej wyrażał się ten patriotyczny instynkt chłopski, który pomógł ocalić Rzeczpospolitą wtedy i o którym przypomniał Jan Kazimierz w swoich ślubach lwowskich.
Rozmawiamy o tomie szóstym „Dziejów”, ale wszyscy są bardzo ciekawi, co będzie w następnych tomach? Ile ich w ogóle ostatecznie będzie, czy można to określić?
Jak piszę we wstępie, ta epoka, którą zajmuję się w szóstym tomie, przekonywała tylekroć jej bohaterów, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Więc planuję, oczywiście, ale to Opatrzność decyduje, czy nasze plany się spełnią. Jak najbardziej serio chciałbym ująć te jeszcze kolejne wieki w układzie jeszcze sześciu tomów. Są one opisane we wstępie bardziej szczegółowo. Tom najbliższy, siódmy, będzie obejmował rzeczywiście spory szmat czasu – od epoki Jana Sobieskiego aż do początków panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, tzn. do roku 1768. Dlaczego taka cezura? Wyjaśnię ją od razu dwiema zasadami. Styczeń 1768 r. to jest pierwszy moment, w którym Rzeczpospolita znalazła się formalnie, oficjalnie, pod gwarancją Rosji. Carska Rosja stała się naszą gwarantką – to jest de facto moment formalnej utraty niepodległości. Wcześniej tak nie było. Były co prawda rozmaite układy zewnętrzne, gdzie umawiała się Rosja z Prusami że będzie kontrolowała Rzeczpospolitą, ta jednak tego nie przyjmowała, nie akceptowała. W styczniu 1768 r. ambasador carski Repnin wymusił, a król zaakceptował i część skorumpowanego sejmu zaakceptowała tę decyzję. Jednocześnie zaczyna się wtedy pierwsze wielkie polskie powstanie o niepodległość, czyli Konfederacja Barska. To jest ten moment, to cięcie. Zaczyna się formalnie podległość – co z tego, że jeszcze jest Rzeczpospolita na mapie, skoro rządzi nią ambasador rosyjski? I to oficjalnie! Jest duża część obywateli, która się przeciwko temu buntuje, zaczyna walkę, która będzie trwała cztery lata. To pierwsze powstanie, ale ta walka trwa w pewnym sensie do dzisiaj. A więc to jest ważna cezura. Następnie przychodzi okres, w którym ta walka o niepodległość ma swój ciąg dalszy, okres o bardzo dużej sile dramatycznej, bo to jest zarówno bardzo potrzebna reforma wewnętrzna skumulowana w Konstytucji 3 maja i w ustawodawstwie Sejmu Wielkiego, jak i interwencja obcych mocarstw, które chcą zniszczyć odradzającą się Rzeczpospolitą. I robią to, ale walka trwa. Rzeczpospolita zostaje wymazana z mapy, ale ani na moment nie przestaje walczyć o swój powrót na mapę. Jeszcze nie wysechł atrament pod aktem ostatecznego rozbioru, kiedy już rozbrzmiewa w Reggio Emilia nowa Pieśń Legionów, „Jeszcze Polska nie zginęła”, początkowo „nie umarła”. Więc to jest historia, którą przerywam na roku 1831, w tomie VIII. To znaczy, taki mam plan… Dlaczego? To jest koniec Powstania Listopadowego, początek Wielkiej Emigracji.
Będziesz używał pojęcia „Powstanie Listopadowe” czy „wojna polsko-rosyjska”?
Jednego i drugiego, bo to faktycznie była też regularna wojna polsko-rosyjska; Polacy dysponowali regularną, wyszkoloną armią, co prawda przygotowywaną na potrzeby Moskwy, ale to nie byli powstańcy tacy jak np. 32 lata później. Od stycznia 1831 do października 1831 r. trwa wojna polsko-rosyjska. I to jest historia, która jest pewną cezurą. Zaczyna się potem Wielka Emigracja – zjawisko o ogromnym znaczeniu kulturowym dla Polski; ten okres trwa długo. Dziewiąty tom planuję na dość długi czas, od 1832 do 1904 lub 1905 roku. Dlaczego? Oczywiście to jest czas dalszej walki o niepodległość, ale także niestety wrastania podzielonej Rzeczypospolitej w organizmy państw zaborczych; wtedy ten proces jest najbardziej intensywny, zarówno procesy społeczne, jak i gospodarcze mają ogromne znaczenie. Wtedy dokonuje się uwłaszczenie chłopów. To jest bardzo ważny czas w historii Polski, naznaczony nie tylko negatywnie. Dopiero w 1904, 1905 roku zaczyna się nowa epoka, związana już z bezpośrednim podjęciem walki zbrojnej o niepodległość.
Taki nasz los od blisko czterech wieków; kolejny powrót do walki zbrojnej, jak po obronie Jasnej Góry w 1655 r.; bez niepodległości Polacy nie mogą wytrzymać…
To jest kolejna faza walki po dużej przerwie, jaka wynikała z przygnębiającej klęski Powstania Styczniowego. Manifestacja na placu Grzybowskim w Warszawie – to jest moment wznowienia walki zbrojnej o Polskę. Potem przychodzą formacje legionowe, które mają swoje początki właśnie tu, w Krakowie, ale i we Lwowie; bez nich nie można zrozumieć tego, co się stało w 1918 roku. Dlatego ujmuję cały ten okres – 1904–1905 do 1939 – jako okres ostatniej fazy walki o niepodległość i odzyskania tej niepodległości. Potem przychodzi Druga Rzeczpospolita. A potem mamy następny szczególnie tragiczny czas, czas najbardziej brutalnego panowania na polskich ziemiach dwóch systemów totalitarnych, czyli lata 1939–1956.
Panowania na polskich ziemiach, to prawda, ale zarazem wielkiego polskiego zrywu żołnierskiego, militarnego w całym świecie praktycznie. Tego się nie podkreślało do tej pory w naszej historii. Mówiło się o niedolach okupacji itd., w czasie PRL-u dużo się o tym kręciło filmów, ale nigdzie nie podkreślano, jak wielki był wysiłek polskiego żołnierza w czasie II wojny światowej, polskiej myśli militarnej także, w skali całego świata. No, a tragedia lat stalinowskich… Jest o czym pisać!
To oczywiście jest główna treść tego tomu, dlatego skupiłem się nie na tym, tylko na datach, bo one się wydają nieoczywiste. No bo o ile rok 1939 jest prawie dla każdego cezurą jasną, to pytanie, dlaczego nie skończyć na roku 1945? Nie będę kończył na roku 1945 nie tylko ze względu na krótkość tego okresu, ale także ze względu na to, że nie jest to dla mnie cezura. Nie kończy się problem podległości, okupacji, i to okupacji w tej najbardziej brutalnej formie. Czy 1956 rok jest w takim razie taką cezurą? Tutaj może to być zaskoczeniem dla części lub powodem do oburzenia dla innej części czytelników. Rzecz jasna, Polska na pewno wtedy niepodległości nie odzyskała, ale różnica między systemem stalinowskim, tym do 1956 roku, a tym, co reprezentuje PRL po 1956 roku, jest różnicą w moim przekonaniu wyraźną. Buduję to przekonanie oczywiście na olbrzymiej ilości świadectw, interpretacji. Chodzi o różnicę jakościową. To nie jest wolna i niepodległa Polska, ale to jest Polska, w której może rozwijać się kultura polska, choć ograniczana, pod silniejszą lub słabszą cenzurą, pod pewnym naciskiem. Ludzie mogą żyć z namiastką polskości, raz mniejszą, raz większą, ale nie ma atmosfery sowieckiej republiki stalinowskiej, bo taki był PRL do 1955 roku.
Przede wszystkim ten system traci na brutalności. Po 1956 roku to są lata, które i ja przeżyłem; pamiętam nie tylko z domu, z rodziny, ale i ze szkoły, że polskość odżywała, byli jeszcze przedwojenni wychowawcy. Duży nacisk był położony na historię, choć oczywiście fragmentami interpretowaną po marksistowsku.
No więc o to chodzi. Niektórzy mówią, że walki trwają aż do śmierci „Lalka” w 1963 roku, ale on był niezwykłym wyjątkiem, tak naprawdę walki wygasają na progu lat 50., maleje ich intensywność, natomiast nie wygasa terror. Nadal dziesiątki tysięcy ludzi było więzionych do 1956 r.
Stalin umarł, ale terror jeszcze trwał.
Nawet nasilał się. Prymas Stefan Wyszyński przecież idzie do więzienia po śmierci Stalina, więc jego zgon też nie jest tutaj cezurą. Dlatego bronię cezury 1955–1956 roku. Potem mamy ten dziwny czas do 1991 roku. Nie do okrągłego stołu, ale do roku 1991, bo to jest moment, w którym przede wszystkim mamy już wolne wybory. Można by przesunąć tę cezurę na 1993 rok, na rozwiązanie Związku Sowieckiego, choć jest to zewnętrzne wydarzenie w stosunku do naszej historii, ma jednak dla nas ogromne znaczenie, przynosi zmiany i rozwiązania w samej Polsce.
Tymczasowe rozwiązania.
Oczywiście, bo historia się nie skończyła. Dlatego jak będzie wyglądał ostatni tom, jeśli da Bóg, dożyję i napiszę, tego absolutnie nie podejmuję się teraz powiedzieć, bo historia trwa.
Tak więc daj Boże, żeby Ci zdrowie dopisało i żebyś może dał radę przyspieszyć swe pisanie…
Oczywiście nie wiem, jak będzie z tym zdrowiem i zdolnościami, ale myślę, że szybciej niż rok – półtora roku na tom się nie da, także tak to trzeba liczyć.
Artykuł ukazał się w grudniowym numerze miesięcznika "Wpis".
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2024. Wydanie papierowe
"WPIS" to najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku.
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Marek Deszczyński, Marek Klecel, Antoni Macierewicz, Krzysztof Masłoń, Andrzej Nowak, ks.
WPIS 12/2023
Pojawił się już grudniowy, świąteczny numer „Wpisu”, a w nim – cała seria artykułów i felietonów na aktualne tematy, a także wyselekcjonowany zbiór tekstów o tematyce historycznej powiązanych z bieżącymi rocznicami. Wybitny publicysta Leszek Sosnowski w dobitny i gorzki, choć nie pozbawiony nadziei sposób opisuje „krajobraz powyborczy” Polski i jej obecną sytuację polityczną.
WPIS 12/2023 (e-wydanie)
Pojawił się już grudniowy, świąteczny numer „Wpisu”, a w nim – cała seria artykułów i felietonów na aktualne tematy, a także wyselekcjonowany zbiór tekstów o tematyce historycznej powiązanych z bieżącymi rocznicami. Wybitny publicysta Leszek Sosnowski w dobitny i gorzki, choć nie pozbawiony nadziei sposób opisuje „krajobraz powyborczy” Polski i jej obecną sytuację polityczną.
Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła.
Dzieje Polski. Tom 4. Trudny złoty wiek.
Wreszcie jest z niecierpliwością oczekiwany przez tysiące Polaków kolejny tom wielkiego dzieła prof. Andrzeja Nowaka - czyli czwarty tom "Dziejów Polski"! W czwartym tomie "Dziejów Polski" prof. Andrzej Nowak opowiada o trudnym złotym wieku, czyli latach 1468 - 1572.
Prof. Andrzej Nowak wkracza w czwartym tomie epokowego dzieła „Dzieje Polski” w okres największej świetności Rzeczypospolitej.
Dzieje Polski. Tom 3. Królestwo zwycięskiego orła
Kolejny tom wspaniałej historii Polski opowiedzianej piórem profesora Andrzeja Nowaka liczy 464 strony, czyli o 80 więcej niż poprzednia część. Podobnie jak dwa poprzednie tomy charakteryzuje się wysokim poziomem edytorskim. Zdobią go liczne fotografie, rysunki, ryciny i mapy, które nie tylko dopełniają narrację autora, ale i poruszają wyobraźnię czytelnika.
Dzieło to owoc wspaniałego warsztatu badawczego, niesamowitego talentu pisarskiego i ogromnej wiedzy profesora Nowaka.
Dzieje Polski. Tom 2. Od rozbicia do nowej Polski
Drugi tom bestsellerowych "Dziejów Polski" pióra znakomitego historyka prof. Andrzeja Nowaka. Kontynuacja opowieści o burzliwych losach naszego kraju w okresie rozbicia dzielnicowego. Tom obejmuje okres od śmierci księcia Mieszka Starego w 1202 r. i objęcia władzy w Krakowie przez Władysława Laskonogiego, aż do wkroczenia Kazimierza Wielkiego na Ruś w 1340 r. Autor w fascynujący sposób przybliża wysiłki zmierzające do odnowienia Królestwa Polskiego podjęte w XIII w.
Dzieje Polski. Tom 1. Skąd nasz ród
Pierwszy tom pomnikowych "Dziejów Polski", napisanych przez wybitnego historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Akademii Nauk prof. Andrzeja Nowaka, obejmuje okres od początków państwa polskiego do 1202 r. (śmierć Mieszka III Starego). Osoba autora gwarantuje publikację na najwyższym poziomie naukowym i literackim, napisaną właściwym dla prof. Nowaka pięknym, a jednocześnie przystępnym językiem.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.