"Niemcy stali jak skamieniali". Dziś 83. rocznica męczeńskiej śmierci św. o. Maksymiliana Marii Kolbego
Fotografia O. Kolbego i lista więźniów KL Auschwitz zawierająca jego nazwisko i numer obozowy (16670). fot. z książki "Wiara i ofiara", wyd. Biały Kruk Osoba świętego Ojca Maksymiliana Kolbego kojarzy się, i słusznie, z dobrowolną ofiarą życia za współtowarzysza niedoli w KL Auschwitz. Oddanie życia za bliźniego jest zawsze heroicznym aktem miłości, ale nie zdarza się przypadkowo, tak ni stąd, ni zowąd. W przypadku Ojca Maksymiliana jego ofiara potwierdziła życiową ideę: bezgraniczne oddanie Maryi Niepokalanej.
Niepokalana była źródłem
To nie tylko za sam akt ofiary jest on świętym Kościoła katolickiego, ale całe jego życie było heroiczną służbą w celu ocalenia życia wiecznego całej ludzkości. Na pytanie: gdzie biło źródło tej ofiary, należy wskazać na Niepokalaną. Ona ukształtowała w nim człowieka oddanego sprawom duchowym, Ona sama wybrała go i upewniła w młodości, że aby zdobyć dla Niej cały świat, wszystkich, całą ludzkość, będzie zawsze z nim. Jego odpowiedzią miało być całkowite zaufanie Jej.
Czy został przypadkowo wybrany przez Maryję? Czy Ona musiała go zmuszać do zmiany życia, nawracać, jak to nieraz zdarza się z osobami świętymi? To jest pytanie o to, skąd pochodzą wybrańcy z objawień, prorocy i wizjonerzy. I tu trzeba wskazać na rzecz podstawową: w większości wynieśli wiarę w Boga w sposób naturalny, z domu rodzinnego, mieli kochających się i bogobojnych rodziców. To od nich pochodził pierwszy i podstawowy przekaz wiary, to od rodziców Maksymilian nauczył się miłości do wszystkich ludzi jako pochodzących od Stwórcy.
Maryja nigdy nie zawiedzie
Najpierw przy domowym ołtarzyku z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, a potem w pabianickim kościele umocniło się w nim przekonanie, że Maryja nigdy nie go zawiedzie, tylko należało wszystkie kłopoty złożyć na Jej barki i ufać. Należało tylko podporządkować Matce Niebieskiej całe swoje życie. W młodzieńczym zapale prosił Ją oraz zapewniał: „Dozwól, bym Ci przyniósł taką chwałę, jakiej nikt jeszcze Ci nie przyniósł”. I jak by tego nie komentować, wyprosił sobie wszystko, co sobie wymarzył. Maryja dała mu więcej, niż o to prosił. Ale wcześniej ślubował Jej: „Niech Niepokalana czyni ze mną, co się Jej podoba. Bo i ja, i choroba jest Jej własnością i do Jej swobodnej dyspozycji”.
Odpowiedź na pytanie: „kim była Maryja dla niego?” wyjaśnia wszystko, co działo się w jego życiu. Choć zgłębienie tajemnicy Maryi jest niemożliwe dla człowieka, ponieważ Maryja jest Matką Boga, jednak wiemy, kim jest matka ziemska dla człowieka, i na zasadzie podobieństwa można sobie domówić wymiar nieskończonej miłości Boga do człowieka, a w tym przypadku prawdę o godności Maryi, wybranej na Matkę Syna Bożego. Stąd płynęły Jej przymioty: Niepokalanego Poczęcia czy Wszechpośredniczki Łask. (...)
Więzień polityczny
Pierwszy masowy transport do Auschwitz odbył się 14 czerwca 1940 r. Przywieziono wtedy wagonami kolejowymi drugiej klasy z więzienia w Tarnowie 728 więźniów politycznych – byli to Polacy oraz kilku polskich Żydów. (...)
Selekcja nowo przybyłych więźniów na rampie wyładowczej KL Auschwitz. Wiosna 1944 r. fot. z książki "Wiara i ofiara", wyd. Biały Kruk Do tego obozu 28 maja 1941 r. przybył transport więźniów, w którym był Ojciec Maksymilian. Jeden z uczestników tego transportu do Auschwitz, kapłan pallotyn, zapamiętał, jak w zatłoczonym wagonie bydlęcym nagle „ktoś zaczął śpiewać pieśni religijne i narodowe, które wielu spośród nas podchwyciło i zaczęło na głos śpiewać. (…) Pod wpływem śpiewu i opowiadań Ojca Maksymiliana ożywiliśmy się po pewnym czasie, zapominając o naszej niedoli”. (...)
Następnego dnia wszyscy otrzymali numery od 16644 do 16948, Ojciec Kolbe także pod czerwonym trójkątem z literą P, oznaczającym polskiego więźnia politycznego, przyszył do obozowego pasiaka swój numer 16670. Z otrzymaniem numeru każdy więzień w oczach SS przestawał być indywidualnością. Odtąd miał być tylko przedmiotem, rzeczą, numerem – własnością SS. Ojciec Maksymilian trafił do wyjątkowo źle traktowanej przez hitlerowców grupy księży, pod władzę krwawego Krotta, zboczeńca i sadysty. (...)
Praca ponad siły
Ojciec Maksymilian znalazł się początkowo w bloku 17. Przez pierwsze dni ciężko pracował przy zwózce żwiru i głazów przeznaczonych na budowę ogrodzenia przy krematorium. Potem Lagerführer Fritzsch stworzył z księży drużynę roboczą, pracującą w Babicach na fermie rolniczej, oddalonej od obozu około 4 km. Ścinali drzewa, grodzili nimi bagniste łąki, a wszystko to odbywało się pod chłostą SS-manów i więźniów – niemieckich kryminalistów, pełniących funkcje kapów. (...)
Kapo Heinrich Krott uwziął się szczególnie na Ojca Maksymiliana. Polecał ładować mu na plecy podwójną ilość gałęzi, a gdy Kolbe upadał pod ciężarem, kapo kopał go do nieprzytomności po twarzy i brzuchu. Współwięźniowie chcieli mu pomóc, ale on odmawiał, nie chcąc ich narażać na gniew Krotta.
Szybko zachorował na zapalenie płuc. Leżał na oddziale infekcyjnym. Świadek obozowy Konrad Szweda jako pielęgniarz opisał jego wygląd: „Twarz miał w sińcach, mętne oczy w gorączce, spieczony język i usta. Leżał na najniższym posłaniu (…). Co godzinę wynoszono trupy”. Nawet i wówczas Ojciec Maksymilian miał jeszcze siłę rozgrzeszać umierających. Zapalenie płuc organizm zwalczył i komendant wyrzucił go z oddziału infekcyjnego mimo gorączki.
Duszpasterz uwięzionych
Nawet w tym tak okropnym położeniu Ojciec Maksymilian nie dbał o siebie, tylko troszczył się o innych, baczył, by nie poddawali się rozpaczy wskutek swego nieszczęsnego losu. Co więcej, swoją dzienną porcję chleba nierzadko oddawał młodszym, dręczonym głodem, biorąc niejednokrotnie ich winy na siebie, znosząc cudzą niedolę. Nieraz w nocy czołgając się na czworakach spieszył potrzebującym z duchową pomocą i jak mógł, zaopatrywał ich sakramentami świętymi. (...)
Aleksander Dziuba, więzień Auschwitz, zapamiętał, jak Ojciec Maksymilian mówił: „Ja nie boję się śmierci; boję się grzechu. Zachęcał nas, aby nie bać się śmierci i aby mieć na sercu zbawienie naszych dusz. Mówił, że jeśli nie będziemy obawiać się niczego, oprócz grzechu, modląc się do Chrystusa i szukając wstawiennictwa Maryi, poznamy pokój. Potem ukazywał nam Chrystusa, jako jedyne pewne oparcie i jedyną pomoc, na którą mogliśmy liczyć”. Dodaje: „Widzieliśmy jak on sam oddawał całe swoje życie, przeżywane w obozie koncentracyjnym, w ręce Boga: całkowicie się mu powierzał, miłując Chrystusa i Matkę Bożą ponad wszystko i przekonywał nas poprzez tę miłość. Naprawdę wydawało się, że nie ma większej siły od tej, która od niego emanowała”. (...)
„Nienawiść nie jest siłą twórczą – mówił. – Siłą twórczą jest tylko miłość. Nie potrafią zabić naszych dusz (…), nie potrafią zabić w nas godności katolika i Polaka. A jeżeli umrzemy, umrzemy czyści i spokojni, pogodzeni z planami Bożymi”. (...)
Ostatni apel
Michał Micherdziński, jeden ze świadków apelu w KL Auschwitz, na którym Ojciec Maksymilian Kolbe wystąpił z szeregu i poprosił, by pozwolono mu pójść na śmierć za innego więźnia, opowiada: „To był wtorek 29 lipca 1941 r. Tuż po apelu południowym zawyła syrena obozowa. To oznaczało alarm. Zrozumieliśmy szybko, że ktoś uciekł. Esesmani natychmiast przerwali pracę i zaprowadzili nas na apel, aby sprawdzić stan liczbowy. Okazało się, że na naszym bloku 14a brakuje jednego więźnia. Innych zwolniono, a nam ogłoszono karę – stanie na baczność bez czapek, dzień i noc, o głodzie. Noc była bardzo zimna. Wielu starszych nie wytrzymało mordęgi stania w nocy i na zimnie.
Rano oficer niemiecki wykrzyczał w naszym kierunku: Ponieważ z waszego bloku uciekł więzień, a wy nie przeszkodziliście temu, dlatego dziesięciu z was umrze śmiercią głodową, ażeby pozostali zapamiętali, że nawet najmniejsza próba ucieczki nie będzie tolerowana.
Selekcja
Potem nastąpiła selekcja (…) Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: Du! – ty. Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku. (...) Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem.
Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: Du. Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci! Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.
"Niemcy nie wiedzieli, co się dzieje"
I stało się coś, czego nikt nie mógł pojąć. Zobaczyłem o. Maksymiliana. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu bez zezwolenia oznaczało śmierć. Czasem śmierć po ogromnym katowaniu, a czasem śmierć od jednego wystrzału. Byliśmy pewni, że zabiją o. Maksymiliana, a stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony (…)
Wnętrze pierwszej komory gazowej utworzonej w KL Auschwitz I na przełomie 1941/1942. fot. z książki "Wiara i ofiara", wyd. Biały Kruk O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę:
– Was will dieses polnische Schwein? (Czego chce ta polska świnia?).
Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku:
– Ich will sterben für ihn (Chcę umrzeć za niego) i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie:
– Wer bist du? (Kim jesteś?)
– Ich bin ein polnischer katolischer Priester (Jestem polskim księdzem katolickim).
O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa. Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne »ty«, zwrócił się do o. Maksymiliana per »pan«:
– Warum wollen Sie für ihn sterben? (Dlaczego pan chce umrzeć za niego?)
O. Maksymilian odpowiedział: – Er hat eine Frau und Kinder (On ma żonę i dzieci.).
Po chwili esesman powiedział: – Gut (Dobrze).
Po apelu dziesięciu skazanych (w tym o. Maksymiliana) zaprowadzono do bloku 11 (śmierci), kazano się rozebrać do naga i zamknięto w piwnicy”. (...)
Zył i umarł dla Niepokalanej
W innym wywiadzie Michał Micherdziński dodał: „Niemcy pozwolili Gajowniczkowi wrócić do szeregu, a Ojciec Maksymilian zajął jego miejsce. Skazańcy musieli zdjąć drewniaki, były im już niepotrzebne. Drzwi bunkra głodowego otwierane były tylko po to, by wynieść zwłoki. Ojciec Maksymilian szedł w ostatniej parze, pomagał jeszcze iść innemu więźniowi. W zasadzie był to ich własny pogrzeb, jeszcze przed śmiercią. Przed blokiem kazano im ściągnąć pasiaki i wtrącono od celi o powierzchni ośmiu metrów kwadratowych. Zimna, szorstka, mokra posadzka, czarne ściany, światło słoneczne sączyło się przez potrójne załamanie. Wydarzył się tam kolejny cud. Ojciec Maksymilian, chociaż od 20 lat żył o jednym płucu, przeżył wszystkich. W komorze śmierci żył 386 godzin. Każdy lekarz uzna to za nieprawdopodobne. Po tym długim okresie umierania niemiecki kat w białym kitlu lekarskim zadał Ojcu Maksymilianowi śmiertelny zastrzyk. A on znowu nie umarł… Musieli go dobić kolejnym zastrzykiem. Umarł w wigilię Wniebowzięcia NMP, jego Hetmanki. Przez całe życie pragnął pracować i umrzeć dla Niepokalanej. To było dla niego największe szczęście”.
Owoce męczeńskiej śmierci
Długo można by mówić o owocach, jakie zainspirowała ofiara Ojca Maksymiliana – kontynuował Michał Micherdziński. „On umocnił działalność obozowej grupy oporu – tajnej organizacji więźniarskiej, która od tego wydarzenia dzieliła czas na »przed« i »po« ofierze Ojca Maksymiliana. Wielu więźniów przeżyło obóz dzięki istnieniu i działalności tej organizacji. Ocalało nas niewielu, dwóch na stu. Ja dostąpiłem tej łaski, jestem jednym z tych dwóch. Franciszek Gajowniczek nie tylko, że ocalał, ale żył jeszcze 54 lata.
Nasz święty współwięzień przede wszystkim ocalił w nas człowieczeństwo. Był duchowym pasterzem w komorze głodowej, wspierał, prowadził modlitwy, rozgrzeszał i wyprowadzał umierających znakiem krzyża na drugi świat. W nas, ocalałych z selekcji, umocnił wiarę i nadzieję. Pośród tego zatracenia, terroru i zła, przywrócił nadzieję”. (...)
"Bóg czuwa nad Polską"
O tym, jak było w Auschwitz, opowiada również Mieczysław Kościelniak, grafik i malarz, ilustrator wielu książek obozowych. Jak mówi, „pewnego czerwcowego dnia, po apelu wieczornym, przyjaciel mój, Zygmunt Kołodziejski, przedstawił mi nowego kolegę. (…)
Zygmunt powiedział: – To Ojciec Kolbe, franciszkanin z Niepokalanowa.
To nazwisko znał niemal każdy. Wiedzieliśmy, kim jest ten obecny »pasiak«, oznaczony numerem 16670 i czerwonym, politycznym trójkątem. Założyciel klasztoru Niepokalanów pod Warszawą i w Nagasaki w Japonii, działacz katolicki, wydawca. Ale nie te sprawy nas w tej chwili interesowały. Myśmy myśleli, jak przeżyć dzień dzisiejszy, co nam przyniesie jutro i który z nas odejdzie z nielicznego grona przyjaciół (…)
Z Ojcem Kolbem spotykaliśmy się od tego dnia niemal codziennie, oczywiście po apelu wieczornym, bo wtedy można było ukraść jakąś godzinkę wytchnienia. Co to za dziwny człowiek był ten Maksymilian! Zamiast myśleć o tak ważnej chwili, jak wieczorny rozdział chleba i mikroskopijnego kawałka margaryny czy marmolady, albo ile zupy ukradnie dziś blokowy – on zbierał naszą grupkę między blokami, tam, gdzie leżały sterty cegieł i drewna, przygotowanych do budowy bloków, i gawędził, perswadował, przekonywał.
– Musimy wytężyć wszystkie siły – mówił – resztki sił, i bronić się przed załamaniem, przed upadkiem. Jest to absolutnie pewne, że Bóg doświadcza polski naród, ale ostateczne zwycięstwo będzie po stronie sprawiedliwych. Pamiętajcie – powtarzał ciągle Ojciec Kolbe – Polska powstanie wolna, silniejsza i lepsza. Jesteśmy tu jak żołnierze, tylko front nasz jest inny, specjalny. Póki żyjemy, musimy wytrwać na swoim posterunku jako Polacy. To niemożliwe, aby zło i zbrodnia zwyciężyły, Bóg czuwa nad Polską."
***
Powyższe fragmenty pochodzą z książki Czesława Ryszki "Wiara i ofiara", wyd. Biały Kruk. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD
Wiara i ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana M. Kolbego
Któż nie słyszał o męczenniku niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, Ojcu Maksymilianie Marii Kolbem, który dobrowolnie oddał życie za współwięźnia? Jest to wiedza niemal powszechna, gorzej z głębszą znajomością obfitującego w niezwykłe zdarzenia życia tego świętego. Był to człowiek o nadzwyczajnej sile wewnętrznej i niezwykle przenikliwym umyśle.
Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach
Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość
Andrzej Bobola herbu Leliwa, ksiądz, zakonnik, dziś patron Polski, żył w latach 1591–1657 w niebywale burzliwym czasie wielkich zagrożeń dla Ojczyzny i Kościoła katolickiego. Zginął w sposób szczególnie okrutny z rąk Kozaków, którzy chcieli mu nawet darować życie pod warunkiem wyrzeczenia się przezeń wiary katolickiej. Mimo wyjątkowo bestialskich tortur – odmówił. Umierał w strasznych męczarniach.
Kto z Bogiem, a kto z diabłem
Czesław Ryszka należy do najpłodniejszych powojennych pisarzy polskich; opublikował ponad 80 książek! Konsekwentnie zajmuje się tematyką katolicką i narodową, także jako publicysta, stając zawsze w obronie wartości chrześcijańskich i patriotycznych. Od pewnego czasu wyraża swój głęboki niepokój wobec tego, dokąd zmierza współczesny świat, w tym Polska – czemu daje wyraz w tej właśnie książce.
III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść
Rzesza Niemiecka istniała tylko w okresie 1933–1945, ale bardzo mocno zapisała się w historii. Mocno i wyjątkowo niechlubnie. Gdy się ją wspomina, przychodzą na myśl druty kolczaste, niemieckie obozy zagłady, wojenna pożoga, grabież, ruiny. Do tego dochodzi pogarda dla tych, których zbrodnicza ideologia nazistowska określała jako „podludzi” i których należało likwidować w imię czystości rasy.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.