Kazimierz Przerwa-Tetmajer – legendarny poeta Młodej Polski. Opowieść w 84. rocznicę śmierci
Leon Wyczółkowski, „Portret Kazimierza Przerwy-Tetmajera”. Poeta uchodził za światowego, wyjątkowo przystojnego mężczyznę… Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie Uchodził za eleganckiego, światowego mężczyznę, uwielbiał podróżować, portretował go sam Leon Wyczółkowski. U progu XX stulecia Kazimierz Przerwa-Tetmajer, panicz z Ludźmierza, sławny poeta, wykwintny lew salonowy otoczony licznymi wielbicielkami talentu, był u szczytu literackiej sławy. Jednak za pozą wytwornego światowca krył się człowiek pogrążony w trujących oparach skrajnego pesymizmu prądów filozoficznych fin de siècle’u. Taka też była większość jego dotychczasowej twórczości, choć należy przyznać, iż poeta w 1900 r. podjął próbę wyzwolenia się z ówczesnych poglądów, pisząc udaną fantazję dramatyczną poświęconą legendarnemu polskiemu rycerzowi bez skazy – Zawiszy Czarnemu. W tym samym roku zdolny literat Lucjan Rydel, przyjaciel Kazimierza ze studiów na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, wzbudził prawdziwą sensację w Krakowie, żeniąc się z prostą dziewczyną – Jadwisią Mikołajczykówną z Bronowic. Nie on pierwszy popełnił taki osobliwy mezalians; dekadę wcześniej brat Kazimierza, Włodzimierz Tetmajer, utalentowany artysta malarz, jeden z ulubionych uczniów mistrza Jana Matejki, ożenił się ze starszą siostrą Jadwisi Anną, nota bene swoją ulubioną modelką.
Niemniej jednak ślub Rydla był w Krakowie wydarzeniem o posmaku niezwyczajności. 20 listopada 1900 r. przed kościół Mariacki zajechały obok miejskich powozów z czołowymi przedstawicielami krakowskiej inteligencji liczne furmanki wypełnione „bajecznie kolorowymi” mieszkańcami Bronowic. Wyszywane błyszczącymi cekinami kobiece gorsety, kwieciste spódnice, obfite sznury korali, wianki panien, chusty statecznych gospodyń, białe sukmany i granatowe karazyje gospodarzy i ich synów, wśród których wyróżniali się drużbowie z olbrzymimi pękami pawich piór przy czerwonych czapkach krakuskach, obok odzianych w eleganckie fraki panów oraz pań i panienek wystrojonych w najmodniejsze wizytowe suknie – to był widok, którego Kraków miał nigdy nie zapomnieć!
Poeta z „Wesela”
Wesele odbywało się w bronowickim dworku Włodzimierza Tetmajera; wśród zaproszonych osób nie mogło zabraknąć jego brata. Kazimierz, sławny poeta, akurat, pomiędzy podróżami do Włoch, przebywał w Krakowie. Najciekawszym gościem był Stanisław Wyspiański, przyjaciel Lucjana Rydla i Włodzimierza Tetmajera, najzdolniejszy uczeń Matejki; Wyspiański i Tetmajer pomagali mistrzowi przy pracy nad wyjątkowej urody polichromiami kościoła Mariackiego. Autor obrazu Planty nocą z niesamowitymi, upostaciowionymi wręcz słomianymi chochołami stał oparty o framugę drzwi w bronowickim dworku i przenikliwie patrzył „swoimi niesamowitymi stalowymi oczami” na wszystko, co się tam działo. Obserwował uważnie barwne korowody taneczne, wsłuchiwał się w rytmy zawadiackich krakowiaków, łapał każdy fragment zasłyszanej rozmowy. Wyobraźnia Wyspiańskiego w niezwykły sposób przetworzyła wrażenia wspólnej weselnej zabawy „chłopów” i „panów z miasta” rozgrywającej się w scenerii dworku, tworząc jedno z najsłynniejszych dzieł polskiej literatury dramatycznej – Wesele. Wyspiański sportretował w nim obu braci Tetmajerów – Włodzimierza jako Gospodarza, a Kazimierza jako Poetę.
Po raz pierwszy widzimy Poetę w Weselu jako eleganckiego, wytwornego pana emablującego Marynę – właściwie Marię Pareńską, młodziutką wówczas panienkę, córkę znanego krakowskiego lekarza. Jako dziewczę inteligentne, oczytane i rezolutne, nie bierze ona na poważnie wyrafinowanej gry słownej znanego z upodobania do romansów z pięknymi paniami sławnego poety. „Przez pół drwiąco, przez pół serio, bawi się pan galanterią” – Maryna celnie ripostuje jego słowa, woli bowiem zatańczyć z gospodarzem Czepcem. „Może z tego pan odgadnie nowoczesny styl harbuza (…) bałamuctwa w wielkim stylu, które już przeżyło tylu” – odpala Maryna Poecie, który ani myśli zrezygnować z flirtu. Wtedy dopiero kieruje on uwagę w stronę Racheli, interesującej zjawiskowo-tajemniczej dziewczyny „jakby z obrazów Burne-Jonesa”, żarliwej poetessy o wielkiej kulturze umysłowej i nieokiełznanej wręcz wyobraźni. Pierwowzorem tej postaci była Perel Singerówna, córka pobożnego Żyda Hersza Singera (który także pojawia się wśród postaci Wesela).
W rzeczywistości dramatu między Poetą a Rachelą nawiązuje się nić porozumienia. Pobudzona lekturą licznych Uczestnicy „Wesela” tańczą wprowadzeni w trans muzyką Chochoła… Fotografia z lwowskiej premiery sztuki (24 maja 1901 r.). Pocztówka z 1914 r. Fot. Lubelska Biblioteka Cyfrowa wierszy fantazja dziewczyny „widzącej we wszystkim poezję”, spragnionej niezwykłych przeżyć, wręcz imponuje sławnemu literatowi. Tymczasem jednak Poeta daje wyraz swoim marzeniom twórczym w rozmowie z Gospodarzem (swoim bratem). Oto snuje się Kazimierzowi „dramat, groźny, szumny, posuwisty jak polonez” z bohaterem-niezłomnym rycerzem jako postacią główną. Ma się pojawić tragedia miłosna, „hart rycerski śmiały”, „prosty rubaszny” lud i fantastyczne sceny w dzikim tatrzańskim krajobrazie… Niewątpliwie mowa o fantazji dramatycznej Zawisza Czarny, nad którą wówczas pracował Kazimierz Tetmajer, o czym wiedział Wyspiański.
Przerwa-Tetmajer stworzył w tej sztuce znakomitą postać pana z Garbowa – prawego chrześcijańskiego rycerza „bez trwogi i skazy”, życzliwego także dla chłopów. Zawisza – niezłomny obrońca ojczyzny i króla Władysława Jagiełły, przeżywa dramat osobisty na miarę hiszpańskiego rycerza Cyda z tragedii Pierre’a Corneille’a, zabija bowiem w bitwie wojewodę planującego zamach na polskiego monarchę. Niestety ów wielmoża jest ojcem narzeczonej Zawiszy, która, nie mogąc znieść tej tragicznej sytuacji, wzorem krakowskiej Wandy rzuca się w nurty Wisły. Czarny rycerz odbywa osobliwą pokutę w tatrzańskich dolinach, broni górali napadniętych przez niemieckich żołdaków, postanawia jednak złożyć broń, bowiem po tym, co się wydarzyło, nie czuje się godnym miana rycerza chrześcijańskiego. W finale sztuki odzyskuje jednak wiarę w sens swojego powołania.
Premiera Zawiszy odbyła się 1 lutego 1901 r., niecałe dwa miesiące przed pierwszym spektaklem Wesela. W tytułowej roli czarnego rycerza błysnął rewelacyjny aktor Józef Kotarbiński – dyrektor Teatru Miejskiego w Krakowie, późniejszy twórca premiery Wesela, w którym także zagrał Czepca. Antagonistę Zawiszy, niemieckiego księcia Felsburga, pragnącego zagarnąć polską koronę po zamordowaniu króla Jagiełły, kreował Włodzimierz Sobiesław, który przygotowując później rolę Gospodarza powtarzał w garderobie: „klituś-bajduś, nic nie rozumiem, bredzę jak Piekarski na mękach!”. Nie przeszkodziło to Wyspiańskiemu uznać go najlepszym aktorem w przedstawieniu Wesela. Janowi Pawłowskiemu, parobkowi Wojtkowi z Zawiszy, przypadła za to w udziale rola Poety. W rozmowie z Gospodarzem literacki sobowtór Tetmajera przyznawał w dramacie: „nas mara, dziwo nęci, wytwór tęsknej wyobraźni”, ale jednocześnie „w oczach naszych chłop urasta do potęgi króla Piasta”. Gospodarz, zżyty już jak swój ze społecznością bronowicką, kwituje to, jak wiadomo, słynnym „chłop potęgą jest i basta!”. Jeszcze ciekawiej prezentuje się konfrontacja Poety z Czepcem, kiedy określa on siebie jako „ptaka przelotnego – ‘żurawca’”, którego „ciągle coś gna po świecie”. Czepiec odpowiada mu na to prosto z mostu z odrobiną ironii: „weź pan sobie żonę z prosta: duza scęścia, małe kosta”. Kazimierz Przerwa-Tetmajer rzeczywiście weźmie sobie za towarzyszkę życia góralkę Marysię Paliderównę. Będzie uważał ją za swoją „tatrzańską muzę”, lecz niestety jej nie poślubi. „Pon latawiec!” – zakończy tę scenę z Wesela mocnym akcentem pod adresem Poety Czepiec.
Poeta postanawia zatem powrócić do rozmowy z Rachelą; oczarowanie „chatą rozśpiewaną”, skontrastowaną z zasnutym mgłą pejzażem nocnym za oknem coraz mocniej pobudza fantazję obydwojga. Kiedy sławny literat opisuje powstały w jego wyobraźni portret Racheli – prerafaelickiej „pół dziewicy, pół Anioła” pochylonej nad majaczącym w ciemnościach sadu chochołem, poetessa podejmuje tę myśl, nieświadomie prowokując dalszy rozwój wypadków: „przed tą pałubą słomianą poskarżę się mej poezji (…) zmówię chochoł, każę przyjść do izb, na wesele tu”, pragnie też zaprosić „wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy, pioruny, brzęczenia, śpiewy…”. Rachela oczywiście obraca to wszystko w żart, mówiąc, że „nie dorosła do wielkich skal” i „bawi się pour passer le temps [dla zabicia czasu] tylko”. Zjawiskowy wytwór nieokiełznanej wyobraźni tajemniczej dziewczyny nie daje jednak Poecie spokoju. Przedstawia pomysł zaproszenia dodatkowych gości Pannie Młodej, która uznaje to za wyborny, choć nieco niedorzeczny dowcip – „a to mi pon zabił ćwika, kaz się tylo luda zmieści?” – pyta rozsądnie Jagusia. Jej mąż za to, który jest w wyśmienitym humorze, mówi jednak do Poety: „ja szczęśliwy, do gospody sprosiłbym tu cały świat: takim rad, takim rad!” i ulega jego sugestii. Rozochocony Pan Młody, także przecież poeta, wypowiada wtedy znamienne słowa: „Przyjdź, chochole, na wesele! (…) Sprowadź jeszcze kogo chcesz, ciesz się nami, ciesz Godami!”. Chochoł posłuchał, chociaż Panna Młoda twierdziła, „że to głucha jest psiajucha”. Zjawił się w izbie o północy i już nic nie miało być takie samo. Wielu uczestnikom Wesela przyszło stanąć w prawdzie wobec własnego życia.
Oto Poeta, uroczy lekkoduch flirtujący z coraz to nową panną, marnujący de facto swój talent literacki w naznaczonej depresyjnymi nastrojami sztuce dekadenckiej, stanął twarzą w twarz z Rycerzem. Z Zawiszą Czarnym ze swej fantazji dramatycznej – z uosobieniem człowieka Czynu. „Nędzarzu, na koń, na koń, przepadnie przekleństwo, męka! (…) A czy wiesz, czym ty masz być? – budzi Rycerz sumienie Poety. – Czas, bym wstał!”. Zawisza daje do zrozumienia, że oto zbliża się czas walki o ojczyznę, a ducha bojowego obudzić powinien właśnie Poeta. Tyle że ten jeszcze do tego nie dojrzał, pod przyłbicą tajemniczego Rycerza dostrzega tylko śmierć i noc. Niemniej jednak jest mocno poruszony. „Niedołęga byłem – a dzieła [dotychczasowe] to mitręga próżna – mgła nic nie warta. Teraz naraz się koło mnie zapaliło i gore – i piersi mi palą” – mówi Poeta do Pana Młodego. Ten, sądząc, Wanda Siemaszkowa w roli Panny Młodej sportretowana przez Wyspiańskiego. Aktorka gorąco protestowała przeciwko ingerencjom cenzury w tekst „Wesela”. Fot. Muzeum Narodowe w Krakowie że na kolegę zstąpiła właśnie wena twórcza (nie myli się aż tak bardzo), pyta fachowo: „Będziesz sonet pisać czy oktawę?”. Poeta daje mu do zrozumienia, że postrzeganie nie tylko poezji, ale i sensu życia przeobraziło się w nim nagle w coś znacznie większego. Po chwili wypowiada jedne z najsłynniejszych słów z Wesela: „Polska to jest wielka rzecz!”.
Poeta poruszy jeszcze temat narodowej sprawy w rozmowie z Panną Młodą, która zapyta „a kaz tyz ta Polska, a kaz ta? Pon wiedzą?”. „Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda – odpowie Poeta – i nigdzie jej nie najdziecie…”. Każe Jagusi „przymknąć rękę pod pierś”, tam, gdzie „zakładka gorseta zeszyta trochę przyciaśnie. – A tam puka? – (…) Serce? – A to Polska właśnie!”. Te ostatnie słowa Poety przeszły do legendy. Niewiele brakowało jednak, a krakowska publiczność w ogóle by ich nie usłyszała, bowiem na próbie generalnej dyrektor Kotarbiński z bólem serca musiał oznajmić zespołowi, iż cenzura sporo z tekstu Wesela wykreśliła. Nierespektowanie wykreśleń miało sprowadzić na teatr poważne sankcje finansowe i zdjęcie sztuki z afisza. Kiedy grająca Pannę Młodą Wanda Siemaszkowa dowiedziała się o wycięciu powyższej sceny z jej rozmowy z Poetą ,wpadła w prawdziwy szał. Na cały teatr krzyczała: „Będę mówiła, zapłacę; złożą się, rozkrzyczę, podam do gazet! To cesarz Franciszek Józef pozwala śpiewać ‘Jeszcze Polska…’, a cenzor Polak zabrania mówić o Polsce w sercu!!!???”. Obecny na widowni ów cenzor tak przeraził się napadu złości aktorki, że uciekł z teatru, a sztuka zagrana została bez żadnych skreśleń. Zachwycony tym wspaniałym wystąpieniem w obronie polskości Wyspiański wręczył artystce po premierze przystrojony weselnie kosz wypełniony ziemniakami… z marcepanu. Padł przy tym na kolana, całując swoją Pannę Młodą w rękę. Sam jednak nie dał się ulubionej aktorce i Kotarbińskiemu wyciągnąć na scenę do ukłonu.
Tragiczne skutki zgubienia przez Jaśka Złotego Rogu, niemożność obudzenia z letargu dzierżących jeszcze kosy, ale niezdolnych już do walki weselników i finałowy chocholi taniec z towarzyszącą mu szyderczą piosenką słomianego straszydła wywołały wstrząsające wrażenie na krakowskiej publiczności. Po trwającej przez dłuższą chwilę ciszy rozległy się burzliwe owacje. Cały Kraków aż huczał z emocji. Włodzimierz Tetmajer, nieobecny na premierze, początkowo gniewał się na Wyspiańskiego. Jednak kiedy dotarł w końcu na spektakl, powiedział: „Ale nas Wyspiański osmarował!” takim tonem – pisze Adam Grzymała-Siedlecki – „jakby nie było większej dla człowieka uciechy niż być osmarowanym w pamflecie”. Natomiast Lucjan Rydel obraził się śmiertelnie – podobno biegał po Plantach, grożąc, „że temu Wyspiańskiemu pyski spierze”. Nie mógł przyjacielowi darować, „że to było jego wesele i jego Jaga”. Wanda Siemaszkowa próbowała pogodzić obu poetów, by „pobratali się na nowo”, ale rady nie było, „bo się setnie pożarli”.
Tymczasem Kazimierz Przerwa-Tetmajer, wytrawny i inteligentny światowiec, dokładnie zrozumiał, „w czym mu Wyspiański chciał dokuczyć”. Znajomym zaś tajemniczo mówił, że „podobno Wyspiański w ‘Weselu’ go przedstawił”. Co naprawdę myślał o tej sztuce, opisał w cyklu interesujących szkiców literackich publikowanych w warszawskim Tygodniku Ilustrowanym. Nazwał Wyspiańskiego „geniuszem” i „nowym narodowym wieszczem” i tak też będzie o nim pisał do końca życia. Wesele na zawsze zmieni kierunek twórczości Poety.
Obudzić śpiących pod Giewontem rycerzy
Kazimierz Przerwa-Tetmajer pochodził z Podhala. Od dzieciństwa mówił gwarą, miał do niej, nie bez powodu, „takie zamiłowanie jak oficer kawalerii do konia”, chociaż podkreślał, „że z górali nie pochodzi”. Urodził się w Ludźmierzu w 1865 r. jako syn marszałka szlachty powiatu nowotarskiego Adolfa Tetmajera, podchorążego 3. Pułku Ułanów, podwładnego gen. Prądzyńskiego, bohatera Powstania Listopadowego. Ojciec Kazimierza okrył się sławą podczas chwalebnej dla polskiego oręża bitwy pod Iganiami (10 kwietnia 1831 r.), kiedy w decydującym momencie poprowadził swój oddział do brawurowej szarży na „bure szynele Moskali”, przesądzając o zwycięstwie powstańców. Poeta w jednym z wierszy napisze później o ojcu: „z nazwy Niemiec, szablą gołą zatwierdził się Polakiem”.
Pierwsze fascynacje Tatrami i góralszczyzną pojawią się jeszcze w latach chłopięcych Kaziczka, ale prawdziwy wybuch twórczości „podhalańskiej” nastąpi dopiero po oczarowaniu Weselem. Panicz z Ludźmierza miał zaledwie kilka lat, kiedy poważnie zachorował. Leczył go wówczas sławny doktor Tytus Chałubiński – odkrywca Tatr i Zakopanego, który z pasją chodził po górach w towarzystwie słynnego ludowego grajka i gawędziarza Jana Sabały, o którym ludzie powiadali, że „na zbój” chodził za młodu. Ile w tym prawdy, dociec nie sposób.
Z dzieciństwa Kazimierz znał także poetę Seweryna Goszczyńskiego, owianego legendą uczestnika ataku na Belweder w pamiętną noc listopadową 1830 r., późniejszego przyjaciela Adama Mickiewicza z czasów paryskich. Goszczyński był także „literackim odkrywcą Tatr”; pozostawił interesujące opisy wypraw zebrane w Dzienniku podróży do Tatrów. To on towarzyszył w pierwszych górskich wycieczkach małemu Kaziczkowi. Podczas jednej z nich doszło do wydarzenia, które tak zapamiętał Tetmajer: „Kiedy miałem lat dziewięć, złapał mnie [Goszczyński] lecącego w Strążyskach z uboczy do wyschniętego koryta potoku, gdzie bym się na nic rozbił. On mnie potem do poezji pchnął”. Goszczyńskiego będzie uważał za swego „tatrzańskiego mistrza”, choć z czasem uzna, iż wielki Słynna finałowa scena z białym koniem pozbawionym jeźdźca (dowódcy) z „Wesela” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Widoczni m.in. Daniel Olbrychski jako Pan Młody oraz Wojciech Pszoniak w roli Dziennikarza. Fot. Filmoteka Narodowa poeta owych baców i zbójników widział jedynie z perspektywy dworu.
Kazimierz już jako uczeń Gimnazjum św. Anny w Krakowie (dziś I LO im. Bartłomieja Nowodworskiego), później zaś student Uniwersytetu Jagiellońskiego, namiętnie uprawiał taternictwo. Pośród jego wyczynów był udział w pierwszym w historii turystycznym wejściu na Staroleśną (słow. Bradavica, 2476 m n.p.m., Tatry Słowackie) w towarzystwie kuzyna, Tadeusza Boya-Żeleńskiego, i jego przyjaciół. Wśród przewodników był legendarny Klimek (Klemens) Bachleda, który poprowadził podobną wyprawę na Baniastą Turnię (słow. Kupola, 2414 m n.p.m., Tatry Słowackie). Tetmajer w towarzystwie Boya i przewodników dokonał także pierwszego udokumentowanego wejścia na Furkot (słow. Furkotský štít, 2405 m n.p.m., Tatry Słowackie). W 1902 r., kiedy choroba serca uniemożliwiła już Kazimierzowi wspinanie się na kolejne szczyty, wybitny taternik Janusz Chmielowski po zdobyciu dzikiej przełęczy pomiędzy Zadnim Gerlachem a głównym wierzchołkiem Gerlacha nazwał ją Przełęczą Tetmajera (słow. Tetmajerovo sedlo, 2593 m n.p.m.). Poeta miał wówczas powiedzieć: „po co mi przełęcz, skoro nigdy na niej nie stanę i osobiście nie obejmę jej w posiadanie”. Choć nie mógł już chodzić po górach, swej niewygasłej do nich pasji dawał wyraz w seriach tatrzańskich poezji, zadziwiając plastyką opisów pejzaży w zmieniających się warunkach atmosferycznych. Prawdziwym majstersztykiem było opisanie wiatru halnego.
Do najciekawszych „góralskich” wierszy Tetmajera należy cykl poświęcony legendarnemu karpackiemu zbójnikowi Janosikowi (Jurajowi Jánošíkowi z Terhovy koło Žiliny), z którego dziejami zapoznał się dzięki słowackiej literaturze. Obdarzony nadludzką siłą legendarny harnaś w jednym z wierszy w obecności węgierskiego króla pokona na turnieju rycerskim w Budzynie (Buda) dwunastu rycerzy węgierskich, którzy uwiedli słowackie dziewczęta. W kolejnym utworze Janosik obdarzy gorącą miłością hrabiankę Jadwigę, córkę kasztelana Szalamona z Koszyc, która odwzajemni jego namiętne uczucie i ucieknie z nim w góry; ojciec ją jednak odnajdzie i za zadawanie się „z chłopskim synem” rozkaże zamurować żywcem. Janosik przybędzie z pomocą za późno – zniszczy więc zamek, a ciało Jadwigi pochowa na szczycie Staroleśnej. Innym zaś razem legendarny harnaś wykaże się brawurową fantazją, pisząc list do cesarzowej austriackiej Marii Teresy, aby raczyła przybyć do karczmy i z nim zatańczyć. Zaprasza monarchinię w prawdziwie zbójnickim stylu, grożąc spaleniem Wiednia, jeśli mu odmówi. Cesarzowa jednak przybywa i dopiero w ramionach „zbójeckiego hetmana” przekonuje się, „czym jest tańcowanie” – żaden bowiem „princ austriacki”, „królewic francuski” czy nawet książę Esterhazy, choć wielcy to tancerze, równać z nim się nie mogą.
Literacki Janosik, podobnie jak jego historyczny pierwowzór – „sława i krasa, ludu słowackiego zdrowie” – skończy tragicznie. Gdy liptowscy panowie wyznaczą za jego głowę wysoką nagrodę, zdradzi go „słowacka Dalila” – Hanka Bunkoszka z Kokawy, urodziwa, temperamentna góralka, z którą wielokrotnie spotykał się pod Krywaniem. Zrobi to z zemsty, kiedy Janosikowi wpadnie w oko młodziutka Marta z Orawy. Pałająca żądzą odwetu Hanka wskazała nie tylko jego kryjówkę, ale zniszczyła także kuloodporną koszulę i pas, który sprawiał, że nikt go nie mógł pokonać; jako młody chłopak otrzymał te dary od górskich boginek. Co prawda, skoczyła Janosikowi na pomoc czarodziejska ciupaga, którą Hanka zamknęła na 9 drzwi, ale niestety – w ostatnich drzwiach ugrzęzła. Towarzysze z bandy przebywali natomiast zbyt daleko, aby odbić swego harnasia. Legendarny zbójnik jeszcze pod szubienicą po raz ostatni zatańczył, po czym kat powiesił go na haku za poślednie żebro. Skonał paląc swoją ulubioną fajkę, tego mu nie odmówiono, i żegnając się z ukochanymi górami. Targana wyrzutami sumienia Hanka wpadła po śmierci Janosika w obłęd i rzuciła się w głębię Niżnego Teriańskiego Stawu.
Stylizatorski talent Tetmajera błysnął także w prozatorskich utworach pisanych częściowo gwarą. W Legendzie Tatr autor sportretował swą „góralską muzę” Marysię Paliderównę jako Marynę z Hrubego. Aleksander Kostka-Napierski, podobno naturalny syn króla Władysława IV Wazy, z tego samego utworu przypomina nieco Sienkiewiczowskiego Bohuna. Największą popularnością cieszył się jednak Tetmajerowski cykl Na skalnym Podhalu, powstający od 1902 r., chętnie później czytany przez młodych ludzi. Wśród tych utworów na szczególną uwagę zasługuje Legenda o śpiących rycerzach napisana „tak, jakby ją chłop opowiedział”. Nie bez powodu pyta „chłopski narrator” (gawędziarz, bajarz): „Cy som nie jest w naskik hłopskik piersiak zaśpioni śpiący rycérze i cy to pote ta skała, kany śpiom, to nie my?”.
Coś było na rzeczy. Kiedy bowiem doszło do wybuchu Wielkiej Wojny, wielu młodych tatrzańskich górali pośpieszyło do szeregów II Brygady Legionów. Cała 1. Kompania 3. Pułku Piechoty była góralska. Chłopcy z tej formacji dokonywali cudów waleczności podczas ekstremalnej zimowej kampanii w Karpatach Wschodnich, wielu z nich poległo na froncie wołyńskim w kontrataku na pozycje rosyjskie pod Polską Górą podczas pierwszej bitwy pod Kostiuchnówką (listopad 1915). Niejeden czytał opowiadania ze Skalnego Podhala, a legioniści ze wszystkich trzech brygad nosili w plecakach niewielką książeczkę O żołnierzu polskim 1795-1915, opracowaną przez Kazimierza Przerwę-Tetmajera; poeta zaangażował się wówczas w prace Naczelnego Komitetu Narodowego. Niestety, stan zdrowia nie pozwalał mu na służbę na froncie. Żołnierska śmierć stanie się udziałem jego bratanka Jana Kazimierza Przerwy-Tetmajera, młodziutkiego porucznika 8. Pułku Ułanów, urodzonego w roku prapremiery Wesela, który podczas wojny polsko-bolszewickiej polegnie 28 lipca 1920 r. pod Stanisławczykiem.
Już w niepodległej Polsce góralskie utwory jego stryja, zwłaszcza cykl Na skalnym Podhalu i wiersze Janosikowe, zainspirują wybitnego kompozytora Karola Szymanowskiego do stworzenia znakomitego baletu Harnasie, w którym będzie rozbrzmiewał Marsz zbójnicki Tetmajera Hej! idem w las, piórko mi się migoce. Zarówno Tetmajer, jak i Szymanowski słuchali w Zakopanem tego samego ludowego skrzypka – Bartka Obrochty. Bezpośrednią zaś inspiracją do stworzenia baletowo-muzycznej historii porwania panny młodej przez zakochanego w niej harnasia było dla Karola z Atmy prawdziwe wesele poety Mieczysława Rytarda i góralskiej dziewczyny Heleny Rojówny. Tak oto historia literatury, a w tym przypadku także muzyki i tańca, zatoczyła koło. Prapremiera Harnasiów odbyła się 11 maja 1935 r. w praskim Narodnym Divadle, zaś rok później tatrzańskich zbójników mogli podziwiać na scenie opery mieszkańcy „muzycznej stolicy świata” jak nazywano Paryż. Harnasiem był znakomity tancerz Serge Lifar, autor choreografii, któremu podczas pobytu w „Atmie” także urządzono „góralskie weselisko” – takie na niby oczywiście, jednak w każdym razie choreografia była udana. To jednak już zupełnie inna historia.
dr Monika Makowska
*
Powyższy artykuł dr Moniki Makowskiej ukazał się w miesięczniku WPiS nr 145.
(AD)
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik WPiS oraz po książki polskiej tradycji i dorobku kulturowym:
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2025. Wydanie drukowane
Miesięcznik „Wpis” już od piętnastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.
Księga Norwidowa. Życie, poezja, rysunki. wyd. 2024
Ten rodem z mazowieckiego dworku szlacheckiego artysta mówił sam o sobie – jakże słusznie! – że jest sztuk-mistrzem, a więc twórcą korzystającym z wielu narzędzi: słowa, pędzla, piórka, rylca, a nawet dłuta. W istocie Cyprian Kamil Norwid był artystą tyleż wybitnym, co wszechstronnym.
Wawel. Skarbiec wiary i polskości
Tu biło i bije serce Polski. Wawel – ponad tysiącletnia katedra i królewski zamek – góruje nad Krakowem, prastarą stolicą. To prawdziwy skarbiec najdawniejszych i nowszych zabytków; od romańskich po młodopolskie. Wawel to świadectwo silnej wiary Polaków i państwa-mocarstwa zwanego Rzeczpospolitą.
Klasztor i sztuka. Życie i twórczość s. bernardynki Anieli Kisielewskiej
Siostra Aniela Kisielewska, zmarła przed pięćdziesięcioma laty bernardynka, łączyła w sobie dwa powołania – zakonne i malarskie. Nie zaniedbała żadnego z nich. Realizowała w swej twórczości tematykę głęboko religijną. Nie było zatem rozdźwięku między nią jako artystką i jako siostrą zakonną. Tworzeniu oddawała się z takim samym poświęceniem i zaangażowaniem jak codziennym obowiązkom zakonnym.
Życie malowane światłem
Wierny swym przekonaniom tak artystycznym, jak i światopoglądowym, jest Adam Bujak twórcą wybitnym i zasłużonym. Wierny Bogu i Ojczyźnie. Nie wdaje się w formalne eksperymenty, dziś niemal obowiązkowe w sztuce, nie szuka efekciarskich ujęć, ale dogłębnie penetruje ważne tematy, głównie w książkach, które dzięki jego talentowi zmuszają czytelnika do głębokich refleksji.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.