Efektowne zwycięstwo w jednej z największych bitew XVII-wiecznej Europy. 10 lipca 1651r. Polacy pokonali Kozaków i Tatarów pod Beresteczkiem
Panika Kozaków na grobli pod Beresteczkiem. Iwan Bohun usiłuje wyprowadzić z okrążenia pozostałych przy życiu. Ilustracja Juliusza Kossaka do Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza. fot. z VI tomu "Dziejów Polski" prof. Andrzeja Nowaka, wyd. Biały Kruk 16 czerwca główne siły ruszyły spod Sokala na spotkanie wojsk kozackich i chana krymskiego, już połączonych pod Zbarażem. Chmielnicki i chan Islam III Girej, który osobiście poprowadził Tatarów, dysponowali razem armią większą niż pod Zborowem. Liczbę Kozaków szacuje się na około 80–90 tysięcy, w tym poniżej 40 tysięcy to doborowe wojsko rejestrowych, a reszta to ich pomocnicy i uzbrojona „czerń”. Chan miał ze sobą około 30 tysięcy Tatarów. Dobrze przygotowane tym razem wojsko królewskie liczyło około 14 tysięcy zaciężnej piechoty i dragonii, blisko 20 tysięcy jazdy zaciągu polskiego, rajtarii niemieckiej, chorągwi litewskich (m.in. Bogusława Radziwiłła oraz podkanclerzego Kazimierza Leona Sapiehy) oraz „Lipków”, a do tego jeszcze ponad 30 tysięcy pospolitego ruszenia. Armia Jana Kazimierza miała niewielką przewagę w artylerii nad przeciwnikami: około 90 dział przeciw mniej niż 70. 19 czerwca dotarła pod Beresteczko nad Styrem, mniej niż 50 kilometrów na wschód od Sokala. Tam też założono obóz. 28 czerwca rozpoczęła się na owym polu jedna z największych bitew w dziejach XVII-wiecznej Europy.
Po odprawieniu uroczystej Mszy św. w obozie polskim, ukazały się pierwsze podjazdy tatarskie. Centrum wojska koronnego, z przewagą nowocześnie uszykowanej w szachownicę jazdy zaciężnej i piechoty, dowodził osobiście Jan Kazimierz. Na skrzydłach, silnych przede wszystkim skupioną w nich jazdą polską, komenderowali – po prawej hetman Mikołaj Potocki, a po lewej – Kalinowski z Wiśniowieckim. Po południu w godzinnym starciu chorągwie Aleksandra Koniecpolskiego i Jerzego Lubomirskiego zmusiły poważniejsze już siły tatarskie do odwrotu, a kontratak wojsk chana na lewe skrzydło został powstrzymany przez księcia Wiśniowieckiego. Po owym rozpoznaniu bojem Chmielnicki uzgodnił z chanem, że następnego dnia atakiem połączonej jazdy kozackiej i Tatarów dowodzić będzie osobiście Islam III Girej. Po stronie polskiej natomiast zdecydowano, że komendę nad wyprowadzoną z obozu jazdą miał objąć hetman Mikołaj Potocki. Dowodzenie prawym skrzydłem przejął po nim Stanisław Lanckoroński.
29 czerwca największe natężenie walk przypadło również na godziny popołudniowe. Masa blisko 50 tysięcy jazdy tatarskiej i kozackiej przedarła się przez dzielnie broniące się, lecz chaotycznie dowodzone zgrupowanie hetmana Potockiego. Ledwo wyszedł z tego chaosu Jerzy Lubomirski, ze swoim pułkiem kilku chorągwi husarskich, arkebuzerskich i pancernych odważnie idący w sukurs zagrożonemu skrzydłu księcia Wiśniowieckiego. Chorągwie dowodzone przez Marka i Jana Sobieskich biły się wraz z całą jazdą hetmana Potockiego i ucierpiały mocno, podobnie jak chorągiew husarska dowodzona przez Czarnieckiego. Jan Sobieski, ranny w głowę, dostał się nawet przejściowo w niewolę tatarską, ale odbity został przez swoich podkomendnych. Ostatni impet ataku Tatarów zatrzymał około czwartej po południu ogień muszkietów i dział z polskiego obozu, którego obroną kierował sam król. Dzień ten, zaznaczony poważnymi stratami strony polskiej, choć nie przyniósł ostatecznego powodzenia siłom kozacko-tatarskim (w walce tego dnia miał zginąć sam Tuhaj-bej), wykazał, że powierzanie dowództwa w polu hetmanowi Potockiemu było błędem.
Przed rozstrzygającym, trzecim dniem, 30 czerwca, na naradzie polskich dowódców znów Jan Kazimierz narzucił swoje zdanie, nakazując ponownie ustawienie wojska w szyku holenderskim, to jest w szachownicę, w której każde „pole” tworzył skwadron, złożony z 6 chorągwi – raz jazdy, raz piechoty. Pragnący walczyć staropolskim szykiem taborowym hetman Potocki protestował i w owym dniu bitwy praktycznie nie wziął udziału. W jego zastępstwie prawym skrzydłem dowodził Stanisław Lanckoroński, mając do dyspozycji pułki jazdy Czarnieckiego, Lubomirskiego, Koniecpolskiego i Kazimierza Leona Sapiehy. Główne zadanie król powierzył lewemu skrzydłu, rozwijanemu przez Wiśniowieckiego. Skoncentrowane na tym skrzydle oddziały jazdy (m.in. liczące dwa tysiące doborowej jazdy kwarcianej zgrupowanie Kalinowskiego, a także chorągwie Stanisława Potockiego, zwanego od ulubionego powiedzonka Rewerą) miały zadać decydujący cios przeciwnikowi. Centrum, pod bezpośrednim zwierzchnictwem Jana Kazimierza, stanowiły przede wszystkim regimenty piesze oraz rajtaria gwardii królewskiej, jak również artyleria pod komendą Zygmunta Przyjemskiego. Chmielnicki uszykował na ten dzień potężny tabor kozacki, ustawiony w 11 rzędów wozów. Przed nim wysunięta została jazda kozacka, a konnica tatarska, pod dowództwem braci chana, zajęła centrum i lewe skrzydło szykowanego natarcia.
Po odśpiewaniu „Bogurodzicy” po godzinie 15 na całym, półmilowym froncie (około 4 kilometry) rozgorzała walka. Szarżę 18 chorągwi polskiego lewego skrzydła poprowadził na obóz kozacki sam książę Wiśniowiecki, wsparty przez Rewerę Potockiego, a następnie również pospolite ruszenie szlachty z Krakowskiego, Sandomierskiego, Sieradzkiego i Łęczyckiego. Natarcie zahamował – ale tylko na chwilę – kontratak tatarskiej jazdy. Powstrzymywało ów kontratak posuwanie się naprzód centrum polskich oddziałów, dysponującego wielką siłą ognia swych muszkietów i dział. Generał artylerii Przyjemski umiejętnie pokierował jej ogniem w stronę stanowiska, z którego obserwował pole bitwy sam chan (król Jan Kazimierz, dodajmy, również znalazł się pod ostrzałem tatarskich działek polowych). Bezczynne pozostawało tylko, mimo rozkazów króla, prawe skrzydło, gdzie Stanisław Lanckoroński odmówił natarcia, wskazując na możliwość przygotowanej przez Chmielnickiego zasadzki zza pobliskiego lasu. Wzmocnione jednak siłami centrum i skrzydła Wiśniowieckiego uderzenie na Tatarów zmusiło ich w końcu do ucieczki. Chan, któremu przyniesiono zwłoki poległego w walce jego brata i wielu innych dostojników krymskich, sam ranny w nogę, zarządził generalny odwrót. Chmielnickiego, który namawiał go do wytrwania, porwał ze sobą, podobno z nogami związanymi pod końskim brzuchem.
Jan Kazimierz wygrał tę bitwę. W tym akurat punkcie zgadzają się wszyscy niemal historycy tego czasu, że to jego decyzjom i dowodzeniu, zwłaszcza w trzecim dniu, przypisać należy ten wielki sukces. Oczywiście także wyszkoleniu i poświęceniu jego wojsk, a także indywidualnych dowódców, na czele z wyróżniającym się niewątpliwie w tym boju księciem Wiśniowieckim. W przebiegu całej bitwy strona królewska straciła 400–500 ludzi; straty tatarskie i kozackie w ciągu tych trzech dni szacowano łącznie na 5 do 15 tysięcy. Tatarzy porzucili swój obóz, wraz z namiotami chana, jego kancelarią i skarbami. Kozacki tabor (a w nim kilkadziesiąt tysięcy bitnych mołojców i około 60 dział) wycofał się jednak w porządku, pod dowództwem pułkownika Filona Dziedziały. Solidnie okopany nad rzeczką Płaszówką i osłonięty błotami, gotów był do obrony. Wojsko królewskie odpoczywało trzy dni po bitwie, ale 4 lipca rozpoczęło regularne oblężenie, ściągając na jego potrzeby cięższą artylerię z Brodów, dobrze wyposażonych jeszcze przez hetmana Koniecpolskiego. Kozacy zaczęli się łamać w swoim oporze. 7 lipca rozpoczęli negocjacje. Kiedy po dwóch dniach Dziedziała postanowił oddać się w ręce polskie, by uratować w zamian cały obóz od pogromu, Kozacy wybrali nowego dowódcę: Iwana Bohuna. Ten postanowił przygotować ewakuację całego obozu i opanować przeprawę przez bagna, co reszta Kozaków wzięła mylnie za próbę ucieczki starszyzny. Teraz to wśród mołojców zapanowała panika, jak kiedyś pod Korsuniem wśród wojsk królewskich. 10 lipca zaczęła się bezładna rejterada, którą starał się blokować wysłany wcześniej na tyły obozu kozackiego oddział Stanisława Lanckorońskiego. Część Kozaków, z Bohunem na przedzie, przebiła się. Większość padła ofiarą uderzenia polskich chorągwi na rozprzężony tabor oraz chaosu, kiedy masy zamkniętej w obozie ludności zaczęły zadeptywać się wzajemnie w rozpaczliwym poszukiwaniu drogi ucieczki. W ciągu tego jednego dnia miało zginąć nawet do 8 tysięcy ludzi, w tym gość Chmielnickiego – prawosławny patriarcha Jerozolimy. Straszliwy rewanż za krew przelaną przez Kozaków w poprzednich trzech latach ich triumfów nakręcał niestety dalej spiralę nienawiści. W ręce wojsk królewskich wpadły nie tylko skarby hetmana kozackiego, ale przede wszystkim jego korespondencja, m.in. z Moskwą, z chanem, z Rakoczym.
***
Powyższy opis bitwy pod Beresteczkiem pochodzi z VI tomu "Dziejów Polski" prof. Andrzeja Nowaka.
Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła.
PAKIET Dzieje Polski tomy 1 - 6 w cenie 399 zł
Zobacz poszczególne tomy wchodzące w skład pakietu:
Dzieje Polski. Tom 1. Skąd nasz ród
Dzieje Polski. Tom 2. Od rozbicia do nowej Polski
Dzieje Polski. Tom 3. Królestwo zwycięskiego orła
Dzieje Polski. Tom 4. Trudny złoty wiek.
Dzieje Polski. Tom 5. Imperium Rzeczypospolitej
Dzieje Polski. Tom 6.
Blask Rzeczypospolitej. Od X do XXI wieku
Oto dzieło wybitnego i wszechstronnego historyka, które czyta się jak pasjonującą powieść. Sięgając po Blask Rzeczypospolitej, każdy, kto w jednej książce chciałby zapoznać się z historią Polski na przestrzeni całych jej dziejów, ma tę możliwość. A dzieje te są długie, żywe i imponujące. Historia nasza, jak każdego wielowiekowego kraju, obfituje we wzloty i upadki. Może napawać dumą i podziwem, ale też przestrzegać przed niebezpieczeństwami.
Wodzowie Polski. Szlakami chwały oręża polskiego
Niezmierzone jest bogactwo polskiej historii! Gdyby jednak oprzeć się tylko na przekazach medialnych, to nasze dzieje wyglądałyby mizernie i siermiężnie. Tak samo szkolne lekcje historii wieją nudą dzięki zubożonym do minimum zakresom nauczania oraz wyjątkowo prymitywnym podręcznikom. Historia w szkołach odarta została z narracji, z autorytetów, a przede wszystkim z bohaterstwa i patriotyzmu.
Kronika Polaków
Aż trudno uwierzyć, że Kronika Polaków (Chronica Polonorum) Macieja z Miechowa musiała czekać ponad 500 lat aż zostanie przetłumaczona na język polski. To wielkie dzieło było oczywiście dobrze znane historykom – wielu z nich odwoływało się do jego treści – ale czytanie go wymagało dobrego opanowania łaciny.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.