Czas święty, godny. Dawniej Adwent zaczynał się w listopadzie – na św. Marcina
Elegancka para przy choince przystrojonej, zgodnie z modą lat 1930., w tzw. anielskie włosy – na pocztówce z 1936 r. Wysyłanie podobnych kart popularne było jeszcze do niedawna, zanim nadeszła era internetu. Fot. Polona „Po ukończeniu robót jesiennych – pisał w słynnej pracy ‘Dzieje obyczajów w dawnej Polsce’ wybitny historyk kultury Jan Stanisław Bystroń (1892–1964) – następował czas spokoju, ciszy, postu i nabożeństw: adwent. Gwarne zazwyczaj życie domowe i sąsiedzkie stawało się na przeciąg kilku tygodni przyciszone, poważne, bardziej niż zazwyczaj pobożne. Zbliżały się wielkie święta godne, których należało oczekiwać w skupieniu i modlitwie. Kościół nakładał długie posty. Zresztą sama przyroda zdawała się narzucać ów okres spokoju i oczekiwania, szaruga jesienna uniemożliwiała prace w polu, a roztopy utrudniały sąsiedzkie wizyty”.
Słowa Bystronia odnoszą się przede wszystkim do polskiego ludu, do mieszkańców wsi, jednak owe wspomniane przez niego Gody – okres od 25 grudnia (Narodziny Pańskie) do święta Trzech Króli (Święto Objawienia Pańskiego) 6 stycznia – były świętym czasem dla wszystkich warstw polskiego narodu. W równym stopniu oczekiwali nań chłopi, mieszczanie, szlachta i możnowładcy. Nazwa Gody, w znaczeniu „święto, czas świąteczny”, zwane też świętami godnymi (godnimi), była w użyciu w miastach do końca XVIII w., na wsiach niemal do naszych czasów. Dziś jest już archaiczna. Na ogół odwołuje się do starosłowiańskiego słowa god, czyli rok, święto, ale też uczta. Niektórzy badacze zwracają uwagę, że okres godów był także czasem godzenia służby (umawiania się o pracę), bowiem na Boże Narodzenie wygasały umowy między pracownikami najemnymi a ich chlebodawcami. Trzeba je było odnowić w sposób godny, uroczysty; często w karczmie przy kieliszku.
Okres Godów poprzedzał Adwent (od łac. adventus – przyjście), nabożne oczekiwanie na przyjście Zbawiciela. Przez cztery tygodnie, w przeszłości nawet więcej, regulował życie mieszkańców dworów, wsi, miast i miasteczek w stopniu dziś zaskakującym. „Liczono dawniej adwent – oddajmy znów głos Bystroniowi – od świętego Marcina [11 listopada – przyp. red.], stąd też i czterdziestnicą go zwano, gdyż tyle dni do Bożego Narodzenia czekać było trzeba; okres to był długi i jednostajny. Jeszcze pod koniec listopada w wigilie św. Katarzyny i św. Andrzeja, młodzież czyniła wróżby i gwaru przy tym było trochę, ale to był już koniec ‘Święta Katarzyna klucze pogubiła/ Święty Jędrzej znalazł, zamknął skrzypki zaraz’ – mówiło przysłowie; ustawał śmiech, śpiew i muzyka, zaczynały się codzienne nabożeństwa, tak zwane roraty. Nabożeństwa te odprawiano przed wschodem słońca, przy czym na ołtarzu zapalano siedmioramienny świecznik”.
Trudno dziś, w czasach postępującej sekularyzacji, oczekiwać, że Adwent będzie dla wszystkich Polaków, jak było to niegdyś, okresem solennych modlitw, zwłaszcza za zmarłych, nabożnego skupienia i postu. A posty były solidne. Pocztówka z 1948 r. Mimo trudnych powojennych czasów naznaczonych okupacją sowiecką Wigilia Bożego Narodzenia nadal była dla Polaków czasem radości i nadziei. Fot. Polona Nie tylko poszczono co najmniej trzy dni w tygodniu o chlebie i wodzie, ale także suszono, czyli powstrzymywano się od napojów wyskokowych i w ogóle używek, kawy i tytoniu. Dziś Kościół postu nie wymaga, raczej powagi. W opisach roku liturgicznego znajdziemy przekonanie – nadzieję, że „czas adwentowy zaznacza się w Polsce dużym ładunkiem wiary, uczucia i nastrojowości”.
Adwent dawniej
Ks. Władysław Smoleń (1914–1988) w znakomitej i pouczającej pracy „Ilustracje świąt kościelnych w polskiej sztuce” poszerza naszą wiedzę o czasie poprzedzającym Boże Narodzenie: „Msza św. odprawiana wczesnym rankiem w adwencie nazywana była Roratami od pierwszych słów Introitu (‘Rorate coeli de super et nubes pluant iustum’ – ‘Spuśćcie niebiosa z góry, a obłoki niech wydadzą sprawiedliwego), rozpoczynającego Mszę św. wotywną (…). Przed Mszą śpiewano Godzinki, a w czasie jej trwania pieśni proszące o zesłanie Zbawiciela. Nastrojowości dodawało odprawianie jej o godzinie 6.00 rano, w pełnej ciemności, przy migoczącym świetle jarzących się świec, które anonsowały światło nocy betlejemskiej. Msza św. poranna zatraciła już swoją mistyczną oprawę, choćby przez wprowadzenie do wnętrz kościelnych elektrycznego światła”.
Historyk Krakowa Klemens Bąkowski (1860–1938) zwracał uwagę, że w wieku XIX i okresach wcześniejszych: „W adwencie dążyli wierni tłumami wśród porannych ciemności, rozjaśnionych tu i ówdzie niesionymi latarkami, na roraty”. Dziś taki widok ujrzeć można raczej rzadko, może na wsiach podkarpackich, co zauważył uczony ks. Smoleń: „Jednak praktyka liczniejszego uczęszczania w tym czasie do kościoła oraz śpiewania w domu Godzinek utrzymuje się nadal, szczególnie w obyczajowości ludowej”. W miastach też odbywają się roraty, ale często przenoszone są na godzinę 18.00. W całym kraju natomiast upowszechnia się zwyczaj zawieszania na drzwiach domostw wieńców adwentowych. Na opatrzonych czterema świeczkami wieńcach stawianych w mieszkaniach (także coraz częściej w kościołach) zapala się co tydzień o jedną świecę więcej na znak upływania czasu do Bożego Narodzenia.
Tradycje regionalne
Ciekawa sprawą jest odmienne traktowanie Adwentu w różnych regionach Polski – jako czasu pokuty albo jako radosnego oczekiwania na przybycie Zbawiciela. Np. na Pomorzu, w Wielkopolsce i na Śląsku Opolskim już przed Bożym Narodzeniem chodziły po wsiach grupy kolędnicze. Różnicę tę wyjaśnia Hanna Szymanderska w popularnej pracy „Polskie tradycje świąteczne”: „Historia liturgii mówi o dwóch tradycjach kształtowania się adwentu: galijsko-hiszpańskiej, znanej od IV wieku, i późniejszej rzymskiej (schyłek V wieku). W Rzymie okres poprzedzający przyjście Zbawiciela był czasem radości, liturgia galijsko-hiszpańska nadawała mu bardziej pokutny charakter”. Zdaje się, że w tych regionach w Polsce, gdzie żywy był wśród mieszkańców wsi protestantyzm różnych odmian, dominowała (o dziwo!) radość, udzielająca się także katolikom. W Krakowie, choć i tu nie brakowało protestantów, dominował surowy ryt galijsko-hiszpański!
W wielu miastach europejskich, nawet od kilkuset już lat, urządza się w Adwencie szumne i wesołe bożonarodzeniowe jarmarki, których atmosfera całkowicie odbiega od pokutnej ciszy. W Krakowie, i w ogóle w Polsce, pojawiły się one dopiero w XX w. Wcześniej, jak pisze pamiętnikarka Maria Estreicherówna (1876–1966): „Przed Bożym Narodzeniem mniej było przygotowań niż przed Wielkanocą, nawet targ świąteczny przedstawiał się skromnie, kilka stołów zastawionych papierowymi szopkami i takimiż lalkami lub złoconymi jabłkami na sosnowej gałązce (…)”.
Przygotowanie serca i domu
Tak więc przynajmniej do okresu po I wojnie światowej panowała w Adwencie w Krakowie przedświąteczna cisza, zgodnie z surowymi wymogami galijsko-hiszpańskimi. Obowiązkowa była też spowiedź adwentowa, kto do niej nie przystąpił, narażał się na to – przede wszystkim w środowisku wiejskim – że w trakcie wigilii inni nie będą łamać się z nim opłatkiem! Należało ponadto porządnie posprzątać dom i całe obejście. Na Góralszczyźnie zadanie to spoczywało na najstarszej córce. „Więc najpierw – pisała przed ponad stu laty etnografka Stefania Ulanowska (1839–1912) – musi ona pooblepiać piece gliną, potem je wybielić, a także umyć i wyszorować wszystkie ściany drewniane w obu izbach i drewnianą powałę i wreszcie w ścianach wybielić szpary, znajdujące się pomiędzy tramami wyheblowanymi gładziutko, z których budowane są chałupy góralskie (…). Potem myje się także wszystkie ‘stolice’, to jest ławki ruchome i ławkę pod oknami, przytwierdzoną na głucho pomiędzy dwiema ścianami, nareszcie wszystkie cebrzyki i konewki”. Ponieważ pracy jest tyle, że nie podoła jej jedna osoba, toteż wielkimi porządkami zajmują się wszystkie kobiety pod czujnym okiem najstarszej, babki lub matki. Dom, który nie zostałby odpowiednio wysprzątany, dostałby się na języki całej wsi. „Hańba”, czyli wstyd, długo ciągnąłby się za niechlujną rodziną. Porządki przedświąteczne wykonywano oczywiście także w miasteczkach i miastach. Zamożniejsi wynajmowali do nich doświadczone kobiety, biedniejsi pracowali sami.
Choinka
Kolejnym ważnym etapem przygotowań był zakup i ozdobienie choinki. Zanim upowszechniła się ona w Polsce, stałym elementem dekoracyjnym chałup chłopskich, a także szlacheckich i magnackich dworów były snopy zboża, symbol dostatku. Ozdabiano nimi izby, w których miała odbyć się Wigilia. Ponadto rozsypywano po podłogach Aniołki w stylu Józefa Mehoffera na urokliwej pocztówce świątecznej. Fot. Polona słomę lub zarzucano ją za belki powały tak, aby wbijała się w szpary i zwisała na dół. Do dekoracji izb wykorzystywano też dawniej, zwłaszcza w Polsce południowej, podłaźniczki (połaźnice, podłaźniki), czyli odpowiednio przycięte wierzchołki lub gałęzie drzew iglastych. Zatykane były w różnych miejscach izby lub wieszane u powały nad stołem wigilijnym. W niektórych regionach Polski do dekoracji służyły tzw. sady, czyli wyplecione ze słomy krążki tworzące ażurową kulę zwaną światem. Zdobiono je zwykle kolorowymi opłatkami, jabłkami, orzechami, świątecznym pieczywem bądź ozdobami z papieru. Zielone gałęzie były symbolem życia, znakiem odradzającej się przyrody. Miały zapewnić domowi, ludziom i dobytkowi szczęście oraz pomyślność. Obecność zieleni w domu z okazji różnych świąt nie była zwyczajem tylko słowiańskim; znano go niemal w całej Europie, a także na innych kontynentach.
Wielką karierę w naszej kulturze zrobiła choinka – stojące drzewko iglaste (głównie jodełka lub świerk), przybrane świeczkami, łańcuchami, jabłkami, orzechami, cukierkami. Pojawiło się pod koniec średniowiecza na ziemiach niemieckich, najwcześniej prawdopodobnie w Alzacji. Siedemnastowieczny opis choinki anonimowego kronikarza ze Strasburga brzmiał: „Jest w zwyczaju ubieranie na Boże Narodzenie w domach jodełek, ozdabia się je różnokolorowymi różyczkami z papieru, jabłkami, malowanymi opłatkami i słodyczami”. W XIX w. choinka upowszechniła się na całym terytorium zamieszkanym przez Polaków. Początkowo zwana była z niemiecka Christbaum, czyli drzewko Chrystusowe. Wraz z choinką dotarł do nas zwyczaj składania podarunków „na gwiazdkę” (w Wigilię) pod choinkę lub zawieszania ich na drzewku.
Dziś choinka wydaje się tylko pięknym elementem dekoracyjnym, robiącym wrażenie szczególnie na dzieciach i dla nich przygotowywanym. Tymczasem zarówno w przeszłości, jak i dziś ma ona niezwykle ważne znaczenie symboliczne. Estetyczna funkcja choinki, choć istotna, jest mimo wszystko drugoplanowa. Katarzyna Smyk-Płoska pisze: „We współczesnej kulturze polskiej wigilijna jodełka jest symbolem Chrystusa i Jego narodzenia, w dalszej kolejności – symbolem rajskiego drzewa poznania dobra i zła oraz drzewa nieśmiertelności, przynależąc do licznych w kulturze europejskiej konkretyzacji idei drzewa kosmicznego”. Choinka wypełnia zatem funkcję religijną. Z samego faktu ustawiania jej w okresie Bożego Narodzenia stanowi sacrum. Ma też poniekąd funkcję magiczną, „jest bowiem drzewkiem ofiarowanym Bogu w zamian za błogosławieństwo, urodzaj, obfitość, zdrowie i szczęście w miłości, chroni dom i jego mieszkańców przed działaniem złych duchów oraz jest miejscem składania ofiar dla dusz zmarłych. W zwyczaju ubierania choinki motywacja upamiętniania prawd wiary chrześcijańskiej uzupełnia się zatem z potrzebą magicznej projekcji idealnej sytuacji bogactwa i dostatku”.
Ozdoby choinkowe, wśród których najbardziej efektowne są łańcuchy, anielskie włosy, bombki, dzwonki, ptaszki, cacka z bibuły, ale także jabłka, orzechy, cukierki, niegdyś także chleb czy wędliny, mają swoje znaczenie i głęboki sens, nawet jeśli dziś coraz mniej zrozumiały. Łańcuchy z kolorowego papieru symbolizowały okowy, w jakich trzymał człowieka przez wieki grzech pierworodny; dopiero narodziny Chrystusa i Jego późniejsza męka i zmartwychwstanie miały wyzwolić ród ludzki. Także choinkowe świeczki, zimne ognie, a dziś lampki elektryczne mają istotną symboliczną rolę. „Choinkowa jasność – wyjaśnia Katarzyna Smyk-Płoska – wpisuje się w szereg konkretyzacji dobrego, żywego, wiekuistego światła, jakie zapala się podczas zwyczajów i obrzędów dorocznych i rodzinnych, dopełniając nieustające continuum jasności, do którego zaliczamy chociażby światło gromnicy, wielkosobotnich i świętojańskich ognisk, światło nagrobnego znicza, słomy spalonej w wigilię i w św. Szczepana, świecy palonej przy chrzcie i pogrzebie (…) czy zapalonej na odświętnym torcie urodzinowym lub weselnym”.
Socjolog i kulturoznawca, niezapomniany ojciec Leon Dyczewski (1936–2016) pisał z kolei o roli gwiazdy, chyba najistotniejszego pod względem wymowy elementu tradycyjnej choinki bożonarodzeniowej: „Symbolika gwiazdy łączy ją z obrazem duchowego światła przenikającego ciemności, czyni ją znakiem króla, mędrca ze Wschodu, Króla Jahwe. Chrześcijanie nadali jej znaczenie mesjańskie. Zgodnie z tekstami Pisma św. gwiazda zapowiada nadejście Mesjasza, czyli Jezusa Chrystusa (…). W potocznym odbiorze dzisiejszych Polaków gwiazda najczęściej oznacza tę betlejemską, prowadzącą magów (czyli Trzech Króli) do Jezusa Chrystusa w Betlejem, dostrzega się w niej również znak narodzin Jezusa Chrystusa oraz symboliczny drogowskaz do Dzieciątka”.
Ataki na bożonarodzeniowe zwyczaje
Owo bogactwo chrześcijańskiej symboliki choinki powoduje w wielu krajach współczesnego świata – na szczęście nie w Polsce – coroczną falę nienawiści ze strony lewactwa. W Stanach Zjednoczonych od lat trwa w niektórych stanach walka o prawo używania tradycyjnego określenia „choinka bożonarodzeniowa” zamiast politycznie poprawnego „drzewka świątecznego”. Kilka lat temu w okresie Bożego Narodzenia świat obiegła następująca wiadomość: „Gubernator stanu Rhode Island Lincoln Chafee po dwóch latach postanowił wycofać się z nazywania drzewka bożonarodzeniowego drzewkiem świątecznym. Powodem jest gniew i powszechne oburzenie lokalnych chrześcijan”. Próba sekularyzacji choinki miała być ukłonem w stronę „różnorodności religijnej świadczącej o tym, że władze stanowe są oazą tolerancji”. W cytowanej notatce przytoczono słowa jednej z mieszkanek stanu: „Robi mi się niedobrze od tej poprawności politycznej. Nazywanie choinki choinką nikogo nie obraża. Jeśli postawimy w budynku stanowym menorę, to mamy ją nazywać świecznikiem?”.
Oto inna notatka na ten temat: „Szkoła podstawowa we Frisco w stanie Teksas podjęła uchwałę, w której zabroniła uczniom uczestniczącym w corocznej imprezie ‘Winter Party’ przebierania się w stroje odnoszące się do świąt religijnych oraz używania symboli związanych z Bożym Narodzeniem, w tym choinki”. Spory między tradycjonalnie nastawionymi republikanami a coraz bardziej lewicującymi demokratami – a mówiąc otwarcie: panoszącymi się masonami, doprowadziły do uchwalenia ustawy dotyczącej świąt Bożego Narodzenia (Merry Christmas Bill). Zgodnie z nią uczniowie i personel szkół mogą organizować ferie zimowe według własnych zasad. Ustawa wprowadza jednak pewne wyjątki, a mianowicie zakaz nakładania przez szkoły ograniczeń związanych ze swobodą wyznania i ekspresji religijnej. Cóż z tego, skoro łamanie zakazu nie niesie żadnych sankcji. Ustawa mająca przeciwdziałać walce ze świętami Bożego Narodzenia została na dodatek sformułowana dość pokrętnie, np. drzewko bożonarodzeniowe nazwano w niej drzewkiem świątecznym (holiday tree)! Tak czy inaczej, Teksas i tak pozytywnie wyróżnia się wśród amerykańskich stanów – jak długo jeszcze? – bowiem zezwala na obecność szopek, choinek i menor podczas imprez i uroczystości organizowanych przez władze publiczne.
Wojna z Bożym Narodzeniem trwa, bowiem w wielu krajach niegdyś chrześcijańskich święto to zmieniło nazwę – przynajmniej w oficjalnych dokumentach, w prasie, zwłaszcza w prasowych reklamach jest już „świętem zimowym”. Zmiany idą jeszcze dalej, gdyż do indeksu słów zakazanych trafiły w Belgii już przed kilku laty m.in. „Boże Narodzenie”, „Wielkanoc”, „Wszystkich Świętych”. W stolicy postępowej Europy, Brukseli, zrezygnowano w ogóle z tradycyjnych miejskich choinek, „aby nie ranić muzułmanów”, którzy stanowią już jedną czwartą mieszkańców.
Kartki świąteczne
Jeszcze jeden bolesny przykład ze Stanów Zjednoczonych. Rada Edukacji Hrabstwa Bulloch w stanie Georgia, w ramach „zwalczania wszelkich przejawów ekspresji religijnej w podległych jej szkołach”, zakazała w nich obecności kartek świątecznych o treści bożonarodzeniowej; wykonywane były przez nauczycieli, zdobiły szkolne korytarze. Zostały usunięte, bo – o zgrozo – nie tylko zawierały słowa „Boże Narodzenie”, ale ich treść związana była z tym świętem!
Świąteczne kartki, głównie bożonarodzeniowe, bo te były pierwsze i wciąż są najbardziej popularne, mają wcale długą historię. Podobno wzięły początek od wizytówek, które pojawiły się kilkaset lat temu. Zamawiano je z wizerunkiem Dzieciątka Jezus albo anioła. Dostarczała je następie służba do zaprzyjaźnionych domów, w których w święta chciało się złożyć zapowiedzianą wcześniej wizytę. Widać z tego, że zwyczaj ten, zanim się rozpowszechnił, praktykowany był najpierw w wyższych sferach.
Michał Domański, znany kolekcjoner kartek świątecznych, nazwał je „radosnym preludium zbliżających się świąt (…) Zawiera się w nich naturalna potrzeba pamięci, przyjaźni, rodzinnej więzi i religijnej jedności. Przekazywane życzenia zbliżają i łączą ludzi, krewnych i znajomych; utwierdzają we wspólnocie i tożsamości narodowej. Karty można nie tylko posyłać na odległość i w dowolne miejsce, lecz dołączać z życzeniami do choinkowych upominków”. Zgodnie z ustaleniami Michała Domańskiego prawdziwym stuleciem świątecznej kartki pocztowej Na dawniejszych bożonarodzeniowych pocztówkach często pojawiała się Święta Rodzina wraz z adorującymi Dzieciątko aniołami. Na dzisiejszych kartkach świątecznych (często w wersji elektronicznej) dominują choinki, stroiki, a nawet… księżyc nad Pałacem Kultury. Fot. Polona stał się dopiero wiek XIX. Wymyślił ją Anglik, sir Henry Cole (1808–1882), dyrektor ówczesnego South Kensington Museum, autor książek o sztuce i architekturze, który znalazł sposób na uiszczenie opłat za przesyłane listy (narodziły się znaczki pocztowe!). Zamówił projekt obrazka, który odbity metodą litografii mógłby ozdobić powielane wizytówki wysyłane przed świętami do przyjaciół i znajomych. Zlecenie przyjął znany angielski artysta John Callcott Horsley (1817–1903), członek Royal Academy. Tak oto w 1846 r. narodziła się kartka z rysunkiem Dzieciątka Jezus i napisem: „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”
Pomysł okazał się znakomity. Często na powielanych kartkach wysyłający dorysowywali własnoręcznie motywy bożonarodzeniowe i okolicznościowe napisy. Kartki zaczęli projektować znani malarze i graficy, rychło doszło do ich umasowienia; jedna z nich znalazła się w Księdze Guinnessa. Był to gigant o wymiarach 2 x 4 m, przedstawiający „widok ośnieżonego Central Parku w Nowym Jorku z ogromną choinką na pierwszym planie. Wykonał ją nowojorski ilustrator Nicholas Crowley i posłał na Boże Narodzenie w 1987 roku swojej narzeczonej, przebywającej czasowo w Kairze”. Rekord najmniejszej kartki świątecznej przypadł z kolei na rok 1980; była ona wielkości paznokcia i przedstawiała wieczór wigilijny na placu przed Białym Domem w Waszyngtonie, gdzie spotkało się aż sto osób!
Bożonarodzeniowa kartka pocztowa z coraz bogatszą oprawą plastyczną i tematyczną (cytowano na nich m.in. stosowne fragmenty wierszy popularnych poetów) stała się prawdziwym dziełem sztuki nie tylko na świecie, także w Polsce. Projektowali je u nas najwybitniejsi artyści, w tym Jan Marcin Szancer (1902–1973), Antoni Uniechowski (1903–1976), Adam Młodzianowski (1917–1985).
Wigilijny wieczór
Gdy bożonarodzeniowe kartki już wysłano, kończył się Adwent, a w kącie pokoju stanęła pięknie przystrojona choinka, nadchodził czas Wigilii. Opiszę tę, która odbywała się na Kaszubach, a naszym przewodnikiem będzie ks. Jan Perszon: „Wigilijna wieczerza, która jest celebracją domowej liturgii miłości i przebaczenia, w swym tradycyjnym kształcie wskazuje na łączność z wierzeniami zaduszkowymi, choć często uczestnicy nie są tego świadomi. W skład tradycyjnego jadłospisu kaszubskiej wieczerzy wchodziły kluski z makiem i kasza. W tradycji słowiańskiej potrawy te uchodzą za element obrzędowości zadusznej, podobnie jak sama wieczerza, która mimo postnego charakteru przybiera postać uczty, i to bardzo obfitej”.
Zdecydowanie zaduszkowy wydźwięk ma powszechne w Polsce do dziś stawianie przy wigilijnym stole dodatkowego nakrycia i krzesła. Dziś mówi się, że to dla niespodziewanego gościa, wędrownika, samotnego człowieka, ubogiego, proszącego, pod postacią którego może przyjść do nas sam Bóg. Ostrożna interpretacja kościelna mówi, że jest to symbol gotowości przyjęcia do wspólnoty rodzinnej nowo narodzonego Jezusa. W istocie to pozostałość dawnej obrzędowości zaduszkowej. W niektórych rodzinach, także na Kaszubach, pozostawia się przy stole tyle miejsc wolnych, ilu członków rodziny zmarło w danym roku, wierząc, że ci, którzy od nas odeszli, w wigilijny wieczór przychodzą z zaświatów do swego domu, do swoich bliskich. Podczas wigilii wymagane jest zachowanie skupienia, a gdzieniegdzie nawet milczenia!
Przesądy
Trzeba tu jeszcze przypomnieć powszechne do niedawna przekonanie, że wszystkie niemal wydarzenia, które miały miejsce w dniu Wigilii, trzeba rozpatrywać jako wróżby na następny rok. Dlatego w tym dniu myto się „w pieniądzach”, czyli wrzucano do miednicy z wodą monetę, najlepiej srebrną, „żeby się człowieka pieniądze trzymały”. Do dziś żywy jest gdzieniegdzie przesąd, że siadanie do wieczerzy wigilijnej bez pieniędzy źle wróży. Wierzono ponadto, że jeśli w Wigilię pierwszy zawita w domu chłop (mężczyzna), „to na cały rok zdrowie, jeśli baba – przez cały rok choroba w chałupie”. Oj, czysty mizoginizm! Panowało także przekonanie, że „wilija rada dzieci bija”, a więc jeśli dzieci będą w tym dniu niegrzeczne i dostaną lanie, to będzie tak cały następny rok. Etnograf amator Jan Świętek (1859–1926) pisał w XIX w.: „Wilia według wyobrażenia ludu przynosi szczęście temu, kogo przez cały dzień nie spotka żaden przypadek, nieszczęście zaś i niepowodzenie temu, kto nie potrafi się wtedy uchronić od takiego przypadku. Kto na przykład okaleczył się w wilię, z pewnością kilkanaście razy w najbliższym roku nie minie go okaleczenie”. Wieczór wigilijny był także okazją do rozmaitych wróżb, najczęściej matrymonialnych.
Pamięć o zmarłych
Ks. Jan Perszon jak najsłuszniej łączy zapalanie świateł na choince także z wierzeniami zadusznymi. Dusze zmarłych winny trafić bowiem do właściwego domu i tu się ogrzać. W wierzeniach wielu ludów światło, ogień, uchodziło za dar dla zmarłych! Bardziej już chrześcijański zwyczaj każe odmawiać modlitwę za zmarłych przez rozpoczęciem Wigilii. Ks. Perszon wspomina jeszcze zanikający zwyczaj układania na Boże Narodzenie na grobach gałązek jodły przyozdobionych bombkami, a czasem nawet małej choinki, „żeby oni też mieli swoje święta”. Bywa, że zanosi się na grób bliskiej osoby opłatek, którym dzieliła się rodzina. „Gest ten – pisze ks. Jan Perszon – ma jednoznaczną wymowę, ukazuje bowiem głęboką wiarę w ‘ciągłość świata’, we wzajemne przenikanie się wymiaru nadprzyrodzonego, pozaziemskiego, z doczesnym, świata duchów i świata ludzi, tego, co eschatologiczne z tym, co teraźniejsze. Dzielenie się opłatkiem ze zmarłymi wyraża przekonanie, że partycypują oni w jakimś sensie w życiu swych najbliższych, uczestniczą w ich pracy i świętowaniu”.
Zwyczaj dzielenia się opłatkiem, który wydaje nam się odwiecznym i – co jest prawdą – bardzo polskim, upowszechnił się nie wcześniej niż w XVIII w. Wcześniej składając sobie życzenia podczas Wigilii łamano się najprawdopodobniej chlebem. Pieczeniem opłatków zajmowały się, podobnie jak dzisiaj, klasztory żeńskie. Używano opłatków białych i kolorowych, te drugie były dla zwierząt domowych, z którymi też się dzielono. Opłatki na pańskich, ale i często na chłopskich stołach maczane były w miodzie; dodawało to smaku, ale też miało magiczny sens – zapewniało dobrobyt.
Według opisu ks. Perszona Kaszubi jeszcze niedawno pozostawiali w noc wigilijną pożywienie dla dusz, a w czasie wędrówki na Pasterkę palono na wzgórzach wzdłuż drogi ogniska dla ochrony przed wilkami i oznaczenia kierunku. Zdaje się jednak, że było to echo znanego u wielu ludów zwyczaju, który służył ogrzaniu zmarzniętych dusz, ale też odpędzeniu złych duchów. Wiara w obecność duchów, nie tylko dusz zmarłych, ale też duchów złych, szkodzących ludziom, skłaniała do wykonywania zabiegów ochronnych. Najważniejsze było skropienie wodą świeconą domu i budynków gospodarczych, a także zwierząt, zwłaszcza koni, które na działania złych duchów najbardziej były podatne.
„W obrzędowości wigilijnej na wsi kaszubskiej – pisze ks. Jan Perszon – ważną rolę spełnia pochód maszkar, chłopców lub mężczyzn przebranych za zwierzęta oraz istoty ze sfery pozaziemskiej (śmierć i diabeł). Wśród przebranych postaci (dawniej niedźwiedź, a dziś koza, koń i bocian), które też nawiązywać mogą do zaduszkowych wierzeń, występują: grajek, policjant i kominiarz. Pierwszoplanową rolę odgrywają jednak dwie ‘gwiozdki’ (czasem para, ‘gwiozdor’ i ‘gwiozdka’), obleczone w słomiane, specjalnie wyplatane kożuchy i maski o strasznym wyglądzie”. Szczególnie charakterystyczna jest postać i maska diabła, zwanego na Kaszubach „purtk”, który reprezentuje nie tylko wysłannika piekła i biblijnego przeciwnika człowieka, lecz jest wcieleniem wszystkich złych sił i demonów, które mogą człowiekowi szkodzić.
Niemal na całym obszarze Polski pochody przebierańców, maszkar, a także kolędników rozpoczynają się po Wigilii. Zwyczaj ten oraz inne – stawianie szopki, śpiewanie kolęd, reguły spędzania świąt, zwyczaje noworoczne i inne, aż do Trzech Króli, zostaną zarysowane w drugiej części artykułu.
*
Powyższy artykuł prof. Ryszarda Kantora ukazał się w miesięczniku WPiS nr 133. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po książki pomagające dobrze przygotować się na święta Bożego Narodzenia:
24 opowieści adwentowe. Czekając na Jezusa
Ta piękna książka dla dzieci jest kolekcją 24 zupełnie wyjątkowych opowieści adwentowych i wigilijnych, które poniekąd pełnią funkcję kalendarza adwentowego. Codziennie w grudniu możemy wieczorkiem usiąść z naszymi pociechami i przeczytać im opowiadanie związane z Bożym Narodzeniem i tym samym umilić czas oczekiwania na Wigilię.
Czekamy na Jezusa! Opowieści o świętych na każdy dzień Adwentu
Pod każdą szerokością geograficzną i w każdej epoce małe lub niezwykłe cuda towarzyszyły Świętom Bożego Narodzenia! Oto 24 wspaniałe historie do przeczytania od 1 do 24 grudnia, aby przygotować swoje serce na niesamowitą radość Świąt Bożego Narodzenia w towarzystwie świętych, którzy doświadczyli szczególnej łaski podczas oczekiwania lub świętowania narodzin Jezusa.
Choinka. 2000 lat tradycji Bożego Narodzenia
Wielka i pompatyczna na placu Rockefellera w Nowym Jorku. skromniejsza z aniołkami i gwiazdami na polskich świerkach czy egzotyczna i zaskakująca w formie cisów czy drzewek pomarańczowych w Ameryce Południowej. Choinka jest uniwersalnym znakiem Świąt Bożego Narodzenia, znanym, ogromnie lubianym i stosowanym na całym świecie. Jak to się jednak stało. że zwykłe zielone drzewko stało się symbolem Narodzin Jezusa?
Na to pytanie w tej jakże frapującej książce odpowiada ks. prof.
Święta Rodzina
W czasach, kiedy rodzina przeżywa swój największy w dziejach kryzys, gdy jest zewsząd brutalnie atakowana przez nowe ateistyczne trendy i ideologie, najlepszą jej obroną jest przedstawienie pewnego – niezachwianego – wzoru wiary, nadziei i pokoju. Wzorem tym była, jest i bez wątpienia pozostanie dla kolejnych pokoleń matek, ojców i dzieci – Święta Rodzina z Nazaretu.
Tajemnice Ziemi Świętej
Najnowsze, długo oczekiwane wydanie bestsellerowego albumu Adama Bujaka o Ziemi Świętej. Dwa tysiące lat temu po spalonej słońcem Samarii, Galilei, Judei wędrował Chrystus. Teraz te same szlaki przeszło dwóch artystów. Twórca słowa i twórca obrazu. Poeta i fotografik – Marek Skwarnicki i Adam Bujak.
Świat Chrystusa. Tom 1
Autor, wybitny historyk i znakomity pisarz, prof. Wojciech Roszkowski, pracował nad nim prawie pół wieku. Oparł się na idei zawartej w Liście św. Pawła do Galatów o nadejściu "pełni czasu", co oznacza, że wielowiekowe oczekiwanie na Mesjasza skończyło się wraz z nadejściem Chrystusa. Wraz z Nim rozpoczął się nowy etap historii i dzieje ludzkości nie są takie same, jak wcześniej.
Bóg się rodzi
Wydarzenia nocy betlejemskiej inspirowały od zarania chrześcijaństwa tysiące twórców. Na kanwie przekazów biblijnych opowiadających o czasie od Zwiastowania po Pokłon Trzech Króli i Ucieczkę do Egiptu powstał niezwykły światowy skarbiec dzieł sztuki. Adam Bujak, przejęty faktem przyjścia na świat Dzieciątka w Betlejem, dokumentuje od Ziemi Świętej po Bałtyk artystyczne interpretacje tej wielkiej Tajemnicy w kościołach, muzeach, na ulicach miast.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.