Tyrania postępu
liczba stron: | 440 |
obwoluta: | nie |
format: | 16,5 cm x 23,5 cm |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 26.06.2023 |
ISBN: | ISBN 978-83-7553-373-6 |
EAN: | 9788375533736 |
Kim będziemy za parę lat? Czy w ogóle jeszcze będziemy? Nasza rzeczywistość przypomina sytuację znaną nam z opisów i filmów o katastrofie „Titanica”. Statek zderzył się z górą lodową i zaczyna tonąć, ale pokładowa orkiestra pięknie gra i gra. Może nawet jest gorzej niż na „Titanicu”, ponieważ on miał przed sobą tylko górę lodową, a nasza cywilizacja jest zagrożona z dwóch stron. Z jednej latają koło nas bomby i rakiety, wybuchają pociski artyleryjskie, z drugiej zaś usiłuje nas zdegenerować silna grupa utopijnych „postępowców” oraz inżynierów nowego porządku wspieranych ekonomicznie przez złowieszcze korporacje oraz medialne molochy. Przed nimi jeszcze trudniej się bronić.
Od czasów Oświecenia rzekomo toczy się walka o wolność i godność każdego człowieka, niezależnie od jego usytuowania ekonomicznego i społecznego, ale sukcesów na tym polu nie widać. Wbrew pozorom i nowoczesnym wynalazkom świat jest w odwrocie, a ludzie są coraz bardziej zniewoleni konsumpcją, techniką, mediami społecznościowymi i pogonią za przyjemnościami. Czyż mogło jednak być inaczej, skoro od przeszło 200 lat usiłowano zbudować świat bez Boga? A przecież nigdzie nie jest tak mocno zakotwiczona godność człowieka i wolność jednostki, jak w nauczaniu Chrystusowym.
Na szczęście są ludzie, którzy widzą zagrożenia i przed nimi ostrzegają. Ich teksty składają się na tę książkę. Autorzy są wybitnymi postaciami naszej kultury i życia publicznego, znawcami poruszanych zagadnień, dlatego Tyrania postępu to odważna i ważna lektura, którą świetnie się czyta. Jakimi mechanizmami tworzy się nowego człowieka dla antycywilizacji i w jaki sposób pomagają w tym instytucje Unii Europejskiej? Jakie zagrożenia płyną z nowych technologii, sztucznej inteligencji oraz ideologii transhumanizmu? Czym różni się szczera troska o środowisko od szaleńczego ekologizmu? I czy Kościół ma jeszcze dość siły, aby odegrać rolę w tym dramacie zmagań cywilizacyjnych? Trzeba przeczytać tę książkę, aby znaleźć odpowiedź na te pytania.
Część 1: DROGA DONIKĄD |
|
Prof. Andrzej Nowak |
10 |
Prof. Wojciech Roszkowski |
36 |
Prof. Zbigniew Stawrowski |
64 |
Część 2: WIARA I KOŚCIÓŁ |
|
Ks. prof. Waldemar Chrostowski |
80 |
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr |
108 |
Ks. prof. Dariusz Oko |
128 |
Część 3: KULTURA ZAGROŻONA |
|
Bp Wiesław Mering (rozmawia Leszek Sosnowski) |
168 |
Prof. Aleksander Nalaskowski |
182 |
Ks. prof. Janusz Królikowski |
206 |
Prof. Ryszard Kantor |
236 |
Część 4: ŚRODOWISKO (NIE)NATURALNE |
|
Prof. Wojciech Polak |
260 |
Dr Jerzy Kruszelnicki (rozmawia Jolanta Sosnowska) |
290 |
Dr Piotr Łuczuk |
308 |
Część 5: POLITYKA NA ROZDROŻU |
|
Prof. Grzegorz Kucharczyk |
342 |
Patryk Jaki |
366 |
Jakub Augustyn Maciejewski |
396 |
Leszek Sosnowski |
422 |
Prof. Andrzej Nowak
Kim jesteśmy i kim nie będziemy – transludzie, cyborgi i sztuczna inteligencja
Znajdujemy się niewątpliwie na jakimś zakręcie dziejowym i możemy odnieść wrażenie, że nasze czasy są jakieś szczególne. Bardzo wiele przesłanek wskazuje bowiem na to, że mamy do czynienia z czasem przełomu. Warto zatem zastanowić się głębiej nad tym, kim jesteśmy, jaką wspólnotę tworzymy, co tej wspólnocie w różnych jej aspektach i różnych wymiarach zagraża. Zacznę od zagrożeń dla wspólnoty najszerszej – dla ludzkości.
Trzeci już rok pandemii przyniósł liczne zmiany, które są tej pandemii wynikiem; niektóre już obserwujemy, inne ujawnią się potem. Nie mam tu tylko na myśli niesprawdzonych jeszcze, wieloletnich wyników stosowania nowatorskich szczepionek, które w warunkach laboratoryjnych nie mogły być w pełni przetestowane, a także odłożonych w czasie skutków samej choroby, poza oczywiście najtragiczniejszym rezultatem – zgonów, które są realnym zjawiskiem dotykającym wielu naszych bliskich, znajomych. Nie wiemy przecież, co dzieje się z tymi, którzy przeszli chorobę i wyzdrowieli, co będzie z nimi za lat kilka; co będzie z nami.
Można powiedzieć, że w obecnych czasach nic nowego się nie dzieje, bo przecież z pandemiami, z zarazami o skali bez porównania większej, mieliśmy już w historii do czynienia. Wybuchały one choćby w czasach, które znalazły już odzwierciedlenie w pięciu tomach „Dziejów Polski”. Opisywałem wielkie zarazy, które przetaczały się w średniowieczu i we wczesnej nowożytności zarówno przez ziemie polskie, jak i inne kraje europejskie. Wielu z nas ma w rodzinnej pamięci straszną, wielką pandemię grypy zwanej hiszpanką, która pojawiła się na początku XX w. Pochłonęła ona, jak wiadomo, wielokrotnie więcej ofiar niż I wojna światowa. Łatwo więc porównać tamtą skalę zniszczeń ludzkich i materialnych z tym, co dzieje się dzisiaj i można by się pokusić o stwierdzenie, że obecna pandemia to nie jest nic aż tak wielkiego czy wyjątkowego.
A jednak w obecnej pandemii jest coś radykalnie nowego – wciąż wisi w powietrzu pytanie, którego nikt ostatecznie nie zakwestionował, czy ta zaraza została wywołana czynnikami naturalnymi, czy też człowiek przyłożył do niej swoją rękę. Nie mówię tu, broń Boże, że ktoś świadomie zaczął tę zarazę. Wiemy jednak na pewno, że w eksperymentach nad wirusami epidemie traktowane są zarówno jako element polityki zdrowotnej, jak i broń biologiczna. Eksperymenty z wirusami na pewno prowadzone są w Chinach, na pewno prowadzone są przy pomocy badaczy i instytucji amerykańskich, nawet jeżeli te nie przyznają się do tego bezpośrednio. Podobne badania prowadzone są oczywiście także w Rosji.
To właśnie połączenie ludzkiej inicjatywy z zarazą, która wpływa na cały świat, jest nowym doświadczeniem. Każe ono zapytać o moce, które siedzą w człowieku. Jeżeli bowiem nasi przodkowie wcześniej doświadczali epidemii, w trakcie których śmierć kosiła wielokrotnie więcej ofiar niż dzisiaj, to zawsze było to doświadczenie przychodzące z zewnątrz. Zawsze była to klęska naturalna, o odwrócenie której człowiek modlił się do Boga. Do kogo teraz człowiek ma się zwrócić w sprawie, którą sam inicjuje? I to jest pytanie nowe. Bez względu na to czy człowiek współinicjuje, czy niechcący inicjuje, to ten element jego sprawczości po raz pierwszy staje jako bardzo ważny.
W tym właśnie aspekcie chciałbym zastanowić się nad kwestią: kim jesteśmy jako ludzie, kim – stale kuszeni – mamy się stać, i kim na pewno nie będziemy. Wokół tych pytań rozgrywa się najważniejsza chyba batalia naszej przyszłości. Oczywiście każda batalia, w której bierzemy udział – o to, by godnie przeżyć najbliższy dzień czy tydzień i pomóc w tym zadaniu swoim najbliższym, żeby pomóc Polsce przetrwać w bardzo trudnych, a obecnie coraz trudniejszych warunkach geopolitycznych – jest bardzo ważna i każda rozgrywa się w kontekście najszerszym, który dotyczy nas jako gatunku ludzkiego. Jest to batalia, w której walczymy wszyscy, niezależnie od tego, czy jesteśmy Polakami, Niemcami, Rosjanami, Amerykanami, Chińczykami. Ona dotyczy nas wszystkich, ona nas wszystkich jako ludzi łączy. Od jej wyniku zależy to, co z nami jako ludźmi będzie.
W tym kontekście chciałem zwrócić uwagę na pokusę i fenomen współczesnego transhumanizmu. Zjawisko to, ta pokusa, również jest zjawiskiem starym jak opisywany w najbardziej czcigodnych źródłach świat. Odwołajmy się do rozdziału trzeciego pierwszej księgi Pisma Świętego, Księgi Genesis ze Starego Testamentu, w której padają słowa: „I rzekł wąż do niewiasty: Żadną miarą nie umrzecie śmiercią”. A więc kusiciel składa ludziom obietnicę nieśmiertelności. Następny wers wyraża zapowiedź węża: „Bo wie Bóg, iż któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego [tego drzewa, z którego Bóg zakazał jeść owocu], otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe”. Następuje więc otwarcie pokusy – sami będziemy nieśmiertelni, własną mocą, i będziemy jak bogowie.
Czy człowiek może być bogiem? Pytanie to nie jest dzisiaj pytaniem abstrakcyjnym, ono przyciąga coraz więcej odpowiedzi pozytywnych, które z kolei pociągają za sobą gigantyczne skutki dla nas wszystkich. Są bowiem ludzie, którzy wierzą w to, że są bogami. Nie są oni bynajmniej szaleńcami w znaczeniu osób zamykanych w zakładach i leczonych z ich urojeń. Ludzie, którzy uważają się za bogów, to dziś ludzie najbardziej wpływowi na świecie.
Tendencja cywilizacji, z którą jesteśmy związani na dobre i na złe, wzmacniająca pozytywną odpowiedź na odwieczną pokusę, zaznaczyła się bardzo wyraźnie już w okresie renesansu. Bardzo pięknie sformułował ją młodziutki filozof italski końca XV w., Giovanni Pico della Mirandola (1463–1494), idol, można tak powiedzieć, filozofii renesansowej w następnych kilkudziesięciu latach, a nawet w kilku wiekach. W swojej mowie „O godności człowieka” z 1486 r. włożył on w usta Stwórcy następujące słowa, adresowane do człowieka: „Nie uczyniłem cię ani istotą niebiańską, ani ziemską, ani śmiertelną, ani nieśmiertelną, abyś jako swobodny i godny siebie twórca i rzeźbiarz sam sobie nadał taki kształt, jaki zechcesz. Będziesz mógł degenerować się i staczać do rzędu zwierząt i będziesz mógł odradzać się, i mocą swego ducha wznosić się do rzędu istot boskich”.
Pico della Mirandola sam najpierw myślał o tym wzlocie do rzędu niemal bóstw. Miał w końcu XV w. pomysł zwołania kongresu filozofów, na którym zebrałyby się najtęższe umysły i wybrały drogę, na której człowiek wyemancypuje się z wszelkich ograniczeń, krępujących go do tej pory, i postawi pierwszy krok ku samoubóstwieniu. W swoim bardzo krótkim życiu zdążył jednak zrozumieć, że ten wzlot prowadzi ku nicości i zawrócił z tej drogi. Był jednym z tych, którzy apelowali o przyjazd do Florencji dominikańskiego mnicha Girolamo Savonaroli. O ile Pico della Mirandola z owej drogi do nicości zszedł, to już myśl ludzka nie. Szło nią dalej wiele umysłów, często wybitnych, których oszołomiła perspektywa wzięcia odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za cały gatunek ludzki, za jego przyszłość, opanowania natury i wyjścia poza jej granice. Niektórzy twierdzą, że jeszcze przed Pico della Mirandolą średniowieczny myśliciel Jan Duns Szkot (1266–1308) przedstawił ciąg bytów od człowieka do Boga jako kontinuum. Nie ma u niego przeciwstawienia dwóch zasadniczo różnych rzeczywistości człowiek – Bóg, albowiem człowiek może zbliżać się do boskości. Pośród najsłynniejszych przedstawicieli tego myślenia był angielski uczony Francis Bacon (1561–1626) na progu XVII w.
Trwałość tej sugestii, tego poszukiwania trwa do chwili obecnej. Przypomnijmy tu tylko jakby dwie rozwidlające się ścieżki, którymi podążyła myśl o potrzebie wzięcia odpowiedzialności za świat, odpowiedzialności za gatunek ludzki przez świadomy wysiłek człowieka. Posłużyć tu mogą rozważania najwybitniejszego niewątpliwie niemieckiego historyka 2. poł. XX w., nad którego refleksją ostatnio więcej pracowałem i która bardzo mnie zainspirowała. Mam tu na myśli Reinharda Kosellecka (1923–2006). Jest to ciekawa postać; jako żołnierz Wehrmachtu walczył pod Stalingradem, ale wtedy szczęśliwie uniknął sowieckiej niewoli. Trafił do niej ostatecznie w 1945 r., by zostać wykorzystanym do sprzątania obozu w Auschwitz. Wtedy nie zajmowano się w ogóle śladami Holocaustu, dla Armii Czerwonej ważny był demontaż potężnych zakładów, które znajdowały się na terenie obozu, i wywózka ich na wschód, do Kazachstanu. Koselleck przeszedł następnie obóz pracy w Kazachstanie, ale szczęśliwie, stosunkowo szybko, wydostał się stamtąd jako nienadający się do żadnej pracy ze względu na słabość fizyczną. Wrócił do Niemiec, gdzie rzeczywiście zrobił karierę jako uczony największej klasy. Badał historię pojęć, z czego w historiografii światowej ostatnich 50 lat stał się najbardziej znany.
Ów niemiecki historyk przedstawiał wyniki swoich badań również przed papieżem Janem Pawłem II w czasie dwóch spotkań intelektualistów – w 1985 i 1987 r. – które organizowane były w Castel Gandolfo. Jeden z jego referatów dotyczył pojęć emancypacji i tolerancji, niezwykle ważnych dla naszej cywilizacji, które Koselleck bardzo ciekawie przedstawia. Otóż pojęcie emancypacji okazuje się kluczowe dla zrozumienia pokusy człowieka wyjścia poza granice swojego gatunku, zapanowania nad sobą, zaplanowania swojej przyszłości w sposób świadomy, wykraczający poza nasze naturalne ograniczenia – stać się nieśmiertelnym, usunąć z naszego życia wszelkie nieprzyjemności, zrealizować marzenie, które wąż podsunął w ogrodzie Ewie. Koselleck zauważa, że pojęcie „emancypacja” wywodzi się z rzymskiego języka prawnego, ze słów „e manu capere”, które oznaczały wyzwolenie spod władzy ojcowskiej. W rzymskiej tradycji bowiem ojciec był tak silną instytucją, że trudno nam to sobie wyobrazić. Dopiero chrześcijaństwo uznało w Rzymie równą godność kobiety. Wcześniej o wszystkim decydował ojciec rodziny, w tym także o prawach swoich synów; córki nie liczyły się w ogóle. Syn nie był osobą pełnowartościową w sensie prawnym również dopóty, dopóki ojciec go nie wyemancypował, czyli nie wypuścił spod swojej ręki. Ten właśnie moment „wypuszczenia” nazywano „e manu capere” – nadanie synowi pełnych praw dysponowania majątkiem.
Opinie o produkcie (1)
Jolanta z West Vancouver, Kana
Wiadomo, bez Boga wszystko konczy sie katastrofa