Prof. Andrzej Nowak: Polska wciąż walczy o swą niezależność!

Nasi autorzy

Prof. Andrzej Nowak: Polska wciąż walczy o swą niezależność!

Prof. Andrzej Nowak. Fot.: Biały Kruk Prof. Andrzej Nowak. Fot.: Biały Kruk

W ostatnim numerze miesięcznika "Wpis" ukazał się bardzo ważny artykuł prof. Andrzeja Nowaka analizujący aktualną sytuację Polski w kontekście uzależnień państwa polskiego. Autor zachęca rządzących do odwagi i rozmachu. Oto obszerne fragmenty artykułu.

Polska nie uprzedmiotowi Rosji i na pewno nie zrobi tego Europa, zwłaszcza Europa w jej obecnym stanie. Nie ma na to najmniejszych szans; natomiast Rosja jest, można powiedzieć, skazana na uzależnienie od Chin – chyba że zmieni swoją orientację geopolityczną na związek z szeroko pojętym Zachodem. To jednak jest raczej niemożliwe choćby dlatego, że szeroko pojęty Zachód chwilowo nie istnieje i nie wiadomo, czy będzie istniał jeszcze, a więc nie wszystko od Rosji zależy. W obu tych przypadkach oczywiście Polska jest krajem bardzo ważnym dla bezpośredniego zachodniego sąsiedztwa Rosji. Pisał o tym szeroko przed 90 laty Roman Dmowski; już w 1930 r. zwracał uwagę, że Rosja będzie słabnącą sąsiadką Chin, choć wtedy jeszcze tego widać nie było, ale dzisiaj tak faktycznie jest, i że w związku z tym dla Rosji będzie miało kluczowe znaczenie bezpieczne, stabilne sąsiedztwo na zachodzie. (…)

W perspektywie 20–30 lat Rosja nie ma najmniejszych szans na równe stosunki z Chinami, teraz jest więc ostatni moment, żeby wykonała ona jakiś rozpaczliwy ruch, który może ostatecznie podporządkować jej nasz kontynent jako jej zasób, jako jej zaplecze. Taka jest właśnie polityka Władimira Putina: spróbować podporządkować sobie sąsiadów europejskich, oczywiście nie klasyczną wojną, bo to byłby scenariusz niebezpieczny dla samej Rosji. Lepszy jest ten, który się realizuje przez podziały wewnętrzne poszczególnych krajów, przez manipulację, tak jak to opisują wprost w swoich uczonych rozprawach o wojnie hybrydowej rosyjscy sztabowcy generał Siergiej Bogdanow i pułkownik Siergiej Czekinow. Ta pierwsza część wojny jest szczególnie ważna, kiedy nie są jeszcze uruchomione czołgi, tylko właśnie dzieje się to, co się dzieje w tej chwili w Europie: rozkład wewnętrzny, konflikty wzajemne, zanik jakiejkolwiek współpracy transatlantyckiej.

Kiedy prezydent Francji ogłasza, że gdy powstanie armia europejska, to będzie potrzebna do obrony przed USA, to właśnie jest dokładnie to, o co chodzi Putinowi. To właśnie pozwala mu myśleć, że Rosja ma jeszcze przez krótki czas szansę podporządkować sobie Europę, podporządkować właśnie z wykorzystaniem wojny hybrydowej. Naturalnie ten drugi sposób, stricte militarny, też może być w pewnym momencie jako siła nacisku kuszący, oczywiście chodzi o nacisk, który nie powinien przerodzić się w totalną konfrontację z Europą wspartą ewentualnie mimo wszystko przez USA. Taką konfrontację Rosja na pewno musiałaby przegrać i z tego sobie każdy w Rosji zdaje sprawę. Ograniczone uderzenie na któregoś ze słabszych, uznawanych za marginalnych, członków Paktu Północnoatlantyckiego wydaje się opcją realną. Pytanie czy Polska, nawet z bazą amerykańską, jest w tym kontekście całkowicie bezpieczna – warto przedyskutować. Tym bardziej, że nie wiemy na razie wiele o rozmiarach i sile tej bazy. W każdym razie nie pomoże na nam na pewno żadna enigmatyczna armia europejska, bo ta, żeby dorównać sile militarnej Rosji, potrzebowałaby dziesiątków lat i jeszcze znacznie więcej środków, by znaleźć się na poziomie zbliżonym choć w połowie do armii amerykańskiej. (…)

Dzieje Polski. Tom 3. Królestwo zwycięskiego orła

Dzieje Polski. Tom 3. Królestwo zwycięskiego orła

Andrzej Nowak


Kolejny tom wspaniałej historii Polski opowiedzianej piórem profesora Andrzeja Nowaka liczy 464 strony, czyli o 80 więcej niż poprzednia część. Podobnie jak dwa poprzednie tomy charakteryzuje się wysokim poziomem edytorskim. Zdobią go liczne fotografie, rysunki, ryciny i mapy, które nie tylko dopełniają narrację autora, ale i poruszają wyobraźnię czytelnika.
Dzieło to owoc wspaniałego warsztatu badawczego, niesamowitego talentu pisarskiego i ogromnej wiedzy profesora Nowaka.

 

Przekonania Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego w jednym punkcie były całkowicie zgodne: że Polska musi być duża, żeby nie powiedzieć mocniej: wielka – aby w ogóle się ostać. Różniły się ich koncepcje dojścia do tej wielkości, ale obaj rozumieli, że trzeba sięgnąć po coś więcej niż etniczny kadłubek terytorialny, który po pierwszej wojnie światowej odpowiadał państwom zachodnim, w szczególności Wielkiej Brytanii, i z którym być może pogodziłaby się też Rosja, i być może pogodziłyby się Niemcy. To byłoby jakieś 150 tys., najwyżej 180 tys. km kwadratowych, czyli Królestwo Polskie (Kongresówka, w granicach z 1815 roku), a do tego Galicja Zachodnia i ewentualnie jakieś skrawki Poznańskiego, na pewno bez Pomorza. Naprawdę skończyć trzeba z mitem, że prezydent Wilson chciał dać Polsce Pomorze. To jest zupełne nieporozumienie. Prezydent Thomas Woodrow Wilson w 13. punkcie swego orędzia o warunkach pokoju mówił o wolnym dostępie Polski do morza. Wolnym – w rozumieniu swobodnego przepływu Wisłą, którego nie zablokują celne taryfy niemieckie. Cała polityka prezydenta Wilsona dowodzi, że tak rozumiał swój słynny 13. punkt programu pokojowego, który przedstawił 8 stycznia 1918 r. w orędziu do Kongresu.

A więc miała być Polska malutka, która nie będzie przeszkadzała nikomu. Ale taka Polska może być co najwyżej buforem: albo rosyjskim, albo niemieckim – niczym więcej. Czy Polska licząca 150–180 tys. km kwadratowych (czyli dwa razy mniej niż obecnie) może rozwinąć swój potencjał, jako bufor niemiecki lub rosyjski? (…)

Ale to, że Polska sięgnęła w 1919–1920 roku po więcej, niż chciał jej dać Lloyd George, niż był gotów zaakceptować Gustav Stresemann, niż przewidywał Włodzimierz Iljicz Lenin (jako teren Polskiej Republiki Sowieckiej) – otóż to było w istocie źródłem ogromnego sukcesu, z którego owoców czerpiemy do dziś. Sowieci zabrali Polsce w czasie II wojny Kresy Wschodnie, ale w zamian, jako swoistą rekompensatę dla kraju, który wszak był pierwszym sojusznikiem w zwycięskiej koalicji antyhitlerowskiej – otrzymaliśmy bogate ziemie zachodnie. Mamy dzisiaj dobre granice, daleko wykraczające poza ten kadłubowy obszar, na którym widzieli Polskę liderzy mocarstw zachodnich po I wojnie światowej. (…) Na pewno nie mielibyśmy ziem zachodnich, gdyby nie było wcześniej w II RP ziem wschodnich. I gdyby nie ta „obłędna” według niektórych – z którymi absolutnie się nie zgadzam – decyzja obrony własnej niepodległości przeciw obu totalitarnym sąsiadom w 1939 r., decyzja o niepodporządkowaniu się ani Niemcom, ani (geopolitycznie rzecz ujmując) Rosji. Przecież oba te imperia wykorzystałyby Polaków w swoim rydwanie wojennym w 1939 czy 1940 r. jeszcze wcześniej niż własne narody.

Uległość czy niepodległość

Uległość czy niepodległość

Andrzej Nowak

Zbiór głębokich refleksji prof. Andrzeja Nowaka nad losem naszego narodu. Cieszący się ogromną popularnością i szacunkiem pisarz, wybitny patriota i uczony, wypowiada się o sensie walki Polaków o niepodległość – zarówno dawniej, jak i teraz. Wyjaśnia znaczenie i uwarunkowania powstań, poczynając od konfederacji barskiej, zasadność wojny z bolszewikami, września 1939, zrywu i czynu solidarnościowego z końca XX stulecia.

 

Polska stanęła w 1939 r. na stanowisku, że jednak bronimy niepodległości. I dlatego za ziemie zagarnięte przez zwycięskiego Stalina otrzymała w 1945 r. jednak pewną terytorialną rekompensatę. Na pewno nie taką, jaką chcielibyśmy, ale bez naszego zbrojnego wkładu w wojnę, po jej zakończeniu uzyskalibyśmy najwyżej coś w rodzaju Królestwa Kongresowego. (…) Dzięki temu właśnie Polska nie jest dziś małym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, tylko jest największym krajem tego regionu, o największym potencjale w tym obszarze. A co z tym potencjałem zrobimy – to jest już nasza odpowiedzialność wobec nas samych i następnych pokoleń.

Za to jednak, że mamy w ogóle tę szansę, powinniśmy być wdzięczni Józefowi Piłsudskiemu i Romanowi Dmowskiemu, którzy wbrew wielu politykom polskim, gotowym się zgodzić na małą Polskę wtedy, sto lat temu, wiedzieli, że nie można akceptować małości w tym geopolitycznym położeniu. To jest najważniejszy dorobek II RP: Polska nie chciała być mała i przez 20 lat zostawiła pewien wzorzec, głównie w kulturze, w duchowości, w mentalności – wzorzec dumnej i ambitnej polskości. Oczywiście PRL w dużym stopniu to niwelował, przyzwyczajając kilka pokoleń do mentalności kolonialnej, do mentalności ludzi podporządkowanych, ale etos II Rzeczypospolitej, który był przeciwko takiemu nastawieniu, duża część Polaków przechowała w swojej pamięci. Dziś wydaje się on odżywać, dziś jest niezbędny. (…)

Strachy i Lachy. Przemiany polskiej pamięci 1982-2012

Strachy i Lachy. Przemiany polskiej pamięci 1982-2012

Andrzej Nowak

Na kartach tego dzieła poznajemy prof. Andrzeja Nowaka nie tylko jako wybitnego naukowca, historyka, sowietologa, ale też znakomitego erudytę, rasowego publicystę, a nawet subtelnego, acz ciętego satyryka. Autor patrzy uważnie na otaczający nas świat i z żelazną logiką wyciąga wnioski, które budzą niepokój, a nawet strach. Czy my aby na pewno żyjemy jeszcze we własnym kraju? – to pytanie nasuwa się w trakcie lektury. Autor przywołuje np. zapomniany dorobek myśli Zygmunta hr.

 

Trzeba wciąż myśleć intensywnie o tym, jak się odnaleźć w tym nowym świecie, w nowym układzie geopolitycznym. Najlepiej mieć wiele wariantów, ale trzeba też działać tu i teraz, trzeba brać udział w tej grze światowej i sądzę, że w tym wymiarze praktycznego działania trzeba teraz właśnie przyspieszyć. Centralny Port Komunikacyjny to jest, wydaje mi się, najważniejsza inwestycja, żeby Polska nie wypadła z wielkiej gry. Niezależnie od tego, jakie scenariusze dziś napiszemy, to żaden nie będzie nam przydatny, jeśli Polska nie będzie suwerenna i silna.

Drugą koncepcją, która też zaczyna być traktowana coraz poważniej, jest koncepcja Trójmorza. To pojęcie rozumiane jest dzisiaj szerzej i głębiej niż dawna koncepcja Juliusza Mieroszewskiego. Oczywiście Ukraina pozostaje kluczowym krajem, tu się zgadzam z rozumowaniem Mieroszewskiego i dawniejszą jeszcze koncepcją Maurycego Mochnackiego, który też mówił, że jeżeli jest gdzieś klucz do sprawy polskiej, to jest on na Ukrainie. Ale dziś musimy myśleć szerzej. Naturalnie nie tylko Ukraina, ale także Białoruś, Litwa, Łotwa, nawet Estonia – to jest w pewnej części zobowiązanie wynikające z dziedzictwa pierwszej RP. Nie warto rezygnować z pamięci o tym dziedzictwie. Nie w imię historycznych sentymentów, choć tych nie należy lekceważyć, ale w imię naszej przyszłości, w imię naszej wspólnej niezawisłości i suwerenności. Poszerzenie tego obszaru – przez Słowację i Węgry na kolejny kluczowy kraj regionu: Rumunię (a dalej m.in. Bułgarię i na zachód – Chorwację), skupienie większości krajów regionu między Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem daje szansę na to, by ten obszar nazwany Trójmorzem nie został raz jeszcze uprzedmiotowiony. Nie został jeszcze raz uprzedmiotowiony w nowej wielkiej grze euro- i geopolitycznej. A raczej w odnawiającej się wciąż, starej, wiecznej grze imperiów.

W nawiązaniu do teorii oparcia się tylko o Unię Europejską przypomina mi się wiersz Majakowskiego: „Mówimy – Lenin, a w domyśle – partia”. Kiedy ktoś mówi o oparciu się o Unię, mówi o Europie – w domyśle są Niemcy, w domyśle jest podporządkowanie się Berlinowi. Ci, którzy uważają, że istnieje na naszym obszarze duże niebezpieczeństwo, ryzyko związane ze stawianiem na partnerów, którzy mogą „rozgęścić” przewagę kapitału oraz interesów niemieckich, w tym ich grę z interesami rosyjskimi, mają zapewne rację: to jest ryzykowne. Ale bez podjęcia tego ryzyka, które w tej chwili jest jednak bez porównania mniejsze niż w 1939 r., my niepodległości na pewno nie utrzymamy. A musimy zadać pytanie: czy bez niepodległości będziemy się rozwijać tak, jak chcemy? Odpowiedź brzmi: na pewno nie. Będziemy się rozwijać tak, jak nam pozwolą inni, jak będzie to wygodne innym – tym, którym oddamy możliwość trwałej kontroli nad naszym rozwojem. Tego rodzaju dylemat musimy rozstrzygnąć: czy chcemy funkcjonować wg koncepcji kształtowanej w Berlinie, czy chcemy ryzykować, próbując wykorzystać jeszcze istniejącą potęgę globalną amerykańską, wzrastającą potęgę chińską, ewentualne zainteresowanie naszym obszarem także innych, nowych wielkich graczy (jak Indie) – do poszerzenia własnego pola manewru? Niemcy nie są dzisiaj rządzone przez Adolfa Hitlera, nie są państwem totalitarnym, nie grozi nam z ich strony inwazja militarna, nie grozi nam scenariusz taki jak we wrześniu 1939 r. – czyli defilada „zwycięzców” w Brześciu czy w Warszawie. Może jednak dlatego właśnie tym śmielej powinniśmy myśleć o scenariuszach innych niż bezpieczeństwo tylko pod skrzydłami Europy (czytaj Niemiec)?

Wydaje mi się, że ulegają manipulacji ci, którzy twierdzą, że Polska prowadzi dziś politykę, która skłóca ją z wszystkimi sąsiadami. Otóż z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że Polska nigdy nie miała w ostatnich 29 latach lepszych stosunków z Litwą oraz z całym obszarem państw bałtyckich. Były te stosunki na samym dnie w okresie rządów poprzedniej ekipy, która wyjątkowo – niebywałą butą i arogancją ministra Sikorskiego – skłóciła nas z tymi krajami. Stosunki Polski z Czechami na pewno są na tyle, na ile to możliwe z krajem o pod wieloma względami różnych od naszych interesach i innej świadomości geopolitycznej, wyjątkowo dobre. Podobnie ze Słowacją nie mamy, o ile mi wiadomo, żadnego zasadniczego konfliktu. Z Białorusią w ostatnich kilku latach na pewno nie pogorszyły się wzajemne relacje.

Rzeczywiście wystąpiło na pozór pogorszenie stosunków z Ukrainą. Dlaczego – „na pozór”? Otóż nie było na pewno gorszego momentu w stosunkach polsko-ukraińskich ostatnich 28 lat niż 1 września 2009 r., kiedy to premier polskiego rządu (Donald mu było na imię) rozmawiał z premierem Rosji (Władimir mu było na imię) o możliwości rozbioru Ukrainy. Tak nam to relacjonuje dzisiaj ówczesny minister spraw zagranicznych, Radosław mu było i jest na imię, który witał wtedy Putina na polskiej ziemi hołdowniczym artykułem, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”. Premier Ukrainy, Julia Tymoszenko, obecna na tych samych uroczystościach 70. rocznicy wybuchu II wojny, przypomnę, chyba coś się dowiedziała (zapewne za pomocą dokonanego przez Rosjan przecieku) o tych rozmowach, bowiem oświadczyła, że nie spotka się z polskim premierem (Donaldem), bo musi lecieć do… Libii. To był na pewno najgorszy moment w stosunkach polsko-ukraińskich po 1991 r.: mistrzowski pokaz ich rozgrywania przez Moskwę. Dziś nie są one także dobre. Pytanie tylko, czy to jest faktycznie wina polska.

Jeżeli chcemy wziąć udział w poważnej grze euro- i geopolitycznej, to nie możemy realizować tylko polityki wymiany uśmiechów z wszystkimi sąsiadami. Jeżeli ktoś próbuje rozgrywać scenariusz przyszłości tylko i wyłącznie na swoich warunkach, w roli nauczyciela, który mówi nam, co mamy robić, a czego nie wolno – to naprawdę nie musi nam to odpowiadać.

Numer 1/2019

Wiara Patriotyzm i Sztuka

Numer 1/2019

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.