„Polska z podległością nie pogodziła się nigdy i nie pogodzi się teraz”. Zapowiedź i fragment najnowszej książki prof. Andrzeja Nowaka!
Już wkrótce ukaże się najnowsza książka prof. Andrzeja Nowaka, zatytułowana „Naród niepokonany”. Publikujemy dzisiaj jej zapowiedź w postaci obszernego fragmentu. Zapraszamy do lektury!
***
Zastanawiając się głębiej nad pytaniem: czy bez Kościoła katolickiego można wyobrazić sobie niepodległość Polski, trzeba sięgnąć – choćby najkrócej – do początków, a więc do momentu, kiedy rodzi się Polska jako wspólnota polityczna. Patronami tej wspólnoty są dwaj święci, dwaj biskupi.
Pierwszy z nich, św. Wojciech, nie był Polakiem. Przybył do nas z Pragi, wygnany stamtąd przez niezbyt wierne owieczki i dosyć okrutnego księcia. Podjął misję, którą pomógł mu zorganizować świadomy jej znaczenia książę polski Bolesław Chrobry. I to właśnie męczeńska śmierć św. Wojciecha poniesiona w misji szerzenia dalej tego, co wiąże się ze wspólnym łacińskim, chrześcijańskim rodowodem Europy, z wolnością wpisaną w chrzest, ta misja, zaznaczona krwią męczennika, św. Wojciecha, stała się fundamentem polskiej niepodległości. Ten moment połączył także, od początku właśnie, ideał polskości z misją. Niepodległość formalnie przypieczętował zjazd gnieźnieński w roku 1000, kiedy to cesarz chrześcijańskiej Europy, Otton III, pielgrzymował do Gniezna z największym szacunkiem – pokonując boso ostatni odcinek drogi do grobu swego umęczonego przyjaciela, uznawanego za największego świętego ówczesnych czasów, ówczesnej Europy.
W Gnieźnie Otton III nie tylko symbolicznie włożył na skroń Bolesława Chrobrego swój diadem, oznaczający uznanie polskiego księcia jako władcy suwerennego we wspólnej Europie, którą współtworzą suwerenne królestwa. Najważniejszym dziedzictwem męczeństwa św. Wojciecha i spożytkowania jego czynu misyjnego przez Polskę, przez jej niepodległość, było stworzenie na zjeździe gnieźnieńskim w pełni ukoronowanej, jeżeli można tak powiedzieć, przez arcybiskupstwo gnieźnieńskie hierarchii kościelnej w Polsce. Albowiem dopiero arcybiskup mógł koronować władcę na króla. Kolejni władcy Polski będą mogli – mając swego arcybiskupa – być wynoszeni do najwyższej godności królów, do godności oznaczającej suwerenność państwową.
Szansa niepodległości wieńczonej koroną królewską utrwaliła się w Polsce wraz z rokiem 1000.
Drugim świętym, którego trzeba przywołać, zastanawiając się nad sensem pojęcia „niepodległość”, a nie tylko nad udziałem Kościoła w wypełnianiu żywą treścią tego pojęcia w polskiej historii, jest św. Stanisław ze Szczepanowa. Z państwowego punktu widzenia kojarzymy go raczej z buntem przeciwko królowi Bolesławowi Szczodremu, znanemu także jako Bolesław Śmiały. To był bunt przeciwko suwerennemu królowi, który nieco wcześniej został ukoronowany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego. Ten bunt jednak nie był buntem warcholskim, w imię interesów jakiejś grupy oligarchicznej. Był sprzeciwem w imię społeczeństwa prześladowanego przez władcę oślepionego blaskiem własnej potęgi. Bolesława oślepiły złote kopuły, które widział w Kijowie i kazał je wybić jako symbol swej władzy na swoich monetach. Podporządkowawszy sobie Kijów, sądził, że w Krakowie może rządzić tak jak w Kijowie, jak na Rusi.
Tymczasem tu tak nie było można. Musi to na Rusi… W Polsce elity, które już się tutaj tworzyły, w duchu, by tak rzec, obywatelskim – wyprzedzając to słowo o kilkadziesiąt lat, bo za taki czas wejdzie ono na trwałe do języka polskiego – nie chciały być rządzone w sposób despotyczny. Elity te znalazły oparcie w Kościele, w biskupie Stanisławie. Jego męczeńska śmierć jest symbolem wolności obywatelskiej w państwie. Nasza wolność jako obywateli w państwie i suwerenność państwa, czyli jego zewnętrzna niezależność, symbolizowana była przez koronę królewską – to są dwa różne pojęcia.
Te dwa pojęcia mogą być ze sobą sprzeczne, tak jak to jest w rosyjskiej tradycji politycznej, gdzie suwerenność ceni się najwyżej, gdzie jest ona ubóstwiona (szacunek dla godności państwa na arenie międzynarodowej jest może nawet – pod pewnymi względami – godny naśladowania). Jednocześnie jest to jednak suwerenność za cenę deptania wolności – poddanych. Tam nie ma obywateli, są poddani, którzy muszą rezygnować z wolności, być gotowi do porzucenia swojej wolności po to, by służyć wielkości państwa, cara. Nie są obywatelami, ale właśnie poddanymi cara wszechświata, jak mówił młody Michał Lermontow w wierszu z początku XIX w.: „Niech będę niewolnikiem, ale niewolnikiem cara wszechświata”. To ma być pociecha za utraconą wolność: że nasz pan, car, rządzi całym światem…
Otóż Polacy nie chcą być niewolnikami, nawet w największym imperium. Chcą być wolni. Niepodległość jest pojęciem, które scala wolność i suwerenność – wolność obywateli i suwerenność państwa. To niełatwe połączenie stało się udziałem polskiej historii, w czym ogromną rolę odgrywał Kościół jako obrońca wolności oraz jako – jeśli można tak powiedzieć – suwerenny szafarz tej królewskiej godności, która zdobiła czoła kolejnych władców naszego państwa. Niepodległość nie była nam zawsze dana – ale przez wiele wieków była trwałym elementem naszego pejzażu duchowego i naszej kultury politycznej.
Po okresie rozbicia dzielnicowego to właśnie ogromny wysiłek kolejnych pasterzy Kościoła polskiego, na czele przede wszystkim z Jakubem Świnką, obronił nas w końcu XIII w. przed zalewem niemczyzny. Przed zalewem pokojowym, trzeba tu dodać, bo to nie był żaden podbój w typie Hitlera. To był efekt pewnego rodzaju przewagi gospodarczej i – jak się wydawało przybywającym do nas z zachodu kolonistom – przewagi kulturowej, która miała się wyrażać w wypieraniu polskości z użytku publicznego i zastępowaniu jej językiem „wyższej” kultury – niemieckiej. Przeciwko temu wystąpił energicznie abp Jakub Świnka, niezłomny obrońca polszczyzny, który wiedział, że sama akcja Kościoła w obronie kulturowej tożsamości nie wystarczy. Wiedział, że potrzebne jest odzyskanie niepodległości, suwerenności przez państwo, i ku temu skierował wysiłki swoje i swoich następców.
W styczniu 2020 roku powinniśmy obchodzić – nie mniej hucznie niż stulecie odzyskania niepodległości – 700. rocznicę koronacji Władysława Łokietka i jego małżonki na suwerennych władców Polski. Od tej pory bowiem, przez ponad cztery wieki Polska cieszyła się już nieprzerwanie niepodległością. Nauczyła się oddychać niepodległością jak powietrzem. Zawsze wieńczyła tę niepodległość uroczysta koronacja; zawsze niepodległy naród, obywatele, zaczynał swój samorząd i swój rząd, a więc sejmik i sejm, od Mszy św. i Mszą św. kończył swoje obrady. To właśnie połączenie niepodległości z błogosławiącą dłonią pasterzy Kościoła katolickiego sprawiło, że Polska przetrwała różne burze, w szczególności w wieku XVII, niełatwy okres potopu moskiewsko-szwedzkiego, i wynurzyła się z niego jako kraj wciąż niepodległy.
Niepodległość jednak niepostrzeżenie niejako wymknęła się nam z rąk, kiedy wyrosły obok nas potężne imperia: imperium rosyjskie, imperium habsburskie i nowe królestwo niemieckie. Kiedy wspólnie zaczęły działać przeciwko polskiej wspólnocie politycznej, najpierw nie zbrojnie, ale budując każde swoją „targowicę”. Choć to określenie przyjdzie później, dopiero w końcu XVIII w., to niestety opłacanie, korumpowanie chrześcijańskich sumień polityków i obywateli polskich przez sąsiednie dwory stało się powszechnym zwyczajem politycznym już co najmniej od drugiej poł. XVII w. W połączeniu z militarnym wzrostem naszych sąsiadów doprowadziło to do podporządkowania Polski ambasadorom rosyjskim faktycznie już na początku XVIII w.
W 1733 r., kiedy po śmierci Augusta II dwie armie rosyjskie zdecydowały o tym, kogo Polacy mają sobie wybrać na króla, Polacy wybrali niemal jednomyślnie Stanisława Leszczyńskiego. Ale ten kandydat nie podobał się carycy i cesarzowi austriackiemu. Caryca wysłała więc wojsko, by bagnetem wskazać, kogo obywatele mają wybrać (ponownie, przekreślając swój pierwotny, wolny wybór). Był to jasny sygnał, że Polacy już niepodległości nie mają. Musieli wybrać tego, kogo żądali sąsiedzi. To był właśnie symbol podległości, kiedy sąsiedzi – bliżsi czy dalsi – mówią nam, jakie prawa mamy stanowić, kogo mamy sobie wybrać, a kogo, broń Boże, wybierać nie powinniśmy, bo to może nam zaszkodzić w oczach najpotężniejszych sił w Europie…
Słowo „niepodległość” wpisał wtedy na nowo do wokabularza politycznego Polaków roku 1733 skromny, 33-letni wówczas ks. Stanisław Konarski, jedna z największych postaci w naszej historii. W czasie tamtego niesławnego wyboru narzuconego kandydata: Augusta III, kiedy podeptana została niepodległość Polaków, zaczął Konarski swoją publicystykę od Listów poufnych czasu bezkrólewia. Tak był zatytułowany ten tekst, w którym sformułował ideę niepodległości. Powiedział Polakom: musicie częściowo jednak ograniczyć swoją wolność, rozumianą jako prawo do robienia wszystkiego, włącznie z walką przeciwko własnemu rządowi w interesie rządów obcych, byle tylko zaspokoić swoją kieszeń, swoje własne, prywatne interesy. Upomniał niejako tę nazbyt rozbuchaną, prowadzącą do zdrady wolność swoich współobywateli i przypomniał im, że niepodległość jest czymś innym. Spytał: jeżeli państwo nasze nie będzie niepodległe, nasza Rzeczpospolita nie będzie niepodległa, gdzie wtedy podzieje się wasza wolność? Czy pod rządami ambasadorów rosyjskich, pod rządami cesarzowej rosyjskiej lub cesarza austriackiego wolność nasza będzie mogła ocaleć?
***
Jest to fragment najnowszej książki prof. Andrzeja Nowaka "Naród niepokonany", która ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Biały Kruk.
(AD)
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po książki autorstwa prof. Andrzeja Nowaka:
Naród niepokonany. Przełomowe momenty polskiej historii
Sarmaci w trudnych okresach Rzeczypospolitej powiadali, że jest ona niczym słońce, choć bowiem zachodzi i popada w mrok, to niebawem wschodzi i znów świeci pełnym blaskiem. Na zawsze nie gaśnie nigdy. O takich wschodach i zachodach naszego kraju i narodu pisze w tej książce wybitny historyk i pisarz, prof. Andrzej Nowak.
Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła.
PAKIET Dzieje Polski tomy 1 - 6 w cenie 399 zł
Zobacz poszczególne tomy wchodzące w skład pakietu:
Dzieje Polski. Tom 1. Skąd nasz ród
Dzieje Polski. Tom 2. Od rozbicia do nowej Polski
Dzieje Polski. Tom 3. Królestwo zwycięskiego orła
Dzieje Polski. Tom 4. Trudny złoty wiek.
Dzieje Polski. Tom 5. Imperium Rzeczypospolitej
Dzieje Polski. Tom 6.
Wojna i dziedzictwo. Historia najnowsza
Ostatnie lata naszej historii najnowszej toczyły się w cieniu wojny – najpierw tej być może najbardziej bolesnej, choć nie dosłownej, czyli wewnętrznej, w naszym własnym domu. Jej pierwszą ofiarą stała się prawda, ale przecież w jej wyniku doszło także do ofiar śmiertelnych. Potem zaczęła się wojna kulturowa, której front coraz brutalniej naciera na Polskę. W jej wyniku umierają przede wszystkim ludzkie sumienia.
Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w.
Dlaczego? – ciśnie się na usta za każdym razem, kiedy zastanawiamy się nad historią Rosji oraz relacji polsko-rosyjskich. Dlaczego Rosja boi się Polski? Dlaczego państwa zachodnie od stuleci naiwnie wierzą w dobre intencje Moskwy? Dlaczego w dziejach Rosji jest aż do dziś tyle brutalności, przemocy i zacofania? Dlaczego krwiożerczo napadała na kraje, które uważała za słabsze; na przykład na Polskę w 1920 czy 1939 r., na Gruzję w 2008 r. albo na Ukrainę w 2022 r.
Między nieładem a niewolą. Krótka historia myśli politycznej
Napisana barwnym, literackim językiem, świetnie ilustrowana książka jednego z najwybitniejszych intelektualistów europejskich. Pełna refleksji nad współczesnością historia od starożytnych myślicieli chińskich i filozofów greckich, przez świętych Augustyna i Tomasza, renesansowych humanistów, zachodnich filozofów baroku i oświecenia, po myślicieli polskich (np. Mistrz Wincenty, Paweł Włodkowic, Józef Piłsudski).
Klęska imperium zła. Rok 1920
Tytuł książki mówi o klęsce „imperium zła”, nawiązując oczywiście do Związku Sowieckiego, który w roku 1919 wyruszył, aby unicestwić dopiero co odrodzoną Polskę, i na szczęście w roku 1920 poległ. Kulisy tej walki, nie tylko militarnej, ale także politycznej i społecznej, w sposób niezwykle wciągający odsłania prof.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.