"Polacy muszą stanąć w obronie Polski, naszej narodowej przyszłości." Barbara Nowak w rozmowie z Tomaszem Kolankiem

Nasi autorzy

"Polacy muszą stanąć w obronie Polski, naszej narodowej przyszłości." Barbara Nowak w rozmowie z Tomaszem Kolankiem

Polacy, jak cały świat, mocno się pogubili. Dobrobyt, jaki stał się naszym udziałem w ostatnich latach, także poprzez rozbudowany system opieki społecznej, niestety spowodował, że wielu z nas zapomniało o Bogu. Trud i wyrzeczenia zawsze towarzyszą formacji do szlachetności, a bez nich nikt się nie rozwija, nie osiąga sukcesu, nie dochodzi do mądrości, nie jest wreszcie możliwe, by stał się szczęśliwy. Naród polski, w tej swojej części przywiązanej do wiary, choćby prześladowany, przetrzyma wszystko. Pewnie w procesie „opiłowywania” wielu zrezygnuje z dorobku cywilizacji chrześcijańskiej, bo tak będzie dużo łatwiej, ale ci, co wytrwają, obronią dziedzictwo i uratują Polskę. To jest misja polskich patriotów. Być może, że zbliża się czas powstania rycerzy śpiących u stóp Giewontu – mówi w rozmowie z PCh24.pl Barbara Nowak.

Szanowna Pani Barbaro, do niedawna mogliśmy usłyszeć, że nam – Polakom – niepodległość należy się jak nikomu innemu. Bo powstania; bo praca u podstaw; bo Państwo Podziemne; bo walka z okupantami; bo przetrwaliśmy jako naród mimo kolejnych prób germanizacji, rusyfikacji, komunizacji, laicyzacji etc. Czy nadal tak jest? Czy nadal niepodległość się nam należy, biorąc pod uwagę coraz większy odsetek społeczeństwa, który wierzy w hasło, że Polska jest jakimś „województwem w Europie” i w związku z tym jesteśmy w pierwszej kolejności Europejczykami, a dopiero później Polakami?

Polski naród, jak żaden inny w Europie, zasłużył sobie na niepodległość, wyrosły i zahartowany w wyjątkowo trudnym położeniu geopolitycznym. Walka Polaków o wolność wynikała z umiłowania Boga, z głębokiej wiary, ze świadomości, że tylko z pomocą Boga będziemy trwać w sercu Europy. Z imieniem Bogarodzicy na ustach rycerzy pod Grunwaldem pokonaliśmy niepokonanych do  tej pory Krzyżaków, przyjmując Maryję jako Królową Polski w ślubach napisanych przez św. Andrzeja Bobolę wyrzuciliśmy Szwedów z granic Rzeczypospolitej. Obroniliśmy siebie i całą Europę przed nawałą islamskich Turków, a król Jan III  Sobieski po wiktorii wiedeńskiej wysłał wiadomość do papieża Innocentego XI „Venimus, vidimus, Deus vicit”. Dzięki interwencji Maryi rewolucja barbarzyńskiej bolszewii nie objęła pożogą Polski i Europy.  Na 123 lata wymazani jako państwo z mapy Europy, marzyliśmy o wolności i to dla niej kolejne pokolenia Polaków podejmowały desperackie próby wyzwolenia się z potrójnej niewoli rosyjsko-prusko-austriackiej. Nie było dla polskiej szlachty pytania, czy walczyć o wolność, tylko kiedy podjąć walkę wręcz. I jeszcze ta niezwykła dbałość o dziedzictwo kulturalne, przekaz wiedzy młodym o dziejach Polski, a także wzruszająca pieczołowitość o materialne zasoby I Rzeczypospolitej, która w sercach Polaków żyła przez cały czas rozbiorów i po I wojnie światowej. Szlachta polska, odpowiedzialny przedstawiciel narodu polskiego, wykonywała swoje obowiązki polskie bez względu na okoliczności. Misją ich było utrzymanie polskości i przekazanie jej w ręce odpowiedzialnych, jak oni sami, następców. Polecam wszystkim niezwykłe wspomnienia Mieczysława Jałowieckiego „Na skraju imperium”. W sytuacji zagrożenia życia, w skrajnie trudnych warunkach, szlachta polska stała na straży Ojczyzny. Ich siłą było zawsze staranne wykształcenie, przynależność do elity intelektualnej Europy. Byli jej częścią z racji więzi rodzinnych i statusu społecznego.  Po 20 latach upragnionej własnej państwowości – II Rzeczypospolitej, znów wojna i okupacja komunistycznego reżimu do końca lat 80. XX wieku. Dla ogromnej większości Polaków niemal do końca XX wieku wolność i niepodległość były wartościami tak bliskimi w dniu powszednim jak codzienny pokarm. Tak samo były warte uwagi i zabiegania o nie. Tak samo oczywiste, bo ukształtowane od najmłodszych lat słowami „Katechizmu małego Polaka” W. Bełzy, recytowane przez  kolejne pokolenia od 1900 roku.

Pojawiający się w każdej epoce zdrajcy, jak targowiczanie czy komuniści, byli elementem obcym, niewłączanym do narodowego kręgu dziedzictwa narodowego, dumy z historii i osiągnięć przodków, byli spoza kręgu ludzi honoru. Wraz z transformacją ustrojową po niewoli komunistycznej, z otwarciem granic doszło do zachłyśnięcia się tym, co nie było do tej pory udziałem Polaków: dobrobytem materialnym, łatwym życiem, wolnym poruszaniem się po Europie i świecie. Lata  psucia morale narodu polskiego w czasie niesuwerenności, wymordowanie elit patriotów, intelektualnych i moralnych, dały znać o sobie poczuciem niższości części Polaków wobec wolnych narodów Europy Zachodniej, swobodnie się rozwijającej. Za cenę udziału w podziale bogactw, swobody poruszania się po kontynencie jakaś część Polaków, słabo umocowana w fundamencie dziedzictwa narodu polskiego, zdegenerowana ideologicznym komunistycznym przekazem o szkodliwości przywiązania do wartości miłości do Boga i Ojczyzny, odrzuciła rodzime więzi na rzecz ideologii neokomunistycznej. Zrezygnowała z polskości, żeby być nikim, bez powiązań rodzinnych, historii i dziedzictwa, bez obowiązków wobec narodu. To dla nich Polska jest „województwem” Europy, a cała Europa jest ich domem. Gdziekolwiek ten dom założą, zawsze jednak będą tam obcy, czegoś nie zrozumieją, coś im będzie przeszkadzać albo oni będą komuś przeszkadzać. Czy będą szczęśliwi? Szczerze w to wątpię. Bycie Polakiem oznacza, że jestem kolejnym w ciągu pokoleń, jestem kontynuatorem działań moich przodków, jestem świadomy swojego umocowania społecznego, narodowego, mam dalekosiężne plany. Europejczyk – beznarodowiec, zaczyna jakąś historię, nie zna jej początku i nie jest pewny końca, nawet wtedy gdy ma swoje dzieci. Niewiele może im ofiarować poza dobrem materialnym, a to za mało, żeby być szczęśliwym.

Historia nauczyła nas, że jakakolwiek rewolucja nie miała prawa zdobyć w Polsce poklasku i większych wpływów dopóki Polacy byli wierni nauce Kościoła katolickiego. Badania z kilku ostatnich lat wskazują jednak jednoznacznie, że jesteśmy jednym z najszybciej laicyzujących się krajów w Europie. Z jednej strony ktoś może powiedzieć, że biorąc pod uwagę poziom zeświecczenia społeczeństw zachodnich, i tak nie jest u nas źle. Z drugiej jednak strony nie widać za bardzo szans na zmianę tego trendu. Dlaczego tak się dzieje? Czemu Kościół, zwłaszcza dla coraz większej grupy ludzi młodych, jest obiektem obciachu i zabobonu? Jak to się stało, że Kościół, który wielokrotnie ratował Polskę i Polaków przed zagrożeniem i złem dzisiaj jest przedstawiany jako zagrożenie? 

Okres Polskiej Republiki Ludowej, bo taka była nazwa quasi-polskiego państwa po II wojnie światowej aż do końca 1989 roku, był czasem rugowania Kościoła katolickiego i religii ze świadomości Polaków. W dużej mierze był to proces nieudany, a to dzięki odważnej postawie hierarchów katolickich, takich jak bł. kard. Stefan Wyszyński, abp Antoni Baraniak, czy abp Ignacy Tokarczuk, a także  z powodu przywiązaniu Polaków do religii katolickiej. Mieszkam w Nowej Hucie – dzielnicy dobudowywanej do starego Krakowa, w zamyśle reżimu sowieckiego, jako wzorcowe miasto bez Boga. Projekt, który się nie powiódł, bo budowniczy Nowej Huty nie wyobrażali sobie życia bez obecności Boga w ich życiu i bez Jego świątyń. Jestem świadkiem determinacji mieszkańców w  stawianiu kościołów i konsekwentnie budowanej tożsamości katolickiej, obrzędowości, która nie ograniczała się do budynków sakralnych, ale radośnie świętowała na ulicach. Kościoły w latach 70. i 80. XX wieku nie mieściły wiernych,  w Nowej Hucie ludzie gromadzili się na Mszach św., zajmując sąsiadujące ulice. To był czas, gdy do wiary katolickiej przyznawało się ponad 90% Polaków. 

Tylko w kościołach Polacy czuli się wolni. Tu najmłodsi przychodzili na naukę religii, a wszyscy chętni oprócz posługi duchowej mogli uczestniczyć w formacji duchowej, intelektualnej i moralnej. W koszmarnych czasach stanu wojennego Kościół był jedyną ostoją wolności, miejscem, gdzie zawiązywały się wspólnoty. Wybór na stolicę Piotrową kard. Karola Wojtyły był dla nas umocnieniem w dążeniu do wolności. Jego pielgrzymka do Polski w 1979 roku pozwoliła się policzyć Polakom, poczuć siłę i odzyskać poczucie godności, nadzieję na sprawczość. Zasłuchani w słowa Papieża Polaka, przetrzymaliśmy stan wojenny, nie poddaliśmy się nawet wtedy, gdy komuniści usiłowali nas zastraszyć, prześladując działaczy „Solidarności”, a nawet mordując naszego duchowego przywódcę ks. Jerzego Popiełuszkę. Jego naukę nieśli w Krakowie ks. Kazimierz Jancarz, w Gdańsku ks. Henryk Jankowski czy ks. Stanisław Małkowski w Warszawie. W ich kazaniach odnajdywaliśmy wartości, za które gotowi byliśmy oddać życie. Dziś gdy w mediach rząd koalicji 13 grudnia bagatelizuje  reżim komunistyczny i mocno stara się, żeby funkcjonowali w dzisiejszej polityce aparatczycy PZPR (np. Włodzimierz Czarzasty, Leszek Miller) – partii, która jest odpowiedzialna za prześladowania polskich patriotów, trzeba młodych uczyć dziejów historii najnowszej. To właśnie wiedza o najnowszej historii okazała się największym zagrożeniem dla ludzi rządu koalicji 13 grudnia układających się z funkcjonariuszami komunistycznego reżimu. Nic więc dziwnego, że jedną z pierwszych decyzji tego rządu była likwidacja historii i teraźniejszości – przedmiotu, na którym młodzież szkół ponadpodstawowych miała szansę poznać historię Polski ostatnich dekad. Układanie się, dogadywanie i podział politycznych zysków w tych kręgach władzy ma swoją tubę propagandową w mediach należących do niepolskich właścicieli. Im zależy na tym, żeby młodzi Polacy nie byli zainteresowani umacnianiem Polski. Pomysł pracy na rzecz UE, podporządkowania interesów Polski mitycznej wspólnocie europejskiej, wymaga zapomnienia polskiej historii, polskich osiągnięć gospodarczych podczas rządów Zjednoczonej Prawicy. Mamy uwierzyć, że Polacy nie są zdolni do odnoszenia sukcesu, rozwoju i budowania własnej potęgi. Ta retoryka doprawiona jest mętnym neomarksistowskim ideologicznym sosem o rzekomej równości wszystkich, świata bez „kajdan” systemu wartości cywilizacji chrześcijańskiej, autorytetów. Ideolodzy oferują życie bez trudnych zasad, gloryfikują zabijanie nienarodzonych, jeśli stawką jest wygodne życie matki. Dziś największy wysiłek ideologów przebudowujących świat po to, by nim łatwo rządzić jest skierowany na zmienianie sposobu myślenia ludzi. Mają do tej ekspansji potężną broń powszechnego rażenia, czyli imperium mediów i  internet wraz z jego algorytmami, sztuczną inteligencję. Paradoksalnie, tam gdzie internet nie dociera, ludzie mają największe szanse obrony przed ideologiczną ekspansją. W Polsce większość młodych ludzi jest pod przemożnym wpływem mediów społecznościowych, niestety najczęściej są to ludzie, którzy podobnie jak na Zachodzie zupełnie bezrefleksyjnie przyjmują treści kierowane do nich, a opracowane na podstawie ich modelu osobowego po analizie wybieranych przez nich informacji. Ja jednak nie jestem przekonana, że sieci zarzucane na polskie społeczeństwo są szczelne. Wręcz przeciwnie, uważam, że stosunkowo duża grupa społeczeństwa polskiego jest świadoma zagrożeń płynących z niewłaściwego korzystania z internetu. Odnotowuję coraz liczniejsze grupy świadomych niebezpieczeństwa rodziców. W dużej mierze są to matki i ojcowie, którzy bardzo dużą wagę przywiązują do wychowania dzieci, z naciskiem na kształtowanie ich w duchu wartości cywilizacji chrześcijańskiej. Często są to rodzice, którzy sami dbają o swój rozwój duchowy w oparciu o wspólnoty religijne, takie jak chociażby Wojownicy Maryi, Rycerze Jana Pawła II. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach bardzo wielu rodziców mocno jest zaniepokojonych o wykształcenie dzieci. Plany drastycznego obniżenia poziomu nauczania, wprowadzania do szkół permisywnej edukacji seksualnej, promocji transseksualizmu, płci kulturowych i mordowania nienarodzonych spowodowały zdrową  reakcję i tworzenie ruchu broniącego dzieci i młodzieży,  jak chociażby Ruch Obrony Szkoły, który skupia już kilkadziesiąt instytucji, stowarzyszeń i organizacji. Nie bez znaczenia jest to, że wśród nich są eksperci oświatowi, psycholodzy, lekarze, a także wybitni  prawnicy zrzeszeni w Ordo Iuris.

„Wychowanie patriotyczne jest w pewnym sensie naturalnym niemal odruchem we wspólnocie, która chce trwać”, czytamy w eseju prof. Andrzeja Nowaka opublikowanym w książce „Dokąd zmierzamy”, którą Pani zredagowała. Patriotyzm jest postawą, którą dzisiaj liberałowie próbują wykpić, ośmieszyć, poniżyć na wszystkie możliwe sposoby. Z jednej strony wmawia się nam, że istnieje coś takiego jak „nowoczesny patriotyzm” polegający na tym, że płacimy podatki, przechodzimy na zielonym świetle, sprzątamy po psie, gdy ten załatwi się na ulicy. Z drugiej strony coraz więcej osób mówi wprost, że nie czuje z Polską żadnej więzi; że jedynym, co ich łączy z Polską, jest fakt, że tu się urodzili; że nie ma sensu bronić Polski, skoro na każdym kroku władza próbuje nas oszukać. Jak w związku z tym przekonać ludzi, że warto być patriotą w najlepszym znaczeniu tego słowa? Czy jest jeszcze w ogóle w Polsce miejsce na patriotyzm? 

Zawsze ogromnie mnie mierziło szalenie popularne od początku lat XXI wieku akcentowanie nowej formy patriotyzmu, tzw. nowoczesnego patriotyzmu. W praktyce przerobiono patriotyzm na coś pożytecznego, coś co miało mieć wymiar użyteczności, co ma się opłacać ładniejszym widokiem, większymi wpływami do budżetu czy zdrowszym stylem życia. Pozbawiono patriotyzm jego uniwersalnego przesłania dla dobra powszechnego, altruistycznej funkcji i misji kształtowania członków narodu i państwa dla dobra wspólnego z nieodłącznym elementem rezygnacji z własnej wygody, w wymiarze duchowym i materialnym. Sprzątanie po sobie, płacenie podatków czy wybieranie polskich produktów w sklepie zapewne jest ważne do uporządkowania swojego życia, ale niewiele ma wspólnego z miłością do Ojczyzny, która zawsze wymaga od człowieka poświęcenia. Także w czasie pokoju. Podam przykład. Dziś rząd koalicji 13 grudnia, nadganiając stracony czas 8 lat rządów PiS, usiłuje maksymalnie przyspieszyć wynaradawianie Polaków. Mamy nie czuć związku z Polską, lecz identyfikować się jako Europejczycy. Stąd pomysł usuwania ze szkół wszystkiego, co polskość definiuje, w tym historii i literatury polskiej. Czy polski patriota może się na to zgodzić? Nie! Musi aktywnie się przeciwstawić. To nie będzie łatwe, to będzie wymagało trudu i odwagi, ale to właśnie definiuje zadanie dla patrioty. Dla każdego patrioty. W 1980 r. Polacy zbudowali „Solidarność”. 10 mln ludzi zjednoczyło się w obronie swoich interesów. U źródeł zrywu była głęboka wiara i potrzeba ratowania Ojczyzny, dbałość o jej mieszkańców. Ta walka była okupiona krwią i prześladowaniem. Moralny przywódca, ks. Jerzy Popiełuszko, zapłacił za naszą wolność męczeńską śmiercią.  Dziś trzeba odnowienia solidarnościowego ruchu, Polacy muszą stanąć w obronie Polski, naszej narodowej przyszłości. Aby Polska trwała, trzeba, aby wszyscy rodzice i dziadkowie stanęli w obronie praw młodych Polaków do poznawania historii swojego narodu i państwa, dzieł literatury polskiej, osiągnięć Polaków, w tym ludzi Kościoła katolickiego, którzy Polskę tworzyli. Dziś w Polsce czas na odrodzenie się patriotyzmu i jestem pewna, że tak się stanie, że Polska się otrząśnie z kłamliwego snu o życiu w dostatku za cenę wolności. To wolność jest wartością, a ideologiczna aberracja mitycznego zielonego ładu jest niewolą i degradacją człowieka. Rolnicy się budzą, reszta patriotów powinna do nich dołączyć. Budujmy Solidarność! Czas obudzić wrażliwość patriotyczną szerokich rzesz Polaków. Obroną Polski trzeba też interesować Polonię, która już nie jeden raz potrafiła zainteresować sprawami polskimi rządy krajów, a zwłaszcza USA.

Niedawno jeden z publicystów opowiadał mi historię sprzed kilku lat, kiedy podczas jednego ze spotkań autorskich zamienił kilka zdań z pewnym kapłanem, bodajże proboszczem jednej z parafii w województwie śląskim. Ksiądz ten powiedział mu: „Wie pan co? Dużo lepiej dogadywało mi się z komunistami w latach 80. niż obecnie z młodymi przedstawicielami lewicy. Ci pierwsi robili mniej problemów, jeśli chodzi na przykład o sprawowanie sakramentów i przenigdy nie przerwali Mszy św., którą koncelebrowałem. Nie wyzywali mnie od najgorszych, nie mazali wulgarnych haseł na murach Kościoła, nie obrażali aż tak katolików. Nie mówię, że byli oni aniołami, ale na pewno nie obserwowałem takiej nienawiści w stosunku do Kościoła i wiernych, jaką obserwuję dzisiaj”. Zapytany, jaka może być tego przyczyna, kapłan odpowiedział: „Ponieważ komuniści w latach 80. mieli wierzące babcie…”. Przywołuję tę rozmowę, ponieważ moim zdaniem pokazuje ona, że wychowanie, tradycję, wiarę wynosimy z domu i wielką rolę odgrywają w tym dziadkowie. Co się stało, że dzisiaj dziadkowie albo nie przekazują wnukom tradycyjnych, polskich wartości, albo wręcz biją im brawo, tak jak to było w roku 2020, kiedy obserwowaliśmy tzw. czarne marsze?

Nie można porównywać lat komunizmu z tym, co dzisiaj się dzieje. Przestrzegam raz jeszcze przed lukrowaniem reżimu komunistycznego. To był czas, gdy bezwzględnie rozprawiano się z wrogami ustroju. Nie wolno nam zapomnieć o krwawej Golgocie urządzonej przez komunę polskiemu podziemiu antykomunistycznemu – Żołnierzom Niezłomnym. Dziś po raz kolejny układ postkomunistyczny w komitywie z koalicją 13 grudnia usiłuje ich usunąć z naszej pamięci. Krwawy 1956 rok w Poznaniu, mord stoczniowców w 1970 czy śmierć górników kopalni „Wujek” to nie oznaki drobnego wypadku, to planowa krwawa rozprawa z opozycją antykomunistyczną. Równie drastycznie rozprawiano się z duchowieństwem. To nie tylko więzienie prymasa Stefana Wyszyńskiego, torturowanie bp. Antoniego Baraniaka i innych, ale to zamordowanie bł. ks. Jerzego Popiełuszki i jeszcze w końcówce lat 80. zamordowanie ks. Stanisława Suchowolca czy ks. Stefana Niedzielaka. To także napady i pobicia, np. ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Wtedy to było dzieło aparatu służby bezpieczeństwa.

Dziś nienawiść do Kościoła i duchownych wyraża się działaniami nie zbirów resortów siłowych, lecz poprzez działania nowej formacji tzw. aktywistów środowisk ideologii neomarksistowskich. System wartości cywilizacji chrześcijańskiej, który uosabia Kościół katolicki i duchowni, jest przeszkodą do powszechnego uznania wszelkich modeli związków homoseksualnych, poliamorycznych, a w zamierzeniu pedofilskich, kazirodczych i innych. Agresja tych osób skierowana na katolików, zwłaszcza duchowieństwo, wzrasta wraz z przyzwoleniem władz państwowych, odstąpieniem od karania za akty przemocy przez policję, sądy itd. Upowszechniające się zjawisko „opiłowywania” katolików jest tym, czego coraz częściej doświadczamy we współczesnej Polsce. Nie zapominajmy, że dawni funkcjonariusze służby bezpieczeństwa zwalczający Kościół katolicki nie ponieśli żadnej kary, dziś nadal działają i wspierają takie akcje jak „czarne marsze”, inicjują obrzydliwe akcje profanacji krzyża po zamachu nad Smoleńskiem, czy urządzając cykliczne burdy co 10 każdego miesiąca w Warszawie i co 18 każdego miesiąca pod Wawelem w Krakowie.

Kiedy w Polsce edukacja stała się jednym z ramion antypolskich ideologii? Kiedy część nauczycieli, którzy mają uczyć i wychowywać młode pokolenia Polaków, stała się przede wszystkim ideologami, a nie wychowawcami i pedagogami? Czy miało to związek ze stopniowym podkopywaniem autorytetu nauczyciela? Pytam, ponieważ niejednokrotnie spotykałem się ze stwierdzeniem, że obecnie w szkole najważniejszy nie jest nauczyciel ani nawet uczeń. Najważniejszy jest rodzic i to jego zdanie zamyka dyskusję…

Mam inną ocenę sytuacji. Dla mnie rola nauczyciela zmieniać się zaczęła wraz z pomysłem upowszechnienia wykształcenia wyższego. Trzeba było zrezygnować z wysokiego poziomu nauczania w szkołach kończących się maturą. Proszę przypomnieć sobie trzyletnie zbiorcze gimnazja, trzyletnie licea mocno profilowane, które trudno było nazwać ogólnokształcącymi. Od 2013 roku nadal czynna polityk PO, pani Szumilas, zredukowała to trzyletnie liceum do niepełnych dwóch lat, bo program gimnazjum kończono jej decyzją pierwszą klasą liceum. Poziom nauczania obniżał się drastycznie, równocześnie upowszechniał się dostęp do internetu. Trendy z Zachodu przestawiły w Polsce model nauczyciela z mistrza na towarzysza we wspólnym odkrywaniu świata, wiedza okazywała się być mniej ważna od pozornych umiejętności, bo jakież mogły one być bez oparcia w rzetelnej nauce. Tam gdzie nauczyciele nie dopracowali się z różnych względów wspólnej drogi wychowawczej z rodzicami, często zamiast współpracy w prowadzeniu dziecka  narastały wzajemne pretensje i gorszące niesnaski. Jeśli jeszcze dodamy, że pojawiły się w latach rządów PO-PSL od 2009 r. tendencje nieinformowania rodziców o ideologicznych kierunkach wychowawczych typu „równościowe przedszkole” czy „ płci genderowe”, to trudno się dziwić, że nieufność we wzajemnych relacjach nauczycieli i rodziców wzrastała. Sytuacji nie poprawią zapowiedzi lewicowej minister Nowackiej i podobnej proweniencji jej wiceministrów, którzy ogłaszają, że za nic mają prawa dzieci do rzetelnej nauki, opieki i wychowania w systemie wartości chrześcijańskiej. Za nic mają prawo do decydowaniu o wychowaniu dzieci przez rodziców. Zapowiadają usunięcie rzetelnej wiedzy i dbania o tożsamość narodową młodych Polaków, ale wprowadzą permisywną seksedukację. Miejsce dobrze wykształconych nauczycieli będą stopniowo zajmować specjaliści od psychologii, terapii. Szkoły polskie mają być przygotowywane w tempie ekspresowym na imigrantów. Stąd przygotowywany jest już od kilku lat projekt edukacji włączającej, wg którego program nauczania wypłukany z polskiej historii i literatury, z niewielką dawką wiedzy i z uproszczonym przekazem easy to read, będzie do pojęcia przez dzieci z Afryki czy Azji. Szkoły z ośrodków kształcących i wychowujących Polaków odpowiedzialnych za przyszłość Ojczyzny staną się ośrodkami opiekuńczymi, gdzie dzieci będą bezstresowo i  bezużytecznie dla ich rozwoju spędzać czas.  Najpilniejszym dziś pytaniem jest, czy ten walec zmian psujących szkołę można jeszcze odwrócić. A może to już koniec i obrazek ze szkół publicznych w Niemczech, Francji czy Anglii z klasami dzieci imigrantów z mniejszością dzieci gospodarzy, gdzie panuje przemoc wobec rdzennych mieszkańców, gdzie wreszcie mało kto się uczy, a nauczyciel nie ma prawa wymagać, stanie się powszechny? Mam nadzieję, że w Polsce do takiej sytuacji nie dojdzie, ale że zdarzy się kolejny cud obywatelskiego nieposłuszeństwa tak jak w 1980 r. Dla Polski „być albo nie być” za chwilę się rozstrzygnie. O tym, czy Polska będzie istniała, zadecyduje to, jak będzie wyglądała edukacja w naszych szkołach i czy obronimy naszą wiarę. Jeśli nie pozwolimy zrujnować cywilizacji chrześcijańskiej, jeśli z powrotem zaczepimy się o sprawdzony fundament wiary, to zwyciężymy i jeszcze poślemy iskrę nadziei i wolności innym narodom. Francja, Holandia, nawet Niemcy bardzo powoli budzą się z niewoli fałszywych ideologii. Zielony ład, brak szacunku do życia ludzkiego, pomysł na hodowanie człowieka powoływanego do życia nie z miłości, ale na zamówienie, nie w ciele matki, ale w obcym organizmie niesie z sobą nędzę duchową i materialną, jest zaprzeczeniem praw naturalnych i skutkuje redukcją człowieka do wymiaru fizyczności zwierzęcia. W taki upadek człowieka nie wierzę. Szczególnie w Polsce, gdzie mamy swoją katolicką wiarę, wielu mądrych przewodników duchowych, jesteśmy w stanie uratować nasze polskie dziedzictwo wiary i nauki.

Kościół katolicki uczy nas, że katolicy zmierzają do zbawienia, które jest tylko i wyłącznie w Owczarni Chrystusa. Dokąd jednak zmierzamy jako Polacy? Co jest naszą drogą i, jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi, misją jako narodu? Czy jesteśmy w stanie nią podążać w czasach wszechobecnej dekadencji, marazmu, zagubienia i manipulacji?

Polacy, jak cały świat, mocno się pogubili. Dobrobyt, jaki stał się naszym udziałem w ostatnich latach, także poprzez rozbudowany system opieki społecznej,  niestety spowodował, że wielu z nas zapomniało o Bogu. Trud i wyrzeczenia zawsze towarzyszą formacji do szlachetności,  a bez nich nikt się nie rozwija, nie osiąga sukcesu, nie dochodzi do mądrości, nie jest wreszcie możliwe, by stał się szczęśliwy. Naród polski, w tej swojej części przywiązanej do wiary, choćby prześladowany, przetrzyma wszystko. Pewnie w procesie „opiłowywania” wielu zrezygnuje z dorobku cywilizacji chrześcijańskiej, bo tak będzie dużo łatwiej, ale ci, co wytrwają, obronią dziedzictwo i uratują Polskę. To jest misja polskich patriotów. Być może, że zbliża się czas powstania rycerzy śpiących u stóp Giewontu.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wywiad ukazał się na portalu pch24.pl

Dokąd zmierzamy? Wiara, edukacja, tradycja

Dokąd zmierzamy? Wiara, edukacja, tradycja

Adam Bujak, Andrzej Nowak, Jolanta Sosnowska, Leszek Sosnowski, Ryszard Kantor

Niniejsza antologia publicystyki patriotycznej próbuje dać odpowiedź na postawione w tytule pytanie: Dokąd zmierzamy, my jako Polacy? A co za tym idzie – kto nam wyznacza, lub usiłuje wyznaczać, drogę? Jakże często czujemy się zagubieni, zdezorientowani, manipulowani.
Szukamy stałych punktów odniesienia, niezmiennych wartości, na których można by się oprzeć bez obawy, że pobłądzimy.

 

Tyrania postępu

Tyrania postępu

Andrzej Nowak, ks. Dariusz Oko, ks. Waldemar Chrostowski, Jerzy Kruszelnicki, Grzegorz Kucharczyk

Kim będziemy za parę lat? Czy w ogóle jeszcze będziemy? Nasza rzeczywistość przypomina sytuację znaną nam z opisów i filmów o katastrofie „Titanica”. Statek zderzył się z górą lodową i zaczyna tonąć, ale pokładowa orkiestra pięknie gra i gra.

 

Polacy wierni i dzielni

Polacy wierni i dzielni

o. dr hab. Marian Zawada

Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.

 

Do moich Rodaków. Św. Jan Paweł Wielki

Do moich Rodaków. Św. Jan Paweł Wielki

Jan Paweł II, Jolanta Sosnowska

Św. Jan Paweł II, zwany Wielkim, był dumnym Polakiem bez jakiegokolwiek kompleksu niższości wobec innych narodów. Takiego zachowania uczył też nas – zarówno głoszonym słowem, jak i własną postawą, którą prezentował, nie popadając przy tym w pychę czy pogardę wobec innych. Postawę swą zaś wykształcił w sobie i opierał na umiłowaniu Ojczyzny, na gruntownej wiedzy historycznej i oczywiście na głębokiej wierze w Boga i szacunku wobec bliźnich.

 

Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu

Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu

Wojciech Roszkowski

Nikt nie zrozumie, co złego dzieje się we współczesnym świecie zachodnim, a więc i w Polsce, nie znając przyczyn. Tkwią one jeszcze w ideach rewolucji francuskiej, a później w coraz bardziej lewicowej filozofii, zwłaszcza Karola Marksa. Poglądy tego ostatniego miały, jak wiadomo, tyleż wielki, co tragiczny wpływ na życie wielu narodów, choć myśliciel z Trewiru (zmarły w 1883 r.) sam tego nie doczekał.

 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.