„Lew Lechistanu”, hetman, król i wojownik. 350 lat temu Jan III Sobieski został królem Polski
Portret Jana III Sobieskiego przypisywany Danielowi Schultzowi. Fot. Wikimedia Postać Jana Sobieskiego czy jako hetmana, czy jako króla-wojownika jest jedyna w swoim rodzaju; w historii polskiej zupełnie nie spotykana. Ten stuprocentowy szlachcic polski, nie posiadający jednak ani jednej przysłowiowej szlacheckiej przywary, czy to jako pancerny towarzysz, czy później jako hetman wielki i król, gotów był zawsze przelać swą krew za całość ukochanej Rzeczypospolitej, oddać ostatnią koszulę, by tylko „nowe podźwignąć chorągwie, zdobyć amunicję lub też walczącą piechotę nakarmić”. Swym niepospolitym rozmachem, gotowością każdej chwili do zbrojnego czynu, swym zaparciem się siebie, z jakim zawsze, pomijając zupełnie swe sprawy i korzyści osobiste, spieszył, by bronić zagrożonych granic, wzbudza podziw.
Urodzony 17 sierpnia 1629 r. w oleskim zamku, podczas burzy i napadu tatarskiego, od pierwszych chwil swego życia zetknął się z wrogiem; był to jakby znak proroczy, że on właśnie stanie się tym „Lwem Lechistanu”, jak zwali go Turcy i Tatarzy.
Wychowywany w atmosferze wspomnień o swych wielkich przodkach, jako prawnuk hetmana Żółkiewskiego, wnuk starosty lubelskiego Marka, towarzysza broni Batorego i Zamoyskiego, syn towarzysza broni Chodkiewicza i Władysława IV, posiadał serce i cnoty rycerskie, głęboką miłość ojczyzny i niezłomną wolę pomszczenia krwi swych bliskich. (…)
Zupełną niespodzianką dla hetmana był wybór jego na króla Polski. W dniu 6 czerwca 1674 r. Jan III złożył uroczystą przysięgę na pacta conventa.
W przemowie do senatorów obiecał bronić ojczyzny swoją osobą, oddawał wszystkie swe majętności na jej potrzeby. Prostotą swą i ogromem umiłowania ojczyzny zadziwił wszystkich i zyskał serce całego Narodu.
Pierwszym czynem króla było przygotowanie do nowej wojny, która zagrażała całości Rzeczypospolitej. (…)
Nieprzyjaciel ruszył w głąb kraju pod Lwów. I w tej wojnie król oparł swój genialny plan na konieczności zmuszenia wroga do walki w ściśle określonym i wybranym przez siebie terenie. Odpowiednio manewrując swymi wojskami, zmusił siły tureckie i tatarskie do zajęcia pozycji przez siebie wybranej na zasadzkę. Plan powiódł się w całości. Horda, nie przeczuwając zasadzki, ruszyła na tyły kopii husarskich, umieszczonych fortelem w lesie, i wpadłszy w wąwóz, spotkała się z silnym ogniem artylerii i piechoty. Tatarzy, uciekając, napotkali Wołochów Lubomirskiego. Nie mając wyjścia, stłoczona orda z tyłu została zdruzgotana przez lecące jak piorun chorągwie husarskie. Klęska ta ostudziła zapał wodza wojsk tureckich. Cofając się, oblegał jeszcze Trembowlę, lecz na wieść o zbliżającym się królu poniechał niebezpiecznej z nim walki i cofnął się za Dniepr. Wojna tego roku była zakończona znów świetnym zwycięstwem. Mógł więc król wrócić do kraju, aby zwołać sejm koronacyjny na 7 lutego 1676.
2 lutego 1676 r. odbyła się uroczysta koronacja pary królewskiej. (…)
17 października 1676 r. zawarto pokój, zmazujący warunki buczackie, lecz daleki od warunków pomyślanych przez króla, gdyby miał swoje 100 000 wojska. Pokój ten zapewniał na czas jakiś spokój na granicy, a jednocześnie zwracał uwagę Europy na Polskę jako na potężne mocarstwo.
Po zawarciu pokoju tureckiego król rzucił się w wir polityki zagranicznej, nie będąc jednak stworzonym do intryg i knowań, pozostawiał tę sprawę Marysieńce. Sam z zapałem oddał się wzmacnianiu wojska, stale jednak napotykał sprzeciw sejmu. W 1683 r. na skutek wiadomości o nowych olbrzymich zbrojeniach Porty sejm zatwierdził traktat przymierza zaczepno-odpornego z cesarzem austriackim.
Na początku 1683 r. sułtan Mahomet IV ruszył na ziemie cesarskie. Przekazał następnie dowództwo nad armią wielkiemu wezyrowi Kara Mustafie i wręczył mu wielką chorągiew Proroka. Wódz turecki obiegł wszystkie twierdze cesarskie i ruszył całą siłą ku stolicy, nie wierząc wskutek zapewnień francuskich w odsiecz króla Jana.
Wieść o oblężeniu Wiednia wywarła ogromne wrażenie w całej Europie. Cała Europa niemal czekała, co uczyni sławny wódz i pogromca Porty. Król zdecydował się szybko, boć przecie wymarzonym dążeniem jego było zgniecenie znienawidzonej potęgi tureckiej, która mogła zagrażać znów ukochanej Ojczyźnie. Wyprawę szykował spiesznie, zagrzewając szlachtę i doglądając osobiście przygotowań. Pospieszył więc ku Wiedniowi, gdy tylko zebrał dostateczną ilość rycerstwa, nie zapominając jednakże o ubezpieczeniu ważniejszych szlaków, by Rzeczypospolitej nie groziło niebezpieczeństwo. W drodze do Wiednia na podstawie przysłanych map król opracowywał plan natarcia. Po przybyciu pod Wiedeń 3 września wyjechał do Stetteldorfu na radę wojenną z generałami i książętami Rzeszy. Długo trwały spory co do planu działania. Zwyciężył plan wielkiego króla, tak jak miały zwyciężyć jego wojska.
Król rozmieścił wojska, powydawał rozkazy i atak miał zacząć się 12 września rano. Nad lewym skrzydłem miał pieczę książę lotaryński, środek zajmowały oddziały książąt niemieckich, prawe skrzydło armia polska. Polski odcinek zajmował około 5,5 km, całość około 10 km. Natarcie zaczęto z lewego skrzydła wyparciem janczarów z Nussbergu, następnie wyparto ich do Heiligenstadt, następnie stopniowo posuwały się naprzód poszczególne oddziały, chcąc wyprzeć Turków na równinę, gdzie król Jan zamierzał zadać cios ostateczny nieprzyjacielowi. Kara Mustafa, pojmując grozę położenia, z siłą uderzył na hetmana Jabłonowskiego. Wojska jednak nie załamały się, lecz ruszyły naprzód, zapędzając Turków pod sam obóz. Król, widząc, że wyparł wroga z gór i stłoczył go na równinę, powziął nagłą i niezłomną decyzję zakończenia bitwy jednym uderzeniem. Rzucił rozkazy do posuwania się naprzód, a sam jak lew szykował się ze swoją niezwalczoną i nieustraszoną jazdą do śmiertelnego skoku na wroga. Przy zachodzącym słońcu król dał znak buławą i 2500 husarii runęło jak grom na obóz turecki; za nimi poszły chorągwie pancerne, a od skrzydeł pomknęły konne oddziały Austriaków, Sasów i Bawarów. Na spotkanie husarii ruszyła ciężka jazda wezyrska, lecz straszliwego uderzenia husarii nie była w stanie wytrzymać, pękła i rozprysła się. Przez wyrwę uczynioną w tym żywym murze wpadły chorągwie husarskie i towarzyszy, czyniąc w armii tureckiej niebywałe spustoszenie. To straszne uderzenie króla Jana zniszczyło całą potęgę turecką w przeciągu zaledwie paru minut. Czego nie uczyniła polska szabla, uczyniło wielkie imię króla Jana, sprawiło taki popłoch w oszalałym od uderzenia wojsku tureckim, że rozpierzchło się ono zupełnie, padając od szabel lekkiej jazdy polskiej. Wódz Kara Mustafa uciekł w popłochu i pozostawił pole walki i niezliczone łupy bohaterskiemu zwycięzcy.
Wiedeń i cale chrześcijaństwo było ocalone. Wodzowie i książęta cudzoziemscy uniesieni zapałem winszowali i dziękowali królowi. Wojska cudzoziemskie wznosiły okrzyki „Ach, unser brave König”. Król pomimo zwycięstwa nie zapomniał o koniecznej w takich wypadkach ostrożności, zakazał jeździe „pod gardłem” zsiadać z koni, piechotę zaś trzymał w gotowości bojowej, mniemając, że Turcy, ochłonąwszy z trwogi, mogą zebrać swe siły i ruszyć w nocy do ataku, by klęskę pomścić. Zabronił też zapuszczania się do obozu tureckiego. Sam spędził noc w polu w naprędce rozbitym namiocie. (…)
Już więc 9 października ruszył król z armią swą w 15 000 i sprzymierzonych 17 000, szykiem sprawionym w trzy rzuty, gotowy do walki. Turcy, widząc zbliżające się wojska, rzucili masę jazdy na skrzydło lewe i środek; przywitani ogniem piechoty i zmieszani cofnęli się, by ruszyć natychmiast z większą jeszcze furią. Król tymczasem ze swoją jazdą obchodził lewe skrzydło, zachodząc na tyły tureckie i odcinając Turkom odwrót do mostu na Dunaju. Widząc grożącą zagładę, rzucili się Turcy do mostu, lecz spotkali się tu z morderczym ogniem artylerii gen. Kątskiego i księcia Karola. Zwycięstwo było całkowite i o większym znaczeniu niż wiedeńskie, według słów króla Jana. Armia turecka przestała istnieć, gdyż tylko Kara Mustafa zdołał w 800 koni przejść przez most. Twierdza Parkany została zdobyta w parę dni przez polską piechotę.
Król wracał do Polski okryty chwalą nieśmiertelną, sławą zbawcy chrześcijaństwa i genialnego wodza, wracał, obmyślając plan nowej wojny z Turkami, wojny zaczepnej, ostatecznej, druzgocącej całą potęgę i wpływy Porty na Europę.
Niestety pomimo zawarcia pomyślnych traktatów z Austrią i Wenecją wojna do skutku nie doszła, z braku zgody między sprzymierzeńcami i silnej opozycji hetmanów w kraju. Obydwaj hetmani zaczęli walkę z królem, nie przebierając w środkach, nie cofając się nawet przed oszczerstwem czy kalumnią. Opozycja ta udaremniła królowi odebranie Turkom Kamieńca w 1684 r.
Nie osłabiło to jednak zapału królewskiego do raz powziętego planu. Opracował więc plan przyszłej kampanii, w której miały wziąć udział kraje chrześcijańskie Europy pod jego dowództwem. Plan ten, omawiany szczegółowo przez dwory zagraniczne, został przez dyplomatycznych przedstawicieli zmieniony z pominięciem króla Jana. Zmuszony więc był król matactwami politycznymi do działania samodzielnego, a tym samym do osłabienia samej akcji przeciw Turkom. Nie zrezygnował jednak wielki wojownik ze swych planów, zebrał z trudem swą armię i ruszył na Bukowinę. W tej wyprawie szczęście wyraźnie mu nie sprzyjało, a z winy hetmanów i sprzymierzeńców, poniósłszy dość duże straty, wycofał się do Polski, stoczywszy parę tylko potyczek z Turkami. Do decydującej rozprawy nie doszło, gdyż wojska tureckie starannie unikały spotkania.
Zaczynają się od tej chwili niepowodzenia polityki królewskiej. Z wielkim bólem musi podpisać traktat Grzymułtowskiego, wyrzekając się ziem polskich na korzyść Moskwy.
W 1691 r. podjął król jeszcze jedną wyprawę na Mołdawię, mając zapewnioną pomoc austriacką. Zdawać by się mogło, że urzeczywistnią się jego wielkie plany. Król niestety w swym szczerym i prostym rycerskim tylko myśleniu nie przewidział wszystkich krętactw politycznych swych sprzymierzeńców.
Na polach Pererytej odniósł król ostatnie swoje zwycięstwo, które nie przyniosło Polsce żadnej korzyści. I tak jak pod Wiedniem oręż polski bronił obcej sprawy, tak teraz owoce tego zwycięstwa zebrał Leopold austriacki, ten sprzymierzeniec, który nie pokwapił się nawet przysłać zagrożonym wojskom królewskim posiłków, do których był w myśl traktatu obowiązany. Król, zgnębiony moralnie, widząc demoralizację i rozprzężenie wśród wojska cierpiącego głód, zimno i choroby, sam wyczerpany długą służbą wojenną, nie mógł już obudzić ducha w wojsku. Odwrót do Polski rozbitej moralnie armii polskiej zakończył tak świetne dotychczas waleczne czyny królewskie.
***
Powyższy tekst pochodzi z książki Edmunda Oppmana "Wodzowie Polski", wyd. Biały Kruk, Kraków 2023
Wodzowie Polski. Szlakami chwały oręża polskiego
Niezmierzone jest bogactwo polskiej historii! Gdyby jednak oprzeć się tylko na przekazach medialnych, to nasze dzieje wyglądałyby mizernie i siermiężnie. Tak samo szkolne lekcje historii wieją nudą dzięki zubożonym do minimum zakresom nauczania oraz wyjątkowo prymitywnym podręcznikom. Historia w szkołach odarta została z narracji, z autorytetów, a przede wszystkim z bohaterstwa i patriotyzmu.
Blask Rzeczypospolitej. Od X do XXI wieku
Oto dzieło wybitnego i wszechstronnego historyka, które czyta się jak pasjonującą powieść. Sięgając po Blask Rzeczypospolitej, każdy, kto w jednej książce chciałby zapoznać się z historią Polski na przestrzeni całych jej dziejów, ma tę możliwość. A dzieje te są długie, żywe i imponujące. Historia nasza, jak każdego wielowiekowego kraju, obfituje we wzloty i upadki. Może napawać dumą i podziwem, ale też przestrzegać przed niebezpieczeństwami.
Dzieje Polski. Tom 6. Potop i ogień
Oj, działo się, działo! Kolejny tom „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka obejmuje krótszy okres czasu. Ale biorąc pod uwagę natłok ważnych dla narodu oraz państwa wydarzeń, niektórych brzemiennych w skutki na całe wieki, łatwo zrozumieć, dlaczego Autor poświęcił tym latom tak dużo miejsca. To nie Autor spowolnił pisanie, lecz w omawianym czasie historia bardzo przyspieszyła.
Kronika Polaków
Aż trudno uwierzyć, że Kronika Polaków (Chronica Polonorum) Macieja z Miechowa musiała czekać ponad 500 lat aż zostanie przetłumaczona na język polski. To wielkie dzieło było oczywiście dobrze znane historykom – wielu z nich odwoływało się do jego treści – ale czytanie go wymagało dobrego opanowania łaciny.
PAKIET Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1 i 2 za 138 zł
Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1
Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem w poprzek całego kontynentu zapadła żelazna kurtyna – tymi słynnymi słowami Winston Churchill opisał nową rzeczywistość geopolityczną po drugiej wojnie światowej. Ten kawałek świata nazywany bywa Międzymorzem, zaś dzisiaj coraz częściej można spotkać się z nazwą Trójmorza (Czarne – to trzecie morze).
PAKIET Świętości, upadki i nawrócenia tom 1+2 za 118 zł
Historia chrześcijaństwa. Świętości, upadki i nawrócenia, Tom 1 Od narodzin Jezusa do upadku Konstantynopola wyd. 2022
Żeby mieć argumenty, trzeba posiąść wiedzę. Żeby skutecznie bronić Kościół, trzeba poznać jego historię. Najlepiej taką, która wyszła spod pióra wybitnego pisarza i przekonanego wyznawcy, a nie zdeklarowanego lub zamaskowanego wroga.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.