Czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce na poezję? 175. lat temu zginął wybitny węgierski poeta Sándor Petőfi
Elek Samossy Portret Petőfiego. fot. z ksiązki "Lutnia i miecz", wyd. Biały Kruk Na ołtarzu sztuki i wolności złożył ofiarę życia
Petőfi działa na wyobraźnię. Fascynował współczesnych i zadziwia potomnych. Nie tylko swoich rodaków, także obcych. Nawet dzisiaj – sto siedemdziesiąt pięć lat po jego śmierci – w świecie jakże odmiennym od tamtego z pierwszej połowy XIX stulecia. Mało powiedzieć – odmiennym, również oddalającym się w coraz szybszym tempie od ówczesnych problemów społecznych, egzystencjalnych, narodowościowych, od ówczesnej wrażliwości estetycznej i moralnej, nie mówiąc już o atmosferze i – najbardziej na zmiany podatnej – konfiguracji politycznej.
Skoro jednak Petőfi pozostał – w co głęboko wierzymy – zjawiskiem żywym, to możemy z otuchą stwierdzić, że wciąż jeszcze wiele nas łączy z tamtą romantyczną epoką, wciąż jeszcze nie ogłuchliśmy całkiem na dochodzące z niej głosy i nie oślepliśmy na piękno, które stamtąd promieniuje. I obyśmy nie przestali odczuwać więzi z przeszłością – bo nie tylko o epokę Petőfiego i Mickiewicza tu chodzi – oby nie zobojętniała nam nigdy tradycja kulturowa, oby nie stała się dla nas tylko rupieciarnią słów i idei czy nawet jedynie szacownym muzeum, odwiedzanym ze szkolnego przymusu, ale wypełnionym eksponatami, które już w nas umarły.
Czy w dzisiejszym świecie jest miejsce na poezję?
Niełatwo znaleźć w sobie dość sił i wiary, by pisać o Petőfim. U źródeł zwątpienia odnajduję zasugerowaną wyżej niepewność, czy w ogóle jesteśmy dziś jeszcze zdolni do pochylenia się nad życiem i dziełem wielkiego poety innego narodu, narodu bardzo nam historycznie i geograficznie bliskiego, ale kulturowo – zwłaszcza jeśli chodzi o literaturę – dość jednak nieznanego. Czy więc znajdziemy w sobie dość ciekawości, jeśli nawet własnych klasyków traktujemy coraz bardziej instrumentalnie? Jeśli coraz rzadziej znajdujemy czas na bezinteresowne obcowanie z wybitnymi utworami literackimi? Czy znajdzie się miejsce dla Petőfiego w naszym nowoczesnym świecie, który spycha kulturę humanistyczną na margines i ignoruje ją, choć jest ona potrzebna jak może nigdy dotąd? Jest – proszę wybaczyć tak niemodny dziś patos – racją bytu społeczeństw ukształtowanych w kręgu kultury zachodniej. Ale to my przede wszystkim, którzy mienimy się humanistami – musimy odkłamać nasz stosunek do tych spraw, zerwać z traktowaniem dzieła literackiego głównie jako zespołu chwytów formalnych, gier z tradycją, językiem bądź z czytelnikiem. Bo jest to uprawnione jedynie w niewielkim zakresie, sieje złą wiarę, może nawet demoralizuje samych twórców, którzy zamykają się na rzeczywistość, poprzestając na owych – przeważnie jałowych – gierkach z literaturą i z coraz mniejszymi, coraz bardziej zamkniętymi kręgami skołowanych odbiorców.
Musimy zatem odzyskać dobrą wiarę, aby móc obcować z wielkimi duchami przeszłości – jak (by pozostać przy XIX wieku) Mickiewicz, Puszkin, Byron, Goethe, Leopardi, Hugo czy właśnie Petőfi – którym chodziło, całkiem serio, o najważniejsze sprawy w życiu jednostek, narodów, ba, nawet całej ludzkości.
***
Marzył o chwalebnej śmierci na polu walki
Petőfi zachłannie kochał życie, ale zarazem marzył o śmierci na polu bitwy, o złożeniu z siebie ofiary na ołtarzu wolności. Wielokrotnie przepowiadał w wierszach swą wczesną śmierć i owe przepowiednie spełniły się, zginął nawet – jak sobie wymarzył – na placu boju, zadźgany przez carskich Kozaków; wrzucono jego ciało do wspólnej mogiły, jednakże nie było mu dane polec z bronią w ręku. Także tym razem – w trosce o jego życie – Bem zakazał mu udziału w bitwie, przewidując, że będzie to ciężki, krwawy bój z przeważającymi liczebnie siłami przeciwnika. Ale Petőfi nie posłuchał uwielbianego wodza. Chciał być za wszelką cenę razem z Bemem i armią siedmiogrodzką, nawet jeśli nie mógł uczestniczyć w walkach i przyszło mu poprzestać na roli obserwatora. Dochował wierności przysiędze złożonej Bemowi w jednym z wierszy:
Za tobą aż do śmierci
Podążę w każdy bój,
O, mężny generale,
Czcigodny wodzu mój.
I pół roku po tym, jak poeta zapisał te słowa, w końcu lipca 1849 roku nadszedł ten ostatni bój, straszna bitwa pod Szegeszwarem, rozegrana w słoneczny dzień w bajecznie pięknej scenerii siedmiogrodzkiego krajobrazu. Klęska przyszła w późnych godzinach popołudniowych. Wtedy też, między siedemnastą a osiemnastą, zginął Petőfi.
Ostatnie chwile życia poety
Podpułkownik Lajos Pap wyznał potem, że widział poetę w ostatnich chwilach jego życia. Ujrzał go na skraju wsi idącego brzegiem szosy, w tumanach kurzu i dymu, mijając go konno w odległości – jak pisał – piętnastu-dwudziestu metrów. To był moment, kiedy w bezpośredniej bliskości poety zawisło na włosku również życie Bema. Został on wraz ze swą gwardią przyboczną okrążony przez carskich ułanów i dopiero huzarzy seklerscy, dowodzeni przez majora Daczó, wyrwali go z tej śmiertelnej obręczy. Bem z pewnością nie widział uchodzącego pieszo swego adiutanta, ale ten musiał go wtedy zobaczyć. I potem, pędząc swym wozem, wódz mógł myśleć, że Petőfi podąża tą samą drogą razem ze swym towarzyszem, Gyalokayem, tym samym wozem, którym przybyli pod Szegeszwar.
Około szóstej dopadli go konno kozaccy lansjerzy i zadźgali. Wkrótce potem widział go baron August von der Heydte, cesarski oficer łącznikowy, działający u boku dowódcy armii rosyjskiej, Lüdersa. Baron miał zadania raczej administracyjne niż militarne. Nadzorował sprawy jeńców, organizował zbiorowe pogrzeby poległych itp. Teraz znalazł się w miejscu, w którym wydał ostatnie tchnienie wielki poeta węgierski, marzący nieustannie – powtórzmy – o śmierci na polu bitwy, ale o śmierci poniesionej z bronią w ręku, w walce o wolność. A tu zginął jak zbłąkany, przypadkowy przechodzień, bez konia, broni, munduru, dźgnięty kozacką lancą. Baron Heydte wyznał, że widział tylko jedną ranę na ciele Petőfiego, wskazującą, że został trafiony prosto w serce.
***
Potem ciało poety znikło. Nikt później już go nie widział. Jakby zapadło się pod ziemię albo wstąpiło prosto do nieba. Byli tacy, którzy podejrzewali – wbrew świadectwu barona Heydte – że pogrzebano go żywcem. Gyula Illyés w ostatnich słowach swej słynnej książki podtrzymał taką hipotezę: „Jeśli został tylko ranny? Następnego dnia ludzie Heydtego wyszli na pobojowisko, starannie dobijali rannych i zabierali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. A jeśli on przypadkowo pozostał przy życiu także i po tym? Jest więcej niż możliwe, że wśród tysiąca trzydziestu poległych grzebano także i rannych. Krążyła pogłoska, a nawet był naoczny świadek, który twierdził, że i poetę wrzucono żywego do masowego grobu. Krzyknął jeszcze z dna dołu: „Nie grzebcie mnie… ja… żyję! – Zdychaj – rozległo się z góry i zwalono na niego martwe ciała” (przekł. Z. Nowakowska).
To krótkie życie i ta śmierć, która z jednej strony pięknie je puentowała, z drugiej jednak jawiła się jako absurdalna, są potem rozpamiętywane bez końca. Znamy mnóstwo literackich świadectw owych rozpamiętywań, oczywiście w większości węgierskich, ale nie tylko. I nie myślę teraz o pismach biografów czy rozważaniach historyków. Chodzi mi o świadectwa poetyckie bądź eseistyczne. Spośród poetów węgierskich współczesnych Petőfiemu bądź niewiele później niż on urodzonych poświęcili mu wiersze zarówno ci wielcy, jak János Arany, Imre Madách czy János Vajda, jak cały szereg tych pomniejszych. (...)
Pamięć o Petőfim na Węgrzech
Fascynacja Petőfim wśród jego rodaków wciąż trwa, a poeci węgierscy kolejnych pokoleń poświęcają mu swoje wiersze. Widzą w nim nie tylko barda Wiosny Ludów, wzorzec poety narodowego czy wręcz – bohatera narodowego, ale też próbują złożyć adekwatny hołd jego tajemniczemu geniuszowi, przeniknąć ową tajemnicę arcypoety. O ile współcześni Petőfiego wypowiadali się czasem krytycznie o jego poezji (nie mówię teraz o tych małych Zoilach, którzy szarpali go za życia), to później, zwłaszcza w XX wieku, dostrzegali jego geniusz nawet ci, którzy – jako poeci – byli mu zasadniczo obcy. Z jednej strony Dezső Kosztolányi, Zsigmond Reményik, Lajos Áprily, z drugiej János Pilinszky czy Sándor Weöres.
Ten ostatni pisał w 1971 roku:
Petőfi, wiecznie młody aniele,
Pełen byłeś słonecznego wesela,
Gniewnej burzy, żywego ognia.
Nie czekałeś ty starości szpetnej,
Życie swe dwudziestosześcioletnie
Do końca wypełniłeś, wychyliłeś do dna.
***
Pamięć o Petőfim w Europie
Znalazł licznych admiratorów i piewców nie tylko we własnej ojczyźnie, lecz także w różnych zakątkach świata, również w Polsce, o czym powiemy szerzej w stosownym miejscu (zob. Petőfi w Polsce w tej książce). Dla wielu twórców literatury, od współczesnych Petőfiemu po naszych współczesnych, ów bard i męczennik węgierskiej rewolucji stał się żywym symbolem i mitem zarazem. Zdumiewające, że tylu poetów – od mniej znacznych po wybitnych – opiewało Petőfiego jako doskonałe ucieleśnienie ideałów spod znaku lutni i miecza. (...)
Faktem jest – powtórzmy – że utwory Petőfiego stanowiły w XIX wieku źródło inspiracji dla wielu poetów środkowoeuropejskich (podobnie jak utwory Mickiewicza), zwłaszcza Słowaków, południowych Słowian, także Rusinów zakarpackich. Oddziaływały też na literaturę niemieckojęzyczną. (...)
Zadziwiająca i zastanawiająca w swej kategoryczności jest też opinia poety angielskiego Johna Ingrama, który do intymnej zażyłości z twórczością Petőfiego doszedł – jak się zdaje – dzięki pośrednictwu Johna Bowringa: „Petőfi jest największym lirykiem świata. Według mnie ucieleśnia on lepiej ducha węgierskości niż jakikolwiek inny poeta ducha swego narodu”.
Podobnych sądów sformułowanych przez bardzo wybitnych cudzoziemców jest oczywiście znacznie więcej. Przytoczmy z nich jeszcze jeden, Czecha Jana Nerudy: „Jest on diamentową klamrą spinającą literaturę węgierską z literaturą światową”.
Petőfi w świadomości kulturalnej Europy
A jednak węgierscy historycy literatury ciągle konstatują – nawet z pewną dozą irytacji – że pomimo tych licznych głosów admiracji ze strony wybitnych twórców z różnych krajów, pomimo wielu przekładów, a w niektórych krajach środkowoeuropejskich ożywionej recepcji (z aktywną rolą Petőfiego jako źródła inspiracji) twórczość ich narodowego poety nie znajduje należnego miejsca w świadomości kulturalnej Europy, w syntezach i kanonach literackich. A czy inaczej jest z Mickiewiczem, Słowackim, Norwidem, Krasińskim, Aranyem, Vörösmartym, Machą, Hviezdoslavem, Szewczenką, Eminescu, Botewem, Żmajem, Mažuraniciem, Preserenem etc., etc.?
Wydaje się, iż powinna z tego płynąć nauka dla nas wszystkich, że musimy być bardziej otwarci i uważni na wartości literackie zrodzone w kulturze tej części Europy. Musimy pamiętać, że w dobie romantyzmu (czy odrodzenia narodowego) poeci środkowo- i wschodnioeuropejscy oddziaływali także na siebie wzajemnie, że istniał tu względnie zamknięty obieg dóbr kulturalnych.
Czy możemy się dzisiaj dziwić bądź gorszyć, że pomija się nas w wielu pisanych na Zachodzie syntezach historycznoliterackich, skoro my sami też się wzajemnie ignorujemy?
Jerzy Snopek
***
Powyższy fragment tekstu pochodzi z książki "Lutnia i miecz", przekład prof. Jerzy Snopek, wyd. Biały Kruk. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Wiadomości o premierach nowych książek Białego Kruka i spotkaniach autorskich prosto na Twoją skrzynkę mailową, a do tego jeszcze prezent - bon 50 zł na zakupy w naszej księgarni internetowej! Dołącz już dziś do grona Czytelników Biuletynu Białego Kruka! Aby to zrobić, kliknij TUTAJ.
Sándor Petőfi. Lutnia i miecz
Sándor Petőfi żył krótko, niespełna 27 lat. Zginął jako adiutant gen. Józefa Bema w okrutnej bitwie z przeważającymi wojskami rosyjskimi pod Szegeszwarem, w gorący lipcowy dzień 1849 roku. Ten młody bohater nie odszedł jednak w zapomnienie, bowiem pozostawił po sobie obfitą spuściznę literacką, która do dziś stanowi tyleż patriotyczną, co romantyczną inspirację Węgrów. Zważywszy na wiek poety, bogactwo jego twórczości jest zdumiewające.
János Pilinszky. Kamień i chleb. Wybór poezji i prozy
János Pilinszky (1921–1981) należy do najbardziej cenionych węgierskich pisarzy XX w. Jeszcze za życia uznano go za czołowego reprezentanta swego pokolenia, otaczając niemal kultem. Jego twórczość, zwłaszcza tajemnicza i przejmująca poezja, wywierała na Węgrów jakby nadprzyrodzony wpływ.
Panorama Siedmiogrodzka
Monumentalne malowidło z 1897 r. ukazujące zdobycie Sybinu w 1849 r. przez powstańców węgierskich pod dowództwem polskiego generała Józefa Bema, na którym przedstawiony został również jego adiutant, węgierski poeta romantyczny Sándor Petőfi. Dzieło nie doczekało się stałej ekspozycji jak Panorama Racławicka. Zostało więc pocięte przez malarza na wiele oddzielnych obrazów, które do dziś wędrują po całym świecie.
PAKIET Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1 i 2 za 138 zł
Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1
Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem w poprzek całego kontynentu zapadła żelazna kurtyna – tymi słynnymi słowami Winston Churchill opisał nową rzeczywistość geopolityczną po drugiej wojnie światowej. Ten kawałek świata nazywany bywa Międzymorzem, zaś dzisiaj coraz częściej można spotkać się z nazwą Trójmorza (Czarne – to trzecie morze).
Na Powrót. Wiersze
Zamieszczone w tym tomie wiersze powstały na przestrzeni wielu lat; mimo swej różnorodności tematycznej stanowią spójną całość. Sam Autor określa ten zbiór mianem „cyklu poetyckiego o duszy w czterech częściach: metafizycznej, katastroficznej, eschatologicznej oraz odrodzeniowej (rewitalizacyjnej)”.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.