Aby dodawać produkty do przechowalni musisz być zalogowany

Kościół na Straży Polskiej Wolności. Tom 4. Czas walki z Bogiem

Tak jeszcze nikt nie przedstawiał dziejów i Kościoła, i narodu - nie tylko w Polsce. Seria wydawnicza Białego Kruka KOŚCIÓŁ NA STRAŻY POLSKIEJ WOLNOŚCI to cztery najwyższej jakości edytorskiej i graficznej tomy ukazujące zależność losów Polaków od wiary katolickiej - i odwrotnie. W czasach, które Boga, Krzyż i Kościół starają się zepchnąć na margines życia narodowego, to dzieło jest pierwszym na taką skalę i niepowtarzalnym świadectwem naszej wdzięczności dla polskiego duchowieństwa, tak bardzo potrzebnego nam w czasach liberalizmu i nihilizmu. Seria podzielona została na cztery chronologiczne części; każdy tom jest niezależnym dziełem wybitnego znawcy tematu. Przekaz wzbogaca świetny materiał ilustracyjny.

Czwarty tom niezwykłej serii jest dziełem jednego z najpopularniejszych obecnie historyków prof. Andrzeja Nowaka (UJ). Nowak ukazuje rolę polskiego kleru i Kościoła w najdramatyczniejszych dla niego chwilach, w latach 1917-1991. Dramatyzmowi czasów odpowiada dramatyzm słowa wybitnego autora wzmocniony jeszcze budzącymi czasem nawet grozę fotografiami. Wiele nieznanych faktów! Kiedy patrzy się z perspektywy czasu na lata 1917-1991, to widać, jak niezwykle mocny musiał być naród polski i Kościół katolicki w obliczu tylu ataków. Nie unicestwiły wiary i polskości ani sowieckie łagry, ani niemieckie krematoria i szubienice, ani stalinowskie więzienia. Ani propaganda, ani brutalna siła. Trwamy!

Wstęp   6

1. Niepodległość – w cieniu czerwonej gwiazdy (1918-1939)   9

2. Czas wojny: świadectwo Kościoła męczeńskiego w umęczonej Polsce (1939-1945)   45

3. „Non possumus” – Kościół wobec naporu stalinizmu (1945-1956)   95

4. Prymas Tysiąclecia – na drodze do wolności narodu (1956-1978)   117

5. Pod opieką Jana Pawła II – droga przez uniesienia i krzyże (1978-1991)   145

3. "Non possumus" - Kościół wobec naporu stalinizmu (1945-1956)

Siła Armii Czerwonej i zgoda przywódców mocarstw anglosaskich w Teheranie, Jałcie i Poczdamie na rozstrzygające znaczenie tej siły w nowym "porządku" na całym obszarze Europy na wschód od Berlina i Wiednia - to były dwa czynniki decydujące o zniewoleniu po 1945 roku tej właśnie części Europy, którą dwadzieścia pięć lat wcześniej osłoniło przed Armią Czerwoną polskie zwycięstwo pod Warszawą. Stalin przesuwał teraz granice i podbijał narody. Józef Mackiewicz, wielki polski pisarz-antykomunista, precyzyjnie opisał sens tej operacji: "Co stanowi o metodzie działania sowieckiego na podbity naród? Tę metodę można by porównać do operacji chirurgicznej, polegającej na wyjmowaniu pacjentowi jego mózgu i serca narodowego. Ale wiemy, że pierwszym warunkiem udanej operacji jest, aby pacjent leżał spokojnie. Gdy się zacznie rzucać, operacja może się nie udać, albo zgoła chirurg może się zaciąć własnym lancetem…" . Do skutecznego przeprowadzenia owej operacji, w odniesieniu do Polski tak ważnej - z punktu widzenia geopolityki Stalina i ideologii komunistycznej - konieczne było usunięcie chrześcijaństwa z rdzenia polskości, "wyjęcie" Kościoła katolickiego z centrum polskiego życia, zepchnięcie go na margines, w końcu - wyeliminowanie. Stalin - wielki anestezjolog rozumiał to doskonale.

Tym razem, inaczej niż podczas "szturmu" w roku 1920, miał dużo czasu na tę operację. Nie musiał się spieszyć. Pierwszy etap owej operacji wyznaczało usunięcie polskości i wspierającego ją Kościoła z ziem zabranych przez Moskwę na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow i ponownie jej przyznanych na mocy umowy teherańskiej Stalina z Churchillem i Rooseveltem w listopadzie 1943 roku. Tu bezwzględna czystka zaczynała się od momentu ponownego wkroczenia na te ziemie Armii Czerwonej na początku 1944 roku. Przeprowadzana była "bez znieczulenia". W styczniu 1945 roku aresztowany został biskup łucki, ks. Adolf Szelążek - osadzony w więzieniu w Kijowie. W tym samym miesiącu NKWD aresztowało arcybiskupa wileńskiego, Romualda Jałbrzykowskiego (osadzony w więzieniu na Łukiszkach). Masowo aresztowani byli księża. Zarówno arcybiskup Jałbrzykowski, jak i biskup Szelążek zostali ostatecznie ze względu na zły stan zdrowia i interwencje Stolicy Apostolskiej zwolnieni - ale zarazem zmuszeni do opuszczenia swoich diecezji i wyjazdu do Polski w jej nowych, drastycznie okrojonych od wschodu granicach. Ich śladem powędrował w kwietniu 1946 roku - wraz z ostatnim transportem przesiedlanej ludności polskiej - arcybiskup lwowski, ks. Eugeniusz Baziak. Zgromadzenia zakonne zostały zdelegalizowane. W 1946 roku w niezwykle brutalny sposób zlikwidowany został także Kościół greckokatolicki - ostoja tożsamości ukraińskiej na terenie lwowskiego, Wołynia i Podola . Na ziemiach włączonych do Białoruskiej, Ukraińskiej i Litewskiej Socjalistycznych Republik Sowieckich systematycznie likwidowano "punkty oporu Watykanu" (jak to określali funkcjonariusze partii komunistycznej odpowiedzialni za ten odcinek "frontu") - czyli kościoły i księży. W 1946 roku pełnomocnik Rady ds. Kultów Religijnych przy Radzie Ministrów Białoruskiej SRS meldował z dumą na przykład, że udało mu się zlikwidować 84 takie punkty (kościoły) oraz 107 księży.

Jak długo trwała na tym terenie walka polskiej partyzantki, tak długo byli przy niej księża kapelani (na samej Wileńszczyźnie ok. 130). Wyłapywani przez NKWD, trafiali do łagrów w Kazachstanie lub na Syberii z wyrokami 25 czy co najmniej 10 lat pracy przymusowej (formalnie kara śmierci została w ZSRS zniesiona, choć tylko na trzy lata, w maju 1947 roku - ostatnie wyroki śmierci na księżach polskich zostały wykonane na ks. Mikołaju Tapperze z Ejszyszek w maju 1945 roku oraz na ks. Antonim Juchniewiczu, współpracującym z łotewską partyzantką antysowiecką - w lutym 1947 roku). Dopóki mogli być ze swymi współwyznawcami, z rodakami - wspierali ich duchowo w coraz bardziej rozpaczliwej walce o religijną i narodową tożsamość. Nie ustawali w tej duszpasterskiej i zarazem patriotycznej pracy nawet w obozach.

Takie heroiczne przykłady walki o zachowanie wewnętrznej przynajmniej wolności swoich współobozowych "owieczek" dawali m.in. ks. Władysław Bukowiński, ks. Wojciech Olszowski, ojciec (franciszkanin) Władysław Kiernicki, później także ojciec Serafin Kaszuba (kapucyn) i dziesiątki innych. Przypomnijmy jeden tylko przykład tej walki o duchową wolność w samym centrum zniewolenia: posługę ks. Bukowińskiego. Pierwszy raz aresztowany przez NKWD w 1940 roku, a ponownie razem z biskupem Szelążkiem w 1945 roku, skazany jako "agent Watykanu", trafił najpierw do pracy przy wyrębie lasu koło Czelabińska na Uralu, a potem do kopalni miedzi koło Karagandy w Kazachstanie. Udzielał potajemnie sakramentów, odwiedzał chorych w łagrowym szpitalu, urządzał spotkania religijne z chrześcijanami różnych wyznań. Z jego inicjatywy w 1954 roku więźniowie muzułmanie zastąpili w pracy więźniów katolików w Wielkanoc, a katolicy muzułmanów w dniu zakończenia ich święta - ramadanu. Prowadził ściśle konspiracyjne wykłady z historii Kościoła i Polski. Po wyjściu na wolność pozostał w Kazachstanie, gdzie pełnił funkcję duszpasterza zesłanych tam Polaków i Niemców. Aresztowany po raz kolejny za swe nielegalne oczywiście duszpasterstwo, spędził w latach 1958-1961 następny wyrok w obozie, by zaraz po wyjściu ponownie wrócić do zakazanego "procederu" religijnej posługi dla wiernych w Kazachstanie i Tadżykistanie. Został z nimi do końca - zmarł w Karagandzie w 1974 roku.

Polskość pozostawiona poza nowymi granicami, wytyczonymi w Teheranie, trwała wokół zdziesiątkowanych falami prześladowań kościołów katolickich i działających przy nich - zarówno legalnie, jak i nielegalnie - kapłanów.

Od 1945 roku władza sowieckiego ośrodka totalitarnej utopii sięgnęła jednak już nie tylko wschodnich kresów polskości, ale jej nadwiślańskiego rdzenia, w granice zakreślone dla Polski przez nowy "porządek" geopolityczny. Tu pierwszym celem moskiewskiego centrum było usadowienie jego namiestników za sterem politycznej władzy. W tej fazie, trwającej aż do ostatecznego wyeliminowania legalnej opozycji z życia publicznego w Polsce, czyli do początku 1947 roku, frontalny atak na Kościół mógł przynieść więcej szkód niż pożytku. Od początku jednak nowe władze starały się osłabiać pozycję prawną Kościoła i jego instytucjonalne zakorzenienie w polskim społeczeństwie, atakować propagandowo jego zasługi w historii polskiego oporu przeciw okupacyjnemu zniewoleniu, a przede wszystkim tępić bezwzględnie każdy przejaw roli Kościoła jako oparcia dla działań antykomunistycznej opozycji.

Z jednej strony więc pozwolono już w sierpniu 1944 roku na uruchomienie na powrót Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; nie protestowano przeciw lekcjom religii w przywracanych do życia polskich szkołach; zgodzono się na reaktywację kościelnej instytucji charytatywnej "Caritas"; arcybiskup metropolita krakowski, Adam Sapieha, uznawany za największy autorytet Kościoła w kraju po zakończonej okupacji niemieckiej traktowany był z formalną rewerencją przez wysłanników nowej władzy i bez przeszkód uzyskał jej zgodę na wydawanie (od końca marca 1945 roku) "Tygodnika Powszechnego" jako organu krakowskiej Kurii Metropolitalnej. Wyznaczony przez Stalina rząd dla Polski nie był jeszcze wtedy uznany przez mocarstwa zachodnie - dlatego zabiegał jeśli nie o poparcie, to przynajmniej o neutralność Kościoła.

Zaraz jednak po powołaniu w końcu czerwca 1945 roku tzw. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i jego uznaniu przez większość państw (także mocarstw zachodnich), komunistyczny ośrodek nowej władzy zdecydował się na wypowiedzenie konkordatu ze Stolicą Apostolską. Stało się to 12 września 1945 roku. W ślad za tym rozpoczęła się akcja laicyzacyjna przeprowadzana pod hasłami "wyzwalania" społeczeństwa polskiego z "jarzma" kościelnej dominacji. Już 13 września podjęto pierwsze kroki w stronę wyeliminowania religii ze szkół: okólnik ministra oświaty uczynił od tego dnia religię przedmiotem nadobowiązkowym, szybko zredukowano także liczbę godzin na jej naukę do jednej tygodniowo. 25 września 1945 roku wprowadzono prawo o obowiązku ślubów cywilnych oraz o rozwodach. Kościół protestował przeciwko narzucanemu w ten sposób przymusowi udziału katolików w traktowanej przez nich jako obca ceremonii świeckiej. Wobec przygotowań do wprowadzenia nowego prawa głos zabrał arcybiskup Sapieha: "Czy to jest wolnością, czy to jest równym prawem, gdy katolikom chce się narzucić śluby cywilne, naruszając wiarę katolicką? […] Katolicy nikomu nie przeszkadzają, by żył wedle swej wiary i swoich przekonań, więc i my katolicy mamy prawo żyć wedle swej wiary i domagać się wolności sumienia i by małżeństwa katolików zawarte w formie kościelnej były uszanowane, a nie przymuszano nas do ślubów cywilnych" . Stopniowe "dezynfekowanie" przestrzeni publicznej z jakichkolwiek śladów chrześcijańskiej tożsamości, utrwalonej przez tysiącletnią tradycję i wiarę przeszło 90 procent aktualnie żyjących obywateli, było jednak przez nową władzę konsekwentnie prowadzone aż do swoistego zwieńczenia w postaci dekretu rządowego z 5 sierpnia 1949 roku "o wolności sumienia i wyznania". Owa "wolność" polegała na tym, iż na podstawie dekretu skazywani byli w kolejnych latach głównie księża i wierni katoliccy, którzy chcieli bronić prawa do wyznawania swej wiary . Trwała jednocześnie nadal zbrojna walka o niepodległość. Przeciwko masowej wciąż w 1945-1946 roku partyzantce antykomunistycznej walczyły dwie dywizje NKWD rozlokowane w Polsce, a także wspierające je - organizowane pod okiem fachowców z moskiewskiej centrali - nowe formacje policyjno-wojskowe rządów Bieruta i Gomułki. Księża kapelani nadal wspierali "ludzi leśnych" w tej walce służbą duszpasterską - aż do końca. Symbolem tej postawy stał się ojciec Władysław Gurgacz. Młody jezuita już w 1945 roku jako szpitalny kapelan w Gorlicach nawiązał kontakty z "żołnierzami wyklętymi". Nie ukrywający także w kazaniach głoszonych w następnym roku w Krynicy swego stosunku do zbrodni funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP), sam stał się bezpośrednio zagrożony ich działaniami w 1948 roku. Wówczas zdecydował się dołączyć jako kapelan do trwającej na Sądecczyźnie partyzantki Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Schwytany w lipcu 1949 roku, w następnym miesiącu osądzony na pokazowym procesie w Krakowie, który miał zrobić z katolickiego księdza herszta "krwawej bandy", został skazany na karę śmierci. Życie mógł uratować tylko przez podjęcie proponowanej mu współpracy z UB. Nie podjął jej - został stracony w krakowskim więzieniu na ul. Montelupich we wrześniu 1949 roku.

Represjonowanych było nie tylko dziesiątki kapelanów podziemnej walki, ale także setki księży współpracujących z legalną opozycją (PSL Stanisława Mikołajczyka) lub choćby tylko zachęcających w swoich kazaniach wiernych do trwania w nadziei na niepodległość. Do 1949 roku aresztowanych było nie mniej niż 800 księży, kilkudziesięciu zostało skrytobójczo zamordowanych przez "nieznanych sprawców".

***

To były swoiste ramy, w jakich zamykały się pierwsze lata życia Kościoła katolickiego w nowym państwie, po hekatombie czasu II wojny światowej. Kościół wychodził z wojny osłabiony swoimi wielkimi ofiarami, ale zarazem wzmocniony autorytetem, jaki potwierdziła jego rola w oporze Polaków przeciw niemiecko-sowieckiej niewoli. Paradoksalnie, nowy kształt terytorialny Polski, w połączeniu z przymusowym transferem ludności, a także z tragicznymi skutkami samej wojny i polityki okupantów sprawił, że pozycja Kościoła stawała się jeszcze istotniejsza niż przed wojną. Po odcięciu kresów wschodnich, po Holocauście ludności żydowskiej, po wypędzeniu ludności niemieckiej i wysiedleniach Ukraińców za wschodnią granicę przy jednoczesnym przesiedleniu wieluset tysięcy Polaków zza linii Curzona do nowej Polski - społeczeństwo tejże nowej Polski było niemal homogeniczne narodowościowo i wyznaniowo: tworzyli je w ponad 95 procentach Polacy katolicy lub przynajmniej ludzie wychowani w kręgu tradycji katolickiej. Dla nich - po likwidacji partii opozycyjnych przez nową władzę - Kościół pozostawał w naturalny sposób jedynym niezależnym autorytetem. Komunistyczne władze dążyły do sparaliżowania tego autorytetu jako ostatniego bastionu niepodległych postaw w społeczeństwie. Kościół natomiast starał się ochronić w owych pierwszych latach po wojnie swe instytucjonalne podstawy i zarazem umocnić swe więzy ze społeczeństwem, by skuteczniej realizować religijną i zarazem patriotyczną misję w warunkach narzuconych przez totalitarną władzę.

Dzięki zgodzie papieża Piusa XII (w marcu 1946 roku) na połączenie funkcji arcybiskupa gnieźnieńskiego z metropolią warszawską Kościół zyskiwał także zdecydowane kierownictwo w osobie prymasa, tak potrzebne w okresie walki - walki o przetrwanie samego Kościoła i o duszę całego narodu. Kardynał August Hlond, zaraz po powrocie do Polski w lipcu 1945 roku, podjął wraz z pozostałymi biskupami pracę nad odbudową kościelnych struktur. Uzyskał (8 lipca) specjalne pełnomocnictwa od Piusa XII w tej materii, które wykorzystał do zreorganizowania diecezji na wielkim obszarze ziem zachodnich przekazanych Polsce decyzjami zwycięskich mocarstw z Jałty i Poczdamu. Wobec dokonującego się na podstawie tych samych decyzji zwycięzców masowego exodusu ludności niemieckiej (wraz z duchowieństwem) oraz napływu ludności polskiej na owe ziemie, kardynał Hlond, zgodnie także z elementarną polską racją stanu, błyskawicznie - bo już 15 sierpnia - utworzył pięć administratur apostolskich: dla diecezji gdańskiej, warmińskiej, Gorzowa (poprzednio częściowo archidiecezja berlińska, częściowo wrocławska), Śląska Opolskiego oraz Dolnego Śląska we Wrocławiu. Ten krok dawał nie tylko szansę na skuteczną opiekę duszpasterską nad nowymi mieszkańcami tzw. Ziem Odzyskanych, ale także tworzył przesłankę do stabilizacji organizacji kościelnej w nowych granicach Polski, niezależnie już od niemieckiej hierarchii.

Odbudowa zniszczonych kościołów (do 1952 roku odbudowano 252 świątynie), najczęściej zabytkowych, tworzących istotną część dziedzictwa kulturowego Polaków, odtworzenie seminariów, sieci parafialnej, szpitali i zakonnych domów dziecka, a zarazem rozwinięcie na ogromną skalę akcji pomocy społecznej przez "Caritas" (korzystało z niej jeszcze w 1949 roku blisko milion podopiecznych) - to wszystko także mocno wpisywało Kościół w powojenne losy społeczeństwa polskiego. Unikając frontalnej konfrontacji z komunistycznymi władzami, Kościół nie rezygnował jednak zarazem z roli głosu "ubezpieczającego wolność" - coraz widoczniej przez te władze deptaną. Tak było już w maju 1946 roku, po brutalnym stłumieniu masowych protestów, zwłaszcza młodzieży, związanych z rocznicą Konstytucji 3 Maja, a także wobec narastającej fali terroru policyjnego, która miała przygotować zbliżające się w czerwcu referendum. Biskupi polscy protestowali wtedy i ostrzegali władze specjalnym listem wydanym 24 maja: "Skargi na […] gwałcenie wolności osobistej, na zabijanie bez sądowego udowodnienia winy, są głośne i powszechne. […] To niesłychane w dziejach gwałcenie przyrodzonych praw człowieka i poniżanie jego godności ludzkiej musi się odbić niekorzystanie na losach całego Narodu".

Kiedy kilka tygodni później doszło do - najprawdopodobniej celowo sprowokowanego przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa - pogromu ludności żydowskiej w Kielcach, z natychmiastowym bezapelacyjnym potępieniem tego straszliwego mordu wystąpił biskup częstochowski, Teodor Kubina. Biskup kielecki, Czesław Kaczmarek, widział w pogromie przede wszystkim wymierzoną w dobre imię Polski prowokację komunistyczną. Sam prymas Hlond w specjalnym oświadczeniu, także potępiając okrutny mord, wskazywał, że zaangażowanie wielu Żydów, ocalałych (nierzadko dzięki ofiarnej pomocy Kościoła) z Holocaustu, w ścisłą współpracę z komunistycznymi władzami "psuje atmosferę" powojennych stosunków polsko-żydowskich. Podkreślał także, iż w Polsce po 1945 roku są mordowani nie tylko Żydzi, ale w bez porównania większej liczbie Polacy - bez żadnych protestów czy reakcji ze strony opinii społeczeństw i rządów zachodnich.

Rzeczywiście obszar wolności dla Polaków, nawet tej wewnętrznej, którą starał się chronić Kościół, kurczył się w Polsce pod rządami Bieruta błyskawicznie. To był czas zapełnionych polskimi patriotami obozów pracy (m.in. w Łambinowicach, Potulicach, Warszawie, Jaworznie - gdzie obok polskiej młodzieży trafiali masowo także Ukraińcy), więzień i aresztów śledczych MBP - z najbardziej osławionymi placówkami na warszawskim Mokotowie, w bydgoskim Fordonie, we Wronkach, na zamku w Lublinie, w Rzeszowie, na Montelupich w Krakowie. Zabitych, zamęczonych, zakatowanych było kilkadziesiąt tysięcy osób. Ponura farsa sfałszowanych wyborów, przeprowadzonych w styczniu 1947 roku w atmosferze powszechnego zastraszenia i licznych mordów politycznych przeciwników komunistycznej władzy jednoznacznie przekreślała ostatnie nadzieje na ocalenie jakiegoś skrawka wolności. Kościół starał się mimo wszystko taką nadzieję ocalić, skupiając wokół siebie masy wiernych. To był zamysł wielkich uroczystości zorganizowanych z inicjatywy prymasa Augusta Hlonda na Jasnej Górze 8 września 1946 roku, kiedy w obecności blisko miliona wiernych biskupi dokonali aktu poświęcenia Narodu Niepokalanemu Sercu Maryi, a także podobnego w swej masowej skali spotkania w rocznicę tego aktu - także pod Jasną Górą. Pokazać ludziom, że nie są sami, że tworzą razem jakąś siłę, że znajduje ona moralne oparcie w Kościele - to był sens tego swoistego duszpasterstwa narodowego, które kontynuował prymas Hlond. Właśnie po spotkaniu w 1947 roku biskupi wydali 8 września dramatyczny list pasterski (odczytany w kościołach całej Polski 28 września), w którym protestowali przeciwko systematycznemu ograniczaniu praw ludzi wierzących, przeciw narastającej indoktrynacji antyreligijnej młodych ludzi, nasilaniu cenzury.

Odpowiedź władz była natychmiastowa. 13-15 października w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego odbyła się pierwsza ogólnokrajowa narada "aktywu kierowniczego", której wyłącznym tematem była walka z Kościołem. Główny referat wygłosiła pułkownik Julia Brystygierowa, kierująca V Departamentem MBP, zajmującym się "rozpracowaniem Kościoła katolickiego". Narada zaowocowała swoistym ośmioletnim planem działań mających ostatecznie rozbić i sparaliżować Kościół. Zadaniem tym trudniło się w końcu lat czterdziestych około 2 tysięcy pracowników MBP, wspieranych przez dwukrotnie większą liczbę informatorów, a także przez specjalne komórki Informacji Wojskowej. W 1948 roku już ponad 400 księży siedziało w komunistycznych więzieniach.

Coraz bardziej dalekosiężne plany rozpatrywały centralne władze partyjne. Biuro Polityczne PPR już w listopadzie 1947 roku otrzymało taki strategiczny scenariusz zniszczenia Kościoła: Warto go zacytować: "Kościół jest w Polsce wielką, materialną siłą hamującą, ponieważ koncentruje w sobie filozoficzne treści nadbudowy ideologicznej reakcji i nieustannie przekłada je na masy. […] W związku z powyższym Państwo Ludowe musi działać aktywnie w kierunku redukcji siły Kościoła. Kierunki akcji: 1. Rozklinowanie w opinii inteligencji humanistycznej siły patriotyzmu od Kościoła. Jest to droga poderwania bazy inteligenckiej, bardzo żywotnej aktualnie. Jest to problem patriotyzmu nowego typu. 2. Laicyzowanie szerokich mas ludowych […] Partia odcina Kościół od bazy ekonomicznej w sposób realny i bolesny dla Kościoła i niezauważalny dla mas wyznawców. […] Niedopuszczenie za żadną cenę do powstania partii katolickiej […]. Włączenie szerokich mas w wielkie przeżycia zbiorowe - święto gór, lasu, morza, matki, dziecka, tysięcznej obrabiarki, setnej kamienicy, itp. Na tej drodze systematycznie z 'Kościoła wszędzie' przechodzimy w fazę 'Kościół nigdzie'. […] Na drodze poderwania bazy w inteligencji humanistycznej, drobnomieszczaństwie, laicyzacji mas - wyłączamy stopniowo z obszaru oddziaływania Kościoła wszystkie elementy zdrowe i żywotne. Pozostawiamy żebractwo zakrystyjne i ciemnotę podkościelną".

Nasiliło się rugowanie religii ze szkół; usunięto (ostatecznie w 1949 roku) księży ze szpitali państwowych, nasilano radykalnie antykościelną propagandę. Jako okazję wykorzystywano m.in. skierowanie przez Piusa XII listu do biskupów niemieckich 1 marca 1948 roku, w którym znalazły się słowa ubolewania nad losem milionów wypędzonych. Ten list władze komunistyczne nagłośniły niebywale (wcześniejszy list papieża, poświęcony losowi polskich wygnańców ze wschodu - cenzura zatrzymała). Organizowano masowe wiece z udziałem robotników, młodzieży, w których potępiano "reakcyjnie i antypolsko nastawiony kler". Jerzy Urban (wstąpił do komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej jako piętnastolatek w 1948 roku) zapisał w swej pamięci ten właśnie "bohaterski" czas, kiedy chodził po Łodzi z grupą kolegów zetempowców, śpiewając: "Wara od Odry, od Nysy wara, od naszych granic precz. / Ziemia to nasza, piastowska stara. Zachód to nasza rzecz. / Nie papież nam Wybrzeże dał, nie Śląsk biskupów był. / Ziemię tę polski żołnierz krwią zlał, na niej praojciec żył". Młody Urban dodawał do tej piosenki własny, nieskomplikowany refren: "papież-pies!". Na próbę buntowania młodego pokolenia przeciw pokoleniu rodziców, przeciw tradycji i przeciw Kościołowi, odpowiedzią było wzmocnienie duszpasterstwa parafialnego, rozwinięcie - często potajemne - duszpasterstwa akademickiego. Karierę robiła wtedy śpiewana przez młodzież pieśń "My chcemy Boga, Panno Święta…" - przeciwstawiana bojowym przyśpiewkom młodych komunistów.

Walka o Polskę przekształcała się w coraz bardziej otwartą konfrontację komunistycznego państwa z Kościołem. Stalin zdecydował się w tej sprawie udzielić osobistych wskazówek Bolesławowi Bierutowi podczas wizyty tego ostatniego w Moskwie, 1 sierpnia 1949 roku. Stalin tłumaczył, jak poradzić sobie z Kościołem - ostatnią przeszkodą na drodze do totalnej kontroli nad polskim społeczeństwem: "Przy klerze nie zrobicie nic, dopóki nie dokonacie rozłamu na dwie odrębne i przeciwstawne sobie grupy; propaganda masowa, to rzecz konieczna, ale samą propagandą nie zrobi się tego, co potrzeba… nie nastawiacie się na rozłam… bez rozłamu wśród kleru nic nie wyjdzie".

Decydujący moment tej walki przypadł na czas ingresu nowego prymasa. Kardynał Hlond zmarł nieoczekiwanie 22 października 1948 roku. Na łożu śmierci przekazał swemu sekretarzowi, ks. Antoniemu Baraniakowi, instrukcję, by napisać do papieża z propozycją nominowania na stolicę warszawsko-gnieźnieńską stosunkowo młodego, 47-letniego biskupa lubelskiego - Stefana Wyszyńskiego. Pius XII przyjął tę sugestię. Uroczysty ingres nowego Prymasa do obu katedr odbył się w lutym 1949 roku (2 - do gnieźnieńskiej, 9 - do warszawskiej). Na trasie przejazdu z Gniezna do Warszawy "nieznani sprawcy" rozciągnęli "stalową linę, umocowaną do drzew, na wysokości szyb samochodowych" . Tak "łatwo" jednak nie udało się rozwiązać problemu polskiego Kościoła. Nowy Prymas przeżył - i ruszył na spotkanie ze swoimi obowiązkami, ze swoją misją pod hasłem jakże bliskim późniejszym o lat trzydzieści słowom otwierającym uniwersalną posługę innego wielkiego człowieka polskiego Kościoła. Swoim nowym "owieczkom", milionom polskich katolików Prymas Stefan Wyszyński odważył się na progu roku 1949 rzucić te właśnie słowa: "Sursum corda! Wzmocnijcie ręce opadłe - a kolana omdlałe pokrzepcie! Rzeczcie bojaźliwym: 'Wzmocnijcie się, a nie bójcie się' (Iz 35, 3-4)".

***

Hasło "Nie lękajcie się" było w roku 1949 niezwykle Polakom potrzebne. By spełnić zawartą w nim obietnicę, Prymas Wyszyński i polski Kościół musiał przejść długą drogę. Zaczynała się ona dramatycznie. Komunistyczne władze brutalnie realizowały swój program. Jeszcze w 1948 roku zlikwidowały "Tygodnik Warszawski", ukazujący się od 1945 roku, bardziej zaangażowany w polemikę polityczną i światopoglądową z komunistami niż krakowski "Tygodnik Powszechny". To był ostatni przyczółek niezależnej refleksji politycznej w Polsce. Z inicjatywy pułkownik Brystygierowej aresztowany został ks. Zygmunt Kaczyński, redaktor naczelny, i wszyscy jego najważniejsi współpracownicy (wśród nich m.in. Jerzy Braun, Kazimierz Studentowicz, Wiesław Chrzanowski). W procesach toczących się przed sądami wojskowymi cała, kilkunastoosobowa grupa współtwórców "Tygodnika Warszawskiego" została skazana na kary od 6 lat do dożywotniego więzienia. Ksiądz Kaczyński został w mokotowskim więzieniu zamęczony - zmarł w maju 1953 roku.

Rozprawa z "Tygodnikiem Warszawskim" była ostatecznym sygnałem ze strony władzy: żadnej legalnej polemiki politycznej nie wolno z nią podejmować. Oznaki przejścia do fazy rozbijania samego Kościoła pojawiły się niemal równocześnie. W 1949 roku rozpoczęto na wielką skalę kampanię propagandową przeciwko biskupowi katowickiemu, ks. Stanisławowi Adamskiemu, a także biskupowi kieleckiemu, ks. Czesławowi Kaczmarkowi, którzy mieli zostać napiętnowani (całkowicie bezpodstawnie) jako hitlerowscy kolaboranci. Drugim krokiem było zorganizowanie przez władze grupy "księży demokratów", zainicjowane 1 września 1949 roku. Tzw. księża pozytywni, zrzeszeni w oficjalnym Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBOWiD), głównie wywodzący się ze skłóconych z różnych powodów z Episkopatem byłych kapelanów "ludowego" Wojska Polskiego, zaczęli otwarcie, pod skrzydłami UB, występować przeciwko "reakcyjnej" linii biskupów. W styczniu 1950 roku władze państwowe dokonały zaboru kościelnej organizacji charytatywnej "Caritas", przekazując jej majątek właśnie ruchowi księży, nazwanych wówczas "patriotami". W ten sposób "księża patrioci", odgrywający faktycznie rolę V kolumny w polskim Kościele, zyskali potężne narzędzie pozyskiwania kolejnych zwolenników - choćby poprzez rozdział dóbr materialnych między kapłanów. W tej roli wspierała ruch "księży patriotów" i intencje władz komunistycznych grupa tygodnika "Dziś i Jutro", formalnie katolickiego, a faktycznie służącego także - pod przewodnictwem Bolesława Piaseckiego - celom rozbijania Kościoła od środka. Księża niepokorni byli coraz częściej aresztowani.

Wszystkie te posunięcia miały "zmiękczyć" Prymasa, złamać wolę oporu Kościoła jako ostatniego przyczółka obrony polskiej wolności. Władze chciały, by Kościół podpisał z nimi "porozumienie" - na warunkach podyktowanych przez Biuro Polityczne KC PZPR. 14 kwietnia 1950 roku trzech wydelegowanych przez Episkopat biskupów i trzech przedstawicieli strony partyjno-rządowej podpisało istotnie deklarację o stosunkach państwo-Kościół, formalnie regulującą stan rzeczy w tej materii. To nie była jednak linia kapitulacji Kościoła, ale przyjęta przez Prymasa Wyszyńskiego linia formalnego bodaj zabezpieczenia minimalnych warunków prowadzenia przez Kościół misji duszpasterskiej (utrzymanie nauki religii, KUL-u, obecności duszpasterzy w więzieniach, wojsku, szpitalach, utrzymanie samych zakonów - w innych krajach "socjalistycznych" już wcześniej zlikwidowanych). Ta misja równoznaczna była w tamtym czasie z misją ratowania polskiego ducha przed dyktatem ideologicznym totalitarnej monopartii. Odetchnąć przed nową falą represji - to był cel, który polski Kościół w tym momencie osiągnął: za cenę zadeklarowanej rezygnacji z popierania "jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej".

Z perspektywy czasu okazało się, że wybór tej strategii był trafny. Gdy w innych krajach "bloku sowieckiego" Kościół katolicki i inne istotne związki wyznaniowe zostały całkowicie rozbite lub zepchnięte do podziemia, w Polsce społeczeństwo miało po 1950 roku wciąż silnego, legalnego sojusznika w walce o przetrwanie. Władze nie przestrzegały "porozumienia", ale samo jego podpisanie krępowało lub bodaj opóźniało podejmowanie nowych akcji antykościelnych. Co najważniejsze jednak - władzom nie udało się skutecznie podzielić Kościoła w Polsce na "postępowy" i "wsteczny", wedle polecanej przez Stalina receptury. Komuniści nie ustawali w wysiłkach, by do tego doprowadzić, ale - jak się okazało - mieli na to już za mało czasu. Najbliższe lata były jednak niewątpliwie najcięższymi w historii Polski pod ich rządami.

Przypomnijmy: rok 1951 rozpoczęło aresztowanie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, oskarżonego o kolaborację z Niemcami, "faszyzację kraju", jak i o szpiegostwo na rzecz USA i Watykanu. Zaraz potem (26 stycznia) władze usunęły i faktycznie internowały z ziem zachodnich administratorów apostolskich, podnosząc po raz kolejny na wielką skalę propagandowy zarzut, że Kościół nie chce zrezygnować z tymczasowego charakteru swej organizacji na tych ziemiach, a zatem podważa polską rację stanu. Do owej akcji wykorzystywano umacniany systematycznie ruch "księży patriotów". Obdarowano go własnym tytułem prasowym - "Głos Kapłana", a następnie "Ksiądz Obywatel", opornych zapędzano strachem lub zebranym przez tajnych informatorów materiałem kompromitującym. W ten sposób udało się przeprowadzić z udziałem blisko półtora tysięcy księży zjazd we Wrocławiu (w grudniu 1951 roku) pod hasłami krytyki Episkopatu i Watykanu za "politykę" w kwestii ziem zachodnich. Wspierała te działania utworzona z inicjatywy Bolesława Piaseckiego "Komisja Intelektualistów i Działaczy Katolickich". Choć w następnych latach odbywały się jeszcze liczniejsze zjazdy i manifestacje "księży patriotów", ruchowi nie udało się doprowadzić do ostatecznego rozłamu w Kościele.

Episkopat zachowywał wciąż jedność w najważniejszych sprawach. Ubył z niego wielki duchem metropolita krakowski, kardynał (otrzymał tę godność wreszcie w 1946 roku) Adam Sapieha, który zmarł 23 lipca 1951 roku. W kilkunastu ostatnich miesiącach życia sędziwy metropolita spodziewał się uwięzienia przez UB. Przygotował nawet na tę okoliczność w marcu 1950 roku specjalne oświadczenie, obawiając się wymuszenia torturami nieprawdziwych zeznań: "W razie, gdybym został aresztowany, stanowczo niniejszym oświadczam, że wszelkie moje tam złożone wypowiedzi, prośby i przyznania się są nieprawdziwe. Nawet, gdyby one były wygłaszane wobec świadków, podpisane, nie są one wolne i nie przyjmuje je za swoje" . Kardynał zdążył umrzeć zanim te obawy mogły się ziścić. Przekazał jeszcze rządy diecezją swemu wikariuszowi generalnemu (wygnańcowi ze Lwowa) Eugeniuszowi Baziakowi - i to właśnie na następcę spadły ciosy, które miały ugodzić w wielki autorytet zmarłego księcia-metropolity. W listopadzie 1952 roku grupa dwudziestu funkcjonariuszy UB wkroczyła do pałacu biskupów krakowskich. Głównym celem rewizji było znalezienie przechowywanej w pałacu dokumentacji zbrodni katyńskiej, a także jakichkolwiek materiałów, które pomogłyby sfabrykować zarzuty hańbiące krakowską kurię: niedozwolony obrót dewizami oraz dziełami sztuki, szpiegostwo itp. Wkrótce aresztowano arcybiskupa Baziaka oraz biskupa pomocniczego Stanisława Rosponda, a w styczniu 1953 roku wytoczono przed sądem wojskowym proces pokazowy grupie księży i cywilnych pracowników kurii. Na procesie "księdza Lelity i innych agentów wywiadu amerykańskiego" zapadły trzy wyroki śmierci i jeden dożywotniego więzienia. W histerycznej nagonce prasowej sięgnięto nawet do Związku Literatów Polskich w Krakowie, którego członkowie (m.in. Jan Błoński, Andrzej Kijowski, Henryk Markiewicz, Bruno Miecugow, Sławomir Mrożek, Julian Przyboś, Wisława Szymborska) potępili "tych dostojników z wyższej hierarchii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniom antypolskim i okazywali zdrajcom pomoc, oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne".

Do podobnej kategorii "zdrajców" zaliczono biskupa katowickiego, Stanisława Adamskiego, kiedy ten (w październiku 1952 roku) wystosował do wiernych odezwę z protestem przeciwko naruszaniu przez państwo porozumienia z kwietnia 1950 roku i dalszemu rugowaniu religii ze szkół. Biskup Adamski oraz jego wikariusz, biskup Herbert Bednorz (przejściowo aresztowany) zostali usunięci ze swojej diecezji. Setki księży i tysiące wiernych, którzy podpisali apel przeciwko usuwaniu religii ze szkół, zostało poddanych brutalnym prześladowaniom.

Władze zdecydowały się w końcu na ostateczną próbę sił: Rada Państwa wydała 9 lutego 1953 roku "Dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych", który miał uzależnić w pełni obejmowanie stanowisk kościelnych od zgody władz państwowych (czyli partii komunistycznej) oraz obwarować ich zajęcie uprzednim złożeniem "ślubowania na wierność Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Obrona niezależności ostatniej instytucji jeszcze nie podporządkowanej totalitarnemu państwu była sprawą nie

Artur Dmochowski, „Gazeta Polska Codziennie”

Najnowsza książka autorstwa popularnego historyka prof. Andrzeja Nowaka pokazuje, jak najświętsze wartości próbowano zepchnąć na margines życia narodowego, zniszczyć wolność i Kościół. Książka zawiera wiele nieznanych faktów. Tak chyba jeszcze nikt nie przedstawiał dziejów Kościoła i narodu – nie tylko w Polsce.

Joanna Szczerbińska, „Niedziela”

Jako pierwszy w serii „Kościół na straży polskiej wolności” ukazał się tom IV, mówiący o czasach współczesnych, o latach 1918-91. To „Czas walki z Bogiem” – znamienny tytuł! – autorstwa wybitnego historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego – prof. Andrzeja Nowaka, człowieka obdarzonego nie tylko wielką wiedzą, ale i świetnym piórem. Powodem i okazją rozpoczęcia serii od ostatniego tomu stała się przypadająca w grudniu br. 30. rocznica wprowadzenia stanu wojennego – w tym bowiem jakże ponurym w naszych najnowszych dziejach okresie Kościół dawał wszystkim schronienie, był ostoją najpiękniejszych wartości.

Piotr Łuczuk, niezalezna.pl

Najnowsza książka prof. Andrzeja Nowaka pt. „Czas walki z Bogiem” rozpoczyna wyjątkową serię „Kościół na straży polskiej wolności” ukazującą zależność losów Polaków od wiary katolickiej – i odwrotnie. (…)

„Czas walki z Bogiem” to dzieło jednego z najwybitniejszych współczesnych historyków, który ukazuje rolę polskiego kleru i Kościoła w najbardziej dramatycznych dla niego okresach. Publikacja została podzielona na pięć głównych rozdziałów koncentrujących się wokół przełomowych dla Polski wydarzeń XX wieku. (…) Album zawiera także wiele archiwalnych fotografii, które w poruszający sposób ukazują realia Polski XX wieku.

Czytelników, którzy kupili tę książkę, zainteresowało również:

Opinie o produkcie (0)

do góry

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl