Wojenna Wigilia w okopach. Opowieść w rocznicę bitwy pod Łowczówkiem
Boże Narodzenie 1914 r. legioniści I Brygady spędzili w okopach. Pod Łowczówkiem w galicji odpierali zacięte ataki żołnierzy rosyjskich. Fot. z miesięcznika WPiS. 15 listopada 1914 r. naczelny wódz armii austro-węgierskiej arcyksiążę Fryderyk Habsburg mianował Józefa Piłsudskiego brygadierem. Nominacja ta, a także fakt, że dowodzony przez Komendanta 1. Pułk Legionów ze względu na napływ ochotników znacznie już przekroczył stan liczbowy zwykłego c.k. pułku piechoty, pozwalały mieć nadzieję, że Austriacy niebawem rozwiną oddział w brygadę. I rzeczywiście, 19 grudnia 1914 r. austriackie dowództwo wydało rozkaz przekształcający pułk w samodzielną brygadę oznaczoną numerem I. Tak oto (...) powstała I Brygada Legionów Polskich, jednostka, która dzięki patriotyzmowi i poświęceniu jej żołnierzy i dowódców przeszła do narodowej legendy i historii.
Po formalnym powołaniu brygady, która po walkach w Kongresówce, a potem na Podhalu stacjonowała teraz w Nowym Sączu, przystąpiono do prac reorganizacyjnych. Z dotychczasowych batalionów I i III utworzono 1. pułk piechoty pod dowództwem mjr. Edwarda Rydza-Śmigłego, natomiast z batalionów II i IV sformowano 2. pułk piechoty z mjr. Mieczysławem Norwidem-Neugebauerem na czele. Pozostałych dwóch batalionów – V i VI – z jakichś powodów nie połączono w trzeci pułk. Kawaleria brygady, dowodzona przez Władysława Belinę-Prażmowskiego, liczyła dwa pełne szwadrony ułanów i trzeci w organizacji. Dwie baterie artylerii kpt. Ottokara Brzozy-Brzeziny odeszły na reorganizację do Nowego Targu. Brygada, razem z oddziałami pomocniczymi – saperami, sztabem technicznym, służbą medyczną i taborami – liczyła 2613 osób i 441 koni.
Rozkaz w przeddzień Bożego Narodzenia
Działania reorganizacyjne trwały około miesiąca, a legioniści planowali, że w serdecznie ich goszczącym Nowym Sączu będą mogli spędzić święta Bożego Narodzenia. Komitet utworzony przez mieszkańców już przygotowywał dla nich Wigilię. Los chciał jednak inaczej. 20 grudnia do sztabu brygady dotarła nagła depesza z dowództwa austriackiej 4. Armii w brzmieniu: Legion ma natychmiast maszerować do Zakliczyna i zameldować się do 43. Dywizji. Rosjanie przerwali właśnie front w okolicach Tarnowa i zadaniem legionistów miało być ratowanie sytuacji…
Trzy godziny wystarczyły, by poderwać brygadę do marszu. Jednostka dowodzona przez szefa sztabu ppłk. Kazimierza Sosnkowskiego (brygadier Piłsudski wyjechał akurat na rozmowy polityczne do Wiednia) wyruszyła z Nowego Sącza doliną Dunajca w kierunku północnym. Posuwano się przez Starą Wieś, Tęgoborze, Zbyszyce, Paleśnicę i Zakliczyn. W tym ostatnim już wyraźnie słychać było odgłosy trwającej w pobliżu bitwy. Informację o sytuacji otrzymano w sztabie 43. Dywizji Obrony Krajowej i nie napawała ona optymizmem. Na południe od Tarnowa atakował mocno rosyjski XXI Korpus. Jego natarcie było tak silne, że wypchnął z pozycji grupę ppłk. Emila Pattaya, której wycofanie się na zachód wytworzyło lukę o długości kilku kilometrów między austriackimi armiami 3. i 4. Polska brygada miała wejść w skład grupy Pattaya i wesprzeć ją przy odzyskiwaniu poprzednich pozycji. 22 grudnia legioniści dotarli do karczmy Brzezie w Lichwinie, gdzie mieściło się dowództwo grupy. Jak czytamy w historii Legionów, ppłk Sosnkowski był tam świadkiem, jak zmieszany Pattay odebrał właśnie meldunek, że kolejny jego pułk został rozbity i cofa się przed Rosjanami… Brygada otrzymała rozkaz odzyskania straconych przez ten właśnie pułk dwóch wzgórz na linii Łowczówek i Łowczów.
Natychmiastowe natarcie
Szef Sosnkowski postanowił od razu przejść do działań, tak by nie dać Moskalom czasu na umocnienie się w zdobytych okopach. 1. pułk piechoty mjr. Edwarda Rydza-Śmigłego miał zająć wzgórze nr 360 koło Łowczówka, a V batalion kpt. Witolda Ścibora-Rylskiego – wzgórze nr 342 koło Łowczowa. Artyleria miała zająć stanowiska przy Mesznie Szlacheckiej, a reszta brygady pozostała w odwodzie. Pod Łowczówek dotarł także batalion uzupełniający 19 grudnia 1914 r. austriackie dowództwo wydało rozkaz przekształcający pułk legionowy w I Brygadę. Jej dowódcą został Józef Piłsudski. Na ilustracji: rysunek legionisty z plakatu werbunkowego. brygady, dowodzony przez kpt. Leona Berbeckiego, który także od razu został skierowany do walki.
Swoje natarcie mjr Śmigły rozpoczął 22 grudnia o godz. 14. Część legionistów nacierała od czoła, a część dokonała obejścia rosyjskich stanowisk, wychodząc na ich zachodnie skrzydło. Legioniści z właściwą im brawurową odwagą atakowali kilkakrotnie na bagnety, przedarli się przez umocnione linie, zdobyli okopy i wzięli aż 300 jeńców. Musieli sforsować potrójne zasieki z drutu kolczastego i wytrzymać ostrzał z karabinów maszynowych. Żołnierze przeszli przez zasieki i walcząc bagnetami, kolbami karabinów, łopatkami saperskimi, zepchnęli Rosjan ze wzgórza i opanowali je, przechodząc na jego północny stok – czytamy w opisie bitwy. Odzyskali utracone przez Pattaya pozycje, obsadzili je i prowadzili stamtąd wypady przeciw Moskalom, przyprowadzając kolejnych jeńców. Pluton Gustawa Świderskiego zaskoczył i wziął do niewoli sztab rosyjskiego 132. benderskiego pułku piechoty (podpułkownika, 2 kapitanów, 2 poruczników i innych żołnierzy).
Szturm przed świtem
Gorzej poszło V batalionowi kpt. Rylskiego. Gdy oddział udawał się na pozycję wyjściową do ataku, został obłożony silnym ogniem rosyjskiej artylerii. Z powodu zapadającego zmroku nie udało się nawiązać łączności z artylerią austriacką, ponadto dowódca batalionu nie znał położenia. Mimo to podjął próbę ataku, lecz legionistom udało się uchwycić jedynie skrawek wzgórza. Nacieranie w ciemnościach, bez wsparcia artylerii i w nieznanym terenie mogło zakończyć się katastrofą, więc Ścibor-Rylski zdecydował się na odłożenie ataku do rana. Szturm zaczął się przed świtem 23 grudnia, a Polaków wsparli żołnierze węgierscy z grupy operacyjnej gen. Nottesa oraz ogień trzech baterii artyleryjskich. Tym razem natarcie się powiodło. Polskie bataliony zaczęły wypierać Rosjan z ich pozycji na obu wzgórzach i spychać w stronę Łowczówka i Łowczowa. Sukces był w zasięgu ręki. Niestety, sąsiadujące z brygadą jednostki austriackie nie wykorzystały go i nie przeszły do ataku. Wysunięte naprzód oddziały legionowe miały przez to odsłonięte skrzydła, w które w każdej chwili mogli uderzyć Rosjanie. Ppłk Sosnkowski zdawał sobie z tego sprawę i prosił austriackie dowództwo o pomoc. Przysłano mu dwa bataliony, ale nie wpłynęło to znacząco na poprawę sytuacji. Rosjanie skierowali na bronione przez legionistów wzgórza ogień broni maszynowej i artylerii, przez co zupełnie odcięli komunikację z zapleczem. Nie dochodziła amunicja (wykorzystywano zdobyczną broń), nie było jedzenia, nie można było odesłać na tyły wszystkich rannych i poległych (tych grzebano na miejscu w byle jak wykopanych grobach). Wielu łączników, wysłanych z meldunkami i rozkazami, ginęło – czytamy w opisie bitwy.
Wigilia w okopach
Noc z 23 na 24 grudnia była zimna i wilgotna. Padał deszcz ze śniegiem. Rosjanie co jakiś czas strzelali w kierunku polskich pozycji, wysyłali też patrole rozpoznawcze. Rano na okopy legionistów spadł huraganowy ogień nieprzyjacielskiej artylerii. Po nim do ataku ruszyła piechota. Kierowane przez oficerów i podoficerów linie żołnierzy w szarych szynelach i papachach zbliżały się ku polskim okopom. Legioniści przywitali je ogniem broni ręcznej i karabinów maszynowych. Jedno, drugie, trzecie i kolejne natarcia zostały powstrzymane. W trudnej sytuacji znalazł się I batalion, ale bohaterska postawa jego żołnierzy sprawiła, że i tu Rosjanie zostali odparci. Moskale atakowali też mocno V batalion na wzgórzu 342. Z pomocą musiał mu przyjść austriacki 80. pułk piechoty.
Znów okazało się, że część austriackich jednostek nie wytrzymała naporu i cofnęła się, co zagroziło przerwaniem frontu. W dodatku do walczących oddziałów dotarły mylne rozkazy z austriackiej komendy, nakazujące odwrót na nową linię obrony. Pomyłkę wyjaśniono, ale już po fakcie… W takiej sytuacji legioniści zorganizowali kontruderzenie i błyskawicznie odzyskali dawne pozycje. Niestety, sąsiadujące z nimi jednostki austriackie nie kwapiły się do atakowania. Osamotniony V batalion musiał wtedy odeprzeć aż 16 rosyjskich ataków na bagnety. Rozkazy o odwrocie nie dotarły natomiast do batalionu uzupełniającego kpt. Berbeckiego, który pozostał na swojej pozycji. Wysłany do niego z rozkazem patrol dostał się do niewoli. Wydawało się, że już stracony, batalion następnego dnia dołączył jednak do brygady. Legioniści swoim zwyczajem nie ograniczali się do bronienia. Prowadzili obronę aktywną, organizując kontrataki, wysyłając patrole i biorąc jeńców.
Nieustanny ostrzał artyleryjski i karabinowy oraz ponawiane ataki przetrzebiły szeregi walczących batalionów legionowych i wyczerpywały żołnierzy. Przypomnijmy też, że bitwa toczyła się w grudniu, przy minusowej temperaturze i w padającym śniegu. W okopach zaczynało brakować żywności, amunicji i opatrunków. Ppłk Sosnkowski apelował do austriackiego dowództwa o zluzowanie brygady, bo inaczej jej opór może zostać złamany. Jednak w okopach przyszło im pozostać jeszcze dwa dni.
Spędzili w nich swoją pierwszą wojenną Wigilię. Wieczorem tego dnia ustały ataki i ucichły strzały. Na ściętą mrozem ziemię niczyją, zasieki i umocnienia zaczął sypać biały śnieg. W okopach żołnierze kulili się z zimna i chuchali w zgrabiałe ręce. Szczęście mieli ci, których ominęła służba i mogli schronić się w ziemiankach. W oddali widać było światła Tarnowa. Na przekór wojnie i śmierci legioniści usiłowali stworzyć w okopach i na zapleczu coś na kształt Wigilii. Tak opisał to we wspomnieniach jeden z legionowych kapelanów, kapucyn, o. Kosma Lenczowski: Przyniesiono choinkę, rannych wiele, więc aptekarz Łopatka przybrał ją watą zabarwioną krwią żołnierską i blaszkami z konserwowych puszek austriackich, zapalono 3 świeczki, na wierzchu naprędce orzeł polski ołówkiem na papierze narysowany. Gospodarz wyjął prześcieradło, nakryto stół, opłatek położono i trochę chleba, ja i dr Rouppert dostaliśmy miski, a reszta próżne puszki z konserw. Podzielono się opłatkiem, złożono sobie wzajemne życzenia „Wolnej Polski”, przegryźli chleba i po uczcie. Zaintonowano kolędy i pokazały się łzy na policzkach, bo na wspomnienie rodzin, poległych naszych, niepewnej przyszłości Polski, bo Austriacy i Niemcy pary o niej nie puszczą – trudno było nie płakać nawet żołnierzowi.
A tak opisał to po latach gen. Felicjan Sławoj-Składkowski: Strzelanina, która wybuchła przy odbieraniu okopów, ustała. Gęsta mgła spadła na całą okolicę. Przypominamy sobie, że to Wigilia. Zaczęliśmy śpiewać kolędy, gospodarz i gospodyni z nami. Ranni w brzuch domagali się wody, chociaż „w ten święty wieczór, jeżeliśmy chrześcijanie”. Trzeba było im odmówić. Biedacy z zazdrością patrzyli, jak jeniec, praporszczyk, pił kawę.
W izbie coraz ciaśniej. Przychodzi wielu żołnierzy wycieńczonych, jak widma. Co mamy robić? Grzeją się chwilę, Uczestnik bitwy pod Łowczówkiem, kapelan I Brygady, o. Kosma Lenczowski, kapucyn. dostają trochę kawy i muszą wracać. Kładziemy spać koło pieca tylko gorączkujących – koło 39 stopni. I tych jest sporo. W nocy koło bardzo silnie ostrzeliwanego sztabu obywatela szefa wybuchł pożar.
Idziemy z drem Piestrzyńskim spać na paki z opatrunkami, ale znów cała noc bezsenna. Głodni, brudni, bez zdejmowania butów od czterech dni, uważamy się i tak za uprzywilejowanych wobec naszych chłopców, którzy te cztery dni siedzą w okopach, na zimnie, często o trzydzieści kroków od Moskali.
W innej relacji czytamy, że jeden z legionistów wyjął z plecaka pół bochenka czarnego chleba i jedną konserwę, podzielił je bagnetem i częstował kolegów z linii. Oddajmy raz jeszcze głos Felicjanowi Sławoj-Składkowskiemu: W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać „Bóg się rodzi”… I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów! Gdy nasi po wspólnym odśpiewaniu kolęd krzyknęli: „Poddajcie się, tam, wy Polacy!” nastała chwila ciszy, a później – już po rosyjsku: „Sibirskije striełki nie sdajutsia”. Straszna jest wojna bratobójcza. Podobno jeden z naszych młodych chłopców wziął do niewoli ojca swego, którego zabrali do wojska rosyjskiego.
Natarcie w Boże Narodzenie
W Boże Narodzenie nie dane było legionistom świętować. Rosjanie (dla których prawosławne święta przypadały później) nacierali ze wzmożoną siłą. Jako że okolicę pokryła mgła, walczono na bagnety i wręcz. Szef Sosnkowski podjął decyzję o przegrupowaniu pododdziałów. I tak m.in. na wzgórze 360 przeszedł batalion uzupełniający kpt. Berbeckiego. Wreszcie 25 grudnia około godz. 13 do walczących polskich jednostek dotarł rozkaz o odwrocie. Rosjanie, nie mogąc przebić się pod Łowczówkiem i Łowczowem, uderzyli w innym miejscu – w okolicach Tuchowa i tam zepchnęli broniących się Austriaków. Moskale dotarli do Chojnika i zaczęli obchodzić austriacko-polskie pozycje pod Łowczówkiem. Ich utrzymywanie w takiej sytuacji operacyjnej stało się bezsensowne. Rozpoczęto więc odwrót.
Jak zawsze w takich okolicznościach, nieprzyjaciel starał się to wykorzystać i zaatakował raz jeszcze, a że stanowiska brygady były wysunięte do przodu, to Moskale nacierali na nie z trzech stron. Mimo trudnej sytuacji odwrót brygady odbył się w sposób spokojny i uporządkowany. Oficerowie dbali, by żołnierzy nie ogarnęła panika i by nie rzucili się do bezładnej ucieczki. W opisach bitwy znaleźć można wypowiedź kpt. Olszyny-Wilczyńskiego (później generała zabitego w 1939 r. przez Sowietów) do żołnierzy jego batalionu, którzy chcieli coraz szybciej oddalać się od Moskali: Nie wyrywać, bo wam zrobię zbiórkę na miejscu! Poskutkowało, żołnierze uspokoili się, a tyraliera w dobrym porządku odchodziła na tyły, mijając okopaną linię żołnierzy austriackich.
Wyróżnili się też kapitanowie Berbecki i Ścibor-Rylski. Oddajmy głos uczestnikowi bitwy: Kpt. Rylski potrafił natychmiast zatoczyć wielki łuk, stopniowo zawężający się w daleki klin, przez którego szyję kolejno odpłynęły kompanie, cofając się właśnie w kierunku nieprzyjaciela odcinającego im odwrót. W ten sposób do ostatniej chwili wycofywane kompanie współdziałały z pozostającymi, szachując równocześnie nieprzyjacielskie wojska, które usiłowały rozerwać pozostałe na pozycjach nasze bataliony. W ten sposób w najlepszym porządku brygada opuściła swoje atakowane z różnych stron pozycje i przeszła na tyły. Skierowano ją do Lichwina, a potem do Wróblowic, gdzie żołnierze spędzili noc niespokojnego oczekiwania. Stamtąd oddzielnymi kolumnami batalionowymi brygada przeszła do Zakliczyna. 26 grudnia wycofano ją do odwodów w rejon Lipnicy Murowanej koło Bochni, gdzie spędziła trzy tygodnie.
Podsumowanie
Bitwa pod Łowczówkiem była dla Legionów ciężką próbą. Uczestniczące w niej bataliony straciły 128 zabitych (w tym 38 oficerów) i 242 rannych. Wykonały jednak zadanie. Przez cztery dni i trzy noce w trudnych warunkach terenowych broniły z powodzeniem swojego odcinka, odpierając kolejne ataki rosyjskie, samemu kontratakując i odzyskując utracony teren. Do niewoli wzięto 600 żołnierzy rosyjskich. Dowodzący brygadą szef sztabu ppłk Kazimierz Sosnkowski wykazał pod Łowczówkiem duży talent wojskowy, nie dopuścił do zniszczenia brygady i wykonał powierzone zadanie.
1 stycznia 1915 r. w Lipnicy Murowanej Szef wydał okolicznościowy rozkaz. Zacytujmy jego fragment: Żołnierze! Bój, który rozpoczęliście dnia 22 grudnia 1914 r. na wzgórzach Łowczówka i Meszny Szlacheckiej, był największym ze wszystkich, w jakich dotychczas brał udział 1. pułk Legionów. Mieliście do czynienia z doborową dywizją rosyjskiej piechoty, specjalnie dla przełamania tego frontu przysłaną. Mieliście sprawę z nieprzyjacielem ufnym w powodzenie. W bitwie pod Łowczówkiem daliście dowód męstwa, które szacunkiem przejmuje dla Was szeregi armii, a za które nieprzyjaciel płaci stosami trupów i rannych. Wojenna postawa Wasza wskrzesza dawne tradycje oręża polskiego.
Wspomnijmy jeszcze o losach poległych w bitwie żołnierzy. Gdy Rosjanie opuścili pobojowisko, okoliczni mieszkańcy odnaleźli zbiorowe mogiły legionistów, ogrodzili drewnianymi żerdziami i postawili na nich krzyże. W listopadzie 1915 r. przy pomocy jeńców rosyjskich dokonano ekshumacji i szczątki przeniesiono do pojedynczych grobów w specjalnie założonym cmentarzu-kwaterze koło Łowczówka, na który grunt przekazał jeden z miejscowych właścicieli. Wzniesiono tam także kapliczkę cmentarną, do której sprzęty kościelne przekazali metropolita krakowski bp Adam Sapieha oraz biskup tarnowski Leon Wałęga. Niestety, władze austriackie – tak przecież dbałe o godny pochówek poległych żołnierzy; także z wrogich armii – nie zgodziły się na ekshumowanie i zebranie wszystkich poległych legionistów na cmentarzu w Łowczówku. Dlatego część z nich spoczywa na cmentarzach w Lichwinie i Grabku. Od wielu już lat, co roku w grudniu, na Cmentarzu Legionistów Polskich w Łowczówku odbywają się uroczystości związane z kolejnymi rocznicami krwawej bitwy. (...)
*
Powyższy artykuł red. Pawła Stachnika ukazał się w miesięczniku WPiS nr 50. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik WPiS oraz książki o polskiej historii:
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2025. Wydanie drukowane
Miesięcznik „Wpis” już od trzynastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.
Naród niepokonany. Przełomowe momenty polskiej historii
Sarmaci w trudnych okresach Rzeczypospolitej powiadali, że jest ona niczym słońce, choć bowiem zachodzi i popada w mrok, to niebawem wschodzi i znów świeci pełnym blaskiem. Na zawsze nie gaśnie nigdy. O takich wschodach i zachodach naszego kraju i narodu pisze w tej książce wybitny historyk i pisarz, prof. Andrzej Nowak.
Klęska imperium zła. Rok 1920
Tytuł książki mówi o klęsce „imperium zła”, nawiązując oczywiście do Związku Sowieckiego, który w roku 1919 wyruszył, aby unicestwić dopiero co odrodzoną Polskę, i na szczęście w roku 1920 poległ. Kulisy tej walki, nie tylko militarnej, ale także politycznej i społecznej, w sposób niezwykle wciągający odsłania prof.
Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI w.
Dlaczego? – ciśnie się na usta za każdym razem, kiedy zastanawiamy się nad historią Rosji oraz relacji polsko-rosyjskich. Dlaczego Rosja boi się Polski? Dlaczego państwa zachodnie od stuleci naiwnie wierzą w dobre intencje Moskwy? Dlaczego w dziejach Rosji jest aż do dziś tyle brutalności, przemocy i zacofania? Dlaczego krwiożerczo napadała na kraje, które uważała za słabsze; na przykład na Polskę w 1920 czy 1939 r., na Gruzję w 2008 r. albo na Ukrainę w 2022 r.
Wojna i dziedzictwo. Historia najnowsza
Ostatnie lata naszej historii najnowszej toczyły się w cieniu wojny – najpierw tej być może najbardziej bolesnej, choć nie dosłownej, czyli wewnętrznej, w naszym własnym domu. Jej pierwszą ofiarą stała się prawda, ale przecież w jej wyniku doszło także do ofiar śmiertelnych. Potem zaczęła się wojna kulturowa, której front coraz brutalniej naciera na Polskę. W jej wyniku umierają przede wszystkim ludzkie sumienia.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.