Wierna Bogu matka męczennika. Dziś 11. rocznica śmierci Marianny Popiełuszko
Marianna Popiełuszko w 2010 r. przed symbolicznym grobem Księdza Jerzego w Suchowoli. Fot. Adam Bujak Zapamiętałam dobrze skuloną sylwetkę Pani Marianny w czarnym płaszczu i czarnej chustce na pogrzebie Księdza Jerzego, który odbył się 13 listopada 1984 r. przy kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Miała wówczas 64 lata. Klęczała nad otwartym grobem, do którego włożono już trumnę z umęczonym ciałem jej ukochanego dziecka, skamieniała z niewyobrażalnego bólu, niczym Matka Boża pod krzyżem Jezusa. Nie uroniła ani jednej łzy, ściskała w ręku różaniec, swoją „drabinę do nieba”. Obok niej szlochał mąż Władysław. Był to widok wprost rozdzierający serce.
Mając wówczas dwadzieścia lat, nie mogłam uwierzyć, że przeżywając śmierć syna można tak cicho cierpieć – bez łez, bez krzyków rozpaczy, bez duszących spazmów. Gdy po wielu latach spojrzałam na zdjęcie Adama Bujaka, który okiem swego aparatu fotograficznego utrwalił właśnie tę scenę, dojrzałam w tej prostej, wiejskiej kobiecie, która nigdy nie studiowała teologii – opokę wiary. Zrozumiałam, że ona nie tylko mówiła o Bogu i uczyła o Nim swe dzieci i wnuki, ale na co dzień – niezachwianie – żyła prawdą o Nim, dając odważne świadectwo zarówno w sprawach małych jak i tych największych. Zgadzała się z Bożą wolą ufając, ba!, będąc przekonaną, że On wie, co dla człowieka najlepsze. A przecież, gdy spojrzeć na jej długie życie, trudno nie zawołać: Boże miłosierny! Ileż ta kobieta wycierpiała!
Kobieta wierna Chrystusowi
Marianna Popiełuszko nie zaparła się Jezusa nawet wtedy, gdy przeszła najcięższą z prób. Nie wpadła w depresję ani załamanie nerwowe, nie musiała poddać się leczeniu, nie korzystała z pomocy psychologa czy psychiatry. Jej wiara była naprawdę niewzruszona – heroiczna. Przyznawała się do Boga oraz ze świętą prostotą i nieugiętością świadczyła niezłomnie, że można kochać Pana Boga i ufać Mu bezwarunkowo; bez względu na to, co się stanie i ile bólu trzeba będzie znieść. Słowa codziennej modlitwy: „Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi”, nie były dla niej odklepywaniem pacierza, a zawołanie „Jezu, ufam Tobie” wyrażało jej życiowe credo. Jestem o tym przekonana.
Jakże podziwiam w Mariannie Popiełuszko, którą Pan Bóg powołał do siebie 19 listopada 2013, prawie na zakończenie Roku Wiary – że nigdy nie złorzeczyła wrogom, którzy bestialsko zamordowali jej świętego syna, nigdy nie poddała się nienawiści, co po ludzku byłoby przecież i wytłumaczalne, i zrozumiałe. Ona im przebaczyła w imię miłości Boga i bliźniego, bo chciała, żeby stanęli w prawdzie i nawrócili się. Niestety, nigdy się tego od nich nie doczekała. Mordercy Księdza Jerzego szybko wyszli na wolność, a ich mocodawcy uniknęli sprawiedliwości, ba! zostali dygnitarzami nowego porządku politycznego. Dziś dostają wielotysięczne emerytury i jak za dawnych lat przypuszczają zmasowany atak nienawiści na Kościół.
Ataki na rodzinę ks. Jerzego
Po męczeńskiej śmierci kapelana „Solidarności” na rodzinę Popiełuszków spadło wiele kolejnych szykan i tragedii, o czym nie rozpisywały się media „mętnego nurtu”. Nie zainteresował się tym także żaden „dzielny i bezkompromisowy dziennikarz śledczy”. Tymczasem członkowie rodziny otrzymywali anonimowe telefony z pogróżkami, bo komuś wyraźnie było nie na rękę, że nadal walczą o prawdę i sprawiedliwe ukaranie winnych zbrodni na Księdzu Jerzym. Dwie „nagłe śmierci” w rodzinie Popiełuszków wymienia co prawda jednym tchem Milena Kindziuk w biografii Pani Marianny wydanej przez uprawiający polityczną poprawność Znak, ale autorki nie interesują zupełnie okoliczności. Nie wydało jej się dziwne i godne zastanowienia, że u młodej synowej Danusi, która nigdy nie piła alkoholu, jako oficjalną przyczynę niespodziewanej śmierci w 2000 r. podano… przedawkowanie alkoholu; podobnie było w przypadku wcześniejszego zgonu osiemnastoletniego wnuka Tomasza (w 1992 r.). W obu wypadkach szpital odmówił zgody na przeprowadzenie sekcji zwłok, choć rodzina na to bardzo nalegała.
Po śmierci synowej licząca wówczas już 80 lat Pani Marianna musiała zostać matką dla trojga swych wnucząt, z którymi mieszkała pod jednym dachem.
Następnie przyszło jej pochować mężów dwóch wnuczek, a wcześniej jeszcze odprowadziła na cmentarz swoich rodziców i męża. Mimo wszystkich życiowych ciosów cicha i pokorna wobec Bożych wyroków Pani Marianna trwała na drodze świętości, a jej bronią w walce z nieszczęściami była modlitwa. „Jak będzie Pan Jezus na pierwszym miejscu, to wszystko będzie na swoim miejscu” – zwykła była mawiać. Jakbym słyszała moją babcię Julię…
Dzieciństwo i młodość Marianny
Matka Księdza Jerzego przyszła na świat (...) w miejscowości Grodzisk w rodzinie Kazimierza i Marianny Gniedziejków; była rówieśnicą Jana Pawła II. W dokumentach, jakimi się posługiwała, a więc np. w dowodzie Marianna i Władysław Popiełuszkowie podczas pogrzebu ich syna – Księdza Jerzego, 3 listopada 1984 r. Fot. Adam Bujak osobistym, jako data urodzin figurował 1 czerwca 1910 r.; podobnie świadczył urzędowy pesel. Z tego więc powodu w 2010 r., na krótko przed beatyfikacją Księdza Jerzego, różni oficjele, w tym premier, świętowali 100. urodziny Pani Marianny, wysyłając przez swych przedstawicieli kwiaty i okolicznościowe listy gratulacyjne. Dzięki temu (kwiaty premiera) również niektóre media miały swoje nagłówki. Dziś trudno już ustalić, kiedy i jak doszło do urzędowego postarzenia przyszłej pani Popiełuszkowej aż o dziesięć lat – zdarzyło się to najprawdopodobniej w czasie II wojny albo za czasów władzy ludowej. W księdze chrztów znajdującej się w Parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli wpisana jest w każdym razie data prawidłowa: 7 listopada 1920 r.
Mając 22 lata – 25 lipca 1942 r. – Marianna Gniedziejko poślubiła Władysława Popiełuszkę ze wsi Okopy, oddalonej od jej rodzinnego Grodziska około 10 km. Mąż urodził się w 1910 r., był starszy od niej o 10 lat. W tamtych czasach nie było to nic dziwnego ani nadzwyczajnego; wspomniana przeze mnie babcia Julia też wyszła za mąż za kawalera tyleż od niej starszego. W obu przypadkach małżeństwa były długie i dozgonne – do śmierci mężów; w obu też przypadkach panna młoda wprowadziła się do domu teściów. Gdy spoglądam na fotografie domu Popiełuszków z dawnych lat, wydaje mi się on dziwnie znajomy – tak bardzo przypomina mi dom moich dziadków, dobrze znany z lat dzieciństwa. Parterowy, z nieotynkowanej cegły, otoczony kwiatowym ogródkiem, w którym rosły malwy, astry, mieczyki, aksamitki, cynie i róże. Babcia Julia zrywała je i wstawiała do wazonu obok wizerunku Matki Bożej. To był domowy ołtarzyk. Podobny znajdował się u Popiełuszków w Okopach. Przed nim także stały kwiaty z ogródka, które Księdzu Jerzemu zawsze przypominały dom. Bukiet matczynych astrów i aksamitek zabierał za każdym razem do Warszawy, podobnie jak bochenek domowego chleba.
Żona i matka
Cechy charakteru oraz wzorzec wyniesiony z rodzinnego domu sprawiły, że to Marianna była w rodzinie przywódcą, choć wspólnie z mężem gospodarowali na siedemnastohektarowym gospodarstwie, i choć Władysław był również bardzo pracowity i zaradny. Skromna i uczynna Marianna piekła chleb, robiła twaróg, doiła krowy i wyprowadzała je na pastwisko, pracowała w polu i o wszystkim decydowała. Ziemię mieli najgorszej klasy, musieli więc się bardzo natrudzić, by przyniosła jakie takie plony. Marianna urodziła pięcioro dzieci – Teresę, Józefa, Alfonsa (takie imię na Chrzcie św. otrzymał Ksiądz Jerzy, zmienił je dopiero w seminarium duchownym), Jadwigę (zmarła w wieku niespełna dwóch lat w Wigilię Bożego Narodzenia) i Stanisława. Biskup drohiczyński Antoni Pacyfik Dydycz tak podsumował życie Pani Marianny: „Dziękujemy z całego serca Tobie, Matko, która potrafiłaś swoje powołanie wypełniać z poświęceniem dzięki zakorzenieniu w wierze katolickiej, zawsze świadoma wartości wzorca macierzyństwa, pozostawionego przez minione pokolenia tysięcy Matek, żyjących na Polskiej Ziemi”.
Mimo wielu nieszczęść, które ich w ciągu życia spotkały, Marianna przeżyła z Władysławem 60 lat w harmonii i zgodzie. Zeznając w procesie beatyfikacyjnym swego syna, tak powiedziała o mężu: „Jaki był – kochałam, jaki jest – kocham i jaki będzie – będę kochać, bo tak przysięgę złożyłam. I dobrze było”. Pan Władysław zmarł 26 czerwca 2002 r.; zdążył jeszcze wziąć udział w uroczystym zamknięciu diecezjalnego etapu procesu beatyfikacyjnego syna, co miało miejsce 8 lutego 2001 r.
Matka męczennika
Swoje życiowe prawdy, w tym prawdy wiary, Pani Marianna lubiła wyrażać za pomocą rymowanek i wierszy; niektóre z nich przyswoiła sobie jeszcze w latach dzieciństwa i młodości. Do ulubionych należała sentencja: „Prościusieńko w niebo droga: kochać ludzi, kochać Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz w niebie z aniołami”. Wpoiła ją nie tylko swym dzieciom i wnukom, recytowała ją także ludziom spotykanym w różnych miejscach Polski, w tym dziennikarzom, czym niejednokrotnie wprawiała ich w niemałe osłupienie. Tak było też podczas nalotu ludzi różnych mediów, którzy przed beatyfikacją Księdza Jerzego przyjechali do Okopów. Mądra wielką życiową mądrością, ale też wielce rezolutna Pani Marianna potraktowała ich najazd jak zwyczajną wizytę i najpierw zaprowadziła do kapliczki ku czci jej błogosławionego syna, znajdującej się na podwórku rodzinnego gospodarstwa. Tam wyrecytowała im wiersz „Siadł w szczerym polu Chrystus Pan”. Nie muszę chyba opisywać zawiedzionych min większości z nich, nie na takie „sensacje” przecież czekali…
Po 1984 r. Pani Marianna częściej niż do tej pory zaczęła opuszczać Okopy. Co roku przyjeżdżała na grób Księdza Jerzego z okazji imienin i w rocznicę męczeńskiej śmierci swego dziecka. Uczestniczyła również w bardzo wielu uroczystościach związanych z kultywowaniem pamięci o synu – odsłanianiu pomników (m.in. w Paryżu), nadawaniu szkołom jego imienia, a później także poświęcaniu kościołów pod jego wezwaniem. Była też na promocji naszego albumu „Ksiądz Jerzy Popiełuszko. 1947-1984. Walka, męczeństwo, pamięć”, wydanego w 20-lecie śmierci jej syna. Spotkanie odbyło się w nowo utworzonym wówczas Muzeum Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki na Żoliborzu. Pamiętam, jak cieszyła się z tej książki, z jaką serdecznością i wzruszeniem uściskała za nią mego męża – pomysłodawcę i redaktora.
"Ojczyzna jest jak matka"
Matka Księdza Jerzego zatroskana była nie tylko o sprawy Boże i losy Kościoła. Była też wielką patriotką, która sama wywodziła się z rodziny o tradycjach patriotycznych i która miłość do Ojczyzny umiała także zaszczepić swoim dzieciom. „Ojczyzna jest jak rodzona matka, ona nas wykarmiła” – mówiła z powagą i szacunkiem. W ich domu uczono historii prawdziwej, bez zakłamania – znano zarówno prawdę o bohaterach Armii Krajowej, jak i o zbrodniach sowieckich w Katyniu. Dlatego, kiedy lata później dowiedziała się o Mszach św. za Ojczyznę odprawianych w kościele na Żoliborzu przez jej syna, wcale się nie zdziwiła. Raz nawet sama wzięła udział w takiej Rekonstrukcja wnętrza domu rodzinnego Popiełuszków w Okopach z czasów Księdza Jerzego; nad piecem kołyska małego Alka. Fot. Adam Bujak Eucharystii. Na więcej nie pozwoliły jej obowiązki gospodarskie. Po zabójstwie Księdza Jerzego częściej uczestniczyła w różnych spotkaniach religijnych i patriotycznych, w tym w spotkaniach z działaczami „Solidarności”, a także w zainicjowanych przez jej syna pielgrzymkach ludzi pracy na Jasną Górę. Przed tron Matki Bożej Królowej Polski przybywała co rok.
W 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce i za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej. W 2009 r. z jego rąk Pani Marianna odebrała Order Orła Białego przyznany pośmiertnie Księdzu Jerzemu. Gdy pamiętnego 10 kwietnia 2010 r. dowiedziała się o tragicznej śmierci Prezydenta i jego małżonki oraz 94 innych osób pod Smoleńskiem, za każdą z ofiar odmówiła różaniec. Potem, ubrana w żałobny strój, już wówczas podpierająca się laseczką, przybyła do Warszawy, do pałacu, by oddać hołd Parze Prezydenckiej. Spełniła swój patriotyczny obowiązek.
Została Człowiekiem Roku 2011 „Tygodnika Solidarność”, a w 2012 r. otrzymała tytuł Zasłużony dla NSZZ „Solidarność”. Po śmierci Pani Marianny przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda ogłosił w Związku żałobę trwającą do dnia pogrzebu.
Ostatnie pożegnanie i pamięć
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 23 listopada 2013 w kościele parafialnym św. Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli. Przybyły tysiące ludzi z całej Polski, w tym bardzo wielu przedstawicieli „Solidarności”. Nie wszyscy pomieścili się w kościele, liczna rzesza stała na rozległym placu okalającym świątynię. Przy trumnie zajęli miejsce najbliżsi Pani Marianny – w tym trójka jej dzieci: córka Teresa oraz synowie Józef i Stanisław. Mszę św. sprawowaną pod przewodnictwem metropolity białostockiego abp. Edwarda Ozorowskiego, który wygłosił także homilię, poprzedziła Jutrznia za zmarłych. Spośród hierarchów obecni byli też kard. Kazimierz Nycz, arcybiskupi Sławoj Leszek Głódź i Stanisław Szymecki, biskupi Henryk Ciereszko, Tadeusz Bronakowski i Romuald Kamiński. Przybyło bardzo wielu kapłanów.
Kiedy wynoszono trumnę z kościoła, chór śpiewał pieśń „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana” – tę samą, która kończyła każdą Mszę św. za Ojczyznę, odprawianą przez bł. ks. Jerzego Popiełuszkę w świątyni na Żoliborzu.
Pani Marianna spoczęła w grobie ze swoim mężem, obok ich wnuka Tomasza. Dużo wcześniej zatroszczyła się o nagrobek, na którym poleciła wyryć: „Tu spoczywają rodzice kapłana Popiełuszko Władysław, żył lat 94, zm. 24 VI 2002 r. Marianna żyła lat …, zm. …”. Ze spokojem czekała, aż czas się wypełni.
*
Powyższy tekst to obszerny fragment artykułu red. Jolanty Sosnowskiej, który ukazał się w całości w miesięczniku WPiS nr 38. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik WPiS oraz książki o bł. ks. Jerzym i mrocznych czasach komunizmu w Polsce:
Prenumerata miesięcznika WPIS na rok 2025. Wydanie drukowane
Miesięcznik „Wpis” już od trzynastu lat pozostaje wierny swym założeniom i przedstawia Czytelnikom podstawowe wartości, a więc wiarę, patriotyzm i sztukę.
Publikują u nas tak znakomici autorzy, jak m.in.: Adam Bujak, ks. prof. Waldemar Chrostowski, Leszek Długosz, prof. Ryszard Kantor, dr Marek Klecel, ks. prof. Janusz Królikowski, prof. Grzegorz Kucharczyk, dr Monika Makowska, prof. Aleksander Nalaskowski, prof.
Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Fascynująca książka Jolanty Sosnowskiej to poruszająca opowieść o życiu i heroicznej walce kapłana, który stał się symbolem oporu przeciwko komunistycznemu reżimowi w Polsce. Swoją niezłomną wiarą i nieugiętością inspirował miliony Polaków do walki o wolność i wiarę. Popiełuszko, z pozoru zwykły ksiądz, stał się światłem nadziei. Pozostaje aktualnym symbolem także dzisiaj, co w tej książce mocno wybrzmiewa.
Opresja. Ilustrowana historia PRL
Ta książka powstała z dwóch powodów. Po pierwsze, poziom wiedzy o tak przecież nieodległych czasach jak historia państwa nazwanego Polską Rzeczpospolitą Ludową (PRL) jest w naszym społeczeństwie bardzo niski, zwłaszcza wśród ludzi młodych i średniego pokolenia. Są bowiem siły i ośrodki usilnie pracujące nad utajnianiem prawdy o latach 1944–1989.
Nikczemność i honor. Stan wojenny w stu odsłonach
Pisząc o stanie wojennym, można, wbrew pozorom, podkreślać także zachowania pełne honoru i godności. I nie chodzi tu bynajmniej o zachowania gen. Jaruzelskiego, określanego przez niektórych mianem „człowieka honoru”, co należy uznać za rzecz wielce haniebną. Chodzi tu o pełną godności postawę osób gnębionych i prześladowanych, którzy potrafili zachować ją nawet w warunkach ekstremalnych.
Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni
Książka ta dowodzi, jak szybko może rozprzestrzeniać się zło, jeśli nie napotka od razu zdecydowanego sprzeciwu. Komunizm nie zaczął się od łagrów, mordów i zniewolenia narodów. Zaczął się od teorii – zupełnie utopijnej, ale pozornie niezwykle zatroskanej o dobro całej ludzkości. Wielu dało się nabrać; jak się to skończyło, to Polacy wiedzą najlepiej.
Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu
Nikt nie zrozumie, co złego dzieje się we współczesnym świecie zachodnim, a więc i w Polsce, nie znając przyczyn. Tkwią one jeszcze w ideach rewolucji francuskiej, a później w coraz bardziej lewicowej filozofii, zwłaszcza Karola Marksa. Poglądy tego ostatniego miały, jak wiadomo, tyleż wielki, co tragiczny wpływ na życie wielu narodów, choć myśliciel z Trewiru (zmarły w 1883 r.) sam tego nie doczekał.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.