Umęczony i zamordowany za wiarę i „Solidarność”. Dziś 40. rocznica śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Nasi autorzy

Umęczony i zamordowany za wiarę i „Solidarność”. Dziś 40. rocznica śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Głęboko zamyślony ks. Jerzy Popiełuszko podczas Mszy św. 28 maja 1982 r. w 10. rocznicę swoich święceń kapłańskich. fot. z książki Głęboko zamyślony ks. Jerzy Popiełuszko podczas Mszy św. 28 maja 1982 r. w 10. rocznicę swoich święceń kapłańskich. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk Oficerowie Służby Bezpieczeństwa, Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala, przygotowali się tego dnia do ostatecznego rozprawienia się ze znienawidzonym kapelanem „Solidarności”. Zaopatrzyli się w mundury milicjantów drogówki, kajdanki, pałki, szmaty, sznur, łopatki, kłódkę, latarki, przylepiec i gazę do zakneblowania, worki i kamienie, dodatkowe tablice rejestracyjne. Musieli naprawić „karygodny” błąd sprzed sześciu dni, kiedy to zaplanowany zamach na ks. Jerzego nie powiódł się.

Zaplanowane porwanie

W piątek 19 października ks. Jerzy obserwowany był przez Chmielewskiego i Pękalę już od momentu wyjścia z plebanii na Żoliborzu – mordercy musieli być pewni, że ich ofiara wsiądzie do auta i wyjedzie do Bydgoszczy. Samochód oprawców podążył za ofiarą jak cień.

Do Bydgoszczy ks. Popiełuszko miał według ich planu dojechać bez przeszkód. Swego zbrodniczego zamiaru mordercy mieli dokonać pod osłoną nocy, w drodze powrotnej.

Gdy ks. Jerzy wraz ze swym kierowcą Waldemarem Chrostowskim oddalili się volkswagenem ok. 21.30 w kierunku Warszawy, czatujący esbecy ruszyli za nimi. Pękala siedział za kierownicą jasnobeżowego fiata 125p. Mieli przygotowane różne warianty działania. Po pewnym czasie Chmielewski przebrał się za milicjanta z drogówki, a Piotrowski, który prowadził auto, błysnął światłami, by jadący przed nimi zielony volkswagen golf z ks. Jerzym zatrzymał się.

Było to na drodze do Torunia, niedaleko miejscowości Górsk. Najpierw pod pozorem kontroli drogowej, w tym kontroli trzeźwości, kazano wyjść z auta kierowcy, Waldemarowi Chrostowskiemu, któremu następnie odebrano kluczyki od auta, obezwładniono go, zakuto w kajdanki, zakneblowano i wrzucono na tylne siedzenie.

Potem Piotrowski zmusił ks. Jerzego do wyjścia z volkswagena i mocno go szarpnął. Osłabiony i zmęczony kapłan zatoczył się, a wtedy esbecki bandzior uderzył go pałką kilka razy w głowę i kark. Ks. Jerzy stracił przytomność i upadł na jezdnię. Wtedy Piotrowski z Chmielewskim zakneblowali mu usta, związali ręce i wrzucili do bagażnika. W czasie drogi ks. Jerzy odzyskał przytomność, jakimś cudem wyswobodził się z więzów i próbował wydostać się z bagażnika. Udało mu się to, gdy samochód zatrzymał się na parkingu w pobliżu hotelu Kosmos w Toruniu. Gdy kapłan wyskoczył z bagażnika i zaczął uciekać, pobiegł za nim natychmiast Piotrowski, dopadł ofiarę, zaczął okładać pięściami i pałką. Kapłan ponownie stracił przytomność, a mordercy ponownie zakneblowali mu usta, związali ręce i nogi i wrzucili do bagażnika. Ksiądz Jerzy prawdopodobnie jeszcze dwukrotnie odzyskiwał przytomność – walczył o życie – a wtedy znowu był bity i obezwładniany. Ostatecznie oprawcy wpadli na szatański pomysł, by umocować knebel plastrem, opasując go dwukrotnie wokół głowy, związać ręce i nogi, podkurczywszy je do tyłu. Swej bezbronnej ofierze włożyli na szyję pętlę ze sznura, a jej końce przymocowali do nóg tak, że przy próbie ich prostowania pętla zaciskała się wokół szyi. Przywiązali też dodatkowo worek z kamieniami o wadze ponad 10 kg.

Wstrząsające zdjęcia z sekcji zwłok ks. Jerzego Popiełuszki świadczą o bestialskim morderstwie popełnionym na kapłanie przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL. fot. z książki Wstrząsające zdjęcia z sekcji zwłok ks. Jerzego Popiełuszki świadczą o bestialskim morderstwie popełnionym na kapłanie przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk Mordercy najpierw chcieli porzucić swą ofiarę w lesie, ale potem zdecydowali się wrzucić ją do Zalewu Wiślanego na tamie we Włocławku. Uczynili to między 4 i 5 filarem zapory, gdzie woda ma głębokość ponad 4 m. Potem przez Lipno wrócili do Warszawy, wypijając po drodze pół litra wódki. Przed udaniem się do swoich domów, zniszczyli jeszcze narzędzia zbrodni.

Ucieczka kierowcy ks. Jerzego

Kierowca Waldemar Chrostowski, któremu udało się uwolnić i wyskoczyć z samochodu porywaczy pędzącego z szybkością 100 km/h w okolicach Przysieku, próbował zorganizować pomoc i powiadomić kogoś o porwaniu ks. Jerzego. Trudno sobie dziś wyobrazić, jak mógł to zrobić w czasach bez telefonów komórkowych, ba! bez dostępu do zwykłego telefonu, kiedy udanie się na milicję po pomoc mogło przynieść skutek odwrotny, a wszędzie roiło się od esbeków. Sam też nie wzbudzał zaufania – była noc, a on pobity i pokrwawiony, w poszarpanym ubraniu.

Wobec faktu umożliwienia ucieczki kierowcy Księdza Jerzego znakomity historyk prof. Wojciech Polak ma uzasadnioną wątpliwość: „Moim zdaniem najdziwniejszym elementem tej historii jest skok kierowcy księdza, Waldemara Chrostowskiego, z pędzącego samochodu. Nie odniósł większych obrażeń. Tymczasem esbecy odjechali, pozostawiając go jako świadka porwania. To zachowanie jest sprzeczne z elementarzem działania służb specjalnych, szczególnie komunistycznej bezpieki. Musimy pamiętać, że porywacze byli specjalistami wyszkolonymi na najlepszych wzorach KGB. Dla nich powinno być oczywiste, że dokonując takiego zamachu, nie mogą pozostawić przy życiu jego świadków, których zeznania mogłyby ich wiele kosztować. Działania porywaczy nie można wytłumaczyć inaczej niż tym, że celem całej akcji było nie zamordowanie ks. Popiełuszki, lecz jego zastraszenie. Zakładali, że poddadzą go torturom, ale w końcu wypuszczą i trafi do szpitala. W takiej sytuacji wszyscy jego przyjaciele powiedzieliby: Jurek, jedź do Rzymu, bo oni następnym razem cię zamordują”.

Chrostowski, uciekłszy, próbował na drodze zatrzymać fiata 126p, a potem napotkał dwóch mężczyzn naprawiających motocykl – nie chcieli o niczym słyszeć. W jedynym oświetlonym domu, którym był hotel robotniczy w Przysieku, wszedł do pokoju siedemnastoletniego robotnika Mirosława Malanowskiego. Udali się razem na portiernię, gdzie po wielu perypetiach sprowadzono karetkę pogotowia. W drodze do szpitala Chrostowski ubłagał lekarza, by zatrzymać się przy najbliższej parafii. Dobiegała godz. 23.00, gdy zastukali do drzwi plebanii przy kościele Najświętszej Marii Panny w Toruniu. Ks. Józef Nowakowski, proboszcz, który otworzył im drzwi, patrzył i słuchał z niedowierzaniem. Podczas procesu toruńskiego (1984/1985) kierowca Waldemar Chrostowski zeznawał: „[Ksiądz] Przestraszył się chyba mojego widoku. Zaprosił nas do kancelarii, kazał usiąść, uspokoić się. Wylegitymował mnie. Nie miałem żadnych dokumentów, ale na szczęście znalazłem legitymację służbową. Ksiądz sprawdzał ją dość starannie i długo. Opowiadałem mu to zdarzenie chyba ze dwa razy. Powiedział, żebym się nie przejmował, bo on bierze wszystko w swoje ręce. Lekarz odprowadził mnie do karetki i na pogotowiu mnie opatrzono. Tam zjawił się prokurator i duża grupa panów z milicji”.

Daremne poszukiwania

Okazało się, że tam wiedziano już o uprowadzeniu kapelana „Solidarności” i że zakrwawiony i poszarpany W Górsku, gdzie uprowadzony został Ksiądz Jerzy, już jesienią 1984 r. ustawiono pierwszy krzyż. fot. z książki W Górsku, gdzie uprowadzony został Ksiądz Jerzy, już jesienią 1984 r. ustawiono pierwszy krzyż. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk mężczyzna mówił prawdę. Wraz z innym księdzem proboszcz Nowakowski wsiadł w samochód i razem pojechali w kierunku Przysieka, by szukać ks. Popiełuszki. Przy pustym volkswagenie stali już milicjanci. Obaj księża zaczęli więc chodzić po okolicy i nawoływać. Nie wiedzieli, że na próżno. W procesie toruńskim ks. Józef Nowakowski zeznawał: „Jechaliśmy wolno, obserwowaliśmy szosę. Na drodze było już zupełnie pusto. Dojechaliśmy wreszcie do stojącego golfa, a tam już stali dwaj funkcjonariusze MO i obok radiowóz. Przedstawiliśmy się im i powiedzieliśmy, że jesteśmy księżmi. Oni zaś powiedzieli nam, że tu był jakiś napad. Chcieliśmy nawet iść w las szukać księdza, lecz oni powiedzieli, że nie ma co chodzić, bo mogą być tam jacyś bandyci. Tylko szliśmy po szosie, wołając księdza, myśląc, że może wyjdzie, jak usłyszy, że się go szuka. Ale nie było żadnego odzewu. Więc pożegnaliśmy tych milicjantów i wróciliśmy do domu”.

Zeznania oprawców

Prof. Wojciech Polak, badacz sprawy Księdza Jerzego, pisze: „Losy księdza od momentu porwania znane są z zeznań sprawców tego czynu – funkcjonariuszy SB: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego. (…) Stacją ‘drogi krzyżowej’ księdza Jerzego Popiełuszki był parking przy hotelu ‘Kosmos’ w Toruniu. Tutaj porywacze zatrzymali się, gdyż ksiądz wrzucony do bagażnika kopał lub uderzał w jego pokrywę. Poza tym nastąpiła awaria samochodu. Gdy Leszek Pękala, prawdopodobnie przez pomyłkę, otworzył klapę bagażnika, ksiądz wyskoczył i zaczął uciekać wołając: ratunku! Grzegorz Piotrowski dopadł księdza i bił go drewnianą pałką po głowie. Ksiądz przewrócił się i Leszek Pękala związał mu nogi i ręce, a następnie wraz z Piotrowskim zaniósł z powrotem do bagażnika.

Oprawcy ruszyli przez most drogowy w kierunku Włocławka. Po drodze, jeszcze w Toruniu, na krótkim postoju, Piotrowski bił księdza w bagażniku, a Pękala straszył go pistoletem. Samochód zatrzymał się w Toruniu jeszcze trzeci raz, obok stacji benzynowej przy ul. Łódzkiej. Grzegorz Piotrowski poszedł kupić olej, w tym czasie Pękala i Chmielewski siedzieli na bagażniku, aby uniemożliwić księdzu wyginanie klapy. Czwarty postój w Toruniu miał miejsce około 500 metrów od stacji. ‘Esbecy’ zjechali z drogi w zarośla, gdyż ksiądz znowu podważał klapę bagażnika. Piotrowski otworzył klapę i ponownie bił, a może nawet dusił ofiarę. Potem wyjęto ks. Jerzego Popiełuszkę, położono na ziemi i poprawiono więzy i knebel. Piotrowski jeszcze raz uderzył księdza. Wkrótce nastąpił jeszcze jeden postój – w lesie. Nieprzytomnemu księdzu Jerzemu przywiązano kamienie do nóg i założono straszliwą pętlę łączącą szyję z nogami. Powodowała ona duszenie w przypadku ruchów nogami. Usta księdza oblepiono plastrem. Być może część z tych czynności wykonano na jeszcze jednym postoju. Następnie oprawcy ruszyli prosto na tamę we Włocławku, gdzie nie wiadomo czy jeszcze żywego, czy martwego księdza wrzucili do wody. Dnia 23 X 1984 r. zatrzymano dwóch bezpośrednich sprawców zbrodni – Grzegorza Piotrowskiego i Leszka Pękalę. Nazajutrz zatrzymano trzeciego bezpośredniego sprawcę – Waldemara Chmielewskiego. Poszukiwania księdza trwały już od nocy z 19 na 20 X 1984 r. Pełną parą ruszyły dopiero po zatrzymaniu morderców”.

Przebieg samego porwania i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki, które rozegrały się tej strasznej nocy, znamy zatem Transparenty wywieszane wokół żoliborskiego kościoła wzywały do opamiętania tych, którzy dopuścili się haniebnego uprowadzenia. Tymczasem ks. Jerzy najprawdopodobniej już nie żył. Wg jednej z wersji został zamordowany nie 19 a 25 października. fot. z książki Transparenty wywieszane wokół żoliborskiego kościoła wzywały do opamiętania tych, którzy dopuścili się haniebnego uprowadzenia. Tymczasem ks. Jerzy najprawdopodobniej już nie żył. Wg jednej z wersji został zamordowany nie 19 a 25 października. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk jedynie z zeznań morderców… Jednakże na podstawie relacji ks. prał. Grzegorza Kalwarczyka, delegata Prymasa Polski, z oględzin ciała oraz dowodów zbrodni można było odtworzyć okrutne tortury, jakim ks. Jerzy został poddany. Jego twarz była tak zmasakrowana, że trudno go było rozpoznać. Ks. Kalwarczyk przytacza w swej relacji wypowiedź lekarza: „Stwierdził, że w swojej praktyce lekarskiej nigdy nie dokonywał sekcji zwłok, które wewnętrznie byłyby tak uszkodzone, jak było to w przypadku wnętrza ciała Księdza Jerzego”. 

Reakcja społeczeństwa

Wiadomość o zaginięciu ks. Jerzego podana została w sobotę 20 października w zwięzłym komunikacie w wieczornym wydaniu Dziennika Telewizyjnego – na zakończenie programu. Usłyszeli ją również rodzice księdza Jerzego.

W warszawskim kościele św. Stanisława Kostki w krótkim czasie zebrało się kilka tysięcy wiernych, aby modlić się w intencji uprowadzonego kapłana. Tego samego wieczoru odprawiona też została Msza św. w intencji jego uratowania, a modlitewne czuwanie trwało dzień i noc. Na ogrodzeniu powieszono ogromny transparent z napisem: „Nieustające czuwanie będzie czuwaniem przyjaciół w dotkniętym przez nieszczęście domu, w akcie skupienia wierzących i niewierzących przejętych wspólną troską i niezgodą na barbarzyństwo i gwałt, aktem solidarności aż do powrotu księdza Jerzego”.

Podobnie było w bydgoskiej parafii Świętych Polskich Braci Męczenników. Czy to był znak, że ostatnią w swoim życiu Eucharystię ks. Jerzy odprawił w kościele noszącym takie właśnie wezwanie… Wszak święci bracia prawie tysiąc lat wcześniej zginęli także nocą z rąk bandytów, nawet pora roku była podobna; tylko wówczas motywy były prawdopodobnie rabunkowe, a teraz na pewno polityczne.

Działania władzy

Poszukiwania Księdza Jerzego koordynowane były przez Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Toruniu, na którego czele stał wówczas płk Stanisław Łukasiak; trwały w województwach toruńskim i włocławskim. Akcję o kryptonimie „Przeszukanie” prowadzono w dniach 24–25 października 1984 r. w toruńskim parku przy ul. Bydgoskiej (uczestniczyło w niej blisko 200 zomowców) i na sąsiadujących terenach nadwiślańskich przy użyciu helikopterów i jasno świecących reflektorów. Jak pisze prof. Polak: „O przeczesywaniu metr po metrze, przy pomocy setek funkcjonariuszy, parku przy ul. Bydgoskiej opowiadają liczni świadkowie. Wskazują oni też na ogromną ostentację, z jaką dokonywano owych poszukiwań”. Na łące, pod mostem drogowym w Toruniu znaleziono różaniec Księdza Jerzego.

Szeroko zakrojone poszukiwania na terenie dwóch województw wynikały z matactw podejrzanych, którzy prowadzili dezinformację, a wcześniej zacierali ślady i pozbyli się dowodów winy (część rzeczy zatopiono w Jeziorku Czerniakowskim). Jak pisze prof. Wojciech Polak: „Matactwa Chmielewskiego spowodowały podjęcie tak wielkiej akcji poszukiwawczej, prowadzonej głównie w podtoruńskich lasach oraz wzdłuż drogi Toruń–Włocławek. Podobnie mataczył także Pękala, który jednak 25 X 1984 r. (o godzinie 10.20) przyznał, że ksiądz Popiełuszko został wrzucony do Wisły na tamie we Włocławku”.

Peter Raina przytacza zeznania Chmielewskiego: „To, że w czasie pierwszych przesłuchań wyjaśniałem, że ks. Popiełuszko został porzucony przez nas w lesie, było podyktowane strachem. Bałem się, że jeśli powiem coś na ten temat, to Piotrowski, bądź któryś z przełożonych zorientowanych w sprawie, może podjąć działania przeciwko nam. W szczególności byłem przekonany – aż do momentu napisania oświadczenia – że naczelnik [Grzegorz Piotrowski] uciekł i będzie się starał coś zrobić przeciwko mnie. Dopiero po 25 października, kiedy usłyszałem wiadomość, że Piotrowski został aresztowany, postanowiłem mówić prawdę. Nawet oficer przyjmujący ode mnie Ubranie, w którym z wód Wisły w okolicach Włocławka wydobyto ciało zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki. fot. z książki Ubranie, w którym z wód Wisły w okolicach Włocławka wydobyto ciało zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk to oświadczenie kazał mi zapamiętać datę i godzinę, ok. 12.40, gdzie już powiedziałem wyraźnie, że wrzuciliśmy księdza do Wisły nieżyjącego. Dlatego nieżyjącego, iż nie wyobrażałem sobie, że jakikolwiek człowiek mógłby wytrzymać tyle uderzeń w głowę. Oświadczenie to zostało nagrane na magnetofon”.

Na podstawie informacji o wrzuceniu księdza do Wisły z włocławskiej tamy podjęto nową akcję o kryptonimie „Wisła”.

27 października gen. Kiszczak przekazał za pośrednictwem telewizji wiadomość, że w związku z porwaniem ks. Jerzego Popiełuszki tymczasowo zatrzymano trzech funkcjonariuszy SB: naczelnika wydziału w Departamencie IV MSW kpt. Grzegorza Piotrowskiego oraz dwóch jego podwładnych: por. Leszka Pękalę i por. Waldemara Chmielewskiego.

W kraju od momentu ogłoszenia zaginięcia ks. Jerzego Popiełuszki wrzało coraz bardziej, nikt oczywiście nie wierzył w „zaginięcie” ani w to, że odważny kapłan się odnajdzie. Mimo całej atmosfery terroru władze czuły jednak pewien niepokój, zdawano sobie bowiem sprawę, że może dojść do masowych wystąpień zdeterminowanych rodaków ks. Jerzego. A determinacja nie zna strachu i nie liczy się z ofiarami. 30 października 1984 r. podano informację o odnalezieniu przez płetwonurków, po ponownym przeszukaniu nurtów Wisły w okolicach tamy we Włocławku, ciała ks. Jerzego Popiełuszki.

***

Powyższy tekst pochodzi z książki Jolanty Sosnowskiej "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD.

Wiadomości o premierach nowych książek Białego Kruka i spotkaniach autorskich prosto na Twoją skrzynkę mailową, a do tego jeszcze prezent - bon 50 zł na zakupy w naszej księgarni internetowej! Dołącz już dziś do grona Czytelników Biuletynu Białego Kruka! Aby to zrobić, kliknij TUTAJ.

Zapraszamy do naszej księgarni, po książki opowiadające o życiu ks. Jerzego Popiełuszki oraz o mrocznych czasach komunizmu i polskiej walce z tą straszliwą ideologią:

Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Jolanta Sosnowska

Fascynująca książka Jolanty Sosnowskiej to poruszająca opowieść o życiu i heroicznej walce kapłana, który stał się symbolem oporu przeciwko komunistycznemu reżimowi w Polsce. Swoją niezłomną wiarą i nieugiętością inspirował miliony Polaków do walki o wolność i wiarę. Popiełuszko, z pozoru zwykły ksiądz, stał się światłem nadziei. Pozostaje aktualnym symbolem także dzisiaj, co w tej książce mocno wybrzmiewa.

Opresja. Ilustrowana historia PRL

Opresja. Ilustrowana historia PRL

Wojciech Polak

Ta książka powstała z dwóch powodów. Po pierwsze, poziom wiedzy o tak przecież nieodległych czasach jak historia państwa nazwanego Polską Rzeczpospolitą Ludową (PRL) jest w naszym społeczeństwie bardzo niski, zwłaszcza wśród ludzi młodych i średniego pokolenia. Są bowiem siły i ośrodki usilnie pracujące nad utajnianiem prawdy o latach 1944–1989.

Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni

Komunizm światowy. Od teorii do zbrodni

Wojciech Roszkowski

Książka ta dowodzi, jak szybko może rozprzestrzeniać się zło, jeśli nie napotka od razu zdecydowanego sprzeciwu. Komunizm nie zaczął się od łagrów, mordów i zniewolenia narodów. Zaczął się od teorii – zupełnie utopijnej, ale pozornie niezwykle zatroskanej o dobro całej ludzkości. Wielu dało się nabrać; jak się to skończyło, to Polacy wiedzą najlepiej.

Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu

Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu

Wojciech Roszkowski

Nikt nie zrozumie, co złego dzieje się we współczesnym świecie zachodnim, a więc i w Polsce, nie znając przyczyn. Tkwią one jeszcze w ideach rewolucji francuskiej, a później w coraz bardziej lewicowej filozofii, zwłaszcza Karola Marksa. Poglądy tego ostatniego miały, jak wiadomo, tyleż wielki, co tragiczny wpływ na życie wielu narodów, choć myśliciel z Trewiru (zmarły w 1883 r.) sam tego nie doczekał.

Polacy wierni i dzielni

Polacy wierni i dzielni

o. Marian Zawada

Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.