Prof. Andrzej Nowak: Najważniejsze globalne korporacje spotykają się zatem, by zastanawiać się nad właściwymi scenariuszami dla ludzkości w celu urzeczywistnienia projektu transhumanistycznego
Jeżeli mówimy o ludzkości, zawsze pojawiają się nieludzie, podludzie i nadludzie. Na przykładzie rewolucji francuskiej prof. Reinhard Koselleck pokazuje, że pierwszym nieczłowiekiem został Ludwik XVI. Choć władze rewolucji orzekły wcześniej, że wszyscy ludzie cieszą się tymi samymi prawami – Deklaracja Praw Człowieka – to Ludwik XVI nie był człowiekiem, a więc można go było zabić, a nawet należało go usunąć. Kategorię nieludzi rozciągnięto później na całą masę innych, zabijanych w czasie terroru rewolucji francuskiej. Tak więc ludzkość się wyzwoliła, ogłosiła, że jest jedna, o jednolitych prawach, ale jednocześnie pojawili się nieludzie. W kolejnej wielkiej rewolucji, rosyjskiej, nazwano nieludzi: byłymi ludźmi – bywszyje liudi. Nawet, jeśli ich jeszcze nie rozstrzelano, to wiadomo było, że w każdej chwili można ich rozstrzelać, bo są byłymi ludźmi, jak np. ziemianie lub księża. W przypadku Niemiec hitlerowskich pojawili się podludzie uwarunkowani rasowo: Żydzi, Słowianie, Cyganie.
Czy w zjednoczonej ludzkości dzisiaj nie występuje podział na tych lepszych i tych gorszych? Tu dochodzimy do pojęcia transhumanizmu, które dopiero w 1957 r. sformułował Julian Huxley (1887-1975), brat bardziej znanego Aldousa Huxleya (1894-1963), twórcy słynnej antyutopii „Nowy wspaniały świat”. (…)
W przypadku Rosji idea ta została sformułowana nawet wcześniej, bo w końcu XIX w. Hasło to jako pierwszy rzucił Mikołaj Fiodorow (1829-1903), niezwykły myśliciel, kierujący bardzo długie lata największą biblioteką w Moskwie. On to zainspirował uczęszczającego do tej biblioteki jako samouka Konstantego Ciołkowskiego (1857-1935), zrusyfikowanego już wnuka powstańca listopadowego, który stał się później twórcą technologii rakietowej i pomysłodawcą podróży międzyplanetarnych, najważniejszym chyba pionierem tej niezwykle ważnej dziedziny technologicznych innowacji XX w. Otóż Fiodorow, pozostając wiernym synem Kościoła prawosławnego, uważał, że Bóg polecił nam zadanie wskrzeszenia wszystkich naszych praojców. Że jest to w pewnym sensie nasz obowiązek religijny nawet, jeśli teraz nie mamy do tego środków. Wobec tych bowiem, którzy byli przed nami, mamy dług, toteż doskonaląc nasze umiejętności naukowe powinniśmy dojść do możliwości wskrzeszenia wszystkich zmarłych. Jakkolwiek w końcu XIX w. idea ta była całkowicie nierealna, i dalej oczywiście pozostaje w sferze marzeń, to była ona traktowana przez Fiodorowa ze śmiertelną powagą. Rozmachem i niesamowitą wizją inspirowała wielu rosyjskich myślicieli m.in. Dostojewskiego, ale także Ciołkowskiego, tyle, że do ruchu w inną stronę. Ciołkowski uznał, że granice naszego gatunku możemy przekroczyć nie tylko szukając nieśmiertelności własnymi, naukowymi środkami, ale też wychodząc z Ziemi, z tego, co ładnie nazwał on „kolebką ludzkości”. Powinniśmy według niego opuścić Ziemię, bo wyczerpie ona swoje zasoby, i szukać nowych światów. Powinniśmy rozpostrzeć skrzydła, wyjść z kolebki, bo nie można spędzić w niej całego życia i podbić cały Kosmos. Tę oszałamiającą wizję sformułował Ciołkowski jako pierwszy, jeszcze w końcu XIX w.
(…) Skoro mówimy o wyjściu z naszej kolebki, o porzuceniu naszych naturalnych ograniczeń, o nieśmiertelności, to znaczy, że mówimy o staniu się bogami. Tak też zinterpretowali to radykalni przedstawiciele ruchu rewolucyjnego w Rosji przełomu XIX i XX w. Utworzyli ruch tzw. bogostroitieli, czyli budowniczych bogów. Uważali, że będą pierwszym pokoleniem bogów. Był wśród nich Aleksander Bogdanow (1873-1928), który kolejnymi transfuzjami próbował przedłużać sobie życie i ostatecznie od tego umarł; ponieważ dokonywał tych eksperymentów na sobie, nie można go traktować jak zbrodniarza. Do grona bogostroitieli, którzy myśleli o stworzeniu całkowicie nowego świata opartego na wynalazkach technicznych, które uczynią człowieka nieśmiertelnym i ostatecznie przekonają go, że Boga nie ma, należał też Anatol Łunaczarski (1875-1933), który później stanął na czele kultury w bolszewickim rządzie Lenina. Wizję literacką idei rosyjskiego kosmizmu, bogostroitielstwa, wyrażał też z pełną wiarą przez długi czas wielki rosyjski pisarz, zamęczony w czasach Stalina, Andriej Płatonow (1899-1951); jego powieści tłumaczone były na język polski.
Przejdźmy teraz do naszkicowania tego, co dzieje się na Zachodzie, zwłaszcza w ostatnich latach, żeby móc dostrzec, że moje dotychczasowe rozważania nie mają wymiaru wyłącznie teoretycznego czy historycznego, ale dotyczą bardzo ważnych zjawisk nam współczesnych. Otóż, na progu lat 1970. z niezwykłą siłą ujawniła się w kilku ośrodkach świata zachodniego atrakcyjność sformułowanej przez Huxleya idei transhumanizmu. Z jednej strony objawiła się ona w idei unieśmiertelnienia człowieka za pomocą krioniki, czyli zamrażania. Ta tendencja przybrała formy zorganizowane, które nadawał jej Robert Ettinger (1918-2011), jeden z głównych twórców krioniki, który stworzył całą sieć instytucji i przedsiębiorstw żyjących ze sprzedawania tej usługi; dzisiaj w Ameryce można za ok. 80 tys. dolarów kupić zamrożenie własnego mózgu z chwilą śmierci, a za 200 tys. – zamrożenie całego ciała z nadzieją, że zostanie ono rozmrożone wtedy, kiedy pojawią się – za 100, 1000 lat – środki naukowe, techniczne, które pozwolą usunąć przyczyny śmierci. Biznes ten kręci się, ale nie na dużą skalę; jak złośliwie zauważył jeden z krytyków ruchu krionicznego, wielu było wezwanych, ale niewielu zostało zamrożonych. Także sam Ettinger w momencie śmierci, w wieku 94 lat, poddał się operacji zamrożenia.
Nie chodzi mi o szczegóły, które mogą budzić pewnego rodzaju zainteresowanie, czy fascynację, ale o to, by pokazać krionikę jako część pewnego szerszego zjawiska, którego celem jest przekształcenie człowieka w nadczłowieka, w kogoś będącego lepszą wersją gatunku, którego część stanowimy. Ma ona swoją inną gałąź, współpracującą ściśle z krioniką, opartą na nanotechnologii i na sztucznej inteligencji. Znów tu związany jest cały szereg autorów i naukowców, czasem bardzo poważnych, o wybitnych osiągnięciach, zwłaszcza gdy idzie o sztuczną inteligencję, którzy ściśle współpracują z największymi korporacjami. Dzięki temu mają oni ogromne środki na prowadzenie swoich badań, których celem ostatecznym jest zapewnienie dobrego interfejsu, czyli przełącznika między ludzkim mózgiem a komputerem. Chodzi o to, żeby do komputera można było przekazać to, co stanowi naszą tożsamość, naszą osobowość. My umrzemy, ale w komputerze będzie nasza tożsamość, przetrwamy w elektronicznej chmurze. Tego rodzaju prace trwają od kilkudziesięciu lat nie tylko w Ameryce, równolegle również w Rosji. Mówiło się, że jest to wizja unieśmiertelnienia Władimira Władimirowicza Lenina; nad odpowiednim interfejsem już tam pracują.
Inna gałąź tych wysiłków prowadzi w stronę opanowania ludzkiej natury za pomocą chemii. Chodzi o środki psychotropowe, czy narkotyki, które albo zmieniają nasz nastrój, wpływają na nasze postawy, co też oczywiście ma bardzo duże znaczenie, albo mogą wręcz trwale zmienić naszą naturę. Generalnie chodzi właśnie o trwałą zmianę stanu świadomości człowieka.
Rozmaite kierunki rozwoju transhumanizmu łączą się z systematycznymi wysiłkami organizacyjnymi. W 1999 r. powstał World Transhumanist Association, powołany z inicjatywy profesora uniwersytetu w Oxfordzie, Niklasa Bostroma (ur. 1973), Szweda z pochodzenia. Jest on bardzo czynnym, najważniejszym chyba naukowym przedstawicielem ciekawego kierunku w rozwoju transhumanizmu, który rozszczepił się na Zachodzie na kilka nurtów. Nurt kontestatorski, anarchistyczno-libertariański, chce wyzwolenia od wszelkich ograniczeń, nie chce współpracować z państwem, uważa, że wystarczy wielki biznes, żeby przemienić nas w nadludzi. Tymczasem Bostrom, podobnie jak wielu innych przedstawicieli drugiego, szerokiego nurtu transhumanizmu stwierdził, że z państwem trzeba jednak współpracować, że ma ono możliwości finansowe, że tylko przy jego ścisłej współpracy z korporacjami, a właściwie przy podporządkowaniu dla ideologii transhumanizmu największego, w sensie możliwości finansowych i technologicznych, państwa świata, czyli Stanów Zjednoczonych, można naprawdę doprowadzić do tej zmiany.
Jak ta zmiana ma wyglądać? Otóż, sztuczna inteligencja doprowadzi ostatecznie do tego, że powstaną byty znacznie od nas intelektualnie skuteczniejsze, które będą mogły skierować gatunek ludzki do pewnego rodzaju rezerwatu jako przeżytek. Odbędzie się to trochę tak, jak pokazał to w swojej powieści z 1932 r. „Nowy wspaniały świat” Aldous Huxley. Ludzie, jako dzikusy, będą egzystować gdzieś tam sobie na marginesie, a wyżej istnieć będą nadludzie – a raczej transludzie, cyborgi – już zupełnie inaczej zaprogramowani, stworzeni przez sztuczną inteligencję. Jeden z ideologów tego ruchu, Steve Fuller (ur. 1959), zwraca uwagę na to, że skoro w 2020 r. sąd Stanów Zjednoczonych uznał równe prawa osób transpłciowych, to czemu nie otworzyć tej drogi dla osób transgatunkowych; czyż prawa cyborga mogą być mniejsze niż prawa człowieka?
Jeżeli mamy ideologię trans, czyli przekraczania granic, to nie ma limitów pojęć, które nie mogłyby zostać objęte obszarem emancypacji: wszyscy muszą być ostatecznie wyemancypowani. Ale czy na pewno wszyscy?
Nie, dla wszystkich nie starczy pieniędzy. (…) Jak śpiewał Bułat Okudżawa – „pierników nie wystarczy dla wszystkich”. Tak więc będą ci, którzy ewakuują się w przyszłość szczęśliwą, udoskonaloną, dużo lepszą od naszej, i tacy, którzy tu zostaną, jako stary gatunek. Kolejny podział, który nastąpi, będzie najbardziej drastycznym z możliwych; nawet podział na chłopa feudalnego i pana nie był tak drastyczny jak ten, który będzie dzielił trans-człowieka od człowieka.
W listopadzie 2019 r. wspomniany już Nick Bostrom przedstawił bardzo obszerny scenariusz tego, co należy zrobić. Warto jeszcze nadmienić, że ten szwedzki profesor jest organizatorem kilku bardzo ważnych spotkań, m.in. w 2017 r. w Kalifornii (Kalifornia jest głównym ośrodkiem transhumanistycznego ruchu), w którym brali udział przedstawiciele Facebooka, Google’a, MIT, Uniwersytetu Oksfordzkiego i Tesli z samym Elonem Muskiem w roli głównej; obok Billa Gatesa jest on głównym rzecznikiem skoku w nową rzeczywistość postludzką czy transludzką. Najważniejsze globalne korporacje spotykają się zatem, by zastanawiać się nad właściwymi scenariuszami dla ludzkości w celu urzeczywistnienia projektu transhumanistycznego. Scenariusz Nicka Bostroma otrzymał nazwę „The vulnerable world hypothesis”, czyli „Hipoteza świata, który jest narażony” – narażony na kryzys i niebezpieczeństwo. Swą rozpisaną bardzo drobnym maczkiem na 20 stronach hipotezę Nick Bostrom rozwija w stronę następującą: aby zapobiec niebezpiecznemu scenariuszowi, który zawsze w świecie może się pojawić– wybuch wojny nuklearnej, przyspieszenie globalnego ocieplenia czy inne zagrożenie, które postępowałoby trzy razy szybciej, przy założeniu, że to człowiek jest za nie odpowiedzialny. Owo inne zagrożenie może odnosić się również do okoliczności, która nastąpiła właśnie w listopadzie 2019 r. Nie mam wątpliwości, że zbieżność nie jest przypadkowa. Pandemia, która może wykończyć ludzkość – ta nie wykończyła – jest właśnie tym czynnikiem, o którym pisze Bostrom w listopadzie 2019 r. To ona jest tam analizowana, bo potrzebne jest uświadomienie ludziom, że ich gatunek może być zagrożony.
Co wywoła tego rodzaju uświadomienie? Otóż, pozwoli ono wprowadzić totalny nadzór nad człowiekiem. Bostrom oblicza w swoim tekście, że koszt takiego nadzoru jest właściwie pomijalny – wynosi 140 dolarów na osobę, uważa, że są to śmieszne pieniądze, za które można przez 24 godziny na dobę zapewnić totalną kontrolę nad każdym człowiekiem. Abstrahując oczywiście od tego, co wielu z nas robi dobrowolnie używając telefonów komórkowych, komputerów itd. i oddając wszystkie dane z tym związane de facto w ręce właścicieli wielkich korporacji, jak Google, Facebook, Amazon czy Twitter, które tworzą zbiorowiska metadanych.
Ów stały nadzór nad człowiekiem potrzebny jest po to, by zapobiec gwałtownym wystąpieniom tłumu, bo tłum też może być groźny. Może np. nieoczekiwanie zebrać się i obalić jedynie słuszny rząd, albo zagrozić jego jedynie słusznym decyzjom. Tak więc tego rodzaju poczucie zagrożenia, które skłoni ludzi do pogodzenia się z totalnym nadzorem, jest bardzo potrzebne, mówi Nick Bostrom. Dodaje przy tym, że przeżycie tego rodzaju zagrożenia pozwoli przybliżyć ideę rządu światowego. Rząd światowy niekoniecznie musi powstać na bazie ONZ, ale może polegać na ścisłej współpracy rządów państw, które są stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa – a więc Chin, Francji, USA, Rosji i Wielkiej Brytanii. To one między sobą umówią się, jak urządzić świat, bo mniejsze kraje nie mają oczywiście żadnego znaczenia. Ci najważniejsi umówią się, jak zapobiec zagrożeniu tego świata i wystąpią w dobrej rzekomo intencji, ale w taki sposób, żeby całkowicie skutecznie kontrolować scenariusz nakreślony „dla dobra ludzkości” przez najsilniejszych, bez żadnej możliwości wychylenia się poza jego ramy.
Taką właśnie wizję przedstawia Nick Bostrom: establish effective global governance – ustanowić efektywne globalne zarządzanie. To jest najważniejszy cel zmiany, bez której nie będzie transhumanizmu, bo prymitywni barbarzyńcy mogliby zagrozić tu i ówdzie temu projektowi, zrozumiawszy w końcu, jak w scenariuszu tego filmu, że oni nie zabiorą się i nie ewakuują ze zniszczonej Ziemi, że wyjadą z niej tylko nadludzie. Wtedy zaś może zacząć się demolka, jakieś niekontrolowane odruchy, którym trzeba zapobiec, które w zarodku trzeba sparaliżować.
Tego rodzaju deklaracja jest jedyną ciekawą, jak mi się wydaje, puentą rozważań o kierunkach transhumanizmu, który dzisiaj jest częścią naszej rzeczywistości. Nie twierdzę, że najważniejszą, że jedyną, nie twierdzę, że Władimir Putin czy Joe Biden realizują scenariusz transhumanizmu jako jedyny dla nich ważny. Myślę jednak, że dla właścicieli Google’a czy Facebooka jest to niewątpliwie kluczowy scenariusz, tak jak rzeczywiście bardzo duży jest ich wpływ na politykę amerykańską; na rosyjską jest na pewno mniejszy, a na chińską – pomijalny.
…………………………………….
Powyższy tekst jest fragmentem eseju prof. Andrzeja Nowaka, który został zamieszczony w najnowszej książce Białego Kruka o wymownym tytule „Tyrania postępu”. Oprócz prof. Nowaka niepokój o stan dzisiejszy współczesnego świata wyrażają wybitni i odważni publicyści i myśliciele polscy, dobrze znani życia publicznego i kulturalnego – m.in. prof. Grzegorz Kucharczyk, ks. prof. Dariusz Oko, ks. prof. Waldemar Chrostowski, bp Wiesław Mering, red. Jakub Maciejewski, prof. Wojciech Polak, prof. Aleksander Nalaskowski, prezes Leszek Sosnowski (także redaktor książki), prof. Wojciech Roszkowski, czy europoseł Patryk Jaki. Na szczęście są ludzie, którzy widzą zagrożenia i przed nimi ostrzegają. „Tyrania postępu” to poruszająca i pouczająca lektura, którą koniecznie trzeba przeczytać, aby wrócić do korzeni i zastanowić się, kim jesteśmy i po co na tym świecie żyjemy.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.