Patronka na dziś: Aniela Salawa – służąca, która została mistyczką

Nasi autorzy

Patronka na dziś: Aniela Salawa – służąca, która została mistyczką

Portret Anieli Salawy namalowany przez krakowskiego artystę Stanisława Jakubczyka. Fot. franciszkanie.pl Portret Anieli Salawy namalowany przez krakowskiego artystę Stanisława Jakubczyka. Fot. franciszkanie.pl „Zamodliła swoje życie bez reszty i do końca”

Aniela Salawa – służąca, która została mistyczką

Jolanta Sosnowska

Mawiała, że kocha swoją służbę, bo ma w niej „wyborną sposobność wiele wycierpieć, wiele pracować i wiele się modlić”, i że poza tym niczego nie szuka i nie pragnie. Niektórzy zarzucali jej, że jak na służącą zbyt wyróżnia się eleganckim ubiorem i zbytnio dba o swój wygląd. Aniela odpowiadała: „Tak właśnie ma wyglądać osoba, którą zdobi łaska uświęcająca. Ładnie ma się ubierać dziewczyna, która Boga kocha”. Często powtarzała, że Pan Jezus lubi ludzi schludnych i czystych. Zwracała na siebie uwagę nie tylko wyglądem nie-służącej, ale też uduchowioną twarzą o czarnych dużych oczach i wydatnych ustach – niektórzy mówili „anielską” – a przy tym mocnym charakterem. Łatwo wpadała w gniew i potrafiła się złościć. Musiała wykonywać zatem wiele pracy nad poskramianiem swego temperamentu, bo wcale nie był predestynowany do usługiwania, znoszenia lekceważenia i poniżeń. Aniela lubiła porządek, była gospodarna, zaradna, prawa i bardzo pracowita. Cieszyło ją czynienie dobra, bycie uczynnym. Koleżanki i znajomi nazywali ją świętą Anielcią.

Mistrzyni w sprawach najważniejszych

Żyła tylko 41 lat i można by pomyśleć, że było to życie niepozorne, szare, nieszczególne. Głęboki sens życia Anieli Salawy najtrafniej i najpiękniej ujął kard. prof. Stanisław Nagy: „ta mała obywatelka ziemi sieprawskiej i Krakowa nie siedziała na katedrze Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie wchodziła na ambony kościoła Mariackiego ani wawelskiej katedry, ale przecież była mistrzynią – mistrzynią w sprawach najważniejszych. Zamodliła swoje życie bez reszty i do końca. (…) Doszła tam, gdzie dużo wcześniej i nieco inną drogą doszła córka nie chłopa z polskiej wsi, ale córka królewska, święta Jadwiga. Doszła tam, gdzie jest chwała, podziw i dziękczynienie. (…) Wiedziała, co brała. I wiedziała z całą świadomością, że nie będzie deptała w Krakowie po wielkich ścieżkach błyszczących dostojeństw, że nie będzie uczęszczała na krakowskie uczelnie i nie będzie startowała do wielkości naukowych. Zostanie służącą”.

Uboga rodzina wielodzietna

Aniela urodziła się 9 września 1881 r. w podkrakowskim Sieprawiu, wsi urokliwie położonej pośród zalesionych wzniesień Pogórza Wielickiego, w niedalekiej odległości od Kalwarii Zebrzydowskiej. Jej rodzinny dom, po którym zostały dziś tylko elementy konstrukcji przechowywane w starym sieprawskim kościele parafialnym, był nad wyraz skromny. Wtopiony był jednak w malowniczy, mocno pofałdowany krajobraz okraszony polami uprawnymi, łąkami i lasami, poprzecinany wstążkami rzek Raby i Skawinki, przyozdobiony ujściami szemrzących potoków. Tutejsze niezwykłe zachody złociście amarantowego słońca szczególnie skłaniały wrażliwe dusze do medytacji, mistycznych uniesień, poddawania się modlitewnym nastrojom. Nic dziwnego, że w owym pejzażu pobożny miejscowy lud postawił na cześć Stwórcy i Zbawiciela liczne kapliczki, które w dodatkowym wyrazie miłości mai kwiatami.

Anielka przyszła na świat w ubogiej wielodzietnej rodzinie kowala i rolnika Bartłomieja Salawy oraz Ewy z domu Bochenek, córki piekarza z niedalekich Sułkowic. Ostatniego dziecka nie powitali zbyt radośnie. Zmęczona porodem, po którym na długo obłożnie zachorowała, zatroskana mama, ujrzawszy maleńką dziewczynkę, miała proroczo powiedzieć: „To dziecię zawsze będzie chore i wiele się nacierpi w swoim życiu”. Pierwszy biograf Anieli, ks. Franciszek Świątek, tak scharakteryzował Bartłomieja Salawę: „Jak wszyscy ludzie, co się ciągle stykają z żelastwem, nabierają znamion żelazu właściwych: są twardzi, nieugięci, surowi, ale też pełni szczerości i prawdy, bez cienia fałszu, jak łom tego najpożyteczniejszego z kruszców. (…) Zajęty ciężką pracą w kuźni, uznojon nią niezmiernie, był twardy i surowy tak dla siebie, jak i rodziny”. Starsza siostra Anielki, Hania, napisała we wspomnieniach, że ojciec był ostry, a mama „dobra, ale nas krótko trzymała, nie pozwoliła nigdzie się wałęsać, gdy mieliśmy wolny czas, kazała czytać książkę pobożną; mówiła nam często, że z każdej chwili trza zdać rachunek Bogu”. 

"Porzucona jak grat w kącie"

Mała Anielka została ochrzczona cztery dni po urodzeniu – w przededniu święta Podwyższenia Krzyża Świętego – w miejscowym kościele parafialnym św. Michała Archanioła (obecnie zwanym starym kościołem), gdzie do dziś stoi chrzcielnica, która to pamięta. Była najmłodszą z dziesięciorga rodzeństwa – miała trzech braci i sześć sióstr (a także dwóch przyrodnich braci z pierwszego małżeństwa ojca, który owdowiawszy, po raz drugi ożenił się z Ewą). Mimo ciężkiej pracy, gospodarowania na sześciomorgowym gospodarstwie, ale o niezbyt urodzajnej ziemi, i prowadzenia własnej kuźni, w której Bartłomiej wyrabiał narzędzia rolnicze, jego wielodzietna rodzina niejednokrotnie głodowała. Szczególnie ciężko było na tzw. przednówku, kiedy kończyły się zebrane jesienią zapasy żywności. Aniela wspominała po latach, że mama uczyła ich mało jeść, a dużo pracować i modlić się.

Dziewczynka była od urodzenia wątłego zdrowia i niedożywiona. Nie mogła być karmiona piersią przez ciężko chorą matkę, która też z tego powodu nie mogła się nią zajmować, nosić na rękach, przytulać, okazywać czułości tak ważnej w pierwszym okresie życia każdego dziecka. Kiedy Anielcia płakała, któreś z rodzeństwa wkładało jej do buzi zawiniętą w kawałek płótna marchewkę. To był jej smoczek, który ssała, żeby się uspokoić. Chorowita dziewczynka była skłonna do omdleń i przeziębień, cierpiała na przepuklinę. Gdy ktoś jej dokuczył, wpadała w silną złość i gniew. Mimo surowego traktowania była pogodna, miała poczucie humoru. „Byłam w domu jak ten grat rozbity, porzucona w kącie, ale Pan Jezus przyszedł pewnego dnia do mnie, popatrzył z litością na mnie i pomyślał sobie: a może by coś jeszcze było z tego rozbitego grata? – Jak pomyślał, tak ze mną zrobił” – wspominała trudne dzieciństwo Aniela.

Modlitwa i praca

Mimo wątłego zdrowia od najmłodszych lat pomagała w gospodarstwie – pasła gęsi, prosięta, krowy. Nie sprawdziła się tylko w kuźni, bo nie bardzo chciała słuchać poleceń ojca. Od rodziców – a szczególnie od matki – uczyła się prawd wiary i praktykowania pobożności. Wspólna modlitwa należała do porządku dnia, wyznaczała jego rytm. O świcie „Kiedy ranne wstają zorze”, a potem godzinki, różaniec. Ukwiecone sieprawskie łąki, na których Anielka pasła gospodarskie zwierzęta, nasłuchały się do woli jej modlitw i pobożnych pieśni. Kiedy była starsza, brała ze sobą na pastwiska różne ręczne robótki – haftowanie, robienie koronek, które potem spieniężała, bo w biednej rodzinie liczył się każdy grosz. W niedzielę całą rodziną chodzono do kościoła nie tylko na Mszę św., także na nieszpory, Gorzkie Żale. Matka i ojciec wpajali dzieciom czytanie książek religijnych, w tym „Żywotów świętych” ks. Piotra Skargi, żeby czerpały stamtąd wzory do naśladowania.

Anielka nauczyła się czytać i pisać, bowiem w latach 1888–1890 uczęszczała do dwuletniej szkoły elementarnej w Sieprawiu. Na tym jednak oficjalną edukację musiała zakończyć, bo innej szkoły we wsi nie było. Nie znaczy to, że zaprzestała dokształcać się później jako samouk. Kiedy skończyła 16 lat, rodzice chcieli wydać ją za mąż, czemu gwałtownie się sprzeciwiła.

Służąca w Krakowie

Wzorem dwóch starszych sióstr wyjechała późną jesienią 1897 r. – po zakończeniu ciężkich prac polowych – do Krakowa. Jak one rozpoczęła pracę służącej, co w czasach panującej na wsi biedy było pośród chłopskich córek zjawiskiem powszechnym. 

Początkowo Aniela pracowała w Podgórzu jako opiekunka małego dziecka u maszynisty kolejowego Franciszka Kloca. Następnie przeniosła się do Krakowa. Była kolejno przy rodzinie Turowskich, Xawerów (1901–1903) i od 1905 r., ponad 11 lat, na ul. Senackiej 6 u adwokata Edmunda Fiszera i jego żony Marii. Najczęściej uginała się pod ciężarem zrzucanej na nią pracy i nie była traktowana najlepiej.

W Krakowie Aniela nabrała ogłady. „Jej niepospolity umysł – wnikliwy, głęboki, bystry i chłonny – ubogacał się, kształcił, subtelniał, a jej jędrna i barwna gwara ludowa przez czytanie i obcowanie z inteligencją nabierała poloru” – pisał ks. Franciszek Świątek. Chodziła do różnych kościołów, słuchała różnych kaznodziejów, przechadzała się pośród pomników i pamiątek polskości. Odkrywała nowe światy. Na równi z pogłębianiem i kształtowaniem religijności kształtowała i pogłębiała swój patriotyzm. Któregoś dnia powiedziała: „Pragnęłabym choć dwie godziny żyć w wolnej Ojczyźnie”.

Redemptoryści, franciszkanie i Zytki

W 1899 r. głęboko przeżyła śmierć 25-letniej ukochanej siostry Teresy, która wiodła bardzo świątobliwe życie i była dla niej wzorem, a poza tym jak mogła, tak się nią w Krakowie opiekowała. W tym samym roku Aniela złożyła prywatne śluby czystości i tak często, jak tylko mogła, uczestniczyła w Mszy św. Przez pewien czas myślała o wstąpieniu do któregoś z krakowskich klasztorów klauzurowych, ale przeszkodą był zarówno słaby stan zdrowia, jak i brak posagu, który w tamtych czasach był koniecznym wymogiem. Mieszkając początkowo w Podgórzu, chodziła do kościoła Redemptorystów, a potem szczególnie upodobała sobie kościół Franciszkanów, którzy mieli na nią duży wpływ formacyjny. Do świątyń tych przynosiła kwiaty na ołtarze i własnoręcznie haftowane obrusy. Z głębokim zawierzeniem mówiła: „Panie! Żyję, bo chcesz, umrę, kiedy każesz, zbaw mnie, bo możesz!”.

27 kwietnia 1900 r. rezolutna Aniela wstąpiła do Stowarzyszenia Sług Katolickich św. Zyty, zwanego Zytkami. Ta bardzo ważna i cenna organizacja dla obrony i pomocy wiejskim dziewczętom służącym w pańskich domach i narażonym na wyzysk, a nierzadko na moralną deprawację, została zawiązana zaledwie rok wcześniej przez ojca jezuitę Włodzimierza Ledóchowskiego (1866–1942). Św. Zyta żyła w XIII w. w Toskanii, pochodziła z ubogiej rodziny, jako młoda dziewczyna musiała zostać służącą. Krakowskie Zytki nosiły specjalny medalion, płaciły 10 zł na roczną składkę członkowską. Celem Stowarzyszenia była wszechstronna, rozciągająca się na całe życie, opieka nad służącymi – religijna, prawna i socjalna, ale także kształcenie zawodowe, wyrobienie kulturalne, uczenie zasad higieny, troska o zdrowie. Stare Zytki mogły liczyć na opiekę lekarską oraz pobyt w schronisku. Stowarzyszenie mieściło się przy ul. Mikołajskiej 30, posiadało z czasem własne schronisko dla bezdomnych dziewcząt, kuchnię, szpitalik i bibliotekę.

Przynależność do Zytek nie tylko dawała poczucie bezpieczeństwa, ale także kompensowała Anieli brak rodzinnego domu, który tak wcześnie musiała opuścić. Pozwalała też przynależeć do wspólnoty, co po śmierci siostry Teresy było bardzo ważne. Jako Zytka, tercjarka franciszkańska i członkini Arcybractwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy Aniela prowadziła coraz bardziej głębokie, pełne wyrzeczenia życie wewnętrzne. Czytała pisma mistyków, w tym św. Jana od Krzyża, św. Teresy od Jezusa, św. Franciszka Salezego, św. Alfonsa Liguoriego. Jeden ze spowiedników wyznał, że wprost była nimi przesycona. Od 1903 r. zaczęła codziennie przystępować do Komunii św.

Bez dachu nad głową

Od 1905 r. Aniela pracowała u Fiszerów jako pokojówka, gdzie zajmowała się 6-pokojowym mieszkaniem i usługiwała swoim pracodawcom. Była najmilszą osobą do towarzystwa pani domu, Marii, która uważała Anielkę prawie za członka rodziny i obdarowywała pięknymi ubraniami. Wiele czasu spędzały na rozmowach, chodziły razem na Msze św. Pewien rodzaj przyjaźni, jaki łączył ją z chlebodawczynią, nigdy nie stał się jednak powodem do mniej solidnego wykonywania pracy czy też lekceważenia obowiązków. Aniela lubiła zrobić wszystko dobrze.

15 maja 1912 r. rozpoczęła nowicjat we Franciszkańskim Zakonie Świeckich, zwanym III Zakonem św. Franciszka z Asyżu. 6 sierpnia 1913 r. złożyła profesję wieczystą (przysięgę tercjarską) w kongregacji przy kościele św. Franciszka, przyjmując imię Teresa.

W latach I wojny światowej, od grudnia 1914 r., pomagała rannym żołnierzom różnych narodowości, odwiedzając ich w lazaretach, przynosząc kupowane za własne pieniądze jedzenie oraz słowa pociechy. Nazywali ją „świętą panienką”. Miała wtedy mniej pracy i więcej czasu, albowiem gdy władze Krakowa zarządziły ewakuację, Fiszerowie wyjechali z miasta. W 1916 r. Maria Fiszer, która od dłuższego czasu chorowała, zmarła i Aniela musiała zająć się jej pogrzebem. Z tego powodu nie pojechała do Sieprawia na pogrzeb swej matki, która również w tym czasie odeszła do Pana. Niedługo po śmierci Fiszerowej Aniela została przez wdowca zwolniona. Powodem było to, że pobożna służąca nie godziła się z tym, że Fiszer zamieszkał bez ślubu z nową kobietą, na co nie omieszkała zwrócić uwagi. Urażona duma spowodowała fałszywe oskarżenia i pomówienia pod jej adresem, doprowadzając do pozbawienia pracy.

35 -letnia Aniela znalazła się w jednej chwili bez dachu nad głową i w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Nie posiadała oszczędności, bo tym, co miała, zawsze dzieliła się z innymi. Cały jej dobytek mieścił się w jednym kuferku. Pogarszający się stan zdrowia uniemożliwił znalezienie nowego, stałego miejsca pracy. Pomogły jej Zytki.

Choroba

Aniela w 1917 r. ciężko zachorowała na żołądek i stwardnienie rozsiane. Trafiła do szpitala, ale dosyć szybko ją z niego wypisano, bo nie wyglądała na osobę chorą. W 1918 r. wynajęła w suterenie na ul. Radziwiłłowskiej 20 maleńkie mieszkanie – 4 x 3 m – które przypominało zakonną celę. Stan jej zdrowia systematycznie się pogarszał. Z posługą sakramentalną przychodzili do niej księża jezuici. Jeden z nich, ojciec Józef Andrasz (1891–1963), późniejszy spowiednik Siostry Faustyny, wspominał: „Bardzo mnie zbudowała niezwykłą cierpliwością w znoszeniu swoich długoletnich a bardzo dokuczliwych cierpień. Rozrzewniająca była jej tęsknota za Najświętszym Sakramentem. Mimo wielkich cierpień i ogromnego wysiłku, który ją kosztowało odbycie drogi ze swojej ‘piwniczki’ na ul. Radziwiłłowskiej do kościoła św. Mikołaja [ok. 60 m – JS], prosiła nieraz gorąco, by jej pozwolić na Mszę świętą i pomodlić się przed Jezusem ukrytym w Eucharystii. Pozwoliłem jej parę razy, była to zawsze dla niej radość, ale dla jej ciała prawdziwie droga krzyżowa, bo tylko opierając się o mury domów, mogła z nadzwyczajnym trudem zajść do swego Umiłowanego. Robiła wrażenie osoby całkowicie oddanej Panu Jezusowi i żarliwie Go miłującej w charakterze duszy ofiarnej”.

Mistyczne wizje

Pod datą 25 maja 1920 r. Aniela zapisała w „Dzienniku”: „Matka Najświętsza uczyła mnie, jak się mam przygotować na sąd po śmierci, a ja Ją prosiłam, żeby mi uprosiła łaskawość u Pana Jezusa. Było mi też powiedziane, jak z maleńkich grzechów trzeba się spowiadać i w duszy widziałam, że to jest dość wielka obraza Pana Boga”. Rok później, 30 maja 1921 r., zanotowała: „Rozważywszy życie swoje, zdaje mi się, że jestem tu, gdzie mnie od maleńkości Pan Bóg wołał, bo jak tylko dobrze świat poznałam, czułam szalony pociąg do cierpienia i do ubóstwa. I tak w duszy czułam zawsze od dziecka, że tylko będąc w najwięcej poniżonym stanie odpowiem łasce Bożej. I dlatego obrałam dobrowolnie stan służącej, być służącą, wzgardziwszy wszelkim szczęściem, które mi się nastręczało; ufna, że w tym stanie tak upokarzającym odpowiem żądaniu Bożemu”.

Doznająca coraz częstszych mistycznych wizji Aniela nabrała przekonania, że najwyższy stopień modlitwy to „jeśli dusza już nic nie mówi do Pana Jezusa, tylko spogląda na Niego w milczeniu. Owładnięta i pochłonięta Jego majestatem, uwielbia Go bez dźwięku i hałasu słów wewnętrznym spojrzeniem i krzykiem duszy”. Miesiąc przed śmiercią napisała własnoręcznie „Akt ofiarowania się za Polskę”, w którym znalazły się słowa: „Ofiaruję Ci resztę życia, życie i śmierć w sprawie tej wielkiej, jaka się ma z woli Twojej wykonać ku czci i chwale Twojej najpierw w Polsce, a przez Polskę wśród wielkiego świata”.

Śmierć, pogrzeb i początek procesu

Aniela Salawa umarła w Krakowie 12 marca 1922 r. w szpitaliku Zytek przy ul. Mikołajskiej, gdzie została przeniesiona na cztery dni przed śmiercią. Pogrzeb miała – jak na prostą służącą – nader okazały, z udziałem kilku księży, licznego grona Zytek i innych znajomych. Została pochowana w prostej drewnianej trumnie na cmentarzu Rakowickim, niedaleko grobu Jana Matejki, pod prostym drewnianym krzyżem. Z powodu rozpoczętego procesu informacyjnego w diecezji krakowskiej ciało jej wydobyto stamtąd w 1949 r. i złożono w mensie ołtarza Kaplicy Męki Pańskiej w ukochanym przez Anielę-tercjarkę kościele Franciszkanów, obok kopii Całunu Turyńskiego. Niedługo bowiem po odejściu jej do domu Pana zaczęto doznawać za jej przyczyną cudownych uzdrowień i innych łask. Pierwszy myśl o beatyfikacji Anieli Salawy podjął jeszcze przed II wojną światową ojciec redemptorysta Franciszek Świątek, który znał ją osobiście. Do rozpoczęcia procesu informacyjnego doszło jednak dopiero w 1948 r. z inicjatywy krakowskich franciszkanów. Konieczny materiał zgromadził o. Joachim Bar.

Zabiegali kard. Wyszyński i kard. Wojtyła

Kard. Stefan Wyszyński, przetrzymywany przez komunistów w Rywałdzie, czytał w 1953 r. biografię Anieli napisaną właśnie przez o. Franciszka Świątka, której pierwsze wydanie ukazało się już 10 lat po jej śmierci. Prymas był pod wielkim wrażeniem krakowskiej służącej, czego ślad pozostawił w „Zapiskach więziennych”: „Jej wrodzona inteligencja – prostej dziewczyny podhalańskiej – była dobrym przyrodzonym podkładem dla pracy łaski. Im bardziej zdobywał ją sobie Bóg, tym więcej oddawała się ludziom w przedziwnej gotowości ofiary i usłużności, a nawet zastępczego cierpienia. Jest to doskonała patronka na czasy współczesne. Czynię postanowienie, że dołożę swych starań, by przyspieszyć wyniesienie na ołtarze tak pożytecznego na czasy dzisiejsze wzoru doskonałości”. 

O przyspieszenie procesu beatyfikacyjnego bardzo zabiegał też później krakowski metropolita kard. Karol Wojtyła. W 1975 r. przekonywał watykańską kongregację, że Aniela Salawa była „przykładem silnej wiary, doskonałej zgodności z wolą Bożą, zwłaszcza w wypełnianiu obowiązków stanu, zupełnej uległości wobec Kościoła i jego zwierzchników oraz ustawicznej pracy, połączonej z wyjątkową pobożnością”. Już jako Jan Paweł II podpisał 23 października 1987 r. dekret o heroiczności cnót Anieli Salawy. Cudem potrzebnym do beatyfikacji było uzdrowienie za jej wstawiennictwem w 1990 r. 8-letniego chłopca Grzegorza Serafina, który podczas zabawy uległ tragicznemu wypadkowi. Beatyfikacji papież dokonał 13 sierpnia 1991 r. podczas Mszy św. przed kościołem Mariackim. W nawiązaniu do postaci królowej Jadwigi i Anieli zapytał retorycznie: „Czyż całe dzieje świętości chrześcijańskiej, duchowości budowanej na ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: ‘Służyć Bogu – to znaczy królować!’”. Żywym pomnikiem i żywym miejscem kultu bł. Anieli Salawy jest wzniesione w jej rodzinnym Sieprawiu pięknie położone na górze, niedaleko starego kościoła św. Michała Archanioła, sanktuarium. Erygował je 19 marca 2004 r. kard. Franciszek Macharski.

Duchowe pouczenia

Jednym ze spowiedników i duchowych kierowników Anieli był młodszy od niej o 8 lat ks. Stanisław Maciątek (1889–1940). Jak ona pochodził z wielodzietnej rodziny chłopskiej. W 1921 r. napisał dla swej penitentki zbiór pouczeń, którymi powinna się kierować, by nie zejść z Bożej drogi. Otrzymywała je od niego zapewne już dużo wcześniej ustnie podczas licznych spowiedzi. Zalecenia te miały być przez nią praktykowane, wyryte niejako w duszy niczym regulamin życia, który pozwoli nie ulec podszeptom szatana nawet w najcięższych chwilach. Ów zbiór pouczeń został napisany w pierwszej osobie, jakby to było wyznanie samej Anieli. Cechuje go język prosty i obrazowy, obfitujący w metafory podobne do biblijnych, dobrze zrozumiałe dla osoby wychowanej na wsi. Ks. Stanisław Maciątek napisał np.: „dusza wówczas tylko urasta zdrowo, gdy dobre, zdrowe myśli i pragnienia pobiera. Bo urastać może źle i pobierać truciznę ducha”; „Powiedzieć [należy] sobie: szkoda mojej pięknej głowy na to, co wstrętne, nikczemne, szatańskie. Chcę piękną duszę zanieść przed tron Boży”.

Kierownik duchowy ułożył i zalecił Anieli porządek dnia: rozmyślanie godzinne lub dwa po pół godziny; czytanie książki duchownej kwadrans lub dłużej; rachunek sumienia w południe i wieczór; częste modlitwy strzeliste w ciągu dnia; różaniec; codzienne ofiarowanie swych losów doczesnych i spraw swego uświęcenia św. Józefowi, Opiekunowi Jezusa i Maryi. Za radą ks. Maciątka Aniela w latach 1916–1921 prowadziła też „Dziennik”, zapisując w nim swe mistyczne wizje, przemyślenia, duchowe uniesienia i doznania. Spowiednik utwierdzał 40-letnią tercjarkę Anielę, bardzo już wtedy schorowaną, samotną, że gdy człowiek opowie się za Stwórcą, „Bóg często czyni wówczas, jak biegły zegarmistrz-artysta. Otrzymawszy do rąk duszę naszą, jak niezły wprawdzie, ale licho sklecony zegar, miejscami okryty rdzą i rozklekotany, rozbiera ją najpierw i rozkłada na części, szorując kółka, aż się doczyści do szczerego metalu. Wtedy metal wkłada do rondla, na ogniu go roztapia, roztopioną masę przelewa w nowe formy i składa z nich zegar nowy zupełnie. Bolesną i bardzo bolesną jest pierwsza praca rozkładania kółek i szorowania, ale boleśniejszą stokroć jest praca druga, gdy metal oczyszczony musi się przetopić. A bolesną jest dlatego, że wszystko się odbywa na żywym człowieku”. Kapłan przestrzegał, że szatan, który jednak z planów wobec człowieka nigdy nie rezygnuje, próbuje wplątać się w „bożą pracę oczyszczania i odlewania na nowo naszej duszy”, zasiewając w duszy zwątpienie i zagmatwanie, którym pomimo wszystko trzeba sprostać. „Przez jaskrawe przeciwieństwa uwydatnia się lepiej wartość prawdziwa rzeczy, ich piękność, ich trwałość i inne zalety. Przez nawałę pokus nieczystych, bluźnierczych, rozpaczy o zbawieniu itp. Bóg chce pogłębić w duszy ukochanie i przylgnięcie całkowite do rzeczy wręcz przeciwnych: czystości, czci Bożej, ufności, pokory…”.

"Żyje we mnie Chrystus"

Powyższe zalecenia świadczą, że doznająca mistycznych wizji Aniela Salawa przechodziła przez męki ciemnych nocy zwątpienia, doznawała uczucia, że jest przez Boga niechciana, zapomniana, wzgardzona. Ks. Maciątek tłumaczył jej, że Bóg „przeto ukształca dla siebie dusze, jak ludzie domy. Zbuduje najpierw rzecz mniej piękną, ale wystarczająco miłą, tę potem niweczy do szczętu, do fundamentów rozbiera, cegieł i kamieni zdaje się nie zostawiać tych samych, tylko i plan, i materiał daje zgoła nowy, wielki, wspaniały. Wygląda jego praca zazwyczaj tak, że zbliżając się do duszy z początku, szanuje jej słabość i jej dotychczasową pracę. Co ona zbudowała dotąd, to On tylko upiększy, uporządkuje i – dusza widzi się w siódmym niebie, ale ‘swoim’, po swojemu pojętym. Dopiero, gdy się mały człowiek nacieszy i przylgnie do Boga, za to, co od Niego otrzymał, Bóg rozpoczyna budować całkiem po swojemu. Burzy wszystkie dobre i kochane graciki, nawet nadprzyrodzone, zabarwione egoistycznym, samolubnym ‘ja’ duszy, a buduje nowy pałac, niebo Swej tylko miłości. Aniela musi umrzeć, aby żyć w niej zdołał Jezus Chrystus. Słowa Pawłowe w całej swej głębi ziścić się muszą: ‘żyję ja, już nie ja… Żyje bowiem we mnie Chrystus…’”.

Żeby mieć choćby drobne pojęcie o głębi mistycznych doznań tak uformowanej Anieli, warto przytoczyć zapisek z września 1921 r.: „Dusza zapomniała zupełnie o sobie, poznała Boga swojego zupełnie bez zasłony. Trudno to wyrazić, jak się Bóg duszy udziela. Pełna zachwytu, cała olśniona i napełniona miłością, upojona takim szczęściem, że przez długi czas odeszła zupełnie od siebie, tak jak by nigdy nie żyła, ani nie istniała na świecie… A Bóg, jakby coraz to więcej duszę pociągał bliżej siebie i tak, że na ostatku była cała pogrążona w Bogu, cała zatopiona w Nim, cała nadzwyczajnym blaskiem osłonięta. O jakżeż w tym stanie widziałam!”.

***

Powyższy artykuł Jolanty Sosnowskiej ukazał się w miesięczniku "WPiS. Wiara, patriotyzm i sztuka" nr 137. Śródtytuły pochodzą od redakcji; red. AD. 

Wiadomości o premierach nowych książek Białego Kruka i spotkaniach autorskich prosto na Twoją skrzynkę mailową, a do tego jeszcze prezent - bon 50 zł na zakupy w naszej księgarni internetowej! Dołącz już dziś do grona Czytelników Biuletynu Białego Kruka! Aby to zrobić, kliknij TUTAJ.

Prenumerata miesięcznika WPiS na cały 2024 rok - wydanie drukowane + wydanie elektroniczne

Prenumerata miesięcznika WPiS na cały 2024 rok - wydanie drukowane + wydanie elektroniczne

 

Roczna prenumerata papierowej i elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc w Twojej skrzynce pocztowej i jednocześnie na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.

WPIS 07-08/2024 (e-wydanie)

WPIS 07-08/2024 (e-wydanie)

 

Pojawił się już najnowszy, wakacyjny podwójny numer „Wpisu”. Jak każdego miesiąca przygotowaliśmy dla Państwa wyselekcjonowany zbiór felietonów powiązanych z aktualną tematyką, podobnie jak całą serię artykułów historycznych nawiązujących do bieżących rocznic. W związku z 80.

Polacy wierni i dzielni

Polacy wierni i dzielni

o. dr hab. Marian Zawada

Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.

Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach

Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach

Czesław Ryszka

Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.

Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość

Andrzej Bobola Orędownik Polski. Życie, męczeństwo, świętość

Czesław Ryszka

Andrzej Bobola herbu Leliwa, ksiądz, zakonnik, dziś patron Polski, żył w latach 1591–1657 w niebywale burzliwym czasie wielkich zagrożeń dla Ojczyzny i Kościoła katolickiego. Zginął w sposób szczególnie okrutny z rąk Kozaków, którzy chcieli mu nawet darować życie pod warunkiem wyrzeczenia się przezeń wiary katolickiej. Mimo wyjątkowo bestialskich tortur – odmówił. Umierał w strasznych męczarniach.

Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Jolanta Sosnowska

Fascynująca książka Jolanty Sosnowskiej to poruszająca opowieść o życiu i heroicznej walce kapłana, który stał się symbolem oporu przeciwko komunistycznemu reżimowi w Polsce. Swoją niezłomną wiarą i nieugiętością inspirował miliony Polaków do walki o wolność i wiarę. Popiełuszko, z pozoru zwykły ksiądz, stał się światłem nadziei. Pozostaje aktualnym symbolem także dzisiaj, co w tej książce mocno wybrzmiewa.

AD

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.