Artur Adamski: Mechanizm antypolskiej zdrady, który znać musi każdy państwowiec i patriota
Czyż to nie znamienne, że najlepsza z książek o Konfederacji Targowickiej wznawiane jest dopiero po kilkudziesięciu latach? I czyż nie jest powodem do niepokoju to, że po przeszło stu latach jej treść robi wrażenie jak najbardziej współczesnej?
Dzięki wydawnictwu Biały Kruk znów otrzymujemy dzieło arcyważne. W lekturze świetne, choć jego temat jest straszny. Czyta się je jak najdoskonalszą powieść sensacyjną bogatą w ekscytujące wątki obyczajowe i wojenne a rzecz to o procederach najbardziej upiornych z upiornych. I mimo, że chodzi o wydarzenia sprzed stuleci ciągle mieć możemy wrażenie, że wszystko to jest o polskim dziś jedynie nieco przystrojonym w kostiumy i konteksty z nieco innej epoki.
Władysław Smoleński był umysłem niezwykłym. Tuż po odzyskaniu niepodległości Józef Piłsudski proponował mu stanowisko premiera. Wybitny historyk miał wiele zalet, wśród których Naczelnik Państwa dostrzegał doskonałą znajomość zjawiska narodowej zdrady. Wiedział, że w polskich środowiskach politycznych działa obca agentura. Liczył się z wyniesieniem marionetek Rosji czy Niemiec na stanowiska ministerialne a nawet wyższe. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dla Polski oznaczać to może katastrofę. W końcu XVIII wieku sprzedani Petersburgowi i Berlinowi członkowie elit Rzeczpospolitej doprowadzili do likwidacji polskiego państwa. Z takimi zagrożeniami Polacy liczyć się więc powinni zawsze, traktować je jak najpoważniej i znać te mechanizmy, które zdolne są strącić polski naród do statusu niewolników.
Pierwsze uderzające podobieństwo wrogów i zdrajców z wieku XVIII i XXI to język, jakim się posługują. Często jest wzniosły, wypełniony najpiękniejszymi słowami i odwołaniami do wartości najwyższych. Planujący zamordować Polskę, za realizację tego planu pobierający sowite uposażenia – usta pełne mają słów o praworządności, europejskości, obywatelskich prawach, ładzie i porządku, służeniu ojczyźnie. W rozmowach między sobą oraz ze swoimi, prowadzącymi ich na złotych smyczach mocodawcami, często nie sięgają już do arsenału słownika odwróconych znaczeń. I otwarcie posługują się frazami wprost z leksykonu antypolskiej pedagogiki wstydu. Stąd dostojnicy wyniesieniu do swych urzędów Konstytucją Trzeciego Maja zwani przez nich są uzurpatorami stanowiska swe zajmującymi bezprawnie lub – niekonstytucyjnie. Bo Konstytucja wieńcząca Wielki Sejm Czteroletni – była ich zdaniem nielegalna, uchwalona w sposób nieuprawniony, pozaprawny. Twierdząc więc, że i dokonane wraz z nią zmiany i urzędy były nielegalne, pozwalali sobie nawet zgromadzenie izby poselskiej nazywać – bezprawnym zbiegowiskiem. A w przywracaniu tego, co nazywali legalnym ładem pomóc miała zagranica. Czasy inne, ale wszystko – do złudzenia takie same…
Z dzieła Władysława Smoleńskiego dowiadujemy się też, jakie postawy były gruntem dla procederu sprzedania własnej ojczyzny. Jak to przecież było możliwe, że jedni z najzamożniejszych ludzi Europy połakomić się mogli na pieniądze wypłacane im przez śmiertelnych wrogów Polski? Pół miliona dukatów rozdzielane między kilkudziesięciu krezusów w setkach rat, przez całe dekady, nie oznaczało przecież sum dla nich oszołamiających. Kiedy jednak zdamy sobie sprawę z tego, że postkomunistyczni grabieżcy swoje np. szwajcarskie rezydencje wyposażali w tak obłąkańcze przedmioty zbytku, że nie chcą ich dziś kupić nawet najbogatsi szejkowie świata arabskiego, to może jakoś pojmiemy mechanizm aż tak niepojętego zwyrodnienia. Jeśli jeden z najbogatszych Polaków naszych czasów miliardy z zawłaszczonego narodowego majątku przeznaczał na sedesy ze złota otwierane klapami inkrustowanymi brylantami to może pojmiemy też intencje pomyślunku takiego np. Szczęsnego Potockiego. Utytułowane szumowina bogatsza od nie jednego króla, siedząca na kilkuset hektarach gruntów rolnych, na którą pracowały dziesiątki tysięcy chłopów zobowiązana się czuła do wymyślania wciąż nowych i nowych sposobów eksploatacji swoich poddanych. I łaknęła nowych źródeł zysku, bo ważniejszy on był dla niej od tego, czy istniało nadal będzie państwo jego przodków. Taki to był sposób rozumkowania szubrawców z wieku XVIII i taki jest dzisiaj postkomunistycznych kanalii zwiezionych do Polski na tankach sowieckich czołgów. I nie inna wielu wyhodowanych na brukselsko – berlińskich posadkach skonstruowanych jako hodowle bez reszty sprzedajnego, krańcowo skorumpowanego narybku gotowego za psi grosz oddać w niewolę kraj, do reprezentowania interesów którego zostali wyniesieni.
„Konfederacja Targowicka” Władysława Smoleńskiego to przygnębiająca, ale konieczna do poznania księga, z której straszliwy zasadniczy wniosek jest taki, że jest możliwa zdrada o skali najpodlejszej. I Polska już doświadczała skutków nikczemności o rozmiarach dla każdego przyzwoitego człowieka – niemożliwej do pojęcia. Tym bardziej każdy, kto przyzwoity, kto jest patriotą i państwowcem, te niepojęte dla niego mechanizmy łajdactwa ma obowiązek znać. Bo były już one dla naszego państwa zabójcze. I najściślej te same – działają dziś.
Ważną też informacją jest i ta, że zdecydowane większość mieszkańców Rzeczpospolitej w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego, co się z nią tak naprawdę działo. Likwidacja państwa była dla nich czymś tak niepojętym, że mówiących o takim ryzyku traktowała jak oszołomów, ksenofobów czy innych nienawistników niespełna rozumu. Przestrogi świadomych kwitowano więc co najwyżej pukaniem się w głowę. Tym bardziej, że sprzedający ojczyznę zdrajcy bez przerwy mówili o ładzie, praworządności, prawie, interesie państwa… A potem mało kto zauważał, kiedy państwo przestawało istnieć.
Upiorny jest też obraz rysujący się z perspektywy sprawców zagłady Rzeczpospolitej. Władysław Smoleński dokładnie opisuje bowiem także kolejne ruchy carskiej satrapii, której armie wysyłała ona, by Polskę zabić. Na ich czele stał m.in. marszałek Kutuzow, o którym pamięta się nie jako zbrodniczym kacie Polski, lecz jako pogromcy Napoleona. Fragment jednego z rozkazów brzmiał: „w miarę możliwości – oszczędzać prawosławnych”. Bo w tych widziano przyszłych Rosjan. A katolicy, kojarzeni z polską tożsamością, mieli przestać istnieć. Tych można było więc tępić, bo i imię ich ojczyzny miało zostać wymazane nie tylko z mapy Europy, ale i z kart historii. Najpierw więc płynęła polska krew a potem akt likwidujący ich państwo zaczynały słowa trzech zaborców: „W imię Trójcy Przenajświętszej…” I od razu straszliwą tę zbrodnię największe autorytety kontynentu sławiły jako „akt najwyższego dobrodziejstwa”.
Dziś brukselski „Dom Historii Europejskiej” to stek nie lepszych bredni, w których obraz Polski jest skonstruowany tak, jakby prowadzić miał do wniosku, że lepszą byłaby Europa bez Polski. I to jest też celem sprokurowanych dziś przez kilku Niemców oraz Guya Verhofstadta nowych unijnych traktatów. Są dziś w Europie siły podobnie podłe do tych, które o kształcie Europy decydowały w wieku XVIII. „Konfedercja Targowicka” Władysława Smoleńskiego to więc nie tylko książka historyczna. To obowiązkowa lektura o mechanizmach, do których siły potężne a skrajnie nikczemne sięgają permanentnie.
Artur Adamski
Materiał ukazał się na portalu solidaryzm.eu
Konfederacja targowicka
Czytając tę historyczną książkę, zaczynamy się zastanawiać, czy jednak nie odnosi się ona do czasów jak najbardziej nam współczesnych. Nie chodzi tylko o samo zjawisko zdrady narodowej, ale o metody działania targowiczan. Nasuwa się co chwilę refleksja: to wtedy też już tak było?! Tak, już wtedy np. zastosowano terror wobec wolnych obywateli Rzeczypospolitej, rekwirowano majątki, pozbawiano stanowisk.
Kierunek Targowica. Polska 2005 – 2015
Polska w roku 2005 przeżyła reset lewicowych i liberalnych rządów; wydawało się, że postkomuniści przegrali i już nie wrócą. A jednak zaledwie po dwóch latach wszystko się odmieniło i już w 2007 roku III RP znalazła się na najlepszej drodze do nowej gospodarczej i moralnej targowicy. Jak do tego mogło dojść i ile zła musiało się jeszcze wydarzyć, nim Polacy w 2015 r.
Blask Rzeczypospolitej. Od X do XXI wieku
Oto dzieło wybitnego i wszechstronnego historyka, które czyta się jak pasjonującą powieść. Sięgając po Blask Rzeczypospolitej, każdy, kto w jednej książce chciałby zapoznać się z historią Polski na przestrzeni całych jej dziejów, ma tę możliwość. A dzieje te są długie, żywe i imponujące. Historia nasza, jak każdego wielowiekowego kraju, obfituje we wzloty i upadki. Może napawać dumą i podziwem, ale też przestrzegać przed niebezpieczeństwami.
PAKIET Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1 i 2 za 138 zł
Orzeł, lew i krzyż. Historia i kultura krajów Trójmorza. Tom 1
Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem w poprzek całego kontynentu zapadła żelazna kurtyna – tymi słynnymi słowami Winston Churchill opisał nową rzeczywistość geopolityczną po drugiej wojnie światowej. Ten kawałek świata nazywany bywa Międzymorzem, zaś dzisiaj coraz częściej można spotkać się z nazwą Trójmorza (Czarne – to trzecie morze).
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.