Transpłciowe dzieci stały się nowym produktem marketingowym

Nasi autorzy

Transpłciowe dzieci stały się nowym produktem marketingowym

Jak wyjaśnić niebezpieczny fenomen olbrzymiego sukcesu ideologii gender promującej transpłciowość? Jakie zagrożenia generuje owa ideologia, zwłaszcza w odniesieniu do najmłodszych? W jaki sposób można uchronić dzieci przed jej działaniem? Odpowiedzi na te pytania udziela francuska dziennikarka Pauline Quillon, na stałe współpracująca z katolickim portalem Famille Chrétienne, autorka książki „Dochodzenie w sprawie dysforii płciowej. Zrozumieć, aby naprawdę pomóc dzieciom”, wydanej nakładem katolickiego wydawnictwa Mame z siedzibą w Tours.

Jak to się stało, że ideologia gender odniosła w dzisiejszych czasach tak niebywały sukces, skoro wcześniej była bardzo słabo obecna w debacie publicznej?

„Marsz postępu”, przetaczający się przez nasze społeczeństwa, promujący przyznanie dzieciom prawa do „samookreślenia płci”, jest [w pewnym sensie] światowym fenomenem. Nie jest to tylko kwestia pewnego ruchu społecznego charakterystycznego dla świata zachodniego; ideologia gender przeniknęła także do organizacji międzynarodowych. W 2006 r. grupa ekspertów w dziedzinie praw człowieka podczas spotkania w Indonezji podpisała „29 zasad dla Jogjakarty” [jedna z prowincji Indonezji – przyp. red.], które, opracowane według międzynarodowych norm prawnych, głosiły, iż „wszystkie stany powinny przestrzegać praw dotyczących równego traktowania osób różnych orientacji seksualnych, tak samo jak prawa dotyczącego ‘identyfikacji płciowej’”. To z kolei zainspirowało wielkie międzynarodowe organizacje (ONZ, Rada Europy), które ze swojej strony rekomendują podobne przepisy prawne poszczególnym krajom [często jest to nie tyle „rekomendacja”, ile nacisk – przyp. red.].

Czy odbywa się to pod auspicjami jakiegoś eksperta, który ręczy za to swoim autorytetem?

Ci eksperci nie mają żadnego mandatu ani też autorytetu, jednak [mimo to, w ich założeniu] ich zasady mają służyć jako odniesienie prawne i kompas moralny. W 2017 r. wspomniana grupa ekspertów dorzuciła kolejnych 10 zasad i obowiązków, które poruszały kwestie związane z „ekspresją płci”. Znalazło się tam m.in. zobowiązanie do zaakceptowania zmiany imienia i płci dla osób w każdym wieku (!), które wprowadzono jako obowiązujący przepis do prawa cywilnego Indonezji (zasada nr 31). Kolejna była zasada nr 32, według której „wszystkie dzieci mają prawo do samookreślenia [płci]” i „należy to prawo chronić”; następna zasada – nr 33, głosiła, że „należy dopilnować, aby we wszystkich szkołach i pozostałych placówkach publicznych były zainstalowane bezpieczne urządzenia sanitarne dla osób transpłciowych”. Innymi słowy – dokładnie to samo, z czym mamy do czynienia w okólniku edukacji Jeana Michela Blanquera [minister edukacji narodowej Republiki Francuskiej – przyp. red.]

Rzeczywiście – to dokładnie to samo. Nasuwa się zatem pytanie, kto tak naprawdę „pociąga za sznurki”, generując jednocześnie „światowy fenomen transpłciowości”.

Ci, którzy odpowiadają za ten intensywny lobbing na rzecz ideologii gender, LGBT, etc., mają swoją wpływową reprezentację we wszystkich czołowych instytucjach europejskich. W 2020 r. Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości (ECLJ), konserwatywna chrześcijańska organizacja pozarządowa kierowana przez Grégora Puppincka, „prześwietliło” Europejski Trybunał Praw Człowieka, analizując „rodowód” czterdziestu siedmiu sędziów. Rezultaty tych studiów opracowane jako raport podał do wiadomości publicznej w lutym 2020 r. francuski dziennik „Valeurs Actuelles” [w Polsce ów raport podał m.in. portal wpolityce, 26 lutego 2020 r. – przyp. red.]. Okazało się, że w Europejskim Trybunale Praw Człowieka zasiadają sędziowie powiązani z fundacją Open Society należącą do amerykańsko-węgierskiego miliardera George’a Sorosa. Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości wykazało, iż w okresie od 2009 do 2019 r. w Europejskim Trybunale Praw Człowieka zasiadało 22 takich sędziów.

Czym dokładnie zajmuje się Open Society?

Można powiedzieć, że Open Society to bojownik aktywnie walczący o prawa osób transpłciowych do legalnej zmiany płci. Np. w 2014 r. fundacja Sorosa opublikowała raport „Licence To Be Yourself”, który był [i jest] promowany jako tekst źródłowy dla aktywistów z całego świata, podejmujących walkę o wprowadzenie obowiązującego prawa do legalnej zmiany płci dla osób określanych jako transpłciowe – w założeniu to prawo dotyczy także dzieci.

To jednak zdumiewające, jak ruch na rzecz osób transpłciowych w ciągu zaledwie kilku lat uzyskał tak potężny rozgłos [dosłownie – „widoczność”], podczas kiedy musiało (wcześniej) minąć kilkadziesiąt lat, zanim ruchy na rzecz praw kobiet czy gejów uzyskały porównywalne efekty...

Prof. Michael Biggs z Oxford University, specjalizujący się w dziedzinie socjologii, dogłębnie zbadał tę kwestię. Według niego przyczyną takiego powodzenia ruchu na rzecz osób transpłciowych są zawrotne sumy pieniędzy wpłacane na rzecz tego ruchu przez najbardziej wpływowych miliarderów. Wśród nich oczywiście nie brakuje wspomnianego już przeze mnie George’a Sorosa, który, według tego, co można zaobserwować na podstawie działania systemu OSF, jest głównym sponsorem tego ruchu; w l. 2016-2017 Soros wpłacił aż 3 mln 700 tys. dolarów na rzecz ruchu osób transpłciowych! Oczywiście wśród odbiorców takich więcej niż hojnych darowizn jest wiele partii politycznych i międzynarodowych instytucji powiązanych z działalnością „na rzecz praw osób transpłciowych”; wśród sponsorów nie brakuje także koncernów farmaceutycznych.

Co motywuje owych miliarderów do wpłacania tak zawrotnych sum na rzecz transpłciowości?

W przeciwieństwie do innych ruchów, które legitymują się jako „te, które walczą o obronę praw uciskanej mniejszości”, lobby na rzecz osób transpłciowych nie wydaje się epatować aspektem owej „obrony prześladowanej mniejszości”; to raczej „niewielka, ultrakapitalistyczna mniejszość”, która pragnie czerpać korzyści finansowe z promowania ideologii transpłciowości. Chodzi o mocno zbanalizowane poddawanie się zabiegom transformacji ciała poprzez zabiegi chirurgiczne – a te są bardzo kosztowne. Oczywiście to wszystko odbywa się pod maską uwodzenia mas ludzkich hasłem wzywającym do „odwagi do bycia sobą”.

I tu dochodzimy do sedna sprawy: „dzieci transpłciowe” to po prostu „nowy produkt marketingowy”?

Dokładnie tak! „Transpłciowe dziecko” jest przedstawiane jako „nowy bohater”, „nowy zdobywca [swojej] tożsamości”. Takie dziecko jest też prezentowane jako ktoś, kto się rozwija i ma odwagę zmieniać coś w swoim życiu, w przeciwieństwie do kogoś, kto „stoi w miejscu”, czyli tak naprawdę „cofa się w rozwoju”, poprzestając na swojej identyfikacji z aktu urodzenia. W maju 2021 r. wszedł na ekrany film wyprodukowany przez wytwórnię Pixar, którego bohaterką była Jess – 14-letnia „transpłciowa dziewczyna”. Oczywiście owa Jess jest przedstawiona bardzo sympatycznie – jest bardzo empatyczna, ma poczucie humoru i zawsze wspiera inne osoby. Oczywiście w ślad za przemysłem rozrywkowym poszedł też przemysł kosmetyczny i modowy. Także w 2021 r. producent szamponów Pantene opublikował spot reklamowy – szampon reklamowała mała „transpłciowa modelka” Sawyer i jej „dwie mamy” – Ashley i Ellie, które w bardzo poważnym tonie wyjaśniały, że ich włosy odegrały kluczową rolę w kreowaniu ich tożsamości płciowej i orientacji seksualnej.

Zapytajmy jednak, czy owo „stawanie się sobą” nie jest po prostu [sprytnie wykorzystanym] nakazem rozwoju osobistego.

Gorzej: sami staliśmy się „produktem”, który musimy zdobyć. Wiele marek świata mody stosuje taki chwyt reklamowy skonstruowany wokół „podboju siebie” i „sprzedający” odwagę – weźmy np. firmę Nike i jej kampanię reklamową pt. „Nielimitowana odwaga” z transpłciowym triathlonistą Chrisem Mosierem w roli głównej. Oczywiście te „bajki reklamowe” nic nie wspominają o cierpieniach fizycznych i psychicznych tych sportowców i modelek, którzy poddali się transformacji fizycznej i psychicznej [zgodnej z ideą transpłciowości].

Jak wytłumaczyć tą wszechobecność postaci transpłciowych w przestrzeni publicznej i ich nagłą popularność?

Można w tym widzieć pewien stosowany przez firmy sposób na profity z „obrony praw mniejszości”. Połącz przyjemne z pożytecznym, broń „tych dobrych”, a to zaowocuje, jeśli chodzi o to, na czym ci zależy. Osoba transpłciowa, a w szczególności dziecko trans napędza koniunkturę: sprzedaż napędza to, co fascynuje potencjalnego klienta, a transpłciowe osoby zawsze przyciągną uwagę. Co więcej, transpłciowa osoba w pewnym sensie „podnosi wartość” danego produktu, bo kojarzy się z postępem. W ten właśnie sposób wielkie koncerny wpisują się w promocję kwestii „identyfikacji płciowej”.

Czy określanie promocji transpłciowego dziecka jako inwestycji, która ma się szybko zwrócić, nie jest zwykłym uproszczeniem?

Nie, „transpłciowość” nie jest po prostu tylko „środkiem stosowanym w liberalnej ekonomii”. To coś o wiele groźniejszego: ta idea niesie ze sobą niebezpieczną siłę, która ma służyć wytworzeniu nowych kadr kulturowych i intelektualnych. One zaś mają zaś wspierać wytworzenie nowej cywilizacji opartej na całkowicie przetransformowanych relacjach z ludzkim ciałem.

I ostatecznie chodzi o promocję projektu transhumanistycznego?

Dokładnie tak. Rewolucja płciowa, której jesteśmy świadkami, a w którą wciągnięte zostały także dzieci, to tak naprawdę ostatnia faza tzw. wolności absolutnej (oczywiście fałszywie pojętej), której istotę ma stanowić samostanowienie. W transhumanizmie, podobnie jak w promowanym obecnie transgenderyzmie, ciało ludzkie ma być materią zmienną, kształtowaną w zależności od ochoty jego właściciela. Zarówno prawo, jak i postęp techniczny mają stanowić narzędzia do kształtowania takiego ciała, jakiego dana osoba akurat sobie w danym momencie życzy. Oczywiście owo ciało ma być także całkowicie „wyzwolone” pod względem seksualnym – po prostu żadnych ograniczeń – każdy seksualny kaprys ma być natychmiast spełniony.

Czy taka pogarda dla ciała nie jest po prostu nową formą purytanizmu?

Można powiedzieć że transgenderyzm aż błyszczy iluzją przezwyciężenia tzw. pierwszej i fundamentalnej rany narcystycznej: „nie stworzyłem sam siebie, mogę sobie wszystko wybrać, ale nie mogę sam siebie wybrać”. W ten sposób ciało jest z jednej strony pogardzane, jako coś, co zostało nam dane, na co nie mamy wpływu, jako coś, co jest ograniczone, z drugiej jednak strony jest wywyższane wtedy, kiedy jest tworzone według projekcji i niczym nie ograniczonej fantazji. Wymarzone ciało, takie jakie mają aniołowie, fascynuje zarówno nastolatków, jak i dorosłych: obietnica szczęścia, harmonii, zgodności z samym sobą... to bardzo kuszące, jednak w taki sposób ryzykujemy, że zatracimy się sami w sobie – tak jak mityczny Narcyz.

Jakie jest ostateczne niebezpieczeństwo takiego podejścia?

Wbrew pozorom takiemu wymarzonemu ciału jest daleko do zyskania wymarzonej „całkowitej niezależności od wszelkich ograniczeń”. Tak naprawdę staje się ono jeszcze bardziej uzależnione od całego przemysłu chirurgicznego i farmaceutycznego, od tych wszystkich, którzy sprzedają substancje hormonalne niezbędne do osiągnięcia zamierzonego efektu. Ciało ludzkie przestaje być święte i nienaruszalne [według doktryny katolickiej – przyp. red.] – staje się po prostu potencjalnym towarem dostarczanym na rynek. Jeśli każdy z nas miałby możliwość wyboru płci i kształtowania ciała „na swój obraz”, tak jak Bóg ukształtował człowieka „na swoje podobieństwo” [wyjątkowo niebezpieczna pokusa!], wówczas nic by nas nie powstrzymało przed po prostu komercjalizacją, uprzedmiotowieniem ciała ludzkiego. Stałoby się tylko towarem i niczym więcej.

Źródło: Famille Chrétienne, tłum. Monika Makowska

Nie mamy prawa milczeć! Apologia Kościoła

Nie mamy prawa milczeć! Apologia Kościoła

Ks. Prof. Janusz Królikowski

Zbyt wielu z nas milczy. Zbyt wielu najbardziej ceni sobie święty spokój, czyli spokój uzyskany kosztem przeróżnych ustępstw na polu moralności i zasad wiary. Poprawność polityczna nachalnie propagowana przez mass media i wymuszana coraz to nowymi rozporządzeniami prawnymi dotknęła także niektórych reprezentantów i członków Kościoła.

 

 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.