Nałóg jest chorobą śmiertelną, a uzależniony jest niewrażliwy na naszą miłość – ostrzega Rafał Porzeziński, trener terapii uzależnień.
Rozmowa z Rafałem Porzezińskim, dziennikarzem, trenerem terapii uzależnień, ekspertem Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych. Całość rozmowy ukazała się w miesięczniku Wpis.
Adam Sosnowski: Panie Rafale, od wielu lat zajmuje się Pan tematyką uzależnień prowadząc program pod tytułem „Ocaleni” w radiu, a od niedawna również w telewizji. W jaki sposób trafił Pan akurat na tę ścieżkę?
Rafał Porzeziński: Była to droga własnego doświadczenia. Ratowałem własne życie. 19 lat temu byłem silnie uzależniony od hazardu, który zabrał kawał mojego życia, zburzył wiele dobrych relacji i skupił całą moją młodość na kombinowaniu pieniędzy, aby grać, grać i grać. Uzależnienie jest chorobą postępującą cicho, podstępną i niekiedy także śmiertelną. W przypadku hazardu atakuje ona pierwsze przykazanie, bo w życiu hazardzisty Boga zastępuje Mamona.
W co Pan grał?
Szczerze Panu powiem, że we wszystko, w co można było grać. Regularnie bywałem w kasynach, ale grałem także w karty czy nawet zdarzyło mi się stawiać pieniądze w zakładach konnych, nawet w bilard. Byle o coś. Mimo że miałem wówczas ciekawą pracę, bo byłem DJ-em w Radiu Zet i dziennikarzem telewizyjnym, to był to jednak bardzo smutny czas, bo dominowała mnie ta obsesja i niekończąca się chęć gry. Doszło nawet do tego, że podczas gry już nie chciałem wygrać, tylko przegrać, bo dopóki miałem pieniądze, to nie miałem siły oderwać się od gry. Dopiero jak straciłem wszystkie pieniądze, to mogłem iść do domu spać. A dopóki miałem pieniądze, to trwała gra. Hazard to przeraźliwa choroba i nie mam wątpliwości, że jest również śmiertelna, bo znam hazardzistów, którzy w wyniku zawałów serca czy samobójstw kończyli życie.
Na szczęście jednak Panu udało się wyrwać ze szponów nałogu i nie podzielić tego smutnego losu kolegów.
Bogu dzięki. Trafiłem do wspólnoty dwunastokrokowej, czyli do wspólnoty Anonimowych Hazardzistów i tam odkryłem program napisany w latach 30. przez Billa W. Owych 12 kroków okazało się być niesamowicie spójnymi z zasadami, które mi wpojono w domu, a więc z chrześcijańską nauką i Nowym Testamentem. Zwracam tu szczególną uwagę na List św. Jakuba, bo on w skrócie i w bardzo jasny sposób przedstawia najważniejsze zasady chrześcijaństwa. Ponadto był inspiracją dla powstania programu 12 kroków. Gdy odkryłem, że ten program jest spójny z zasadami chrześcijaństwa, Dekalogiem czy ćwiczeniami duchowymi św. Ignacego z Loyoli, to zaczęła się moja droga do wolności. Dzisiaj abstynencja od hazardu jest dla mnie czymś zupełnie, oczywistym, ale czujność i ostrożność wobec wszystkiego, co zniewala jest troską codzienności. Pomimo tego, że nigdy nie byłem uzależniony od alkoholu, jestem całkowitym abstynentem. Warto mieć jednak świadomość, że abstynencja, nawet wieloletnia, choć nieodzowna dla budzenia w nas trzeźwości, nie jest trzeźwością samą w sobie. Poznałem całą masę pijanych abstynentów, którzy powstrzymywali się od swoich uzależnień, ale żyli jak w amoku, zupełnie nie trzeźwiejąc wewnętrznie.
Roztrzaskane Lustro - Upadek cywilizacji zachodniej
Czy to już koniec naszej cywilizacji?
Trzymamy w ręku książkę, która jest jednym z najważniejszych dzieł współczesnej humanistyki, nie tylko polskiej. Wybitny uczony i pisarz, wielki erudyta, prof. Wojciech Roszkowski, dokonuje w niej bilansu naszej cywilizacji. Bilans to dramatyczny.
Właśnie miałem Pana o to zapytać, bo w drodze do tej kawiarni mijaliśmy dość spore kasyno. Nie kłuje Pana w takich momentach w sercu, żeby wstąpić na chwilkę?
Zupełnie nie mam już takich ciągot, a żeby było jeszcze groźniej, to to kasyno, obok którego przechodziliśmy, jest miejscem, w którym rzeczywiście grałem najczęściej. Dzisiaj nie jest to dla mnie niebezpieczne miejsce. Najtrudniej jest na początku trzeźwienia. Dlatego tak cenny jest program 12 kroków, bo on pozwala odnaleźć z powrotem własne człowieczeństwo i własną godność. Dzięki niemu stajemy się najlepszą z możliwych wersji samego siebie. Proszę zwrócić uwagę na to, że w 12 krokach zawartych jest także 5 warunków dobrej spowiedzi. Dlatego mówię, że program 12 kroków ma w sobie siłę ogromnie twórczą. Gdy już lepiej poznałem program, to w radiu zacząłem prowadzić audycje, które miały pomóc osobom walczącym z nałogiem albo też ich rodzinom, bo proszę pamiętać, że współuzależnienie również jest poważną chorobą. Przed rokiem udało mi się wprowadzić program „Ocaleni” na antenę telewizji publicznej i to na najbardziej prestiżową antenę, tj. TVP 1. Co tydzień robimy program, gdzie mamy 100 proc. cukru w cukrze, to znaczy, że to jest naprawdę program misyjny – bo on daje nadzieję i realne podpowiedzi, jak wyjść z uzależnień. Jestem trenerem terapii uzależnień i dziennikarzem, ale przecież byłem również po drugiej stronie i sam doświadczyłem nałogu. To połączenie pozwala robić autentyczne audycje i szybko znaleźć nić, a nawet linę porozumienia z moimi gośćmi.
Dodajmy, że program od roku jest w TVP, ale już wcześniej prowadził go Pan – i dalej prowadzi – na antenie Polskiego Radia.
Dokładnie, w Radiowej Jedynce program o wychodzeniu z uzależnień jest od trzech lat, a wcześniej prowadziłem go w Radiu Warszawa i Telewizji Republika. Nazwy programu się zmieniały, ale idea była zawsze ta, aby pokazać ludzi, którzy byli na dnie, ale powstali, gdyż przyznali się do swojej bezsilności i przestali się kopać z koniem, któremu na imię nałóg. Zawołali o pomóc i zwrócili się do Siły Wyższej tak, jak ją pojmowali albo i nie pojmowali, bo często było to wołanie do Boga, który był nieobecny w ich życiu: gdzie Ty jesteś? Dlaczego Cię nie ma? Dlaczego mi nie pomagasz? W wyniku tego wołania w ich życiu zaczęły się dziać cuda. Dla TVP zrobiliśmy już 60 odcinków „Ocalonych” i wciąż szukamy kogoś, kto by inną drogą odzyskał wolność i trwałą trzeźwość – bo taka jest zasada programu, że uczestniczą w nim tylko osoby, które już od dziesięciu – kilkunastu – kilkudziesięciu lat trwają w czystości od swego nałogu. Nie znaleźliśmy jeszcze nikogo, dla którego droga od nałogu nie była równocześnie drogą do Boga, choć naturalnie nie wszyscy pracowali metodą 12 kroków. Ale wołanie z bezsilności do Siły Wyższej jest wspólne dla wszystkich historii.
Jest to tym bardziej zaskakujące – a może i nie, sam nie wiem – że w Pana audycjach pojawiają się naprawdę różne osoby, z bardzo różnych dziedzin życia. Dużo jest artystów, ale byli również autorzy, dziennikarze, lekarze czy nawet księża.
Tak, dokładnie w Wielki Czwartek była audycja z księdzem, zakonnikiem, który wyszedł z alkoholizmu. Dziś organizuje zloty trzeźwościowe na Jasnej Górze. Pracujemy nad tym, aby przyszedł do nas biskup, bo są też tacy, którzy przeszli terapię. Może to się kiedyś uda. Natomiast miałem audycję z ks. Wiesławem Kondratowiczem, który od 38 lat jest trzeźwy i kieruje Diecezjalnym Ośrodkiem Duszpasterstwa Trzeźwości Diecezji Kaliskiej. Przyjeżdżają do niego księża z całej Polski, którzy mają problem z alkoholizmem. Przez jego ręce przeszło blisko tysiąc kapłanów i sióstr zakonnych uzależnionych od alkoholu.
Anonimowy katolik
Niezwykłe świadectwo człowieka, które w porywającej powieści opowiada prawdziwą historię swojego powrotu do wiary. Od obojętności, przez zwątpienie do nawrócenia…
Thierry Bizot, tytułowy „Anonimowy Katolik”, jest znanym producentem telewizyjnym we Francji, odnosi sukcesy, ludzie go lubią i cenią, jada w dobrych restauracjach Paryża, ma żonę oraz dzieci i prowadzi życie w dużej mierze podporządkowane swojej pracy.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że alkoholizm to nie jedyne uzależnienie, które może zepsuć ludziom życie.
Najczęściej mówi się o alkoholu i narkotykach, ale jest cała masa uzależnień i chorób XXI wieku, którymi też się zajmujemy. Jest depresja, która bardzo często bywa leczona jedynie farmakologicznie, co jest wielkim błędem, bo depresja jest przede wszystkim chorobą ducha, a jej podobieństwo do alkoholizmu jest większe niżby się mogło wydawać. Ludzie dzisiaj są uzależnieni od pracy i harują po kilkanaście godzin dziennie. Pracoholizm jest pierwszym nałogiem zastępczym dla osób wychodzących z hazardu – wiadomo, zazwyczaj muszą oni spłacać długi. Kolejna rzecz to smartfonoholizm. Każdy może to zaobserwować w kawiarniach, gdzie para na randce wysyła sobie memy zamiast patrzeć sobie głęboko w oczy. Wnuki u dziadków pierwsze, co robią, to szukają ładowarek. Nie zrobiłem jeszcze odcinka o tym, ale to dlatego, że nie znalazłem osoby, która wyszłaby z uzależnienia od smartfona. Przewija się też temat przemocy. Niestety, często jest to wynoszone z dysfunkcyjnych rodzin, a jeżeli osoba tam była ofiarą, to szuka związku, w którym dalej będzie mogła nią być. Cieszę się, że odzew na nasze programy jest ogromny, bo niby wiele się o tym mówi, ale wciąż wiedza w temacie nałogów i chorób towarzyszących jest minimalna. I jeszcze jedna ważna uwaga: jestem pewny, że wśród czytelników „Wpisu” jest masa osób, które są dotknięte nałogiem kogoś bliskiego. Proszę nie słuchać głupich rad od kogokolwiek, nawet od księdza, że jeżeli masz w domu krzywdziciela alkoholika, to masz przy nim trwać, dawać mu się niszczyć, dźwigać swój krzyż i żyć obok nałogowca. Otóż to jest najgłupsze, co można zrobić. Nie kłam za niego. Nie ponoś konsekwencji za niego. Jak upadł w korytarzu i leży w swoich wymiocinach, to niech tam leży, aż nie wytrzeźwieje. Nie myj go, nie przebieraj go i nie kładź go do łóżka, bo on wstanie rano i pomyśli sobie, że przecież nic się nie stało, bo on leży w pachnącej pidżamie. Nie, on ma leżeć tam, gdzie upadł. Jeżeli ktoś serio traktuje naukę Chrystusa, to musi bronić również samego siebie przed krzywdzicielem, a i jemu pomoże się tylko wówczas, gdy zaczniemy się skutecznie bronić. On będzie miał jedną ofiarę mniej na sumieniu i może zacznie trzeźwieć.
Zresztą rodzic również karze dziecko z miłości, a nie dlatego, że ma takie widzimisię. Miłość przecież nie oznacza akceptacji krzywdzenia samego siebie.
Jak najbardziej. Pojęcie „tolerancja” uczyniło dużo więcej krzywd niż pożytku w Europie. Wyobraźmy sobie, że przychodzi nasze dziecko, które jest grzeczne, świetnie się uczy i jest w ogóle kochane, a ty mu mówisz na koniec dnia: no, toleruję Cię, Marysiu, a teraz idź już spać. A potem przychodzi ten łobuz, który pije i ćpa i jeszcze go ze studiów wywalili, a ty znów mówisz: no, toleruję Cię, Krzysiu, a teraz idź już spać. Dla jednego to będzie nieskończenie za mało, a dla drugiego o wiele za dużo. Pracuje się nad tym, aby tolerancja zastąpiła miłość, a to jest nie tylko nieuprawnione, ale też niebezpieczne. Z tym musimy walczyć.
Jak słucham Pana audycji, to mam wrażenie, że ok. 90 proc. gości to mężczyźni. Czy nałóg to głównie nasz problem?
Nie. Staramy się, aby raz na cztery odcinki gościem była kobieta.
To wciąż tylko 25 proc. przypadków.
Ale jaki jest tego powód? Otóż mężczyźnie łatwiej się przyznać do nałogu, bo jest to społecznie dużo bardziej akceptowalne. Kobiety mają znacznie trudniej, a bariera wstydu często jest nie do pokonania. Kobiety często myślą, że one jako matka czy żona nie mogą się uzależnić, muszą być zaradne itd. Ten stereotyp jest silny. Natomiast jedno jest pewne, że gdy już się wezmą za trzeźwienie, to są solidniejsze od nas w pracy nad sobą. To nie ulega wątpliwości. Bardzo smutne jednak jest to, że chociaż obok trzeźwiejącego mężczyzny zazwyczaj jest jakaś kobieta – żona, czasami matka – to niestety kobiety najczęściej zupełnie same przechodzą ten proces.
To bardzo słabo o nas świadczy.
Bardzo. To wstyd. Wśród dzwoniących do naszego programu jest więcej kobiet, ale na ogół są to mamusie 50-letnich synków, którzy dalej nie wyszli z domu. W skrajnych przypadkach dzwonią 90-letnie staruszki i martwią się, co będzie z ich synami, jak już nie będą im przekazywać swojej renty, aby ci mogli dalej pić.
Tu wracamy do tematu współuzależnienia.
I ono niestety ma swój udział w nałogach i to wcale niemały. Ważną informacją, która może otworzy komuś oczy, jest ta, że osoba uzależniona wcale nie jest wrażliwa na naszą miłość. Ona jej nie chce. To jest dla niej coś absolutnie nieadekwatnego do jej potrzeb. Nałogowiec chce naszej naiwności, naszych pieniędzy, naszej tolerancji. Ale na pewno nie chce naszej miłości, bo miłość wymaga. Dlatego nałogowiec nie jest wrażliwy na moją miłość, ale z pewnością nie jest też wrażliwy na mój ból. Nie wzruszy go to. Jedyne, na co uwrażliwiony jest człowiek uzależniony, to jest jego własny ból. Dlatego pozwólmy cierpieć osobom uzależnionym, bo może to być dla nich ostatnia szansa, aby wrócić do człowieczeństwa. Ksiądz Marek Dziewiecki, świetny kapłan i mądry psycholog, jako pierwszy zwrócił mi uwagę, że człowiek tkwiący głęboko w uzależnieniu nie jest wrażliwy na cudzą miłość ani nawet cudze cierpienie, jedyne, co jeszcze czuje, to swoje własne cierpienie. Dlatego obowiązkiem mądrze kochającej żony, matki czy dziecka jest dać cierpieć osobie uzależnionej. Warto posłuchać księdza Marka, bo to może uratować życie twojemu bliskiemu.
Na tej drodze często towarzyszą nam, mężczyznom, kobiety, o czym Pan przed chwilą wspomniał. Czy u Pana też tak było?
Ależ tak. Mama, siostra i babcia mocno modliły się na różańcu, abym wreszcie porzucił hazard, natomiast Kobietą decydującą niewątpliwie była Królowa Polski. Codzienny różaniec i powrót do sakramentów były dla mnie kołem ratunkowym. Podczas lat, które z mego życia ukradł hazard, byłem kawalerem. Wchodząc w małżeństwo miałem poczucie odzyskanej wolności, oczywiście powiedziałem swojej narzeczonej o mojej przeszłości, bo małżeństwa nie można budować na kłamstwie. Nie przypuszczałem jednak, że zaraz po ślubie nastąpi kolejny i na szczęście ostatni już mój powrót do hazardu. Moja żona Agnieszka namawiała mnie wówczas bardzo mocno, abym szukał pomocy w sakramentach i w grupach samopomocowych, czyli w AH. Poszedłem tam z przeświadczeniem, że zjadłem wszystkie rozumy i zacząłem wszystkich ewangelizować: słuchajcie, zrzućcie swe ciężary na Jezusa, on was kocha! Ci hazardziści spojrzeli na mnie ciężkim wzrokiem: ile ty już, synku, nie grasz? Byłem już w sumie 3 lata bez gry, ale ostatnią wpadkę miałem kilka dni temu. Jak im się do tego przyznałem, to się tylko zaśmiali i powiedzieli: to teraz wyjmij watę z uszu, wsadź sobie do buzi i słuchaj. Ta wspólnota również bardzo mi pomogła wyjść z uzależnienia. Co roku świętuję rocznicę tego wydarzenia, żona kupuje mi tort, idziemy razem na rocznicowy miting i spędzamy razem ten dzień, który jest dla mnie jak nowe urodziny.
Ciekawe jest to, że wspomniany program 12 kroków ma bardzo mocne oparcie w wierze, o czym mało kto wie, kto się z nim nie zetknął bezpośrednio. Oczywiście, później próbowano obedrzeć program anonimowych nałogowców – nie tylko alkoholików – z tego elementu, ale tak naprawdę to program opierał się na tym, aby się odwrócić od uzależnienia w kierunku Boga.
Naturalnie. Punktem dojścia 12 kroków jest krok jedenasty, który brzmi: Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia. To jest kwintesencja całego programu – wypełnianie woli Boga. Gdybyśmy to robili, to nie byłoby wśród nas nieszczęśliwych i niekochanych, nie byłoby na pewno też uzależnionych. Dekalog jest dla tych, którzy nie chcą iść do piekła, natomiast 12 kroków jest dla tych, którzy w tym piekle już byli. A gdyby z całego programu miał zostać tylko krok jedenasty, a więc pełnienie woli Boga i krok 12, czyli dzielenie się tym z innymi, to by wystarczyło do szczęścia. W życiu nie ma postoju. Życie jest jak wchodzenie po schodach ruchomych, które jadą w dół. Jak się zatrzymasz, to będziesz się cofał. Codziennie należy dbać o swój rozwój duchowy i moralny. Bez tego czeka nas kryzys.
Rozmawiał
Adam Sosnowski – literaturoznawca, publicysta oraz redaktor prowadzący miesięcznika „Wpis – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.