Monarchia polska
liczba stron: | 232 (105 ilustracji) |
obwoluta: | nie |
format: | 16,5 cm x 23,5 cm |
papier: | kreda |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 27.03.2025 |
ISBN: | ISBN 978-83-7553-425-2 |
EAN: | 9788375534252 |
Realizacja zamówień zawierających tę książkę po 27.03.2025 r.

Nie byłoby królestwa w Polsce, gdyby nie chrzest Mieszka I oraz ustanowienie w 1000 roku hierarchicznego ładu polskiego Kościoła – pisze prof. Grzegorz Kucharczyk, autor wielu poczytnych książek historycznych. Zjednoczenie ziem polskich pod berłem królewskim przez Bolesława Chrobrego w roku 1025 było dowodem wielkości państwa oraz jego suwerenności. Od początków nasi władcy, tak samo ich poddani, zorientowani byli na współpracę z papieskim Rzymem, a rola Kościoła jako gwaranta nie tylko szerzenia i pogłębiania nauki ewangelicznej, ale także jedności narodowej nigdy nie była podważana. Aż do czasów komunistycznych i do dnia dzisiejszego, kiedy władza oświadcza wprost, że będzie katolików „opiłowywać”. Przy okazji redukuje się do minimum uczciwą edukację historyczną w szkołach – są to wszystko działania antypolskie.
Ta książka jest natomiast znakomitym narzędziem do umacniania patriotyzmu oraz uzupełniania wiedzy o państwie polskim, które przez ponad 800 lat było monarchią. Autor, świetnie władający językiem literackim, dokonuje syntezy panowania naszych królów od Chrobrego aż po Królestwo Kongresowe. A nawet po wiek XX, bowiem prof. Kucharczyk na koniec słusznie stwierdza: „Mieliśmy szczęście żyć w czasach, gdy naszą wspólnotę umacniali dwaj niekoronowani królowie Polski – bł. kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski, oraz św. Jan Paweł II”.
Monarchia wydaje się przestarzałym systemem rządzenia, choć nie wszyscy są tego zdania. Z drugiej jednak strony, najwspanialsze czasy i największe dokonania naszego narodu przypadają właśnie na okresy rządów wybitnych władców koronowanych. Jakże przyjemnie o tym się czyta… Silna monarchia gwarantowała bezpieczeństwo i dobrobyt obywateli oraz rozwój kraju, gdy współczesne systemy demokratyczne nadzwyczaj łatwo ulegają manipulacji. Mogą też szybko przeradzać się w tyranię lub osłabiać państwo; tak było zresztą niegdyś ze słynną demokracją szlachecką. A co dziś dzieje się z demokracją? Czytając tę książkę, zaczynamy marzyć: nie ma to jak dobry i sprawiedliwy król… A jak nie król, to przynajmniej prezydent i premier… Jak się jednak okazuje, o nich jeszcze trudniej niż o godziwego króla.
Wstęp: Ponad 800 lat monarchii |
9 |
Ku Rzymowi |
13 |
Od Dagome iudex do zjazdu gnieźnieńskiego. |
35 |
„Przywłaszczone królestwo Słowian” |
39 |
Powrót króla, czyli powrót do początków |
49 |
Sama dzielność nie wystarczy |
55 |
Podzielone królestwo – bez korony, z pokutnym worem |
59 |
Świętość męczenników i odnowienie Królestwa Polskiego |
67 |
Śląsk podejmuje myśl o polskiej koronie |
77 |
Wielki arcybiskup i wskrzeszenie królestwa |
83 |
Korona polska w rękach obcej dynastii |
97 |
Korona Królestwa Polskiego |
107 |
Mocarstwowość świętości – jedyny święty król Polski |
119 |
Ordo coronandi – liturgia władzy królewskiej |
143 |
„Monarchia republikańska”. Bez króla nie ma Rzeczypospolitej |
163 |
Koniec Królestwa. Pozostały jego „zwycięskie znaki” |
189 |
Zakończenie: „Nic tak nie wyraża |
221 |
Ku Rzymowi
Początek drogi do królestwa w Polsce rozpoczyna się wraz z decyzją księcia Mieszka I o przyjęciu chrztu, i to w Kościele łacińskim. Był to warunek sine qua non, by niemal po 60 latach od tego wydarzenia Bolesław Chrobry, pierworodny syn pierwszego historycznego władcy Polski, sięgnął po królewską koronę. W 966 roku państwo piastowskie rozpoczęło proces wchodzenia w obręb cywilizacji łacińskiej (christianitas), której jednym z zasadniczych wyznaczników była instytucja monarchii chrześcijańskiej – pod względem ustrojowym znacznie odbiegająca od cezaropapistycznego modelu realizowanego w Bizancjum oraz w krajach, które przyjęły chrzest za pośrednictwem Konstantynopola.
Przestawienie „zwrotnicy” dziejowej dzięki decyzji księcia Mieszka I o przyjęciu chrztu w Kościele łacińskim oznaczało, że kształtujące się państwo polskie – w przeciwieństwie do Rusi Kijowskiej – nie było narażone na kopiowanie wzorca ustrojowego zapoczątkowanego w IV wieku po Chrystusie przez cesarza Konstantyna Wielkiego. Władca, który swoją decyzją z 312 roku (edykt mediolański) zaprzestał prześladowania chrześcijan, czuł się powołany do wpływania na wszystkie, także te dotyczące doktryny, sprawy Kościoła, do którego został przyjęty dopiero na łożu śmierci, z chwilą otrzymania chrztu świętego.
Pierwszy chrześcijański cesarz nie chciał być tylko opiekunem Kościoła. Znamienne, że ze swojej tytulatury nie usunął określenia Pontifex Maximus (najwyższy kapłan), używanego tradycyjnie przez cesarzy pogańskich. Równie charakterystyczne były słowa Konstantyna, które znalazły się w jego liście skierowanym do biskupów zebranych na zwołanym przezeń soborze powszechnym w Nicei (325):
„Ponieważ dobrobyt państwa pouczył mnie, jak wielka jest dobroć Bożej potęgi, więc uznałem, że celem [państwa] powinno przede wszystkim być zachowanie wśród tak szczęśliwych ludów jednej wiary, jednej miłości prawdziwej, jednego wspólnego kultu Boga Wszechmocnego […] nie mogę zaprzeczyć, że tym, co sprawia mi tak wielką radość, jest być towarzyszem waszym w służbie bożej [podkr. G.K.]”1.
Jeszcze bardziej wymowne sformułowania znalazły się w innym liście skierowanym przez Konstantyna do Ojców nicejskich: „Zostaliście ustanowieni przez Boga biskupami w tym, co dotyczy wewnętrznego życia Kościoła, ja natomiast zostałem ustanowiony biskupem w sprawach zewnętrznych [podkr. G.K.]”2. A więc już nie tylko „towarzysz”, ale i „biskup”. Przypomnijmy, że te słowa wypowiadał cesarz, który ciągle nie był ochrzczony!
Jak już powiedziano, Konstantyn i jego następcy nie chcieli być „biskupami” jedynie „w sprawach zewnętrznych” Kościoła. Władcy Bizancjum uzurpowali sobie prawo do odgrywania roli nieomylnego Urzędu Nauczycielskiego w Kościele. Te ambicje ze szczególną mocą ujawniały się w sytuacji, gdy cesarz-„biskup” popadał w herezję i dążył do narzucenia swoich dalekich od ortodoksji przekonań całemu Kościołowi.
Dzieje Bizancjum obfitują w tego typu przypadki, gdy basileus głoszący taką czy inną herezję (arianizm, monoteletyzm czy ikonoklazm) usuwał ze stolic biskupich katolickich hierarchów (nie wyłączając patriarchów Konstantynopola), by na ich miejsca ustanawiać herezjarchów, którzy następnie na zwoływanych pod ochroną cesarską „soborach” formułowali heretyckie wyznania wiary.
Taki sposób postępowania datuje się we Wschodnim Cesarstwie od czasów Konstantyna Wielkiego, który panował również na Zachodzie (chociaż stolicę imperium przeniósł nad Bosfor). Był to władca, który zwołał nicejski sobór i angażował się w obronę nicejskiego credo, potwierdzającego katolickie nauczanie o współistotności Ojca i Syna, a jednocześnie uznawał spory z arianami za „sprawy błahe” i „głupstwa, co do których każdy myśli to, co chce”. Sam Konstantyn pod koniec swojego panowania zaczął skłaniać się ku herezji ariańskiej. Z polecenia cesarza niezłomny obrońca katolickiej ortodoksji, św. Atanazy Aleksandryjski, został usunięty ze swojej patriarszej stolicy i skazany na wygnanie. Swoją wymowę miał również fakt, że chrzest cesarz przyjął z rąk kapłana ariańskiego.
Syn i następca Konstantyna Wielkiego, cesarz Konstancjusz II, otwarcie angażował się w promowanie arianizmu, herezji, która również dzięki wsparciu ze strony państwa (władzy cesarskiej) infekowała Kościół powszechny. Istniały całe hierarchie biskupów ariańskich, a większość ludów germańskich napierających w V wieku na granice imperium przyjmowała arianizm. Wymowne były słowa skierowane przez Konstancjusza II do biskupów zebranych w 355 roku na synodzie mediolańskim, którym cesarz nakazał potępić broniącego nicejskiego credo św. Atanazego: „Ja oskarżam Atanazego, macie wierzyć i słuchać”. Gdy biskupi mimo tego nadal wyrażali wątpliwości, czy takie potępienie jest zgodne z nauką Kościoła, Konstancjusz II orzekł: „Moja wola jest kanonem”3.
Przechodząc do zupełnie innej epoki, należy zauważyć, że do tego modelu monarchii (de nomine) chrześcijańskiej, która uzurpuje sobie prawo do dominowania nie tylko nad „sprawami zewnętrznymi” Kościoła, nawiązali u progu epoki nowożytnej twórcy reformacji protestanckiej. Konstantyn Wielki i jego następcy na tronie cesarskim w Konstantynopolu mówili o sobie, że są „biskupami w sprawach zewnętrznych Kościoła”. Marcin Luter utrzymywał z kolei, że świeccy władcy, którzy przyjęli jego naukę („prawdziwą Ewangelię”, jak sam mówił), są „biskupami z konieczności” (Notbischöfe). Trafnie oceniał polski twórca nauki o cywilizacjach prof. Feliks Koneczny reformację jako przejaw ofensywy cywilizacji bizantyńskiej na Zachodzie4.
Zachód, czyli cywilizacja, która zaczęła kształtować się pod skrzydłami Kościoła łacińskiego, skorzystał z tego, że Konstantyn Wielki przeniósł stolicę imperium (a więc i siedzibę dworu cesarskiego) do Konstantynopola. Bliskość cesarskiej (czy też „cesarsko-biskupiej”) władzy bardzo utrudniała Kościołowi wschodniemu utrzymanie swojej niezależności wobec uzurpacji władzy cesarskiej, pomimo że także tam, na Wschodzie, podnosiły się głosy protestu przeciw tym dążeniom. Dość wspomnieć takich wybitnych Ojców i Doktorów Kościoła, jak św. Jan Chryzostom – patriarcha Konstantynopola, przemocą usunięty ze swojej stolicy biskupiej, czy wspomniany św. Atanazy Aleksandryjski, także kilkakrotnie skazywany na banicję.
W IV i V wieku po Chrystusie w Kościele łacińskim, cieszącym się względnym dobrodziejstwem z tytułu geograficznego oddalenia od centrum władzy nad Bosforem, jednocześnie jednak coraz bardziej narażonym na skutki nasilającej się inwazji (a właściwie przenikania) plemion germańskich wyznających arianizm, kształtuje się katolicka nauka o istocie monarchii chrześcijańskiej. Nauka ta wyrastała ze stwierdzenia św. Pawła Apostoła, że „władza pochodzi od Boga”, które należało rozumieć w świetle słów samego Zbawiciela nauczającego, by „cezarowi oddać to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga”.
Jak pisał św. Ambroży, biskup Mediolanu: „cesarz jest w Kościele, a nie ponad Kościołem. Dobry bowiem cesarz stara się nieść pomoc Kościołowi, a nie zwalczać go”. I w innym miejscu: „Kościół należy do Boga […], a Cezar nie ma żadnego prawa do władzy nad świątynią Boga”5.
Do tych słów mediolańskiego biskupa nawiązywał w IV wieku biskup afrykańskiej Hippony, św. Augustyn, który nauczał: „Prawda, cesarz choć jest człowiekiem, jest królem nad ludźmi w ludzkich sprawach, ale jest jeszcze inny Król w sprawach niebieskich. Jest jeden król dla życia doczesnego i drugi Król dla życia wiecznego”. W innym miejscu autor Państwa Bożego doprecyzowywał swą myśl: „nawet jeśli prosimy cesarzy o coś dla pożytku Kościoła, to jednak nie obdarzamy ich naszym prawdziwym zaufaniem”6.
Sprawujący swój pontyfikat pod koniec V wieku papież Gelazy II pisał: „cesarz jest synem, a nie zwierzchnikiem Kościoła. W sprawach wiary może się tylko uczyć, a nie nauczać”. W liście skierowanym w 494 roku do cesarza bizantyńskiego Anastazego dał wykładnię, która przez wieki będzie w łacińskiej christianitas wyznacznikiem tego, jak należy rozumieć istotę monarchii chrześcijańskiej: „Dwie są oczywiście, Cesarzu Auguście, naczelne władze, które rządzą tym światem: uświęcona powaga biskupów i zwierzchność cesarska, lecz z nich obu o tyle większe jest brzemię ciążące na kapłanach, że oni mają zdać sprawę przed sądem Boskim nawet za samych królów rządzących ludźmi […]. Jeśli bowiem w dziedzinie prawnego porządku publicznego zwierzchnicy religijni uznając, że władza została Ci dana z woli Najwyższego, sami także słuchają Twoich praw, żeby nie wydawało się, iż w sprawach świeckich przeciwstawiają się Twoim kompetentnym decyzjom, to jak ochoczo – pytam się Ciebie – powinno się słuchać tych, którzy zostali ustanowieni szafarzami czcią otaczanych tajemnic?”7.
Należy zauważyć, że nie chodziło tutaj o forsowanie jakiejś całkowitej separacji władzy świeckiej od duchownej (wszak „cesarz jest w Kościele”). Pisarze katoliccy – zarówno w epoce Ojców Kościoła, jak i w średniowieczu – odnosząc się do właściwego modelu relacji państwo-Kościół, odwoływali się do słownictwa Magisterium formułowanego w epoce wielkich sporów chrystologicznych (IV–V wiek), gdy orzekano o Drugiej Osobie Trójcy, Jej naturach i Jej woli. Podobnie jak w Chrystusie istnieją dwie natury (boska i ludzka) – nie pomieszane, ale połączone (w jednej Osobie), tak i są dwie osobne władze: świecka i duchowna, o osobnych kompetencjach, których jednak nie należy rozdzielać8. Taką analogię można było wysnuć jedynie w odniesieniu do katolickiej nauki o Chrystusie. Arianizm negujący Jego współistotność z Bogiem Ojcem tym bardziej był skłonny akceptować i promować dominację „ojcowskiej” („biskupiej”) władzy cesarskiej, nie cofając się przed prześladowaniem tych, którzy trwali przy katolickiej nauce o przedwiecznym i współistotnym Ojcu Logosie oraz wyprowadzali z tego wnioski nie tylko dla teologii, ale również w odniesieniu do polityki, do wizji monarchii chrześcijańskiej. W obu przypadkach kluczową rolę dla podtrzymania katolickiej wizji odegrali biskupi Rzymu. Oni też niejednokrotnie płacili za to najwyższą cenę.
Warto w tym kontekście przypomnieć wydarzenie, które miało miejsce przy okazji wspomnianego synodu mediolańskiego (355), zwołanego przez sympatyzującego z arianizmem cesarza Konstancjusza II. Sterroryzowany przez cesarza synod w końcu uchwalił potępienie św. Atanazego Wielkiego. Przystali na to nawet papiescy legaci obecni na synodzie. Papież Liberiusz podał jednak w wątpliwość postępowanie swoich wysłanników i odrzucił proariańskie decyzje zapadłe w Mediolanie pod dyktando cesarza. Doszło wówczas do znamiennej wymiany zdań między cesarzem a papieżem. Cesarz: „Czymże ty jesteś wobec całego świata, iż śmiesz człowieka bezbożnego [św. Atanazego Wielkiego] bronić i mącić przez to pokój świata i państwa rzymskiego?”. Papież: „Chociaż sam jestem, sprawa wiary nie staje się przez to mniejszą”9.
Za obronę ortodoksji ariański cesarz – „biskup zewnętrzny”, skazał w 355 roku biskupa Rzymu na wygnanie do Tracji. Święty Liberiusz nie był ostatnim papieżem, który w ten sposób doświadczył „opieki” nad Kościołem ze strony basileusów. Była ona tym dotkliwsza, im bardziej zaznaczała się w Italii obecność polityczna i wojskowa Bizancjum. Jej apogeum przypadło na VI i VII wiek, a więc na okres rozpoczynający się za panowania Justyniana Wielkiego zniszczeniem przez wojska Belizariusza państwa Ostrogotów, a kończący się najazdami na Italię germańskich Longobardów. Ostatnie przyczółki w południowej Italii opuszczone zostaną przez Bizancjum w XI wieku.
W latach 545–555 uwięziony został papież Wirgiliusz. Jeszcze bardziej dramatyczne były losy papieża św. Marcina I (649–655), którego „zbrodnią” w oczach „biskupa zewnętrznego” rezydującego w Konstantynopolu stała się obrona katolickiej wiary przeciw herezji monoteletyzmu, wspieranej przez aktualnego władcę Bizancjum. W tym przypadku ceną za wierność było męczeństwo. W 653 roku ponad 80-letni papież został aresztowany przez wojska bizantyńskie i we wrześniu następnego roku trafił do Konstantynopola, gdzie miał być osądzony przez sąd cesarski za „zdradę”. Zgodnie z wytycznymi sędziowie nie mieli wątpliwości, że papież, odrzucając monoteletyzm, dopuścił się „zdrady” wobec cesarza (sprzyjającego herezji). Karą była śmierć, zamieniona na wygnanie na Krym. Wcześniej jednak papieża publicznie upokorzono i wyszydzono, obnażając go z szat liturgicznych i nagiego obwożąc ulicami Konstantynopola. Papież-męczennik przez cały czas modlił się: „Bogu niech będzie chwała za wszystko”. Krymskie zesłanie (maj–wrzesień 655) było dopełnieniem męczeństwa św. Marcina I.
Gdy papież Gelazy II kierował w 494 roku do cesarza bizantyńskiego (jak wszyscy władcy nad Bosforem do 1453 roku tytułującego się „cesarzem Rzymian”) pouczenie o obowiązkach monarchy chrześcijańskiego, Zachód stał u progu przełomowego wydarzenia. W 496 roku król Franków Chlodwig przyjął z rąk św. Remigiusza chrzest w Kościele katolickim. W ariańskim „morzu” (Ostrogoci w Italii, Wizygoci w Hiszpanii, Burgundowie w południowej Galii, Wandalowie w Afryce Północnej – wszyscy wyznawali arianizm) powstawała katolicka monarchia rządzona najpierw przez dynastię Merowingów (do połowy VIII wieku), a następnie Karolingów (w zachodniej części dawnego cesarstwa Karola Wielkiego dynastia ta ustąpiła miejsca Kapetyngom pod koniec wieku X).
W VIII i IX wieku kronikarze frankijscy, pisząc o historii panowania i osiągnięciach następców Chlodwiga, używali określenia gesta Dei per Francos – „czyny Boże za pośrednictwem Franków”. Odnosili się w ten sposób do wielkich zasług, jakie państwo frankijskie położyło dla kształtującej się christianitas. To Frankowie dowodzeni przez majordoma Karola Młota powstrzymali w bitwie pod Poitiers w 732 roku ofensywę islamu na Europę. Dwie dekady później inny frankijski dowódca, Pepin Mały, wezwany przez papieża, rozgromił Longobardów, kładąc w ten sposób podwaliny pod Państwo Kościelne (755).
Wokół tych wydarzeń związanych ze wzrostem potęgi państwa Franków kształtuje się konkretny, polityczno-ustrojowy, ale i ideowy obraz monarchii chrześcijańskiej10. W VIII i IX wieku utrwala się w łacińskiej christianitas rytuał koronacji królewskiej, który łączył w sobie zarówno motyw świecki (nałożenie insygniów koronacyjnych), jak i religijny (namaszczenie władcy świętymi olejami). Ten ostatni obrządek wprost nawiązywał do biblijnej tradycji namaszczania królów Izraela (począwszy od Dawida).