Wiara i ofiara. Wyd. II 2025
liczba stron: | 376 |
obwoluta: | nie |
format: | 16,5 cm x 23,5 cm |
papier: | offset |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 19.02.2025 |
ISBN: | ISBN: 978-83-7553-422-1 |
EAN: | 9788375534221 |

Któż nie słyszał o męczenniku niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, Ojcu Maksymilianie Marii Kolbem, który dobrowolnie oddał życie za współwięźnia? Jest to wiedza niemal powszechna, gorzej z głębszą znajomością obfitującego w niezwykłe zdarzenia życia tego świętego. Był to człowiek o nadzwyczajnej sile wewnętrznej i niezwykle przenikliwym umyśle. Rajmund Kolbe, późniejszy Ojciec Maksymilian, pochodził ze starej mazowieckiej rodziny. Ubogiej, ale ufającej bezgranicznie Panu Bogu. Obdarzony wielkimi zdolnościami przyszły męczennik posiadł gruntowne wykształcenie; nauki pobierał w kraju i w Rzymie. Niewiele brakowało, a zostałby wynalazcą – opracował już nawet szkice rakiety kosmicznej! Ostatecznie Niepokalana skierowała go na drogę zakonną, gdzie jego pęd do nowoczesności technicznej oraz geniusz organizacyjny nie tylko bardzo się przydały, ale okazały się wprost opatrznościowe.
Już jako niespełna 12-letni chłopiec miał przed cudownym obrazem Maryi w Pabianicach prorocze widzenie, które po latach tak opisał: „Matka Boża pokazała mi się trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron; biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę…”. Tak też się stało. Korony miały symbolizować głęboką wiarę i ofiarę (aż po oddanie życia) O. Maksymiliana, ale także jego olbrzymi patriotyzm.
Niby nie żył długo, bo tylko 47 lat, ale zdziałał tyle, że jego dorosłe lata można liczyć podwójnie albo i potrójnie. Czesław Ryszka, znakomity, doświadczony pisarz, autor tej książki, nie koncentruje się tylko na męczeństwie O. Maksymiliana, choć oczywiście opisuje je w sposób dramatyczny i przejmujący. Przekonuje nas także, że ten skromny polski franciszkanin ogarniał swoją myślą i wizją całą ludzkość, której upadek moralny i intelektualny dostrzegał. Zakonnik widział ratunek dla człowieka w oddaniu się pod opiekę Niepokalanej, w zaufaniu bez zastrzeżeń Bogu. Dlatego potępiał masońskie ruchy oraz inne utopijne teorie i ideologie mające jakoby „zbawić” świat.
Już wówczas spostrzegł, że bezbożne siły od połowy XIX wieku usiłują przejąć w swoje ręce światowe media, bo to była – i jest! – droga do władzy. Przeciwstawił się temu; w Polsce bardzo skutecznie. Wielka szkoda, że dziś nie znajduje naśladowców swojej miary. Ojciec Maksymilian, choć słabego zdrowia, toczył bez przerwy walkę ze złem. Niektórzy myśleli, że pokonało go ono w niemieckim obozie Auschwitz. Zastrzyk z fenolu uśmiercił jednak tylko ciało; myśli i dzieło O. Kolbego żyją nadal i nic nie straciły na swej aktualności!
Wielkim walorem „Wiary i ofiary” są unikatowe ilustracje (w sumie 160) dostarczające dodatkowej wiedzy zwłaszcza o epoce, której dotyczy książka.
Nowy ład oparty na Ewangelii |
7 |
1. SPOJRZENIE NA MŁODOŚĆ |
24 |
2. W BLASKU OBJAWIEŃ NA RUE DU BAC |
41 |
3. NASZ IDEAŁ: NIEPOKALANA |
54 |
4. RYCERSTWO |
80 |
5. UKLĘKNĄŁ WŚRÓD MASZYN DRUKARSKICH |
107 |
6. NIEPOKALANÓW POLSKI |
123 |
7. TWIERDZA W NAGASAKI |
146 |
8. DZIENNIK SZYBKO STRZELAJĄCYM DZIAŁEM |
176 |
9. WOJNA 1939 |
204 |
10. W NIEMIECKIM OBOZIE W AUSCHWITZ |
225 |
11. OSTATNI AKT |
239 |
12. JAK GOREJĄCA POCHODNIA |
267 |
13. ŚWIĘTY NA XX I XXI WIEK |
272 |
14. BEATYFIKACJA |
281 |
15. W NIEBIE Z NIEPOKALANĄ |
294 |
16. WYBITNY POLAK |
322 |
17. PATRON POWSZECHNY |
345 |
18. KULT |
364 |
Wybrana bibliografia |
371 |
1. SPOJRZENIE NA MŁODOŚĆ
Wróćmy myślą do korzeni Ojca Maksymiliana, bo przecież tacy świadkowie Boga nie spadają z nieba. Nie rodzą się na kamieniu, ale pochodzą z polskich rodzin, wychowani przez religijnych, wierzących rodziców. Chodzący do polskich szkół, a więc wychowani przez polskich nauczycieli i kapłanów.
Przyszły męczennik Auschwitz urodził się 8 stycznia 1894 r. w Zduńskiej Woli koło Łodzi. W kościelnym akcie urodzenia czytamy: „Działo się to w mieście Zduńska Wola 8 stycznia 1894 roku o godzinie 4 po południu. Stawił się osobiście: Juliusz Kolbe, lat dwadzieścia trzy, z zawodu tkacz, zamieszkały w Zduńskiej Woli, w obecności Leopolda Lange, lat trzydzieści, ze wsi Zduny, i Franciszka Dąbrowskiego, lat trzydzieści, ze wsi Ogrodziska, z zawodu tkaczy. Okazali nam dziecko płci męskiej, oświadczając, że urodziło się ono we wsi Zduńska Wola, w dniu dzisiejszym, o godzinie 1 w nocy z jego ślubnej małżonki, Marianny z Dąbrowskich, lat dwadzieścia cztery. Dziecku na chrzcie w dniu dzisiejszym nadano imię Rajmund. Rodzicami chrzestnymi byli Leopold Lange i Anna Dąbrowska. Akt ten, po odczytaniu go przy ojcu i dwóch chrzestnych, którzy nie umieją pisać, został podpisany tylko przez nas. Ks. F. Kapałczyński”. (Oryginał aktu urodzenia sporządzony został w języku rosyjskim).
Przyszły święty był drugim z kolei synem Marianny i Juliusza Kolbów. Miał czterech braci: starszego Franciszka, młodszego Józefa – późniejszego o. Alfonsa, również franciszkanina, oraz Walentego i Antoniego, którzy zmarli w dzieciństwie. Rodzice zajmowali się tkactwem w kolejnym już pokoleniu: pradziad Paweł Kolbe przybył do Zduńskiej Woli z południa Czech około 1840 r., matka Marianna również pochodziła z rodziny tkaczy.
W Zduńskiej Woli mieszkali ubogo: w dużej izbie był warsztat tkacki w jednym rogu, a w drugim kuchnia. Za przegrodą znajdował się pokoik Kolbów, a w nim ołtarzyk z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, krzyżykiem i posążkami aniołków oraz lichtarze ze świecami. Lampka olejna świeciła się przed ołtarzykiem w środy, soboty, niedziele oraz w uroczystości Matki Boskiej. Przed tym ołtarzykiem wspólnie się modlili, codziennie też przed pracą chodzili do kościoła na Mszę św. (oboje należeli do III zakonu św. Franciszka).
Ze względu na pogarszające się warunki materialne – brak zamówień, a więc i mniejsze zarobki – rodzina Kolbów, wówczas z dwójką chłopców, w 1895 r. przeniosła się do Łodzi, gdzie Juliusz znalazł pracę w fabryce. Nie zagrzali tam długo miejsca, uznając, że to rozrastające się miasto nie jest odpowiednim środowiskiem rozwoju dla dzieci. Zamieszkali w miejscowości Jutrzkowice, która niebawem stała się częścią miasta Pabianice. Tam otworzyli sklep z artykułami codziennego użytku, ale i tu im się nie wiodło, bynajmniej jednak nie z powodu niezaradności, ale zbyt dobrego serca w interesach: dając często towar na kredyt i wspierając uboższych od siebie, zbankrutowali. Wrócili do tkactwa, ponadto Marianna chętnie pomagała innym, udzielała się jako położna, ojciec dbał o dom. Posiadał pogodne usposobienie, łatwo nawiązywał kontakty, doskonale znał swoje rzemiosło, ale z powodu biedy aż siedem razy zmieniali mieszkanie i parokrotnie rodzaj pracy.
Mając 8 lat, w czerwcu 1902 r., Rajmund przystąpił do Pierwszej Komunii św., natomiast 18 sierpnia 1907 r. w kościele św. Mateusza w Pabianicach przyjął z rąk bp. Stanisława Zdzitowieckiego sakrament bierzmowania. Jego matka Marianna w późniejszych zeznaniach tak scharakteryzowała sylwetkę syna z tego czasu: „Był chłopcem bardzo żywym, bystrym, trochę łobuzowatym, ale z trzech moich synów wobec nas, rodziców, był najbardziej posłuszny. Miałam w nim prawdziwą pomoc. Kiedy z mężem udawałam się do pracy, Rajmund zajmował się kuchnią, robieniem porządków w domu, załatwiając również wiele innych rzeczy. Odróżniał się od swych braci nawet w przyjmowaniu kary za jakieś drobne przewinienia”1.
W domu stale były trudności materialne, dlatego rodzice postanowili kształcić tylko najstarszego Franciszka. Dla Rajmunda miało być rodzinne gospodarstwo, czyli sklep i warsztat tkacki. I tak by zostało, gdyby Rajmund nie zwrócił na siebie uwagi miejscowego aptekarza, pana Kotowskiego, który widząc jego zdolności, postanowił uczyć go łaciny. Dzięki temu, a także dzięki wsparciu ks. Włodzimierza Jakowskiego, rozpoczął naukę w Gimnazjum Handlowym, jedynej wówczas w Pabianicach szkole średniej.
Rajmund był chłopcem pełnym życia, żądnym wiedzy, o wybujałym charakterze, co czasem niepokoiło matkę, więc jednego razu wzdychając zapytała go: – Chłopcze, co z ciebie wyrośnie? Nie spodziewała się, że młody Rajmund tak przejmie się matczyną troską, że będzie pracował usilnie nad swoim charakterem, postara się zapanować na sobą, a przede wszystkim zwierzy się w modlitwie w pabianickim kościele Najświętszej Maryi Pannie, aby pomogła mu być człowiekiem szlachetnym i dobrym.
Miał około 12 lat. Prosząc Matkę Bożą, żeby mu powiedziała, co z nim będzie, otrzymał od Niej odpowiedź. Objawiła mu się w kościele św. Mateusza w Pabianicach, co później tak opisał matce: „Matka Boża pokazała mi się trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron; biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę…”.
Historię tę znamy z listu matki z 12 października 1941 r. do franciszkanów z Niepokalanowa, która oprócz tego napisała: „Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się. (…) Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytam się go, co się z tobą dzieje? (…) Drżąc ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: jak mama mi powiedziała, co to z ciebie będzie, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem, wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę… Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła”.
To mistyczne doświadczenie musiało być prawdziwe, skoro pozostawi trwały ślad w jego życiu, będzie siłą napędową jego oddania się Matce Bożej w każdej sytuacji, wreszcie doprowadzi go aż do ofiary życia wzorem Chrystusa. Wysłuży sobie obydwie korony, wyznawcy i męczennika, najpierw obiecane w małym kościółku w Pabianicach, potem nałożone mu kolejno w największej bazylice chrześcijańskiej w Rzymie. Jak napisał André Frossard, „nie zrozumiemy Kolbego, zapominając o wizji, która rozświetla całe jego życie i czyni z niego samego jakże rzadko spotykaną istotę, dla której wszystko jest możliwe – zwłaszcza to, co niemożliwe – i której nic i nikt nie zatrzyma, nawet – zobaczymy to później – ci, którzy ją zamykają w murach więziennych”2.
Miał 13 lat, uczył się w szkole handlowej, kiedy znowu dosięgnął go głos Boży. W pabianickiej parafii odbywały się misje święte, które prowadzili ojcowie franciszkanie konwentualni ze Lwowa. Głosząc kazania, jednocześnie informowali i zachęcali młodych chłopców, by zgłaszali się do nowo otwartego małego seminarium (gimnazjum) we Lwowie.
W sierpniu 1907 r. obaj młodzi Kolbowie, Franciszek i Rajmund, po uzyskaniu zgody rodziców postanowili udać się do Lwowa, by kształcić się we franciszkańskim gimnazjum, a w przyszłości wstąpić do zakonu św. Franciszka. Ojciec ukrył ich w furze ze zbożem i pomógł im przekroczyć nielegalnie granicę w okolicach Miechowa, odprowadził do Krakowa, a stamtąd już koleją wyruszyli do Lwowa (trzeci brat, Józef, dołączy do nich 3 lata później).
W 1907 r. Rajmund Kolbe rozpoczął naukę w małym seminarium franciszkanów konwentualnych we Lwowie. Czy był przekonany co do wyboru zakonnego powołania? Wydaje się, że mógł być rozczarowany, ponieważ rozczytując się w Sienkiewiczu marzył, by dokonać czegoś wielkiego dla Polski. W mieście, gdzie w 1656 r. król Jan Kazimierz ogłosił Najświętszą Maryję Królową Polski, Rajmund zapisał w pamiętniku: „Z twarzą pochyloną ku ziemi obiecałem Matce Bożej, królującej na ołtarzu, że będę walczył dla Niej. Jak? – nie wiedziałem, ale wyobrażałem sobie walkę orężem materialnym”.
Marzyło mu się, że zostanie zawodowym żołnierzem i będzie walczył o wyzwolenie Polski spod panowania zaborców. Że wstąpi do działających na terenie zaboru austriackiego podziemnych organizacji wojskowych, być może do polskich Legionów – przyszłej armii Józefa Piłsudskiego. Z tego zderzenia marzeń z rzeczywistością młody Kolbe przeżył we Lwowie poważny kryzys, zwłaszcza kiedy po 1905 r. sytuacja międzynarodowa była coraz korzystniejsza dla odzyskania niepodległości. Powstał wówczas we Lwowie Związek Strzelecki, do którego garnęła się młodzież. W tej sytuacji obydwaj młodzi Kolbowie postanowili opuścić klasztor i wstąpić w szeregi strzelców. Z dużą siłą obudził się w nich duch patriotyzmu wszczepiony przez ojca, który w Pabianicach zajmował się działalnością konspiracyjną, spotykał się z robotnikami i kolportował tajną prasę.
O jego wahaniach co do wyboru życia zakonnego wiedział magister nowicjatu, dlatego starając się mu pomóc, wyznaczył Rajmundowi osobistego powiernika w osobie jednego ze starszych kleryków. Rzadki to na ogół wypadek w praktyce zakonnej i świadczy o poważnej rozterce duchowej młodego Rajmunda. Zalecił mu ponadto jako postanowienie codziennie jedno »Pod Twoją obronę«. Odmawiał potem tę modlitwę już zawsze, bo przecież chodziło o walkę dla Niepokalanej, dla Której miał zdobyć świat, ale nie wiedział wówczas, jakich środków trzeba będzie użyć, jaką walkę powinien stoczyć.
Zakonne powołanie Rajmunda uratowała wówczas matka, o czym dowiadujemy się z listu Ojca Maksymiliana do niej z 20 kwietnia 1919 r., w którym wyznaje: „Przed nowicjatem ja raczej nie miałem chęci prosić o habit i jego (czyli swojego brata Franciszka) chciałem odwieść (…) I wtedy była ta pamiętna chwila, kiedy idąc do o. Prowincjała, aby oświadczyć, że ja i Franuś nie chcemy wstąpić do Zakonu, usłyszałem głos dzwonka – do rozmównicy. Opatrzność Boża w nieskończonym miłosierdziu swoim przez Niepokalaną przysłała w tej tak krytycznej chwili Mamę do rozmównicy. I tak potargał Pan Bóg wszystkie sieci diabelskie”.