Leszek Sosnowski: To nie mowa, lecz kultura nienawiści. Kształtowana i podsycana.
W aktualnym wydaniu miesięcznika „Wpis” znajduje się obszerny artykuł Leszka Sosnowskiego na temat mowy i kultury nienawiści. Publikujemy obszerny fragment:
To, co określane jest jako mowa nienawiści, stanowi jedynie element większej całości, który nazwać należy szerzej: kultura nienawiści. Ta zaś wywodzi się wprost z kultury śmierci. Ten ostatni termin sprecyzował, udokumentował intelektualnie i upowszechnił św. Jan Paweł II, głównie w słynnej encyklice Evangelium Vitae z 1995 r., ale nie tylko tam. Ojciec Święty często i z troską mówił o „mentalności przeciw życiu”. Analizując zjawiska kultury XX w. Papież doszedł do wniosku, że „stoimy wobec nadludzkiego, dramatycznego zmagania między złem i dobrem, między śmiercią a życiem, między kulturą śmierci i kulturą życia”. Kultura nienawiści jest wprost doskonałą drogą do kultury śmierci, drogą coraz szerszą i szybszą, wprost autostradą. Ci, którzy dziś tak bardzo oburzają się na mowę nienawiści, sami wielokrotnie akceptowali zjawiska stanowiące podstawy kultury śmierci.
1. Kultura śmierci
Dziś instytucje międzynarodowe, publikatory, ośrodki polityczne, elity finansjery nie kryją się już z propagowaniem i uprawianiem kultury śmierci, np. sterylizacji, aborcji, eutanazji etc. To są działania z grupy jakoby najbardziej postępowych, a w oczach wielu niezbędny element i dowód zarazem nowoczesności. Stąd część opinii publicznej coraz gwałtowniej domaga się aprobaty państwa dla działań z kręgu kultury śmierci.
Proszę się tylko zastanowić, kto, jakie ugrupowania polityczne, jakie instytucje kultury, jakie media, jacy konkretni ludzie domagają się bez pardonu legalizacji skracania cierpień (eutanazji), spędzania płodu (aborcji), sztucznego zapładniania, życia w nienaturalnych związkach jednopłciowych, popularyzacji już w szkołach podstawowych tego, co ludzkość od zawsze nazywała zboczeniami? Kto domaga się prawnego usankcjonowania przekazywania homoseksualistom dzieci na wychowanie? Kto głosi i to na uniwersytetach (!) kazirodztwo, a nawet zoofilię jako naturalne i tym samym akceptowalne zjawiska? Kto toleruje i wybacza prostytucję uznając ją nawet za pracę, jak każda inna? Kto pod pozorem uprawiania sztuki nieustannie epatuje czytelników i widzów scenami gwałtów, rozbojów, wyzwisk, bezczeszczenia Krzyża? Kto upowszechnia różne patologie, jakby były to normalne zjawiska naszej codzienności? Kto krew i spermę, a nawet kał!, uznaje za środek godny wyrazu artystycznego? Kto nie tylko akceptuje, ale wychwala mieszanie z najgorszym błotem wielkich ludzi, wielkich Polaków na czele ze św. Janem Pawłem II, zabijając tym samym ich autorytety szczególnie w oczach młodszych ludzi?
To wszystko są haniebne przejawy opozycji wobec życia, wobec normalności i moralności. Po śmierci regionalnego samorządowca z Gdańska nikt jednak nie przywołuje ich jako źródła zła. Nie chodzi o bezpośrednią przyczynę zgonu, bo tym niech zajmuje się tak, jak umie, tzw. wymiar sprawiedliwości. Sama śmierć, owszem, wywołała powszechne oburzenie (przeważnie udawane rzecz jasna), ale dewiacyjnych przejawów kultury śmierci nikt z polityków, z rodziny ofiary, a także z hierarchii kościelnej, nie potępił – jakby faktycznie nie było tu ścisłych związków. Może dlatego, że zamordowany samorządowiec sam akceptował i wspierał ideologię środowisk LGBT wszelkiej maści; np. z entuzjazmem uczestniczył w paradach równości...
Stosowane są uproszczone analizy funkcjonowania zła w społeczeństwie i w człowieku. Nie sięgają one co prawda sedna sprawy, ale jakimż są wspaniałym narzędziem walki i propagandy! Mowa nienawiści – oto najnowszy „wynalazek”! Nie, nie chodzi o to, że jej nie ma lub nie było, ale o to, że posądzić o nią można praktycznie każdego. Nie dość, że jest skutkiem, a nie przyczyną, to na dodatek nie została de facto zdefiniowana. Wystarczy zatem, że będziesz wobec kogoś lub czegoś po prostu krytyczny, a możesz zostać od razu obarczony grzechem mowy nienawiści. Takie odwieczne formy wypowiedzi, jak żart, czy ironia stają się świetnym pretekstem do oskarżeń o nienawiść. Przypadki tego rodzaju obserwujemy już codziennie.
Tymczasem nienawiść par excellence w sztuce, zwłaszcza teatralnej, nazywana jest – wolnością! Któż odważy się zabronić tej nienawiści, przepraszam, wolności… Dlatego sceny zamieniły się w swoiste teatry kopulacji ubarwionej – obowiązkowo! – antyklerykalizmem, a genialnymi dziełami wieszczów wycierają sobie nawet nie gęby, ale zupełnie co innego, różni dewianci typu Oliver Frljić. Tego „artystę” zaproszono z głębokiej europejskiej prowincji, z Bośni, by w sposób ordynarny sponiewierał polskiego papieża na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. Za pieniądze Polaków. To nie są jednak żadne przejawy nienawiści i to o wysokim stopniu stężenia emocjonalnego. Skądże znowu – to sztuka! A sztuka, wiadomo, rządzi się swoim prawami. Trudno o bardziej bezsensowną tezę.
Ponad prawami sztuki zawsze stało prawo prawdziwe, tak samo jak np. ponad prawami miłośnika szybkiej jazdy samochodem stoi prawo drogowe. W naszych czasach jednak wypowiedź artystyczna faktycznie uwolniona została od wszelkiej odpowiedzialności cywilnej! Teatr Powszechny kilkanaście dni temu przepraszał, że w dniu morderstwa gdańskiego samorządowca aktorka podczas spektaklu „Klątwy” opuściła monolog o zbiórce pieniędzy na wynajęcie płatnego zabójcy Jarosława Kaczyńskiego. To tylko jednorazowo, zapewnili włodarze tej haniebnej sceny, sytuacja już wraca do normy, zbiórka będzie kontynuowana. Ot, sztuka! Aż do tego doszła kultura śmierci. Okazuje się ze wolno, a nawet trzeba i wypada, namawiać do nienawiści, do zabijania.
Może jednak wreszcie jak nie minister kultury, to przynajmniej minister sprawiedliwości zdecyduje się w ramach będącej na topie walki z mową nienawiści przerwać nędzne praktyki tego niegdyś zasłużonego, a dziś obrzydliwego teatru. Przekaz artystyczny z natury swej rzeczy jest bardziej sugestywny, bardziej działający na emocje i dłużej zapamiętywany, a nie podlega żadnym rygorom! Przecież to nie jest żadna wolność, to jest po prostu bandytyzm. W takim teatrze co wieczór rozwija się najgorsze skłonności w człowieku. Skłonności, które kultura śmierci uwolniła.
Mowa nienawiści przy opisanych wyżej zjawiskach to tzw. pikuś. W Polsce rozpoczęły się właśnie zajadłe ataki z prawa i z lewa na taką mowę, czyli – na pikusia. Prawdziwe przyczyny pogłębiającej się degeneracji kultury, w tym i debaty publicznej, pozostają wciąż nietknięte. A niestety nie zlikwiduje się skutków, nie usuwając przyczyn, albo przynajmniej nie ograniczając ich poważnie.
Nienawiść nie tkwi w samej mowie, bo ta jest tylko narzędziem. Nienawiść tkwi w człowieku, więc tam trzeba z nią walczyć. Żeby jednak ją pokonać, trzeba odwołać się do odwiecznych wartości i sprawdzonych przez wieki zasad moralnych, a nie idealizować głupawe i szkodliwe zarazem nowinki etyczne, obyczajowe, różne ekwilibrystki intelektualne czynione w celu quasi-naukowego uzasadnienia takiego, czy innego zboczenia, którym obarczony jest najczęściej sam „naukowiec”.
Tak oto powstał kolejny paradoks współczesnej kultury: chce się likwidować nienawiść w mowie, lecz pozostawia ją w człowieku. Czymże bowiem tę złą mowę neutralizować, skoro wcześniej odrzuciło się najskuteczniejszą broń przeciwko nienawiści: wartości chrześcijańskie? Dla ideologicznych potrzeb tworzenia nowego imperium ze stolicą w Berlinie powstał bełkot o jakichś wartościach europejskich, których nikt jednak, także w Traktacie Lizbońskim, nie sformułował, nie skonkretyzował, a których podejrzane źródła można odnaleźć już w gabinetach hitlerowskich elit w pierwszej połowie lat 1940. (zainteresowanych tym szokującym tematem odsyłam do mego artykułu „Kto dąży do zmiany III RP na Generalną Gubernię?” we „Wpisie” nr 9/2017).
Repolonizacja Polski
Czy można repolonizować Polskę? Cały kraj? Otóż można i trzeba, gdyż niemal cały majątek narodowy został wysprzedany (za grosze!), bo rządzący jeszcze niedawno politycy systematycznie i całkowicie podporządkowywali nasze życie gospodarcze, kulturalne czy medialne wymogom zagranicznych hegemonów.
Analizując samo tylko zjawisko mowy nienawiści, w oderwaniu od kultury nienawiści, bardzo łatwo jest w debacie publicznej przypisać część sprawstwa obozowi patriotycznemu w Polsce, zwłaszcza PiS-owi. Dlaczego? Nie z powodu treści wypowiedzi jego przedstawicieli, ale z powodu tego, że to nie ten obóz, lecz jego zajadli wrogowie, mają ogromną przewagę medialną. Ogromną. A to mass media z całych sił sieją nienawiść, przypisując ją dowolnie różnym ludziom, którzy im po prostu podpadli. Przecież bez stosownego nagłośnienia, najpodlejsze nawet wypowiedzi funkcjonowałyby tylko w wąskich gronach. Tymczasem publikatory „grzeją” atmosferę wrogości non stop.
2. Mass media
Trzeba to rozumieć i pamiętać o tym bez przerwy: głównie dzięki mainstreamowi takiemu, jaki mamy, oraz wspierającym go siłom politycznym, rozpanoszyła się u nas kultura śmierci, w tym i mowa nienawiści. Nad utrzymaniem takiego stanu rzeczy pracuje się w publikatorach każdego dnia. Celem tego działania jest osłabienie wewnętrzne narodu, szarpanie jego trzewi, osłabianie ducha, a w końcu pełne spotulnienie. Dlatego bardzo mnie zaniepokoiła niedawna wypowiedź młodego profesora, Waldemara Parucha, pełniącego jednak bardzo poważną funkcję pełnomocnika premiera. Na dodatek profesor ten przymierzany jest na szefa analiz strategicznych całego państwa. Powiem szczerze, trochę mi skóra ścierpła, gdy przeczytałem jego „strategiczną” analizę na temat mediów w Polsce.
„Jedna rzecz się bardzo zmieniła po 2015 roku – wywodzi prof. Waldemar Paruch. – Zniknął monizm medialny. Przed 2015 rokiem poza stacjami telewizyjnymi niszowymi, niektórymi rozgłośniami radiowymi, mieliśmy monizm informacyjny w Polsce. Trzy główne stacje informacyjne [telewizyjne] przekazywały te same informacje (…) Po 2015 roku mamy niekwestionowany dorobek ‘dobrej zmiany’, jakim jest pluralizm medialny”.
Można się zastanawiać, czy w ogóle rozumie, co mówi, czy podlizuje się władzy idealizując dobrą zmianę… W internecie, głównym informatorze społecznym, przewaga wrogich Polsce portali wynosi co najmniej 20 do 1! Zmienił się nieco układ sił w telewizjach, ale nie ma mowy o równowadze! Nadal dwie wielkie stacje zwalczają obóz patriotyczny, a jedna broni go jak umie. Tak ważna w komunikacji ze społeczeństwem prasa regionalna niemal w stu procentach jest w rękach niemieckich. Itd. Trzeba nie mieć pojęcia o sytuacji na polskim rynku mediowym, aby wieścić jakiekolwiek zwycięstwo obozu patriotycznego w tej kluczowej branży. Takie doradztwo (premierowi!) i rozsiewanie takich informacji to jest po prostu szkodnictwo.
Ponieważ media nie są nasze, to z taką lubością sieją miedzy Polakami nienawiść; wszak nie są niczym innym, jak cudzym narzędziem osłabiania nas od środka. Walka o wielkość i siłę Ojczyzny uznawana jest w tych publikatorach za megalomaństwo władzy, a tym samym za uzasadniony powód do ataków, usprawiedliwia także mowę nienawiści kierowaną do nas. To nic nowego nie tylko w naszych dziejach, pytanie brzmi jednak, jak się prze tym zjawiskiem bronić?
Uległość czy niepodległość
Zbiór głębokich refleksji prof. Andrzeja Nowaka nad losem naszego narodu. Cieszący się ogromną popularnością i szacunkiem pisarz, wybitny patriota i uczony, wypowiada się o sensie walki Polaków o niepodległość – zarówno dawniej, jak i teraz. Wyjaśnia znaczenie i uwarunkowania powstań, poczynając od konfederacji barskiej, zasadność wojny z bolszewikami, września 1939, zrywu i czynu solidarnościowego z końca XX stulecia.
Pamiętajmy, że druzgocąca przewaga przeciwników polskości w publikatorach nie wynika ani z potrzeb społecznych, ani nie odzwierciedla poglądów większości. Nie powstała choćby w najmniejszym stopniu w wyniku naturalnych procesów demokratycznych lub ekonomicznych. To efekt manipulacji przekształceniowych po 1989 r. i późniejszych, oraz stworzenia dostępu postkomunistom do stosownego kapitału.
Na pytanie co robić, odpowiadałem już nieraz, teraz dodaję kolejny pomysł – konkurs na projekt narodowej gazety codziennej! Należy rozpisać taki konkurs także na inne czasopisma. Nagrodą będzie umożliwienie finansowania realizacji pomysłów w formie tanich kredytów. Oczywiście, o ile projekty takie okażą się sensowne i perspektywiczne. Siedzenie z założonymi rękami, wyczekiwanie na cud lub wysłuchiwanie, jak to jest fajnie po dobrej zmianie, nie ma sensu i w końcu odbije się negatywnie także na wyniku wyborczym. (…)
*
Rządem rządzi strach przed negatywnym skutkiem wyborczym każdego bardziej zdecydowanego wystąpienia. Dzieje się tak, bo nie ma dość mediów po naszej stronie, które przedstawiłyby tę i inne sprawy jak się należy, czyli prawdziwie, z polskiej perspektywy i w zgodzie z narodowym interesem. Które by były w stanie masowo kontrować wrogie wypowiedzi. Zatem zdecydowane i bezzwłoczne przystąpienie do tworzenia publikatorów na użytek obozu patriotycznego bardzo poprawiłoby wizerunek PiS-u w oczach tych, którzy mogą na niego zagłosować. O wizerunek w oczach przeciwnika przestańcie się w końcu martwić, drodzy przyjaciele z Nowogrodzkiej.
Leszek Sosnowski
Cały artykuł ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika „Wpis”. Więcej informacji na:
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.