Leszek Sosnowski: Nadinterpretuje się ewengeliczne pojęcia „obcy“ i „przybysz“ oraz całkowicie rezygnuje z ewangelicznych pojęć „rozsądny“ i „rozumny“
Na granicy z Białorusią powstał nowy punkt zapalny, mający za cel destabilizację sytuacji politycznej i skłócanie Polaków. Na szczęście działania państwa polskiego są w tym przypadku stanowcze; nie ma mowy o otwarciu tamy dla fali uchodźców, która zalałaby nasz kraj. Fot. PAP/Artur Reszko W najnowszym numerze „Wpisu“ ukazał sie artykuł („Dobrodzieje i złodzieje“), który wykazuje oficjalnym wypowiedziom niektórych duchownych i świeckich nadinterpretację pojęcia „obcy“ oraz „przybysz“ oraz zaniechanie korzystania z ewangelicznego rozsądku, co łączy się ze współpracą z ultraliberalnymi ośrodkami politycznymi. Poniżej obszerny fragment tej tyleż logicznej, co poruszającej publikacji autorstwa Leszka Sosnowskiego.
WPIS 09/2021 (e-wydanie)
Ukazał się już najnowszy, wrześniowy numer „Wpisu”. Jak każdego miesiąca przygotowaliśmy dla Państwa całą serię felietonów na aktualne tematy, a także – wyselekcjonowany zbiór artykułów historycznych powiązanych z bieżącymi rocznicami. W związku z niedawną, tak wyczekiwaną przez Polaków beatyfikacją czcigodnego Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego nie mogło zabraknąć historycznego tekstu św.
Kiedyś spokój na polskich granicach musiał zostać zburzony, bo nie mamy granic z samymi tylko przyjaciółmi. A w zasadzie takiej przyjacielskiej granicy nie mamy wcale. Zaatakowano nas na najbardziej niepewnym dziś odcinku, na granicy z Białorusią, a więc tam, gdzie przez wieki całe żadnej granicy nie było; była to część środkowej Rzeczypospolitej. Skoro nie udawało się wedrzeć do naszego kraju z uchodźcami ani poprzez Willkommenspolitik, ani poprzez przemyt, spróbowano nowego sposobu: wepchania uchodźców do Polski siłą. Siłą zewnętrzną i wewnętrzną.
Siła zewnętrzna dostarczyła żywy towar z dalekich krajów całkiem komfortowo, samolotami, a dalej autokarami, i to pod same nasze szlabany graniczne. Setki tysięcy innych imigrantów musiały się dotychczas przebijać na pontonach wśród spienionych fal morskich albo pieszo w skwar lub ulewę – i tak całymi miesiącami. Ci udający się do nas via Białoruś mieli zapewnioną podróż błyskawiczną, dostatnią i należy przypuszczać gratisową, wcześniej przez kogoś opłaconą.
Kiedy żywy towar został dostarczony na naszą granicę, zaczęły działać siły umieszczone wewnątrz naszego kraju, starając się z pełną determinacją przeciągnąć przez granicę przytransportowany do nich nieodpłatnie (?), ale nielegalny towar. Siły wewnętrzne to są jakże liczni w naszym kraju pożyteczni idioci i piąta kolumna – z obu tych formacji można stworzyć w Polsce prawdziwą armię. I stworzono taką, choć na razie jej struktury są częściowo podziemne. Głównym uzbrojeniem tej armii są polskojęzyczne media niemieckie i amerykańskie. Jako jednostka specjalna występuje duża grupa parlamentarzystów i parlamentarzystek – nie wiadomo, kto ich szkolił, ale okazują się bardzo aktywni. Struktury finansowania są najlepiej zakamuflowane, ale jasnym jest, że kasa pochodzi głównie od Sorosa, z Berlina i z Moskwy. Tak wyglądają w XXI wieku przygotowania do wojny; wbrew pozorom różni się to od starych, klasycznych metod tylko formą – ale to temat na inne opowiadanie. Każda wojna była powszechnie przewidywana i każda była zaskoczeniem.
Kogo nam się wpycha? Niby uchodźców lub uciekinierów, ale tak naprawdę diabli wiedzą, kto to jest. Nie znamy tych ludzi i ich nie poznamy. (…)
Są jednak także po polskiej stronie tacy, którzy wiedzą na pewno, kto dziś koczuje na białoruskiej granicy. Do najbardziej pewnych swej wiedzy należy katolicki biskup pomocniczy z Koszalina Krzysztof Zadarko. Dlatego ułożył on list/apel, w imieniu wszystkich biskupów polskich, mający na celu wymuszenie okazania miłosierdzia. Pytanie: okazania komu? Komu naprawdę?
Biskup Zadarko piastuje w Konferencji Episkopatu Polski funkcję przewodniczącego dziwnego stworu, a mianowicie Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. Nie wiem, co łączy migrację (również imigrację), turystykę i pielgrzymowanie. Chyba tylko droga, bo cele pielgrzyma, turysty i uchodźcy są różne. Ale funkcjonowanie Konferencji Episkopatu Polski to nie moja sprawa. List wystosowany w sprawie tzw. uchodźców na białoruskiej granicy jest symptomatyczny dla oficjalnej postawy KEP; dokładnie w tym samym duchu i stosując tę samą retoryką wypowiedział się właśnie abp. Wojciech Polak.
„Gościnność względem obcego jest jednym z wyznaczników naszej wiary” – pisze bp. Zadarko już na wstępie. I już na wstępie zderzamy się z jakąś nielogicznością. Cóż to za wyznacznik, a więc cecha charakterystyczna, skoro nie ma innej religii, może poza niektórymi animistycznymi, w której gościnność nie byłaby szanowana, przynajmniej teoretycznie? A więc nie wyznacznik, ale przeciwnie – cecha wspólna. Trzeba by także w końcu doprecyzować na potrzeby wielu dyskusji i dysertacji, co rozumiemy przez „obcego”. Czy zawsze to określenie ma mieć wymiar pozytywny? Obcość jako wartość?
Nie miejsce tu na szersze rozważania na ten temat, więc skrótowo tylko zauważę, iż historia dostarcza niezliczoną ilość dowodów na to, że ów „obcy” bywa agresorem, nawet zbrodniarzem, że może być osobnikiem podstępnym, złodziejem, prowokatorem. Rozsądnego człowieka powinna zatem cechować przezorność, także przy wpuszczaniu (lub nie) obcego do swego domu. A co dopiero mówić o działaniach w skali całego państwa, które muszą być szczególnie przezorne, bo odpowiedzialność dotyczy tu nie jednostki, lecz wspólnoty.
Przezorność jest cechą jak najbardziej pozytywną i pożądaną. Pozwolę sobie tutaj na cytat biblijny: „Niezbożnik ustami niszczy swego bliźniego, lecz przezorność wybawia sprawiedliwego” (Prz 11, 9).
Pomagać można na różne sposoby, lecz chyba nie tak, by zarazem szkodzić sobie i swojej wspólnocie. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Zastanówmy się bowiem, dlaczego różni przywódcy polityczni, ale od pewnego czasu i kościelni, z takim uporem, a nawet z zawziętością nalegają na wpuszczanie do naszych ojczystych domów imigrantów/obcych. W ogóle natomiast nie naciskają na naprawianie domów tych przybyszy w ich ojczyznach! A oni właśnie dlatego stanęli przed naszymi drzwiami (nie mówię o przestępcach), dlatego opuścili swoje kraje, że ich ojczyste siedziby wymagają naprawy, odbudowy, ochrony.
Przecież tam zostają ich starzy rodzice – mają dokonać żywota bez opieki swoich dzieci? Tam pozostaje ich rodzeństwo, nieraz współmałżonkowie. Więc tamte kraje mają zostać pozbawione nauczycieli, lekarzy, inżynierów, rzemieślników, budowlańców, informatyków etc., po prostu siły roboczej i intelektualnej, bo np. Niemcy i Niemki nie chcą trudzić się rodzeniem i wychowywaniem dzieci oraz cięższymi pracami? Kraje zachodnie wykombinowały sobie, że w najgorszej robocie oraz biologicznie wspomogą je obcy przybysze z biednych krajów. To jest uczciwe, sprawiedliwe? Przecież te i tak bardzo ubogie kraje, choć o olbrzymiej tradycji kulturalnej, ograbiane są ze swojego największego dobra: z ludzi, i to młodych ludzi. To złodziejstwo podsycają i korzystają z niego miłosierni dobrodzieje uprawiający Willkommenspolitik, w celu poprawienia sytuacji na własnym rynku pracy. Nawiasem mówiąc, zrzeszeni w Unii Europejskiej i przez nią chronieni oraz wybielani.
W wielu z tych biednych krajów prowadzone są regionalne wojny, to prawda, i nie tylko ubóstwo, ale jeszcze bardziej one wypędzają ludzi gdzieś w daleki świat. Ale wojny te w parę tygodni mogłyby zostać uciszone! Przez tych, którzy głoszą i realizują Willkommenspolitik. Przez tych, którzy przywdziewają owczą skórę i dalej działają jak wilki. Niech zatem przynajmniej wilki te, szczególnie germańskie, nie pouczają nas, Polaków, co to jest sprawiedliwość, współczucie i ofiarność.
Te wojny przynoszą jednym kalectwo, ruiny i śmierć, drugim zaś wielkie pieniądze. Nie tylko w postaci żywego towaru. Ci sami, którzy otwierają ramiona i wołają „przybywajcie!” (choć już, trzeba przyznać, nie tak ochoczo jak kilka lat temu), ci sami sprzedają na potęgę broń wszystkim możliwym stronom frontu, zarabiając gigantyczne pieniądze.
Jak to zatem ma być – tamte nieszczęsne kraje imigranckie mają opustoszeć, mają się wyniszczyć, a tu wszyscy mają się gnieździć na coraz ciaśniejszych powierzchniach, by w końcu wziąć się za łby? Współczucie ma polegać na tym, że ściągamy tu ludzi, by podnosili nam poziom życia, a w tym czasie ich ojczyzny będą zamieniać się w pustkowia? A może właśnie o to dokładnie chodzi? Bo potem ci silni pomaszerują do krain biedaków i bez przeszkód przejmą tamtejsze dobra naturalne – oczywiście w ramach współczucia, szlachetnej współpracy oraz multi-kulti.
To tak mamy gospodarować naszą planetą? Tak mamy czynić sobie ziemię poddaną?
Nie jest żadną tajemnicą, iż tzw. Kościół otwarty, do którego trzeba zaliczyć także bp. Zadarkę i abp. Polaka, wspiera jak może liberalną część polityków, nazywanych zupełnie mylnie opozycją. Mylnie, ponieważ opozycja powinna walczyć o dobro wspólne. Ci zaś już bez żadnego pohamowania, w sposób nie tylko demagogiczny, ale i wyjątkowo ordynarny, realizują jedyny swój cel: obalić demokratycznie ustanowiony rząd prawicowy. Co będzie potem, to wszystko im jedno, byle tylko przejąć władzę. Dobro wspólne mają tam, gdzie mieli wcześniej; na tych łamach nie używamy słów, które by to najlepiej wyraziły. Przed napisaniem listu w obronie osobników koczujących u bram naszej wschodniej granicy istniała już teza: nieludzki polski rząd PiS-owski krzywdzi biednych uchodźców. Pod tę tezę trzeba było tylko przygotować argumentację albo raczej symulację argumentacji.
Stąd pewnie takie np. sformułowanie bp. Zadarki: „Migranci stali się częścią naszej codziennej rzeczywistości również w Polsce”. Ukraińców autor listu nie uznaje za imigrantów, więc gdzie on widzi codziennie tych uchodźców? Może zatem chodzić tylko o rzeczywistość medialną. Notoryczne siedzenie w mediach, np. permanentne oglądanie TVN, powoduje odrealnienie, utratę poczucia prawdziwej rzeczywistości.
Komunikat KEP powołuje się na papieża Franciszka, który stwierdził, że „Każdy cudzoziemiec, który puka do naszych drzwi, jest okazją do spotkania z Jezusem Chrystusem”. Nie jest to na szczęście jedyna okazja do spotkania z Jezusem. A co, jeśli cudzoziemiec nie puka, ale wyważa nasze drzwi i nie wiadomo, jakie ma zamiary? Poza tym, jak się raz uchyli tamę, to woda będzie wdzierała się stale i z coraz większą siłą.
Autor listu odwołuje się do ewangelisty Mateusza; chodzi o fragment związany z Sądem Ostateczny (Mt 25,35–43). Uważam jednak, iż mamy w tym przypadku do czynienia z dużą nadinterpretacją tekstu Ewangelisty, bowiem Syn Człowieczy mówi tam tylko o sobie jako przybyszu oraz o „braciach moich najmniejszych”, nie o każdym: byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Nigdzie nie ma tu mowy ani o armii przybyszów, ani o osobnikach przybyłych w celach wrogich, po prostu o najeźdźcach (lub nachodźcach, jak kto woli). Moim skromnym zdaniem Chrystus odwołuje się do naszego serca, oczywiście, ale także do naszego rozumu, do naszego rozeznania. Nieudzielenie wsparcia konkretnemu i potrzebującemu przybyszowi bez wrogich zamiarów jest godne potępienia, ale rozpoznawanie w każdym przybyszu Chrystusa jest poważnym nadużyciem, jest tez niezgodne z rozsądkiem. Nie każdy przybysz może być, nie wiem jak to ująć, jakimś testerem naszej wiary.
Powołam się tu na inny fragment Pisma Świętego, tym razem na ewangelistę Łukasza (Łk 12, 54–59): Mówił także do tłumów: «Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: „Deszcz idzie”. I tak się dzieje. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: „Będzie upał”. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże chwili obecnej nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?». I to jest właściwe pytanie, bo albo ktoś nie obserwuje nieba i ziemi i nie ma pojęcia, co się naprawdę dookoła niego dzieje, albo obserwuje i nie chce wyciągnąć logicznych wniosków. Tacy nazwani zostali obłudnikami.
Najsłynniejszy chyba fragment Pisma Świętego dotyczący rozsądku (roztropności) pochodzi właśnie od cytowanego wcześniej ewangelisty Mateusza (25, 1–13). Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: «Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”. Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”».
Roczna prenumerata miesięcznika WPIS. Wydanie papierowe
"WPIS" to najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku.
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks. Waldemar Chrostowski, Marek Deszczyński, Marek Klecel, Antoni Macierewicz, Krzysztof Masłoń, Andrzej Nowak, ks.
Ostrość ostatniego zdania ewidentnie wynika z nierozsądnego zachowania pięciu panien. Z tej przypowieści ewidentnie wynika, że królestwo niebieskie nie jest w zasięgu nieroztropnych.
Papież Franciszek czasem także odwołuje się do rozsądku. Np. w maju 2014 r. podczas środowej katechezy powiedział: «Drodzy przyjaciele, Psalm 16 zachęca nas do modlitwy słowami: „Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo nawet nocami upomina mnie serce. Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy” (w. 7–8). Oby Duch Święty zawsze wlewał w nasze serca tę pewność i napełniał nas w ten sposób swoją pociechą i pokojem!».
Można śmiało założyć, że wśród Straży Granicznej jest sporo katolików i atakowanie tych ludzi takimi nadinterpretacjami jak w komunikacie KEP lub liście obecnego prymasa jest moim zdaniem bardzo nie w porządku. To rozmiękczanie tego wojska – jakim prawem, pytam? Oni powinni mieć wsparcie duchownych! Obrońcy koczujących prawem za bardzo się nie przejmują, podobnie jak i niektórzy szarżujący granicą, śmieszni w swych galopadach, parlamentarzyści (czyli współtwórcy prawa). Zacytujmy jeszcze raz stosowny fragment listu: „Humanitarna i ewangeliczna reakcja na problemy związane z migrantami i uchodźcami nie może być nigdy ograniczana czy zawieszana przez jakąkolwiek jurysdykcję”. Śmiało powiedziane. Po prostu wezwanie do bezprawia! Można się poczuć jak na wiecu Strajku Kobiet.
Generalnie my, wierni, my, Polacy, zostaliśmy/jesteśmy potraktowani jako istoty bez serc, bez współczucia, bez zrozumienia słabszych. Jakbym czytał niemiecką propagandę. Czyż to nie jest obrażanie wiernych w Polsce, którzy przecież w tym jeszcze niebogatym kraju tyle razy wykazywali się ofiarnością, a nawet poświęceniem?
Odnoszę wrażenie, że pod wpływem mass mediów niewielka, ale rosnąca grupa duchownych staje się kosmopolitami, dla których pojęcie ojczyzny jest nie do przyjęcia, jest anachronizmem. Na Zachodzie ten „postęp” ogarnął już szersze kręgi duchowieństwa. Sprzyjają temu rządy krajów o zapędach imperialnych, dla których Kościół katolicki zawsze był groźnym przeciwnikiem. Więc najlepiej byłoby rozmiękczyć go od środka, za pomocą tzw. postępu.
Wychodzi na to, że w przypadku listu KEP ktoś uwikłał się w sprawy polityczne, stając po lewackiej stronie sporu. Daleki jestem od tego, by twierdzić, że Kościół nie powinien się mieszać do polityki. Wprost przeciwnie. Jako niezwykle ważna instytucja nie tylko religijna, ale i społeczno-wychowawcza ma obowiązek wypowiadać się na tematy i zachowania polityczne. O ile oczywiście politykę rozumiemy jako staranie o dobro wspólne, a nie pole gier i gierek partyjnych. Ale niech się mieszają ci, którzy mają w tym rozeznanie, którzy są patriotami, by nie stać się, przepraszam, nie mówię tego do konkretnej osoby, pożytecznym idiotą.
Wrogowie Polski, wrogowie państwa odrzucającego neokomunistyczne koncepcje życia i organizacji społeczeństwa, od jakiegoś czasu usiłują podpalić nasz kraj. 1 i 17 września 1939 r. podpalali go dosłownie ze wszystkich stron. Przetrwaliśmy. Dzięki wzajemnej ofiarności, solidarności i bohaterstwu. Zatem dziś wrogowie imają się innej metody: próbują rozpalić gdzie tylko się da mniejsze ogniska i tym sposobem, krok po kroku, wypalić naszą polskość, naszą wiarę, naszą niezłomność. Kto tego nie dostrzega, ten ślepy z urodzenia lub oślepiony przez media, takie jak np. TVN i Onet. Do tego potrząsa się kiesą pełną srebrników, ale już nie w liczbie trzydziestu – teraz na szali leżą miliardy. To oślepia jeszcze skuteczniej.
Nowe ognisko rozpalono właśnie na białoruskiej granicy. Bez wątpienia nie będzie łatwo go ugasić i prędko to nie nastąpi. Dlaczego jednak taki zapalny punkt ma być podsycany przez niektórych ludzi Kościoła?! To pytanie trzeba wykrzyczeć, bo nie kto inny jak Kościół stał mocno i skutecznie na straży polskości. Dawno temu i jakże jeszcze niedawno – sam dobrze to pamiętam, jeszcze tego doświadczałem. Co więc się dzieje? Kto podpowiada takie „układanki” jak te w liście KEP?
Problemów imigracyjnych nie należy w żadnym wypadku utożsamiać z miłosierdziem lub jego brakiem, a tak się właśnie powszechnie czyni. Opinii publicznej narzucony został przez polityków, głównie za pomocą mass mediów, pogląd, że sprzeciwianie się Willkommenspolitik oznacza bezduszność, nieludzkość, wprost barbarzyństwo. Powtórzę: niech ci miłosierni willkommenspolitycy zwalczają przyczyny, a nie prowokują skutki. Niech jadą do Syrii, Libanu, Afganistanu, Iraku itd. i niech tam niosą pomoc. Tak jak to czyni np. prężna międzynarodowa organizacja katolicka o niemieckim zresztą rodowodzie, Kirche in Not (Kościół w Potrzebie), świetnie działająca także w Polsce pod przewodnictwem ks. prof. Waldemara Cisło. Jest on wybitnym ekspertem od spraw imigracyjnych stale goszczącym na Bliskim Wschodzie.
„Muzułmanin ma prawo użyć wszelkich metod w stosunku do niewiernego – mówi ks. prof. Cisło – jeśli to służy jego religii; może go oszukiwać, okłamywać, okradać, byle tylko to służyło jego wierze. Na Zachodzie zamknięto całe dzielnice muzułmanów, imigrantów, gdzie policja pod żadnym pozorem nie chce nawet wchodzić, ale o tym nie mówimy, bo to jest wstyd dla państwa cywilizowanego, że akceptuje taką sytuację. Wraz ze wzrostem populacji muzułmanów w Europie rosną ich roszczenia; do żywności, do miejsc pracy, do islamskiego dnia wolnego od pracy, do szkół, do meczetów”.
***
Gdybym był spowiednikiem, wszystkim ratownikom nadgranicznych koczowników zadałbym jako pokutę 3 miesiące bez TVN i gazety wiadomo jakiej. Sądzę, że to byłby wystarczający okres, aby zobaczyli wokół siebie zupełnie inny świat. Jeśli są niewierzący i nie potrzebują spowiednika, to niech taką przerwę zaaplikują sobie sami i potraktują jako detoks.
Leszek Sosnowski
Roczna prenumerata miesięcznika WPIS. Wydanie elektroniczne
Roczna prenumerata elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.