Jak sądy mogą ograniczyć lub zlikwidować wolność słowa

Nasi autorzy

Jak sądy mogą ograniczyć lub zlikwidować wolność słowa

Historyk prof. Wojciech Roszkowski przed siedzibą Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie.   Fot. PAP/Leszek Szymański Historyk prof. Wojciech Roszkowski przed siedzibą Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie. Fot. PAP/Leszek Szymański

Dziś w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich odbyła się konferencja pod hasłem „W obronie dziennikarzy i wolności słowa”. Dobrze znani czytelnikom i widzom dziennikarze prezentowali coraz liczniejsze przypadki swoistego mobbingu sądowo-prawniczego, który ma służyć zamykaniu ust publicystom i komentatorom politycznym. Nie ma u nas co prawda oficjalnej cenzury, ale znajdowane są inne sposoby mocno ograniczające wolność słowa. Występowali m.in. Anita Gargas, Agnieszka Romaszewska-Guzy, Tomasz Sakiewicz, Rafał Ziemkiewicz. Poniżej prezentujemy głos Leszka Sosnowskiego, prezesa Białego Kruka, który dwa lata temu znalazł się w polskiej czołówce instytucji i ludzi nękanych pozwami w celu zamilknięcia lub relacjonowania rzeczywistości w duchu lewackim. Konferencję zorganizowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy pod kierownictwem dr Jolanty Hajdasz.

*

Sprawa podręcznika do historii i teraźniejszości autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego jest znana, a przypadek napaści prawniczej na Białego Kruka z tym związany jest tyleż kuriozalny, co zarazem symptomatyczny, charakterystyczny dla ostatniego czasu. To przykład, jak można w kampanię wyborczą bez większego trudu wmanipulować aparat sądowniczy. Akcję rozpoczęto wiele miesięcy przed wyborami od stwierdzenia przez Tuska, cytuję: „przeczytałem maleńki rozdział o in vitro”. Prawie płacząc, bolał nad atakiem wydawcy i autora na maleństwa poczęte tą metodą. Kłamał w żywe oczy, bowiem w książce nie ma takiego rozdziału, nawet nie pada sformułowanie „in vitro”, nie zajmuje się ona w ogóle tą tematyką. Ale wystarczyło, że Tusk to powiedział, więc posłuszne jego obozowi politycznemu media dosłownie w setkach przekazów powielały słowa swojego wodza. Uruchomiono także parlamentarzystów.

Gazety, czasopisma, radia, telewizje – wszyscy pomstowali na Białego Kruka i Roszkowskiego. Nie trudzili się ani przeczytaniem książki, ani skonfrontowaniem Tuskowej wypowiedzi z opinią wydawcy i autora. Wyzywali prof. Roszkowskiego i mnie od najgorszych, pracownicy Białego Kruka dostawali maile z groźbami i ordynarnymi wyzwiskami. Przerażone tym masowym atakiem dyrekcje szkół wycofywały zamówienia na podręcznik. To nie był koniec tej akcji wywołanej jedną skromną książką i jednym fałszywym cytatem – fałszywym, ale podanym przez wodza, więc prawda nie miała znaczenia.

Niebawem zaczęliśmy dostawać pozwy sądowe od „pokrzywdzonych” matek, ojców, którzy posłużyli się in vitro. Żadna z tych osób oczywiście nie była w książce wymieniona, ale to nie miało znaczenia – sądy pozwy przyjmowały. I to jakie pozwy! Miały kilkaset stron, były tam nawet relacje z podsłuchów prof. Roszkowskiego podczas jego wykładów. Każdy z pozwów na wagę miał dwa i pół kilo. I każdy był taki sam, tylko dane pozywającego się zmieniały, reszta, owe setki stron, była jednakowa, identyczna. W sumie takich pozwów dostaliśmy siedem, tyle samo prof. Roszkowski. Powtarzam: wszystkie identyczne.

Nieważne było dla sądów, że ci niby pokrzywdzeni w ogóle nie są w książce wymienieni, że książka nie jest o nich albo o ich rodzinach, wystarczyło, iż byli rodzicami in vitro. Przy takim podejściu do prawa mogliśmy oczekiwać ok. 60 tysięcy pozwów, bowiem tyle mniej więcej jest w Polsce dzieci poczętych metodą in vitro. Poprzestano na kilku pozwach, uznano, że to nas i tak załatwi. Bo nie tylko groźba rozprawy sądowej miała nas usadzić, ale sama odpowiedź na kilkusetstronicowy pozew wymaga dużej pracy i generuje spore koszty.

Do dziś do żadnej ostatecznej rozprawy jeszcze nie doszło, choć mija dwa lata od złożenia pozwów. Po drodze pozwy były odrobinę zmieniane, co powodowało rozpoczynanie procedur od nowa. Teraz proponuje się nam mediacje, i to bez orzekania o jakiejkolwiek winie. W międzyczasie „Gazeta Wyborcza” pod naciskiem adwokata prof. Roszkowskiego zamieściła sprostowanie informujące, że faktycznie w podręczniku w ogóle nawet nie występuje sformułowanie „in vitro” – widocznie w końcu przeczytali książkę. Tym samym „Wyborcza” dowodziła Tuskowi kłamstwo, gdy mówił, że przeczytał „maleńki rozdział o in vitro”. Sprostowanie dali jednak już po wyborach.

O co zatem naprawdę chodziło? Bo nie była to akcja daremna, jak by mogło by się wydawać. Miała ona trzy cele, z których tylko jeden udało się im osiągnąć w stu procentach.

Po pierwsze, chodziło o mobilizację na rzecz Tuska elektoratu związanego z całym ruchem in vitro. To środowisko można obliczać na około pół miliona ludzi. To nie bagatela. Oni wszyscy oczywiście znajdują się po lewej stronie światopoglądowej, ale to nie oznaczało jeszcze, że wszyscy pójdą głosować. Trzeba było ich postraszyć, aby poczuli, że muszą szukać kogoś, kto ich będzie bronił. A któż, jak nie Tusk. Niewiarygodne nagłośnienie medialne spowodowało, że to środowisko faktycznie poczuło się zagrożone i zapewne w całości głosowało na Tuska i jego kompanię.

Po drugie, chodziło o prawdziwe treści HiT-u, które jednak otwarcie krytykować byłoby bardzo niezręcznie, zwłaszcza w okresie przedwyborczym. Otóż książka ma zdecydowany wymiar patriotyczny i zarazem antykomunistyczny. Prof. Roszkowski w fantastyczny, zwięzły sposób unaocznia, jak funkcjonował system bolszewicki po II wojnie światowej w Sowietach, w Polsce, w obozie socjalistycznym, ale także na Zachodzie i w ogóle na całym świecie, jak macki Kremla opasują cały glob. Czegoś takiego miały się uczyć rok w rok kolejne roczniki młodych ludzi w szkołach średnich, a więc co roku ok. 270 tys. nowych uczniów. Do tego neobolszewia nie mogła dopuścić. Lament nad nieszczęsnymi dziećmi był doskonałym pretekstem do wyrugowania podręcznika, a w końcu, jak wiemy, całego przedmiotu. Ten cel jednak nie został w pełni osiągnięty.

Bardzo wiele osób, które nie ulegają propagandzie mass mediów, rozumowało tak: skoro ich tak atakują, to coś w tym musi się kryć; widocznie książka przekazuje prawdę. I choć HiT ze szkół wyrzucono, to książka żyje i żyć będzie. Już zakupiło ją ok. 200 tys. osób: rodzice i dziadkowie dla swych dzieci lub wnuków, by poznawali prawdę historyczną – bo przecież książka de facto ma wymiar historyczny – o tym, co rzeczywiście działo się w Polsce i na świecie przez ostatnie kilkadziesiąt lat, jakie mechanizmy rządziły nami i światem.

Trzecim celem było zamknięcie gęby wydawnictwu, poprzez zastraszenie oraz nękanie sądowe. To się w ogóle nie udało. Wystarczy popatrzeć na nasz aktualny program wydawniczy. Ja sam przeszedłem w PRL-u taką drogę, łącznie z procesami i wyrokami politycznymi, że nowi towarzysze na pewno mnie nie przestraszą. Jeśli chodzi o pracowników, to są to ludzie o zdecydowanie chrześcijańskim i patriotycznym światopoglądzie i trwają przy nim. Szkalowano nas i mnie osobiście w ohydny sposób także na portalach pracowniczych, co okazało się nie do zaskarżenia w sądzie. Niektórych to odstraszyło, ale też nie szukamy do pracy lękliwych. Co najważniejsze wszyscy nasi autorzy, ludzie wybitni, trwają przy Białym Kruku. Przez te prawie 30 lat naszego istnienia powstało wokół nas wspaniałe, silne środowisko konserwatywne, narodowe i chrześcijańskie, które nie zamierza się poddawać.

Leszek Sosnowski


Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Wojciech Roszkowski

Nowy przedmiot Historia i Teraźniejszość wymaga także nowego podejścia do podręcznika. Autor – wybitny badacz, historyk i ekonomista, człowiek bardzo aktywny społecznie – postawił na narracyjność. W połączeniu z atrakcyjnym stylem pisania powinno przynieść to istotny efekt dydaktyczny, pobudza bowiem ciekawość czytelnika-ucznia.

 

 

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 2. 1980-2015

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 2. 1980-2015

Wojciech Roszkowski

Nowy przedmiot szkolny Historia i teraźniejszość wzbudził w 2022 roku olbrzymie zainteresowanie – okazał się niezwykle potrzebny. W naszym podręczniku rozczytywała się i wciąż rozczytuje cała Polska, głównie młodzież, ale nie tylko. Wynika to z faktu, że książka napisana została w sposób szczególnie atrakcyjny.

 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.