Tajemnica opuszczenia Łodzi Piotrowej. Życie Benedykta XVI
liczba stron: | 376 |
obwoluta: | nie |
format: | 16,5 cm x 23,5 cm |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 02.03.2023 |
ISBN: | ISBN 978-83-7553-366-8 |
EAN: | 9788375533668 |
Benedykt XVI należał do największych w dziejach papieży – przyjaciół Rzeczypospolitej, co zostało w tej książce mocno zaakcentowane. Autorka, znana z wielu książek i artykułów m.in. upamiętniających św. Jana Pawła II, przedstawia tu wszakże całe życie Josepha Ratzingera. Poznajemy jego bawarskie korzenie, brnąc także przez ponure czasy hitlerowskiego reżimu. Podążamy śladem jego kolejnych miejsc zamieszkania, do których autorka, przygotowując książkę, zajrzała osobiście. Wchodzimy do szkół i świątyń, do których uczęszczał i które go kształtowały, śledzimy koleje życia. Poznajemy błyskotliwą karierę „cudownego dziecka teologii”, ks. prof. Ratzingera, który w wieku 50 lat zostaje kardynałem. Na wyraźną prośbę polskiego papieża obejmuje w 1981 r. bardzo ważny w katolickim Kościele urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary; fakt ten był odebrany w niemieckojęzycznym, zdominowanym przez protestantyzm kręgu z niesmakiem. Zaczynają mnożyć się ataki na niego jako „inkwizytora”, „pancernego kardynała”; nawet określenie „strażnik wiary” okazuje się… epitetem.
Medialny wizerunek kard. Ratzingera jednak kompletnie rozmija się z jego pobożnością, z jego łagodnym i życzliwym obliczem, z pełną skromności postacią, która niemal niezauważenie codziennie o tej samej porze przemierzała Plac św. Piotra. Autorka zwraca uwagę, że ataki nie ustały, a nawet się nasiliły, gdy kard. Ratzinger jako następca Jana Pawła II zasiadł w wieku 78 lat na tronie Piotrowym. Również one, a nie tylko postępujący wiek i związane z nim choroby, nadwątliły siły papieża.
Książkę, napisaną nader błyskotliwie z wiedzą i temperamentem, świetnie się czyta. Autorka nie boi się własnych sądów i opinii, zwłaszcza jeśli chodzi o tytułową tajemnicę opuszczenia Łodzi Piotrowej, czyli rezygnacji z urzędu. Ale też bardzo często oddaje głos samemu bohaterowi książki. Niezwykle trafnie dobiera cytaty prezentujące aktualność i bogactwo myśli Josepha Ratzingera – Benedykta XVI, które są wielkim walorem tej wszechstronnej biografii. Dodatkowym atutem jest bogata warstwa ilustracyjna; blisko 200 zdjęć – w tym wiele autorstwa mistrza Adama Bujaka – zdjęć nie tylko samego papieża, ale też jego bliskich, jego ukochanej małej Ojczyzny, jak też dokumentujących długotrwałe związki ze św. Janem Pawłem II. Wspaniała pamiątka po wielkim papieżu rodem z Bawarii.
Wstęp: Wdzięczność i smutek |
7 |
Rozdział 1: Nielubiany przez „postępowych” i „otwartych” |
13 |
Rozdział 2: Bawarskie korzenie |
23 |
Rozdział 3: Wybitny, wielkiej sławy teolog |
43 |
Rozdział 4: Wiatr wieje nam w twarz |
49 |
Rozdział 5: Ratzinger i Wojtyła |
57 |
Rozdział 6: Następca Papieża Polaka |
85 |
Rozdział 7: Przywiązanie do rodaków i ojczyzny Jana Pawła II |
97 |
Rozdział 8: Służyć Bogu i Kościołowi |
117 |
Rozdział 9: Prymas Włoch |
123 |
Rozdział 10: Biskup Rzymu |
163 |
Rozdział 11: Apostoł XXI wieku |
171 |
Rozdział 12: Intelektualista na tronie Piotrowym |
233 |
Rozdział 13: Szczególna troska o stan kapłański |
243 |
Rozdział 14: Wakacje w górach |
253 |
Rozdział 15: Czterdzieści cztery kanonizacje |
259 |
Rozdział 16: Postawienie na głęboką odnowę moralną i kulturalną |
269 |
Rozdział 17: W kosmosie i na Twitterze |
283 |
Rozdział 18: Papież meloman |
287 |
Rozdział 19: Rozum otwiera się na to, co boskie |
293 |
Rozdział 20: Rezygnacja i pożegnanie |
301 |
Rozdział 21: Pusty tron Piotrowy |
325 |
Rozdział 22: Dwóch papieży |
335 |
Rozdział 23: Emerytalny szok i nowy dom |
341 |
Rozdział 24: Śmierć i pogrzeb. Signore, ti amo |
353 |
Rozdział 25: Testament duchowy. Nie dajcie się odwrócić od wiary |
361 |
Przypisy |
366 |
Rozdział 1
Nielubiany przez „postępowych” i „otwartych”
Benedykt XVI nie miał łatwo już od pierwszego dnia po wyborze. Nie tylko dlatego, że nie bardzo chciał być wybrany; marzył raczej o przejściu na daleką od światowego zgiełku emeryturę, ale również dlatego, że stale porównywano go – przeważnie bardzo nieżyczliwie albo wręcz złośliwie – z Janem Pawłem II. Z całą premedytacją przeciwstawiano go papieżowi Polakowi, a przecież to byli dwaj wielcy, wypróbowani przyjaciele, którym w przyjaźni nie przeszkadzały różnice osobistych charakterów i temperamentów oraz narodowości.
Gwoli ścisłości należy przyznać, że początkowo raczej nie czyniono tego typu porównań w Polsce, ale za to z tym większą lubością w jego Ojczyźnie. Na kard. Ratzingerze od lat ciążyła bowiem w Niemczech bardzo nieprzychylna, a do tego zupełnie nieprawdziwa etykietka „pancernego” tudzież „żelaznego kardynała” i „wielkiego inkwizytora”. Nadały mu ją przede wszystkim protestanckie media niemieckie (a więc rodzime) oraz angielskie. Liberalne i lewackie środki masowego przekazu całego świata ochoczo ją podchwyciły i z lubością powielały przy każdej nadarzającej się okazji. Ratzingera jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary uznawano nawet za najniebezpieczniejszego człowieka zachodniej cywilizacji, gdyż bezkompromisowo stał na straży czystości katolickiej doktryny. Strażnik wiary w czasach postprawdy – toż to brzmi jak wyrok skazujący.
Kard. Zenon Grocholewski opisał własne zetknięcie się żywego człowieka z ukutym przez media stereotypem: „Pamiętam, kiedy przyjechałem do Rzymu, przedstawiano mi kard. Ratzingera jako człowieka pancernego, mocnego, który nie dopuszcza dyskusji czy sprzeciwu. Potem, gdy pracowałem z nim w Kongregacji Nauki Wiary, widziałem to zupełnie inaczej. To człowiek ogromnej pokory, prostoty, wrażliwy, otwarty na wszelkie dyskusje, przyjmuje uwagi, zmienia opinie pod wpływem uwag. Byłem po prostu zaskoczony prostotą i pokorą tego człowieka. Jeżeli on na początku mówił, że wybrano prostego, pokornego człowieka, to mówił to z całym przekonaniem. Myślę, że najgorszą chorobą w Kościele i na świecie jest pycha. Papież był człowiekiem wielkiej pokory. To samo wyrażało się podczas pewnych spotkań, w których miałem możliwość uczestniczyć, podczas których trzeba było omawiać z papieżem niektóre sprawy, poprosić go o decyzję”.
Ks. prof. Joseph Ratzinger, jeden z najwybitniejszych teologów i jeden z najmądrzejszych ludzi naszych czasów, przez wielu swych „postępowych” kolegów po fachu nie był lubiany, gdyż „zadał się” z Rzymem, a w niemieckiej teologii silne są wszak wpływy protestantyzmu. Wielu tamtejszych teologów uprawia teologię bynajmniej nie z miłości do Boga, wielu wręcz w Niego nie wierzy. Niektórym bardzo się nie podobało, że ks. prof. Ratzinger został w 1977 r. arcybiskupem metropolitą Monachium i Fryzyngi oraz przyjął purpurę kardynalską, a już najbardziej to, że w 1982 r. na prośbę Jana Pawła II wyjechał do Watykanu. W wielu niemieckich kręgach nie było zbyt dobrze widziane, że stał się jednym z najbliższych współpracowników polskiego papieża, „jego” prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nazywanej powszechnie i z widocznym negatywnym zabarwieniem: Święte Oficjum, czyli niegdysiejszym mianem inkwizycji. Czuwał tym samym nad czystością wiary katolickiej i uprawiał teologię „na kolanach” – rzecz nie do pomyślenia wśród postępowych teoretyków. Doszło do tego, że studenci teologii w Niemczech nie mogli powoływać się w swoich dysertacjach na dorobek myśli Josepha Ratzingera – „inkwizytora” i „pancernego kardynała”.
Gdy trzeba było ostrej krytyki kard. Ratzingera, zawsze był do niej gotowy usłużny Hans Küng (1928–2021), były ksiądz katolicki, profesor teologii, który w swoich pismach tak dalece odszedł od integralnej wiary katolickiej, że za pontyfikatu św. Jana Pawła II, w 1979 r., został pozbawiony prawa nauczania teologii katolickiej. Był przeciwny katolickiej ortodoksji, pobożność dzielił na oświeconą i nieoświeconą (co nota bene bardzo się przyjęło w niektórych polskich kręgach katolickich), papieża czynił odpowiedzialnym za eksplozję demograficzną, za głód i nędzę milionów dzieci na świecie.
Drugi czołowy i wszędobylski w mediach krytyk Ratzingera to Eugen Drewermann (ur. 1940) – również były ksiądz i profesor teologii, psychoanalityk i egzystencjalista, któremu w 1991 r. zostało odebrane pozwolenie nauczania teologii katolickiej, a któremu marzy się włączenie zasad buddyzmu do chrześcijaństwa. Drewermann, który w 2005 r. wystąpił z Kościoła katolickiego, z lubością mówił o sprawującej władzę w Kościele „starczej hierarchii”, która kierując się pychą broni swego monopolu na prawdę. Porównywał ich władzę do dyktatury, a sprzeniewierzanie się nauce Jezusa rozumiał swoiście – jego zdaniem główni sprzeniewiercy znajdowali się od 2 tysięcy lat w Rzymie.
Dziennikarze, którzy pilnie potrzebowali negatywnych opinii na temat kard. Josepha Ratzingera, by skutecznie uderzać w „skostniały” Kościół katolicki, mieli w swych notesach, tudzież telefonach komórkowych, numery kontaktowe do Künga i Drewermanna. Wystarczyło je tylko przywołać i potem nagrywać; wiadomo było bowiem, że powiedzą to, co trzeba. U nas takich dyżurnych, podobnej proweniencji „ekspertów” atakujących Kościół również od jakiegoś czasu nie brakuje. Jakoś nie dziwi, że najwięcej ich w mediach wydawanych w naszym kraju po polsku za niemieckie pieniądze.
Zarówno Küng, jak i Drewermann nie mogli też wybaczyć prefektowi Kongregacji Nauki Wiary deklaracji z 2000 r. Dominus Iesus3, o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła, która zadała kłam wszelakim tendencjom relatywistycznym. Lawa krytyki, którą wylano po jej opublikowaniu na głowę „inkwizytora”, przeszła wszelkie oczekiwania. Prawda, że jedyną drogą do zbawienia jest uczestnictwo w Kościele Chrystusa, okazała się dla bardzo wielu nie do przyjęcia, pachniała średniowiecznym wstecznictwem, ciemnogrodem, inkwizycją właśnie. Podobnie wielu wrogów ściągnął na siebie prefekt Kongregacji w związku ze stanowiskiem wobec teologii wyzwolenia, choć innych kości niezgody również nie brakowało.
Tymczasem wydawało się, że jeszcze w latach 1960. Ratzinger i Küng stali po tej samej stronie teologii. Küng był z nominacji Jana XXIII oficjalnym doradcą Soboru Watykańskiego II (1962–1965). Podczas soborowych obrad zetknął się z młodym, błyskotliwym profesorem teologii Josephem Ratzingerem („cudownym dzieckiem teologii” – jak go wówczas nazywano), który przyjechał tam jako doradca teologiczny arcybiskupa Kolonii Josepha Fringsa. Potem obaj wykładali teologię na tym samym uniwersytecie w Tybindze i byli tam uważani za teologów „postępowych”, zwolenników soborowych reform.
Profesor teologii ks. Joseph Ratzinger uważał jednak, że niektóre reformy wcielano niewłaściwie, w imię fałszywie rozumianej nowoczesności, bez poszanowania dla Tradycji. Zawsze kochał Kościół, rozczytywał się w Piśmie Świętym i pismach ojców Kościoła, naprawdę wierzył w Boga i Opatrzność, a także był bardzo pobożny.
Przedkładał to nad robienie profesorskiej kariery za każdą cenę i wspinanie się po szczeblach medialnej popularności. Obce mu było zaspokajanie własnej pychy, głoszenie własnych teorii w oderwaniu od tradycji Kościoła czy wręcz tworzenie Kościoła na nowo wedle własnych pomysłów, co bardzo ułatwiało – szczególnie na obszarze niemieckojęzycznym – promowanie samego siebie, wygodne usadowienie się pośród modnych lewackich nurtów, a nade wszystko medialne wzięcie.
Kiedy w 1987 r. otrzymywał honorowe obywatelstwo Pentling, bardzo przejrzyście i pięknie sformułował zadanie każdego wierzącego: „Ważne, żeby Kościół nie był nasz, tylko Chrystusowy. Tylko Jego Kościół, którego nie stworzyliśmy my sami, który pochodzi od Niego i który przerasta nasze pomysły, może przetrwać. Potrzeba nam pokory i wiary, aby się na Niego otworzyć”4.
Prof. Joseph Ratzinger poszedł niezachwianie swoją drogą. A to znaczy, że konsekwentnie poszedł za Chrystusem, swoim jedynym Panem, którego szczerze miłował przez całe życie. Dla niego rozum i wiara zawsze były i pozostały nierozłączne, podobnie jak nieodłączną składową wiary była i pozostała pobożność, oddawanie czci Panu Bogu, sprawowanie z wielkim pietyzmem liturgii. Niektórzy jego koledzy, których największą namiętnością stało się wygrywanie sporów akademickich, wybrali diametralnie inną drogę.
78-letniemu Josephowi Ratzingerowi, który nie lubił tłumnych zgromadzeń, który wolał ciszę swego gabinetu, towarzystwo książek i słuchanie muzyki, przyszło tymczasem rozpocząć w sędziwym wieku posługę biskupa Rzymu. Mało tego, przyszło mu sterować Piotrową łodzią w czasach permanentnych, stale nasilających się, bezwzględnych ataków na Kościół katolicki, a nawet nieskrywanej nienawiści wobec niego. I jeszcze jedno – po papieżu Polaku nastąpił papież Niemiec, co dla wielu bystrych obserwatorów i znawców historii Kościoła nie było dobrym prognostykiem. Dowodzono, że za każdym razem, gdy na Piotrowy tron wstępował Niemiec, następował za jakiś czas rozłam w Kościele. Dotyczy to zarówno wielkiej schizmy z 1054 r., kiedy panował Bruno von Dagsburg-Egisheim, czyli Leon IX (1049–1054), jak i schizmy zachodniej wywołanej przez Lutra, która stała się faktem podczas krótkiego panowania biskupa Utrechtu (jako Hadriana VI od 9 stycznia 1522 do 14 września 1523 r.). W 1517 r. wyłonił się luteranizm, w 1534 r. – anglikanizm, w 1536 r. – kalwinizm.
Opinie o produkcie (1)
Lech Galicki
Rewelacja.