Tak zaczyna się podręcznik HiT: Ludzie Zachodu nie zdawali sobie, i do dziś sobie nie zdają, sprawy ze skali terroru niemieckiego podczas okupacji w Polsce.
Nieprawdzwie stwierdzenie Donalda Tuska, „ja dzisiaj odkryłem taki maluteńki rozdział o dzieciach in vitro” (12 sierpnia do wyborców w Jaktorowie) dotyczące podręcznika do nowego przedmiotu „Historia i teraźniejszość” zostało natychmiast podchwycone przez mainstreamowe media i upowszechnione jako szczera prawda. Żadnego takiego „maleńkiego rozdziału” nie ma, ani razu nie pada w całej książce określenie in vitro, nie jest to tematem podręcznika. Jest w nim za to bardzo dużo prawdy historycznej dotyczącej okresu po 1945 r. Okresu dotychczas rzadko przerabianego na lekcjach w polskich szkołach. Prawda o tych latach musi się nie podobać tak postkomunistom, jak i stronnikom niemieckim w Polsce. Na dziś, w rocznicę rozpoczęcia przez III Rzeszę Niemiecką II wojny światowej, idealnie pasuje sam początek podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego, który poniżej przytaczamy:
(…) Na naszych ziemiach działy się rzeczy znacznie straszniejsze niż np. w okupowanej Francji. Wielka Brytania była bombardowana, ale przecież nie okupowana. Natomiast w Polsce za jakąkolwiek pomoc Żydowi rozstrzeliwano na miejscu. Mimo to wielu Polaków pomagało, co było czynem naprawdę heroicznym, wielką odwagą cywilną.
Pamięć o II wojnie światowej stała się więc obszarem, na którym rozgrywano różne emocje i interesy polityczne. Pamięć ta w niektórych krajach odrywała się stopniowo od rzeczywistości tego okresu. W konsekwencji we współczesnym życiu społecznym funkcjonuje wiele całkowicie mylnych stereotypów. Są one, co gorsza, upowszechniane często przez mass media; nieraz specjalnie, nieraz z powodu ignorancji redaktora i redakcji. Najważniejszy z nich dotyczy pojęcia prawdy, także prawdy historycznej.
Często przyjmuje się, że prawdziwe jest to, co głosi większość. Tak czasem faktycznie bywa, ale nie jest to żadną żelazną regułą. Sąd wydany przez większość charakteryzuje wolę tej większości, ale nie zawsze musi opierać się na prawdzie (choć powinien). Większość może ustalić, że np. dwa i dwa to pięć lub że niektórzy mają prawo do życia, a inni nie, ale co to ma wspólnego z prawdą? Oczywiście w życiu politycznym, w warunkach demokratycznych decyzje powinny zapadać większością głosów, ale zasada ta, dobra w parlamencie, nie sprawdza się np. w badaniach naukowych albo w zarządzaniu przedsiębiorstwem.
Fałszywy i szkodliwy jest też sąd przeciwny, że każdy „ma swoją prawdę”. Każdy ma prawo do wyrażania opinii – oczywiście w granicach rozsądku, moralności i bezpieczeństwa – ale to nie jest to samo, co wyrażanie prawdy. Są bowiem opinie prawdziwe i fałszywe. Podobnie zwodnicze może być porzekadło, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Takie bałamutne „prawdy życiowe” są wyrazem relatywizmu, czyli uznania, że wszystko w tym świecie jest względne. Tymczasem niektóre sprawy są względne, a inne nie. Względna może być wysokość zarobków lub procent od pożyczki, ale jeśli za względne uważamy życie człowieka lub jego dobro moralne, to szkodzimy sobie i innym.
Przecenia się też rolę polityki w ocenianiu, co jest prawdziwe, a co nie. Racje polityczne niestety różnią się często od racji moralnych, można powiedzieć, że coraz częściej. Dzieje się tak z wielką szkodą dla dobra wspólnego i pokoju społecznego. Ludzkie działania ocenia się powszechnie według kryteriów dobra, ale i skuteczności. Tymczasem w polityce skuteczność np. w zwalczaniu przeciwnika zbyt często przeważa nad dobrem wspólnym. Jest zatem naszym zadaniem, by te kryteria rozróżniać, bo tylko wtedy nie damy się oszukać. (…)
Na każdy tysiąc mieszkańców Polski zginęło 220 osób! Polska poniosła największe straty biologiczne i materialne w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. Niewątpliwie byliśmy największą ofiarą rozpętanej przez Niemców wojny. Druga część strat była wynikiem działań ZSRS. Pod naciskiem mocarstw (imperiów) Rzeczpospolita zmuszona była oddać Rosjanom aż 178 tys. km kw. swoich wschodnich terenów, uzyskując znacznie mniejszą rekompensatę na zachodzie.
Wylicza się, że polski majątek narodowy utracony został w wyniku zniszczeń oraz grabieży w 38 procentach w stosunku do okresu poprzedzającego wojnę. Straty wojenne Warszawy wyniosły 85 % substancji miejskiej! Zrujnowano nam 90 % przemysłu. Następował w czasie okupacji masowy rabunek dóbr kultury. Grabiono muzea i kościoły, dwory i pałace, ale także zwykłe mieszkania. Łupem najeźdźcy padły archiwa i biblioteki; łącznie 26 tys. bibliotek szkolnych, 4,5 tys. bibliotek oświatowych i 1 tys. bibliotek naukowych (razem straty bibliotek wyniosły ok. 22 mln woluminów). Zniszczono 17 szkół wyższych, 271 szkół średnich, 4880 szkół powszechnych i 768 innych typów szkół. Zdewastowano 352 szpitale, 53 sanatoria, 778 ośrodków zdrowia, 1459 gabinetów lekarskich. Zniszczono drogi, mosty, lotniska i porty. Zrabowano bydło, konie, trzodę chlewną, owce. Tak jak demontowano i wywożono maszyny, tak samo rabowano złote monety, futra, dywany, zegarki, bransoletki, pierścionki etc. Słowem wszystko, co miało choćby minimalną wartość. Długo można by wyliczać. Wystarczy powiedzieć, że tylko między połową sierpnia a połową grudnia 1944 r. wyjechało z Warszawy do Rzeszy 45 tysięcy wagonów (tysiąc pociągów) zapakowanych zagrabionymi zdobyczami wojennymi. A jak się już nie dało zrabować, to niszczono i palono.
Skala grabieży i mordów w Polsce, dopełniona później zniszczeniami posowieckimi, nie była znana na Zachodzie, gdzie okupacja niemiecka miała inny, znacznie lżejszy przebieg. Tej wiedzy nie ma tam do dzisiejszego dnia, dlatego tak często dochodzi do nieporozumień między tamtejszymi a naszymi historykami, publicystami i politykami. Mogliby w tej sprawie wiele dobrego uczynić Niemcy, gdyby chcieli przedstawiać prawdę o sobie tamtych lat, ale wybrali inną politykę: skrywania i pomniejszania swoich win. Polacy nie chcą pomsty, ale mają prawo żądać zadośćuczynienia oraz prezentowania prawdy historycznej zamiast historycznego matactwa.
Szczytowym osiągnięciem propagandy zamazywania win było nakręcenie w 2013 r. i rozpowszechnianie w 60 krajach świata miniserialu wojennego pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”. Było tam wiele przekłamań, a np. żołnierze Armii Krajowej przedstawieni zostali jako wyjątkowo niemiłe antysemickie typy. Serial sugeruje wyraźnie, że Niemcy są godnymi litości ofiarami wojny – choć sami ją przecież rozpętali. Za wyjątkowo kłamliwe trzeba uznać określenie „polskie obozy koncentracyjne” pojawiające się na całym świecie nawet w mediach, zdawałoby się, bardzo szacownych. Czy może jednak być inaczej, skoro w Niemczech także w niektórych szkołach uczą o „polskich obozach zagłady” czasu II wojny światowej?
Wartość strat materialnych na ziemiach Polski w latach wojny ocenia się na około 50 mld dolarów wg kursu z 1939 r. Wg dzisiejszych kursów walutowych jest to ponad 800 mld dolarów, czyli ok. 3,5 biliona zł (to były wyliczenia w momencie pisania książki; ostateczne wyliczenia specjalnej komisji ujawniły kwotę 53 mld dol., co wg najnowszego kursu oraz po uwzględnieniu inflacji daje ponad 6 bilionów zł – przyp. red.). We Francji straty te wyniosły 23,5 mld ówczesnych dolarów, w Jugosławii –około 11,6, Wielkiej Brytanii – 7,1, Czechosłowacji – 4,7, Holandii – 4,4, na Węgrzech – 4,3, we Włoszech – 3,2, w Belgii – 2,5 mld dolarów, a w Rumunii – 800 mln dolarów. Olbrzymie straty materialne poniósł w czasie II wojny światowej początkowy sojusznik Hitlera, ZSRS, choć jego oficjalne szacunki były mało miarodajne. Straty materialne USA wyniosły mniej więcej tyle, ile w Bułgarii – około pół miliarda dolarów. Nikt jednak nie jest w stanie policzyć wylanych łez ani zmierzyć ludzkiej rozpaczy.
Bezprecedensowe i pełne tragedii rodzinnych migracje ludności dotknęły oczywiście także inne kraje, lecz w mniejszym stopniu niż Polskę. Ocenia się, iż w latach 1939–1945 około 60 milionów Europejczyków, nie licząc żołnierzy i jeńców, straciło domostwa i zmieniło miejsce zamieszkania na skutek zniszczeń, wysiedleń, ucieczek i zmian granic. Całe pokolenie naznaczone zostało piętnem okrucieństw wojennych sprowokowanych przez fałszywą ideologię, którą Niemcy usiłowali za wszelką cenę wprowadzić w życie.
*
Dopiero po przeczytaniu takiego jak wyżej fragmentu HiT-u, można zrozumieć skąd taki strach przed podręcznikiem u bardzo silnej w III RP politycznej frakcji proniemieckiej oraz skąd taka agresja w niemieckich mediach polskojęzycznych.
Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.
Nowy przedmiot Historia i Teraźniejszość wymaga także nowego podejścia do podręcznika. Autor – wybitny badacz, historyk i ekonomista, człowiek bardzo aktywny społecznie – postawił na narracyjność. W połączeniu z atrakcyjnym stylem pisania powinno przynieść to istotny efekt dydaktyczny, pobudza bowiem ciekawość czytelnika-ucznia.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.