Prof. Wojciech Roszkowski o nowym podręczniku do przedmiotu Historia i Teraźniejszość: W obliczu agresji rosyjskiej zrozumienie historii okazuje się racją stanu.

Nasi autorzy

Prof. Wojciech Roszkowski o nowym podręczniku do przedmiotu Historia i Teraźniejszość: W obliczu agresji rosyjskiej zrozumienie historii okazuje się racją stanu.

Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika "Historia i Teraźniejszość." Fot. Michał Klag/Biały Kruk

W aktualnym wydaniu miesięcznika „Wpis” (5/2022) ukazała się rozmowa z prof. Wojciechem Roszkowskim, autorem nowego podręcznika do przedmiotu „Historia i Teraźniejszość”, który od 1 września br. wchodzi do polskich szkół średnich. Prof. Roszkowski opowiada o założeniach przedmiotu i nowego podręcznika, o narracyjnym spojrzeniu na historię, o manipulacji słowem komunistów i neokomunistów, a także wyjaśnia, dlaczego wiele podręczników do tej pory pomijało kluczowe fakty historyczne po II wojnie światowej.

Stanisław Widomski, miesięcznik Wpis: Historia i Teraźniejszość, tak nazywa się nowy – od 1 września 2022 r. – przedmiot w liceach i technikach, który jeszcze przed ogłoszeniem jego podstawy programowej wzbudził gorące dyskusje. Generalnie lewa strona opinii medialnej była mu przeciwna, obawiając się odsłonięcia przed polską młodzieżą zbyt wielu faktów dyskredytujących system społeczny i polityczny sprzed 1989 r. Panie Profesorze, jest już wiadome, że podjął się Pan bardzo trudnego zadania napisania podręcznika do tego nowego przedmiotu. Z tego wynika, że uznał Pan za zasadne wprowadzenie HiT-u – ten skrótowiec już się przyjął – do szkół.

Prof. Wojciech Roszkowski: Zdecydowanie pomysł ten trafia w dziesiątkę, aż się prosiło o taki przedmiot. Dlatego przyklasnąłem mu i podjąłem się zadania napisania podręcznika, co faktycznie okazało się zadaniem niełatwym, trudniejszym nawet, niż początkowo myślałem. Obecnie uczeń szkoły średniej wychodzi z niej kompletnie pozbawiony wiedzy na temat historii najnowszej, to znaczy tej od zakończenia II wojny światowej do pierwszych lat wieku XXI. A to jest luka powodująca olbrzymie ubytki w postawach obywatelskich. Przedmiot Wiedza o Społeczeństwie (WoS), tak jak był dotychczas wykładany, stanowił dość abstrakcyjny wykład różnych pojęć, bez odniesienia do konkretnych wydarzeń, jakie miały miejsce zaraz po wojnie i w następnych latach. Niektóre pojęcia będące fundamentem naszej dzisiejszej rzeczywistości, których używamy potocznie, nie są i nie były dobrze rozumiane przez młode pokolenie. Weźmy takie przykłady jak „faszyzm”, „totalitaryzm” lub „autorytaryzm” – te słowa padają stale w przestrzeni publicznej, ale w bardzo różnych kontekstach. Nawet pojęcie demokracji nie jest przecież jednoznaczne; w okresie PRL-u było całkowicie zdeformowane, mówiło się i pisało o demokracji socjalistycznej czy ludowej. Ta deformacja funkcjonowała wszędzie, także w szkole. Choć akurat demokracji socjalistycznej u nas już nie ma, młodzi ludzie dziś wciąż nie rozumieją prawdziwej treści słowa „demokracja”, dlatego że nie poznali ciągu prawdziwych wydarzeń, które wypełniały czas od zakończenia II wojny. Wiele pojęć jest używanych bez zrozumienia, na podstawie fałszywych wyobrażeń lub domysłów. Ktoś mówi „jesteś faszystą!” – ostatnio ciągle to słyszymy w odniesieniu do bardzo wielu ludzi, także takich, którzy faszystami na pewno nie są i nie byli.

Tym sposobem pojęcie to zatraca swój prawdziwy sens, nie wiadomo, co naprawdę znaczy, do kogo się odnosi.

Wiadomo tylko, że chodzi o jakiegoś wroga, ale na czym polegają jego wady, to nie jest już jasne. Tak przecież nie można nikogo wychowywać. Historia i Teraźniejszość ma na celu powiązanie wydarzeń powojennych z podstawowymi pojęciami, które funkcjonują w życiu społecznym, ekonomicznym, w kulturze i w polityce, a także w etyce. Chodzi o to, żeby uczeń po przyswojeniu sobie materiału naprawdę rozumiał, o czym się mówi w debacie publicznej czy w innych wypowiedziach lub dyskusjach, a także w rozmowach prywatnych.

Te wieloznaczne, mylne interpretacje często chyba znajdują swoje źródło w przekazach medialnych?

Tak, są zapożyczane z tego wszystkiego, co z tymi pojęciami w mediach się wyprawia. Media, zwłaszcza dzisiejsze, skracają dystans między nadawcą a odbiorcą i w tym celu używają coraz bardziej uproszczonych komunikatów. Pod wpływem tych skrótów coraz więcej ludzi zaczyna czytać tylko nagłówki, zaczyna czytać lub oglądać tylko skróty wiadomości. Jak mają zatem zrozumieć, o czym naprawdę mówią np. politycy? Sadzę, że młodzież na poziomie szkół średnich powinna już znacznie lepiej sobie uświadamiać, w jakim świecie informacyjnym żyje. Każdy z nas przyjmuje za coś oczywistego, że świat wokół nas jest zrozumiały – bo każdy go widzi. Tak samo rozumuje uczeń i nie uświadamia sobie, do jakiego stopnia jest narażony na manipulację. Ta manipulacja wynika zaś z powierzchowności przyswajania informacji, w tym z nie do końca jasnego używania różnych pojęć typu „demokracja”, „faszyzm”, „ideologia”, „populizm”, „państwo prawa” itd. Podstawą tej powierzchowności, i tym samym niezrozumienia, jest brak stosownej wiedzy. Pozostańmy przy tym samym przykładzie faszyzmu. Pomijając już to, że czasami przypisuje się go komuś w sposób zupełnie nieuzasadniony, to przecież faszyzm też ma niejedno oblicze i tym samym różne bywały jego skutki. Trzeba wiedzieć, czym różnił się ustrój włoski czasów Mussoliniego od ustroju III Rzeszy w Niemczech. Jeszcze inny był ustrój okresu Franco w Hiszpanii. A jeszcze inaczej to słowo było używane w propagandzie sowieckiej. Dopiero wiedząc to wszystko, możemy używać tego pojęcia sensownie.

Czy możemy powiedzieć, że niektóre dotychczasowe podręczniki manipulowały historią?

Może nie tyle manipulowały, co dawały wiedzę, która była, nazwijmy to tak: rozszczepiona.

Nie pomijały niektórych istotnych faktów lub nie przedstawiały niektórych wydarzeń w fałszywym świetle?

Owszem, pomijały niektóre ważne fakty, najczęściej te, które miały miejsce po drugiej wojnie światowej. Z kolei materiał przerabiany na WoS-ie nie korespondował z materiałem historycznym. Natomiast ambicją twórców programu i podręcznika Historia i Teraźniejszość jest ścisłe powiązanie pojęć z wydarzeniami, żeby poprzez konkretne przykłady doprowadzić do zrozumienia tych pojęć, jak i zrozumienia pewnych procesów, ciągów historycznych. Wkuwanie na pamięć dat i nazwisk bez zrozumienia logiki historii, bez zrozumienia, że jedno wydarzenie jest konsekwencją poprzedniego, że nie ma skutków bez przyczyn, będzie zawsze nudne – na to właśnie uskarżali się uczniowie. Kiedy historia przedstawiana jest natomiast jako zrozumiała narracja, staje się ona od razu ciekawa i wciągająca.

Z tego wynika, że nie tyle chodziło o likwidację Wiedzy o Społeczeństwie (WoS-u), co o wmontowanie jej elementów w historię najnowszą?

Tak, chodziło o integrację sporej części WoS-u w wykładzie historycznym. Kiedy mówi się np. o demokracji po wojnie, trzeba uczniom wyjaśnić, jak była ona interpretowana w różnych krajach po 1945 r., w tym również jak była fałszowana, jak stawała się fasadą lub przykrywką dla działań dyktatorskich. Albo weźmy przykład zupełnie nowy: Rosja zarzuca Ukrainie nazizm. Otóż zadaniem HiT-u jest takie ukształtowanie młodego człowieka, żeby nie wziął on za dobrą monetę tego, co głosi propaganda kremlowska. I to nie dlatego, że tak akurat twierdzi np. nauczyciel, ale dlatego, że uczeń sam widzi, iż to historia dowodzi kłamstwa zawartego w tej propagandzie.

Dlatego zapewne w podręczniku dużo jest odniesień do systemu komunistycznego i do neokomunizmu?

W podręczniku szkolnym pewne rzeczy powinny być nazwane po imieniu, wyraźnie określone, nie wszystko należy poddawać dyskusji. Fakty są faktami; chodzi o to, żeby ich nie pomijać, bo akurat dla kogoś są niewygodne. Są też wartości odwieczne, są prawdy oczywiste – i tak je należy przekazywać. Natomiast można dyskutować np. o jakichś decyzjach politycznych, jeżeli naprawdę dużo się wie o okolicznościach i uwarunkowaniach takich decyzji. Błędem poprzedniej reformy szkolnej, która do dziś jeszcze pokutuje, było wprowadzanie młodzieży do dyskusji bez wystarczającej wiedzy.

Klasycznym przykładem może tu być chyba głoszona walka Związku Sowieckiego o pokój na całym świecie. Szermowali tym hasłem nieustannie, od samego początku. Pod tym pojęciem skrywały się de facto imperialne cele i działania Moskwy.

Komunizm sowiecki wprowadził straszną rzecz do współczesnej cywilizacji. Mianowicie zakłamał słowa. I tak walka o pokój była w gruncie rzeczy przykrywką dla zbrojeń sowieckich. Demokracja socjalistyczna to była dyktatura, naukowość to była ideologia itd. Pokazuję w nowym podręczniku do HiT-u na konkretnych przykładach, w jaki sposób dokonywała się manipulacja poglądami i opinią publiczną – głównie właśnie poprzez fałszowanie znaczenia słów. To coś jeszcze innego niż zwykłe kłamstwo i coś bardziej niebezpiecznego. Dzisiejszy świat w ogóle jest areną rozmaitych manipulacji i młody Polak, absolwent średniej szkoły, powinien być przygotowany do tego, by rozpoznawać, co jest prawdą, a co nie, i nie dawać się manipulować. Podkreślę jeszcze raz: do tego potrzeba konkretnej wiedzy, znajomości rzeczy.

Podręcznik jest inaczej skonstruowany niż te używane ostatnimi laty, nie jest taki rozdrobniony, poszatkowany. Składa się ze 112 zwięzłych rozdziałów, pogrupowanych w 8 zwartych części.

Chodziło o to, żeby młodego czytelnika wciągnąć w głębsze rozumienie zjawisk historycznych, zainteresować go opowieścią o niedawno minionych czasach. Podkreślam: opowieścią. W tej narracji pojawiają się nawet momenty anegdotyczne. Mówi się, że dzisiejszy nastolatek ma problem z dłuższą lekturą. Nie jest temu winien, winne są programy, które od lat proponują coraz większą skrótowość; nawet najpiękniejsze dzieła literackie proponowane są tylko we fragmentach lub, co jest już w ogóle nieporozumieniem, w streszczeniu. Młode pokolenie zostało przyzwyczajone do krótkich komunikatów – jak jednak przy ich pomocy zrozumieć bieg historii, jej logikę? Królują „zajawki”, bryki książek, memy. Z jednej strony nie można tego faktu ignorować, ale z drugiej strony nie można poprzestawać na takim skrótowym przekazie. Dlatego, że dłuższa lektura jest niezbędna dla wyrobienia w młodym pokoleniu umiejętności kojarzenia faktów, abstrakcyjnego myślenia i sięgania poza obszar tylko doraźnych, powierzchownych wrażeń. Potrzebne jest pełne zrozumienie treści.

Nie ma więc w Pana nowym podręczniku krótkich przekazów?

Nie, one są, choćby w postaci precyzyjnych podpisów pod zdjęcia dokumentalne, w postaci wyrzuconych na margines najbardziej charakterystycznych myśli, wypowiedzi czy faktów, ale zarazem główny tekst jest zwarty i, moim zdaniem, można go z ciekawością przeczytać jak każdą inną książkę, powiedziałbym nawet – jak powieść, książkę przygodową. Podręcznik może wydawać się obszerny, ale jest to wrażenie wywołane obecnością aż prawie pół tysiąca dokumentalnych zdjęć. Prezentowane są one w średnim lub większym formacie, w sposób czytelny, aby skuteczność takiego przekazu była wysoka. To oznacza zarazem prawie pół tysiąca podpisów.

Czyli mamy do czynienia z jakby drugą, równoległą i wzmacniającą narracją prowadzoną przy pomocy obrazu z krótkim objaśnieniem?

Otóż to, warstwa ilustracyjna – skądinąd bardzo ciekawa; wydawnictwo wyszukało mnóstwo unikatowych fotografii znakomicie obrobionych technicznie, bardzo sugestywnych – pomaga tekstowi bez jakiejś ingerencji w treść, a zarazem podnosi sugestywność całego podręcznika. To także wielka pomoc dla osób obdarzonych pamięcią wzrokową. Ale mamy też coś dla uczniów, którzy dysponują pamięcią słuchową jako preferencyjną. To jest kilkadziesiąt QR-kodów. Wystarczy przyłożyć ekran smartfona do takiego kodu graficznego albo wpisać na komputerze prosty link i połączyć się np. ze śpiewającym Elvisem Presleyem, z przemawiającym Winstonem Churchillem czy z św. Janem Pawłem II. QR-kody pozwalają także na zapoznanie się z różnymi materiałami źródłowymi – jak np. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r. – bez konieczności drukowania ich w podręczniku. Nie są one oczywiście dla ucznia obligatoryjne, bez nich treść nie zostanie zubożona i nie zastępują one podstawy programowej, ale podnoszą atrakcyjność przekazu. Nie każdy musi posiadać smartfona, to jasne, ale zwłaszcza po okresie obowiązkowej nauki zdalnej w okresie pandemii wiadomo, że uczniowie w ostatnich dwóch latach musieli korzystać z komputera i internetu. Jeżeli uczeń będzie chciał – to skorzysta.

Dzięki QR-kodom można będzie także poznać i posłuchać Autora podręcznika; zdaje się, że Pan Profesor osobiście prezentuje każdą z 8 części?

Tak, pomysł jest taki, że w kilkuminutowych wystąpieniach zapowiadam to, co uczeń pozna w danej części. Nie ma w tym informacji dodatkowych ponad to, co jest treścią samego podręcznika, ale uczeń, jeżeli zechce, to słuchając tych krótkich opowieści, dostanie ogląd tego, co go czeka po lekturze danego rozdziału. A poza tym może zapoznać się z osobą, która podręcznik napisała, dzięki czemu relacja między uczniem a autorem podręcznika przestaje być anonimowa.

Wydaje mi się, że możemy tu mówić o nowej jakości wśród podręczników. Czytanie plus oglądanie plus słuchanie plus demonstracja czynią z podręcznika sugestywne narzędzie, które ułatwia zapamiętanie.

Tak uważam i takie też z wydawnictwem Biały Kruk postawiliśmy sobie od początku zadanie. Najwyższym celem było przywrócenie atrakcyjności historii jako takiej, a kolejnym podniesienie poziomu wiedzy i zrozumienia najnowszej historii. Do realizacji tych koncepcji potrzebna była właśnie nowa jakość podręcznika, bez której, naszym zdaniem, nie byłoby możliwe osiągnięcie wymienionych wyżej celów. Humboldtowskie podejście do ucznia, zwłaszcza w szkołach zachodnich, coraz częściej bywa odrzucane na rzecz nauki trzeciej generacji. To znaczy, że nauczanie frontalne należy zastąpić formami interaktywnymi i nauką polisensoryczną, niekiedy nawet poprzez zabawę. W ostatnich latach badania pokazują, że te formy nauki – kiedyś łączone tylko z integracją sensoryczną – dają też znacznie lepsze efekty w nauce dzieci szkolnych. W tym kierunku pracowałem nad podręcznikiem dla HiT-u. Aktywuje on prawie wszystkie zmysły i wymaga dialogu między nauczycielem a uczniem. Jest na pewno napisany łatwiejszym językiem niż te kilka powyższych fachowych zdań.

Może zatem w końcu w polskich szkołach historia będzie znów nauczycielką życia, historia magistra vitae est, jak to sformułował jeszcze Cycero i co przez wieki się potwierdzało.

Bardzo często na różnych spotkaniach z młodzieżą mówię, że historia jest podstawą naszej tożsamości. Wszystko, czym jesteśmy, to jest historia naszej rodziny, naszego otoczenia, naszej parafii, miasta, kraju. Jeśli się nie dowiadujemy, co było kiedyś wokół nas, to nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czym sami jesteśmy teraz.

Odnoszę wrażenie, iż ten podręcznik może być bardzo interesujący nie tylko dla uczniów, ale i dla ich rodziców.

Jak najbardziej, ponieważ rodzice dzisiejszych licealistów to jest pokolenie już dotknięte syndromem powierzchownej informacji, to jest już tzw. pokolenie komputerowe. Teraz poszło to jeszcze dalej, bo trzeba by mówić o pokoleniu smartfonowym. I faktycznie dobrze byłoby, gdyby rodzice sobie tę książkę po prostu przeczytali, bo jest to coś nowego, to jest zmiana, z którą, wydaje mi się, mało kto może poważnie polemizować. Jeśli tej zmiany nie wprowadzimy, to będziemy społeczeństwem zatomizowanym, łatwym do manipulowania, bezradnym wobec nowych wyzwań, w tym wobec ataków na naszą rację stanu i naszą suwerenność. Poprzez brutalną agresję Rosji na Ukrainę wszyscy zaczynamy sobie gwałtownie uświadamiać, że nie wolno nam tak lekko podchodzić do własnej racji stanu i suwerenności, bo nagle możemy się obudzić pod gradem bomb. Mówienie o wolności bez uwzględnienia wolności narodu jest szkodliwą bzdurą.

Sięgnijmy może jeszcze do historii osobistej Autora; kiedy Pan Profesor napisał pierwszy podręcznik?

O, to trochę czasu minęło… To był chyba 1992 albo 1993 rok. Zacząłem wówczas współpracę z panią Anną Radziwiłł, która to współpraca trwała przez lata dziewięćdziesiąte; wydaliśmy cykl podręczników do historii, najpierw dwutomowy, potem czterotomowy, później znów dwutomowy, gdyż musieliśmy przygotować skróconą wersję po zmniejszeniu podstawy programowej historii; nad tym zmniejszeniem ubolewam do dziś. Wówczas podawaliśmy w podręczniku bardzo dużo materiałów źródłowych, co jednak rozpraszało uwagę. Po skrótach programowych, jak to oceniam z perspektywy lat, zostawialiśmy zbyt duże pole do dociekań własnych, nie serwując wcześniej odpowiedniej porcji wiedzy potrzebnej do głębszej dyskusji. Aby uniknąć bowiem powierzchownej argumentacji, trzeba najpierw opanować odpowiednią ilość wiedzy. W nowym podręczniku do HiT-u jest jednak większa koncentracja na meritum i na historycznej narracji.

Mieliście dużo osobistych kontaktów ze środowiskiem szkolnym?

Owszem, przede wszystkim z nauczycielami, także z kuratorami. Dużo jeździliśmy po Polsce, propagując i podręcznik, i historię. Już wtedy trafialiśmy na sprzeciwy polityczne.

W nowym podręczniku duży nacisk położony został chyba na stronę etyczną wydarzeń i postaci historycznych?

Oczywiście, nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. W latach 1990. dominowało pytanie, czy historia należy do nauk normatywnych, czyli takich, które ustalają co/jak powinno być, a nie co/jak jest. Chodziło to, czy historia ma tylko opowiadać o faktach, czy dawać również narzędzia do oceny tych faktów. Wtedy z panią Radziwiłł byliśmy pod mocną presją, bo dominowała tendencja do przedstawiania suchych faktów; ostrożnie z osądami – mówiono. Takie podejście do historii prowokowało właśnie opinie, że historia jest nudna. Takie podręczniki przestały być przyswajalne, prezentowana w ten sposób treść z wielkim trudem wchodziła do głowy.

Pokazywanie suchych faktów bez ich oceny i bez okoliczności jest z jednej strony nudne, ale z drugiej pozwala ukryć niewygodne dla wielu polityków prawdy – takich zaś najwięcej właśnie w historii najnowszej.

Niewątpliwie, proszę pamiętać, że ci, którzy manipulują historią, zresztą nie tylko nią, robią to niekoniecznie za pośrednictwem kłamstwa, ale także przemilczenia. W nowym podręczniku kładziemy duży nacisk na to, jak należy rozumieć pewne zjawiska i jak oceniać pewne fakty. Są fakty, o których nie ma co dyskutować; wiadomo, czym był faszyzm albo komunizm i nie będziemy takich zjawisk relatywizować, to są zjawiska dokładnie przebadane i opisane. Można dyskutować o tym, czy premier Stanisław Mikołajczyk powinien był wrócić do Polski, czy nie, czy należało podnieść podatki, czy obniżyć, czy handlować intensywnie z Ameryką, czy raczej z Europą Zachodnią – tu idzie bowiem o decyzje polityczne, nie o definicje. Natomiast co to jest np. handel zagraniczny i jakie są korzyści z importu kapitału, to jest pewna wiedza i nie ma co tu dyskutować, to trzeba po prostu znać. Oprócz zjawisk czysto historycznych dajemy także młodym ludziom pewne podstawy ekonomii, polityki, nauk społecznych. Robimy to po to, żeby uczeń mógł stopniowo coraz lepiej rozumieć rzeczywistość, coraz trafniej oceniać te zjawiska, coraz mądrzej analizować przeróżne debaty polityczne, które przecież są domeną demokracji. Mówi się, że młodzież generalnie nie interesuje się np. polityką albo gospodarką narodową, ale zapytajmy, czy nie wynika to jednak z braku zrozumienia rzeczywistości, co z kolei bierze się z nieznajomości wielu pojęć oraz wielu dotychczas przemilczanych faktów.

A więc można powiedzieć, że HiT stawia sobie również zadanie ukierunkowania myślenia młodych ludzi bardziej kategoriami własnego państwa i zastanowienia się, co czeka ich oraz nas wszystkich w niedalekiej przyszłości i jaki oni mogą mieć na to wpływ?

Trzeba postawić sobie pytanie, czy my mamy w ogóle jakąś wizję Polski. Jak pojmujemy nas, Polaków, jako pewną wspólnotę? Tymczasem są tacy, którzy uważają, że to są pytania źle postawione albo niepotrzebne, i głoszą to publicznie, np. w mediach. Taki ktoś jednak w ogóle nie powinien zabierać głosu na temat polskiej szkoły.

HiT będzie nauczany dwie godziny lekcyjne tygodniowo w pierwszych klasach liceów i techników oraz jedną godzinę w drugich klasach. Rozumiem, że następna część podręcznika, dla klas drugich, obejmująca lata 1979–2015, jest już przygotowywana?

Tak, i będzie się ona różnić się od pierwszej mniejszą ilością materiału pozostałego „w spadku” po dawnym WoS-ie. Uznałem, że na samym początku trzeba dać uczniowi jak najwięcej narzędzi do późniejszego zrozumienia narracji czysto historycznej. Najpierw trzeba zatem poznać różne definicje, np. parlamentaryzmu, rodzaje państwowości, bolszewizmu, religii, ustrojów czy także pożytecznych idiotów, aby potem czytać ze zrozumieniem. Dlatego pierwsza część podręcznika do klas pierwszych składa się z największej ilości rozdziałów, a kolejne są już krótsze. Oczywiście nie było moim zamiarem eliminowanie inwencji nauczyciela; sądzę, że podręcznik jest tak przejrzyście ułożony, iż nauczyciel może dość swobodnie układać plany lekcji. Lekcje takie powinny być skorelowane np. z odwiedzinami muzeów, także tych niewielkich, lokalnych, które dla danej grupy uczniów mogą być najciekawsze, bo dotyczą ich małej ojczyzny.

Ale niektóre pojęcia będą rozpatrywane dopiero w drugiej klasie?

Niektóre tak, jak na przykład zjawisko ideologii gender czy pojęcie demokracji liberalnej będziemy omawiać w drugiej klasie. Bierze się to z tego, że pojęcia staram się przypasować do epoki. W ogóle byłem i jestem za poszerzeniem nauczania historii, i w drugiej klasie też widziałbym dwie godziny HiT-u. Mówi się, że „historia jest nauczycielką życia” – to nie pusty slogan; to jest bardzo ważna sprawa. Cała nasza wiedza o zjawiskach publicznych i społecznych wynika z wiedzy historycznej. Jeśli tej wiedzy się nie ma, to potem np. głosuje się na tego kandydata, który bardziej się wygłupi, który jest ładniej ubrany lub który obieca więcej gruszek na wierzbie.

To dotyczy nie tylko młodego pokolenia.

Owszem, ale pokolenia, które głosują po raz pierwszy, głosują bardzo chętnie, mówią o tym statystyki, na tak zwane nowe pomysły – nie dokonując ich wartościowania. Fakt nowości jest dla nich decydujący. Siłą rzeczy nie może to być dobry wybór. Nowym pomysłem był np. Palikot. To są fenomeny, efemerydy medialne mające na celu zwodzenie opinii publicznej. Solidne przygotowanie obywatelskie młodych ludzi może jednak w dużym stopniu, choć na pewno nie całkowicie, zapobiec tego typu nieszczęsnym wyborom. Podam przykład aktualny: jeżeli nie zrozumie się dokładnie czasami bardzo bolesnych stosunków polsko-ukraińskich na przestrzeni kilku ostatnich wieków, nie zrozumie się także tego, co teraz tam i w Polsce się dzieje. Zachód się zdumiewa, że Polacy w sposób naturalny, bez tworzenia obozów takich, jakie oni pobudowali dla uchodźców, przyjęli w kilka tygodni ponad dwa miliony uciekających przed okrutną wojną Ukraińców. Nie zaburzyło to w najmniejszym stopniu naszego ładu społecznego. Zdumiewają się, bo nie znają ani naszej historii, ani naszej teraźniejszości. Żywią się stereotypami podsuniętymi przez kremlowską lub berlińską propagandę. Tymczasem sprawa jest bardzo prosta: jesteśmy państwem świeckim, oczywiście, ale narodem katolickim – i to się sprawdziło idealnie w wielkiej potrzebie. O tym trzeba nauczać, to trzeba rozumieć od pierwszych lat licealnych.

Rozmowa ukazała się w aktualnym wydaniu miesięcznika „Wpis“ (5/2022).

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Wojciech Roszkowski

Nowy przedmiot Historia i Teraźniejszość wymaga także nowego podejścia do podręcznika. Autor – wybitny badacz, historyk i ekonomista, człowiek bardzo aktywny społecznie – postawił na narracyjność. W połączeniu z atrakcyjnym stylem pisania powinno przynieść to istotny efekt dydaktyczny, pobudza bowiem ciekawość czytelnika-ucznia.

 


Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.