Prof. Szpociński w „Do Rzeczy”: Podręcznik prof. Roszkowskiego stanowi świadectwo intelektualnej uczciwości wobec siebie i wobec czytelnika.

Nasi autorzy

Prof. Szpociński w „Do Rzeczy”: Podręcznik prof. Roszkowskiego stanowi świadectwo intelektualnej uczciwości wobec siebie i wobec czytelnika.

Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika "Historia i Teraźniejszość." Fot. Michał Klag/Biały Kruk

W aktualnym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” ukazała się obszerna recenzja podręcznika „Historia i teraźniejszość” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Jej autorem jest prof. Andrzej Szpociński, znany polski socjolog. Publikujemy obszerne fragmenty jego tekstu:

Podręcznik pod ostrzałem

Przez całe powojenne dziesięciolecia próbowano nam wmówić, że Kościół, religie, w tym chrześcijaństwo, to epifenomeny, które za chwilę znikną i nie ma co się nimi zajmować, a ci, którzy głoszą coś innego, są nieedukowalnymi prymitywami. Profesor Roszkowski miał odwagę temu się przeciwstawić. Nie zaskakuje, że wielu atakuje za to jego książkę „Historia i teraźniejszość”.

W mediach, zwłaszcza na popularnych portalach internetowych (Onet, Wirtualna Polska) o książce Wojciecha Roszkowskiego „Historia i teraźniejszość” pisze się dużo, źle i kłamliwie. Nie będę mimo to polemizował z opiniami oskarżycieli, nie tylko dlatego, że jakiekolwiek polemiki nie mają sensu, nic nie wniosą. Polemika z oskarżycielami autora „Historii i teraźniejszości” musiałaby być krytyką całego systemu medialnego, który umożliwia zorganizowanie w jednej chwili nagonki płynącej niby to z wielu źródeł, w istocie reprezentujących przecież jedną agendę. System ten stanowi olbrzymie zagrożenie dla demokracji, ze względu na swą wagę jest to temat na osobny cykl publikacji. Tu chciałbym podzielić się z czytelnikami informacjami na temat treści podręcznika. Pozwoli to zrozumieć powody zbiorowej nienawiści wobec tak zasłużonego dla polskiej kultury historyka.

 

Podręcznik czy esej?

 

Kwestia pierwsza: podręcznik czy esej? Jednym z poważniejszych zarzutów wysuwanych pod adresem książki Wojciecha Roszkowskiego jest ten, że nie jest to podręcznik, ale esej. W moim odczuciu jest to zarzut najpoważniejszy, bo do pewnego stopnia uzasadniony merytorycznie, formułowany nie tylko przez zacietrzewionych opluwaczy, lecz także zwolenników książki. Ci ostatni zdają się sugerować, że dostajemy do ręki wartościową publikację. Ale czy jest to równie dobry podręcznik szkolny?

Chciałbym polemizować z taką oceną. Podręcznik Roszkowskiego ma charakter eseistyczny (jeżeli przez esej rozumieć formułowanie ocen opisywanych zdarzeń). Ale czy można inaczej? Można, tyle tylko że wówczas oceny przemycane są tylnymi drzwiami. Posłużmy się przykładem: można napisać, że poddanie Polski kurateli sowieckiej zostało przesądzone na konferencjach trzech mocarstw i tyle. Można też – i tak czyni Roszkowski pisać w tym kontekście o zdradzie zachodnich aliantów. Ocena jest sformułowana jednoznacznie. Inaczej w pierwszym wypadku: tam mamy do czynienia z pozornie „obiektywnym” stwierdzeniem pewnego stanu rzeczy. Ale czy tylko? Oceny faktów są tu pominięte, ponieważ są niewygodne dla autora wypowiedzi. Ale czy w takim razie nie jest to kłamstwo, tyle tylko że kłamstwo przez przemilczenie?

Kwestii formułowania ocen poświęcone są w tej książce całe ustępy. Chodzi o oceny moralne. Roszkowski zauważa, że racje moralne nie pokrywają się z racjami politycznymi, a tym samym podejmuje ważny w kręgu kultury europejskiej problem relacji polityki i moralności. Próbując rozumieć rzeczywistość, historyk, jeżeli chce być uczciwy, musi uwzględniać porządki moralne, w których kwestią fundamentalną jest odróżnianie dobra i zła, prawdy i fałszu od porządków polityki, których istotą są skuteczność i pragmatyzm.

Opowiada się za tym pierwszym, za prymatem moralności nad polityką. Będąc konsekwentnym, idzie dalej i podejmuje także inną kluczową dla kultury europejskiej kwestię podstaw moralności. Jeżeli bowiem mamy wyrokować o moralnych czynach innych, to powinniśmy opierać się na jakichś trwałych zasadach. Czy mamy takie zasady? Owszem, mamy powiada Roszkowski. Stanowi je Dekalog leżący u podstaw europejskiej kultury. Akceptacja Dekalogu jest aktem wiary, ale ci, którzy go odrzucają i próbują zastąpić czymś innym, również dokonują aktu wiary w coś innego. Czy ich argumenty mogą mieć zatem większą moc przekonywującą?

Oto w największym skrócie i uproszczeniu credo autora „Historii i teraźniejszości”. Stanowi ono świadectwo intelektualnej uczciwości wobec siebie i wobec czytelnika. Nie zaskakuje, że nie zostało to docenione przez wielu wypowiadających się na temat tej książki. Wydaje się że oponenci zostali zaskoczeni otwartością wyznania. W powojennych podręcznikach nikt tego w ten sposób nie robił, stąd te oskarżenia o ideologię, w dodatku niepostępową. Można się domyślać, że u podłoża tak niesprawiedliwej krytyki leży także brak argumentów niechęć czy też niemożność podjęcia dyskusji na płaszczyźnie zaproponowanej przez Roszkowskiego: wiary w istnienie Boga, prawomocności Dekalogu i znaczenia kultury europejskiej ukształtowanej przez chrześcijaństwo.

Credo filozoficzno-metodologiczne sformułowane w „Historii i teraźniejszości” w zupełności wystarcza, by liczne rzesze zwolenników postępowej kultury – liberałowie, postkomuniści i postmarksiści znienawidziły autora książki i odsądzały go od czci i wiary, a to przecież nie wszystko. W książce Roszkowskiego mamy do czynienia nie tylko z wyjawieniem credo, lecz także jest to konsekwencja jego przyjęcia z odczarowaniem rzeczywistości. Przez całe powojenne dziesięciolecia próbowano nam wmówić, że Kościół, religie, w tym chrześcijaństwo, to epifenomeny, które za chwilę znikną i nie ma co się nimi zajmować, a ci, którzy głoszą coś innego, są nieedukowalnymi prymitywami. Profesor Roszkowski miał odwagę temu się przeciwstawić. Pokazał nie tylko, że są one ważnym fenomenem współczesnego świata. Wielką zaletą tej książki jest to, że zostały w niej wyłożone zasady, na których opiera się kultura chrześcijańska. Wyniesiona z lektury „Historii i teraźniejszości” wiedza przyda się krytykom, bo przecież oprócz dobrej woli bardzo brak jej krytykom Roszkowskiego.

W omawianej książce jest wiele innych odkrywczych momentów, które z całą pewnością nie przypadną do gustu „postępowcom”. Przede wszystkim wskazanie na obcość władzy komunistycznej w Polsce podporządkowanej władcom Kremla i realizującej jego politykę. Dokonujące się zmiany w obrębie tej władzy jak np. „cudowne” przemienienie stalinowskich zamordystów w liberalizujących rewizjonistów (Zambrowski i późniejsza grupa puławska) i toczone walki frakcyjne (grupa puławska vs. grupa natolińska) prowadzone były wyłącznie we własnych partykularnych celach tych grup, nie w imię dobra wspólnego Również nagonka antysemicka po Marcu ‘68 stanowiła element walki o władzę. W kręgach ludzi walczących o władzę walka z semityzmem była poręcznym narzędziem, by jakoś się urządzić, ale to dotyczyło przede wszystkim tej grupy. Takie naświetlenie z pewnością nie spodoba się tym, którzy przekonani są, że Polacy antysemityzm mają we krwi.

 

Znakomity wykład historyczny

Mniej więcej połowa podręcznika Roszkowskiego poświęcona jest sprawom międzynarodowym. Na dwie rzeczy warto zwrócić tu uwagę. Pierwsza to niezwykła umiejętność autora do zwięzłego kreślenia panoramicznego obrazu świata. Na przykład czytając o rewolucji węgierskiej 1956 r., dowiadujemy się także o tym, co w tym samym czasie działo się na Bliskim Wschodzie (kryzys sueski). w Kongu, na Kubie, w Chinach. Na globalnie zarysowanym obrazie świata i to jest druga sprawa, która przykuwa moją uwagę widać jak na dłoni agresywność komunizmu (przede wszystkim rosyjskiego), agresywność wielowątkową, prowadzoną różnymi metodami, wykorzystującą każdą nadarzającą się okazję, gdzie się da i kiedy się da.

Podręcznik Roszkowskiego ma jeszcze inną wielką zaletę: umiejętnie łączy materię historyczną z wiedzą z zakresu socjologii i politologii. Omawianie pojęć z obszaru tych dwóch dziedzin zarówno z podstawowego repertuaru (państwo, naród, suwerenność, wolność itp.), jak i tych niemających bogatej literatury teoretycznej (pożyteczni idioci, dobro wspólne) wplecione jest w narrację historyczną. Efekt jest znakomity. Po pierwsze, czytelnik od razu nabiera przekonania, że nie jest to wiedza teoretyczna, ale wiedza potrzebna do rozumienia rzeczywistości. Po drugie, omawiając znaczenie poszczególnych pojęć, autor wybiega, jeśli jest to konieczne, w tył i w przód, by pokazać, jak się one zmieniały.

Przykład: socjalizm omawiany jest w części poświęconej latom 19451953, a sam termin pojawia się w kontekście uwagi dotyczącej coraz wyraźniejszego upodabniania się lewicowych partii Zachodu do partii bolszewików, ale autor nie ogranicza się tylko do tego momentu. W kilku zdaniach przypomina, kiedy zrodził się socjalizm (początek XIX w.) i co stanowiło jego istotę (sprawiedliwość społeczna), a następnie pisze o współczesnych ruchach lewicowych, które zagubiły te wartości, a w centrum swej ideologii postawiły hasła libertyńskie (wszystko jest dozwolone) i propagandę genderową. Taka praktyka pisarska jest znakomitym, bo poglądowym, a nie czysto teoretycznym wykładem historycznego, a więc zmiennego w czasie charakteru rzeczywistości społecznej.

 

Uczciwa książka

Na zakończenie o jeszcze jednej ważnej, a zapewne bardzo irytującej kręgi „postępowe” sprawie. W publicystyce lansuje się tezę, że historie wszystkich narodów pod względem moralnym powinny być w zasadzie oceniane podobnie, bo wszyscy popełniali jakieś czyny godne potępienia Chociaż teza ta jest idiotyczna, to zyskała popularność. Oczywiście autor „Historii i teraźniejszości” w najmniejszym nawet stopniu nie ulega tej modzie (trudno byłoby go nawet o to podejrzewać). Kreśląc obraz powojennego świata, ukazuje szczególnie tragiczne losy Polski i Polaków, które ze względu na odmienne doświadczenia wyniesione z czasów wojny (doskonały i bardzo potrzebny rozdział „Pamięć” otwierający książkę) nie zostały nigdy zrozumiane przez innych, co nie znaczy, że mamy wyrzec się własnego zdania na ten temat. I nie ma tu nic z epatowania cierpiętnictwem, takie po prostu są fakty.

Nie wiem, jakie będą dalsze losy podręcznika prof. Roszkowskiego. Wszystkim Polakom, Europejczykom i sobie samemu życzę, by stanowił on lekturę jak najszerszych rzesz, nie tylko uczniów. To jest nie tylko mądra i uczciwa książka, adresowana do każdego. To się naprawdę świetnie czyta.

 

Andrzej Szpociński profesor zwyczajny, socjolog i kulturoznawca, specjalizuje się w badaniach nad pamięcią społeczną, tradycją, mediami.

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Historia i Teraźniejszość. Podręcznik dla liceów i techników. Klasa 1. 1945–1979.

Wojciech Roszkowski

Nowy przedmiot Historia i Teraźniejszość wymaga także nowego podejścia do podręcznika. Autor – wybitny badacz, historyk i ekonomista, człowiek bardzo aktywny społecznie – postawił na narracyjność. W połączeniu z atrakcyjnym stylem pisania powinno przynieść to istotny efekt dydaktyczny, pobudza bowiem ciekawość czytelnika-ucznia.

 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.