Prof. Janusz Kawecki, KRRiT: omijając prawo unijne i polskie rosną zagraniczne imperia medialne.
Prezentujemy skrót artykułu członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, prof. Janusza Kaweckiego, który w całości ukazał się w miesięczniku Wpis (11/2019):
Rozgłośni radiowych z biegiem lat przybywało i przybywało; można byłoby sądzić, że wymagane ustawowo zapewnienie pluralizmu na rynku mediów, nie stanowi żadnego problemu, przynajmniej na rynku radiowym. Nic bardziej mylnego. Jest pod tym względem coraz gorzej.
Dzieje się tak z powodu występowania tzw. procesu sieciowania, którego ideę można w największym skrócie określić tak: dwa jest większe od jednego, ale trzy większe od dwóch, zaś cztery od trzech itd. Innymi słowy można powiedzieć, że mamy do czynienia z olbrzymią koncentracją w jednym ręku pozornie różnych mediów. To fatalnie wpływa przede wszystkim na zapewnienie pluralizmu źródeł informowania.
Właściciel sieci mediów dobrze wie, kim są jej członkowie i jak ma z nimi postępować, choć oni sami o sobie nie muszą wiele wiedzieć. Dostarczanie im informacji i komentarzy z jednego źródła zapewnia nie tylko dokładną kontrolę merytoryczną przekazu do obiorcy, ale także bardzo obniża koszty, głównie związane z produkcją audycji. Gdyby nawet któraś redakcja (nadawca) chciała wyjść poza ten krąg, to nie ma na to środków, bo te znajdują się zawsze w centrali, która dysponuje nimi wg. centralnych zasad i potrzeb, także potrzeb światopoglądowych i politycznych.
W wyniku procesu sieciowania uwidoczniły się znaczące grupy potentatów radiowych. Przykładowo Grupa RMF – główny udziałowiec: Bauer Media Investment – posiada 27 koncesji, w tym jedną ogólnopolską (RMF FM), o zasięgu ludnościowym 36,9 mln osób, czyli 95,4%! oraz jedną ponadregionalną (RMF Classic), która wraz z drugą o tej samej nazwie, ale lokalną ma zasięg ludnościowy 9,6 mln osób, czyli 24,8%. Do tego trzeba dodać 25 lokalnych koncesji (RMF MAXXX) o łącznym zasięgu ludnościowym 12,0 mln osób, czyli 31,0% oraz RMF GRA o zasięgu ludnościowym 1,0 mln osób, czyli 2,6%. W sumie – prawdziwe imperium radiowe, w całości niemieckie, kształtujące polską opinię publiczną.
Ten sam właściciel jako nadawca w obszarze objętym zasięgiem danej stacji lokalnej bez trudu dominuje wśród innych nadawców występujących poza siecią, dominuje nie tylko w zakresie liczby koncesji, słuchalności, ale też zbierania reklam. Jest tak silny, że nie potrzebuje żadnego dofinansowania od swych zagranicznych firm-matek, bowiem polskie firmy-córki przynoszą krociowe zyski, o czym jeszcze powiemy.
Drugi nadawca komercyjny o charakterze ogólnopolskim to Eurozet. Od lutego 2019 r. współwłaścicielami tej spółki są: czeska spółka SFS Ventures oraz Agora S.A. Firma ta posiada 24 koncesje: oprócz jednej ogólnopolskiej (Radio Zet) o zasięgu ludnościowym 35,1 mln osób, czyli 90,9%, posiada 21 koncesji lokalnych. W tym 19 na Meloradio o zasięgu ludnościowym 9,1 mln osób, 2 koncesje na Chilli Radio o zasięgu ludnościowym 2,6 mln osób i 2 koncesje na AntyRadio, w tym jedną ponadregionalną i jedną lokalną o łącznym zasięgu ludnościowym 10,0 mln osób. W sumie – znów prawdziwe imperium.
Trzeba też zauważyć, że dwóch wymienionych wyżej nadawców ogólnopolskich tymi dodatkowymi koncesjami obejmuje przede wszystkim duże miasta i aglomeracje. Co szczególnie zauważalne jest podczas wyborów tak samorządowych, jak i parlamentarnych lub prezydenckich.
Trudno w tym momencie nie porównać wymienione wyżej zasięgi prawdziwych imperiów mediowych, z zasięgiem ludnościowym Radia Maryja, którego właścicielem jest Warszawska Prowincja Redemptorystów, a nie o. Tadeusz Rydzyk, jak podają wszędzie wspomniane wyżej radiostacje oraz inne działające w Polsce zagraniczne publikatory. Ten nadawca posiada jedną koncesję ogólnopolską, której zasięg ludnościowy wynosi 32,9 mln osób, czyli 85% mieszkańców Polski. Oznacza to, że zasięg ten jest wyraźnie najmniejszy spośród trzech ogólnopolskich nadawców niepublicznych i nie jest wspierany dziesiątkami podległych jednej centrali mniejszych radiostacji. Nic też dziwnego, że „imperialne” Radio Maryja ma słuchalność 6 – 7 razy mniejszą niż np. RMF, liczoną zresztą według metody obarczonej wieloma wadami.
Trzeba tu podkreślić jeszcze inny rodzaj powiązania Eurozetu z kilkoma kolejnymi nadawcami: za pomocą umów na dostarczanie audycji. Nie mogąc przejąć danego nadawcy przez nabycie go w ramach sieciowania, nawiązuje się z nim współpracę polegającą na sprzedaży gotowych audycji, skonstruowanych oczywiście wg. koncepcji producenta. Sieć PLUS, która skupia część rozgłośni diecezjalnych przeszła zmiany organizacyjne i obecnie 9 lokalnych koncesjonariuszy katolickich współpracuje w taki sposób, tzn. na podstawie umów franczyzowych, z Grupą Eurozet, kolejne 9 – z Grupą Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe (ZPR). Diecezje polskie do dziś niestety nie wypracowały wspólnego systemu, w którym same byłyby dostarczycielem audycji dla lokalnych rozgłośni. Wolą płacić i korzystać z producentów, których na pewno nie można nazwać katolickimi – tak jest niewątpliwie wygodniej. Tylko wygodniej.
Proces sieciowania doprowadził dodatkowo do rozwinięcia dwóch kolejnych grup nadawców radiowych. Są to wspomniana już Grupa ZPR i Grupa Agora. Pierwsza z nich posiada 56 koncesji, z których jedna ma charakter ponadregionalny. Grupa Agora zaś posiada 36 koncesji, w tym jedną ponadregionalną: TOK FM o zasięgu ludnościowym 11,7 mln osób oraz 35 o charakterze lokalnym (23 występują pod nazwą Złote Przeboje o zasięgu ludnościowym 14,1 mln osób). Tu trzeba jeszcze nadmienić, że od lutego 2019 r. czeska spółka Ventures i Agora przy zakupie Eurozet określiły, iż od lutego 2020 roku będzie możliwe odkupienie przez Agorę pozostałych akcji Eurozetu. Z doniesień medialnych wynika, iż Agora już przygotowuje stosowny wniosek w tej sprawie.
Roztrzaskane Lustro - Upadek cywilizacji zachodniej
Czy to już koniec naszej cywilizacji?
Trzymamy w ręku książkę, która jest jednym z najważniejszych dzieł współczesnej humanistyki, nie tylko polskiej. Wybitny uczony i pisarz, wielki erudyta, prof. Wojciech Roszkowski, dokonuje w niej bilansu naszej cywilizacji. Bilans to dramatyczny.
W odniesieniu do nadawców telewizyjnych wykazano, iż Polsat odgrywa rolę pierwszoplanową, dysponując 12,5% wszystkich kanałów telewizyjnych. Kolejni nadawcy to: 2. ITI Neovision SA (9,7%); 3. Discovery Communications (7,7%); 4. Scripps Networks Interactive (7,3%); 5. Viacom Media Networks (6%) i 6. a więc daleko od pierwszego miejsca Telewizja Polska (5,6%).
Warto wreszcie, na zakończenie niniejszej analizy przeprowadzonej w poszukiwaniu prawdziwych imperiów medialnych, przywołać informację zamieszczoną w tygodniku „Sieci” (nr 30 z lipca 2018 r.) o wynikach finansowych wybranych spółek, działających w obszarze mediów. Autor tak to zapisał: „Grupa TVN miała w 2017 r. 1,81 mld zł przychodów i 466,22 mln zł zysku netto. Grupie RMF z 267,4 mln zł wpływów wyszedł zysk w wysokości 133,3 mln zł. Agora ogłosiła, że wyda prawie miliard na inwestycje. Tak się żyje mediom opozycyjnym w strasznych czasach pisowskiego reżimu. Nie zazdrościmy, ale pamiętajmy o tych liczbach, gdy znowu ogłoszą, że zakonnik z Torunia lub jakaś prawicowa firma z obrotami rocznymi rzędu 30 mln budują >imperium<.”
W rozwoju mediów istotne jest stwarzanie oferty kompleksowej dla reklamodawców, z której następnie mogą korzystać domy mediowe i brokerzy reklamy [broker to osoba prawna lub fizyczna, świadcząca usługi o charakterze pośrednictwa i działająca na cudzy rachunek – przyp. red.]. Lepsze warunki dla reklamodawców stworzą ci, którzy dysponują obszernym zbiorem mediów do upowszechniania przyjmowanych reklam. Jeśli z kolei w ofercie dla reklamodawców uwzględni się możliwości reklamowania zarówno u nadawców lokalnych, ponadregionalnych i ogólnopolskich, ale też w różnych innych mediach (z uwzględnieniem internetu), w kinach, w restauracjach, to taka oferta będzie znacznie bardziej atrakcyjna dla wielkich reklamodawców, dysponujących olbrzymimi budżetami.
Państwo zaś przez działania odpowiednich organów (Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, KRRiT) powinno przeciwdziałać tworzeniu się tych rzeczywistych imperiów powstających w wyniku nadmiernej koncentracji mediów. Wypełnianie przez wymienione organy tej ważnej roli jest możliwe tylko wtedy, gdy ustawodawca wyposaży je w niezbędne narzędzia. Obecne zapisy prawne jednak nie dostarczają KRRiT odpowiedniego narzędzia w zakresie przeciwdziałania nadmiernej koncentracji na rynku mediów. KRRiT dostrzegając ten problem zgłaszała w latach 2017-2018 za pośrednictwem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego propozycje zmian ustawowych, które wyposażyć miały Radę w owe niezbędne narzędzia antykoncentracyjne. Analizując ten problem trzeba pamiętać, iż już od 2004 roku w prawie Unii Europejskiej występuje Rozporządzenie Rady (nr 139/2004/WE) w sprawie kontroli koncentracji. W art. 21 wpisano tam zezwolenie dla państw członkowskich UE na stosowania specjalnych regulacji zapewniających ochronę przed nadmierną koncentracją mediów. I to uprawnienie wykorzystano w wielu krajach Unii. W Polsce jednak pozostały zapisy nieprecyzyjne, wręcz „dziurawe”. Trudno zrozumieć dlaczego wciąż tak jest – za rządów tego obozu politycznego...
Początkowe inicjatywy parlamentarne, podjęte w 2016 r., w sprawie dekoncentracji mediów szły właśnie w kierunku poprawienia zapisów ustawowych. A nawet proponowano je poszerzyć w kierunku repolonizacji, nawiązując do analogicznych przepisów również obowiązujących w niektórych krajach UE. Okazało się jednak, iż na drodze do ich spełnienia pojawiało się coraz więcej przeszkód. KRRiT przekazała kolejny raz, jeszcze w pierwszej połowie 2018 r., te najpilniejsze propozycje legislacyjne. Bez ich wprowadzenia do ustawy można jedynie przyglądać się rosnącej koncentracji i opisywać ten stan w sprawozdaniach lub artykułach publicystycznych. A przecież widoczne są już, po ponad dwóch latach, pozytywne rezultaty dekoncentracji, a nawet repolonizacji w obszarze bankowości (wykupienie akcji Banku Pekao S. A. przez Polski Fundusz Rozwoju i Grupę PZU). Państwo polskie, decyzją „dobrej zmiany” nie bało się odzyskać kontroli nad ważnym elementem bezpieczeństwa finansowego dokonując tego odkupienia. A przecież bezpieczeństwo w zakresie mediów jest równie ważne, w naszych czasach chyba jeszcze ważniejsze.
Prezentowany jest również pogląd, iż nawet bez zmian legislacyjnych można, przywołując art. 6 ust. 1 urt, przeciwstawić się koncentracji. Ten kierunek starałem się wprowadzić do działań KRRiT w obecnej kadencji. Długo nie uzyskiwałem stosownej akceptacji. Argumentowałem, że do takich działań KRRiT została przecież zobowiązana przez parlament, przez ustawodawcę oczekującego, że KRRiT zapewni pluralizm na rynku medialnym (na rynku, nie w poszczególnych redakcjach).
Obiektywne wskaźniki umożliwiające ocenę stanu zapewnienia pluralizmu istnieją i są znane, np. tzw. wskaźnik TOP4 wprowadzony przez Media Pluralism Monitor. Wskaźnik TOP4 uwzględnia udział w danym rynku medialnym czterech największych nadawców w określonym obszarze oddziaływania. Ocena na podstawie tego wskaźnika polega na odniesieniu się do wartości granicznych na rynku mediowym. Ryzyko naruszenia warunków pluralizmu oceniane jest jako: niskie (25% lub mniej wartości granicznej), średnie (między 25% a 50%) i wysokie (powyżej 50%). Wartość tego wskaźnika wyznacza się w odniesieniu do każdej konfiguracji (np. rynek reklamy w mediach, audytorium itp.). Naszej władzy brak jednak determinacji w tym zakresie; łatwo ulega różnego rodzaju naciskom, i to nie tylko medialnym, i nie tylko krajowym. W drugiej połowie września 2019 r. przewodniczący KRRiT zdecydował się, po moich długotrwałych staraniach, wskazać prezesowi UOKiK na możliwość zastosowania wskaźnika TOP4 przy ocenie zakupu Eurozetu przez SFS Ventures i Agorę. UOKiK jak dotąd nie wykorzystał podpowiedzi.
Jak tu nie zauważyć w powyższym kontekście kłamliwości przypisywania takim mediom jak Radio Maryja, czy Telewizja Trwam określenie „imperia”. Cóż to bowiem za „imperium”, które nie stanowi o wartości wskaźnika TOP4? W żadnej konfiguracji parametry charakteryzujące tych nadawców nie wchodzą do grupy czterech największych, czyli nie stanowią o wartości wskaźnika TOP4. Trudno nie stwierdzić w tej sytuacji, że określenie „imperium Rydzyka” jest nie tylko brutalną napaścią, ale i narzędziem odwracania uwagi tak całego społeczeństwa, jak i polityków, od prawdziwych imperiów – groźnych, antypolskich. Dlatego też w publikatorach prawdziwie imperialnych zaczyna się deprecjonować kolejne polskie media patriotyczne, jak np. „imperium Biereckiego”, choć te są jeszcze dalej od osiągnięcia poziomu TOP4. Widać prawdziwi imperialiści boją się każdego głosu prawdy.
Prof. Janusz Kawecki, członek KRRiT
Jest to skrót artykułu członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, prof. Janusza Kaweckiego, który w całości ukazał się w miesięczniku Wpis (11/2019).
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.