Polska nowym mocarstwem Europy – przekład artykułu Cona Coughlina
16. Dywizja Zmechanizowana Fot. MON
„Środek ciężkości NATO przesuwa się na wschodnią flankę, a jednocześnie wpływy Niemiec i Francji konsekwentnie zamierają”, pisze brytyjski dziennikarz Con Coughlin, redaktor naczelny „The Daily Telegraph”.
Uroczyste powitanie w Berlinie króla Karola III i królowej Kamili miało być dla Niemiec wyrazem uznania dla ciągle liczącego się alianta, jakim jest Wielka Brytania, mimo wszystkich tarć i napięć, jakie zostały spowodowane Brexitem. Brytyjski samolot RAF Voyager wiozący parę królewską otrzymał eskortę niemieckich myśliwców Eurofighter Typhoon, a po wylądowaniu na płycie berlińskiego lotniska im. Willy’ego Brandta króla i królową powitano 21 salwami honorowymi; niemieckim politykom wyraźnie zależało na odpowiednim uhonorowaniu dostojnych gości. Według pierwotnego planu celem pierwszej oficjalnej wizyty króla Karola III miała być zarówno Francja, jak i Niemcy; powszechnie było to odbierane jako oficjalne poparcie dla wysiłków premiera Rishi Sunaka na rzecz odbudowy relacji z głównymi mocarstwami Europy po Brexicie. Rzecz jasna, wizyta we Francji musiała zostać odwołana ze względu na masowe protesty z powodu wprowadzanej przez Emmanuela Macrona reformy emerytalnej. Tak więc pozornie Niemcy zyskały okazję, aby z odpowiednim rozmachem powitać brytyjską parę królewską i pokazać się jako główny sojusznik Wielkiej Brytanii.
Chociaż jednak Niemcy zrobiły wszystko, aby mówiący po niemiecku i często wyrażający się z sympatią o swoich niemieckich przodkach król „czuł się jak u siebie w domu”, możemy z całą pewnością powiedzieć, że jest mocno wątpliwe, że Wielka Brytania stara się odbudować swoją więź z Europą poprzez kontakty z Francją i Niemcami; mocno wątpliwe jest także to, czy Francja i Niemcy zasługują na to, aby umieszczać je w centrum dyplomatycznego wysiłku.
Nie chodzi tylko o to, czy Berlin i Paryż straciły swoją szansę, jaką dał im Brexit np. w kwestii odsunięcia Londynu od pełnienia funkcji centrum finansowego kontynentu czy też podejmowania jedynie pozorowanych działań w celu powstrzymania przepraw nielegalnych migrantów przez Kanał La Manche. O wiele bardziej alarmujące jest to, że w kwestii wojny na Ukrainie, podobnie jak w kwestii Chin, Niemcy i Francja niezmiennie znajdują się po złej stronie historii. Oba te kraje nie budzą już takiego respektu w europejskim układzie sił jak za czasów Helmuta Kohla czy François Mitteranda. Dziś jeśli Wielka Brytania pragnie angażować się w relacje z państwami, które potrafią sprostać wyzwaniom, z którymi musimy się zmagać, to w jej interesie jest zacieśnienie więzów z Polską i Słowacją.
Podczas gdy Berlin i Paryż do tej pory pozostają skonfliktowane w kwestii pomocy Ukrainie, Warszawa, podobnie jak Bratysława, pozostaje szczera i otwarta w swoim poparciu dla Kijowa w jego dramatycznej walce przeciwko rosyjskiej agresji. Geograficzna bliskość granic Polski z Rosją powoduje, że Polska jako pierwsza doskonale zdała sobie sprawę, że imperialne ambicje Władimira Putina stanowią zagrożenie dla europejskiego bezpieczeństwa. Polska i Słowacja pozostały bezkompromisowe w poparciu dla sprawy ukraińskiej, dostarczając Ukrainie samolotów bojowych, podczas gdy pozostałe kraje europejskie stawiały opór wobec naglących apeli Kijowa o dostawy ciężkiej broni pancernej i myśliwców.
Jeśli uważamy, że te kilkanaście myśliwców MiG-29, które dostarczyły Polska i Słowacja, to skromne wsparcie w porównaniu z miliardami dolarów uzbrojenia przekazanymi przez USA i innych sojuszników, to jednak gest Polski i Słowacji podkreśla kluczową kwestię dla Zachodu: jeśli Ukraina ma zwyciężyć na polu bitwy, mocarstwa zachodnie muszą ją wyposażyć w broń potrzebną do skutecznej walki.
Dzięki ciągle niejednoznacznej pozycji administracji Bidena w sprawie Ukrainy wielu zachodnich przywódców znalazło się w niewygodnym położeniu, popierając linię polityczną, zgodnie z którą Rosja miałaby przegrać wojnę, ale Ukraina nie miałaby jej wygrać. Doprowadziło to do niechęci krajów takich jak Niemcy i Francja do udzielenia Ukrainie pomocy wystarczającej do tego, aby mogła ona zadać klęskę Moskwie.
To dotychczasowe wahanie europejskich mocarstw w kwestii udzielenia poparcia Ukrainie w połączeniu z ich zdecydowanie ambiwalentnym stosunkiem do pojawiającego się na horyzoncie zagrożenia ze strony Chin oznacza, że Europę czeka wyzwanie związane z przesunięciem środka ciężkości z Zachodu na Centrum – a to oznacza, że najprawdopodobniej to Polska jest najlepiej predestynowana do objęcia roli przywódcy w Europie; o wiele bardziej niż dotychczasowe mocarstwa takie jak Francja czy Niemcy. Decyzja dotychczas neutralnych Szwecji i Finlandii o przystąpieniu do NATO w odpowiedzi na rosyjską agresję na Ukrainę potwierdza ten trend. Także kraje bałtyckie nie mają złudzeń co do skali niebezpieczeństwa, jakie stanowi dla Europy Rosja i inne łajdackie państwa.
NATO zyska wzmocnienie, jeśli Ukraina stanie się pełnoprawnym członkiem sojuszu, od czego nie wolno nam się dłużej uchylać, „żeby nie rozzłościć Moskwy”. Jeśli pod koniec Zimnej Wojny pozwoliliśmy wstąpić do Sojuszu 13 krajom środkowej i wschodniej Europy, mimo obiekcji Rosji, to tym bardziej nie ma usprawiedliwienia dla odmawiania tego obecnie Ukrainie, która wbrew wszelkim przeciwnościom odnosi sukcesy w walce z rosyjskim nieprzyjacielem.
Źródło: The Telegraph/Con Coughlin, przekład dr Monika Makowska
Wojna. Reportaż z Ukrainy
Ta wojna jest blisko. Kilkanaście kilometrów od polskiej granicy znajdują się w pełni uzbrojone posterunki wojskowe, a w nich żołnierze gotowi walczyć z rosyjskim najeźdźcą aż do śmierci. Ale oprócz geografii chowa się w bliskości tej wojny jeszcze inna, upiorna prawda. Niemiłosiernie bombardowana charkowska dzielnica Sałtiwka łudząco przypomina przecież blokowiska łódzkiego Widzewa czy warszawskiego Ursusa.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.