Leszek Sosnowski: Wicemarszałek Terlecki ma 100 proc. racji, Polska natomiast powinna mieć własną, a nie unijną, politykę wobec Białorusi

Nasi autorzy

Leszek Sosnowski: Wicemarszałek Terlecki ma 100 proc. racji, Polska natomiast powinna mieć własną, a nie unijną, politykę wobec Białorusi

Walka propagandowa przed wyborami 4 czerwca 1989 r. Mimo widocznej na zdjęciu różnicy potencjałów i możliwości strona solidarnościowa odniosła zdecydowane zwycięstwo. Fot. Wacław Klag, „Historia i polityka”, wyd. Biały Kruk. Walka propagandowa przed wyborami 4 czerwca 1989 r. Mimo widocznej na zdjęciu różnicy potencjałów i możliwości strona solidarnościowa odniosła zdecydowane zwycięstwo, które niestety nie przełożyło się na ostateczne pokonanie czerwonej nomenklatury . Fot. Wacław Klag, „Historia i polityka”, wyd. Biały Kruk. Z jednym tylko się nie zgadzam w twitterowym wpisie prof. Ryszarda Terleckiego dotyczącym pani Swiatłany Cichanouskas. Otóż osoba ta, określana w wielu mediach bezsensownie jako białoruski prezydent-elekt, nie szuka pomocy w Moskwie, ale w Brukseli. W tej lewackiej, zgenderyzowanej Brukseli. Chociaż może to na jedno wychodzi: w Brukseli, czy w Moskwie, skoro unijny hegemon – Berlin – jawnie już i ściśle współpracuje z Rosją. Mam zatem nadzieję, że wicemarszałkowi Terleckiemu nie przyjdzie do głowy, albo nie zostanie zobligowany, przepraszać panią Cichanouskas. Naprawdę nie ma za co. Konkurentka Łukaszenki ewidentnie przyjechała do Polski popierać wrogów nie tylko PiS-u, ale całego obozu patriotycznego. Już sam wybór daty odwiedzin prze nią naszego kraju, 4 czerwca, nie był przypadkowy – wprost przeciwnie!

Najpierw troszkę historii najnowszej. Kto pamięta, jakie święto mamy 4 czerwca? A mamy, i usiłowano nam przez ładnych parę lat wmawiać, że powinniśmy je fetować także z udziałem służb i pieniędzy państwowych. W 2010 r. osoby wywodzące się z Unii Demokratycznej zaczęły usilnie zabiegać o organizację w Polsce czegoś w rodzaju święta – wolności. Dlaczego akurat 4 czerwca? Chodziło oczywiście o nawiązanie do roku 1989, do tzw. częściowo wolnych wyborów.

W ciągu 30 lat po roku 1989 znacznie powiększyła się nasza wiedza o tym, co naprawdę wydarzyło się wówczas 4 czerwca, a zwłaszcza dzień później (słynne wyznanie Geremka o zawartych z komunistami przy okrągłym stole paktach, których trzeba dotrzymywać: Pacta sunt servanda). Coraz trudniej było ukrywać fakt kolaboracji z komunistami części działającej w latach 1976–1989 podziemnej opozycji, która w III RP ubiega się o władzę w każdych wyborach. Prawda o zmarnowaniu w 1989 r. szansy na ostateczne pokonanie czerwonej nomenklatury stawała się w kraju z roku na rok głośniejsza. W celu zafałszowania ważnego faktu z naszych najnowszych dziejów uruchomiono stosowną machinę propagandową. Dwadzieścia lat po tamtych wydarzeniach, w 2009 roku, wyrosły w jednym czasie jak grzyby po deszczu inicjatywy obchodów 4 czerwca jako bliżej nieokreślonego Dnia Wolności. Wszystkie mainstreamowe media trąbiły o tym na prawo i lewo (zwłaszcza na lewo).

Kto w naszej historii był bohaterem, a kto zdrajcą? Pisze o tym w swojej najnowszej książce dr Bohdan Urbankowski:

Bohaterowie i zdrajcy. Wspólna pamięć narodu

Bohaterowie i zdrajcy. Wspólna pamięć narodu

Bohdan Urbankowski

Wiele wspaniałych postaci z naszej historii, dawniejszej i najnowszej, przewija się na kartach tej księgi – typowej dla Bohdana Urbankowskiego kolejnej kapitalnej syntezy naszych dziejów. Są wśród nich: najpopularniejszy w Europie poeta polskiego baroku (kto dziś o nim wie?) cny Sarmata Maciej Kazimierz Sarbiewski, artyści, myśliciele, działacze i wielcy wodzowie jak Chodkiewicz, Żółkiewski, Kościuszko, aż po Piłsudskiego.

 

Najprawdziwiej, choć chyba niechcący, ujął tę sprawę kolega Grzegorza Schetyny, ówczesny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, który powiedział: „Ważne, aby w dniu 4 czerwca każdego roku Polacy mogli cieszyć się z wolności”. Otóż to!  Raz w roku, przez jeden dzień niech się Polacy cieszą wolnością! 

W roku 2009 idea świętowania demokracji częściowej jeszcze nie do końca się przyjęła, mimo totalnego poparcia ze strony takich wybitnych udziałowców Nowego Układu jak Mazowiecki, Frasyniuk czy Żakowski. Pojęcie demokracji liberalnej znane było na razie tylko politologom – nie to co dziś. W  roku 2012 sprawę wziął w swoje ręce urzędujący wówczas prezydent, Bronisław Komorowski. Tak się akurat niechcący zbiegło, że 4 czerwca Komorowski miał (no i ma) urodziny. Jak tu było nie świętować…

Nie czekając na sejmowe ustawy, pomijając tyle innych rzeczywiście chwalebnych w dziejach Polski dat, rano 4 czerwca 2012 roku rozpoczęto obchody „Święta Wolności”, z udziałem prezydenta oczywiście. W gruncie rzeczy trzeba było to święto nazwać samozwańczym. Zastosowano metodę faktów dokonanych, co było tym łatwiejsze, że stał za tym wszystkim człowiek z prezydenckim autorytetem i rzecz cała w związku z tym wyglądała na przeprowadzoną w majestacie prawa.

A fakty są takie, że stosownego prawa w Polsce w ogóle jeszcze nie było. Nie było zresztą żadnego aktu normatywnego, w którym byłaby uregulowana sprawa nie tylko obchodów, ale samego pojęcia „święta państwowego”, co zresztą wytknęła Sejmowi siedem lat temu Najwyższa Izba Kontroli, jako „legislacyjny błąd”.

Niemniej jednak istnieje wykaz świąt państwowych lub narodowych (choć nie jest nigdzie określone, czym się charakteryzuje święto państwowe i jakie z tego tytułu obowiązki wypływają dla obywateli), a wśród nich figuruje właśnie Dzień Wolności, z tym że pełna jego nazwa brzmi Dzień Solidarności i Wolności. Figuruje – od 2005 roku – jednak nie pod datą 4 czerwca, lecz 31 sierpnia! Rzecz jasna jest to nawiązanie do porozumień sierpniowych, a nie tzw. okrągłego stołu. I słusznie, wtedy bowiem zaczął się demontaż komunistycznego układu. Nie został ukończony, ale jednak się zaczął.

Nawoływania i akcje z roku 2009 nie były daremne. Tworzono „tradycję”, na bazie której 24 maja 2013 r. większość sejmowa PO-PSL już oficjalnie uchwaliła coś takiego jak „Dzień Wolności…” – dodając do tej nazwy jako swoiste alibi „… i Praw Obywatelskich”. Dzień Wolności i Praw Obywatelskich miał być i ma być obchodzony 4 czerwca, jakżeby inaczej. Usłużna dla lewactwa wikipedia umieściła natychmiast notatkę, funkcjonującą do dziś, że „Upamiętniono pierwsze po II wojnie światowej wolne wybory parlamentarne w 1989 roku”.

W czasie rządów prawicy świętowanie wiekopomnych wydarzeń z 4 czerwca 1989 r. zostało zaniechane albo mocno osłabione. Ale święta ani nikt nie zniósł, ani nie zmienił mu daty – spokojnie czeka, aż jego wyznawcy znów obrosną w piórka. I obrastają. Sprawę wziął w swoje ręce niedoszły prezydent kraju (Pan Bóg na razie uchronił…) Rafał Trzaskowski. Tym razem postanowiono uczcić bezprawie wyborcze na różne sposoby, ale głównie pomnikiem. Pomijam jego beznadziejną formę, bo to kwestia gustu twórcy oraz jego chlebodawców, ale chodzi o temat. Tym razem postanowiono wmanipulować w świętowanie fałszu wielkie dzieło polskiego narodu, czyli Solidarność. Oczywiście bez jakiegokolwiek porozumienia ze związkiem. I Trzaskowski czyni to na pewno świadomie. Rozmowa ze związkową, patriotyczną hołotą byłaby przecież poniżej godności genderowego prezydenta Warszawy.

W ważnym i efektownym miejscu stolicy, na Skarpie Wiślanej, stanął rzeźbiarski bohomaz mający upamiętniać właśnie wydarzenia 4 czerwca 1989r.! A więc dzień bolesnej porażki Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego. Tak się urzeczywistnia fikcję historyczną. Natychmiastowy protest przewodniczącego Piotra Dudy i skierowanie sprawy na drogę prawną był jak najbardziej prawidłową reakcją, choć nie powinna ona zostać jedyną. Prokuratura też nie powinna zwlekać, bo idzie tu naprawdę o dużą sprawę.

Napisałem, że wybory 4 czerwca były bezprawne i nie powinno nikogo to określenie oburzać, bowiem w trakcie ich trwania została zmieniona, złamana… ordynacja wyborcza! Tak o tym pisał prof. Andrzej Nowak w 2012 r. (na łamach „Wpisu”):

„5 czerwca 1989 r. zafrasowany profesor (wówczas jeszcze docent) poinformował nas za pośrednictwem telewizji, iż dzień wcześniej, głosując nazbyt gremialnie przeciw komunistom, wykazaliśmy brak politycznego rozumu. Zagłosowaliśmy źle – przepadła zarezerwowana dla elity PZPR tzw. lista krajowa. Lech Wałęsa i jego Komitet Obywatelski uznali wyższą konieczność bezprecedensowej zmiany ordynacji w trakcie wyborów; skreśleni komuniści musieli, mimo werdyktu uprawnionych do głosowania obywateli, wejść do Sejmu”.

Pytanie czy Cichanouskas nie ma pojęcia o naszej najnowszej historii i nie wiedziała, co i z kim będzie świętować w Polsce? Bardzo w to wątpię. Gdyby tak było, to nie powinna szwendać się po całej Europie, odwiedzać wszystkich salonów unijnych i agitować w sprawie… No właśnie, w jakiej sprawie? Z takim poziomem wiedzy historycznej i politycznej absolutnie nie kwalifikowałaby się na prezydenta jakiegokolwiek kraju. Cichanouskas agituje przeciwko Łukaszence, ale czy za prawdziwą niepodległością swego kraju? Od dawna uważam, nie tylko po spotkaniu z Trzaskowskim, że nie. Że celem jej – a raczej osób nią sterujących – jest obalenie dyktatora Łukaszenki, owszem, ale zarazem utworzenie przyczółka genderowo-niemieckiego w tej części Europy. To zaś oznaczałoby popadnięcie z jednej niewoli w drugą – znamy takie „wyzwolenia” z historii, także naszej.

Przez długie lata Polska funkcjonowała pod jarzmem komunistycznej Rosji, jednak w naszych relacjach z tym trudnym sąsiadem były też bitwy zwycięskie, o czym pisze w swoim bestsellerze prof. Andrzej Nowak:

Klęska imperium zła. Rok 1920

Klęska imperium zła. Rok 1920

Andrzej Nowak

Tytuł książki mówi o klęsce „imperium zła”, nawiązując oczywiście do Związku Sowieckiego, który w roku 1919 wyruszył, aby unicestwić dopiero co odrodzoną Polskę, i na szczęście w roku 1920 poległ. Kulisy tej walki, nie tylko militarnej, ale także politycznej i społecznej, w sposób niezwykle wciągający odsłania prof.

 

Takie rozumowanie potwierdza zachowanie Jarosława Gowina, strasznie oburzonego opinią Ryszarda Terleckiego. Wystarczy skojarzyć jego najnowsze słowa, że wpis wicemarszałka Terleckiego „jest godny potępienia”, z jego słynną wypowiedzią, że „położy się Rejtanem” przed każdą próbą uszczuplenia najbardziej ogłupiającego kierunku, jaki istnieje na uczelniach, czyli gender studies. Wówczas odsłania się prawdziwe oblicze Gowina, człowieka, który w tej chwili najbardziej szkodzi prawicowemu obozowi.

Warto prześledzić trasy, które przemierza po Europie Swiatłana Cichanouskas i z kim się spotyka. Nie zobaczymy tam ludzi prawicy, a jej samej nie zobaczymy np. w kościele – w tych kręgach nie szuka poparcia. A to dziwne, bowiem komunistyczna ateizacja szczególnie doskwiera Białorusinom. Warto przyjrzeć się otoczeniu Cichanouskas, jak choćby skrajnej feministce, uczestniczce tzw. strajku kobiet, Janie Shostak. Niech może powie otwarcie, kto finansuje jej obecne bujne życie polityczne?

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy białoruskiej, a mianowicie narastające prześladowania Polaków. Nie bronią ich ci, u których kolęduje Cichanouskas – zwracanie się polskich władz o pomoc do nich nie ma żadnego sensu. Trzeba w końcu zacząć prowadzić własną, a nie zdawać się na unijną, kunktatorską i prorosyjską politykę wobec Białorusi. Nie zwalczajmy dżumy cholerą.

Leszek Sosnowski

 

Leszek Sosnowski, ur. 1948. Jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym wielokrotnie nagrodzonego pełnometrażowego „Przyjaciela Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku książek i mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Założony i kierowany przez niego Biały Kruk został wybrany przez pismo branżowe „Magazyn Literacki Książki” oraz PIK „ Wydawcą 10-lecia 2001 – 2010”. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria” i medalem papieskim „Per Artem ad Deum” . Wybrany do 30-ki najbardziej wpływowych osobowości polskiego rynku książki po 1989 r.

 ***

Aby regularnie czytać artykuły Leszka Sosnowskiego warto zaopatrzyć się w prenumeratę miesięcznika WPiS: 

Roczna prenumerata miesięcznika WPIS. Wydanie elektroniczne

Roczna prenumerata miesięcznika WPIS. Wydanie elektroniczne

 

Roczna prenumerata elektronicznej wersji miesięcznika WPIS - najciekawszy i najbogatszy miesięcznik na rynku co miesiąc na Twojej skrzynce mailowej!
Najbogatszy – z uwagi na bogactwo treści i tematów, wspaniałą fotografię i grafikę, wyjątkowe edytorstwo. „Wpis” czytają i rekomendują największe autorytety w naszym kraju! Do grona naszych autorów należą m.in. Adam Bujak, ks.


                 

 

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.