Leszek Sosnowski: Prawda nas wyzwoli – jeżeli będziemy ją głosić. Na antenie Zetki to nie nastąpi!
Oburzenie bezradnością poczynań władzy na rynku medialnym jest w obozie patriotycznym powszechne. Daje temu wyraz (nie pierwszy zresztą raz) znawca tej tematyki, Leszek Sosnowski, nie kryjąc swej irytacji z powodu zmarnowania kolejnej szansy przejęcia kawałka tego rynku. Poniżej obszerny fragment artykułu:
Wiadomo było, że od września ubiegłego roku toczyły się rozmowy handlowe na temat sprzedaży ogólnopolskiego Radia Zet, a dokładniej całej grupy Eurozet zrzeszającej także kilka zdecydowanie mniejszych podmiotów w tym serwisy internetowe. Zetka to drugie co do wielkości radio w Polsce (pierwszy jest RMF, należący do niemieckiego Baeura); jeśli chodzi o słuchalność to niemal dwa razy większe od Jedynki. Przeszło różne właścicielskie koleje losu, będąc ostatnimi czasy w rękach pewnego młodego miliardera czeskiego, niejakiego Daniela Kretinsky’ego (to prawdziwe nazwisko, nie parodia), który co prawda niczego nie odziedziczył, ale mimo to dysponuje już wielkim majątkiem. Kupił – by sprzedać z zyskiem. Szybko działał: po przejęciu w kwietniu ubiegłego roku grupy Eurozet, już we wrześniu wystawił ją, można powiedzieć, na licytację. O Zetkę zabiegało kilka podmiotów, z których najpoważniejsze zamiary miała Agora oraz grupa Fratria.
Czerska od początku rozpoczęła bezpardonową walkę; jesienią 2018 r. przystąpiła do ataków na senatora Grzegorza Biereckiego, który, jak wiadomo, jest dominującym udziałowcem Fratrii (w skrócie rzecz ujmując). Agora robiła to nie tylko na polskim rynku mediowym, który już dawno podporządkowała sobie na różne sposoby w stopniu olbrzymim (Gazeta Wyborcza nie jest wcale jej największym członem gospodarczym, choć bez wątpienia największym źródłem propagandowym), ale również na rynku czeskim. Bo Agora i tam ma swoje oddziały. Wydawało się, że za Fratrią powinna wstawić się obecna władza, bowiem spółka senatora Biereckiego stanowi jeden z bardzo nielicznych prywatnych podmiotów mediowych ją wspierających. Podmiotowi temu bardzo daleko do rynkowych potentatów w dziedzinie mediów, zatem wsparcie Fratrii oznaczałoby również mały krok państwa polskiego w kierunku normalizacji rynku publikatorów, w kierunku likwidacji jego potężnej nierównowagi.
Poza gwarancją kredytu dla Fratrii ze strony Banku Pekao SA niewiele jednak wskazywało, że państwo naprawdę zrobi coś w tej kwestii – jego bezradność faktycznie obnażona została pod koniec stycznia. Chociaż źle mówię: to nie była, to nie musiała być bezradność państwa, lecz raczej jego nieudolnych przedstawicieli.
Fachowe media, prywatne, ale nie nasze, nie polskie, zamiary Fratrii objawiały światu jako absurdalne. Wykazywano np. że w 2017 r. zanotowała ona przychody na poziomie zaledwie 34 mln zł, osiągając 3,2 mln zł zysku. No i jakże taka mizerota mogła dostać od Banku Pekao SA zgodę na wzięcie, w celu zakupu Eurozetu, ogromnego kredytu, którego wartość szacowano na 50 mln euro. W rzeczywistości jednak każdy przedsiębiorczy bank dałby taki kredy nawet największemu biedakowi, byle zagwarantował mu tylko dobre gospodarowanie Zetką. Radio to bowiem tylko w samym roku 2017 przyniosło ponad 38 mln zł czystego zysku! Inwestycje w media należą do najbardziej opłacalnych, choć polska władza tak gospodarcza, jak i kulturalna, nie chce tej oczywistości zaakceptować i wyciągnąć z tego stosownych wniosków. Powtarzam: nie chce. Repolonizacja mediów, którą politycy Zjednoczonej Prawicy mieli przed wyborami wypchane gęby, jako pierwsza z obietnic wyborczych została skazana na zapomnienie.
Że coś idzie nie tak, że nie ma żadnego wsparcia politycznego, we Fratrii odczuwano od początku; spółka nie miała jednak śmiałości, by się postawić, walnąć pięścią w stół, żądać, a nie tylko grzecznie proponować. Dopiero 26 stycznia piórem szefowej portalu wPolityce, Marzeny Nikiel, alarmowano, że kolejnego znaczącego polskiego publikatora może przejąć Agora, czytaj George Soros. Ten ostatni, wyrzucony z Węgier, panoszy się w Polsce jak nigdy dotąd i całkiem bez skrępowania. Tu zamierza odrobić więcej, niż tam stracił. Redaktor Nykiel argumentowała, tłumaczyła: „Sprawa jest nad wyraz poważna. W formowaniu mentalności, postaw, potrzeb i świadomości społecznej kluczową rolę odgrywają ośrodki medialne. Wpływają one także na kształtowanie postaw konsumenckich, rzutują znacząco na kwestie ekonomiczne, gospodarcze, polityczne i wiele innych. (…) Finansowane przez niego [Sorosa] organizacje pozarządowe od lat walczą w Polsce z katolicko-narodową tradycją. Konieczna jest zdecydowana reakcja”. No i była!
Jeszcze tego samego dnia z wieczora przemówiła Beata Mazurek i to w imieniu samego szczytu władzy: „PiS z prezesem J. Kaczyńskim na czele uważa, że państwo powinno zrobić wszystko, by spekulanci giełdowi nie zwiększali wpływu na rynek medialny. Celem Polski i powinnością do nadzoru nad rynkiem organów powinno być zwiększenie udziału kapitału PL i troska o pluralizm”. Jasno powiedziane. Niby tak… Tyle, że już dwa dni później sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Tym razem do boju, a raczej do rejterady, wypuszczono urzędnika niższego szczebla, no, ale jednak wiceministra. Kultury. Bo temu resortowi podlegają od nieszczęsnej likwidacji Ministerstwa Skarbu Państwa (zamiast zmiany jego koncepcji i celów) podmioty mediowe. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ewidentnie sobie z tą tematyką, w olbrzymim stopniu przecież gospodarczą, nie radzi. Dokładnie też w tym duchu bezradności wypowiedział się w imieniu swego resortu (rządu) i ewidentnie w kontrze do rzeczniczki PiS i wicemarszałek Sejmu Beaty Mazurek, Paweł Lewandowski, podsekretarz stanu, lat 32, który nie mając nawet 29 lat został doradcą wicepremiera! Niby zatem zdolny. Ma jednak blade pojęcie o mediach, o ich strukturach gospodarczych, o dziennikarstwie i redaktorstwie, o powiązaniach z systemami dystrybucji i reklamy, o układach pozaformalnych. Dwa dni po wystąpieniu Beaty Mazurek Paweł Lewandowski zademonstrował w rozmowie z Edytą Hołdyńską (wPolityce) całą swoją (rządu) bezradność i niemoc.
Podsekretarz stanu stwierdził, że kupno Zetki przez Agorę jest na pewno koncentracją mediów, z czym, jak pamiętamy, rząd jeszcze niedawno miał walczyć. Paweł Lewandowski nie zamierzał jednak walczyć z czymkolwiek, za to gładko lawirował: „Tylko wtedy trzeba sobie zadać pytanie, czy to jest nadmierna koncentracja, czy też nie. Ja tego nie wiem, ponieważ nie jestem w stanie tego zmierzyć – nie mamy do tego narzędzi”. Więc sobie stwórzcie te narzędzia! Każdy widzi gołym okiem, że antypolskie i lewackie media zalały kraj, ale wiceminister polskiego rządu stwierdza, że „nie jest w stanie tego zmierzyć”. To zakrawa na kpinę z nas wszystkich. (…)
Nagabywany przez redaktorkę wiceminister powiedział wreszcie wprost: „My możemy się tylko przyglądać…”. W zasadzie szkoda byłoby zawracać Czytelnikom głowę taką czczą ministerialną gadaniną, gdyby nie to, że z innymi wypowiedziami w tym temacie się nie spotykamy! Oto młody człowiek, którego postawiono przed wielką karierą, popisuje się przed nami bezradnością. Nie ma żadnego pomysłu, ciągle na coś czeka, nie wykazuje żadnej inicjatywy…
Co tam jednak wiceminister. Jeszcze większe duby smalone plecie szef utworzonego kilka miesięcy temu Centrum Analiz Strategicznych, prof. Waldemar Paruch. Stwierdził, że dzięki dobrej zmianie osiągnęliśmy już równowagę na rynku mediowym. Pomyślałbym, że to jeszcze jeden niepoważny głos w poważnej sprawie i machnąłbym ręką, gdyby nie to, że profesor jest doradcą premiera! Słuchając takich rad, możemy już dziś pożegnać się m.in. z prawdziwym sukcesem wyborczym. Dla każdego jasnym jest, że nie ma żadnej równowagi na rynku mediów, że bardzo, ale to bardzo do niej daleko. Telewizja publiczna próbuje podjąć wyzwanie, ale jest tylko jedną z kilku dużych stacji, i na pewno nie ma uprzywilejowanej sytuacji. Radio publiczne ma różne człony, które różnie się zachowują. To, co wypisują na temat Polski i Polaków takie periodyki jak np. „Newsweek”, przypomnijmy, że wbrew nazwie to jest niemiecki tygodnik, nie amerykański, „Fakt”, portal „onet”, co wygaduje należący do Bauera „RMF”, co głosi amerykański, totalnie kosmopolityczny i genderowy TVN, co wypisują gazety regionalne (co do jednej niemieckie), to wszystko woła o pomstę do nieba. To jest nieustające szczucie oraz poniżanie. Bez przerwy czymś nam grożą, w tym katastrofą gospodarczą. Systematycznie podkopują naszą wiarę i moralność, zakłamują totalnie historię. Z tego wszystkiego doradca premiera nie zdaje sobie sprawy?
Roztrzaskane Lustro - Upadek cywilizacji zachodniej
Czy to już koniec naszej cywilizacji?
Trzymamy w ręku książkę, która jest jednym z najważniejszych dzieł współczesnej humanistyki, nie tylko polskiej. Wybitny uczony i pisarz, wielki erudyta, prof. Wojciech Roszkowski, dokonuje w niej bilansu naszej cywilizacji. Bilans to dramatyczny.
Wracając zaś do kwestii Zetki, a raczej całej grupy Eurozet. Wiadomość sprzed kilku dni: Agora poinformowała, że wspólnie z czeską spółką SFS Ventures zawarła przedwstępną i przyrzeczoną umowę nabycia udziałów w spółce Eurozet, właścicielu Radia ZET. Wydawca z Czerskiej kupuje 40 proc. udziałów w radiowej spółce za 130,75 mln zł. Co bardzo istotne: w umowie porozumienia z czeską firmą zapisano, że w okresie do 20 czerwca 2020 r. Agora będzie mogła wezwać wspólnika do sprzedania jej 60 proc. udziałów Eurozetu. Niektórzy podają przy tym, że Agora nie będzie na razie miała wpływu na strategię programową Radia ZET. Nie ma to większego znaczenia, jeśli wziąć pod uwagę, czym jest owa czeska spółka SFS Ventures. Otóż wspierana jest przez fundusz Media Development Investment Fund (MDIF), wspomagany finansowo przez George'a Sorosa, ten sam, który w połowie 2016 r. kupił 5,35 mln akcji Agory stanowiących 11,22 proc. kapitału zakładowego spółki. Soros za darmo pieniędzy nie daje; możemy oczekiwać większej ateizacji i genderyzacji Radia Zet.
Jeśli komuś się wydaje, że 130 mln to dużo, przypomnę, że Eurozet przynosi rocznie prawie 40 mln czystego zysku. Wysłanie grupy młodych ludzi żaglowcem dookoła świata kosztuje 100 mln i na pewno się nie zwróci; najpiękniejszy nawet żaglowiec nie zmieni opływanego przez siebie świata, silne media natomiast mogą się do tego przyczynić. Na remont tylko jednego cmentarza żydowskiego przeznaczono… 100 mln zł. Itd. Kasa jest, ale w niewłaściwych rękach.
*
Media sterują strumienie społecznej energii w kierunkach przez siebie wyznaczonych. Prze siebie, czyli przez właścicieli. Redakcje na pewno nie wyznaczają kierunków – są tylko realizatorami określonych zadań. W naszych czasach zachowanie pluralizmu i różnic politycznych oraz światopoglądowych w ramach jednej redakcji to mrzonka. W tym jednak naprawdę nie musi być nic złego, o ile zachowana jest przy tym równowaga między mediami, o ile nie ma żadnych uprzywilejowań np. w sferze reklamy i dystrybucji. Wówczas obywatel może swobodnie wybierać wśród tytułów, programów i stacji nadawczych. Tymczasem tragedią nie tylko polskiego rynku mediowego, ale całego kraju, jest totalny przechył medialny w lewą stronę. Prawą stronę ciężko teraz przeważyć, to prawda; gdyby zaczęto to robić trzy i pół roku temu, bylibyśmy dziś w innym miejscu. Dalsze odkładanie uzdrowienia rynku mediowego – nie tylko poprzez repolonizację – grozi katastrofą. Sprawa jest paląca. Tak więc, przyjaciele, bierzcie się za dogłębne zmiany nie po jesiennych wyborach, bo, obym był fatalnym prorokiem, już majowe wybory do europarlamentu nie będą żadnym triumfem. (…)
Co stało się punktem odniesienia dla myśli, refleksji nie tylko w szkole i w domu, ale nawet dla konkretnych głosowań w Sejmie? Doniesienia medialne. W obliczu tego oczywistego faktu zaniechanie tworzenia polskich mediów ocenione zostanie w (niedalekiej) przyszłości, nie tylko jako poważny grzech, ale również jako przestępstwo wobec racji stanu! Powiedziałbym, że Polska stała się polem, na którym przedłużono niemiecką politykę informacyjną, bowiem swoją własną Rzeczpospolita posiada tylko w śladowych ilościach, przeważnie na użytek wewnątrzpartyjny.
*
Podpowiedzi, co robić, padały wielokrotnie nie tylko z mojej strony. Natychmiastowa dekoncentracja jest konieczna; chodzi o ustawę o równowadze właścicielskiej na rynku mediowym oraz o uniemożliwienie koncentrowania w jednym ręku całej masy podmiotów mediowych, oraz o wprowadzenie na ten rynek wielu nowych wydawców i nadawców. W ramach dekoncentracji mediów powinno obowiązywać prawo pierwokupu danego mediowego podmiotu gospodarczego przez państwo.
Dalej: utworzenie Pożyczkowego (kredytowego) Funduszu Mediowego – kluczowa sprawa dla powstania nowych podmiotów na rynku mediów! – Następnie: stworzenie konkurencyjnych sieci dystrybucyjnych (nikt nie pracuje choćby nad prawdziwą reaktywacją Ruchu, który kiedyś miał ok. 35 tys. punktów sprzedaży!), stworzenie samorządowych sieci dystrybucyjnych, powołanie do życia jak najszybciej własnej telewizyjnej platformy satelitarnej oraz reaktywowanie samodzielnych ośrodków telewizji publicznej, powołanie wielkiego polskiego domu mediowego, extra opodatkowania reklam przerywających filmy (w TVP nie wolno tego robić, co stwarza wielką nierównowagę finansową z korzyścią dla prywatnych i antypolskich nadawców), rozpisanie konkursów na nowe media ogólnopolskie i regionalne.
A przede wszystkim – ustanowienie dobrze uwarunkowanych licencji i limitów dla zagranicznych mediów. Za każde wystąpienie przeciw art. 133 („Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”) – natychmiastowe cofnięcie licencji. Pomysłów może być zapewne jeszcze więcej. Ale na pewno nie pojawią się one wśród tych, którzy siedząc w wygodnych gabinetach, swoją rolę ograniczają do urzędolenia i przyglądania się, jak inni nas poniewierają.
Bo prawda nas wyzwoli, owszem – jeśli będziemy ją głosić.
Leszek Sosnowski
Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym pełnometrażowego „Przyjaciel Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Wieloletni działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria” oraz Orderem Odrodzenia Rzeczypospolitej.
Cały artykuł ukazał się w aktualnym miesięczniku „Wpis” (2/2019).
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.