Jak zostać błogosławionym i świętym, czyli słudzy Boży w Kościele katolickim
"Wszyscy święci", frag. obrazu pędzla Albrechta Dürera z ołtarza w Landau z 1511 roku. fot. Wikimedia. W potocznym rozumieniu termin „Sługa Boży” odnosimy najczęściej do osób, które poprzez śluby zakonne (czystość, ubóstwo, posłuszeństwo) lub święcenia (biskup, prezbiter, diakon) poświęciły swe życie Bogu. Papież Grzegorz Wielki mówił o sobie, że jest servus servorum Dei, czyli „Sługą Sług Bożych”.
Etymologicznie wyraz „sługa” pochodzi od greckiego słowa doulus i oznacza dosłownie niewolnika. W starożytności niewolnik był całkowicie zdany na łaskę i oddany swemu właścicielowi. Jego pan mógł z nim robić, co uznał za stosowne, nawet sprzedać innemu wolnemu obywatelowi, a także pozbawić życia. Starożytni Grecy rozróżniali pomiędzy doulus – „sługą”, który był własnością swego pana, a misthios – niewolnikiem, zatrudnionym do pracy najemnej, za którą otrzymywał zapłatę.
Sługa, a nie niewolnik
W Starym Testamencie słowo doulus odnoszono do króla, który był przedstawicielem Boga, i do proroków – wysłanników Przedwiecznego. W Nowym Testamencie doulus nabrało nowego znaczenia. Greckie douleo – służyć – oznacza „być przywiązanym do swego nauczyciela”. Sam Pan Jezus swoją misję nazywał służbą: Nie przyszedłem po to, aby mi służono, ale żeby służyć. Również relacje, które zawiązały się pomiędzy Nim a uczniami, były nacechowane postawą służby dla innych: Kto chce być pierwszy między wami, niech będzie sługą i niewolnikiem wszystkich. W miejsce dominacji człowieka nad człowiekiem Chrystus wprowadza postawę służby jeden drugiemu. To przesłanie przekazuje uczniom – jako swój Testament – podczas Ostatniej Wieczerzy: Przykazanie nowe daję Wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja Was umi- łowałem; żebyście i wy się tak miłowali. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. Owe znane słowa Jezus wypowiedział po umyciu nóg uczniom – która to czynność była obowiązkiem niewolników.
Owa swoista rewolucja mówi o posłudze polegającej na wiernym wypełnianiu Prawa Bożego i uległości wobec planów Boga. Niewolnictwo jest pozostawaniem w więzach innego człowieka lub złych mocy. Tymczasem w chrześcijaństwie pojęcie „sługa” oznacza dobrowolne związanie się z Bogiem, który jest Panem. Nie jest to służba niewolnika z bojaźni, lecz dziecka Boga. Ponieważ chrześcijanie nie są już sługami, lecz przyjaciółmi Jezusa, uczestniczą w posłudze świadczonej Bogu przez Jezusa dla sprawy Ewangelii. Co więcej, każdy chrześcijanin winien czynić się dobrowolnie sługą bliźniego.
Świętość miarą życia
Tak rozumiana koncepcja służby ma doprowadzić każdego wierzącego do zbawienia, czyli świętości. Świętość jest nade wszystko przymiotem Boga, ale może być realizowana z pomocą Boga przez poszczególne osoby. Od czasów zesłania Ducha Świętego nie ma już niewolnika, wolnego, Greka, żyda czy poganina. Wszyscy są braćmi w Chrystusie i wszyscy też mogą być świętymi. O powszechnym powołaniu do świętości, która jest miarą życia chrześcijańskiego, przypomniał Sobór Watykański II.
We wszystkich wiekach żyli chrześcijanie, którzy w sposób wyjątkowy odpowiadali na zaproszenie do świętości. Byli to najpierw męczennicy, dosłowni świadkowie wiary, którzy swą przynależność do Chrystusa potwierdzili oddaniem życia. Po ustaniu prześladowań, na początku IV w., pojawili się kolejni, którzy również w radykalny sposób odpowiedzieli na wezwanie do świętości. Byli to asceci, mnisi, wybitni biskupi, którzy jako wyznawcy praktykowali cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym i wskazywali innym drogę do świętości. Świadectwo wyjątkowej wiary było zauważane przez innych, którzy stali się ich naśladowcami. Świadkom wiary wyjątkowym poprzez przelanie krwi lub osobistą postawę życia, nadawano tytuł świętych, czyli oddzielonych od tego, co słabe i grzeszne.
W pierwszym tysiącleciu nie było specjalnej procedury ogłaszania kogoś świętym. Czyniono to najpierw spontanicznie, następnie pod kontrolą lokalnych biskupów, aż w 2. połowie XII w. zostało to zarezerwowane dla Stolicy Apostolskiej. W XVI w. zaczęto rozróżniać beatyfikowanych i kanonizowanych ze względu na zakres kultu, którym cieszył się kandydat na ołtarze: męczennik lub wyznawca. I tak tych, którzy odbierali kult w lokalnym Kościele (diecezji, kraju), nazywano błogosławionymi, zaś gdy kult męczennika lub wyznawcy obejmował cały Kościół powszechny, przysługiwał mu tytuł świętego.
Od samego początku chrześcijaństwa wyjątkowych świadków wiary określano terminem „Słudzy Boży”, przyjmując ich jako wysłanników Boga. Nie ma pewnych źródeł, które wskazują na czas pojawienia się tego określenia, był to proces ewolucyjny. Dzisiaj w sensie kanonicznym możemy wyróżnić terminy: świadek wiary, Sługa Boży, Służebnica Boża, Błogosławiony (-a), Święty (-a). W sensie prawnym termin Sługa Boży odnosi się do osób, których proces Wizerunek św. Andrzeja Boboli przedstawiający go jako Bożego wędrowca, namalowany w 2005 r. przez jezuickiego artystę br. Bronisława Podsiadłego. fot. z książki "Andrzej Bobola Orędownik Polski", wyd. Biały Kruk kanonizacyjny się rozpoczął. Przypomina o tym najnowsza instrukcja Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych Sanctorum Mater – „Matka Świętych”, wydana 17 maja 2007 r. w Rzymie. Możemy w niej przeczytać: Kandydat na ołtarze od momentu rozpoczęcia sprawy beatyfikacyjnej lub kanonizacyjnej jest nazywany Sługą Bożym. Przepis ten próbuje wyeliminować popularną praktykę nazywania Sługą Bożym kandydata na ołtarze, którego proces beatyfikacyjny lub kanonizacyjny jeszcze się nie rozpoczął. Teksty prawne nie znają bowiem określenia „kandydat na ołtarze”, czyli wierny zmarły w opinii świętości.
W sensie ścisłym tytuł Sługa Boży przysługuje tym kandydatom na ołtarze, na których proces kanonizacyjny wyraziła zgodę Stolica Apostolska, a dokładnie Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. Prefekt tej kongregacji wydaje wówczas dokument zwany nulla osta, co oznacza, że Stolica Apostolska nie ma żadnych zastrzeżeń, aby proces wskazanego kandydata mógł być prowadzony. Wydanie dekretu musi jednak poprzedzić wymagana procedura, o czym poniżej.
Kandydat na ołtarze
Spróbujmy odpowiedzieć teraz na pytanie: kto może zostać kandydatem na ołtarze? Otóż jest nim przede wszystkim wyznawca wiary lub osoba, która za wiarę oddała życie. W pierwszym przypadku chodzi o kogoś, kto nie tylko w życiu praktykował wszystkie cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym, ale także już za życia, w akcie śmierci i po śmierci cieszył się opinią świętości, której fundamentem jest heroiczność tychże cnót. W drugim mamy do czynienia z kimś, komu została zadana śmierć z powodu nienawiści do wiary, a on tę śmierć przyjął w imię miłości do Boga, bo jak we wspomnianej instrukcji czytamy cieszy się opinią męczeństwa, gdyż naśladując bliżej Pana Jezusa Chrystusa, poświęcił swoje życie w akcie męczeńskim.
Czym zatem jest opinia świętości, która stanowi fundament każdej sprawy kanonizacyjnej? Z instrukcji dowiadujemy się, że jest przekonaniem rozpowszechnionym między wiernymi odnośnie czystości i prawości życia i odnośnie cnót praktykowanych w stopniu heroicznym. Jeden z największych prawodawców prawa kanonizacyjnego, nazywany w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych Magistrem, papież Benedykt XIV (1740-1758), w swym fundamentalnym dziele „O beatyfikacji Sług Bożych i kanonizacji Błogosławionych” wyliczył aż siedem cech cnót, które mogą być uznane w procesie za wystar czające do beatyfikacji lub kanonizacji. Winny to być cnoty: 1. chrześcijańskie, a więc nie tylko laickie, 2. heroiczne, 3. wybitne, 4. przejawiające się w konkretnych okolicznościach
życia, 5. praktykowane przez dłuższy okres, 6. obejmujące całość życia duchowego, 7. praktykowane ochotnie, natychmiast i z umiłowaniem. Papież wskazuje też na cztery elementy w udowadnianiu przez Kościół prawdziwego męczeństwa: 1. wskazanie konkretnej osoby męczennika, 2. wskazanie osoby prześladowcy, 3. udowodnienie rzeczywistej śmierci, 4. wykazanie przyczyny śmierci.
Podstawą do rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego jest więc powszechna opinia świętości, co do praktykowania cnót w stopniu heroicznym lub prawdziwego męczeństwa. Opinia ta musi być spontaniczna, oddolna i nie powinna być inspirowana, podsycana zwłaszcza przez stronę zainteresowaną. Ma być rozpowszechniona między osobami godnymi wiary i funkcjonować u znaczącej części Ludu Bożego. Opinia świętości musi być również trwała, stąd kolejny wymóg prawny, że nie wolno rozpocząć procesu kanonizacyjnego wcześniej niż 5 lat po śmierci kandydata na ołtarze. Nie powinno się go też zaczynać po 30 latach, chyba że zaistniały obiektywne okoliczności, które uniemożliwiły wcześniejsze rozpoczęcie sprawy (wojna, kataklizmy, brak możliwości kontaktu ze Stolicą Apostolską). Okres pięciu lat ma wyciszyć emocje, które pojawiają się przy śmierci lub bezpośrednio po niej. Ten czas gwarantuje trwałość opinii i jej obiektywność.
Drugim bardzo ważnym elementem przy rozpoczęciu sprawy kanonizacyjnej jest jej walor eklezjalny, gdyż zamierzeniem Kościoła nie jest wynosić na ołtarze wszystkich, których życie cechowała świętość, ale wskazać takich, których przykład życia ma wymiar aktualny i jest jakimś wezwaniem dla współczesnego człowieka. W dzisiejszej rzeczywistości istotne pozostają choćby przesłania ochrony życia, praw człowieka, pokoju, sprawiedliwości społecznej, promowania rodziny, ekumenizmu.
Wszczęcie procesu
Aby dana sprawa mogła zostać sfinalizowana beatyfikacją, a następnie kanonizacją, musi wejść na drogę Prymas Stefan Wyszyński podczas obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski w Gnieźnie, 14 kwietnia 1966 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe legislacyjną. Podstawę prawną i oparcie dla procesu gwarantuje powód sprawy, czyli osoba prawna, bardzo rzadko fizyczna, przyjmująca za nią odpowiedzialność moralną i ekonomiczną. Powodem sprawy z urzędu mogą być biskupi diecezjalni, osoby prawne takie jak diecezje, prowincje zakonne oraz struktury administracyjne z nimi związane, parafie, instytuty życia konsekrowanego lub stowarzyszenia życia apostolskiego, a także dopuszczone przez władzę kościelną stowarzyszenia wiernych – kleryckie lub świeckie. Przepisy pozwalają także na to, by powodem sprawy mogła być osoba fizyczna, czyli każdy należący do Ludu Bożego. Warunkiem jednak jest, aby zagwarantowała ona prowadzenie sprawy, czyli ciągłość zarówno na stopniu diecezjalnych jak i Stolicy Apostolskiej, co jest prawie niemożliwe ze względu na długi czas trwania procesu. Wyjątek, wydaje się, mogą stanowić głowy koronowane, które poprzez ciągłość dynastii są w stanie zapewnić kontynuację.
Powoda sprawy będącego osobą prawną lub fizyczną ustanawia się za pomocą aktu notarialnego. Nie chodzi tu o akt notarialny cywilny, ale o sporządzony przez notariusza kościelnego w rozumieniu przepisów prawa kanonizacyjnego. Ukonstytuowany powód sprawy mianuje swego pełnomocnika (adwokata), który nazywany jest postulatorem sprawy, a którego zadaniem jest zebranie i przedstawienie dowodów potwierdzających świętość kandydata. Urząd ten najczęściej pełnią kapłani, członkowie instytutu życia konsekrowanego, stowarzyszenia apostolskiego albo członkowie stowarzyszenia kleryckiego lub laickiego, w niektórych sprawach także osoby świeckie. Nie ma żadnych przeszkód, by urząd ten pełniła kobieta. Podobnie jak w przypadku mężczyzny wymaga się, aby była ekspertem w teologii, historii i prawie kanonicznym oraz znała styl postępowania w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Nominacja na postulatora musi być przyjęta przez kompetentnego biskupa. Każdy postulator ma prawo mianować swoich zastępców, czyli wicepostulatorów, od których nie wymaga się, by byli formalnie zatwierdzeni przez biskupa. Jednak mianuje się na ten urząd osoby nie budzące żadnych zastrzeżeń, w domyśle – biskup nie sprzeciwia się ich nominacji.
Biskupem kompetentnym do rozpoczęcia sprawy jest ordynariusz miejsca śmierci kandydata na ołtarze. Gdy nie jest on w stanie sam poprowadzić postępowania, może zrzec się swych uprawnień na rzecz innego biskupa, który chce zająć się sprawą i ma do tego tytuł. Przeniesienie kompetencji dokonuje się zawsze za zgodą Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Podobna sytuacja może zaistnieć, gdy większość lub wszystkie dowody (świadkowie, pisma, dokumenty) znajdują się poza kompetentną diecezją. Tak było np. w przypadku S.B. Jerzego Ciesielskiego, który zginął w Sudanie, a jego proces prowadziła Archidiecezja Krakowska, czy S.B. ks. Władysława Bukowińskiego, który zakończył życie w Karagandzie w Kazachstanie, a jego procesem zajęła się także Archidiecezja Krakowska.
Kolejnym krokiem do rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego, a co za tym idzie pozyskania dla kandydata na ołtarze tytułu Sługi Bożego, jest powołanie Komisji Historycznej i Cenzorów Teologów. Zadaniem pierwszego gremium, powoływanego przez kompetentnego biskupa na prośbę postulatora, które tworzą biegli w zakresie historii i archiwistyki, jest możliwie pełne odtworzenie życia kandydata do chwały ołtarzy w oparciu o dokumenty dotyczące jego życia i działalności (od aktu urodzenia i chrztu do aktu zgonu). Im lepiej to zadanie jest wykonane, tym bardziej prognozuje sukces sprawy. Może się bowiem zdarzyć, że opinia świętości w odniesieniu do ostatnich lat życia jest świetlana, a tymczasem w dokumentach są dowody dyskwalifikujące kandydata. Zdarzają się przypadki, kiedy poszukiwania Komisji Historycznej ratują Kościół przed niepotrzebnymi skandalami i pomówieniami. W takich sytuacjach zawiesza się dalsze postępowanie, a sprawę kieruje do diecezjalnego archiwum.
Nie mniej ważnym aktem jest sprawdzenie pism, które pozostawił po sobie kandydat na ołtarze. W pierwszej kolejności bada się te wydane drukiem, ale należy też przebadać manuskrypty. Kompetentny biskup mianuje osobnymi dekretami biegłych teologów i prosi, aby pisemnie udzielili odpowiedzi, czy w pismach kandydata nie znajduje się coś, co sprzeciwia się wierze lub obyczajom chrześcijańskim. Biegłych cenzorów wyznacza się przynajmniej dwóch; kiedy pisma kandydata są liczniejsze, może ich być więcej. Także jeśli tutaj wyniki badań okazują się negatywne, sprawa kierowana jest do archiwum. Te przypadki są rzadsze, bowiem już za życia kandydata jego pisma są weryfikowane przez cenzorów kościelnych i czytelników.
Jeżeli wyniki prac Komisji Historycznej i Cenzorów Teologów są korzystne dla sprawy, kompetentny biskup ma obowiązek poinformować miejscowy episkopat na szczeblu kraju lub przynajmniej regionu o zamiarze rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego. Bowiem na tym etapie przygotowania może się okazać, że coś, o czym biskup nie Bł. ks. Jerzy Popiełuszko (1947–1984) był duchowym opiekunem robotników, kapelanem „Solidarności”, obrońcą Prawdy i heroicznym męczennikiem za wiarę. fot. z książki "Męczennik za wiarę i Solidarność", wyd. Biały Kruk wiedział dyskwalifikuje kandydata na ołtarze. Opinia episkopatu Kościoła lokalnego gwarantuje też kolegialność i odpowiedzialność za losy całego Kościoła. Na niej opiera się także Stolica Apostolska, wydając poprzez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych dekret nulla osta.
Po otrzymaniu prośby kompetentnego biskupa wraz z załączoną opinią lokalnego episkopatu Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wysyła ich kopie do wszystkich pozostałych Kongregacji Kurii Rzymskiej, wraz z informacją o planowanym procesie i z zapytaniem, czy w dokumentach danej dykasterii nie znajduje się coś, co uniemożliwia jego rozpoczęcie. Jeśli wyniki poszukiwania okażą się pozytywne, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydaje dekret nulla osta, na mocy którego zezwala na rozpoczęcie procesu i nadaje kandydatowi na ołtarze tytuł Sługi Bożego. Widzimy zatem, jak gęste sita stosuje Kościół, zanim pozwoli na prowadzenie procesu kanonizacyjnego i nazywanie kogoś Sługą Bożym.
Mając zgodę nulla osta biskup może rozpocząć proces, prawnie nazywany diecezjalnym. Zanim go otworzy, wydaje edykt, w którym informuje swoich diecezjan o rozpoczęciu sprawy kanonizacyjnej, prosi o nadsyłanie świadectw, pamiątek po Słudze Bożym, a także głosów przeciwnych procesowi. Najczęściej przy tej okazji postulacja prosi biskupa o zatwierdzenie obrazka z podobizną Sługi Bożego wraz z modlitwą o jego beatyfikację. Te dwa akty upubliczniają sprawę i stanowią kolejny krok w udowadnianiu przekonania o prawdziwej świętości życia Sługi Bożego.
Następnie biskup powołuje Trybunał Kanonizacyjny przewodnicząc mu osobiście lub poprzez swego delegata, w którego skład wchodzą też promotor sprawiedliwości, nazywany często mylnie „adwokatem diabła”, i notariusz. Promotor sprawiedliwości czuwa, aby była zachowywana procedura kanoniczna i aby proces nie był inspirowany przez kogoś z zewnątrz, zwłaszcza przez postulatora. Zadanie notariusza to wierne spisywanie zeznań świadków podanych przez postulatora i powołanych przez Trybunał oraz potwierdzenie autentyczności ich zeznań oraz wszelkich dokumentów załączanych do akt procesu. Liczba świadków zależy od sprawy – współczesne z oczywistych powodów mają więcej świadków niż te sprzed kilkudziesięciu, a nawet kilkuset lat. Nie ma przepisów mówiących, ilu świadków należy przesłuchać – przesłuchuje się tylu, ilu w danym procesie potrzeba. Najczęściej ich liczba waha się od 30 do 100. Muszą to być osoby wiarygodne, niekoniecznie związane blisko z Kościołem. Zadaniem świadka nie jest bowiem wydawanie opinii, ale wskazanie konkretnych wydarzeń z życia Sługi Bożego, które potwierdzą heroizm jego życia lub prawdziwe męczeństwo. Obok świadków wskazanych przez postulatora sprawy Trybunał przesłuchuje świadków z urzędu, także przeciwnych sprawie. Chodzi bowiem o maksymalne wyświetlenie prawdy o życiu Sługi Bożego.
Akta trafiają do Rzymu
Po zakończeniu postępowania diecezjalnego akta sprawy, a zatem wyniki dochodzenia Trybunału (głównie zeznania świadków i dokumenty), prace Komisji Historycznej, a także pisma Sługi Bożego wraz z opinią Cenzorów Teologów, przekazywane są do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. Dokonuje tego tzw. portator, czyli doręczyciel, osoba wyznaczona osobnym dekretem przez kompetentnego biskupa. Odpowiada on nie tylko za doręczenie, ale także za integralność akt, które na ostatniej sesji Trybunału są zabezpieczane pieczęciami lakowymi biskupa. W pierwszej kolejności sprawdza się w Kongregacji nienaruszalność tych pieczęci.
Następnie powód sprawy mianuje nowego postulatora, który będzie go reprezentował wobec Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Może nim być ta sama osoba co w postępowaniu diecezjalnym. Na prośbę postulatora Kongregacja sprawdza ważność fazy diecezjalnej i wydaje potwierdzający ją dekret de validitate. Jeśli pojawiają się jakieś zastrzeżenia, akta są uzupełniane albo nawet odsyłane do diecezji celem ponownego przeprowadzenia procesu. Po otrzymaniu dekretu postulator zwraca się z prośbą o wyznaczenie przez Kongregację relatora. Jest on Jan Paweł II pozdrawia wiernych na Placu św. Piotra po Mszy św. kanonizacyjnej 18 maja 2003 r. Tego dnia polski Papież ogłosił świętymi czworo błogosławionych, wśród których było dwoje Polaków: matka Urszula Ledóchowska i bp Józef Sebastian Pelczar. Fot. Adam Bujak z albumu „Promieniowanie świętości odpowiednikiem promotora sprawy naukowej, pod kierunkiem którego opracowane zostanie Positio causa i który daje gwarancję solidności opracowania sprawy, zanim wejdzie ona w fazę oceny.
Relatorów w Kongregacji jest kilku, reprezentują różne regiony Kościoła, aby ułatwić poszczególnym postulatorom przygotowanie dokumentu, w którym opracowuje się dogłębnie życie Sługi Bożego, praktykowane przezeń cnoty i wskazuje na opinię świętości. Positio causa liczyło czasami nawet ok. 2 tysięcy stron, jednak najnowsze przepisy Kongregacji wymagają, aby zamknęło się na 500 stronach. Po jego opracowaniu proces wchodzi w fazę studyjną, bowiem każda sprawa musi przejść przez odpowiednie Komisje Kongregacji i zyskać ich aprobatę. Sprawy dawne przechodzą kolejno przez komisje Historyczną, Teologiczną oraz Biskupów i Kardynałów, współczesne tylko przez dwie ostatnie. Wynik pracy Komisji Biskupów i Kardynałów jest jako opinia przedstawiany papieżowi, który po jej zaaprobowaniu poleca sporządzić dekret o heroiczności cnót lub prawdziwym męczeństwie. W pierwszym przypadku ogłasza się Sługę Bożego Czcigodnym Sługą Bożym, co oznacza, że Kościół uznał, iż cnoty chrześcijańskie praktykował w stopniu heroicznym (wyznawca). W drugim – dekret o męczeństwie umożliwia beatyfikację bez wymaganego cudu, który zawsze potrzebny jest do beatyfikacji wyznawców.
Równie skomplikowana i żmudna jest procedura dotycząca postępowania w sprawie domniemanego cudu. Napomknę tylko, że obejmuje długi okres przygotowawczy, a potem także dwie fazy postępowania: diecezjalną i rzymską oraz wymaga solidnego oparcia w dziedzinie, w której zdarzenie wymknęło się z rygorów rozumu, wiedzy i doświadczenia ludzkiego. Niekoniecznie jest to medycyna, bywają sprawy, w których należy powołać biegłych ekspertów z zakresu fizyki, a nawet… alpinistyki. Zarówno w postępowaniu dotyczącym wyznawców, które polega
na udowodnieniu heroiczności życia kandydata na ołtarze, jak i w przypadku męczeństwa za wiarę oraz cudu wymagana jest co najmniej moralna pewność, że kandydat żył ponadprzeciętnie lub oddał życie za wiarę, albo że konkretnego zdarzenia nie da się wytłumaczyć przy pomocy wiedzy i doświadczenia.
Dar świętych i błogosławionych
Droga od kandydata na ołtarze poprzez Sługę Bożego, potem Czcigodnego Sługę Bożego aż do Błogosławionego, a następnie Świętego trwa czasami wiele lat. Nie chodzi tu jednak o ściganie się, kto pierwszy i lepszy, ale o wskazanie prawdziwej świętości, która pobudzi wiernych do jej praktykowania i zarażania nią innych.
W ostatnich latach zmienia się geografia beatyfikacji i kanonizacji. W wielu nowych Kościołach prowadzone są procesy kanonizacyjne i jeśli spełniają wymagane kryteria, to one mają w Kongregacji pierwszeństwo w przygotowaniu. Ojciec Święty stara się zawsze, aby ofiarować lokalnemu Kościołowi dar nowego błogosławionego czy świętego; osobiście czyni to zwłaszcza podczas pielgrzymek apostolskich. Ostatnio w Korei papież Franciszek kanonizował 124 męczenników koreańskich, a na Sri Lance – bł. Józefa Vaza, indyjskiego oratorianina z przełomu XVII i XVIII w. (...)
Święci na różne sposoby ukazują potężną i przemieniającą obecność Zmartwychwstałego Chrystusa. Pozwalają, aby Chrystus tak opanował ich życie, by mogli powiedzieć za św. Pawłem Apostołem: już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Sobór Watykański II w konstytucji Lumen gentium uczy, że naśladowanie przykładu świętych, uciekanie się do ich wstawiennictwa i wejście z nimi w komunię łączy nas z Chrystusem, z którego, niby ze Źródła i Głowy, wypływa wszelka łaska i życie Ludu Bożego.
Kościół w ciągu roku liturgicznego zachęca do wspominania całego zastępu świętych, którzy w pełni żyli miłością, potrafili miłować i naśladować Chrystusa w codziennym życiu. Mówią nam, że każdy może pójść tą drogą. W każdym okresie dziejów Kościoła, pod każdą szerokością geograficzną będąc w różnym wieku, reprezentując różne stany, narody i kultury.
Wszyscy jesteśmy wezwani do świętości, która jest miarą chrześcijańskiego życia. A zatem nie lękajmy się być świętymi, bo, jak śpiewają dzieci z zespołu Arka Noego, każdy może świętym być.
Ks. dr Andrzej Scąber
Autor jest referentem ds. kanonizacyjnych Archidiecezji Krakowskiej, bierze udział w wielu procesach beatyfikacyjnych jako delegat arcybiskupa krakowskiego. W procesie Jana Pawła II pełnił funkcję sędziego pomocniczego w Trybunale Rogatoryjnym, był też postulatorem w innych sprawach.
*
Powyższy artykuł w całości ukazał się w miesięczniku "WPiS. Wiara, patriotyzm i sztuka" nr 52.
Zapraszamy do naszej Księgarni Internetowej po miesięcznik "WPiS. Wiara, patriotyzm i sztuka" oraz po książki ułatwiające drogę do świętości:
Dekalog
Dziesięć Bożych Przykazań odmieniło świat, wprowadziło ład w stosunkach między ludźmi i przygotowywało człowieka na przyjście Chrystusa. Zna je niby każdy – ale czy na pewno wszystkie? Czy je rozumie? Jak np. pogodzić polecenie „nie zabijaj” z karą śmierci? Dlaczego jako dzień święty święcimy niedzielę, a nie szabat? Czy przykazań naprawdę jest dziesięć? Pytań wokół Dekalogu wiele.
W co wierzą katolicy
Wokół wiary katolickiej narosło ostatnio sporo nieporozumień. Przyczyną tego stanu są przeważnie przekazy medialne, wprowadzające swoich odbiorców w błąd dowolnymi interpretacjami nie tylko nauki Kościoła, ale także Pisma Świętego. Znany amerykański teolog katolicki, wykładowca uniwersytecki, autor kilkudziesięciu poczytnych książek Karl Keating (ur. 1950) objaśnia w tej książce 52 najczęstsze pomyłki związane z rozumieniem wiary katolickiej.
Potęga nawrócenia
Wybitny pisarz i naukowiec prof. Wojciech Roszkowski przedstawia w swej kolejnej książce 81 niewiarygodnych historii życiowych ludzi, którzy będąc bardzo daleko od Boga, w ten czy inny sposób znaleźli jednak drogę do Niego. I tak na przykład poznamy mordercę i gwałciciela, który po dziesięcioleciach więzienia i pokuty odnalazł w sobie wiarę, a żywota dokonał w klasztorze.
Cuda polskie. Matka Boża i święci w naszych dziejach
Na historię naszego kraju należy patrzeć z punktu widzenia człowieka wierzącego, chrześcijanina, jeśli chce się dzieje Polski interpretować uczciwie. Ta książka nie jest suchym dziełem naukowym, lecz zawiera solidną porcję wiedzy o minionych wiekach. Jest napisana barwnie i żywo. Prezentuje autentyczne wydarzenia, konkretne osoby oraz sprawdzone opinie. Obejmuje okres od Mieszka I po współczesność.
Polacy wierni i dzielni
Polacy – kim jesteśmy? Kim byliśmy? Kim powinniśmy być w przyszłości? O. prof. Marian Zawada od ponad 40 lat szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka – i znajduje. Zastanawia się nad kondycją naszego narodu od momentu jego narodzin w X wieku po czasy najbardziej współczesne. I nieustannie jest pełen zachwytu nad duszą polską, nad jej zdolnością przetrwania nawet największych kataklizmów, nad jej niezłomnością.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.