10 kwietnia – Pamięć i miłosierdzie

Nasi autorzy

10 kwietnia – Pamięć i miłosierdzie

Przedstawiciele Klubów „Gazety Polskiej” na krakowskim Rynku Głównym podczas obchodów rocznicy pogrzebu Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, i Pierwszej Damy Marii Kaczyńskiej. Kraków 18 kwietnia 2011 r., fot. Adama Wojnara z książki

Przedstawiciele Klubów „Gazety Polskiej” na krakowskim Rynku Głównym podczas obchodów rocznicy pogrzebu Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, i Pierwszej Damy Marii Kaczyńskiej. Kraków 18 kwietnia 2011 r., fot. Adama Wojnara z książki "Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei" prof. Jana Żaryna, str. 435.

Co roku 10 kwietnia zatrzymujemy się i podążamy wspomnieniami ku wydarzeniom sprzed lat. Zapewne dla każdego Polaka ten dzień okazał się niezwykłym, utrwalonym w pamięci, niepowtarzalnym. Żyliśmy wówczas jak w transie. Zatrzymaliśmy wszystkie bieżące sprawy, odłożyliśmy swoje życie na półkę. Przez kolejne dni i tygodnie tragedia smoleńska wyznaczała nasze decyzje; modliliśmy się razem w świątyniach, staliśmy w kolejce do Pałacu Prezydenckiego, by choć na moment w skupieniu przyklęknąć przy trumnach pary prezydenckiej i pracowników kancelarii, jeździliśmy do Krakowa, by stojąc w wielotysięcznym tłumie, odprowadzić parę prezydencką na Wawel. Uczestniczyliśmy w ceremoniach pogrzebowych, słuchając przemówień, wspomnień na temat osób, które zginęły. Jak się okazywało powszechnie, osób niezwykłych, nie do zastąpienia… W naszym przypadku, Małgosi i moim, byliśmy razem z Magdą Mertą, jak wielu innych podtrzymujących ją, upadającą z bólu. Ale także – nadal będąc pod wpływem stałego przeżywania tragedii – uczestniczyłem w audycjach radiowo-telewizyjnych, gdzie ze zadziwieniem orientowałem się, że ci sami dziennikarze, którzy jeszcze niedawno włączali się w realizowanie projektu pogardy wobec prezydenta, teraz znajdowali dlań słowa podziwu, a relacje okraszali zdjęciami uśmiechniętego Lecha Kaczyńskiego. Jakby te zdjęcia i ujęcia powstały po Jego śmierci, a nie były po cenzorsku skryte w szafach telewizyjnych. Bez żenady, bez cienia wstydu. To wszystko działo się na naszych oczach. Stąd tragedia i jej przeżywanie mieszało się nam od początku z pytaniem: czy rzeczywiście stała się przemiana? Czy zamknęła się epoka dominacji nienawistnych, małych ludzi? Czy zatem żyjemy w autentycznym świecie, czy w wirtualnym, w którym cyniczni gracze na moment jeno założyli żałobne stroje, by zaraz z większą jeszcze determinacją otworzyć nowy – stary rozdział medialnych przekłamań, manipulacji i w efekcie niewolenia ludzi, odbiorców pseudoinformacji? Jakże szybko okazało się, że – podobnie jak po śmierci św. Jana Pawła II – i tym razem dla wielu osób budujących przestrzeń publiczną w Polsce to było za mało, by skruszyć w sobie zło, cynizm i pogardę. W ciągu następnych miesięcy musieli zatem niejako odrobić stracony czas dominacji prawdy w przekazie publicznym. Przeżywaliśmy zatem razem pierwsze kłamstwa smoleńskie, pierwsze bezczeszczenia pamięci, w końcu brutalne najścia zboczonych młodych ludzi, którzy z krzyża przy Krakowskim Przedmieściu zaczęli – na zlecenie cyników i w obecności kamer – drwić, z najświętszych polskich symboli, dotykając do nieznośnego bólu naszą wrażliwość. Nie byli to ludzie anonimowi. To byli konkretni ludzie, głównie z ówczesnej Platformy Obywatelskiej, to byli konkretni dziennikarze radiowi, telewizyjni i publicyści. Oni mają nadal swoje imiona i nazwiska. Ci wszyscy kłamcy i cynicy przez kolejne lata potrafili wygrać z Narodem, zniewolić ludzi tak mocno, by oszołomami pozostali w pamięci zbiorowej ci, którzy domagali się od administracji państwowej podjęcia naturalnych działań zmierzających do ustalenia prawdy o tragedii, ci, którzy nie pogodzili się z narzuconymi kłamstwami, płynącymi tak z Moskwy, jak i z gabinetu polskiego premiera i jego współpracowników czy prokuratury wojskowej. Została uruchomiona cała machina państwowa, której celem było wprowadzenie do obiegu powszechnego kłamstwa, której celem było przemilczanie i niedopuszczanie informacji prawdziwych, w sposób oczywisty zmuszających do naturalnych reakcji.

Dopiero dziś, dzięki zmianom politycznym w Polsce i nowej polityce informacyjnej, Naród jest w stanie rozpoznać tę skalę kłamstw. Widzimy, jak rząd RP oddał śledztwo świadomie wbrew prawu w ręce rosyjskie – powtórzmy, świadomie, sądząc po opinii ministra Bogdana Klicha wówczas wyrażanej na zamkniętych posiedzeniach i w skrytych notatkach; widzimy, jak rząd RP świadomie okłamywał nas na temat rzekomego udziału polskiej strony we wszystkich czynnościach z pierwszych godzin i dni po katastrofie, kiedy to de facto nie uczestniczyła ona w żadnych z nich; widzimy, jak świadomie pani minister zdrowia kłamała z mównicy sejmowej, zabierając argumenty na rzecz dopominania się o aktywność władz polskich; widzimy, jak rząd RP ukrywał przed rodzinami i opinią publiczną prawdę o zamianie ciał ofiar katastrofy, o ich bezczeszczeniu przez stronę rosyjską. Ta lista współudziału rządu RP w zbrodni, jaką było wielokierunkowe mataczenie, ukrywanie i zabór dowodów (czarnych skrzynek i wraku) przez stronę rosyjską, w końcu kłamliwe oskarżanie gen. Andrzeja Błasika i polskich pilotów, nie ma końca. Ci z nas, którzy chcą żyć w wolnym i suwerennym państwie polskim, które chroni własnych obywateli przed dezinformacją, mają wreszcie szansę poczuć się bezpieczniej. Nawet największe lemingi – nadal trzymające głowę w piasku – mogą skupić się dziś na moment i odkryć, że ta pozycja nie dała im de facto wymarzonego spokoju.

Gdy o tym pomyślę strach mnie ogarnia, niejako za tych cyników i kłamców. Co tak naprawdę powinno ich spotkać ze strony suwerennego Narodu, oszukiwanego i wielokrotnie deptanego, nie przez okupanta. Na szczęście dla tych polityków i dziennikarzy, ludzi kultury i nauki – intelektualistów, dla tych prokuratorów – jest Rok Miłosierdzia. Gdy już ta prawda zabrzmi do końca, prawda o tragedii smoleńskiej, o postawach ludzi, którzy po 10 kwietnia wpisali się, jedni na listę uczciwości, drudzy na listę hańby, wystarczy nam ten stan satysfakcji i zadośćuczynienia – bo pozostaliśmy miłosierni. Ale czy wystarczy rodzinom ofiar? Czy mamy prawo tego żądać? Nie.

Powyższy fragment mogą Państwo znaleźć w książce „Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei” autorstwa prof. Jana Żaryna. Kościół i naród polski – tak! To nierozłączne pojęcia. Naród z niego, a on z narodu. Udowadnia to właśnie prof. Jan Żaryn. Przywołuje kilkadziesiąt wydarzeń i ponad sto postaci wyznaczających katolicki szlak polskich dziejów – aż po lata najnowsze. Sięga do samego Chrztu, do Mieszka I, choć skupia się na czasach nam znacznie bliższych, głównie na wieku XX. Ileż tu dramatyzmu, ileż szlachetnych postaw, ale też – niemało zdrady. Dzięki wierze jednak tak pojedynczy człowiek, jak i cały naród trwają. Podejmowane od zewnątrz, nieraz nawet z pomocą polskich rąk, próby oderwania nas od korzeni chrześcijańskich kończą się zawsze niepowodzeniem, choć często okupywane są morzem nieszczęść i krwi. Zapobiec dramatom może na pewno silne bronią państwo, ale i silny moralnie naród. Dzieła pisarskie jak to, wzbogacone fantastycznymi ilustracjami, umacniają nasze morale. Czytajmy je i polecajmy dalej!

TP

Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei

Kościół i Naród. Lata trwogi, lata nadziei

Jan Żaryn

Agentura wpływu nazywana nie tak dawno sowiecką, a dziś rosyjską, poczyna sobie śmiało także w III RP. Jej dziełem jest narzucana Polakom od kilkunastu lat przez media głównego nurtu (wszystkie w rękach zagranicznych decydentów) i przez niektórych polityków tzw. polityka wstydu.

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.