Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i męczeństwo chrześcijan XXI w.
liczba stron: | 232 |
format: | 195 x 240 mm |
papier: | offset |
oprawa: | twarda |
data wydania: | 02-06-2017 |
ISBN: | 978-83-7553-228-9 |
Co trzy minuty gdzieś na świecie ginie jeden chrześcijanin; nie umiera naturalną śmiercią; ginie męczeńsko za to, że nie chciał wyrzec się Pana Jezusa. Świat z tego powodu nie lamentuje, wielcy politycy nie protestują, organizacje pozarządowe tego nie zauważają. Śmierć chrześcijanina - niemal zawsze z rąk muzułmanów – nie oburza mass mediów. Co innego nieszczęścia wyznawców islamu – to powinno nas poruszać. Nikt nie zauważa, że to nie wyznawcy Chrystusa zgotowali im ten los, a muzułmanie żyjący w bardzo bogatych krajach arabskich, nie chcą przyjmować uchodźców. Zachodni ideolodzy i politycy, wszyscy ateiści lub zwolennicy schodzenia z wiarą w Chrystusa do podziemia, wymyślili sobie, że powinny to robić kraje europejskie. Nawet nie próbują nalegać na arcybogatych naftowych potentatów, by otworzyli drzwi imigrantom-współbraciom. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nikt z rządzących naszym kontynentem nie chce zastanowić się, co będzie z tymi krajami ogarniętymi konfliktami zbrojnymi, gdy odpłynie z nich potężna rzeka młodych ludzi – uchodźców? A może o to właśnie chodzi, by opustoszyć bogate m.in. w ropę kraje i rozpocząć potem ich kolonizację? Wtedy już bez chrześcijan; zostaną wcześniej wymordowani, by nikomu nie przeszkadzali ze swym staromodnym systemem wartości, ze swymi cnotami i szlachetnością, za co są gotowi nawet życie oddać...
Dlaczego i za czyją przyczyną świat staje dziś na głowie, kto ma w tym interes i jak to może się skończyć – o tym jest ta niezwykle aktualna, ważna i poruszająca książka. Kto chce dociec prawdy o co chodzi w konflikcie imigranckim, powinien zapoznać się z tą publikacją, której wielkim walorem jest także ponad 100 dramatycznych ilustracji będących wielokroć nawet trafniejszym komentarzem niż słowa. Wielki znawca tematu ks. prof. Waldemar Cisło, przewodzący polskiej sekcji światowej organizacji „Pomoc Kościołowi w potrzebie” kreśli genezą dzisiejszej hekatomby chrześcijan, stan faktyczny i środki ratunkowe. Ofiarami wojny są też muzułmanie, to prawda, ale to nie kto inny, jak bracia islamskich ofiar wciąż burzą świątynie i domostwa chrześcijan, mordują, gwałcą, palą, okaleczają, ścinają głowy, podkładają bomby. Część z nich jedzie potem, a raczej jest eksportowana, do Europy; kto z nich uchodźca, kto imigrant, kto terrorysta – nie sposób rozeznać. Faktem jest, że wojna została już zawleczona na nasz kontynent. Nadzieja na uzdrowienia upatrywana jest w Polsce, w Polsce katolickiej, rządzonej przez wyznawców Chrystusa, która pragnie uśmierzenia wojny w Syrii i okolicy, a nie podsycania i podtrzymywania walk dla pozyskiwania ropy i siły roboczej.
Niniejsza pozycja to 232 stron tekstu w trwałej, twardej oprawie.
Modlitwa św. Jana Pawła II za ludy i narody Bliskiego Wschodu 6
Kościół nie może zatracić swej tożsamości 11
Chrześcijaństwo na styku Azji, Europy i Afryki 15
Bliski Wschód – co 3 minuty ginie za wiarę nasz brat 63
Męczeństwo chrześcijan afrykańskich 111
Wyznawcy Jezusa na Dalekim Wschodzie 127
Źródła współczesnych prześladowań 133
Dyskryminacja chrześcijan w Europie Zachodniej 149
Nieszczęsne skutki Oświecenia 157
Polska bastionem wiary w Europie 167
Islam kontra Zachód 181
Islamski terroryzm – tragedia XXI wieku 193
Pomoc Kościołowi w Potrzebie 211
Ks. prof. Waldemar Cisło – niezłomna posługa 226
Jako dyrektor polskiej sekcji Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie jeździ ksiądz po krajach Bliskiego Wschodu, w których żyją chrześcijanie. Spotyka się ksiądz z nimi, rozmawia, poznaje ich problemy, zna ich sytuację z autopsji. Proszę powiedzieć, kiedy i gdzie zaczęły się właściwie najnowsze prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie?
Ostatnia eskalacja prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie związana jest z interwencją wojsk koalicyjnych w Iraku. Pamiętamy rok 2003 i ówczesną bardzo mocną akcję dyplomatyczną USA i ich sojuszników (głównie Wielkiej Brytanii) zmierzającą do wywarcia nacisku na przywódcę Iraku Saddama Husajna. Św. Jan Paweł II robił wszystko przy użyciu dyplomacji watykańskiej, osobistych kontaktów, rozmaitych nacisków dyplomatycznych i każdych innych, i wzywał do końca, by nie wywoływać tego konfliktu i tej interwencji. Z czego wynikało to jego dążenie do uspokojenia politycznych nastrojów? Wynikało z jakiegoś wielkiego wyczucia wartości pokoju, w tym również pokoju religijnego.
Pamiętajmy, że Jan Paweł II był papieżem dialogu religijnego. Pamiętajmy, że to był papież, który w Asyżu zgromadził wyznawców różnych religii. Pamiętajmy, że to był papież, który miał doświadczenie komunizmu. Pamiętajmy, że to był papież, który miał ogromny szacunek dla wyznawców judaizmu i wielu innych religii i ogromne wyczucie specyfiki Bliskiego Wschodu. Ojciec Święty odwiedził Damaszek, odwiedził Ziemię Świętą. Pamiętamy nawet, że był krytykowany, kiedy ucałował Koran. Wiemy też, że to jego otwarcie na inne religie nie wszystkim się podobało, były liczne głosy krytyczne. Dla mnie jednak to był papież, który pokazał na przykładzie Asyżu, jaką wartość ma dialog międzyreligijny i jak dobre rzeczy z niego wynikają. Dzisiaj Asyż jest pewnego rodzaju symbolem, że Kościół katolicki w osobie jego głowy potrafi się otwierać na inne religie. Robert Spaemann, filozof niemiecki, człowiek bardzo znany, bardzo ceniony, wyważony filozof i etyk, mówił, że Kościół dzisiaj na tolerancji może tylko zyskać, a nie tracić. I myślę, że całe postępowanie Ojca Świętego na to właśnie wskazywało – tolerancja religijna jest wartością, a nie obciążeniem.
Wróćmy jednak do głównego wątku: dlaczego Ojciec Święty był tak mocno zainteresowany utrzymaniem pokoju na Bliskim Wschodzie w 2003 r. i starał się nie dopuścić do interwencji w Iraku?
Spójrzmy na skutki interwencji w tym kraju, one pokazują, jak bardzo prorocze było spojrzenie papieża. Po pierwsze pamiętajmy, że islam nie jest monolitem. Są w nim sunnici, szyici, wahabici i jeszcze wiele innych odłamów. Wiemy, że nie żyją one ze sobą w pokoju. Znajdziemy wioski na Bliskim Wschodzie, gdzie chrześcijanie żyją w zgodzie z sunnitami, szyitami, jazydami i przedstawicielami wielu innych religii, które tam występują. Natomiast nie znajdziemy wiosek, gdzie w pokoju żyliby sunnici z szyitami. Islam jest wewnętrznie podzielony, skłócony i skonfliktowany.
Dochodzi do tego nastawienie świata arabskiego, świata islamskiego do chrześcijan czy generalnie do Zachodu. Powszechne jest tam przekonanie, że Zachód to krzyżowcy, chcący znowu podporządkować sobie wyznawców islamu i prześladować ich za wiarę. Wynika to niestety z historycznych doświadczeń. U islamistów z Bliskiego Wschodu – Iraku, Syrii, Jemenu – silne jest przeświadczenie, że krzyżowcy przyjechali walczyć z nimi i z ich braćmi.
Amerykańska interwencja w Iraku w 2003 r. wbrew oczekiwaniom doprowadziła do konsolidacji świata islamskiego, mimo wcześniejszych różnic, zadrażnień i konfliktów. Tutaj wychodzi to, co papież Jan Paweł II rozumiał, a czego Amerykanie nie byli w stanie pojąć. W świecie islamu, i to nie tylko na Bliskim Wschodzie, wytworzyło się takie myślenie, że oto nasi bracia znów są bici przez chrześcijańskich krzyżowców z Zachodu. Stąd należy odłożyć spory i zapomnieć o różnicach, zjednoczyć się i wspólnie wystąpić przeciwko agresorom.
Oczywiście, z polskiego punktu widzenia, stwierdzenie, że Francja, Niemcy czy Belgia są krajami chrześcijańskimi, może wywołać lekki uśmiech, niemniej jednak z tamtej perspektywy Europa i Stany Zjednoczone to chrześcijańscy krzyżowcy. Więc najprostszą formą reakcji jest podjęcie walki z obcymi. Obcymi podwójnie: narodowo i religijne.
Pojawienie się wspólnego wroga zawsze konsoliduje społeczność.
To mechanizm znany od dawna. Jak mamy wspólnego wroga, to jest łatwiej, interwencja z zewnątrz jednoczy nawet podzielone społeczeństwo. Na Bliskim Wschodzie mamy do czynienia z takim właśnie zjawiskiem. Tutaj dochodzimy do genezy nieszczęść, jakie dotknęły bliskowschodnich chrześcijan. Oto islamscy sąsiedzi potraktowali ich jako kolaborantów z najeźdźcami. Inna sprawa, że zachodnie wojska często – dziś wiemy, że nie było to roztropne – wykorzystywały miejscowych chrześcijan w charakterze tłumaczy czy przewodników. Tym ludziom po prostu łatwiej można było zaufać. Gdy jednak zachodnie kontyngenty wyjechały, niechęć muzułmanów skupiła się na tych nieszczęsnych ludziach. Wielu z nich zamordowano w bestialski sposób za kolaborację z wojskami okupacyjnymi, wielu uwięziono, wielu pobito lub wygnano. Rok temu byłem w Bagdadzie i spotkałem się ze zwierzchnikiem Kościoła chaldejskiego, patriarchą Louisem Sako. Jeździliśmy ulicami irackiej stolicy, mijaliśmy, zasieki, punkty kontrolne, checkpointy. Zapytałem pewnego razy, czy są zadowoleni z tego, co zrobiły tu wojska koalicyjne. Odpowiedział: „Często chrześcijanie są postrzegani jako ci, którzy kolaborują z rządem. Tak było przy Arabskiej Wiośnie, tak było w wielu innych momentach. Tyle że to nieprawda, ponieważ chrześcijanie jako mniejszość nie mają wpływu na politykę i wynik wyborów. Są więc posłuszni tej władzy, która akurat rządzi. Oczywiście, wcześniej nie było pełnej wolności, brakowało wielu swobód obywatelskich, a z powodu międzynarodowego embarga brakowało leków i innych dóbr, niemniej jednak nie było wojny, śmierci i niepewności jutra. Nie było tak, że dziś ludzie nie są pewni, czy jak poślą swoje dziecko do szkoły, to czy ono wróci”.
Patriarcha podał przykład pewnej rodziny z Bagdadu: ktoś porwał im małą dziewczynkę. Po jakimś czasie dostali telefon od porywaczy, że mają ich córeczkę. Matka, jak każda matka, zaklinała na wszystkie świętości i prosiła, żeby oddali jej dziecko. Że zbierze każde pieniądze na okup. Ale w słuchawce usłyszała: „My nie chcemy waszych pieniędzy. My chcemy, żeby wam serce pękło”. I po kilku dniach na ulicy znalezione zostały sprofanowane, zgwałcone, zakrwawione zwłoki tego dziecka. Wyobraźmy więc sobie, jak ci ludzie żyją w takich warunkach. (…)
Przejdźmy teraz do sytuacji chrześcijan w Egipcie. Oni także mają za sobą długą historię.
Egipt to Matka Męczenników. Od 258 r. tamtejsi chrześcijanie mają swój kalendarz, bo tylu aż było tam męczenników, że po prostu stworzono dla nich odrębny kalendarz. Kościół egipski jest takim znamiennym przykładem dla nas, chrześcijan. Gdy bowiem muzułmanie się zbliżali, kiedy podbijali Egipt, to chrześcijańscy Koptowie byli skłóceni ze sobą zamiast dbać o obronę przed zagrożeniem. Niektórzy się wręcz ucieszyli, że okupant nadchodzi. Później się okazało, że było to niestety fatalne dla tego Kościoła, który był wtedy Kościołem kwitnącym, pięknym. Kiedyś przecież synonimem Egipcjanina był Kopt. Dzisiaj Koptowie są mniejszością. Egipt liczy około 90 milionów mieszkańców, ale – i to też jest forma dyskryminacji – nie podaje się oficjalnej liczby katolików. Można ich rozpoznać np. po imieniu, ale szacunki wahają się od 8 do 15, a nawet więcej milionów prawosławnych Koptów. Ich papieżem jest teraz Tawadros II, który ma zupełnie inne nastawienie do Koptów katolickich, bo tutaj z kolei mamy około 300 tys. Koptów katolików. Trzeba powiedzieć, że ten katolicki Kościół koptyjski, mimo że tak mały, to prowadzi w Egipcie ponad 100 szkół, kilkadziesiąt szpitali i przychodni. Właśnie z tego powodu, żeby pokazać muzułmanom, że oni się troszczą o ich dzieci, troszczą się o chorych i nigdy nie pytają, czy ktoś jest chrześcijaninem czy muzułmaninem, jeśli zachodzi konieczność udzielenia pomocy.
Koptowie egipscy mieszkają w jakiejś części kraju czy są rozproszeni?
Mamy kilka diecezji, np. ja dość dobrze znam diecezję Asjut, to jest o cztery godziny jazdy od stolicy kraju. Nie tak dawno byliśmy w Szarm el-Szejk. Odbyło się tam poświęcenie przepięknego kościoła. Zawoziłem nawet obraz Jezusa Miłosiernego i ornaty do tego kościoła. Mówiąc dokładnie, były to kapy, bo oni mają trochę inny strój liturgiczny, ale lubią nasze kapy liturgiczne. Jest tam przesympatyczny biskup Tewfik, szczuplutki jak anorektyk, bo jest ciężko schorowany. Zawsze jest mu zimno, bo jest taki wysuszony. Ale to przesympatyczny człowiek, był w Polsce. On był świadkiem, jak zmieniały się relacje między Kościołami po śmierci patriarchy Szenudy i po nastaniu Tawadrosa.
A zatem egipski katolicki Kościół koptyjski nie jest liczny, ale dobrze zorganizowany.
Tak, dużo pracują, by troszczyć się o swoich wiernych. Oczywiście jest tam bardzo wiele problemów. Przykładowo, Koptowie mają duże kłopoty ze wznoszeniem czy remontowaniem świątyń. Do tego, żeby zbudować kościół czy świątynię chrześcijańską, potrzebna była zgoda prezydenta. A meczet można było budować od razu. Więc to znowu taka forma dyskryminacji. Często też muzułmanie, gdy dowiedzieli się, że planowany jest wykup jakiejś działki pod budowę kościoła, budowali tam meczet, a w pobliżu meczetu nie wolno budować innych świątyń czy obiektów kultu…
Inny problem to porwania młodych Koptyjek i wydawanie ich na siłę za mąż za muzułmanów. Żeby odwieść je od ucieczki, często robi się tym dziewczynom upokarzające zdjęcia, a potem grozi, że jeżeli będzie chciała wrócić do domu, to fotografie zostaną upublicznione. To są ludzkie tragedie. Te kobiety są zniewolone, są uwięzione, boją się wrócić do domu, a nawet gdyby, to rodzina może ich nie przyjąć, bo uważają, że dziewczyna jest już zhańbiona. Więc ona musi żyć z tym, za kogo została wydana bez swojej zgody, bez jakiegokolwiek zapytania.
A jak na sytuację Koptów wpływa skomplikowanej sytuacji politycznej Egiptu?
Jak pamiętamy, Arabska Wiosna w Egipcie rozpoczęła się od manifestacji na placu Tahrir w Kairze. Na początku było to dosyć sympatyczne. Gdy np. młodzi muzułmanie modlili się w piątek, to młodzi chrześcijanie otaczali ich kołem, żeby nikt ich nie atakował, nikt nie strzelał. Z kolei, kiedy chrześcijanie modlili się w niedzielę, to muzułmanie otaczali ich takim kordonem. Było więc trochę takich pozytywnych oznak. Potem jednak do władzy doszło Bractwo Muzułmańskie. Położyło ono czapę ideologiczną na Arabskiej Wiośnie i stało się to, co się stało. Okazało się mianowicie, że niestety jedynie silna ręka dyktatora jest w stanie utrzymać w kraju względny spokój.
W Egipcie narastały problemy. Turystyka upadła, więc dochody bardzo zmalały, zaczęła drożeć żywność, tam jedynie gaz i chleb sprzedawany na ulicach jest subsydiowany, więc ich ceny zostały utrzymane, ale ceny pozostałych towarów mocno wzrosły. Opowiadał nam tam pewien człowiek, że gdy pracował w ambasadzie to zarabiał 500 dolarów miesięcznie. Teraz pracując na dwóch różnych etatach zarabia 130 dolarów, z czego musi utrzymać rodzinę, swojego kalekiego brata i siebie. Natomiast ceny – mówił – wzrosły wielokrotnie. Problemem jest oczywiście bezrobocie, które jest wysokie. A gdy brakuje pracy, to pojawiają się rozmaite problemy typu alkoholizm, narkomania, przestępczość i wiele innych.
Zarówno zwierzchnika Kościoła koptyjskiego prawosławnego, jak i katolickiego tamtejszy prezydent wciągnął do grupy, która miała tworzyć nową konstytucję, były więc potem podejrzenia o kolaborację z rządem. Za przynależność do Bractwa Muzułmańskiego wprowadzono karę śmierci, a ono samo zostało zdelegalizowane. Pewnie to uchroniło Egipt przed takimi sytuacjami, jak powstanie Państwa Islamskiego. No niemniej jednak sytuacja jest dosyć napięta, dosyć niestabilna.
Odwiedza ksiądz Egipt, spotyka się z tamtejszymi katolikami, zawozi im pomoc. Jak wygląda codzienne życie egipskich chrześcijan?
Jak trudno jest żyć Koptom, pokazuje chociażby taki obrazek: chrześcijankom jadącym metrem obcięto włosy, bo były bez nakrycia głowy… Widzimy więc, jaka jest tam sytuacja, mimo że Egipt wydaje nam się cywilizowanym krajem. Oczywiście jest też inny, znany problem: słynna szkoła uwodzenia kobiet, seksturystyka. Niestety wiele Europejek, w tym Polek, się na to nabiera. Teraz jest mniej wyjazdów turystycznych do Egiptu, więc zjawisko ma może nieco mniejszą skalę, ale ciągle istnieje. Jak opowiadał mi konsul, największa różnica wieku w wakacyjnym związku była taka, że pani miała 70 lat, a chłopak dwadzieścia kilka, ale to była ponoć miłość jej życia.
Młodzi Egipcjanie najczęściej niestety traktują to jako możliwość wyrwania się ze swojego kraju i otrzymania legalnego pobytu w Europie. Wiele naszych pań gdzieś tam nabierze się na miły, sympatyczny uśmiech kolegi z Egiptu poznanego na plaży, który przyniesie jej drinka czy grzecznie się zachowa. Później dostają listy, że siostra chora, że potrzeba 100 euro na leki, potem że mama umiera, to są takie sprawdzone metody. W Egipcie jest nawet szkoła podrywania Europejek, więc oni wiedzą, jak to robić.
Ciekawa rzecz: pamiętajmy, że Egipt w latach 1970. miał ludność porównywalną z Polską. Dzisiaj Egipt ma około 100 milionów mieszkańców, my mamy 37, więc tam polityka prorodzinna jakoś lepiej funkcjonuje i widzimy, że to jest też bardzo istotny element życia społecznego. Mamy też takie miejsca, jak Dzielnica Śmieciarzy w Kairze. Mieszka tam dużo chrześcijan Koptów. Są tam fabryki recyklingu, gdzie na parterze dokonuje się selekcji śmieci, czasami nawet takich przywożonych ze szpitali. Mogliśmy zobaczyć, że pracująca przy selekcji matka nosi dziecko cały czas na ręku, po to, by nie stąpało po opatrunkach czy strzykawkach. A na górnych piętrach mieszkają ludzie. W dzielnicy tej mieszka też polski rzeźbiarz Mariusz, który wyrzeźbił w skale w koptyjskich kościołach Ewangelię w obrazach. Przepiękne, potężne rzeźby skalne. Odbywają się tam modlitwy, można powiedzieć ekumeniczne, bo przychodzą i katolicy, i prawosławni, i muzułmanie. Raz miałem okazję wziąć udział w takiej modlitwie i faktycznie: obecni byli i prawosławni, i muzułmanie, wszyscy tam przychodzą i się wspólnie jednoczą.
Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że Kopta można zazwyczaj rozpoznać po tym, że ma na nadgarstku wytatuowany krzyż. Wzięło się to z tego, że kiedy podczas prześladowań chrześcijan mordowano rodziców, a zostawało małe dziecko, które nie umiało mówić, to przynajmniej po krzyżu można było rozpoznać, że jest to chrześcijańskie dziecko i tak je należy wychowywać. Również dzisiaj można sobie w Dzielnicy Śmieciarzy wytatuować krzyż. Kościół próbuje pomóc tym nieszczęsnym ludziom z Dzielnicy Śmieciarzy. Wsparliśmy wybudowanie na pustyni specjalnego ośrodka dla nich. Nam wszystkim Egipt kojarzy się z tanimi wakacjami i Morzem Śródziemnym. Tymczasem ubodzy mieszkający w Kairze nie mieli nawet szansy, by kiedykolwiek pojechać na wakacje czy zobaczyć morze. Kościół zorganizował więc dużą akcję pomocy, polegającą na stworzeniu ośrodka dla dzieci, tak aby przynajmniej raz w roku wyjechały na tydzień z tych śmieci, smrodu, zarazków i odpoczęły w innych warunkach niż te, w których żyją na co dzień. Taki właśnie jest dzisiejszy Egipt. Mamy w nim i ciekawą historię, i piękne zabytki, ale także terroryzm i rosnące zagrożenie, bo słyszymy o zdarzających się co jakiś czas zamachach. Widzimy napięcia pomiędzy muzułmanami a Koptami.
Arabska Wiosna, okrzyknięta przez wielu dziennikarzy początkiem zmiany świata islamu, przyczyniła się do pogrążenia niektórych krajów w chaosie. Coś, co początkowo było internetowym spontanicznym ruchem społecznym ludzi, którzy rzeczywiście chcą zmian na lepsze, zostało zawłaszczone przez radykalne organizacje takie jak ISIS czy Bractwo Muzułmańskie. (…)
Skąd właściwie biorą się radykalne postawy u muzułmanów? Co skłania ludzi do wysadzenia się w powietrze i zabicia jak najwięcej „niewiernych”?
Być może wynika to z zasad wychowania. W krajach islamskich, takich jak Arabia Saudyjska, Pakistan czy Iran, od najmłodszych lat dzieciom wpaja się przekonanie, że żyd to bezbożnik, a chrześcijanin to wyznawca wielu bogów (Trójca Święta dla muzułmanów nie jest jednością). Mówił o tym wielokrotnie patriarcha Kościoła chaldejskiego abp Louis Sako. Inna obelga to „krzyżowiec”. Zamachowcy-samobójcy, wysadzając się w powietrze, często krzyczą „Śmierć krzyżowcom!”. W tradycji islamu od dawna silnie zakodowane jest przekonanie, że Zachód to wróg, chrześcijaństwo to wróg i trzeba je zniszczyć. Odpowiedzialność za wspomniany już zamach bombowy w Manchesterze wzięło na siebie Państwo Islamskie, oświadczając, że – uwaga – „30 krzyżowców zostało zabitych, a 70 rannych”. Tak oto zabite na koncercie nastolatki nazwano krzyżowcami…
Wszystkie zamachy, o których wspomnieliśmy, w mniejszym czy większym stopniu były motywowane religijnie. Ale czy Koran w ogóle dopuszcza takie zachowania? Czy też szerzenie islamu przez zabijanie innowierców to wyłącznie idea zrodzona w chorych umysłach muzułmańskich radykałów?
Sięgnijmy do początków, czyli do czasów proroka Mahometa. Koran był pisany w dwóch okresach, w Mekce i Medynie. W Mekce, gdzie objawienie Koranu zostało przyjęte entuzjastycznie, Mahomet mówił, że „ludy Księgi [czyli żydzi i chrześcijanie – przyp. red.] znajdą litość u Allaha” ze względu właśnie na wyznawaną przez siebie wiarę w Księgę. Taka jego postawa była motywowana także tym, że islam był wtedy jeszcze słaby i dopiero się rozwijał, a Mahomet poważnie obawiał się o jego przyszłość. Drugi okres objawienia Koranu miał miejsce w Medynie. Tam trudniej przyjmowano nauczanie Mahometa. Prorok spotkał się tam z dużą niechęcią, a mieszkańcy uważali nawet, że nie jest do końca zdrowy psychicznie. W takiej sytuacji Mahomet sięgnął po miecz, więc nauczanie z tego okresu jest więc znacznie bardziej radykalne niż to z czasów Mekki. Dodajmy jeszcze, że w islamie obowiązuje zasada, że wersety późniejsze znoszą wcześniejsze, a to oznaczałoby, że cały tekst napisany w Mekce jest nieaktualny. A zatem wszystko to, co Mahomet wcześniej powiedział o szacunku do chrześcijan i żydów, zostało zanegowane przez późniejsze stwierdzenia. Możemy to nazwać grzechem pierworodnym islamu – stosowanie i akceptowanie przemocy przy szerzeniu wiary. Mahomet mówił o szacunku dla ludów Księgi, ale w polskim tłumaczeniu Koranu pojawia się inne zdanie, wypowiedziane przez niego w okresie medyńskim: „Jeżeli masz przyjaciół wśród chrześcijan i żydów, nawróć ich. A jeśli nie chcą się nawrócić, to gnęb ich”. W przekładach na inne języki, np. angielski, jest to jeszcze dosadniej sformułowane. Jeżeli tak napisano w świętej księdze islamu, to nic dziwnego, że w religijnej praktyce mamy taką sytuację, jaką mamy.
W islamie funkcjonuje też prawo oszustwa niewiernego. Pozwala ono w stosunku do innowiercy czynić wszystko, jeżeli to służy religii. Można go oszukiwać, okłamywać, okradać, pod warunkiem, że służy to islamowi. Świetnym potwierdzeniem tego jest Arabia Saudyjska, gdzie zdarzało się, że europejscy czy amerykańscy przedsiębiorcy otwierali swoje firmy, a potem ich stamtąd wyrzucano, uprzednio odebrawszy majątek. W 2013 r. ambasador Egiptu zwrócił się do nas z informacją, że jest pewien szejk, który chce rozmawiać na temat sytuacji chrześcijan w Egipcie po Arabskiej Wiośnie Ludów i obaleniu rządów prezydenta Muhammada Mursiego. Zamierzaliśmy więc zorganizować konferencję na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, zaprosić szejka oraz biskupów z Egiptu. Okazało się, że wielu egipskich biskupów, do których się zwróciliśmy, odmówiło, twierdząc, że wiedzą, co ów szejk powie. A powie to, co gospodarze będą chcieli usłyszeć, a nie to, co jest stanem faktycznym. To pokazuje, w jaki sposób funkcjonują muzułmanie w kontaktach z przedstawicielami innych religii. Wszystko, co służy islamowi jest akceptowalne bez stosowania kategorii moralnych.
To, jak radykalni islamiści podchodzą do innowierców (a nawet muzułmanów wyznających inny nurt islamu) pokazuje sytuacja na Bliskim Wschodzie, na terenach zajętych przez siły tzw. Państwa Islamskiego. Tam w praktyce możemy zobaczyć, jaki jest stosunek wyznawców Proroka do wyznawców innych religii.
Teoretycznie ludy Księgi powinny mieć prawo do życia w krajach zdominowanych przez islam. Tymczasem w praktyce widzimy wyraźnie, że tak nie jest. Odwołam się do nie tak dawnego przykładu z irackiego Mosulu, w którym mieszkali chrześcijanie. Najpierw obiecano im opiekę. Powinni zapłacić kontrybucję w ustalonej wysokości, ale będą mogli pozostać w swoich domach. Któregoś jednak dnia, zupełnie bez ostrzeżenia, spędzono ich do meczetów, przeszukano, ograbiono, a następnie wypędzono z miasta tak jak stali. Uważam, że w islamie teoria to jedno, a praktyka drugie. U muzułmanów można zauważyć taki oto mechanizm: gdy są w mniejszości, to starają się zachowywać pewne formy i pokazują w miarę sympatyczną twarz. Gdy natomiast przeważają liczebnie, przyjazne oblicze znika i pojawia się agresja. Widać to też u nas, w Europie. Wraz ze wzrostem liczebności muzułmańskich społeczności w poszczególnych krajach rosną ich roszczenia i agresywność. Domagają się miejsc pracy, socjalnych mieszkań, opieki społecznej, darmowych szkół, respektowania zasad islamu itd., itd.
Miałem okazję rozmawiać kiedyś z Polakiem mieszkającym w Manchesterze. Opowiedział, że parę lat temu pojawił się tam problem, z którym musiały się zmierzyć miejscowe władze i społeczność. Otóż dyrektorami większości szkół w mieście byli muzułmanie, którzy niejako automatycznie zaczęli wprowadzać do swoich placówek kulturę i pewne zwyczaje islamskie. Na tym tle powstał spór, bo niemuzułmanie twierdzili, że brytyjskie szkoły państwowe powinny uczyć brytyjskich wartości, a nie wartości islamskich. Tyle że spór bardzo szybko się skończył, bo nikt nie był w stanie określić, czym są owe wartości brytyjskie…
Wartości brytyjskie są wartościami chrześcijańskimi i należałoby przyznać, że budujemy na Ewangelii. A ponieważ nikt się do tego nie chce przyznać, albo boi się do tego przyznać, to efekty mamy takie, jakie mamy. I to jest jedna z przyczyn tego, co się dzisiaj dzieje w Europie. Do lat 1960., 1970. muzułmanie szanowali Europę, bo była chrześcijańska. Teraz, gdy stała się w dużym stopniu niewierząca, traktują ją jak ziemię, którą trzeba zdobyć. I przynoszą tu to, co w ich przekonaniu jest najlepsze – czysty, zaangażowany islam, bo tylko on może tę chorą moralnie Europę uzdrowić.
Islamiści rzeczywiście zarzucają nam, że nasz kontynent i w ogóle cała zachodnia cywilizacja jest „chora moralnie”. Przyznając im rację, sami się osłabiamy. Może nie należy wzmacniać argumentacji wrogich nam radykałów?
Coś jednak jest na rzeczy z tym zarzutem. Posłużę się tutaj wymownym przykładem. Ważnym wydarzeniem w kontekście tego, o czym rozmawiamy, był zamach na redakcję francuskiego tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”. Po raz pierwszy doszło tam do starcia się ze sobą dwóch fanatyzmów: islamskiego i ateistycznego, bo tygodnik ten ma wymiar zdecydowanie ateistyczny. To pokazało, jak głębokie jest niezrozumienie przez Europejczyków tego, co się dzieje. Bo jeśli jest czasopismo, które obraża uczucia religijne, kpi z tego, co święte dla żydów, chrześcijan, muzułmanów i świadomie prowokuje, to jakiej reakcji można się spodziewać? Podkreślę, że redakcja była wcześniej ostrzegana, że jej prowokacje mogą się źle skończyć, proszono, by nieco spuścili z tonu, ale oni szli w zaparte. Doszło wreszcie do zamachu 7 stycznia 2015 r., a w redakcji zginęło 17 osób. Nie znaczy to oczywiście, że popieram zamach, ponieważ dokonano go na wojujących ateistach, broń Boże, to dla wszystkich droga donikąd. Prezydent François Hollande w publicznym oświadczeniu pod redakcją powiedział, że „to był zamach na świeckie państwo”. To też pokazuje, że tak naprawdę nie rozumiemy, co się dzieje i do czego dochodzi. Bo co znaczy „świeckie państwo”? Świeckie państwo daje równość wszystkim obywatelom, i wierzącym, i niewierzącym, i w żadnym wypadku nie powinno się zgadzać na obrazę uczuć religijnych.
Po tym wystąpieniu prezydenta Hollande’a zaczęło się pojawiać słynne hasło „Je suis Charlie” (co znaczy „Jestem Charlie”). W niedzielę po zamachu w Paryżu odbył się wielki marsz poparcia dla redakcji tygodnika i ofiar ataku. Wzięło w nim udział wielu przywódców państw europejskich. Wszędzie pojawiało się hasło solidarności z redakcją, „Je suis Charlie”. Zastanówmy się chwilę, jak odczytać te słowa. Przecież dano jasny przekaz, i to nie tylko ekstremistom islamskim, ale wszystkim muzułmanom, że Europejczycy, a przynajmniej przywódcy największych krajów zachodnich, identyfikują się nie z ofiarami zamachu, tylko z obrazą uczuć religijnych, której regularnie dopuszczało się pismo. Nota bene media poinformowały następnego dnia, że 4 mln ludzi potępiło to, co się dokonało w redakcji „Charlie Hebdo”. Te same media podały też, że w samej Francji w internecie 12 mln ludzi pochwaliło zamach. A zatem trzy razy więcej ludzi stanęło po stronie zamachowców niż po stronie ofiar!
Opinie o produkcie (2)
MariaŁowczak
ŚW.PRAWDA=AMEN
poleszuk
Poruszająca książka,w przystępny sposób podane informacje niejednokrotnie zupełnie mi nie znane, szczególnie wskazane dla osób zupełnie nie zorientowanych w sprawach bliskiego wschodu.Nie ze wszystkim się zgadzam ale na pewno jedna z bardziej wartościowych pozycji jakie ostatnio czytałem.