O Polsce, czyli o wypełnianiu i obronie przestrzeni obywatelskiej rozmowa.

Nasi autorzy

O Polsce, czyli o wypełnianiu i obronie przestrzeni obywatelskiej rozmowa.

Panowie a bracia, mnie miłościwie łaskawi! Trudno milczeć, gdy boli, trudno nie wołać w złej tóni, trudno też nie wzdychać w niewoli. W jednej łodzi siedzimy, wiatry przeciwne mamy, wełny [fale] biją, maszty łómią, żagle drą, morscy rajtarzy na łódź szturmują, nas dobywają, ognie miecą, łódź palą, na patrona godzą: żeglarze śpią. Ja, ginąc, na was: «Rata!» – wołam, których wszytkich pomoc wielka, z osobna każdego mała moc w tej łodzi jest. «Cóż wołasz?» – rzeczecie. To: wszyscy do sztyru [steru] bieżcie, masztu strzeżcie, żagle na tramontanę [wiatr północny] naciągajcie, na lewo ku Niemcom nie uchodźcie, wiatrów zachodnich sie bójcie, polskimi pływajcie, ku portu sztyr dzierżcie, oręża na rajtary dobywajcie, patrona bróńcie, żeglarza ze snu obudźcie! Inak wszyscy jedną plagą ze mną zginiecie.

Tak, od wezwania do ratunku naszej wspólnej łodzi, Rzeczypospolitej, zaczyna się Quincunx, traktat polityczny „przez Stanisława Orzechowskiego Okszyca z przemyskiej ziemie za kolędę posłom koronnym do Warszawy na nowe lato Roku Pańskiego 1564 posłany”.

Dlaczego jednak cytujemy tutaj, na wstępie rozmów Leszka Sosnowskiego z profesorem Krzysztofem Szczerskim te słowa, o 451 lat w czasie od nas oddalone?

Na początek dlatego, by przypomnieć, w jaką tradycję wpisuje się tom, który wydawnictwo Biały Kruk oddaje w Państwa, Czytelników, ręce. Ta długa i ważna dla Rzeczypospolitej tradycja: poważnej, nacechowanej troską o wspólne dobro rozmowy, zaczyna się od formy dialogu politycznego, który wprowadził do języka polskiego właśnie Stanisław Orzechowski.

Oczywiście, wiemy, wcześniej był Mikołaj Rej i jego Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem, którzy i swe i innych ludzi przygody wyczytają, a takież zbytki i pożytki dzisiejszego świata, wydana w oficynie Macieja Szarffenberga w Krakowie w roku 1543. Tu już słychać było zatroskanie o stan obyczajów i instytucji w Rzeczypospolitej: o przekupstwo w sądach, uciemiężenie słabych, karierowiczostwo (także wśród duchownych), o zbytek w nowobogackich dworach i stanowczo już zbyt daleko posunięte „grillowanie”, lekceważące w imię prywatnej wygody wszelkie dobro publiczne. I tu już pojawiało się wezwanie do naprawy. Jednak dopiero Stanisław Orzechowski, osiem lat młodszy od Reja (urodził się w 1513 roku), Rusin z rodu, ksiądz – żonaty, trochę awanturnik, pogromca różnowierców, mistrz słowa polskiego i wychowawca wielu kolejnych pokoleń szlachty, wyznaczył wzór publicystyki politycznej w naszym języku. Stworzył go Orzechowski herbu Oksza w napisanym w listopadzie roku 1562, a wydanym w lecie 1563 roku Dyalogu albo Rozmowie około egzekucyjej Polskiej Korony. Wcześniejsze swoje dzieła drukował po łacinie, którą władał jak mało kto w ówczesnej Europie.

W roku 1562 już jednak, przypomnijmy, Mikołaj Rej w swoim zbiorze zatytułowanym Źwierzyniec opublikował (w wierszu Do tego, co czytał) te zobowiązujące słowa: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, / Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają!”. No i już mieliśmy ten język! I nie wahaliśmy się go używać – do krytycznego opisu czasów i do dyskusji o programie naprawy. Co prawda Andrzej Frycz Modrzewski drukował swoje wielkie dzieło O naprawie Rzeczypospolitej (w 1551 i 1554) jeszcze po łacinie. Ale już dekadę później przecież, rok po Rejowej deklaracji, że swój język mamy, Jan Kochanowski pisał, a w 1564 roku wydał swój dedykowany królowi Zygmuntowi Augustowi poemat polityczno-satyryczny (jak sam tytuł wskazuje): Satyr albo dziki mąż. I jak w nim pięknie narzeka na upadek obyczajów, zniewieścienie rodu męskiego, zaniechanie rycerskiej cnoty, szukanie zagranicznych nowinek i zaniedbanie własnych szkół! Samym handlem i rozrywkami się nie obronimy, przestrzegał Satyr Kochanowskiego. A w następnym, 1565 roku, zaczął już mistrz z Czarnolasu pisać swoją Odprawę posłów greckich (choć ogłoszona będzie dopiero w 1578). I te słowa, z niej zaczerpnięte, pamiętamy:

O nierządne królestwo i zginienia bliskie,

Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość

Ma miejsca, ale wszytko złotem kupić trzeba! …

 

Tyle dramatycznych słów, tyle groźnych przestróg pada, już po polsku, w tych latach między 1562 a 1565. Aż się dziwimy. Wydaje się, że słońce potęgi jagiellońskiej unii stoi wtedy u zenitu, Polska jest bogata jak nigdy wcześniej swoim eksportowym złotem – zbożem, kwitnie Wawel i życie dworskie w Krakowie, w Wilnie, we dworach wielkich i małych panów błyszczy cudowna kultura wolności, piszą właśnie Rej, Kochanowski, a jeszcze Andrzej Frycz Modrzewski, autorzy, z których po dziś dzień jesteśmy – słusznie – dumni. I wołają o upadku, widzą Polskę „w ruinie”, choć przecież tyle, nieskończenie więcej niż po roku 2010 było powodów, by widzieć rozkwit, a nie ruinę, potęgę, a nie katastrofę. A oni wołają o „nierządnym królestwie…”

Prof. Andrzej Nowak i prof. Krzysztof Szczerski podpisują Prof. Andrzej Nowak i prof. Krzysztof Szczerski podpisują "Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej"

Dlaczego? Cóż ich do tego pobudzało? Niewątpliwie rozpoczynający się właśnie potężny najazd Iwana IV Groźnego na wschodnie kresy jagiellońskiego domu. Już w lutym 1563 roku padł Połock, a wraz z tym blady strach co najmniej na mieszkańców Litwy. A do tego wciąż powracające najazdy tatarskich terrorystów spod znaku półksiężyca (Kochanowski kilka lat później poświęci lekceważeniu tego problemu swoją Pieśń V w księgach wtórych – O spustoszeniu Podola: „Wieczna sromota i niegrodzona / Szkoda Polaku! Ziemia spustoszona / Podolska leży, a pohaniec sprosny / Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny…”, kończącą się tym ostrzeżeniem, iż „Nową przypowieść Polak sobie kupi, / Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”).

A więc nic się nie zmienia? Wracają stare problemy w odnowionej formie? Spieramy się wciąż o stan Rzeczypospolitej, o jej bezpieczeństwo, o poziom jej aktualnych włodarzy, o wady społeczne i szanse ich przezwyciężenia. Robiliśmy to blisko 500 lat temu, robimy więc i teraz… Tylko o taką, niezbyt odkrywczą refleksję tu chodzi? Czy może o to, że wolno porównywać refleksję krytyczną, obywatelską, jaka odbywała się pod panowaniem Zygmunta Starego, królowej Bony i Zygmunta Augusta – do tej, która powstawała pod rządami Bronisława Komorowskiego, Ewy Kopacz i Donalda Tuska? A może próbuję tu zastosować taki chwyt retoryczny, że oto teraz Leszek Sosnowski z Krzysztofem Szczerskim rozmawiają o poważnych sprawach, tak jak niegdyś mogliby rozprawiać Mikołaj Rej z Janem Kochanowskim albo i z Andrzejem Fryczem Modrzewskim? A więc są w pięknym, na pewno nobilitującym towarzystwie te rozmowy?

Nie to tylko mam na myśli. Gdyby tylko o to chodziło, nie przywoływałbym tutaj Stanisława Orzechowskiego na patrona tych rozmów, tylko ograniczyłbym się do uznawanych powszechnie i z szacunkiem traktowanych „ponad podziałami” właśnie Kochanowskiego, Reja czy Modrzewskiego. Kochanowski wpisywał przecież swoją pięknie wyrażoną zdroworozsądkową mądrość staropolskiego gospodarza w wezwanie do ograniczenia konfliktów międzywyznaniowych; Modrzewski – choć strasznie surowy moralista chrześcijański, to jednak spierał się z Kościołem i chciał go mocno reformować (więc nie jeden dzisiejszy „reformator” mógłby go wziąć na sztandary, gdyby w ogóle coś o historii polskiej myśli wiedział). No a Rej, to już w ogóle gratka: przeszedł na kalwinizm, bo chciał większego wpływu na Kościół, większej autonomii gmin, „apostolskiej prostoty obrzędu”, a też i chłopów był gotów bronić przed wyzyskiem… To byłby bezpieczny, politycznie chyba poprawny patron. Przecież wybrali go już przed ponad dwudziestu laty Adam Michnik z księdzem Józefem Tischnerem i Jackiem Żakowskim, wydając wtedy nowe rozmowy, zatytułowane Między Panem a Plebanem (Znak 1994). Swoją drogą, ciekawe, że zabrakło w tym „odnowionym” Reju miejsca dla „Wójta” – dla głosu chłopa, głosu warstw nieuprzywilejowanych; był tylko Pan – redaktor Michnik oraz Pleban – ksiądz Tischner (bardzo zresztą krytyczny wobec innych „plebanów”), zaś redaktor Żakowski występował wyłącznie w roli dumnego gospodarza tej rozmowy. No cóż, tak czy siak, bezpieczniej byłoby dzisiaj przyznawać się do Reja.

Ale nie do Orzechowskiego! To przecież był „wstecznik”, głosiciel (jak to ujmowali zwolennicy prostych formuł z poradnika agitatora) „sarmackiej anarchii”, rzecznik „Polski wyznaniowej”, otwarty wyznawca teokracji, której najpełniejszy wykład dał właśnie w otwierającym ten wstęp Quincunxie.

I tu mamy kolejną odpowiedź na pytanie o przyczynę wyboru takiego patrona dla rozmów, które dalej następują. Przecież budzący szczególne zainteresowanie uczestnik tych rozmów, profesor Krzysztof Szczerski, „prawa ręka” nowego Prezydenta RP w sprawach polityki zagranicznej, już w trakcie kampanii prezydenckiej został zdemaskowany przez kolegę-profesora z Krakowa, Janusza Majcherka, jako otwarty zwolennik, a nawet zuchwały głosiciel państwa wyznaniowego. Pan „Gazety Wyborczej” nadał następnie temu oskarżeniu ciężar dowodu, który miał pogrążyć kandydaturę Andrzeja Dudy w wyborach. Skoro bliski współpracownik kandydata na prezydenta głosi państwo wyznaniowe, to skończymy w republice katolickich ajatollahów, przestrzegała „Wyborcza” i jej klony z „Newsweeka” czy TVN… Wiadomo. (Przypomnę, że chodziło o żartobliwy artykuł, który przed 10 laty Krzysztof Szczerski opublikował jako odpowiedź na ankietę krakowskiego pisma liberalno-konserwatywnego „Pressje”. Tematem ankiety było naszkicowanie w formie political fiction alternatywnych wizji Polski – gdyby nie było „okrągłego stołu” i budowy III RP. Inkryminowany Szczerski miał za zadanie opisać, jak wyglądałaby Polska w wersji fundamentalistycznej – i tak też zrobił). Otóż macie – podpowiadam – istotnym tropem w rozumieniu celu, do którego zdąża minister Szczerski, może być autor Quincunxa. Ten, który wzywał, by z wrogami katolickiej dominacji się nie patyczkować: „powroza na kacerza trzeba, nie pisma”. Oczywiście to już zainteresowani Czytelnicy z kręgu Rozmowy między Panem a Plebanem (tej z wydawnictwa Znak z 1994 roku) wiedzą i bez mojej podpowiedzi. Przecież obecny minister w Kancelarii Prezydenta rozmawia tutaj z zasłużonym wydawcą książki katolickiej. Rozmawia w prawdziwym gnieździe krakowskiego Ciemnogrodu, jakim jest Biały Kruk i jego autorzy: Jan Paweł II, Benedykt XVI, kardynał Stanisław Nagy, ksiądz profesor Waldemar Chrostowski, Adam Bujak – by wymienić tylko tych najgroźniejszych. To przecież wydawca tak niebezpiecznych ostatnio – i komentowanych z odpowiednimi wykrzyknikami w „słusznych” mediach – książek, jak tom analiz Wygaszanie Polski 1989-2015 czy zbiorowy głos biskupów w sprawie Ojczyzny – Polsko uwierz w swą wielkość. A Krzysztof Szczerski też nie przychodzi znikąd. Był wszak naprawdę w samym centrum drugiego gniazda ciemności w Krakowie: dwumiesięcznika „Arcana”, którym kierował nawet w gorące lata 2013-2014. Ksiądz Stanisław Orzechowski, powróz na kacerza, to na pewno dobry patron dla „takiego towarzystwa”…

 Prof. Krzysztof Szczerski prezentuje Prof. Krzysztof Szczerski prezentuje "Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej".

Na tego rodzaju figliku, na jaki w powyższym akapicie sobie pozwoliłem, nie warto jednak poprzestawać. Jeżeli proszę tutaj na patrona i świadka autora Rozmowy około egzekucyjej Polskiej Korony oraz Quincunxa, to nie dla przekomarzania się z niektórymi Czytelnikami tego wstępu, ale po to, by jak najbardziej serio zastanowić się nad głębszym tłem tej obywatelskiej refleksji, do jakiej nas zapraszają w roku 2015 Leszek Sosnowski i Krzysztof Szczerski.

Tak jak w księgach Orzechowskiego formą tej refleksji jest rozmowa. Słownik języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego, Niedźwiedzkiego (wydawany w latach 1900-1927), definiuje w tomie 5 (s. 654) rozmowę jako „rozmawianie, wzajemną wymianę myśli, rozprawę ustną, pogadankę, gawędę, dyjalog, dyskurs, konwersację”. I dodaje piękny przykład sensu tego słowa w użyciu księdza Piotra Skargi (pod nie jednym względem ucznia księdza Orzechowskiego, pod kilkoma – polemisty): „Wiele nam pomagają towarzystwa i rozmowy z ludźmi mądrymi”. Tak, o to tutaj chodzi: o zaproszenie do rozmowy ludzi mądrych.

U Orzechowskiego Dyalog – czyli pierwszy polski traktat publicystyki politycznej – toczy się między retorycznymi figurami „Papieżnika” i „Ewangelika”, do których dołącza „Gospodarz”. W rzeczywistości gospodarzem rozmowy jest sam ksiądz Orzechowski, a zaprasza do niej rzeczywistych posłów, którzy na najbliższym Sejmie mieli się spierać o właściwy kształt naprawy Rzeczypospolitej. Zaprasza także ich wyborców – wolnych obywateli. Mają zastanowić się razem nad tym: na czym polega prawdziwa „egzekucja”, czyli wykonanie, przywrócenie, odnowienia Królestwa Polskiego? W rozmowie, którą Państwo dostajecie teraz do ręki, wydawca z Krakowa, rzec można – wolny obywatel tej ziemi, zaprasza do rozmowy posła, nie figurę retoryczną, tylko prawdziwego polityka, z krwi i kości, by wspólnie przyjrzeć się stanowi Rzeczypospolitej, już III Rzeczypospolitej; żeby powiedzieć sobie, co ich, co nas boli i jak bólowi, a raczej jego źródłom, politycznym chorobom i społecznym patologiom, radzić. To jest współczesna rozmowa ziemianina z posłem. Wyborca pyta posła, przekazuje mu swój punkt widzenia. Wolny obywatel, zatroskany marnotrawstwem, zdenerwowany głupotą, która zbyt już się szarogęsi na publicznej scenie, pyta swojego w politykę zaangażowanego interlokutora o możliwości naprawy złego stanu. I Czytelnicy tej rozmowy są dzisiaj do niej także zaproszeni.

Nie chodzi jednak o samą rozmowę, ale o działanie, które wnioski z niej wynikające mają poprowadzić. To nie jest sztuka dla retorycznej sztuki. To nie byłoby nam potrzebne. To jest – w obu przypadkach: dialogów Orzechowskiego, i dialogu Sosnowskiego-Szczerskiego – namysł nad praktycznymi posunięciami, które mogłyby sprawić, byśmy się poczuli bardziej u siebie, w domu, a nie na pchanej gdzieś przez silniejszych tego świata platformie.

Platforma jest, jak sama nazwa wskazuje, formą płaską. Czy można zamknąć na platformie aktywność obywatelską? Nie, obywatel potrzebuje przestrzeni do swego działania, do swej wolności, nie spłaszczającej partii-platformy. Krzysztof Szczerski i Leszek Sosnowski szukają tej przestrzeni, wskazują na konieczność jej przywrócenia – żeby Polska była Polską. Podzielają bowiem ten fundamentalny dla Orzechowskiego i wychowanych na jego lekturze obywateli (I) Rzeczypospolitej pogląd, iż polskość bez wolności obyć się nie może. Ale to wcale nie jest, nie może być amoralna wolność przemocy silniejszego nad słabszym. To właśnie Orzechowski najmocniej piętnował. Pisał, że to w pogańskiej wersji państwa ostatecznie liczy się tylko władza, realizuje się to tylko, co dla niej wygodne (finis rerum rex in regno: id iustum quo regi facile). U chrześcijan natomiast, zakładał autor Quincunxa, najważniejsze jest dobro wspólne, władza służy temu dobru (czyli Rzeczypospolitej), to jest sprawiedliwe, co służy Rzeczypospolitej (summa summarum respublica est, rex servus reipublicae, id iustum in regno, quod reipublice utile). W polskim ideale, który Orzechowski tak plastycznie kreował przed oczami swoich rozmówców, ten ogólny chrześcijański wzór miał jeszcze szczególne dopełnienie: „Prawo nasze polskie na równości wszystko zawisło; nic inego przed sobą nie ma Rzeczpospolita nasza Polska, jedno to, aby wszyscy, ubogi, bogaty, król, poddany, pod prawem jednostajnie żywiąc, prawem sobie wszyscy między sobą równi byli” (S. Orzechowski, Polskie dialogi polityczne 1563-1564, wyd. Jan Łoś z objaśnieniami Stanisława Kota, Kraków 1919, s. 77).

Wiemy: tak nie było, niestety, ani w roku 1563, ani – tym mniej – w latach, kiedy swoje rozmowy prowadzą Krzysztof Szczerski z Leszkiem Sosnowskim. Dlatego przecież prezydent Andrzej Duda w swoim przemówieniu inauguracyjnym w Zgromadzeniu Narodowym przywołać musiał potrzebę odnowienia tej wizji polityki, którą reprezentował jego nauczyciel, prezydent Lech Kaczyński. To wizja „polityki rozumianej jako troska o dobro wspólne, w znaczeniu dobra narodu, dobra polskiego państwa, państwa sprawiedliwego, w którym wszyscy traktowani są równo, które broni słabszych i nie musi bać się silnych” (http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/art,1,oredzie-prezydenta-rp-andrzeja-dudy-przed-zgromadzeniem-narodowym.html). Trzeba tę wizję odnawiać, wprowadzać w rzeczywistość – bo jej w rzeczywistości brakowało.

Stanisław Orzechowski podkreślał znaczenie tych podstaw ustroju polskiego: obieralność władcy i podporządkowanie panowania w państwie – prawu. I wiemy, od niego również, że nie zawsze było o to łatwo w „złotym wieku” Jagiellonów, przynajmniej gdy idzie o władzę prawa nad władzą człowieka. A wiemy z własnego doświadczenia, potwierdzanego w prezentowanych poniżej rozmowach, że nie jest też o to łatwo w „złotym wieku” króla Bronisława Starego i obojga premierów ostatniego ośmiolecia. Bo o to w ogóle nie jest łatwo. To jest wielkie wyzwanie, wielka praca do ciągłego wykonywania, żeby nie zaspać własnej wolności, żeby nie oddać państwa na łup zorganizowanych grup interesu, pasożytujących na dobru wspólnym Rzeczypospolitej.

Opisywał ich działanie Orzechowski i wyrażał celnie mentalność członków takich grup słowami, które wkładał w usta przedstawiciela sejmowych demagogów, w istocie polujących za własnym interesem tylko: „[…] będę tak długo tym odmętem mieszał, aże wżdy tego kiedy ułowię węgorza […] Poboru [na wojsko] nie zwolę, ziemię Ruską Moskwie i Tatrom otworzę, nie pierwej wołać przestanę, aż wżdy kiedy (jako pies głodny) sztukę jaką uchwycę”… Piętnuje dalej kanonik przemyski tych, „którzy wołając: «Rzeczpospolita! Rzeczpospolita!» psują rzeczpospolitą, a swoję własną na nogi stawią dziwnym fortelem i praktyką” (S. Orzechowski, Polskie dialogi polityczne 1563-1564, s. 156 i 159). Znamy i my takich posłów. Nie są z jednej partii. Bez obywatelskiej czujności, bez naszej stałej troski o Rzeczpospolitą, to oni zatriumfują. O tym mówią tutaj, przed tym przestrzegają w tej książce, dzisiejsi obywatele.

Tymczasem mogliby spokojnie gdzieś zaszyć się z boku, w domowych pieleszach, a skoro już jeden z rozmówców wszedł na pole zawodowej polityki, to mógłby po prostu przystać do jej zepsutych obyczajów, dać się skorumpować, dołączyć do bandy – i byłby spokój! Można by chwalić nadal nowy „złoty wiek” i oburzać się tylko na tych, co widzą jakieś problemy, jakieś rysy na tym, co wystaje spod medialnej kreacji, czyli na rzeczywistości. Jak zwrócił uwagę najznakomitszy współczesny badacz myśli Orzechowskiego (a przy okazji kolega Krzysztofa Szczerskiego z „Arcanów”, poeta i profesor w jednej osobie) Krzysztof Koehler – autor Quincunxa umiał celnie wyróżnić na forum publicznym trzy sposoby opisu rzeczywistości, trzy „dyskursy” (zob. K. Koehler, Stanisław Orzechowski i dylematy humanizmu renesansowego, Kraków 2004).

Jeden stanowi dyskurs pochlebców: tych, co moszczą swoje życie przy dworze i żywią się okruchami (czasem całkiem dużymi), jakie do ich łakomych pysków spadają z pańskiego stołu. To dyskurs najbardziej charakterystyczny dla tyranii jako formy ustrojowej. Może kwitł gdzieś dyskretnie przy dworze Zygmunta Augusta, ale na pewno bez porównania większy rozkwit przeżywa w ostatnich ośmiu latach w niektórych „zaprzyjaźnionych” z władzą telewizjach, portalach i gazetach, zawsze tak pełnych oburzenia, kiedy ktoś ośmieli się wspomnieć, że nie wszystko jest najdoskonalsze pod rządami łaskawie panującej platformy (coraz bardziej cyfrowej, wirtualnej, coraz mniej obywatelskiej). Ten problem rozmówcy tej książki muszą pogłębić znacznie bardziej niż ksiądz Orzechowski. Nawet największy prorok czasów jagiellońskich nie wszystko mógł przewidzieć.

Przewidywał jednak, a raczej opisywał drugi szkodliwy dyskurs – nazwał go językiem „burzyców”, co miało tłumaczyć greckie słowo „demagogos” i łacińskie „populares”. Tak jak pochlebca, również i „burzyc”, czyli demagog, nie szuka prawdy o rzeczywistości, tylko własnej korzyści, którą chce osiągnąć przez porwanie za sobą tłumu chwytliwym hasłem: do burzenia, nie do zbudowania. „Burzyc” przypochlebia się tłumowi, tak jak pochlebca władzy. I niszczy fundamenty porządku.

Potrzebny jest trzeci rodzaj opisu, trzeci „dyskurs” – taki, który nie ma za cel przypochlebianie się „uszom ludzkim”, ale „za rzeczą iść drogą prostą a sprawnie”. Zdrowym rozsądkiem uchwycić rzeczywistość i nie dać się zbić z tropu demagogom ani pochlebcom, którzy rzeczywistość próbują ukryć. To jest właśnie „dyskurs” tej rozmowy, jaką tutaj podejmują obywatel i poseł z ziemi krakowskiej w 26 roku III RP.

Demagog chętnie wyśmiewa to, co stare, próbuje obrócić w głupotę postępowanie dawnych Polaków (zob. K. Koehler, Stanisław Orzechowski i dylematy…, s. 455). Jak nie zgubić drogi w takiej sytuacji, jaką wytwarzają coraz potężniejsze narzędzia zasłaniania rzeczywistości (pochlebcy) i produkowania chaosu (demagodzy)? Tu właśnie przychodzi w sukurs osławiona „teokracja” Orzechowskiego. Nie musimy zagłębiać się w jej szczegóły, tak jak nie musimy rozbierać tutaj szczegółowych wyborów politycznych kanonika przemyskiego z roku 1563. Ważna jest ta podstawowa intuicja, która Polskę tworzyła, ratowała w chwilach kryzysów i podnosiła z upadków: porządek moralny, porządek polskiej wolności, polskiego ustroju, polskiej tożsamości, opiera się na wyborze chrześcijaństwa. Intuicja, którą wyraża Orzechowski jest ta właśnie: to jest najlepszy gwarant przestrzegania prawa. „I tego a nie inego przodkowie naszy strzegąc, na prawo w Polszce prostym okiem, jako na morzu żeglarze, aby nie zbłądzili, na Wóz niebieski, który zową polum arcticum, patrzali, spiski i kaptury [konfederacje] czyniąc przeciwko kożdemu prawu pospolitemu nieposłusznemu, to jest przeciw temu, któryby się ołtarzowi, kapłanowi i królowi w Polszce przeciwił” (S. Orzechowski, Polskie dialogi…, s. 31). I tego trzeba się trzymać.

Nie można tracić w naszej drodze przez historię tego niezmiennego drogowskazu, jaki wytycza „Wóz niebieski” – bo jeśli go stracimy, to wygrywać będą demagodzy i pochlebcy pogańskiej władzy. Jeśli pozwolimy wywrócić w Polsce ołtarz, ustawiony tu w 966 roku przez księcia Mieszka i księżniczkę Dobrawę, jeśli sponiewieramy tych kapłanów, którzy przy tym ołtarzu wiernie służą (nie dezerterując do szeregu pochlebców ani demagogów), jeśli porzucimy pamięć o królach, o władcach, o starych Polakach, którzy nam tę ojczyznę w spadku zostawili – to wygrywać będzie chaos, nieład. Wygrywać będzie nie tylko w Polsce, ale w nas. A to najważniejsze pole bitwy i naprawy. To jest prawdziwa podstawa przestrzeni obywatelskiej: prawo moralne w nas, zaszczepione przez Boga, poświadczone przez niebo gwiaździste nad nami. Bez tego obywatelstwa nie ma. Może być tylko płaska platforma – a na niej zoo z pootwieranymi klatkami. Silni zjadają słabych, pasożytujące kliki pasą się na swojej żywicielce – Rzeczypospolitej, dopóki ta nie padnie (one padną chwilę potem, ale o tym nie myślą).

Albo tak będzie, albo naprawimy naszą Rzeczpospolitą. Z Bogiem, a nie pomimo Boga. Tak by nam to doradził Stanisław Orzechowski. Tym też tropem podążają uczestnicy dialogu, który tutaj otwieramy. Martwią się, bo widzą: wiatry przeciwne mamy, fale biją, maszty łamią, żagle drą, morscy rajtarzy na łódź szturmują, nas dobywają, ognie miecą, łódź palą, na patrona godzą: żeglarze śpią. Niektórzy śpią, inni jeszcze grillują. Ale są tacy, co oczy otwierają, wstają do pracy, żeby „polskim wiatrem pływając” do portu, do wspólnego domu, do Rzeczypospolitej szczęśliwie dobić.

W tym mają nam pomóc te rozmowy. I, da Bóg, pomogą.

Prof. Andrzej Nowak

Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.