Leszek Sosnowski: w kraju panoszy się bezkarność, co rozzuchwala przestępców oraz uwiarygadnia zło!
Jest to fragment artykułu. Cały tekst ukazał się w aktualnym wydaniu miesięcznika „Wpis” (6/2019):
(…) Koalicja PO-PSL miała w swym programie poprawność polityczną, którą konsekwentnie i z rozgłosem realizowała. I to okazało się jedną z głównych przyczyn jej klęski wyborczej w 2015 r. Nowa ekipa (elita) władzy nie przestała jednak ulegać poprawności politycznej, choć rzecz jasna nikt z nowo rządzących tego publicznie i wprost przyznać nie chciał, bo obóz patriotyczny, który wyniósł PiS na szczyty władzy nie akceptuje takiej poprawności w najmniejszym stopniu. I słusznie, bowiem to jest prosta droga do dewastacji moralnej społeczeństwa; choć chwilowo przynosi uspokojenie, jej konsekwencje na dłuższą metę są jednak tragiczne i prowadzą właśnie do anarchii. Oczywiście anarchii nigdy nie pragnie żadne społeczeństwo – ona jednak przychodzi nieproszona i czyni to podstępnie, wykorzystując coraz większe poluzowania moralne.
Cóż to jest w ogóle ta anarchia; czy ktoś dziś się nad tym zastanawia? To greckie słowo, znaczy „bez władcy”; dziś byśmy powiedzieli – bez władzy. A rozumując szerzej, anarchią można nazwać stan, w którym władza co prawda jest, ale nie ma możliwości lub nie chce egzekwować określonych i sprawdzonych norm życia społecznego oraz politycznego.
Anarchia jest niebezpieczna dla całej wspólnoty, bo jeśli jakiś kraj ma wroga (a który nie ma…), to ten zawsze uzna anarchię za świetne narzędzie walki oraz sposobność do grabieży. Samowola, swawola i wszelakie wichrzycielstwo gwałtownie rozbudzają apetyty wrogów na terytoria i dobra zanarchizowanego kraju; może on stać się on łupem osiągalnym przy wyjątkowo niskich kosztach własnych. Bardzo często wystarcza trochę srebrników dla opozycji, by przywieść sąsiada do upadku, a następnie go zaanektować.
Anarchia, odrzucając wszelkie podstawowe wartości i zasady, dążąc do wywrócenia moralnego ładu społecznego oraz bardzo łatwo, a w zasadzie nieuniknienie, prowadzi do zdrady. To jest właśnie sytuacja obserwowana w Polsce dziś. Choć nie od dziś. Ale dziś nasiliła się w stopniu bardzo zagrażającym suwerenności kraju; ewidentnie stoimy u progu nowej targowicy. Suwerenność jest zresztą dla anarchisty albo bardzo względnym pojęciem, albo w ogóle uznaje on ją za bezsensowne ograniczenie. Oczywiście utrata suwerenności z pewnością pozbawi anarchistów możliwości publicznych protestów, ale akurat tym to towarzystwo się nie martwi, ponieważ uzyskają oni stosowne korzyści od okupanta i się zaspokoją (oraz uspokoją).
Ktoś może powie w tym miejscu: co ten gościu tu bajdurzy! Kupujemy super nowoczesne myśliwce od Amerykanów, zbroimy się, wygraliśmy wybory do Europarlamentu, będziemy budować elektrownię atomową, prowadzimy w sondażach, więcej zarabiamy, PKB nam rośnie itd. Otóż różne rzeczy nam rosną, to prawda, ale zagrożenia też. Wrogowie też. Np. gender maszeruje dalej równo, czerpiąc garściami z publicznego grosza. (…)
PiS-owskim elitom już przed laty wmówiono – na łamach i antenach zdecydowanie wrogich mediów – że partia musi łagodzić swój wizerunek. Wielu w te bzdury uwierzyło i zaczęło się takie łagodzenie, że mamy to, co mamy: lekceważenie prawa przez wszystkich. A kto temu winien? Władza oczywiście! Nie dotknęło to na szczęście dzielnego działacza starej „Solidarności” Mariana Banasia, szefa Krajowej Administracji Skarbowej, teraz ministra finansów, który właśnie twardą ręką w sposób niezwykle stanowczy walczył z przestępcami VAT-owskimi. Efekt tego ma nie tylko kolosalny wymiar finansowy. Ludziom bardzo się spodobało, że wreszcie złoczyńców spotyka kara, że ktoś na nich poluje – to wbrew opiniom podstępnych publikatorów i przedstawicieli piątej kolumny – przysporzyło PiS-owi wyborców. Czas zweryfikował szkodliwe mniemanie o konieczności łagodzenia wizerunku. Ci, którzy wrzeszczeli, jaka to okrutna partia sięga po władzę, okazują się sami gotowi do wszelakich przekrętów, zdrady, a także sadzania do więzień za przekonania!
Często pada pytanie, dlaczego miliony ludzi oglądają kłamliwe stacje telewizyjne lub czytają wrogą prasę? Dotyczy to również ludzi wykształconych. Przecież, gdyby tego nie robili, to tamci by upadli. Co przyciąga tak wiele osób mimo tylu niekonsekwencji, nielogiczności, całej gmatwaniny łgarstw? Dlaczego nie potrafią wyłowić kłamstw, zrozumieć manipulacji, która nam wydają się tak oczywiste? Zło bowiem zawsze występuje w pięknych szatach, a jeśli na dodatek pozostaje bezkarne – uwiarygadnia się.
W siejących zamęt mass mediach szalbierstwo postawione zostało na najwyższym poziomie. Obłuda osiąga szczyty. Wyzyskuje się przede wszystkim ludzką głupotę oraz ludzkie słabości – a czynią to najlepsi specjaliści, predystynowani do tego „zawodu” słabym albo z goła parszywym charakterem. Osobnicy ci prezentowani są jako znawcy, eksperci – któż to jest w stanie zweryfikować? Polityczne kanalie otaczane są nimbem świętości, ich krytyka traktowana jest jak bluźnierstwo. Prawdziwe bluźnierstwa zaś znajdują poparcie, jako wyraz słusznej krytyki albo artystyczna interpretacja, a tej przecież w czasach nieokiełznanej swawoli wszystko wolno.
Poważni dyskutanci, obarczeni naukowymi tytułami, co dla wielu ludzi jest bardzo sugestywne, sięgają po argumenty filozoficzne, ideowe, oczywiście biorąc je z postępowego arsenału gender, który bardzo skutecznie zastąpił i Manifest Komunistyczny Marska/Engelsa, i Dzieła Zebrane Lenina przetłumaczone przez Oficynę Postępową Moskwy. Różne lewackie uroczystości relacjonowane przez oszukańcze publikatory przyjmują formę nabożeństw albo wystawnych parad – co komu bardziej pasuje. Fałszywi ideolodzy zachowują się jak ludzie głębokiej wiary, pogańskiej oczywiście, ale wiary, bo ta z natury rzeczy budzi mniejszy lub większy szacunek.
Ci osobnicy maja zawsze gotową odpowiedź na kluczowe dla człowieka pytanie: skąd pochodzi zło? Są dwa jego źródła, bardzo do siebie zbliżone: pisiory i homofoby. Tłumaczy się ludziom, że Krzyż szkodzi każdemu, a masturbacja daje szczęście już od najmłodszych, dziecięcych lat. Tłumaczy się to z naukową swadą, więc niejeden, zwłaszcza człowiek młody, zaczyna poważnie się zastanawiać, czy czasem nie powinien zmienić swoich przestarzałych poglądów. Lansuje się etyczną tolerancję, która wszakże w najmniejszym stopniu nie obejmuje krytyków związków homoseksualnych i całego ruchu LGBT. Rzecz jasna tylko lewak i genderysta ma monopol na posiadanie prawdy, a w razie czego to z prawdy jako kryterium tak poznania świata, jak i stosunków międzyludzkich, można zrezygnować. Czytelnicy, widzowie i słuchacze są nieustannie wciągani w kręgi matactw i fałszu. Bycie zaś w tych jakoby nowoczesnych, europejskich, kręgach – nobilituje i jak widać gołym okiem nie wszyscy dostępują łaski uczestnictwa w świętym postępie.
To dowodzi jednej, wielkiej prawdy, którą nasze elity powinny zakodować sobie w głowach oraz wyryć wielkim literami na ścianach swoich gabinetów: NIE WYSTARCZY MIEĆ RACJĘ, TRZEBA JESZCZE UMIEĆ DO TEJ RACJI PRZEKONAĆ. Jest zaś tak, że olbrzymia większość normalnych, uczciwych ludzi sądzi, że znana im prawda, że praktykowane przez nich odwieczne wartości są tak oczywiste, iż wszyscy inni też je znają oraz akceptują. Tak nie jest. Diabeł nie śpi i wykonuje swoją robotę zręcznie, kolorowo i pozornie bezstresowo; szuka żyznego dla zła grunt, znajdując go tak w duszach, jak i umysłach wielu ludzi. Ludzi właśnie przez nas (jeszcze) nieprzekonanych! Inna sprawa, że trudno walczyć z diabłem w atmosferze bezkarności, trudno w takiej atmosferze przekonać ludzi do prawdy i dobra. Generalnie bezkarność nie sprzyja uczciwym i normalnym ludziom,
Przyczyn bezkarności nie możemy szukać tylko w strategii mocno przesadzonej łagodności obozu władzy. Głębsza przyczyna ma charakter nie politycznej taktyki, lecz światowej ideologii stawiającej sobie za cel budowę nowego człowieka. Choć prawdę powiedziawszy ten genderowy człowiek nowy wcale nie jest, tyle że nigdy dotychczas nie dominował. Teraz dominuje – i to jest nowe.
Dominują osobnicy o zwichrowanych osobowościach i dewiacyjnym życiu seksualnym, tworzą światowy klan, można by im przypisać sparafrazowane hasło komunistów: „Homoseksualiści wszystkich krajów łączcie się!” – oni nie widzą w tym nic złego, bowiem znajdują się poza obiektywnym oglądem rzeczywistości, poza kręgiem naturalnych form współżycia. Są bardzo silnie powiązani emocjonalnie, teraz usiłują do tego dorabiać bazę intelektualną oraz prawną. Podobno nie wszyscy geje popierają homopropagandę, bluźniercze parady równości i czynienie z ich upodobań narzędzia politycznego; chcą ze swymi zwyczajami pozostać na poprzednich, spokojnych stanowiskach, które nikomu nie wadziły. Może faktycznie i nie wszyscy, ale jeśli tak jest, to ci „nie wszyscy” siedzą bardzo cicho, nie protestują.
Odrzucenie ładu moralnego jest bazą dla anarchii, dla bezkarności. Dlatego jakakolwiek prawna, ustawowa akceptacja, a nawet preferencja wynaturzeń, jak się do niedawna mówiło, będzie w konsekwencji katastrofalna dla całej wspólnoty, bo doprowadzi – już doprowadziło! – do eskalacji tak zachowań, jak i propagandy środowisk skupionych wokół zagadnień płciowych, czyniących z nienaturalnego seksu sprawę pond wszystkim innym. Los narodu jest niczym wobec losu lobby homoseksualistów.
Zaczęło się od bezkarnego wynoszenia na naukowe piedestały relatywizmu i zakwestionowania odwiecznych, sprawdzonych wartości i dobrej tradycji. Teraz mamy rozbudowane na uniwersytetach gender studies. Genderyzuje się różne prace naukowe m.in. zachęcając, a pośrednio zmuszając doktorantów nauk humanistycznych do pisania w tym duchu i to niezależnie od tematu pracy. To jest z kolei element anarchizacji życia naukowego, bardzo niebezpieczna sprawa dla przyszłości całej wspólnoty narodowej. Przyznawanie w dalszym ciągu państwowych pieniędzy na takie pseudonaukowe badania woła o pomstę do nieba. Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech spróbuje czytać te tomy idiotyzmów. Przypomnę, że są kraje, gdzie już zrozumiano owe naukowe hochsztaplerstwo. Rok temu rząd Węgier ogłosił zawieszenie finansowania studiów i badań uniwersyteckich typu gender studies.
Jak szybko następuje degrengolada moralna, i to w skali światowej, niech świadczą choćby dokumenty Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), której Polska jest członkiem, choć nie wiadomo po co… Niedawne zachęty WHO, a raczej nakazy seksualizacji dzieci od 4 roku życia są powszechnie znane. Są oburzające i ktoś powinien za nie odpowiedzieć, a przede wszystkim organizacja powinna odwołać te zainfekowane instrukcje. Nie zawsze jednak tak było. Nie tak dawno, bo w 1999 r. WHO przestrzegała jeszcze przed tym, co teraz lansuje, przed seksualnym wykorzystaniem dzieci. Wykorzystanie określała jako „zaangażowanie dziecka w aktywność seksualną, której nie jest on lub ona w stanie w pełni zrozumieć i udzielić na nią świadomej zgody, naruszająca prawo i obyczaje danego społeczeństwa. Z wykorzystywaniem seksualnym mamy do czynienia wtedy, gdy występuje ono pomiędzy dzieckiem a dorosłym lub dzieckiem i innym dzieckiem, w sytuacji zależności jeśli te osoby ze względu na wiek bądź stopień rozwoju pozostają w stosunku opieki, zależności, władzy.”
Dziś zaś nakazuje się budzić aktywność seksualną już u przedszkolaków! Czy dzieciaki są w stanie „udzielić świadomej zgody” na to? Pytanie retoryczne. Trzaskowski w Warszawie nie tylko dzieci, ale nawet rodziców nie pyta o zgodę. Czyż dziecko nie znajduje się w sytuacji zależności od nauczyciela, a za takiego podaje się przecież seksedukator? Seksedukatorów trzeba zamykać, a nie dopuszczać ich do szkół! Bezkarność w tej kwestii jest szczególnie oburzająca i odrażająca.
*
Polski parlament 13 czerwca zatwierdził nowy Kodeks Karny. Zmienia się filozofia karania, surowość kar bardzo wzrosła, skończono ponoć z pobłażliwością, np. rozszerzono podstawowy wymiar kary więzienia z 15 do 30 lat. Nie miałem jeszcze okazji przyjrzeć się nowemu kodeksowi, ale zakładam, że jest to pierwszy poważny krok do skończenia z bezkarnością, a tym samem zapobieżenia anarchii. Nawet nie czytając go, mogę założyć, że jest opracowany właściwie, skoro wszelkie lewackie media z gazetą wiadomo jaką na czele, zdążyło go już sponiewierać. Tak się rozmiłowali w bezkarności, że każde przeciwdziałanie anarchii wywołuje ich cierpienie, czemu oczywiście nie mogą nie dać wyrazu.
Jeśli chcemy żyć w normalności, to musimy położyć kres bezkarności. Argumentów mamy dużo, ale trzeba je upowszechniać. Żeby upowszechniać, trzeba jednak rozbudować różnorodne media narodowe – a to stało się tematem tabu, ponieważ na tym polu nic nie urosło…
Leszek Sosnowski
Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym pełnometrażowego „Przyjaciel Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Wieloletni działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria” oraz Orderem Odrodzenia Rzeczypospolitej.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.