Leszek Sosnowski: czy zacznie działać ustawa nr 1066 i nastąpi zagraniczna interwencja militarna?
Policja 17 grudnia 2016 blokuje dojazd do Sejmu. Fot.: Wiki Commons/CC BY-SA 2.0
Co się do licha dzieje w polskim państwie? Wygląda tak, jakby w nim nie było policji, a jeśli nawet jest, to przede wszystkim do chronienia chuliganów meczowych (w tym celu deleguje się całe bataliony), parad zboczeńców na ulicach największych miast oraz zbierania mandatów na drogach.
Zachowanie ministra spraw wewnętrznych Joachima Brudzińskiego po ordynarnym ataku na Magdalenę Ogórek pod gmachem TVP było tyleż typowe, co po prostu niedopuszczalne. Czyż bowiem odpowiedzialny minister w obliczu przestępstwa zwraca się do policji za pośrednictwem… Twittera? A właśnie na tym społecznościowym medium minister napisał: „Oczekuję od Polskiej Policji działań adekwatnych wobec tej chuliganerii…” Czyż minister spraw wewnętrznych nie ma jakiegoś gabinetu? Tam, a nie na Twitterze, powinien rządzić, tam powinni już dawno znaleźć się na dywaniku komendanci policji, tak główny, jak i warszawski, już powinni dzierżyć w ręku jeśli nie dymisje, to w każdym razie surowe nagany i potrącenia premii. Poza tym pan minister – oczekuje! Nie żąda, nie zleca, nie rozkazuje, lecz oczekuje. Czekaj tatka latka…
Może policja też na coś czeka, np. na zmianę władzy? Trochę mi na to wygląda, bowiem za poprzednich rządów potrafiono działać skuteczniej, np. zamknąć i skazać 25-latka z Tomaszowa Mazowieckiego za byle co, za internetową satyrę w rodzaju strony „antykomor.pl”, co w obliczu dzisiejszego hejtu wydaje się czymś śmiesznie łagodnym i bez jakichkolwiek znamion przestępstwa (zresztą i wtedy ich nie miało). Wówczas dziennikarze zapytali przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, dlaczego „nalot" na mieszkanie internauty zrobili funkcjonariusze ABW? Odpowiedź prokuratora Tomczyka była bardzo prosta: „ponieważ są to czynności, które zostały im zlecone”. I to jest klucz do zrozumienia dzisiejszego stanu naszego bezpieczeństwa: nie zleca się czynności, które powinny chronić wszystkich obywateli. Także obywateli-zwolenników obecnego rządu, zwłaszcza że wszystko wskazuje na to, iż to właśnie oni są najbardziej zagrożeni, także fizycznie.
Napisałem, że zachowanie ministra jest typowe. Dlaczego? Bo wpisuje się w całą chorą koncepcję budowania łagodnego wizerunku partii rządzącej, co doprowadziło w konsekwencji tylko do rozprzestrzeniania się niczym epidemia – bezkarności. Zlekceważono nawet akcję z kategorii zamachu stanu 16 grudnia 2016 r! Sam Jarosław Kaczyński stwierdził wówczas na łamach „wSieci”, że „to była próba puczu” i „poważna próba sparaliżowania władzy w sposób siłowy, niedemokratyczny". Dalej Prezes dodał: „To była planowana awantura. Następnie opozycja ogłosiła, że nie obowiązują jej żadne reguły, także prawne, które panują w Sejmie, że nie obowiązuje jej prawo karne, że może atakować posłów, funkcjonariuszy publicznych”. Przypomnijmy, że posłów obozu rządzącego (sic!) policja wtedy też nie broniła! Widać nie mieli rozkazu, nikt ich nawet nie wezwał na pomoc; posłowie wymykali się potajemnie z gmachu Sejmu, przemykali skrycie do aut; przedstawiciele władzy przez nikogo nie chronieni uciekali przed grupą kilkuset wyjątkowo agresywnych osobników.
Jak zadziałała potem sprawiedliwość? Próba puczu pozostała zupełnie bezkarna! Chyba jedyny taki przypadek w dziejach Europy… Wymiar sprawiedliwości nie zdziałał w ogóle. Opozycja przekonała się wówczas, że władza jej się lęka, że nie ma silnego charakteru, że mogą sobie pozwalać na coraz więcej. Dziś już jest dużo trudniej walczyć, bo poczucie bezkarności po prostu rozbestwiło całe to postkomunistyczne towarzystwo. Ale kiedyś tę walkę trzeba jednak podjąć! Chowanie głowy w piasek skończy się tragicznie dla całego obozu patriotycznego, za który władza jakby nie czuła odpowiedzialności.
Jeśli ktoś chce „walczyć” tylko na Twitterze – to powinien poszukać sobie innej roboty. Tej akurat w Polsce teraz nie brakuje, wprost przeciwnie, zwłaszcza w dużych miastach. Policja podobno zatrzymała niektórych podejrzanych – ale w jakim celu? Żeby poczęstować ich herbatką? To nie żadna złośliwa uwaga, ale logiczny wniosek z dotychczasowych działań policji. Okazuje się, że Magdalenę Ogórek atakowali ci sami osobnicy, którzy już od dawna wyzywają, grożą nawet bronią palną, ubliżają, opluwają (dosłownie), teraz przeszli do rękoczynów, a co będzie dalej lepiej nie mówić… Czy to naprawdę tak trudno przy odrobinie dobrej woli spenetrować to bandyckie towarzystwo? Jeśli służby tak mundurowe, jak i cywilne, nie są w stanie podjąć takich działań, to, przepraszam bardzo, za co oni pieniądze biorą i jeszcze podwyżki dostają? Żadnej prewencji, żadnego zapobiegania! Interweniują, ewentualnie!, parę dni po incydentach, teraz po rozbojach.
"Media osiągnęły dno – wypowiadał się w grudniu 2016 r. Jarosław Kaczyński –. Po pierwsze, brały bezpośrednio udział w próbie puczu, później w ataku na Sejm. Ona się wprawdzie nie udała, bo okazali się za słabi, ale taką próbę podjęto, a media zwoływały ludzi, by wzięli w niej udział. To coś w państwie demokratycznym niesłychanego". Jeszcze bardziej niesłychane było to, że nie tylko nikogo nie ukarano za usiłowanie obalenia legalnej władzy, ale do fałszywych mediów przymilano się jeszcze bardziej. Nawet maleńka kara nałożona przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji na TVN została wycofaną arbitralną decyzją jej przewodniczącego, wbrew reszcie Rady. Nie jest tajemnicą, że przewodniczący Witold Kołodziejski jest delegowany formalnie przez PiS, a dokładnie przez Nowogrodzką…
Media osiągnęły dno, jak słusznie zauważył już trzy lata temu Prezes, a jednak w ich sprawie nie zrobiono absolutnie nic. Pan Prezes też nie wyszedł poza oceny, choć dzierży potężną władzę – chyba, że tylko tak się nam wydaje…
Znów przeważyła, lansowana albo przez pożytecznych idiotów, albo przez piątą kolumnę, idea „łagodnego oblicza”. Oblicze to okazało się słabe i chorowite, a nie łagodne. Łagodność, która ignoruje zasady sprawiedliwości, która nie zauważa stosownych paragrafów, nie jest żadną łagodnością, lecz wykrętem i ucieczką przed trudami, przed walką.
Jarosław Kaczyński powiedział, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Może, ale to bardzo górnolotna teoria. W naszych czasach przede wszystkim nie wolno pod żadnym pozorem iść do polityki dla świętego spokoju! A tak właśnie jest w bardzo wielu przypadkach, jeśli chodzi o obóz władzy; króluje w nim samozadowolenie. Zupełnie odwrotnie niż w dole, w szarych szeregach naszego obozu, z czego góra jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy. Stąd też np. nie wydaje się stosownych dyspozycji policji i innym służbom odpowiedzialnym przecież nie tylko za spokój na meczach.
Jeżeli zaś nie tylko w internecie, nie tylko na ekranie i na łamach, ale pod głównymi gmachami publicznymi polityczna chuliganeria może bezkarnie rozrabiać, lżyć, opluwać, atakować już fizycznie, nie tylko werbalnie, to za chwilę na pewno będą trupy na ulicach. Łagodność nie chroni przed bandytyzmem, a chrześcijańskie wybaczenie nie przewiduje eliminowania sprawiedliwości, jak usiłują nam wmówić ideolodzy obozu lewackiego w Polsce i za granicą.
Nie tylko ja odnoszę wrażenie, że obowiązuje błędna, aczkolwiek wygodna, interpretacja ewangelicznego nakazu „błogosławieni, którzy czynią pokój”. Nie można interpretować słowa i pojęcia „pokój” jako - „spokój”, zapominając przy tym całkowicie o wyraźnym nakazie „czynić”. Wszak nie są błogosławieni czyniący święty spokój, nie ich Jezus miał na myśli, lecz ludzie o prawdziwy pokój walczący.
Żyjemy w takich czasach, że idąc do polityki, trzeba iść jak na wojnę. Nasz przeciwnik dobrze to wie i zachowuje się jak na wojnie. Nie jest to jeszcze rzecz jasna wojna krwawa, ale tym niemniej na tyle bezwzględna, że w taką może szybko się przerodzić. A wówczas opozycja, zgodnie z niemal 300-letnią tradycją i zgodnie z uświęcanymi ponownie zasadami targowicy poprosi o pomoc siły zewnętrzne, zagraniczne.
Przypomnę tu, że parlament poprzedniej kadencji przegłosował stosowną ustawę (nr 1066) umożliwiającą legalną interwencję zagranicznych sił militarnych w Polsce. Intencje tej ustawy wielu osobom wydawały się wówczas niejasne, ale teraz wszystko staje się czytelne; totalna opozycja tylko czeka na znak, by wezwać „bratnią pomoc”. No bo skoro ta władza nie radzi sobie z utrzymaniem porządku w kraju, nawet własnych ludzi nie jest w stanie chronić, to ktoś musi ten ordnung w końcu przywrócić… To jest wysoce prawdopodobny scenariusz najbliższych miesięcy. I kto się za nami wstawi? Merkel? Macron? Putin? Pani Mosbacher? Sami musimy się za sobą wstawić – i to bezzwłocznie.
Mając tak potężną przewagą medialną, jak ma lewactwo w naszym kraju, jest się w stanie Polakom dużo wmówić, także przekonać wielu do dobroczynnych skutków „bratniej pomocy”, czyli zewnętrznej interwencji militarnej. Zagłaskiwanie różnych problemów przez obóz rządzący będzie przynosić coraz tragiczniejsze skutki.
Trzeba przy tym wyraźnie podkreślić, że nie toczy się żadna wojna polsko-polska – to jest demagogiczny zwrot, na który wielu się nabrało. Fakt, że po drugiej stronie barykady znajdują się ludzie mówiący i piszący po polsku, nie stanowi jeszcze o tym, że są oni Polakami. Lepszych Polaków możemy znaleźć w wielu krajach, którzy polskiego języka w ogóle nie znają, ale wiedzą, o co toczy się bój we współczesnym świecie. Tak więc nie walczymy z Polakami, lecz z wrogimi nam siłami zagranicy, które występują pod przeróżnymi postaciami; a to Timmermansa z Verhofstadtem, a to Rady Europy, a to Deutsche Welle, a to lewackich gazet zachodnich i nibypolskich, a to rosyjskich „patriotów” komunikujących światu, że Polacy mają taka manię, że prześladują Rosjan od wielu wieków…
Politycy PiS-u jak jeden muszą zdawać sobie sprawę, że – czy tego chcą, czy nie – walczą de facto o być albo nie być obozu patriotycznego, o dominację niepodległości nad podległością. Wynik tej walki zadecyduje o obliczu III Rzeczypospolitej na bardzo długo.
Powtórzę zatem jeszcze raz: kto nie chce lub nie umie (na jedno wychodzi) walczyć, ten niech się zajmie jak najszybciej czym innym. Rozlegający się co chwilę lament bezradności (co robić?! nic się nie da zrobić…) jest tylko wysoce irytujący. Jak choćby ostatnio w przypadku zakupu Radia „Zet”. Bezradność okazywana przez ludzi z ministerstwa kultury jest wprost szokująca – nie tylko w tym przypadku.
Obecna władza w swym błędnym wyobrażeniu o sprawiedliwości toleruje od początku całą masę występów chuligańskich, w których teraz celują politycy. Atak na Magdalenę Ogórek zamiast stać się przedmiotem natychmiastowej reakcji policji, przekształcił się od razu w kolejną szopkę medialną.
Władzo, powiedz na co czekasz?! Przecież na ulicach działają już od dłuższego czasu normalne bojówki, tak charakterystyczne dla wszystkich lewicowych ideologii, zalecane od XIX wieku przez utopijnych filozofów o wypaczonych umysłach, a następnie podejmowane przez okrutnych dyktatorów i tyranów. Ponieważ agresja i ataki - teraz także na propolskich dziennikarzy - nie spotykają się z żadną prawdziwą reakcją policji i prokuratury, nie stosuje się wobec tych działań prewencji, poczucie bezkarności „totalsów” rośnie do niebywałych rozmiarów. Jak długo służby powołane do naszej ochrony będą umywać ręce?
Bojówki lewackie wrzeszczą także, by zmienić prezesa TVP – ależ proszę bardzo, jestem za! Niech stanie na czele tego medium człowiek jeszcze skuteczniejszy, walczący z przeciwnikami nie tylko na oglądalności, ale także światopoglądowo (to działanie leży na łopatkach w telewizji publicznej…), człowiek bardziej wyrafinowany w walce z tą całą bandą inspirowanych z zagranicy polityków! Zanosi się jednak chyba na coś odwrotnego; kurs Kurskiego będzie łagodzony… Obym się po stokroć mylił!
Z drugiej strony właśnie atak na telewizję publiczną świadczy o słabości przeciwnika, którego tak lęka się władza, bo choć TVP jest zdaniem bardzo wielu ludzi siermiężna, to i tak stanowi wielkie zagrożenie dla „totalsów”. Mając taką przewagę medialną boja się telewizji publicznej! Widać jednak nie są jeszcze tak mocni, jak się wydaje… Jeszcze. TVP po prostu lepiej, czy gorzej, ale mówi prawdę – to wystarcza, by tzw. opozycja poczuła się zagrożona. Ich prawda na pewno nie wyzwoli. Niestety wygląda na to, że również nie posadzi za kratami…
I proszę sobie teraz wyobrazić, że tę prawdę przekazuje nie tylko TVP, ale jeszcze np. kilkanaście gazet regionalnych (dziś wszystkie niemieckie), RMF (niemiecki), który był niedawno do kupienia, jakaś nowa wielka gazeta codzienna reprezentująca w sposób inteligentny i kreatywny obóz patriotyczny, jakiś wielki portal propolski, regionalne radia publiczne, które dziś mimo zmian dyrektorów lawirują w lewą stronę – wówczas wszystkie te KP, PO, N, Biedronie itd. nie zdobędą w sumie nawet 20 procent. Komu zależy na tym, żeby tak się nie stało?
Leszek Sosnowski
Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym pełnometrażowego „Przyjaciel Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Wieloletni działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria” oraz Orderem Odrodzenia Rzeczypospolitej.
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.