Gdy moloch mediowy mniej zarabia, to wtedy nie ma wolności słowa?! Discovery gra TVN-em o 450 milionów rocznie
Manifestacja w Krakowie w obronie molocha mediowego Discovery - miała charakter genderowy. Fot. Adam Wojnar Media (czytaj: ich właściciele) nie chcą być żadną czwartą władzą. Chcą być władzą pierwszą, najlepiej jedyną. I są na dobrej drodze do osiągnięcia tego – zwłaszcza w krajach, które do niedawna uchodziły za w pełni demokratyczne. Mowa oczywiście nie o pojedynczych redakcjach, ale wielkich korporacjach mediowych, gromadzących dziesiątki a nawet setki publikatorów i kumulujących w swoich drapieżnych łapach różne inne rodzaje działalności. Stały się mocarstwami finansowymi, i to dzięki wpływom z reklam, absolutnie nie ze sprzedaży czasopism lub audycji. Oplotły one glob ziemski siecią mocnych uzależnień. W tę sieć wpadła również Polska. Nie stało się to dziś.
Uzależnienia od zagranicznych koncernów mediowych narastają od lat. Poprzedni układ władzy PO-PSL był od nich uzależniony w sposób chorobowy, wprost narkotyczny. Nowa władza zapowiadała uzdrowienie sytuacji, ale do dziś żaden układ na polskim rynku mediowym nie pękł. Teraz nadszedł czas ostatecznej próby. Ewentualne cofnięcie się w kwestii konsekwentnej realizacji właśnie uchwalonej noweli ustawy medialnej byłoby okazaniem słabości. To zaś by rozzuchwaliło przeciwnika do niewyobrażalnych granic, a zarazem zminimalizowało elektorat wyborczy prawicy, który i tak okazuje rozczarowanie ustępliwością prawicowej władzy. Tego elektoratu nie trzeba uświadamiać, co się stale czyni, bo jest uświadomiony, lecz zachęcać do walki i dawać mu argumenty do ręki.
Takim argumentem miał być puszczony w niedzielę wieczorem przez telewizję publiczną naprędce zmontowany film dokumentalny na temat TVN. Lepiej późno niż wcale. Dowodzono w nim, że stacja powstała z pieniędzy ubeckich, że założyli ją agenci PRL-owskich służb, że ich kapitały przechowywane są w tzw. rajach podatkowych. Nie było to nic nowego, dobrze jednak, że to pokazano, bo jednak niewiele osób interesuje się rodowodami działających w Polsce mediów, choć fakt ten ewidentnie wpływa na ich linię programową, na ich prawdomówność lub jej całkowity brak.
Nie przekazano w tym filmie jednak rzeczy dziś najistotniejszej – że gra toczy się o wielkie pieniądze. Bój toczy się ni mniej, ni więcej o ok. 450 milionów zł rocznie. Takie właśnie zyski netto osiąga grupa TVN. By swobodnie transferować je do USA; od lutego 2018 r. bowiem jej właścicielem stała się (drogą kupna z pominięciem prawa) Discovery Inc, firma amerykańska z Silver Spring w stanie Maryland.
Discovery posiada ponad sto stacji telewizyjnych na całym świecie. Nastawieni są generalnie na edukację i kształtowanie światopoglądu – bez wyjątku lewicowego, w wielu przypadkach można nawet powiedzieć neomarksistowskiego. Korporacja ta bez pardonu miesza się w politykę – głównie w Polsce. W naszym kraju stali się też za pośrednictwem TVN narzędziem genderyzacji i pozbawiania społeczeństwa polskiego tożsamości narodowej. Także na terenie USA Discovery Education usiłuje kształtować mózgi, głownie tamtejszej młodzieży, posługując się również portalami internetowymi. Discovery Commerce produkuje nawet pomoce naukowe dla szkół oraz stosowne zabawki edukacyjne. Dodajmy do tego wydawnictwa książkowe i elektroniczne, media mobilne, specjalne środki do lewicowej edukacji krajów Trzeciego świata, własne studia, w tym także w Hollywood. W sumie potężny front światopoglądowo-polityczny.
Taki moloch nazywany jest u nas: „wolnymi mediami”. Czy to wszystko jest nam w Polsce potrzebne?! Owszem, jeśli ma tu więcej Polski nie być.
Pisałem już kilkakrotnie, że nowelizacja ustawy medialnej (prawidłowo powinno się to używać nazwy: mediowej, bo medialny oznacza coś lub kogoś dobrze wypadającego w mediach, często tam goszczącego) nie była w ogóle potrzebna. Wystarczyło przestrzegać ustawy istniejącej, gdzie wyraźnie jest zaznaczone (a więc kiedyś przegłosowane w Sejmie i w Senacie), że właścicielem większościowym telewizji nie może być nikt spoza obszaru Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a więc spoza obszaru Unii oraz Norwegii, Islandii i Liechtensteinu. Tylko kraje EOG mogą posiadać 100 proc. udziałów, tak samo jak przedmiot polski – to trzeba nieustannie ludziom powtarzać oraz wyraźnie, jasno tłumaczyć. Wiedza na ten temat jest mała w społeczeństwie, bo TVN i zblatowane z nim publikatory milczą o tym jak grób. Tak samo nikt nie zamierza i nikt nie ma takiej możliwości, by zabrać amerykańskiej firmie 51 proc. udziałów. Mogą/powinni byli dawno to już sprzedać. Oczywiście za niemałe pieniądze; wg mojego rozeznania uzyskają za to spokojnie co najmniej 1,5 miliarda zł! Wcale to nie oznacza, że w TVN coś się wtedy zmieni, poza może dyrekcją, wszystko bowiem zależy od tego, kto kupi te 51 proc.
Sprawa została zawalona dużo wcześniej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, która przydzielała koncesję TVN-owi wbrew prawu. Trzeba to wyraźnie powiedzieć. Zaczęło się to jeszcze za przewodniczenia KRRiT przez Jana Dworaka i trwa do dziś. Nowela do ustawy mediowej była niepotrzebna, ale skoro jest już przegłosowana, to jakiekolwiek wycofywanie się z niej teraz byłoby podwójną kpiną z prawa.
Tylko jeden człowiek w dzisiejszej KRRiT wyłamał się z frontu strachu przed TVN walcząc nieustannie o zachowanie praworządności w tej instytucji i o nie przyznawanie koncesji amerykańskiej firmie. To prof. Janusz Kawecki. Został on delegowany do prac w KRRiT przez prezydenta Andrzeja Dudę. Świadczy to jak najlepiej o obu panach. Głowa państwa na pewno zasięgnie porady w pierwszej kolejności i poprosi o wyjaśnienia swego delegata w KRRiT. Stąd liczenie na to, że prezydent jednak nie podpisze noweli do ustawy mediowej oznacza naiwne liczenie na to, że głowa państwa i doktor prawa zarazem będzie miał prawo za nic.
Powodów do odebrania koncesji TVN-owi jest znacznie więcej niż tylko niezgodne z prawem stosunki własnościowe. Np. stacja ta i jej satelici milczą zawzięcie na temat zatrudnienia 1800 (jeden tysiąc osiemset) osób na umowy śmieciowe! To jest po prostu haniebne. KRRiT też milczy w tej sprawie. A gdzie są tam związki zawodowe, tak aktywne np. w szkołach lub szpitalach? A ZUS, który tracił rocznie z tego powodu co najmniej 200 mln zł? Nikt się nie wychyla, żeby nie narazić się na publiczne zbesztanie. Na tym to wszystko polega: spróbuj nas krytykować, a zrobimy z ciebie miazgę! Z tym, że teraz sytuacja jest taka, że nie potrzeba krytykować TVN lub GW, żeby zostać publicznie np. pedofilem lub malwersantem; wystarczy wyrazić niezadowolenie z opozycji, by podlegać penalizacji mainstreamu.
Oczywiście prawdziwym uleczeniem chorego polskiego rynku mediów byłaby repolonizacja i mądra ustawa dekoncentracyjna. Taka ustawa jest niezbędna i pilna nie tylko w Polsce – o ile świat nie ma być sterowany przez parę koncernów mediowych, a w końcu może nawet tylko przez jeden. Niektóre szanujące się kraje już posiadają od dawna ograniczenia koncentracyjne.
Istnienie takich molochów jak Discovery to antyteza wolności mediów – to trzeba tłumaczyć, wyjaśniać, dawać przykłady. A puszczone w świat – oczywiście swymi własnymi kanałami mediowymi – sformułowanie tej firmy, że „w Sejmie doszło do bezprecedensowego zamachu na wolne media” powinno być natychmiast zaskarżane przez służby prawne Sejmu. I najlepiej nie tylko w Polsce, ale też w miejscu siedziby Discovery, w USA.
Leszek Sosnowski
***
Znakomite artykuły Leszka Sosnowskiego na bieżące tematy publikowane są w każdym numerze miesięcznika WPiS:
Komentarze (0)
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.