Barbara Nowak: Jestem za nowymi wyborami w Małopolsce. Szczera rozmowa z radną Sejmiku

Nasi autorzy

Barbara Nowak: Jestem za nowymi wyborami w Małopolsce. Szczera rozmowa z radną Sejmiku

Barbara Nowak. Fot.: Wydawnictwo Biały Kruk Barbara Nowak. Fot.: Wydawnictwo Biały Kruk

W najnowszym numerze Wpisu (6/2024) ukazała się szczera i bulwersująca rozmowa Leszka Sosnowskiego z Barbarą Nowak, która teraz jest radną do Sejmiku Małopolskiego. Oto obszerne fragmenty.

Leszek Sosnowski: Dostałaś się do sejmiku małopolskiego z trzeciego miejsca na liście, uzyskując w Małopolsce drugi wynik. Czy daje Ci to jakieś korzyści w obecnej działalności?

Barbara Nowak: Powiedzmy sobie szczerze – nic; jestem tam osobą nową i nieznaną.

Ale przecież zna Cię cała Polska.

Tak, ale w małopolskim sejmikowym klubie PiS-u, liczącym 21 osób, jestem no name.

Kto jest zatem „kimś” w tym towarzystwie?

Ci, którzy są w Sejmiku już którąś kadencję – stare wygi, które wszystko wiedzą; nowe są cztery osoby. Ci starzy mają już wszystko poukładane, są z regionów mocno PiS-owskich, np. z Podhala czy z Nowosądeckiego, i czują się ważni. Ktoś taki jak ja nic dla nich póki co nie znaczy. Nie chodzi mi o podkreślanie ważności własnej osoby – w żadnym wypadku. Chodzi o możliwość wprowadzenia jakichś zmian w regionie oraz w funkcjonowaniu samego sejmiku czy odnośnie do stanowisk zajmowanych w sejmiku i w urzędzie marszałkowskim. Np. słyszę od prof. Jana Dudy: jestem tu najstarszy, ale cały czas bardzo sprawny, więc potrafię poprowadzić ten sejmik, wszyscy mnie lubią. On nie miał wątpliwości, że powinien być przewodniczącym sejmiku. I został nim wybrany, choć wielu miało do niego zastrzeżenia; nasza grupa nie chciała jednak zwady.

Trzeba tu chyba wyjaśnić, że przewodniczący sejmiku to nie to samo, co marszałek województwa – takie są struktury prawne samorządów regionalnych. To o funkcję marszałka jest zwada. Czy jego władza jest ponad pozycją przewodniczącego sejmiku?

Jest to inny rodzaj zarządzania. (…) Bardzo szybko okazało się, że poprzednia władza województwa, PiS-owska – czyli Witold Kozłowski jako marszałek, wicemarszałkowie Józef Gawron i Łukasz Smółka oraz członkowie zarządu Marta Malec-Lech (z Suwerennej Polski) i Iwona Gibas (nie jest członkiem PiS-u, choć była dyrektorem biura poselskiego Beaty Szydło) – wcale nie chce ustąpić po nowych wyborach. Wcześniej, jako małopolska kurator oświaty, współpracowałam z tymi osobami, zdobywając niestety bagaż nie najlepszych doświadczeń. Zgodziłam się na start w wyborach do Sejmiku, gdyż uważałam, że potrzebne są tam zmiany, poprawa zarządzania, w tym dysponowania niebagatelnym budżetem w miliardach złotych. Nie mówiąc o dziesiątkach spółek, nad którymi Urząd ma pieczę.

Czy wicemarszałkowie też mają swoją władzę?

Decydować powinien cały pięcioosobowy zarząd z marszałkiem na czele. Każdy z nich ma bardzo duże kompetencje, podejmują wszystkie decyzje dotyczące np. dróg, inwestycji infrastrukturalnych, szkolnictwa, kultury, sportu itd. (…) To jest właśnie pytanie, na ile osoby wybrane z listy PiS-u reprezentują tę partię i w ogóle polska prawicę.

Słynne są np. działania w Teatrze Słowackiego zupełnie niezgodne z narodową tradycją…

I bez poszanowania naszych wieszczów. Prowadzi się tam edukację młodzieży w duchu genderowym. A przecież dyrekcję tego teatru zatwierdza właśnie samorząd regionalny; marszałek i jego ekipa. Dyrektor teatru Głuchowski triumfuje, przez lewackie elity noszony jest na rękach. Urząd Marszałkowski z PiS-owskim zarządem, w którym odpowiedzialna za kulturę jest Iwona Gibas, również go hołubi. W Teatrze Słowackiego zorganizowana została wielka debata edukacyjna, a rozpoczynał ją… współscenarzysta filmu „Kler” Wojciech Rzehak. On też zaprosił na tę debatę samo lewactwo, z nową małopolską kurator oświaty na czele. W trakcie wielogodzinnej debaty z udziałem dzieci padły też głosy, że koniec już z podziałem na uczennice i uczniów, od teraz mają być wyłącznie osoby uczniowskie.

W Ministerstwie Edukacji też się już taką nomenklaturą posługują.

No więc trendy są jasno zaznaczone. Na tej konferencji opowiadano głównie o tym, jak strasznie przeciążone są dzieci, jak straszliwie źle traktowani są nauczyciele i jak należy szkołę zmienić, bo jest zbytnio stresująca.

Ale nie jest stresujące wyzywanie dziewcząt i chłopców od „osób uczniowskich”, czyli ich uprzedmiotowienie.

W tym duchu nowa małopolska kurator oświaty stwierdziła także, że trzeba znieść świadectwa, bo one też stresują; wg niej mają być tylko trzy – po trzeciej klasie i po ósmej szkoły podstawowej, i potem dopiero świadectwo maturalne.(…)

Ale to znaczy, że wyborcy mają do czynienia z jakąś wielką ściemą – głosują na osoby, które reprezentują niby program PiS-u, może nawet prawicy, ale potem program ten jest dla niektórych wybranych tyle wart co śmieć.

Kiedy opracowałam program integracji uczniów po pandemicznej izolacji, zwróciłam się do marszałka Kozłowskiego o finansowe wsparcie na jego realizację. Trzeba mieć świadomość, o czym niewielu wie, że Urząd Marszałkowski jest bardzo bogatą instytucją, ma masę stanowisk, które można obsadzić. Mój projekt polegał na tym, żeby dzieci nie od razu przyszły do szkół, lecz wracały do nich stopniowo. Przecież siedziały bardzo długi czas tylko przed komputerami i nie wolno im było wychodzić z domu, więc nie należało gwałtownie zmieniać ich warunków. Bardzo się to marszałkowi Kozłowskiemu spodobało i powiedział, że przeznaczy na ten projekt dużą kwotę 60 mln zł. Tyle że z projektu nic nie zostało. Pieniądze te poszły na zupełnie co innego, np. na przeróżne drogie szkolenia w zakresie posługiwania się internetem i jego narzędziami, na zakup komputerów do szkół itp. Napisałam wówczas w tej sprawie protest do premiera Mateusza Morawieckiego, ale odpowiedzi od niego nigdy nie dostałam. Sama wycofałam się z udziału w projekcie, nie mogłam go firmować w tak wykrzywionym kształcie. Obraza na mnie w Urzędzie Marszałkowskim była wówczas straszna.

No, to faktycznie bagaż doświadczeń ze współpracy z urzędem marszałkowskim, który przyniosłaś do Sejmiku, był podstawą do oczekiwań, że zarząd ulegnie zmianie. Wróćmy do aktualnej sytuacji w sejmiku, którą można, delikatnie mówiąc, nazwać patową.

Żeby trochę lepiej poznać sytuację, wpisałam się do komisji rewizyjnej. W krótkim czasie nie mogłam się wielu rzeczy dowiedzieć, ale np. o edukacji sama sporo wiedziałam, będąc 8 lat małopolskim kuratorem oświaty, o sprawach prorodzinnych też dużo wiem, niemałą wiedzę mam o kulturze. Na moje pytania o instytucje kultury, nad którymi jako samorząd wojewódzki mamy pieczę, w jakich obszarach z nimi samorząd współpracuje, jakie są warunki przekazywania tym instytucjom pieniędzy, dyrektor departamentu kultury wręcz się oburzyła, odpowiadając: „My nie prowadzimy cenzury”. Ja jej na to, że o żadnej cenzurze nie rozmawiam, tylko pytam o zasady współpracy – na co są przekazywane pieniądze – milionowe kwoty! I jak są rozliczane te społeczne pieniądze? Jak to – usłyszałam – przecież aktorzy, dyrektor teatru mają autonomię.

Tak niestety było z kulturą w całej Polsce: rozdawano przez ostatnie lata pieniądze garściami, nie patrząc, na co potem są wydawane. Autonomia lewackich twórców ma polegać na tym, że za pieniądze podatników katolików mogą oni szydzić z Chrystusa, Kościoła, wiernych. Że mogą ze sceny domagać się bezkarnie uśmiercenia Jarosława Kaczyńskiego. Ale jeśli wypowiesz się choćby słówkiem krytycznie o LGBT, to siejesz nienawiść i karzą cię sądy. Wynika z tego, że w małopolskim samorządzie sytuacja jest taka sama jak w bardzo wielu innych instytucjach, w których nie dokonano dogłębnych zmian.

PiS faktycznie wielu ludzi nie wymienił, nie stworzył nowej, szerokiej bazy kadrowej, co mogę powiedzieć na podstawie departamentu edukacji, który dokładnie znam. Jego dyrektor pochodzi właśnie z tamtego czasu, trwa do tej pory i dokładnie tak samo rządzi. Zgłaszałam mu wiele uwag i pretensji, podobnie jak pani z zarządu i marszałkowi, ale nikt się tym absolutnie nie przejmował.

Wyborca nie ma pojęcia o działaniach ludzi spoza samego szczytu, a przecież oni mają bardzo dużo do powiedzenia, podejmują mnóstwo decyzji.

Skąd wyborcy mają to wiedzieć? Kto im to powie? Przekaz medialny ich nie obejmuje, także w mediach prawicowych. A w biurokratycznych machinach jest zatrudnionych mnóstwo osób. W małopolskim samorządzie – 1200, i to z dobrymi pensjami. Każda z wybranych osób przekonana jest o swojej ważności oraz o tym, że musi sprawować jakąś bardzo ważną funkcję. W związku z tym również stary zarząd doszedł do wniosku, że są oni tak wybitni, iż ich zmienić nie można.

Czy stary zarząd składa się z ludzi PiS-u?

Tak, poza jedną osobą – Lech-Malec, która jest z Suwerennej Polski, cztery osoby są z PiS-u; Kozłowski, Gawron i Gibas, Smółka. Po nowych wyborach uznali, że powinni nadal sprawować swoje dotychczasowe funkcje w zarządzie. Tymczasem rosło niezadowolenie w PiS-ie, że wszystko układa jedna opcja, zaczęły się pomrukiwania. Były wojewoda, a teraz poseł, Łukasz Kmita jest osobą, w której prezes partii Jarosław Kaczyński pokłada duże nadzieje, bo jest młody, energiczny, sprawny w zarządzaniu, sprawdzony na stanowisku wojewody. Wiem, że tak też jest odbierany przez wielu samorządowców – burmistrzów, starostów. Dlatego prezes Kaczyński, który ma w statucie zagwarantowaną ostateczną decyzyjność, zdecydował, że to Łukasz Kmita zostanie marszałkiem, także po to, by ukrócić różne dotychczasowe gorszące sprawy w tym urzędzie.

Ale przecież Łukasz Kmita nie był wybierany w wyborach do sejmiku, startował w wyborach do Sejmu i został posłem.

Żeby zostać marszałkiem, nie trzeba zostać wybranym do sejmiku, takie jest u nas prawo. Wcześniej w ten sam sposób trafił na ten urząd Witold Kozłowski. W poprzednich wyborach nie dostał się do sejmiku i wtedy został zaproponowany odgórnie – jak teraz Łukasz Kmita – na stanowisko marszałka województwa i został wybrany. Teraz natomiast absolutnie protestuje, wraz z resztą zarządu, przeciwko osadzeniu swego następcy.

Innymi słowy – Kozłowski przyniesiony w teczce jest dobry, a Kmita przyniesiony w teczce jest zły.

Dokładnie o to chodzi. Pokazujesz tym ludziom absurd tej sytuacji, ale oni tego jakby nie widzą.

Jak w ogóle wyglądało głosowanie na Kmitę? Było jawne czy tajne?

Teoretycznie tajne. Trudno jednak powiedzieć, że było całkiem tajne. Wszyscy ludzie z Platformy, którzy wchodzili do kabiny z urną wyborczą, robili komórką zdjęcia swojej karty do głosowania, żeby móc okazać komu trzeba, jak zagłosowali. Poza tym po różnych reakcjach – wybuchach radości, obściskiwaniu się z przeciwnikami politycznymi, można się było łatwo domyśleć, kto jak zagłosował.

Toczy się walka między jakimiś frakcjami, jednak wyborcy w nosie mają te wszystkie gierki. To PiS jako partia coraz bardziej im się nie podoba; nie jakaś frakcja. W Krakowie sytuacja w PiS-ie została przecież doprowadzona do skandalicznego wręcz poziomu organizacyjnego.

Zgadzam się, Twoje podsumowanie jest bardzo istotne. Tyle, że teraz mamy konkretną, ważną sytuację, która musi zostać rozwiązana. Nieistotne jest dla mnie w tej chwili, co ja myślę o kimkolwiek. Skoro jestem w tym PiS-ie, którego Komitet Polityczny, bo przecież nie tylko prezes, typuje Łukasza Kmitę na marszałka województwa, to ja na niego oczywiście będę głosować. Takie są zasady i procedury, taki jest statut partii. Okazało się jednak, że kiedy pierwszy raz dochodzi na sesji w maju do głosowania, 7 osób z PiS-u nie głosuje za Kmitą; oprócz starego zarządu dwie inne osoby. Jeszcze jest przedziwna sytuacja z Martą Malec-Lech z Suwerennej Polski, która startowała w wyborach do Sejmiku, będąc w zaawansowanej ciąży. Została wybrana, urodziła dziecko i do tej pory nie zjawiła się na żadnym posiedzeniu. Mało tego, ma takie same żądania, jak pozostali członkowie starego zarządu, by w tym zarządzie nadal pozostać, co sprawę dodatkowo komplikuje. Sytuacja stała się po prostu gorsząca. Łukasz Kmita, który stara się wykonać polecenie Komitetu Politycznego, w tym i prezesa, jest w bardzo trudnym położeniu. Ci, którzy dzisiaj stawiają swoje warunki, szli do wyborów, do swego elektoratu, z programem PiS-u i z tym programem je wygrali. Mają więc obowiązek lojalności wobec tej partii. Usiłowałam ich o tym przekonać na posiedzeniach klubu PiS-u, niestety bezskutecznie.

Wiesz, jak odbierają to ludzie z zewnątrz? Łukasza Kmity nie chcą, a on się pcha forsowany na siłę przez Kaczyńskiego, wbrew woli ludzi z Sejmiku.

Wiem, że tak to może wyglądać. Ten opór jednak byłby wobec każdego innego spoza starego zarządu. Ale przypominam, że tak samo został przyniesiony w teczce Kozłowski, który teraz nie chce ustąpić. To naprawdę nie jest sprawa braku honoru – Łukasz Kmita wykonuje wolę władz partii, do której kiedyś się zapisał, respektując jej zasady, także organizacyjne. Mnie również różne rzeczy się nie podobają, ale w tej sytuacji się podporządkowuję. Nie zawsze zgadzałam się z Kmitą jako wojewodą, ale cieszy się on w całej Małopolsce opinią sprawnego zarządcy i myślę, że ma odpowiednie kompetencje na stanowisko marszałka, bo naprawdę zna to województwo.

(…)

Jako krakowianin jestem oburzony tym, co się teraz dzieje, bo to jest wygaszanie prawicy w Krakowie.

Niestety trudno się z tobą nie zgodzić… Mimo to stale spotykam się z ludźmi, którzy chcą zapisać się do PiS-u i nadal widzą w PiS-ie jedyną siłę, która jest w stanie powstrzymać niszczące wszystko i wszystkich lewactwo. Ja także tak uważam.

Czy można przewidzieć, jak zakończy się ta sprawa w Sejmiku?

Z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że nie dojdzie do przegłosowania Łukasza Kmity. Uważam, że tę sprawę trzeba przeciąć jak węzeł gordyjski. Te osoby, które próbowały za wszelką cenę forsować swoje własne interesy, powinny zostać usunięte z partii.

To na pewno, tyle że nadal pozostaną w Sejmiku i będą działać przeciwko PiS-owi.

Dlatego, moim zdaniem, trzeba doprowadzić do nowych wyborów. Sytuacja w Sejmiku została już bowiem zainfekowana.

Tu całkowicie się z Tobą zgadzam. Skoro zebrała się klika patrząca tylko na własny interes, to trzeba się jej pozbyć. Ale wybory muszą być przeprowadzone inaczej. Nie można oprzeć się na starych strukturach PiS-owskich, bo tych jakby nie ma. Ale przecież konserwatystów, ludzi prawicy, wierzących, patriotów, osób cieszących się poważaniem porządnych ludzi pod Wawelem nie brakuje. Z nimi trzeba nawiązać kontakt, na nich się oprzeć.

Myślę, że w zaistniałej sytuacji wszyscy musimy ponieść konsekwencje – powinno dojść do rozwiązania sejmiku i nowych wyborów, a na nowych listach ci, którzy żądni profitów posunęli się do szantażu, na pewno nie powinni się znaleźć. To, co powiedziałeś o utracie PiS-owskiego elektoratu, jest bardzo przykre, choć niestety prawdziwe.

Przykro jest nam wszystkim. (…)

Oczywiście dostrzegam wszystkie te rzeczy, o których mówisz, to swoiste uciekanie. Po głosowaniu nad czterema projektami proaborcyjnymi premier Morawiecki potrafił napisać, że się pomylił, bo tak naprawdę to on jest za kompromisem aborcyjnym – to dla mnie ogromny zawód. Widząc od dawna, co się dzieje, uważam, że trzeba zbudować silne prawe skrzydło, pisałeś zresztą o tym na łamach „Wpisu”. Ja jestem po tej prawej stronie. Mnie strasznie boli i nie zgadzam się z tym, że Prawo i Sprawiedliwość odchodzi od ochrony życia i bardzo często stara się być poprawna politycznie w sytuacji, gdy nie wolno być poprawnym politycznie. Polacy powinni usłyszeć jasne komunikaty, które wywodzą się z naszej cywilizacji chrześcijańskiej, a nie iść na kolejne kompromisy, które rozwalą ją w proch. Masz absolutną rację, że cała masa ludzi nadal wierzy, że nadzieja jest w Prawie i Sprawiedliwości, dlatego należałoby rzetelnie podejść także do popełnionych błędów. Jeżeli nie stać na powiedzenie: przepraszam, to niechże będzie chociaż nowy zapis zweryfikowanego programu, tak żebym ja i ludzie podobni do mnie, mocno osadzeni w wierze i w Kościele katolickim, mogli się tam znaleźć, z tym programem się identyfikować. (…)

Coraz mniej prawicy w Zjednoczonej Prawicy – muszę to powiedzieć z wielkim żalem. To dla mnie największe rozczarowanie, nie jeden czy drugi błąd w zarządzaniu, ale to, że odchodzi się od ideałów konserwatywnych, tradycyjnych, narodowych, chrześcijańskich.

Absolutnie tego nie akceptuję i jestem temu całkowicie przeciwna. Przez to jesteśmy coraz słabsi, coraz bardziej się rozmywamy i coraz mniej ludzi będzie chciało z nami współpracować. Muszę tu jednak zaznaczyć, że jestem przekonana, iż jest szansa na dobre zmiany w Prawie i Sprawiedliwości. Widzę dużą aktywność osób młodych w strukturach całego kraju, takich właśnie jak Łukasz Kmita w Małopolsce. Ci ludzie starają się być bliżej szeregowych członków, są widoczni i aktywni na wydarzeniach lokalnych. Oni wiedzą, jak ważne jest wsłuchiwanie się w głosy wyborców i mam nadzieję, że to oni właśnie zlikwidują dystans między władzą a jej członkami. I jeszcze jedno, mam nadzieję, że w sytuacji ofensywy lewactwa PiS doprecyzuje program działania partii w kierunku ochrony i promocji dziedzictwa cywilizacji chrześcijańskiej. Taka rekonstrukcja programu jest wg mnie niezbędna, jeśli mamy na myśli szeroko pojęty interes Polski. Jeśli Polska ma trwać, trzeba zadbać o jej fundamenty moralne, edukacyjne, kulturowe. One są naprawdę najważniejsze. Polska przetrwała czasy rozbiorów, bo o te sprawy dbano w rodzinach. Nie ma dziś na scenie politycznej Polski innej partii, która miałaby siłę walczyć i szansę zwyciężyć z rewolucją bolszewicką. Prawo i Sprawiedliwość musi podjąć to zadanie.

 

Cała rozmowa ukazała się w aktualnym wydaniu miesięcznika Wpis (6/2024).

Numer 06/2024

Wiara Patriotyzm i Sztuka

Numer 06/2024

 


Komentarze (0)

  • Podpis:
    E-mail:
  • Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Wpisy są moderowane przed dodaniem.

Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.